19. Miłosny ogród
🍋 Perspektywa Josie 🍋
Cytrynowa12
Po wyczyszczeniu talerzy z pysznego jedzenia w Rosie's, wyruszyliśmy w drogę powrotną. W mojej głowie mechanizm ciągłego analizowania ruszył pełną parą, dlatego tym razem nie pomogła nawet wesoła muzyka, lecąca w radiu. Byłam przygaszona przez wszystkie przytłaczające myśli, które nie dały mi spokoju nawet na wspólnej kolacji z Aresem.
Oprócz wiadomych zagwostek, w kość dawało mi także zmęczenie, które poczułam szczególnie mocno po przekroczeniu progu willi.
Wszystkie zadania na dziś zostały wykonane. Najważniejszą kwestię, czyli rozmowę o Rosicie, także przegadałam z Aresem. Dodatkowo mój żołądek był pełen, więc pozostawało tylko się wykąpać i dać sobie szansę na oderwanie od trosk, poprzez zaśnięcie.
Życie natomiast miało dla mnie inne plany, niszcząc jednocześnie te, których jeszcze nawet nie zaczęłam realizować. Ares z jakiegoś powodu zaciągnął mnie do salonu. Podejrzewałam, że chciał dopełnić ten wieczór, oglądając jakiś film lub serial. Marzyłam co prawda o spaniu, ale spędzenie jeszcze kilku chwil z brunetem, również było kuszącą opcją.
Po dotarciu do salonu, przystanęłam z wrażenia, wpatrując się w jeden konkretny punkt, który zwróciłby uwagę każdego, kto tylko znalazłby się w pomieszczeniu.
— Oh my God, jakie wspaniałe kwiaty! — Wypłynęły ze mnie słowa zachwytu, gdy spostrzegłam bukiet pięknych, czerwonych róż w wazonie na stoliku kawowym.
Ogromny pęk roślin, które wielbiła większość kobiet, dekorowały mebel, dodając romantycznego klimatu całemu salonowi. Ich ilość była zapewne bliska setki, dlatego tak bardzo zamurowało mnie na ich widok. Tym bardziej, że posiadałam słabość do kwiatów. Uwielbiałam być nimi obdarowywana i uważałam je za jedną z najlepszych rzeczy, jaką mężczyzna może dać kobiecie. Rozczulał mnie gest wręczania bukietu, a chłopak, który zdecydował się na taki podarunek, zawsze zyskiwał moją dodatkową sympatię.
Serce zabiło mi mocniej, gdy pomyślałam, że przecież Ares specjalnie zaprosił mnie do salonu. Gdyby okazało się, że przygotował tę niespodziankę właśnie dla mnie, popłakałabym się ze szczęścia. Wynagrodziłoby mi to z nawiązką trudy całego dnia.
Odrywając wzrok od głębokiej czerwieni, spojrzałam na Aresa, chcąc wybadać jego reakcję. Ku mojemu nieszczęściu, on równie mocno jak ja wydawał się zaskoczony dodatkowym elementem dekoracji. Gdyby był jego sprawką, na pewno zacząłby już o nich mówić, a nie podziwiać ich uroki.
— Rzeczywiście bardzo urokliwe — stwierdził. — Nie dostrzegłem ich tu wcześniej.
— Ja też nie. Pewnie Leila jest tą szczęściarą, posiadającą setkę pachnących róż — powiedziałam, będąc pewną, że taka była prawda.
Oprócz mnie w willi mieszkały jeszcze dwie kobiety, ale bardziej prawdopodobne było, iż to Raees sprezentował je mojej przyjaciółce. Biorąc pod uwagę, że ich romans kwitł, taki podarunek zdawał się być naturalną rzeczą. I kolejnym zapewnieniem o szczerości jego uczuć, mimo że rzeczywistość mogła wyglądać zupełnie przeciwnie.
— Zaraz się o tym przekonamy. — Ares głową wskazał na coś za moimi plecami.
Odwróciwszy się, ujrzałam dwójkę współlokatorów, zmierzających w naszą stronę.
Ich outfity nie uległy zmianie, jednak rano w firmie były zdecydowanie bardziej wygładzone. Po całym dniu na spódnicy Leili dostrzegłam wgniecenia. Jej włosy – mimo że nie aż tak zmierzwione jak te, należące do towarzysza u jej boku – były w minimalnym nieładzie. Sprawiały wrażenie kilkukrotnej ingerencji dłoni w poszczególne pasma.
Raees natomiast odpiął swoją zieloną koszulę, przyjmując mniej formalny wygląd niż wcześniej. Tym samym eksponował swoją nagą, małpią klatę, którą się pysznił, mimo że – jak wiadomo – moim zdaniem nie powinien odsłaniać nawet jej centymetra, dopóki nie miała przyjemności obcować z maszynką.
Korzystając ze swobodnych nastrojów przybyłych współlokatorów – bo podejrzewałam, że właśnie takie humory posiadali – zdecydowałam się zapoczątkować temat kwiatów, które chwilę wcześniej ujrzałam. Absolutnie nie zależało mi na zepsuciu ich ekstazy. Nie byłam aż tak bezduszna. Z czystej ciekawości po prostu chciałam wybadać ich reakcje. Coś takiego mogło być dla kochanków dobrym treningiem. W końcu jeśli zdecydowali się na zatajony romans, raczej zdawali sobie sprawę z przymusu całodobowego ukrywania, łączącej ich relacji i konieczności zdobycia wprawy w zdawkowych odpowiedziach na tego typu pytania.
Jakby nie patrzeć – pomagałam im w przejściu o level wyżej, a końcowo w dojściu do perfekcji, w temacie oszukiwania przyjaciół. Do tej pory nie osiągnęli mistrzostwa. Gdyby tak było, nie zobaczyłam ich namiętności w gabinecie, ani nie dostrzegła tych wszystkich małych gestów, które finalnie składały się w logiczną całość, bo umieliby je tuszować.
Po standardowych pytaniach o to, czy róże rzeczywiście należały do Leili i jej krótkim potwierdzeniu oraz oznajmieniu, że dostała je od chłopaka, odważyłam się wspomnieć Avana.
— Miłość ma wiele imion, Josie. — Usłyszałam wymijającą odpowiedź.
— Ale twoja nosi imię "Avan". — Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Na tamtym etapie blisko było mi do oziębłej, nieludzkiej istoty, ale nie chciałam się szczycić tym mianem. W głębi serca liczyłam jedynie na to, że przy tak dogodnej sytuacji, gdy byliśmy w salonie wszyscy razem, Leila i Ra przynajmniej spróbują podjąć temat i wyjawić swój sekret.
Nie czerpałam satysfakcji z droczenia się z nimi, czy posyłania chamskich tekstów. Wręcz przeciwnie – taka atmosfera męczyła mnie ogromnie. Szczerze mówiąc, wolałabym tego uniknąć, w zamian za zasiąście przy jednym stole i rozmowę, pokazującą, że ufali mi oraz Aresowi, przez co nie potrafili trzymać w sobie czegoś tak istotnego.
Nie otrzymałam jednak tego, czego oczekiwałam. Raees skutecznie wyrwał Leilę z moich sideł, a Ares, obserwując w ciszy dziwną atmosferę, również zdecydował się ją przerwać.
Zaakceptowałam to, co miał w planie los, pod postacią Aresa, proponującego koncert w ramach relaksu. Widocznie tak miało być – to jeszcze nie czas na istotny przełom w naszej paczce.
Pomysł Aresa należał do nielicznych atrakcji, na jakie rzeczywiście miałam ochotę skusić się tego wieczoru. Doskonale pamiętałam, jak przyjemnie spędziliśmy ostatnio czas przy gitarze i pianinie. Od tamtych chwil wiele się zmieniło, ale niezaprzeczalnie muzyka nadal potrafiła ukoić negatywne emocje.
Szybko jednak okazało się, że najbliższe godziny spędzimy nieco inaczej. Raees przybrał dumną pozę animatora zabaw, który, przebierając nogami z niecierpliwości, pragnął jak najszybciej pokazać dzieciom wszystko, co dla nich przygotował i napawać się okrzykami radości, lśniącymi zębami podczas uśmiechów oraz kilkoma parami szczęśliwych oczu. Tyle że my nie byliśmy już dziećmi, a Raeesowi daleko było do wynalazcy rozrywek dla nieletnich. O wiele pewniej czuł się przy organizowaniu czasu dla osób, które skończyły osiemnaście lat i w dodatku były kobietami. Nic dziwnego, że udawało mu się to, biorąc pod uwagę, iż wspomniana grupa osób, nie należała do wymagających. Wystarczyło miękkie łóżko, coś procentowego do picia, muzyka i jego nagie ciało.
Wyobraźnia trochę mnie poniosła, ale realnie rzecz jasna takiej scenerii nie mógł przygotować, gdy oprócz Leili zapraszał też naszą dwójkę, więc z zaciekawieniem zmierzałam u boku Aresa za kochankami, trzymającymi swoje dłonie.
Dreszczyk emocji, który odczuwałam, sprawiał, że prędko chciałam dowiedzieć się, co takiego miały ujrzeć nasze oczy. Sama byłam zaskoczona tą ekscytacją. Było to dla mnie coś nowego, zważając na to, że pomysł wyszedł od Raeesa, który ostatnimi czasy, zamiast wywoływać pozytywne emocje, raczej prowokował do złości i słownej agresji. A jednak tym razem udało mu się zaintrygować nawet mnie.
Po wyjściu z willi, przywitał nas ogród, otoczony mroczną ciemnością. Nie wiedziałam, czego się spodziewałam, ale na pewno liczyłam, że będziemy podziwiać coś więcej niż nocne niebo, które owszem było piękne – sama lubiłam często obserwować gwiazdy, uspokajając się przy tym i resetując po całym dniu – aczkolwiek wcześniejsza dumna mina Ra wskazywała, iż chłopak wykazał się swoją kreatywnością w jakimś bardziej skomplikowanym przedsięwzięciu, niż przyprowadzenie nas przed willę, jakbyśmy nigdy wcześniej nie widzieli gwiaździstego nieboskłonu.
Nie myliłam się – czerń, którą przez moment musieliśmy obserwować, była sztuczką, mającą na celu przytrzymanie nas w niepewności i podsycanie naszej ciekawości. Już po chwili obszar sukcesywnie zaczął się rozjaśniać wieloma lampkami, które iskrzyły się niesamowicie, mieniąc się także nam w oczach, gdyż były jedynym źródłem światła w ogrodzie.
Do tej pory byliśmy tłem dla zakochanej pary, jednak przyjmując zaproszenie Raeesa, wyszliśmy na pierwszy plan. Role się zamieniły – my prowadziliśmy, a druga para zmierzała za nami.
Idąc z Aresem i trzymając za jego ramię, gdy z każdym kolejnym naszym krokiem dalsza droga, za sprawą czujników ruchu, rozświetlała się, miałam wrażenie, że znajdowałam się wraz z moim ukochanym w centrum wszechświata. Liczyliśmy się tylko my i piękna sceneria, która z sekundy na sekundę coraz bardziej zapierała dech w piersiach.
Nigdy nie wyobrażałam sobie swoich wymarzonych zaręczyn, gdyż uważałam, że nieważne jak one by wyglądały, będą i tak najwspanialsze, bo dzielone z miłością moje życia. Nie liczyła się otoczka tego wydarzenia, a nawet wartość pierścionka – podobałby mi się każdy, przez sam fakt, iż podarował mi go mój mężczyzna. W takim dniu najważniejsza była deklaracja obustronnej chęci spędzenia ze sobą dni, które jeszcze nam zostały, i radość ze zbliżającego się wielkim krokami ślubu, będącego przypieczętowaniem dotychczasowej relacji oraz oznajmieniem, że od tego momentu zaczynamy na poważnie, bezpowrotnie budować fundamenty wspólnego życia.
Nikogo chyba nie zdziwiłoby, że moje myśli zaczęły wirować ku zaręczynom. Okoliczności były zdecydowanie sprzyjające zakochanym parom. Duże wrażenie zrobiły na mnie same lampki i ledy, pokazujące nam drogę, jednak to, co zobaczyliśmy później, przebiło początkowy zachwyt. Raees wypowiedział kilka, chyba tylko jemu zrozumiałych, słów, po czym cieszyliśmy oczy... Sama nie potrafiłam jednym słowem określić tego, w co z zachwytem wbijałam wzrok. Miejsce wyglądało, jak wprost wyjęte z filmu romantycznego, w którym zakochana para w intymnej atmosferze spędzać miała cały wieczór, noc i poranek, ciesząc się swoją obecnością. Towarzyszyłoby im poczucie dokładnie takie, jakie miałam chwilę wcześniej – nie liczyło się nic innego, świat zewnętrzny nie istniał, ponieważ na te kilkanaście godzin zamknięty był w kilku metrach kwadratowych słodkiego, nastrojowego raju.
Oświetlony milionem świateł ekran to pierwsze, na czym zatrzymałam swój wzrok. Zaraz potem podążył on do białej, sprawiającej wrażenie miękkiej jak chmurka, sofy, przed którą stał stolik. Dodatkowym źródłem światła były lampiony, umieszczone na palmach. Przyciągały wzrok, potęgowały sentymentalny vibe i przypominały nieco styl boho, który w ciepłym klimacie Miami wpisywał się idealnie w różnorakie ogrodowe przyjęcia.
Raees pomyślał o każdym szczególe, przynosząc nawet procentowy napój, którego nie mogło zabraknąć w taki nastrojowy wieczór.
Oczywiście nie zmieniłam zdania o Ra... Co to, to nie. Zbyt daleko zaszła moja złość na niego, żeby jedna inicjatywa, w dodatku zrealizowana z nieznanego mi powodu, przebiła gruby mur, jaki stworzył się między nami w ostatnim czasie.
No właśnie... Nieznany był nam powód tego całego uroczego zamieszania. W oczach każdego z nas widać było zachwyt, jednak podejrzewałam, że tylko Raees znał intencję, z jaką nas tutaj przyprowadził. Leila wyglądała na równie zaskoczoną, co ja i Ares. Przypatrywała się wszystkim świecącym dekoracjom, lecz jej wzrok regularnie lądował w oczach, wielbionego przez nią, bruneta.
Moją pierwszą myślą, po postawieniu stopy na przygotowanym terenie, były zaręczyny. Niestety na moje nie był to jeszcze czas. Nawet będąc niepoprawną optymistką, zdawałam sobie sprawę, że nie było to możliwe w obecnej sytuacji, gdy Ares nie znał moich uczuć do niego. Tylko w bajkach z gatunku fantasy można było posilić się o stwierdzenie, iż niektórzy ludzie czytali sobie w myślach. W takiej sytuacji nie musiałabym wypowiadać ani słowa, ponieważ Ares doskonale wiedziałby, co chodziło mi po głowie. Klęknąłby na jego kolano, wyciągając przy tym połyskujący pierścionek, a potem podzieliłby się szczegółami z przygotowań tego wszystkiego, oznajmując, że Ra, jako najlepszy przyjaciel, bardzo mu pomógł wszystko zorganizować. Ja przyjęłabym pierścionek, zyskując większą sympatię do Raeesa, przy okazji kochankowie ujawniliby się i świętowalibyśmy nowy początek.
Nie żyliśmy w idealnej opowieści, dlatego scenariusz musiał być nieco inny. Obserwując, jakie spojrzenia posyłali sobie Leila i Raees, miało się wrażenie, iż to do nich należeć będzie ta noc. Wątpiłam jednak, aby pies na baby, z którym mieszkaliśmy pod jednym dachem, chciał się ustatkować, zaczynając od poproszenia o rękę Leilę. Przyjaciółka miała wielki urok, czar i moc, o którym każdy z nas przekonał się nieraz, jednak chyba w tym przypadku i ona była bezsilna, ponieważ "nie ma takiego zaklęcia, które by z chama zrobiło księcia". No chyba, że w świecie opowiastek dla dzieci, w którym – jak już ustaliłam – nie znajdowaliśmy się.
Magiczną scenerię chwilę później uzupełniła muzyka. Zorientowałam się, że dokładnie tego brakowało, aby dodatkowo scalić to miejsce, które już i tak było wyjątkowo romantyczne, ale dobrze dobrana do sytuacji melodia, zawsze dodawała niezwykłego uroku.
Zanim Ed Sheeran uraczył nas swoim boskim głosem, słychać było wyraźnie każdy nasz krok i słowo. Piosenka złagodziła wszystkie te odgłosy, pozwalając skupić nam się jedynie na tym co najważniejsze. W moim centrum uwagi powinien być Ares, który po usłyszeniu pierwszych nut "Thinking Out Loud", wyciągnął dłoń, gestem tym i uśmiechem zachęcając mnie do tańca. Nie protestowałam, ale kątem oka dostrzegłam, że druga para robiła dokładnie to samo co my, wpatrując się w swoje oczy z intensywnością, nie zwracając uwagi na nas. Powinnam wziąć z nich przykład, ciesząc się z chwili bliskości z Aresem, których przecież ciągle łaknęłam. Czując jego dłonie na swoim ciele i oddech blisko twarzy, nie wspominając o obłędnym zapachu, normalnie byłabym w siódmym niebie, modląc się tylko o to, aby ta chwila się nie kończyła.
Już raz doświadczyłam takiego stanu – podczas imprezy w SkyBar na parkiecie zadziała się prawdziwa magia. W naszym ogrodzie okoliczności były bardzo podobne do tamtych, a nawet lepsze, bo odkryłam już swoje uczucia do Aresa, sceneria była równie nastrojowa, śpiewał Ed oraz byliśmy w kameralnym gronie samych przyjaciół, co powinno dać nam swobodę. A jednak nie potrafiłam do końca się rozluźnić, mając świadomość obecności Leili i Ra.
Widziałam szczęście, wymalowane na twarzy przyjaciółki. Normalnie taki widok by mnie wzruszył. Moja dusza romantyczki szybko dałaby o sobie znać, uważając taniec zakochanej pary jako coś niezwykle uroczego. Tymczasem ciągle tkwił we mnie niepokój odnośnie ich relacji i patrząc na Ra, nie widziałam oddanego mężczyzny, a po prostu samca małpy, wykonującego swój taniec godowy. On zapewne nie traktował tego czasu na parkiecie jako coś wspaniałego, co będzie wspomnieniem na długi czas. Podchodził do tego czysto praktycznie – należało przecież od czasu do czasu przygotować coś romantycznego, aby kobieta nabrała większej niż zawsze ochoty na seks. Zapewne właśnie tego typu myśli nim kierowały.
W tamtym momencie nawet gdyby muzyka przestała grać, a moje tworzone w głowie scenariusze, ziściłyby się i Ares klęknąłby na jedno kolano, nie potrafiłabym w pełni cieszyć się z tego faktu. Myśl, że coś w naszej paczce nie funkcjonowało tak, jak powinno i nie byliśmy szczerzy, przez co niektórzy z nas ważyli każde słowo, aby nie powiedzieć za wiele, była dołująca. Chciałam cieszyć się z szansy spędzenia miłego wieczoru, jaka nam się nadarzyła, ale przytłoczenie nie pozwalało mi na to. Musiałam więc szybko zmienić tok wydarzeń.
— Czas na małe urozmaicenie tego wieczoru. — Zakomunikowałam Aresowi, uśmiechając się przy tym.
Nie czekając na reakcję bruneta, wstrzymałam nasze kołysania w rytm muzyki i, trzymając go za jedną dłoń, poprowadziłam kilka metrów dalej. On absolutnie się nie opierał, z czego się cieszyłam. Bez wątpienia należał do najmniej konfliktowych osób, jakie znałam, co pozwalało mi przynajmniej w kwestii relacji z nim mieć spokojniejszą głowę.
Znajdując się przy drugiej parze, odważnie oznajmiłam, po co pojawiłam się przy nich. Oficjalna wersja była taka, że chciałam wprowadzić do naszej zabawy zwyczaj odbijanego tańca, a fakty wyglądały nieco inaczej. Przy wspólnych pląsach z Ra, liczyłam na wyczucie jego intencji. Obmyślałam w głowie sprytny plan na rozpoczęcie rozmowy, w trakcie której mogłabym obserwować jego reakcje. A przynajmniej starałabym się to robić, bo to nie takie łatwe.
Raees należał do skomplikowanych osób. Nawet jeśli jasno coś oznajmiał, druga osoba nie mogła nigdy być pewna, czy mówił szczerze, czy grał w jakąś tylko sobie znaną grę.
Podobno oczy to zwierciadło duszy, z nich dało się wyczytać prawdę o człowieku – o ile stwierdzenie to sprawdzało się doskonale w przypadku Aresa, tak z jego przyjacielem wszystkie przypuszczenia, ludowe mądrość, a nawet potwierdzone naukowo fakty, miały wartość równą do oblanej kawą kartki papieru, która nadawała się jedynie do kosza, ponieważ w tęczówkach Ra widziałam tylko ciemność. Nic więcej.
Rozpoczęliśmy taniec, na którym kompletnie się nie skupiałam. Raees tańczył znośnie, jak zawsze, za to nie rejestrowałam nawet tego, gdzie umiejscowił swoje dłonie, będąc skoncentrowaną raczej na rozmowie, którą chciałam z nim odbyć.
— Mówiłeś, że znasz Avana. — Zaczęłam prosto z mostu wymianę zdań, która była niczym wypłynięcie na pusty ocean. Wszystko mogło pójść gładko, ale możliwe wydawały się też komplikacje, przez które zaczęłabym się topić, szukając ratunku, a tego oczywiście nie otrzymałabym od Raeesa, który sam przecież mnie popchnął w głębokie wody.
— Na wylot — odpowiedział w swoim stylu. Krótko, ale dwuznacznie. Niby poważnie, ale jednak z nutką kpiny, doprawioną pewnym siebie uśmiechem.
Westchnęłam, chcąc walczyć i dalej płynąć z prądem.
— W takim razie możesz trzymać się z dala od Leili? Osoby trzecie w miłości nie są pożądane — kontynuowałam, patrząc w jego ciemne jak węgiel oczy, które bez skrępowania biegały od prawa do lewa po mojej twarzy.
— Przeszkadza ci nasza bliskość? Czyżbyś była zazdrosna? — Podbił rozmowę dwoma pytaniami, po których usłyszeniu prawie zakrztusiłam się powietrzem. Nie dlatego, że miał rację, a dlatego, iż jego pytania były najzwyczajniej w świecie głupie.
Zazdrość nie była trafnym określeniem na moje uczucia. Chodziło raczej o troskę i ogromną obawę o Leilę.
— Widzę, jak na nią patrzysz — obwieściłam.
— Nie zrobię jej krzywdy, Josie. O to się nie martw.
Cóż, można było przyznać, że właśnie takich słów od niego oczekiwałam, ale jaką miałam pewność, iż powiedział to z głębi serca, a nie dlatego, ponieważ zdawał sobie sprawę z chęci usłyszenia przeze mnie czegoś podobnego? Takie zapewnienie nic nie znaczyło, a ja wiedziałam już, że niewiele wskóram.
— Mam ci zaufać? — Pytanie retoryczne opuściło moje usta. Jasne było, iż odpowiedź brzmiała: NIE.
— Nie musisz. Ona mi ufa. — Spojrzał w tym momencie wymownie na Leilę. — To wystarczy. — Wrócił spojrzeniem do mnie.
Oczywiście, że Leila darzyła go zaufaniem. Tak jak ja ufałam Victorowi i innym nie nadającym się do dojrzałej relacji mężczyznom. Samo emocjonalne oddanie jednej osoby, nie świadczyło o tym, że partner był tego warty. Dowodziło jedynie o dobrym sercu człowieka, który odważył się wierzyć, iż wszystko ułoży się tak, jak pragnął, ponieważ dostrzegał w drugim człowieku jedynie dobro.
— Ale ja ci nie ufam i wolałabym, abyś trzymał się od niej z daleka. — Wyraziłam dobitnie swoje zdanie.
Nie byłam graczem w planszówkę, który mógł rozstawiać pionki tak, jak sobie zażyczył, ale prawo do wypowiedzenia na głos własnego zdania miałam i korzystałam śmiało z tego przywileju.
— Od spełniania twoich zachcianek na szczęście jest inny facet. — Skierował swój fałszywy wzrok na Aresa, pokazując, że mówił o nim. Nie musiał tego robić, bo domyśliłabym się, o którego mężczyznę mu chodziło. Ostatnio ogarniałam swoje życie na tyle, że nie potrzebowałam jego pomocy w sprowadzeniu mnie na odpowiednią ścieżkę. — Chwała za to Krysznie.
Zaśmiałam się ironicznie, bo o dziwo zgadzałam się z tym, co powiedział. Całe szczęście, że od spełnienia zachcianek miałam Aresa, bo gdyby miał to robić Ra, moje życie byłoby horrorem. A przecież ja preferowałam filmy romantyczne.
— Nie wiem jeszcze, co kombinujesz, ale się dowiem.
Czułam potrzebę zapewnienia go o tym. Oczywiście skwitował moje zdanie dziwnym uśmieszkiem. Nie podejrzewał, że opanowana, wyglądająca jak anioł, Josie, może pokazać różki i bezwzględnie męczyć kogoś, gdy czuje fałsz. Myślał pewnie, że to dla mnie dodatkowa rozrywka, dająca fun, przez co nie byłam zagrożeniem dla jego przekłamanego scenariusza, który sobie ułożył.
— Leila popełnia błąd, ufając ci, i...
— Nie psuj zabawy i idź do Aresa. — Rozkazał, czym nie działał na swoją korzyść. Jedynie jeszcze bardziej podnosił mi ciśnienie. — Widzę, jak na ciebie patrzy.
Owszem, miał rację, patrzył na mnie z iskierkami w oczach, które zapewniały mnie o jego uczuciu. Natomiast wzrok, jaki Ra kierował na Leilę, był zupełnie inny – pełen podniecenia, świadczący o chęci wzięcia jej tu i teraz. Aż dziwne, że Ra potrafił dostrzec szczere uczucie w swoim przyjacielu, skoro osobiście nigdy czegoś podobnego nie doświadczył. Jego emocje zaczynały się od ochoty na seks i na niej także się kończyły.
— Nie w ten sposób, co ty na Leilę — wypowiedziałam swoje myśli, ograniczając je do jednego, krótkiego zdania, żeby przekaz dotarł w pełni do jego mózgu, przedzierając się przez spore ilości spermy.
— To dobrze o nim świadczy. Moje myśli, gdy patrzę na Leilę, są niesamowicie nieprzyzwoite — oznajmił z cynicznym uśmiechem.
Moje brwi mimowolnie się zmarszczyły, a oczy zmrużyły, słysząc jak kpił sobie ze mnie, Leili, a nawet i z siebie, nie próbując zaprzeczyć, iż seks był dla niego najważniejszy.
— Leila to nie zabawka — dodałam, uważając tę rozmowę za zakończoną.
Chciałam się oddalić, jednak Ra nie puścił mojej dłoni.
— Zapamiętam i przekażę jej facetowi — dodał jeszcze, dalej kłamiąc, co widocznie sprawiało mu radość, po czym obrócił mnie w tańcu, jakby rozmowa, w czasie której rzucałam w niego piorunami, nie miała miejsca i w rzeczywistości byliśmy po prostu parą, świetnie bawiących się ze sobą, przyjaciół.
Po tym przedstawieniu oboje zgodnie przestaliśmy tańczyć i ruszyliśmy w stronę rodzeństwa.
— Pozwól, że zabiorę la Mia Dea. W zamian oddam ci la tua Principessa. — Zwrócił się do Aresa, popisując się swoją perfekcyjną włoszczyzną.
Gdyby okoliczności były bardziej przyjazne, ucieszyłabym się z przytoczenia przez niego słowa, którym Ares często mnie obdarzał – roztapiając moje serce – w nieco innej, ale równie uroczej, wersji. Niestety przez złość na niego, zwróciłam uwagę szczególnie na wymowne "Mia Dea", którym obdarzył Leilę. Bezczelnie mówił to z uśmiechem na ustach, nie próbując nawet być powściągliwym. W obecności przyjaciela, a brata swojej kochanki, wypowiadał dwuznaczne słowa, wykorzystując pełne zaufanie Aresa, dzięki któremu mój ukochany nawet nie wpadłby na pomysł, iż jego siostra mogłaby być kolejną zdobyczą Ra.
Para ponownie zajęła się sobą, zatracając w tańcu, a my, za sprawą jednego gestu Aresa – który położył dłoń na mojej talii, a drugą delikatnie złapał moją rękę – poszliśmy ich śladem.
— Raees miał cię już dość? — Usłyszałam nieco prześmiewcze, w moim odczuciu, pytanie.
— Potańczyliśmy, porozmawialiśmy i zdecydowaliśmy się wrócić do początkowej konfiguracji — odpowiedziałam z uśmiechem, nieco spłaszczając całą sytuację, ale nie miałam innego wyjścia, gdy pytanie zadał, nieświadomy powagi minionych wydarzeń, Ares.
— Ciekawa rozmowa?
— Tak. Jak zawsze z Ra. — Zastanawiałam się, czy na pewno nie wyczuł w moim głosie ironii. W końcu każdy, kto go bliżej znał, wiedział, że z nim konwersować można głównie na tematy okołoseksualne, lub toczyć bitwę sarkastycznymi zdaniami. — A o czym rozmawialiście z Leilą?
— O Raeesie — odparł, na co moje brwi poszybowały w górę.
Nie spodziewałam się, iż głównym tematem rodzeństwa był ten osobnik. Nawet przez głowę przeszła mi myśl, że Leila w końcu wyznała prawdę o romansie, lecz mina Aresa na to nie wskazywała. Wtedy byłby zdecydowanie bardziej przejęty, a ja dostrzegałam na jego twarzy spokój, ale też nutkę zamyślenia.
— O czym dokładnie? — podpytałam.
— Zostałem zmobilizowany przez Leilę, do wyznania ci prawdy o uczuciu, które...
Nie dokończył. Muzyka ucichła i zapanował delikatny mrok, a my przestaliśmy tańczyć oraz nieco oddaliliśmy się od siebie, patrząc na drugą parę pytającym wzrokiem. Cisza, która niespodziewanie nastała, przerwała bardzo ważny, w moim odczuciu, moment i sprawiła niepokój w naszych sercach. A może nie w naszych, a tylko w moim... To całkiem możliwe po niezrozumiałych słowach Aresa. Gdy wspomniał o prawdzie i uczuciach, przeszły mnie ciarki. Pierwszą myślą, która mnie nawiedziła, było to, że przyjaciel w końcu zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce i powiadomić mnie o swojej miłości, zmieniając tym samym nasze nazewnictwa z przyjaciela i przyjaciółki na chłopaka i dziewczynę.
Potem przemówił mój rozsądek, uświadamiający, że przecież przeprowadził on z Leilą rozmowę na temat Raeesa, o czym dowiedziałam się chwilę wcześniej. W naszej miłość nie było osób trzecich, a tym bardziej, bogatego w doświadczenia seksualne, Ra, więc te dwie kwestie nie miały ze sobą nic wspólnego i nie należało ich łączyć.
Chyba, że Leila, obwieszczając swój nowy związek, namówiła Aresa do zaprzestania skrywania w głębi swojego serca tego co najcenniejsze. Może wiedziała już, że ścieżka ukrywania czegoś przed światem, nie była dobra. Chociaż szczerze zwątpiłam w swoją teorię od razu, gdy o niej pomyślałam.
Raees mówił coś dziwnego, a ja starałam się przerwać analizy i skupić na tym, co prezentował. Początkowo myślałam, iż nagłe przerwanie zabawy to jakaś awaria, jednak spokój Ra nie wskazywał na to.
Wyglądało, iż była to część planu, ponieważ po chwili sceneria została na nowo oświetlona, a my mogliśmy zobaczyć, iskrzącą się lampkami, maszynę do popcornu. Ponownie opanowało mnie zaskoczenie i po minach rodzeństwa sądziłam, że ich także. Okazywało się, że na tańcach i piciu alkoholu ten wieczór się nie skończy. Raees z rozmachem przygotował atrakcje, przez które miał na celu coś wskórać, ale nie przychodziło mi do głowy nic innego, jak zwyczajne zdobycie jeszcze większego uznania w oczach Leili, które zaprowadzi ich do łóżka.
Duża maszyna, oświetlona jak na Boże Narodzenie, wydawała z siebie głosie jęki, gdy Raees uruchomił ją, wcześniej wsypując ziarnka kukurydzy. Patrząc, jak do kartonów wpadały liczne sztuki popcornu, nabrałam faktycznej ochoty na zjedzenie go. Już po chwili każdy z nas delektował się pysznym, spuchniętym pod wpływem temperatury, osolonym przysmakiem. Było to miłe cofnięcie się do smaków dzieciństwa, kiedy to jadłam prażoną kukurydzę najczęściej. Później – przez to, że moje uwielbienie zyskały bardziej słodkie smakołyki, a także wyprowadziłam się z Miami, gdzie okazji ku jedzeniu popcornu było więcej, zważając na moich przyjaciół, będących zażyłymi fanami filmów, seriali i obowiązkowych przekąsek – smak ten stał się dla mnie niemal egzotyczny. Dzięki temu w moim odczuciu smakował jeszcze lepiej.
Spróbowanie tych pyszności pozwoliło mi się nieco wyciszyć. W niektórych warunkach jedzenie rzeczywiście może być lekarstwem dla żołądka i serca. Wiedziałam jednak, że zapewne nie na długo ten lepszy nastrój we mnie pozostanie. Tego wieczoru emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie, a od samego obserwowania ich w sobie, czułam znużenie.
Zmęczenie także odczuwałam, patrząc na Leilę i Ra. Na dziewczynie słona niespodzianka zrobiła duże wrażenie, czego oczywiście się spodziewałam. Szkoda, iż nie brała pod uwagę, że za jakiś czas sól, aktualnie zawarta w kukurydzy, trafi do jej łez, które będzie wylewała po doświadczeniu realiów życia z Ra.
Tamtego pięknego wieczoru jednak, nie liczyła się dla niej proza życia. Gdyby nie Ares, który swoim pytaniem o repertuar kinowy, przerwał zawieszenie, w jakim się znaleźli, dalej rozbieraliby siebie wzrokiem. Swoją drogą brunet kompletnie nie zwracał uwagi na gesty naszych kochanków. Śmiałam stwierdzić, że z naszej czwórki był na drugim miejscu, zaraz po Ra, w rankingu najlepiej bawiących się osób. O ile Leila miała raz na jakiś czas pewnie z tyłu głowy, iż powinni zachować powściągliwość, tak Raees nie zamartwiał się czymś tak przyziemnym, a Aresowi nawet do głowy nie przyszło, że za jego plecami coś się działo.
Ciężko mi było w pełni odnaleźć się w tej dziwnej sytuacji, ale beztroska Aresa bezapelacyjnie napawała mnie radością. Nie chciałabym, aby po jego głowie, tak jak po mojej, chodziły dziwne myśli. Zasłużył na korzystanie z życia bez zmartwień i bez świadomości, że oprócz niespodzianek typu romantyczna sceneria, muzyka, taniec, popcorn i seans, prawdziwym suprise ostatniego czasu był też romans jego siostry i przyjaciela.
Z umiejscowieniem się przed dużym i magicznie ozdobionym ekranem, musieliśmy poczekać, iż Ares wyszedł z inicjatywą przyniesienia drugiej sofy, na co nie trzeba było długo namawiać Ra. Człowiek, który ewolucję z małpy przeszedł tylko połowicznie, jako pierwszy biegł do willi po mebel. Nie mogło mu się bardziej poszczęścić. Cała kanapa tylko dla niego i Leili, pośród romantycznego półmroku, to okazja na popuszczenie wodzy fantazji w sferze seksualnej, która dla niego zajmowała miejsce numer jeden.
Ja tymczasem zostałam z Leilą i ciszą, która zagościła na krótka chwilę, bo przyjacioła szybko przerwała ją rozmową. Opowiedziałam jej o swoim dniu, pomijając zdarzenie w gabinecie, które ona także przemilczała, w opowieści o minionych kilkunastu godzinach.
Siłą rzeczy temat zszedł na relacje przyjaciół, którzy bywają czasem blisko siebie. Dotyczyło to zarówno Leili i Ra, jak i mnie oraz Aresa. Nie przeczyłam temu. Miałam świadomość, że zbliżałam się do bruneta – robiłam to umyślnie, planując nawet rozmowę, która miała szansę jeszcze bardziej nas do siebie przyciągnąć. Jednak w naszej relacji mniej było dziwnych zagwostek, którymi reszta towarzystwa zaprzątać mogła sobie głowę. Jasnym było dla nich od dawna, że Ares się we mnie zakochał, a ja – faktycznie, nie obwieszczałam całemu światu, że odkryłam swoje uczucia, ale także nie chciałabym tego nadmiernie ukrywać, gdyby ktoś jasno sugerował mi, iż coś podejrzewa. Taką właśnie wzmiankę dałam w momencie rozmowy o kwiatach, w której Leila sprawnie omijała wyznanie, dotyczące darczyńcy.
— Podobno, gdy chłopak daje kobiecie kwiaty, chce jej powiedzieć, że ją zdradził. — Owszem, moje słowa były odważne i być może nawet bezczelne, ale tego wieczoru usilnie próbowałam badać reakcje obojga kochanków.
Leilę opanował czysty szok, nieświadczący raczej o tym, że planowała przemyśleć moje zdanie, w kontekście oszacowania szans na to, czy Ra mógł dopuścić się nieuczciwości teraz, lub planować to w przyszłości.
— Ciekawa teoria — przyznała, w jakimś sensie szanując moje postrzeganie znaczenia bukietu pełnego róż, które zyskałam jedynie na czas rozmowy.
W rzeczywistości uważałam nieco inaczej. Oczywiście, w wielu przypadkach niespodziewany prezent mógł być dla kobiety czerwoną lampką w głowie, ostrzegającą o zajściu niepożądanej dla niej sytuacji, lecz nie zawsze tak musiało być. W gruncie rzeczy reakcja na upominek, zależała od zaufania do partnera i znajomości jego charakteru, temperamentu oraz zdolności do zboczenia z drogi, jaką dotąd wspólnie się kroczyło. Ares na przykład często kupował mi urocze podarunki – czego dowodem był chociażby wisiorek, ozdabiający mój dekolt. Wtedy miałam pewność, że dał go prosto z serca i także to potwierdzenie towarzyszyłoby mi, będąc z nim w związku. Z Raeesem sprawa wyglądała tak jak z rozmową – trudno rozpoznać, kiedy żartuje, tak samo też ciężko domyślić się, czy przez chwilowy przebłysk zdecydował się jakąś rzeczą poprawić kobiecie humor, czy może pod nią idealnie ukrywał podstępek.
To kolejny aspekt, w którym dwójka mężczyzn tak diametralnie się różniła.
— Ale nie zgadzam się z nią. Sądzę, że gdy mężczyzna wręcza kobiecie kwiaty, oznacza to, iż zależy mu na ich relacji — oznajmiła Leila.
Tak, słyszałam kiedyś podobne, nieco bardziej poetyckie, stwierdzenie Nory Roberts: "Kiedy facet leci po kwiaty dla kobiety, szczególnie te, które ona najbardziej lubi, sam się naprasza, aby bardzo serio potraktowała pewne sygnały."
Nie sposób się było z nim nie zgodzić, jednak biorąc pod uwagę, ile na świecie żyło przebiegłych małp, cytat nabierał innego znaczenia i skłaniał do przeanalizowania całej relacji.
— Brednie. Koszt prezentu rośnie wraz z poczuciem winy chłopaka — dołożyłam do pieca, w którym żarzyło się coraz więcej węgielków, jeszcze jedno stwierdzenie. — Według mnie duży bukiet róż to wyznanie, że pokusa była silniejsza, a chłopak zdradził swoją dziewczynę nie raz, a wielokrotnie.
Raees zapewne zdrady dopuszczał się kilka razy dziennie, a Leila i tak wierzyła w jego niewinność. Cieszyłam się, że w rozmowie z nią moje usta opuściły wszystkie te słowa, gdyż na pewno je zapamiętała i kiedyś przynajmniej w niewielkim stopniu pozwoli sobie je przeanalizować.
W porę wrócili mężczyźni z sofą, ustawiając ją przed tą, która już wcześniej się tam znajdowała. Tak jak podejrzewałam – Ra zaprosił Leilę, aby usiadła na wygodnym mebelku dalej od ekranu, a dla nas zostawili kanapę w przodzie. Zdziwiłabym się szalenie, gdyby miało być odwrotnie i my obserwowalibyśmy plecy kochanków, dostrzegając każdy ich ruch. Wtedy Raees by mnie zaskoczył, a ta era już dobiegła końca. Mimo swojej tajemniczości, dał już się poznać na tyle, aby móc spodziewać się po nim najgorszego.
W tym wypadku musiał mieć nieco więcej prywatności, aby czule – zupełnie nie po przyjacielsku – gładzić Leilę po ciele.
Dostrzegłam jeszcze tylko, że okrył ją kocem, a potem nie widziałam już sylwetek przyjaciół. Opadłam na sofę, obserwując jak na rozkaz Ra, ekran odpalił się, a wraz z nim liczne lampki, robiące niezwykłe wrażenie. Tego wieczoru światełek nie brakowało, mieliśmy je naokoło, ale nadal zachwycałam się każdym pojedynczym świetlikiem.
Śladami Raeesa, poszedł mój Ares, który spod małego stolika przed nami, wyjął kocyk i zaraz potem nałożył go na moje ramiona. Dotyk miękkiego niczym chmurka materiału, wyssał ze mnie część negatywnych emocji, pozwalając dostrzegać głównie to, co miałam obok siebie cennego, czyli Aresa. Gest z przykryciem mnie, był na tyle uroczy, że wręcz stapiał moje serce, tak jak Olafa z "Krainy Lodu" rozpuszczało ciepło kominka. On miał się dla kogo roztopić i ja także. Czułam, że dla Aresa mogłam zrobić wiele.
Film się rozpoczął, a ja starałam się śledzić wzrokiem poczynania bohaterów, ale nie byłam w pełni skupiona na tym, co się działo. Myślami znajdowałam się gdzieś między obłokami. Oczy wlepione były w ekran, lecz nie rejestrowały niczego – no może poza Aresem, który siedział bardzo blisko mnie. Na niego zerkałam zdecydowanie częściej niż na wyświetlany film.
Obserwowanie lewego profilu mężczyzny – jego idealnego nosa, pięknie wykrojonych ust, długich, ciemnych rzęs, starannie przystrzyżonej brody i perfekcyjnie ułożonych włosów – było przyjemnością, której nigdy nie miałam dość. W całej tej romantycznej otoczce, w której niespodziewanie się znaleźliśmy, o wiele bardziej wolałam spędzić dwie godziny na rejestrowaniu twarzy Aresa niż zapamiętywaniu działań aktorów, z których żaden z nich nie był nawet w połowie tak przystojny jak mój przyjaciel. Ponadto zagłębianie się w fabułę wymagało koncentracja, a tej po długim i ciężkim dniu mi brakowało.
Nie chciałam za wiele myśleć, przypatrując się losom obcych osób, gdy moje własne życie było równie zawiłe. Na okrągło mierzyłam się z przeciwnościami, niespodziewanymi sytuacjami i ogromnym ciepłem w sercu na widok miłości mojego życia – miałam więc na wyciągnięcie ręki wszystko, co przedstawiane było w większości ekranizacji. Właśnie to przyczyniło się do wyłączenia świadomości na wszystko dookoła oprócz Aresa. Jego równy oddech, zapach i każdy ruch rejestrowałam w swojej głowie dokładnie. Woń bourbona z pomarańczą, karmelem i pieprzem nie pozwoliłby mi nawet zapomnieć o jego obecności. Był zbyt intensywny, aby go zignorować, ale mi to nie przeszkadzało.
Położyłam głowę na ramieniu Aresa i przeniosłam wzrok na połyskujące liczne lampki. Jednym z lepszych stanów było dla mnie zawsze poczucie wewnętrznej harmonii, akceptacji wszystkiego – tego dobrego i złego – co miało miejsce, zapomnienie o największych troskach, czysta radość z momentu, w którym się znajdowało i chęć jedynie jego przedłużenia. Właśnie taką błogość udało mi się osiągnąć, siedząc z Aresem na miękkiej sofie, w tak magicznej scenerii.
Jeszcze bardziej pożądanym uczuciem od tego, w którym już się znalazłam, byłaby eksplozja motylków w brzuchu w reakcji na pocałunki bruneta. To dopełniłoby ten cudowny wieczór, sprawiając, że mógłby mieć on miano jednego z najlepszych w moim życiu.
Z utęsknieniem wpatrywałam się w usta mojego przyjaciela, mając nadzieję, że prawo przyciągania w tym momencie nie zawiedzie i moja manifestacja przyniesie zamierzone skutki.
Po chwili, w czasie której przymknęłam oczy i zaciągnęłam się mocno zapachem mężczyzny, poczułam jego oddech na swojej twarzy. Przyjaciel porzucił oglądanie filmu i wpatrywał się we mnie z lekkim, tak dobrze mi znanym, uśmiechem. Zorientowałam się, że miałam idealną okazję do pokonania kilkucentymetrowej bariery, która dzieliła nasze usta od siebie. Krótkim spojrzeniem obrzuciłam jeszcze Leilę i Raeesa, którzy idealnie wyczuli moment, w którym się oddalili i dali nam więcej prywatności. Wiedziona instynktem, podniosłam głowę z jego ramienia, aby dosięgnąć warg.
Ares nie protestował. Kilka moich powolnych, starannych ruchów wystarczyło, aby oddał pocałunek. Największe marzenie tego wieczoru właśnie się spełniało. Przeszło nawet moje najśmielsze oczekiwania, gdyż po kilku zachłannych całusach Ares nie przerwał czynności. Jego dłoń gładziła moje włosy, przemieszczając się powoli w stronę żuchwy i szyi, dzięki czemu całe moje ciało przeszły dreszcze. W tym samym czasie w ruch poszły nasze języki, które wykonywały dziki taniec.
Po takich pieszczotach, gdy oboje dawaliśmy z siebie maksimum, powinno zabraknąć mi tchu. Jednak pożądanie pochłonęło mnie tak bardzo, że żadne ograniczenia zdawały się nie istnieć. Przynajmniej dla mnie, bo Ares w końcu przerwał pocałunek, jak się okazało, chcąc coś powiedzieć.
— Josie, chce ci w końcu wyznać, że... Kocham cię — wypalił, dla mnie zupełnie niespodziewanie. — Nie mogę tego dłużej ukrywać, gdy wiem, że ty również...
— Tak, Ares — przerwałam mu. — Zakochałam się. Nigdy nikogo nie darzyłam mocniejszym uczuciem niż ciebie — powiedziałam, obserwując błyszczące tęczówki mojej miłości, które w świetle lampek iskrzyły się wyjątkowo mocno.
Wyznania to coś cudownego, jednak to nie słowa były wtedy najważniejsze. Dla mnie liczyło się głównie to, co czuliśmy, będąc tak blisko siebie i jaki krok naprzód zrobiliśmy tego wieczoru. Pocałunki przełamały barierę, która była tyle czasu między nami.
Nie chciałam na tym spocząć. Pragnęłam więcej – nie tylko buziaków, ale i ciepłych, silnych rąk Aresa na moim ciele.
Nie chcąc, aby brunet mówił coś jeszcze, pociągnęłam go za krawat, zmniejszając ponownie dystans między nami. Udało mi się. Jego ustami nie formułowały już pięknych zdań, a zajęły się pieszczeniem mojej szyi, sprawiając, że cała drżałam. Przez to także stawałam się niecierpliwa. Korzystając z okazji, że już trzymałam w dłoni materiał, związany w trójkątny węzeł, postanowiłam się go pozbyć, dając Aresowi wolność i pełną swobodę ruchów. Szybko z ciała bruneta zniknęła także koszula, odkrywając jedno z najpiękniejszych jego części – nagi, umięśniony tors. Zafiksowana na idealnie wyrzeźbionej klatce piersiowej, nie zarejestrowałam nawet momentu, w którym przyjaciel zdjął ze mnie bluzkę. W następnej kolejności sprawnie wyzbył się stanika i już bezpośrednio mogłam czuć jego dłonie na brzuchu i piersiach.
Odkryliśmy już sporo, jednak ciągle było mi mało. Jeszcze zbyt wiele ubrań mieliśmy na sobie, a te skutecznie utrudniały dostęp do najbardziej pożądanych miejsc. Czym prędzej odpięłam pasek, po czym Ares przejął rozbieraną inicjatywę i rzucił na ziemię spodnie oraz bokserki. Jak przez mgłę obserwowałam jego poczynania, gdy zakładał, wcześniej wyjętą z kieszeni, prezerwatywę na swoją męskość, która była w jak najlepszej gotowości do tego, żeby wypełnić moje równie chętne wnętrze.
Ares pewnym ruchem złapał za moje biodra, wybijając się jednocześnie w usta. Po krótkiej walce, w której główną rolę grały języki, popchnęłam go do tyłu. Dotykając plecami siedziska od sofy, pociągnął mnie za sobą, dzięki czemu obserwowałam z góry pożądanie, wymalowane na jego twarzy. Oddychał ciężko, wlepiając rozszerzone źrenice w moje tęczówki. Wwiercaliśmy w siebie spojrzenia, podczas gdy Ares jednym ruchem podciągnął moją spódnicę najwyżej, jak tylko się dało. Przy zsuwaniu białych, koronkowych majtek ociągał się nieco, przez co z moich ust wydobył się pełen oczekiwania jęk.
Dobrze zinterpretował tę reakcję, bo przyspieszył tempo. Szybko za sprawą silnych rąk, złapał ponownie za moje biodra i umiejscowił tak, aby jego przyrodzenie idealnie wypełniło formę, którą stanowiło moje ciało. Jak to bywało w przypadku plusa i minusa w magnesach – dopełniliśmy się perfekcyjnie. Wreszcie odczuwałam to, na co czekałam podczas całej tej podróży, która rozpoczęła się z momentem pierwszego pocałunku.
— Josie... — wypowiadał szeptem moje imię, gdy z każdym ruchem oboje zbliżaliśmy się do punktu kulminacyjnego. Czułam, że jego dłonie coraz mocniej zaciskały się na mojej linii bioder. — Josie... — Coraz głośniejszy, głęboki ton był dla mnie dodatkową przyjemnością, sprawiając, że chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. — Josie, film się skończył. — Usłyszałam nad uchem bardzo wyraźnie, po czym moje oczy automatycznie się otworzyły.
W tym momencie miałam wrażenie, jakby ruszyła kamienna lawina, przysypująca od środka boleśnie moje ciało. Dotknęłam swojego ciepłego czoła, szybko badając otoczenie. Każda z osób i rzeczy była na swoim miejscu. Wszystko wyglądało tak, jak przed zaczęciem seansu. Pięknie przystrojony ogród, światełka, miękkie kanapy, Leila i Ra, których głosy słyszałam za plecami, i Ares... Prowodyr całego zamieszania w mojej głowie. Wielkiego chaosu, którego ja sama nie pojmowałam.
Znakiem mijającego czasu były jedynie napisy końcowe na ekranie. Dowód na to, że... przespałam film. Żadne z wydarzeń, które wydawały mi się realistyczne, nie stały się na jawie. Nie śledziłam fabuły, stworzyłam w tym czasie własną. Krótszą, z mniejszą ilością bohaterów, ale za to z szybką i namiętną akcją, w której jedną z głównych ról grał mój przyjaciel...
Spojrzałam z przerażeniem na Aresa, który na szczęście nie był świadomy scen, rozgrywających się w moim umyśle. Ze wstydu miałam ochotę, jak struś, schować głowę w piasek i tkwić w naiwnym przekonaniu, że jak ja nie widziałam nikogo to oni mnie też nie. Słuszność tego działania równa byłaby zeru, co jedynie pokazywało, jak bardzo byłam zdezorientowana, że przychodziły mi na myśl totalnie nielogiczne rozwiązania.
Spokój i zrelaksowanie Aresa było niemal namacalne. Film go na tyle rozluźnił, że miałam wrażenie, iż gdybym go tylko dotknęła, dobra energia, przepełniona beztroską, ufnością i stoicyzmem, przeszłaby na mnie.
Bardzo chciałam to zrobić – poczuć pod palcami gładkość koszuli i ciepło, które się przez nią przebijało od jego ciała. Potem sprawić, że ziściłby się plan, ułożony przez moją podświadomość – nasze usta złączyłyby się.
Oczywiście nie miałam odwagi tego zrobić, ale kilka chwil wpatrywania się w przyjaciela, wystarczyło, aby mój oddech znacznie się wyrównał, a myśli wróciły do odpowiedniego stanu.
W takich momentach przypominała mi się mądrość Buddyzmu, która mówi: "Jeśli kogoś poznasz i twoje serce zaczyna mocno bić, a kolana mięknąć, to on nie jest tym jedynym. Kiedy poznasz odpowiednią osobę, będziesz czuć tylko spokój. Żadnego zdenerwowania. Żadnego podniecenia."
Nie wypadało twierdzić, iż nie czułam uniesienia przy Aresie, bo nie bez powodu drugi raz śniłam o nim w sposób, do jakiego nie przyznałabym się na głos. Ale wielką rolę odgrywało także opanowanie, jakie zyskiwałam przy nim za każdym razem. Był w stanie ukoić moje nerwy samą swoją obecnością, co moim zdaniem stanowiło najwyższą formą uczucia. Pożądanie, zbliżenie, dotyk... To wszystko jedynie dodatek, do dobrze dobranych charakterów i zbudowanego fundamentu, którego podstawą było poczucie bezpieczeństwa, wzajemna ufność i brak ciągłego ważenia słów oraz kontroli nad swoimi naturalnymi odruchami przy wybranku życia.
Prawdą stały się wszystkie odpowiedzi, na pytania kierowane do mamy, lub babci o to "Skąd będę wiedziała, że to ten jedyny?". Zazwyczaj słyszałam wtedy "to się po prostu czuje". I po latach mogłam śmiało przyznać rację. Całą sobą doznawałam pewności, że mężczyzna, siedzący obok mnie to ten, z którym bardzo wyraźnie widziałam wizję swojej przyszłości.
Pewnym było, iż tym razem nie musiałam szukać powodu tego całego, sprośnego zdarzenia, mającego miejsce w mojej głowie. Wniosek, do którego doszłam zeszłego wieczoru, pomógł mi. Przyczyna to wielka miłość do Aresa. Ona namieszała, sprawiając, że ponownie śniłam o tym, czego pragnęłam w niedalekiej przyszłości, po obustronnym wyznaniu uczuć.
No właśnie... Byłam żądna związku z Aresem, biorąc niemal za pewnik taką kolej rzeczy, ale czy mimo to czułam się gotowa na wszystko, co za sobą niósł? Nie wiedziałam, jak na tę rewelację zareagowaliby nasi współlokatorzy. Czy jeśli ja byłam przeciwna związkowi Leili i Ra, to oni też byliby naszemu? Co prawda nie mieli do tego powodów. Każdy wiedział, że Ares był ostatnim mężczyzną, który z premedytacją zraniłby kobietę. Jednak w zaistniałej sytuacji miałam obawy. Być może bezpodstawne, ale istniały.
Niespodziewanie z grupki przyjaciół zrodziły się dwie bardziej poważne relacje. Pytanie tylko, czy nasza paczka była na to gotowa. Teoretycznie zawsze powinniśmy się wspierać i cieszyć własnym szczęściem, ale w praktyce nie wszystko było oczywiste. Istniała nawet szansa, że nasza wieloletnia przyjaźń stanie pod wielkim znakiem zapytania, gdy Leila i Ra wyznają prawdę, a któreś z nas nie wytrzyma i powie o kilka słów za dużo.
Ostatnie czego pragnęłam, to rozpad silnej, budowanej długi czas, więzi. Ogromną katastrofą byłoby dla mnie bycie w związku z Aresem, ale pożegnanie się z Leilą. Brakowałoby mi wspólnych rozmów z nią przy winie, jej niezastąpionych rad i obecności w dobrych, a także złych chwilach. Stale towarzyszyłby mi żal, że powodem kłótni był Ra – osoba, która nie liczyła się z uczuciami najbliższych – oraz moja dobroć pod postacią nieudanej próby ochrony przyjaciółki. Szczęście z Aresem nie byłoby pełne, gdybym straciła przy tym bliską mi osobę, dlatego nad wszystkim należało dobrze się zastanowić. Liczyłam, że gdy już dojdzie do szczerej rozmowy z brunetem, to wspólnie wymyślimy rozwiązanie.
Bez wątpienia skomplikowaliśmy sobie życie, pozwalając naszym sercom się zakochać. A jeszcze większą głupotę zrobiliśmy, zamieszkując wspólnie. Żadne z naszej czwórki nie przewidziało, że ogromne ilości testosteronu podziałają kusząco na spragnioną miłości żeńską część grupki i odwrotnie – mężczyźni także nie oprą się urokom, znajdującym się z nimi pod jednym dachem, kobietom.
Oczywiście za nic nie cofnęłabym czasu, ponieważ odkryłam dzięki temu swoje uczucia do Aresa, ale przykre, że do innych los nie uśmiechnął się tak bardzo. Nick przez miłość do Leili cierpiał, a wspomniana dziewczyna, także źle ulokowała uczucia i być może w przyszłości podzieli los mojego brata.
Nie miałam pojęcia, ile minut tak tkwiłam we własnym świecie, ale gdy skończyłam rozmyślać o minionych i przyszłych wydarzeniach, na wielkim ekranie nie było już napisów – emanował on jedynie czernią – a obok mnie toczyła się jakaś rozmowa, która szybko została przerwana telefonem Leili. Przyjaciółka odeszła kawałek dalej.
Pogadanka nie trwała długo, lecz dało się zauważyć, że znacznie zmieniła jej humor. Była poddenerowana, co starała się ukryć, kierując wzrok w ziemi, gdy wracała do nas.
— Dzwonili rodzice — oznajmiła, patrząc na Aresa, który pokiwał głową w geście zrozumienia i zachęcenia do dalszego mówienia. — Jutro mam być pod telefonem, ponieważ mają zamiar kontaktować się ze mną w jakiejś ważnej sprawie, by omówić ją w realu — dodała.
Nie brzmiało to podejrzanie – wręcz przeciwnie – normalnym było, iż rodzice chcieli rozmawiać z córką, tym bardziej że zarządzała ona firmą. W tym przypadku zawsze można znaleźć coś, co trzeba obgadać. Aczkolwiek Leila w głosie matki lub ojca musiała wyczuć napięcie, bo straciła humor. Miałam nadzieję, że mimo jej obaw, nie zdarzy się nic nieoczekiwanego.
Przyjaciółka stwierdziła, że wraca do willi, co oczywiście od razu razem z nią uczynił Raees.
— Też jestem zmęczona... — zakomunikowałam Aresowi, który nadal siedział obok na sofie, ziewając. Mimo że przespałam połowę filmu, nie czułam się wypoczęta. Biorąc pod uwagę intensywność mojego snu, nie dziwiłam się.
— Chciałem poruszyć z tobą jeszcze pewną kwestię... — Zaczął z wyraźnym wahaniem w głosie, tak jakby zastanawiał się, czy miał kontynuować monolog. — Ale skoro chcesz spać, porozmawiamy jutro.
Zaintrygował mnie tą małą zajawką tematu, który chyba należał do tych ważnych, skoro wolał, abym była wypoczęta w czasie rozmowy. Mimo że wolałabym wiedzieć, czy właśnie dążył do wyznania mi swoich uczuć, czy może jednak chodziło o coś błahego typu praca, lub ważnego, ale nie dotyczącego mnie, a na przykład Rosity, to oczy zamykały mi się mimowolnie. Nie był to dobry czas na rozkminianie jakiegokolwiek z tych spraw.
— Mam za sobą długi dzień i rzeczywiście chyba powinnam... — Moją wypowiedź przerwało ziewanie, mówiące więcej niż tysiąc słów w temacie zmęczenia, jakie odczuwałam.
— W takim razie zbieramy się. — Przyjaciel dokończył za mnie myśl, na co uśmiechnęłam się i wstałam z, zajmowanego przez ostatnie godziny, siedziska.
Ramię w ramię dotarliśmy na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się nasze sypialnie.
— Słodkich snów, Josie. — Życzył Ares, gdy przystanęłam przy swoim pokoju.
"Jeśli znów z tobą w roli głównej, na pewno będą słodkie" – pomyślałam, zerkając ostatni raz tego dnia w jego ciemne, błyszczące oczy.
— Dobrej nocy, Ares — odpowiedziałam krótko z uśmiechem.
Nasze ramiona otarły się o siebie, gdy ja stałam przy drzwiach, a brunet omijając mnie, podążył dalej. Ten krótki, subtelny dotyk i masa mniej dyskretnych scen w głowie, musiały mi wystarczyć, dopóki nie zdecydowałam się na wyznanie uczuć.
Nie chciałam z tym zwlekać. Kolejna samotna noc utwierdziła mnie w przekonaniu, że brakowało mi bliskości drugiej osoby. Kładąc się do łóżka i przykrywając chłodną pościelą, wyobrażałam sobie, jak bardzo magiczny byłby moment, gdy oprócz puchatych, miłych poduszek, witałoby mnie ciepłe ciało Aresa, jego zapach otulałby do snu, a dłonie oplatałyby mnie w talii, do momentu aż odpłynęłabym w krainę Morfeusza.
Wyobrażałam sobie to wszystko, gdy nie mogłam zasnąć. Mimo początkowego zmęczenia, chęci na odpoczynek zmalały, kiedy weszłam do sypialni. Leżałam więc długo i kreśliłam w głowie scenariusze, finalnie zasypiając i nie wiedząc nawet, na czym skończyłam rozmyślania. Za to po obudzeniu byłam pewna jednego – nie powinnam dłużej zwlekać z rozmową.
Zmotywowana do walki o własne szczęście, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wykonałam delikatny makijaż. W stanie wyjściowym oraz z połowicznie ułożonym planem na rozmowę, udałam się w poszukiwania Aresa. Nie znajdując go w jego pokoju, zeszłam na dół. W kuchni ujrzałam przyjaciela z kubkiem espresso w dłoni. Pił trunek, dodający energii, jednocześnie przeglądając coś na telefonie. Ostatnią czynność przerwał, gdy usłyszał moje kroki. Na sobie miał już idealnie skrojony garnitur, a włosy nienagannie ułożone, więc wnioskowałam, że lada moment chciał wyjść z domu.
— Cześć, Ares — przywitałam się, podchodząc bliżej ekspresu z zamiarem przygotowania kawy, która byłaby miłym dodatkiem do szczerej i zarazem niełatwej rozmowy o uczuciach. — Masz może chwilę? Chciałabym o czymś z tobą pogadać — zagaiłam, z naiwną nadzieją, że uda nam się porozmawiać rankiem.
Miałam świadomość, że Ares często zaczynał pracę jeszcze zanim wybiła, ustalona dla reszty pracowników, godzina, dlatego znalezienie kilkunastu minut mogło być trudne, ale fakt, iż o tej porze zastałam go jeszcze w willi, brałam za dobry prognostyk.
— Witaj, księżniczko. — Zaprezentował mi swój najpiękniejszy, szeroki uśmiech. — Ja też chciałbym pomówić o kwestii, którą poruszyłem wczorajszego wieczoru. — Przypomniał, na co przytaknęłam głową, dobrze pamiętając, że miał do mnie jakąś sprawę. Idealnie się składało, że oboje pragnęliśmy rozmowy. — Niestety musimy przełożyć rozmowę. Za kilka minut mam spotkanie z Rositą w znajomej ci sprawie — zakomunikował, na co westchnęłam cicho, nie chcąc pokazać po sobie, że nie było mi to na rękę. — Kwestia, o której chcesz rozmawiać, jest pilna, czy może poczekać?
— Możemy to odłożyć. Będzie jeszcze wiele okazji — zapewniłam, biorąc łyka swojej, już gotowej, kawy ze spienionym mlekiem.
Cóż, kolejna próba spełzła na niczym, lecz znowu winę poniosła siła wyższa. Sprawa z Rositą była bardzo ważna i niecierpiąca zwłoki, a ja z Aresem wolałam pomówić w spokojnej atmosferze, mając do dyspozycji sporą ilość czasu, więc niestety musiałam pokornie swój plan odsunąć w czasie.
Wraz z koncepcją rozmowy, która spadła na dalszy punkt w hierarchii ważności, z kuchni odeszłam także ja. Chciałam znaleźć Leilę i wykorzystać czas przed pracą na sprawdzenie, czy u niej wszystko w porządku, ponieważ w pamięci nadal miałam jej zdenerwowanie zeszłego wieczoru.
Szybko jednak, po zrobieniu obchodu każdego pomieszczenia, doszłam do wniosku, że w willi byłam tylko ja i Ares. Po pozostałej dwójce nie było śladu. Musieli albo dobrze się ukryć w jakimś nieznanym mi kąciku, powtarzając intymne sceny z wczoraj, albo wyjść wspólnie z domu, nie wiadomo dokąd.
Snułam się więc bez celu, co kilka kroków popijając kawę. Ruch skutecznie hamował myśli i zabijał czas, którego wyjątkowo miałam w nadmiarze.
Chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi, a że byłam blisko, poszłam je otworzyć i przywitać się z Rosą.
Dziewczyna, jak zawsze, zachwycała barwami swojej stylizacji. Na dzisiejsze spotkanie, będące jednocześnie nowym etapem w jej życiu, wybrała kobaltową, zwiewną, rozkloszowaną sukienkę z kolorowymi, roślinnymi wzorami. Włosy za to spięła w kitkę, a kilka pasm pozostawiła luźno.
— Hej, dobrze, że jesteś! — przywitałam ją z entuzjazmem. Tak barwna postać, przywodząca mi zawsze na myśl papugę arę, sprawiała, że usta same formowały się w uśmiech. Nie musiałam się nawet zastanawiać, czy wprowadzenie się jej do nas, wyjdzie nam na dobre. Ja od początku wiedziałam, że Rosita stanie się naszym słoneczkiem, który uśmiechem, rudymi włosami i malowniczymi outfitami, rozświetlać będzie ponure dni, które zapewne czasem nas dopadną. — Ares już na ciebie czeka. Wejdź proszę.
— Dzień dobry, piękna duszo. — Uściskała mnie. — Nie musiał długo czekać? Starałam się przyjechać na czas, bo mówił, że jest bardzo zajęty pracą — mówiła energicznie.
— O wilku mowa. — Zaśmiałam się, dostrzegając, zmierzającego do nas Aresa, którego przywołał zapewne dzwonek i rozchodzące się dźwięki naszych głosów. — Więc poznajcie się już oficjalnie. To jest Rosita, a to mój przyjaciel Ares. — Wskazałam dłonią każdego z nich, po czym obserwowałam, jak podali sobie ręce.
— Rosita. — Dziewczyna wypowiedziała swoje imię. — Cieszę się z tego spotkania.
— Ares. Również jest mi bardzo miło. — Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie. — Oficjalne zapoznanie mamy już za sobą, więc zapraszam do gabinetu, tam porozmawiamy — oznajmił, wskazując swoją dłonią, w której nadal trzymał jej szczupłe palce, kierunek, gdzie znajdowało się wspomniane pomieszczenie.
Przyjaciel przy tym zmierzył dziewczynę od góry do dołu. Zaczynając od starannie spiętych włosów, poprzez całą długości sukienki, kończąc na niebieskich sandałkach na koturnie. Ciężko mi było wyczytać z jego wyrazu twarzy to, co myślał. Bez wątpienia kolorowy, atrakcyjny i egzotyczny ptak, który przybył do willi, robił wrażenie na płci przeciwnej. Ares, będący zdrowym mężczyzną, na pewno zauważył, jak piękną istotę miał przed sobą.
Wszystko to zdawało się naturalnym, oczywistym odruchem, a jednak stojąc w miejscu i przyglądając się oddalającym sylwetkom Rosy i Aresa, zaintrygowało mnie to delikatnie ukłucie, które poczułam w sercu. Zazdrość to za wielkie słowo na te okoliczności. W końcu nie stało się nic, przez co mogłaby się ona we mnie obudzić. Ares jak zawsze był szarmancki, za to Rosita ze słusznych powodów, traktowała go uprzejmie. W dodatku nawet nie wiedziałam, czy zasilała grono singielek. W takim wypadku nie wypadało być zawistną.
A jednak trochę panikowałam, pragnąc jedynie ze wszystkich sił, aby szczęście u boku Aresa nie zostało mi odebrane. Ciągle moje uczucia zmuszone były odejść na dalszy plan, bo znajdowało się coś ważniejszego — praca, trudna sytuacja Rosity, szok związany z relacją Leili i Ra oraz wiele innych drobnostek, przez które wzrastała moja wewnętrzna irytacja i obawa. Czasu było coraz mniej. Trzy czwarte przegapiłam, będąc ślepą na jego miłość. Została ostatnia ćwiartka, w której przebudziłam się i chciałam dokonać zmian.
Bałam się potwornie, że zanim tak naprawdę uda mi się zdobyć Aresa, już z jakiegoś powodu go stracę.
______________________________________________
Różyczki moje drogie! Jak podobał Wam się rozdział? Spodziewaliście się takich marzeń sennych u Josie? 😅 Koniecznie napiszcie w komentarzu o swoich emocjach po przeczytaniu. Wiele pytań także nasuwa mi się po minionych zdarzeniach 🤔 Myślicie, że Josie przesadza ze swoją antypatią do Ra? Co Waszym zdaniem Ares chciał jej wyznać? Myślicie, że wróci do tematu?
Życzę Wam miłego dnia/nocy i wyczekujcie kolejnych rozdziałów 💛
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top