31. Trójka Mieczy
🍋 Perspektywa Josie 🍋
Cytrynowa12
Nie musieliśmy długo czekać na powrót Rosity. Kilka minut w mgnieniu oka minęło nam na rozmowie, a gdy tylko dostrzegłam – zbliżającą się do nas – rudowłosą, zmrużyłam oczy, próbując w mroku dostrzec narzędzia, jakie trzymała w dłoniach. Całe szczęście nie były to żadne kości. Nasza prywatna wizjonerka przyniosła ze sobą karty do tarota, co niezwykle mnie ucieszyło. Byłam ciekawa przebiegu tego przedsięwzięcia oraz faktów, jakie wyczyta z kart. Najpierw jednak każda z nas musiała zapisać na kartce swoje trzy największe marzenia.
Obracałam w dłoni długopis, jednocześnie wygładzając kartkę, w czasie gdy zastanawiałam się nad swoimi trzema pragnieniami. Jeszcze jakiś czas temu, gdy miałam kryzys i wiele musiałam w swoim życiu zmienić, marzyłam o najprostszych sprawach – zdrowiu i szczęściu moim oraz bliskich, poprawie sytuacji finansowej oraz permanentnym spokoju wewnętrznym. Może to błahe, lecz doskonale pamiętałam, jak mocno nerwy oddziaływały na samopoczucie, psując każdy kolejny dzień.
Jak powiedział Bruce Lee: "Jeśli tracisz pieniądze, nic nie tracisz. Jeśli tracisz zdrowie, coś tracisz. Jeśli tracisz spokój, tracisz wszystko". Zgadzałam się z tym stwierdzeniem. Nie posiadanie pieniędzy i choroba to oczywiście ogromny problem, jednak gdy dodatkowo traciliśmy jeszcze harmonię ducha, nie mieliśmy możliwości w pełni zawalczyć o te dwie pierwsze kwestie.
Kiedyś bez wahania właśnie te słowa bym zapisała, lecz w danym momencie moja sytuacja się poprawiła. Ja, moja rodzina i przyjaciele czuliśmy się dobrze, byłam aktualnie spokojna, gdyż pokonałam największe przeciwności i nawet odnalazłam szczęście u boku Aresa, aczkolwiek pragnęłam, aby było to coś więcej niż zażyła przyjaźń.
Dlatego w końcu przyłożyłam pisak do świstka papieru i słowa zaczęły się kreślić niemal same, bo płynęły z głębi serca.
Zbliżenie z Aresem – zaszkliły mi się oczy, gdy zapisałam te kilka krótkich, ale niezwykle ważnych słów. Pragnęłam tego całą sobą i wierzyłam, że jeśli to życzenie opuściło mój umysł, lądując na papierze, wszechświat zrobi wszystko, aby się ono urealniło. Stało się to już w moich snach, a od nich niedaleka była droga do spełnienia w życiu rzeczywistym.
Zaręczyny – jeśli stworzyłabym z Aresem piękny związek, byłby to jeden z kolejnych jego etapów. Jako romantyczka często wizualizowałam sobie ten moment i chciałabym mieć możliwość go przeżyć.
Dziecko – to swoiste przypieczętowanie wielkiej i niezwykłej miłości, jaka nas połączyła. Ares byłby cudownym ojcem, co do tego nie miałam wątpliwości, dlatego też to marzenie wydawało mi się bardzo realne i piękne. W głowie widziałam już całą naszą trójeczkę z uśmiechniętymi buziami.
Gdy upewniłam się, że słowa, które zapisałam, były dokładnie tym, o czym marzyłam, za poleceniem Rosity złożyłam kartkę i zamaszyście umieściłam tam duże "Josephine". Następnie wszystkie kartki spłonęły, lecąc w postaci szarego dymu prosto do gwiazd, a Rosita zaczęła stawiać tarota w pierwszej kolejności Leili.
Z zaciekawieniem słuchałam tego, co karty miały do powiedzenia mojej przyjaciółce, będąc coraz bardzo podekscytowana faktem, iż niedługo moja kolej.
Po kilkunastu minutach karty trafiły w moje ręce, abym to ja mogła je przetasować i powtarzać w myślach swoje pragnienia. Oddając tarota Rosicie, uśmiechnęłam się, będąc w pełni gotowa na usłyszenie przepowiedni. Wierzyłam jednocześnie, że będą to pozytywne wróżby, bo jak wiadomo – wiara czyni cuda. Podchodząc do tematu niezwykle optymistycznie, była możliwość, iż karty będą dla mnie przychylne.
— Gwiazda — oznajmiła rudowłosa, pokazując mi kartę na której widniał wspomniany symbol wraz z kobietą, nalewającą wodę z dwóch dzbanów. — To symbol poszukiwania tego, co daje ci prawdziwe szczęścia. Gwiazda, to zachęta do zrobienia kroku naprzód i podążania własną drogą — mówiła, a ja mimowolnie pomyślałam o Aresie. Już go znalazłam, lecz bez wątpienia w tej sytuacji potrzebny był wielki, pewny krok do przodu. — Karta ta mówi, że warto podjąć się każdego posunięcia, aby zdobyć to, co jeszcze nie zdobyte.
Moje serce zadrżało. Była to dopiero jedna z sześciu kart, a już tak bardzo we mnie uderzyła, dając mi pewność, że to co pragnęłam zrobić, było jak najbardziej słuszne. Pozytywny wydźwięk tego przekazu także dał mi otuchę, że gdy już dojdzie do najważniejszej rozmowy między mną a Aresem, wszystko zakończy się tak, jak powinno.
— Papieżyca. — Rosita wpatrywała się z powagą w kartę z postacią, trzymającą jakąś księgę. Wyglądała ona dystyngowanie, lecz zimne kolory, jakie przeważały na tym obrazku, sprawiły, że owiał mnie chłód. Martwiłam się, że to przesłanie już nie będzie takie wesołe. — To symbol wiedzy ukrytej. Księga, trzymana przez Arcykapłankę, jest zamknięta, a to oznacza ograniczony dostęp do jej zawartości. Ktoś może cię okłamywać. — Rosita podniosła na mnie wzrok. Była maksymalnie skupiona na wykonywanej czynności.
Tak jak podejrzewałam, Papieżyca ruszyła machinę moich myśli. Sekret oczywiście miała przede mną Leila i coś mi mówiło, że właśnie o jej osobę tutaj chodziło. Fakt faktem – przeprowadziłyśmy rozmowę, lecz to nie zmieniało prawdy, iż była mi bliska, a jej księga do tamtej pory pozostawała przede mną zamknięta. Przed konwersacją wiedziałam, iż coś miała do przekazania, nawet podejrzewałam co, lecz zaglądanie do powieści, gdy ktoś trzymał dłoń na jej okładce, nie dawało możliwości pełnego odkrycia wnętrza.
— Co my tu dalej mamy... Świat. Ta karta jest pewnego rodzaju pocieszeniem — oznajmiła po chwili, a moim oczom ukazał się obrazek kobiety, tańczącej wewnątrz czegoś, mającego owalny kształt. — Nie martw się, moja piękna duszyczko — dodała z uśmiechem, widząc chyba moją zaaferowaną minę. — To, co tutaj widzimy... — Postukała paznokciem w wyrocznię w postaci karty. — Symbolizuje dopełnienie etapu, bądź nawet całej podróży. Idzie za tym potrzeba wzniesienia się na wyższy poziom.
Zmarszczyłam brwi, próbując dopasować słowa Rosity do którejś kwestii z mojego życia. Na wyższy poziom chciałam wznieść się w kilku aspektach mojego życia, więc teoretycznie karta miała rację, lecz ja wolałabym jakieś jaśniejsze wytłumaczenie i widząc, że Ros zabierała ponownie do mówienia, miałam nadzieję, że takowe otrzymam.
— Poszerzysz horyzonty oraz zrozumiesz i zmienisz sposób widzenia danej rzeczywistości — dodała.
Te słowa były już konkretne i mogłam je z łatwością dopasować do związku Leili i Ra. Nowe spojrzenie w tym przypadku było mi potrzebne, jak w żadnym innym. Ten proces poniekąd się już zaczął. Usilnie pilnowałam się, aby tak mocno nie krytykować tej relacji. Fakt, iż w przyszłości miałam całkowicie zmienić swoje postrzeganie, był wyzwalający, ale także szokujący. Kilka dni temu sama nie sądziłam, że w jakimś stopniu odpuszczę Raeesowi, a karty zapewne wiedziały to już wtedy. Świadomość, że istniało coś ponad nami, znało nasze przeznaczenie, z góry pokazując, jak będą wyglądały sprawy, przyprawiało o lekkie dreszcze. Mimo to spragniona byłam dalszej wędrówki po tym magicznym świecie. Czekałam jeszcze na trzy karty.
— Wieża, to symbol nagłych i gwałtownych zmian — rzekła, a ja skierowałam wzrok na kolejną z kart.
Wyglądała ona... Przerażająco. Tak, to dobre określenie. Budowla ta płonęła. Gdy na nią patrzyłam, miałam wrażenie, że ten nędzny obrazek zamieni się w krótki filmik, pokazujący, jak mury pękały w zastraszającym tempie, a górna połowa twierdzy wylądowała na ziemi. Czy taki sam upadek czekał również mnie? Jeśli wierzyć kartom, to pewnie tak. Czekały mnie jakieś niekorzystne zmiany, może porażka. Ale dlaczego, skoro poprzednia karta również przepowiadała zmianę, aczkolwiek tę korzystną, a pierwsza dała nadzieję na to, że ziści się moje największe pragnienie, związane z osobą Aresa?
Kompletnie nic mi się nie zgadzało. Każda kolejna karta wprowadzała jeszcze większy mętlik w mojej głowie. Dawano mi nadzieję, po to aby po chwili zasiać ziarno niepewności – i to wcale nie takie małe, gdyż wieża w ogniu według moich przeczuć wskazywała na duże cierpienie i łzy.
— Jej metaforyczne znaczenie, mówi, że wiele relacji, które wydają się stabilne, tak naprawdę zbudowane są na kruchych fundamentach — opowiadała Ros, a moje serce z każdym jej słowem zaczynało bić mocniej. Bałam się tego, co jeszcze usłyszę. — Pogodzisz się z tymi zmianami. Nie będziesz miała innego wyjścia. — Podsumowała.
Wizja mojego pogodzenia się z tym, co mnie czekało, była pokrzepiająca, aczkolwiek druga część zdania nie do końca mi się podobała. Nie lubiłam nie mieć wyjścia – chyba jak każdy z nas. Stawanie przed faktem dokonanym i przymus zaakceptowania czegoś, tylko z racji tego, że nic i nikt nie mógł tego zmienić, to coś bardzo ciężkiego.
Westchnęłam, widząc, że Ros nie miała już nic do dodania i odwracała kolejną kartę.
— Och... Trójka Mieczy. Jak pewnie się domyślasz, piękna duszyczko, karta ta symbolizuje trójkąt miłosny — oznajmiła.
Tak, domyślałam się. Patrząc na wielkie wymalowane serce, w które wbite zostały trzy miecze, wiedziałam, że to nie znaczyło nic dobrego. Tam, gdzie pojawiały się liczby nieparzyste, często był problem. Każdy z nas w życiu dążył do znalezienia swojej pary. Ludzie łączyli się w dwójki. Podczas, gdy jakiejś parze udało się coś budować, a dodatkowa osoba zostawała z niczym, czuła się zawiedziona. Dlatego nie lubiłam liczb nieparzystych. W przypadku zawodu miłosnego, samotna dusza powinna mieć innego człowieka, który byłby dla niej opoką. Świat więc dążył do parzystości, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.
Odczuwałam już skutki rollercoastera, jaki dało mi te pięć kart. Nie wiedziałam już, co było gorsze – przerażająca, płonąca wieża, czy nieszczęsny trójkąt.
— Wraz z jej ukazaniem, towarzyszyć ci mogą uczucia pełne nieszczęścia i bólu. Będziesz wycofana i pogrążona we własnych myślach. — Rosita wymieniała samopoczucie, jakiego doskonale mogłam się spodziewać w tak ciężkiej sytuacji. — Aczkolwiek nie bój się. Te stany to początek procesu twojej wewnętrznej przemiany — dodała, chcąc chyba w jakiś sposób mnie pocieszyć, lecz nie odebrałam tak tego.
Zmiana wewnętrzna była stałym elementem życia. Każdy z nas doświadczał jej kilkukrotnie w ciągu wszystkich lat na ziemi i nie uważałam jej za coś negatywnego. Niestety przyczyna tej zmiany niekiedy była bardzo bolesna i tego bałam się najbardziej. Wolałam zmienić się wewnętrznie na skutek szczęśliwego, poważnego związku niż wielkiej straty jednej z ważniejszych osób. Niestety życie to nie koncert życzeń, więc nie byłam w stanie ustawić go sobie pod moje dyktando.
— Na koniec mamy Asa Kielichów. To bardzo pozytywna karta, Josie. — Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie, co z trudem odwzajemniłam. Ciężko było myśleć o pozytywach, gdy chwilę wcześniej usłyszałam tragiczne wiadomości. — Dotyczy ona twojej duchowej strony. Przekazuje ci, że każde marzenie można zrealizować, ale to wymaga czasu.
Logiczne, że nic nie przychodziło do nas samo i to jeszcze w szybkim tempie. Należało popracować nad swoimi celami, ale w jaki sposób te plany miały się ziścić, skoro wcześniej zostało mi powiedziane, iż metaforyczna wieża zbudowana z relacji, mających fundamentalne znaczenie w moim życiu, stanie się prochem? Jedna przepowiednia wykluczała drugą. Pełno było w tych kartach sprzeczności, wprowadzających mnie w niepokój.
— Kielich może także symbolizować odrodzenie uczucia i relacji. Jest prognozą dla zaręczyn, ślubu oraz narodzin dziecka — dodała rudowłosa.
Zaręczyny, ślub i narodziny dziecka... To wymarzony, długoterminowy plan na moje życie.
Westchnęłam zmieszana wszystkim, co przekazała mi Rosita. Przynajmniej zakończyłyśmy tę sesję optymistycznie. Wnioskowałam, iż wszechświat przewidział dla mnie ciężki czas, który wiele mnie nauczy i odmieni, aby potem nagrodzić mnie wszystkim, co wypisałam na liście marzeń, która już dawno powędrowała do gwiazd. Patrząc na to z dystansu, nie było to pozbawione sensu, chociaż rzeczywiście takie mi się na początku wydawało.
Rosita zaczęła stawiać tarota Tinie, a ja, mimo że próbowałam wsłuchiwać się w przekaz kart, wracałam myślami do swoich wróżb. Być może błędem było dogłębne rozmyślanie nad nimi, gdy była to jeszcze bardzo świeża sprawa. Kolejnego dnia, gdybym podeszła do tego z dystansem, na pewno okazałoby się, iż nie było to nic aż tak strasznego.
Niestety nie umiałam przejść do porządku dziennego nad rewelacją o Trójce Mieczy, która wskazywała na nieproszoną osobę, jaka miała wkroczyć między mnie i Aresa. Ta karta zasiała w moim sercu największy niepokój. Posiadanie wiedzy, iż relacja, która wkrótce miała się zacząć i w głowie wizualizowałam sobie jej piękno, tak naprawdę będzie posiadała komplikacje, to coś strasznego.
O ile mogłam dzięki tej świadomości przygotować się na daną sytuację, to niestety minusem była strata poczucia szczęścia i ekscytacji ze zbliżającej się randki oraz szczerej rozmowy.
Nurtowało mnie też pytanie, które zadawałam sobie od momentu, gdy Ros pokazała mi kartę z trzema mieczami – otóż kto miał być tą dodatkową osobą, która nas podzieli?
Od jakiegoś czasu nie byłam już ślepa. Doskonale widziałam uczucie w oczach i gestach Aresa. Dodatkowo przecież znałam go od dziecka i wiedziałam, że nie dałby rady wymazać swoich uczuć do mnie i przełożyć ich od razu na inną kobietę. Nie był tym typem mężczyzny.
Więc kto...?
Odruchowo spojrzałam na Leilę, która w skupieniu słuchała wróżb Tanishy. No właśnie, trzecią osobą w tej relacji mogła być moja przyjaciółka, a zarazem siostra Aresa.
Wszystko nagle zaczęło układać się w logiczną całość. Przecież nie miałam pewności, czy przyjaciółka będzie zadowolona z mojego związku z Aresem, gdy ja nie kryłam swojej niechęci do jej związania się z Ra. Brunetka nie była osobą mściwą, aczkolwiek sprawy między naszą czwórką skomplikowały się na tyle, że mogła mieć pewne obiekcje co do naszej miłości.
Przeszły mnie dreszcze na samą myśl o kolejnych emocjonalnych rozmowach. Gdy Leila naprawdę nie zaakceptuje naszej relacji, będę miała poczucie strasznej niesprawiedliwości. Jasne, nie tolerowałam w pełni jej romansu z Raeesem, lecz miałam ku temu poważne powody. Za to Ares był zupełnie innym człowiekiem niż Ra. On nie skrzywdziłby mnie, więc mieszanie między nami byłoby aktem czystej złośliwości.
Moje rozmyślania przerwał czyjś szloch. Zerknęłam na każdą z dziewczyn, orientując się, że rozkleiła się Tina, którą najmniej o to podejrzewałam. Nie słuchałam jej wróżb, więc byłam mocno zdezorientowana tym faktem. Spojrzałam na karty, dostrzegając, że Rosita omawiała właśnie znaczenie szóstej z nich.
Szybko otoczyłyśmy Tinę wsparciem oraz chęcią wysłuchania tego, co ją trapiło. Chyba dla wszystkich z nas jej łzy były szokiem, zważając na radosne i szalone usposobienie hinduski, która sprawiała wrażenie nie przejmującej się niczym szczególnie.
Namówiona do zwierzeń, opowiedziała nam o tym, co spotkało ją w bibliotece. Po wysłuchaniu tej historii, w pełni zrozumiałam jej zdenerwowanie. I tak długo dawała radę utrzymać uśmiech na ustach, bo nie zauważyłam wcześniej po jej zachowaniu, że przeżyła coś tak strasznego. Finał historii był optymistyczny, gdyż Tina była tu z nami. Została zraniona, ale jej życiu nic nie zagrażało.
Psychicznie jednak cała sprawa zostawiła ślad nawet na tak luzacko podchodzącej do świata Tinie. Na szczęście miała nas i nasze przyjacielskie wsparcie, którego nie omieszkałyśmy jej dać.
______________________________________________
Witajcie w kolejnym rozdziale! Jeśli zaintrygowała Was tajemnicza historia Tiny, to zapraszam do książki Thirsty For Lucky, gdzie przeczytacie o wszystkich szczegółach 😊
Co sądzicie o wróżbach dla Josie? Macie tak samo mieszane uczucia jak ona? Podzielcie się wrażeniami i do następnego! 💛
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top