20. Judasz

🌸 Perspektywa Leili 🌸
Sonreir_K

Po wczorajszym – pełnym niesamowitych niespodzianek i dziwnych doświadczeń dniu, zdawało mi się, że wszystkie wywołujące szok sytuacje, miałam już za sobą. Myliłam się. Nowy, zapowiadający się świetnie, poranek rozpoczęłam telefoniczną rozmową z rodzicami, którzy – jak to oni – nie przedłużając dyskusji, przeszli od razu do konkretów, proponując mi spotkanie.

Oczywiście przystałam na ich propozycję. 

Poprzedniego dnia Ares wspominał, iż czekała mnie interesująca pogawędka z mamą i tatą, rodzice również raczyli poinformować mnie o tym fakcie wieczorem – przy końcówce filmowego seansu, dlatego też wykazywana przez nich nagła chęć rozmowy na żywo nie powinna mnie w ogóle dziwić. Wprawiła mnie ona jednak w zdumienie – nie przez próbę kontaktu, lecz pozbawiony czułości ton, który demonstrowali mi opiekunowie.

Ich bezduszność wydawała się podejrzana. Nancy i Harvey od zawsze słynęli z radości, miłosierdzia i czułości – szczególnie względem swoich dzieci. Tak nagła, bardzo wyczuwalna zresztą, zmiana nastawienia mogła sugerować poważne problemy. Mogła, lecz nie musiała. Bez sensu było więc zagłębiać się w temat i przysparzać sobie niepotrzebnego źródła stresu. A nuż może właśnie nie chodziło o nic strasznego. Może rodzice mieli mi do przekazania jakieś miłe wieści, lecz przed oświadczeniem ich chcieli chwilę wodzić mnie za nos. Podobnie jak Ares – nie miałam pojęcia, czego dokładnie dotyczyć miało nasze spotkanie. Ciekawość zżerała mnie od środka. Co było tak ważne, że zostało utajnione przed moim bratem? Mogłam rzucić milionem odpowiedzi na to pytanie, lecz żadne z pewnością nie byłoby trafne. By poznać fakty, należało spotkać się z rodzicami. To też właśnie planowałam zrobić. 

Po porannej kąpieli z Raeesem pojechałam do posiadłości Nancy i Harveya wraz z ukochanym, który zaoferował mi podwózkę. 

— Nie wiem ile to potrwa — wyznałam, gdy zmierzaliśmy na górę. — Jeśli chcesz, możesz jechać do domu. Wrócę taksówką — zasugerowałam. 

Naprawdę nie miałam pojęcia, jaką ilość czasu należało poświęcić na to spotkanie. Moja rozmowa z rodzicami – na dobrą sprawę – mogła trwać parę minut, lecz jeśli poruszony przez nich temat był poważny – dyskusję mogliśmy liczyć również w godzinach. Jeśli druga opcja okazałaby się prawdą, oczekiwanie Raeesa byłoby marnowaniem cennego czasu, w trakcie którego chłopak mógłby zrobić wiele bardziej pożytecznych rzeczy. 

— Zaczekam. 

— Dobrze. — Nie miałam zamiaru przekonywać go do zmiany decyzji. Moja głowa pochłonięta była innymi – ważnymi sprawami, które dotyczyły... No właśnie sama nie wiedziałam czego. — W takim razie chodźmy — rzuciłam, gdy drzwi windy otwarły się. 

— Panie przodem — rzekł, pokazując ręką, bym poszła pierwsza.

Uczyniłam to. 

Raees powtórzył mój ruch – wyszedł z windy i stanął przed czarnymi wrotami królestwa Harveya i Nancy. 

Jego obecność była moim środkiem uspokajającym. Dodawała mi niesamowitych pokładów otuchy i wsparcia – dwóch czynników, które były niezbędne w przystąpieniu do tajemnej rozmowy. 

W pełni gotowa na dyskusję o losach firmy – bo właśnie takiego tematu się spodziewałam – wcisnęłam palcem dzwonek od drzwi, by powiadomić, osoby przebywające w domu, iż przybyli goście.

Dosłownie parę sekund po tym ruchu usłyszeć mogliśmy dźwięk sugerujący, iż zamki w drzwiach zostały otwarte. 

— Dzień dobry, panienko Statham. — Powitała mnie radosna Arabel. 

Staruszka, która w naszej willi pełniła rolę gosposi, zanim zaczęła pracę u nas, była również wieloletnią pomocnicą u Nancy i Harveya. To właśnie u rodziców mieliśmy okazję ją poznać. Gdy przybyła do domu, byliśmy jeszcze małymi dziećmi. Można więc bez krępacji przyznać, że Arabel nie była dla nas tylko gosposią, lecz częścią rodziny, która dbała o nas od wielu lat, i bez której żadne z nas nie wyobrażało sobie życia. 

— Dzień dobry, Arabel — odparłam z promiennym uśmiechem. 

Nie dziwiła mnie jej obecność. Natknięcie się na staruszkę było nieuniknione. W końcu kobieta dbała nie tylko o naszą willę, lecz i o mieszkanie, w którym przyszło nam się spotkać. 

— Panie Singh — dodała z lekkim kiwnięciem głowy, przenosząc spojrzenie na Raeesa, a potem znów na mnie. 

Szmuglowała nas chwilę wzrokiem, ukazując coś, co z pewnością wolała utajnić – podekscytowanie. Jej zmęczone, pozbawione wyraźnego pigmentu, oczy lśniły jak nigdy dotąd. Ich blask sugerował najczystszą, wyzbytą smutków i trosk, radość, oraz przyczyniał się do pytania: Czy Arabel była świadoma czegoś, o czym nie powinna wiedzieć? Czy temat tajnej rozmowy, na którą zmierzałam, został jej przedwcześnie ujawniony? A może słyszała, o czym w domowym zaciszu dyskutowali moi rodzice? Pytań było wiele, odpowiedzi zaś zero. Należało więc w końcu samemu odkryć, jakie sekrety ukrywali przed dziećmi Stathamowie. 

— Ciao, Arabel. 

Słowa Raeesa sprowadziły staruszkę na ziemię. Jej stopy stykały się z twardym podłożem, lecz dalej odnosiłam wrażenie, że myśli kobiety bujały w niebiańskich obłokach. Nie myliłam się w tej kwestii. Byłam wręcz pewna, iż to o czym rozmyślałam, działo się naprawdę. W twierdzeniu tym upewniło mnie niestandardowe zachowanie Arabel. 

Ten jej wzrok, którym bajkowo na nas spoglądała... Szkliste i przepełnione smutnymi łzami spojrzenie, potrafiło rozczulić nawet najtwardsze serce. Moje jednak nie było skute lodem, a wzrok Arabel nie sprawiał bólu i nie demonstrował cierpienia. Krople, które wypełniały oczy staruszki, nie należały do łez rozpaczy – te zwykły wyglądać inaczej. Płacz kobiety symbolizował wzruszenie, szczęście i spełnienie. Urzekająca, tkliwa na swój oryginalny sposób scena, będąca powodem... No właśnie, czego? Ciekawska natura, którą zostałam obdarzona przy narodzinach, kusiła mnie, bym zapytała kobietę, co było przyczyną jej ogromnej radości, której ta nie potrafiła ukryć. Natomiast dobre wychowanie, którego mnie uczono, zakazywało takowych pytań. Jeśli więc Arabel chciała podzielić się z nami – zapewne dobrymi nowinami – musiała sama rozpocząć temat. Mi w końcu nie wypadało. 

— Panienki rodzice czekają na panienkę w gabinecie. — Zwróciła się do mnie. — A pana zapraszam do kuchni. Przygotowałam kerala i słodycze z kolendry i jaggery. 

Raees przyjął zaproszenie na przepyszną ucztę. Ja zaś udałam się we wskazane słownie przez Arabel miejsce. Ustałam przed ciemnymi, dobrze komponującymi się z resztą otoczenia, drzwiami i zapukałam w nie, chcąc otrzymać pozwolenie na wejście do pomieszczenia. 

— Proszę!

Usłyszałam potężny głos mojego ojca. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam wrota jego małego, prywatnego królestwa, w którym dziś władzę sprawował nie tylko król Harvey, lecz i królowa Nancy. 

— Mamo, tato... — Planowałam przywitać się z komitetem powitalnym, lecz ten zaszczyt został mi szybko odebrany.

— Usiądź — rozkazał ciut ozięble, ojciec. 

Jego oschły ton był dla mnie nowością, do której nie zamierzałam się przyzwyczajać. Nie, gdy wiedziałam, że to właśnie we mnie jego brązowe tęczówki – mimo upływu wielu lat, dalej dostrzegały małą księżniczkę, którą z resztą stałam się dla niego od chwili poczęcia. Co prawda nie byłam już malutką następczynią tronu, a dojrzałą, gotową przejąć koronę, kobietą, lecz oczy ojca zawsze widziały we mnie małe dziecko, o które należało dbać. To była kwestia niezmienna. Według niego małe źródło jego szczęścia zawsze pozostawało niewinną dziewczynką, o którą ten musiał się troszczyć. On natomiast dla mnie od zawsze był sprawiedliwym i kochanym królem, który od najmłodszych lat pokazywał mi, czym była prawdziwa i czysta męska miłość. Byłam mu za to dozgonnie wdzięczna i mimo mało delikatnego tonu, który postanowił stosować w trakcie rozmowy, wiedziałam, iż jego serce nie przyczyniłoby się do uczynienia mi krzywdy. Ono za bardzo mnie kochało, by móc sprawić mi ból.

Wykonałam polecenie taty. Usiadłam na wygodnej, wykonanej z miękkiego materiału, kanapie. Przede mną znajdowali się oni – moi rodzice. Ich pozy były dostojne – niczym te z wielkiego, prezentującego ich obrazu, który został stworzony specjalnie do dopełnienia gabinetowego wystroju. 

Odziany w ciemny garnitur z dolce&gabbana, ojciec zdawał się postacią wyjętą wprost z malunku, który zamówił. Władczy, potężny, czcigodny, szlachetny i przystojny król za swą towarzyszkę obrał piękną, odzianą w satynową suknię, kobietę, której atrakcyjność uwydatniał blask kryształów Swarovskiego. Przy ich szykownych kreacjach, moja biała, sięgająca do połowy uda, dopasowana idealnie do kształtu figury sukienka z rozcięciem oraz czarna, dodająca outfitowi pazura skórzana ramoneska, zdawały się tak zwyczajnym i pozbawionym gustu wyborem, że śmiałabym twierdzić, iż nie pasowałam do ich standardów. Nie dziś. Czy to wróżyło coś złego? Cóż... Miałam nadzieję, że nie, lecz nadzieja nie zawsze szła w parze ze szczerymi intencjami. 

— Przyszedł czas, by wspólnie przedyskutować sprawy, dotyczące przyszłości, kochanie. — Głos jako pierwszy zabrał mój ojciec. — Przyszłości twojej, moje dziecko, oraz firmy. 

Podejrzewałam, że spotkanie to dotyczyć miało naszej rodzinnej działalności. Lecz skoro rzeczywiście tak było, czemu w rozmowie nie brał udziału Ares?

— W życiu każdej kobiety przychodzi pewien czas, Leila...

— Do czego zmierzasz, matko? — zapytałam, dostrzegając, iż przebieg rozmowy prowadzony był okrężną drogą. Dzięki rodzicom, którzy zwykle od razu przechodzili do sedna, nie byłam przyzwyczajona do takowych pogawędek i nie chciałam ich. Wolałam konkrety i ich właśnie oczekiwałam. 

— Możesz przyczynić się do znacznego rozwoju firmy. 

— Z miłą chęcią pomogę — przyznałam, lecz nie należałam do osób, które zwykły zgadzać się na coś, przed otrzymaniem wszystkich szczegółów. Moi rodzice doskonale zdawali sobie z tego sprawę, dlatego też wnioskowałam, że nie chcieli wyjawiać mi wszystkiego. Nie od razu. — Podejrzewam, że macie jakiś plan. Inaczej nie zadawalibyście sobie tyle trudu, by ściągnąć mnie tu, utrzymując wszystko w tajemnicy przed Aresem — zaczęłam, dość niewinnie sugerując, iż mieli oni już pewną koncepcję, którą pragnęłam poznać, zanim wypowiedziałam ostateczne słowa. 

— Nie mylisz się. Sprawa, kochanie, dotyczy ciebie, dlatego też Ares był zbędny w tym spotkaniu. 

— To znaczy? — spytałam, dalej ciągnąc temat. 

Jeśli rodzice sądzili, że wyrażę dużą chęć zaangażowania i zgodzę się im pomóc, bez wtajemniczenia mojej osoby w plan, który stworzyli, byli w błędzie. 

— Ojciec chciał powiedzieć, Leila, że Ares nie posiada tyle wdzięku co ty, a jest on nam potrzebny i niezbędny.

Założyciele filmy „Statham" potrzebowali wdzięku, którego obydwoje mieli aż nadto. Zaskakujące, nieprawdaż?

— W czym konkretnie? 

— Mój przyjaciel Juarez Carrera, z pewnością go pamiętasz, kochanie. Został ci przedstawiony na przyjęciu syl... 

— Sylwestrowym — dokończyłam za ojca, sięgając pamięcią do imprezy, na której poznałam pana Carrera – wysokiego, szarmanckiego mężczyznę w średnim wieku, którego bardzo dobrze pamiętałam. 

Zwykłe byłam błyskotliwą osobą, lecz tym razem mimo wielu faktów, dalej nie pojmowałam, jak osobowość Carrera wpłynąć miała na pozytywny rozwój naszej firmy, lub nie chciałam tego pojąć.

— Może mi ktoś skrupulatnie wytłumaczyć, jaki wkład w naszą działalność ma pan Carrera, że został przywołany w tej rozmowie? 

Wyraźnie wyczuwałam jakiś podstęp.

— Juarez Carrera spłodził syna. 

— Przystojny chłopak wdał się w ojca — dodała matka, wierząc, że poziom atrakcyjności tego mężczyzny miał dla mnie jakieś znaczenie. A to niespodzianka – nie miał. 

— Połączenie dwóch rodzin, oraz biznesów jest wybornym pomysłem, dlatego też chcemy ogłosić wasze zaręczyny. 

 „Nasze kurwa co?!" — zapytałam w myślach, wytrzeszczając wzrok ze zdziwienia.

Chciałam zapytać, czy był to jakiś kiepski żart. Niestety nie obchodziliśmy dziś prima aprilis, a ich miny nie wskazywały, iż był to, pozbawiony dobrego humoru, dowcip. Twarze moich rodziców były kamienne i demoniczne, niczym wyrzeźbione na Notre Dame gargulce, a wzrok, którym na mnie zerkali, był śmiertelnie poważny. Dokładnie jak propozycja, którą mi złożyli.

— Dostrzegam twoje zdziwienie — zaczął ojciec. — Tak też sądziłem, że nie przyjmiesz tej nowiny pozytywnie, lecz nie nastawiaj się negatywnie do całego przedsięwzięcia, córko. Poznaj Savio osobiście i dopiero składaj obiekcje.

Król, który dbać miał o moje bezpieczeństwo i szczęście, zawiódł moje niewinne, ślepo wierzące w jego miłosierdzie, serce. Zdradził mnie i rzucił do koloseum, pozostawiając moje okaleczone ciało jako pokarm dla głodnych lwów. Tak nie postępował władca, a już na pewno nie dobry ojciec, którym sądziłam, że był Harvey.

— Mam zaręczyć się z mężczyzną, którego nie znam? — zapytałam, nie kryjąc oburzenia. On nie tylko nie został mi przedstawiony, ale również i pokazany. Od dziecka uczono mnie, iż nie należało brać przysłowiowego „kota w worku", gdzie więc tym razem podziało się to twierdzenie, gdy rozchodziło się o moje zamążpójście? 

 — Zapoznamy was, Leila — odezwała się matka. — Umówimy was na spotkanie. Pan Carrera jest pozytywnie nastawiony do tego związku. Pozostaje tylko kwestia przedstawienia was sobie oraz wyznaczenia daty zaręczyn.

— Wybacz matko, ale odjęło ci rozum — powiedziałam wściekłym tonem. — Co to znaczy, że Carrera jest pozytywnie nastawiony do związku i zapewne małżeństwa? — zapytałam kpiąco. — Nie interesuje mnie zdanie przyjaciela ojca...

— Leila, waż na słowa... 

— Nie, ojcze. — Sprzeciwiłam się. Miałam już dość ich durnych pomysłów. — Nie mam zamiaru siedzieć cicho, gdy potajemnie aranżujecie mi małżeństwo z nieznajomym — rzekłam oburzona. To Judasz, który miał zaszczyt nazywać się moim ojcem, nie miał prawa głosu w kwestii mojego zamążpójścia. To ja w tej sytuacji wyznaczałam granice. Nie on i jego zdradziecka żona, która uchodziła za moją matkę. — Gdzie podziały się wasze przekonania, że miłość to fundament cudownego małżeństwa? Wiele lat wmawiane mi słowa, nagle stały się tylko farsą? 

— Miłość przyjdzie z czasem, kochanie. 

— Za dużo czasu spędzasz z Rohanem, ojcze — rzekłam, przywołując osobowość taty Raeesa, który właśnie z takim przekonaniem poszukiwał niedawno narzeczonej dla swojego syna. — Jesteście bezdusznymi hipokrytami.

Tak, śmiało posądzałam ich o hipokryzję. Zarówno moich rodziców, jak i tych, którzy wychowali Ra. Sami mogli przyrzec miłość przed ołtarzem osobom, które szczerze i bezgranicznie kochali. Nam natomiast chcieli odebrać tę możliwość samodzielnego wyboru i wiecznego szczęścia. Jebani hipokryci. 

— Bóg was opuścił, jeśli sądzicie, że zgodzę się na ten chory pomysł.

— Leila, ojciec zasługuje na szacunek — zwróciła mi uwagę, mocno przejęta tonem, którym się zwracałam, matka. 

— A ja zasługuję na miłość — odpłaciłam pięknym za nadobne. — Nie jestem kartą przetargów ani inwestycją. Jestem waszą córką i powinnam mieć możliwość wyboru. 

Doprawdy wielki ból sprawiła mi, oznajmiona i dokonana przez rodziców, decyzja. Po głoszonych przez nich wartościach, spodziewałam się czegoś innego. Nigdy nie sądziłam, że byli oni w stanie posłużyć się mną jako drogocennym przedmiotem, a jednak byłam dla nich wartościową, pełną wdzięku rzeczą, którą – według nich – można było stawiać po kątach. Ja niestety miałam na ten temat nieco odmienne zdanie i nie zamierzałam poddawać się ich władzy. Chciałam walczyć, nawet jeśli bitwa oznaczałaby początek wojny domowej – byłam w stanie poświęcić się i polec w boju, pozostając bez niczego, byle tylko nie poddać się bez walki. 

— Leila, masz dwadzieścia dwa lata — zauważył Harvey. 

Jego umiejętne liczenie, bez użycia kalkulatora, rozczuliło mnie w tej wyniosłej chwili. Mimo, iż w kwestii roku moich narodzin byliśmy zgodni, nie zamierzałam zmieniać nastawienia. Dalej pozostałam wierna swoim przekonaniom i nie sądziłam, by mój nadwyraz młody wiek był dobrym argumentem do skazania mego serca na cierpienie wiecznych katuszy. 

— Co mój wiek ma do ślubu z nieznajomym? — zapytałam, nie pojmując tej głupiej logiki. Jak widać, mój kobiecy mózg był zbyt ograniczony. Nie to co potężny i pracujący bez zastrzeżeń umysł, planującego mi życie bez mojej zgody, mężczyzny. — Ares niedługo będzie miał trzydzieści i nie szukacie mu żony. — Zaśmiałam się ironicznie.

— Wszystko w swoim czasie, kochanie — powiedział ojciec. 

Ich nikczemne plany, w stosunku do dzieci, wydały się. Rodzice, którzy według swoich potomków byli najcudowniejszymi opiekunami na świecie, za sprawą jednej błędnej decyzji stali się ich największymi wrogami. 

To nie tak, że już ich nie kochałam. Ja jedynie się na nich zawiodłam. Nie potrafiłam zdzierżyć, iż próbowali przejąć kontrolę nad czynnikami, na które nie powinni mieć wpływu. Oni nie chcieli wydać swoich dzieci za dobrych ludzi, by żyło im się godnie. Oni próbowali zrujnować nie tylko moje szczęście, lecz i życie Aresa u boku najdroższej mu kobiety – Josie. Tego było już za wiele.

— Nigdy nie sprzeciwiłam się waszej woli. Zawsze byłam posłuszna, jak na dobrą córkę przystało, ale tym razem muszę powiedzieć „nie" — rzekłam spokojnie, mając nadzieję, że rozmową pozbawioną niepotrzebnych uniesień szybciej dotrę do ich pozbawionych człowieczeństwa dusz. — Nie spotkam się z tym chłopcem, wiedząc, że wraz z panem Carrerą macie w planach wyznaczyć nam datę ślubu. 

— Nie dramatyzuj, Leila. Jego duża firma i nasza, dzięki takiemu sojuszowi połączyłyby siły i...

— Ja dopiero mogę zacząć dramatyzować. 

Na nieszczęście moich rodziców, wyrodna córka, która miała czelność im się sprzeciwić, posiadała nieustępliwy charakter Harveya, który nie pozwalał mi, być mu posłuszną. Nie w trakcie wojny.

— Zbędne będą wasze próby przekonania mnie. I tak nie zmienię zdania w tej kwestii. Nie spotkam się z nim i możecie być pewni, nie wyjdę za niego — zakomunikował jasno. 

— Nigdy nie prosiliśmy cię o przysługę tak wielkiej wagi, Leila — zaczęła matka, myśląc, że te słowa przyczynią się do zmiany mojej decyzji. Jej niedoczekanie. 

— Wy nie prosicie. Wy żądacie — zauważyłam, licząc, że dostrzegą różnicę pomiędzy tymi dwoma pojęciami. — To wielka różnica, matko. 

— Przerwij składanie obiekcji i posłuchaj... — wtrącił się ojciec. — Małżeństwo może być chwilowo tylko formalnością, dopóki wspólnie się nie dotrzecie. 

„Formalnością?" — powtórzyłam w myśli, niedowierzając, iż naprawdę wypowiedział te słowa. Przecież tata nigdy nie myślał o przysiędze małżeńskiej, jak o inwestycji. Dla niego ślub był oddaniem serca i duszy w ręce kobiety, z którą – bez przymusu – chciał spędzić resztę życia. Co więc stało się z tymi przekonaniami i z jego miłością do mnie? Zniknęły nagle jak wolność, którą od zawsze sądziłam, że mam? Tak przecież nie mogło być. Nie pozwalałam na to. 

— Nie. 

Mój stanowczy sprzeciw nie był młodzieńczym buntem, a chęcią walki o coś, co w pełni mi się należało – o szczęście, którego nie zamierzałam oddawać w ręce tych pozbawionych serc, niszczycieli wszystkiego, co mi drogie. 

— I tak jesteś singielką, Leila...

Głos mojej matki od zawsze potrafił działać mi na nerwy bardziej niż ojca, jednak dziś dźwięk, który z siebie wydobywała nie denerwował mnie. On mnie wkurwiał. 

— Zawsze was podziwiałam i sądziłam, że dysponujecie większymi pokładami rozumu — zaczęłam, gdy poziom mojego szału sięgał zenitu. — Uważałam, że potraficie korzystać z mózgów, lecz jak widać, myślenie w tej rodzinie jest dziedzicznie ograniczone — stwierdziłam. Byłam bezczelna, lecz sam fakt, iż planowali moją przyszłość u boku obcego mężczyzny, był wystarczający, by wyprowadzić mnie totalnie z równowagi. — Singlem to jeszcze jest Ares, droga matko — zaznaczyłam, wyraźnie akcentując „jeszcze". — Ja mam faceta i nie potrzebuję kolejnego. Zapewniam, jeden mi wystarcza.

— Czemu więc twój wybranek nie został nam jeszcze przedstawiony? — zapytała mama, tak jakby była pewna, że na poczekaniu wymyśliłam partnera, z którym planowałam ułożyć sobie życie, byle tylko nie wyjść za Savio. 

— Nie sądzisz Leila, że należycie byłoby zapoznać mnie z przyszłym zięciem? Jeśli mam mu oddać swoją córkę, muszę mieć pewność, że jest jej godzien. 

— Nagle zebrało wam się na rodzicielską troskę? — zapytałam kpiąco. — Jakie to miłe uczucie, wiedzieć, że jednak interesuje was mój los — dodałam ironicznie.

— Nie przeciągaj struny, Leila. — Uroczą, rodzinną scenkę zepsuła moja matka. Ta kobieta od niedawna ubóstwiała rujnować wszystko, co było mi drogie. Poczynając od luźnych pogawędek z rodzicami, kończąc na moim życiu. — Racz odpowiedzieć ojcu, czemu nie zostaliśmy poinformowani o istnieniu twojego partnera. — Zabrzmiało to tak, jakbym miała spowiadać im się z każdego kontaktu z mężczyzną, co nie tylko wprawiało mnie w stan poirytowania, ale zaczynało mnie również bawić.

— Zabawne. Mogłabym zapytać was o to samo, zamieniając słowo „partner" na „niedoszły narzeczony". 

— Gdybyś raczyła powiedzieć nam o nim wcześniej, nie...

— Nie szukalibyście mi męża? — wtrąciłam się ze swym ostrym tonem. — Nie sądziłam, że muszę podawać wam raporty. Gdybym wiedziała, że zbyt długa przerwa związkowa w moim życiorysie będzie powodem do organizowania castingów na mojego przyszłego wybranka, z pewnością odezwałabym się wcześniej — zakpiłam. 

— Leila! — Ojciec uniósł na mnie głos. Zmieniliśmy tok rozmowy. Dobrze wiedziałam, że to nie były już przelewki, ponieważ tata nigdy – jak dotąd – nie krzyknął na mnie. 

Oziębły ton Harveya był znakiem, iż należało w końcu przerwać tę farsę i podejść poważnie do tematu – odkładając ironię i uszczypliwości na bok, oraz stawiając rodziców przed faktem dokonanym.

— Znasz Raeesa, tato — zaczęłam. To był właśnie ten moment, w którym wyznać miałam najbliższym największy z moich sekretów. — Rodzinne obiady i wywiady są więc zbędne, a ja zapewniam, jest mnie godzien jak nikt inny. 

— Nie żartuj, Leila. — Parsknął śmiechem, gdy dotarło do niego, o kim mówiłam. — Savio został zaproponowany przez Ci...

— I na propozycji zakończymy ten paradoksalny pomysł — przerwałam mu. — Wybaczcie, że zawiodłam was jako córka, lecz tym razem jestem śmiertelnie poważna i zdania nie zmienię. Jeśli mam wyjść za mąż to tylko z miłości, bo w przeciwieństwie do was, dalej wierzę w idee, które głosiliście — powiedziałam, chcąc, by uszanowali moje zdanie. — Dam wam znać, gdy wraz z Raeesem zdecydujemy się na ślub i zezwolę na przygotowanie godnej Stathamów ceremonii. Tymczasem, ojcze, matko, wybaczcie, ale uważam tę rozmowę za zakończoną. Nie mam zamiaru dłużej słuchać tej komedii. 

— Leila, posłuchaj... — Dobrze wiedział, że to właśnie po nim odziedziczyłam upartość. Mógł się więc spodziewać, że ostatnie słowa w tej dyskusji nie będą należeć do niego, lecz do małej księżniczki, którą zdradził. 

— Nie, ojcze — wypaliłam wściekła. — Dość się nasłuchałam. I zapowiadam wam, jako wasza córka, jeśli dalej będziecie planować i namawiać do małżeństwa mnie, bądź Aresa, przysięgam, że przestaniecie dla nas istnieć. — Słowa się rzekły. Nie chciałam, by nasze spotkanie kończyło się w ten sposób, lecz nie przewidywałam dla niego również happy endu. — Już i tak straciliście wartość w moich oczach — dodałam, by zrozumieli, że zawiedli. — Zastanówcie się, zanim uczynicie to samo Aresowi.

Na tej, dodającej dramaturgii, wypowiedzi zakończyłam nasze niemiłe spotkanie. Z sercem pełnym żalu i głową wypełnioną szałem, wyszłam z gabinetu. Chcąc choć na moment poczuć się beztrosko – jak za dawnych, pięknych lat, gdy osoby, które mnie wychowały, zachowywały się jeszcze jak, kochający swych potomków, rodzice – postanowiłam poszukać wyraźnie wyrytego na ścianach mego serca „X". 

Podążając za zapachem tropikalnych owoców i melodyjnym basem, odnalazłam swój największy skarb. 

Siedział w kuchni i uśmiechał się uroczo do Arabel, zajadając przy tym ryż, który przyrządziła staruszka. Wyglądał tak niewinnie, a jednak posiadał przepełnioną mrokiem duszę diabła.

Szatan, którym w rzeczywistości był, mydlił mi oczy. Szeptał do uszka czułe słówka, pobudzał zmysły swym seksapilem, przyciągał mnie jak magnez i sprawiał, że chciałam grzeszyć. Przy nim nie ważyłam na konsekwencje. Mimo, iż miał dobrze widoczne rogi, wierzyłam, że przy mnie nad głową Lucyfera pojawi się również złocista aureola. Być może byłam w błędzie, lecz czym byłaby miłość bez ryzyka?

Tak długo, jak me serce biło odpowiednim rytmem – stukając alfabetem morsa imię „Raees" byłam w stanie porzucić wszystko, co było mi znane i drogie. Dla tego księcia – choć nie posiadał on szlachetnego tytułu – mogłam opuścić przeznaczone mi królestwo. Wszystko dla miłości. W końcu niczego w życiu nie pragnęłam tak bardzo, jak wieczności u jego boku.

Chciałam trwać przy nim w tym oraz siedmiu kolejnych wcieleniach. Z każdym zbliżeniem na nowo poznawać znane, lecz dalej zaskakujące mnie, lądy. Tworzyć nowe istnienia i wznosić, zbudowane na fundamentach prawdziwej miłości, fortece, których mury nie zostałyby podbite, póki łączące nas uczucie kwitło.

Jeśli to konieczne, gotowa byłam pozostawić przeszłość za sobą, tworząc lepszą – dla mnie – przyszłość. 

Wiedziałam, że sprzeciwianie się woli rodziców, było ryzykownym posunięciem, lecz według mnie był to również słuszny i konieczny czyn. W końcu nic nie było tak cenne w życiu jak miłość. 

— Ma ochotę panienka spróbować kerali? — Moje obserwacje przerwała Arabel.

— Dziękuję. Nie mam apetytu — odparłam, lekko unosząc kąciki ust, by kobieta nie poczuła się urażona. — Raees, musimy już iść — zwróciłam się do ukochanego, uprzednio nakładając na twarz maskę, która skryć miała, wypełniające mą duszę, przygnębienie. 

Ruch, który wykonałam, nie przyniósł pomyślnych rezultatów. Zatroskany wzrok Raeesa spoczął na mojej osobie. Chłopak słusznie zauważył, że po rozmowie z rodzicami nie byłam sobą. Targały mną przeróżne emocje – od złości, po nienawiść, żal, rozpacz i chęć okrutnego mordu. Z tak intensywną paletą różnorakich nastrojów nie miałam zamiaru przekonywać ludzi, iż smutek, który dostrzegali, był kłamstwem. 

Owinięta w złote lasso prawdy, czułam, że jedynie szczera rozmowa z zaufaną mi osobą mogła wyzwolić mą duszę od cierpienia.

Nie miałam wyboru. 

Moja męska wersja Wonder Woman, za pomocą zmysłu wzroku, zawinęła na mym ciele węzeł z magicznego lariatu. Dzięki mocy czarodziejskiego lassa nie potrafiłam kantować. Pozbawienie mnie tak przydatnej umiejętności – zważywszy na klątwę, którą zostałam obdarzona przed momentem w gabinecie – było niekorzystnym czynnikiem, zbliżającym ludzi ku nieuniknionej i nieprzyjemnej prawdzie.

Według starożytnego przekleństwa – słowa, które z bólem serca planowałam przekazać dalej, zamienić miały się w śmiercionośną broń. Nasączone w truciźnie naboje, stworzone zostały przez zdrajców, by haratać ciała mych wiernych sojuszników. Zawarta w pociskach toksyna wraz z dotarciem w głąb tkanek, rozprzestrzenić się miała, wywołując niemożliwe do wytrzymania dla śmiertelnika katusze. Mimo wielu powstałych wskutek wojny ran, przepowiednia prawdy musiała się ziścić. 

Wypowiadane przez moje usta słowa z dźwięcznej melodii przeistaczały się w twardą materię. Naboje z wielką siłą przebijały – jak dotąd nienaruszoną przez żadne zjawisko – skorupę Raeesa. Okaleczające ciało mężczyzny pociski truły od środka jego dobre wnętrze. Tworzyły ból, niepojęte uczucie bezradności i krwotok, który powstrzymać mogła tylko miłość. Nasza miłość. Dlatego też – mimo wielkiego ryzyka – wierzyłam, że prawda wyzwoli nie jedną, lecz dwie przeznaczone sobie dusze.  

______________________________________________

Za nami dramat w bardzo królewskim stylu 😅 Miejmy nadzieję, że Ra i Leila nie podzielą losów Romea i Julii 🥺❤️ A Harvey nie skończy jak Mikael Mikaelson z serialu "The Originals" 😈 To byłoby zbyt drastyczne 😏😈 Koniecznie dajcie znać jak wrażenia po rozdziale i co sądzicie o propozycji Nancy i Harveya.  Czy wpłynie ona negatywnie na związek Raeesa i Leili?
Widzimy się już niedługo w kolejnym rozdziale Leili! ❤️
Miłego dnia. Buziaki! 💋
@Sonreir_K ❤️‍🔥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top