17. Karma nigdy nie gubi adresu

🍋 Perspektywa Josie 🍋
Cytrynowa12

Moje dłonie wystukiwały równym rytmem literki, które układały się w słowa, a wzrok czujnie obserwował monitor, upewniając się, że powstawały na nim logiczne zdania. Co jakiś czas zerkał też na poczynania palców wskazujących, środkowych oraz kciuków, które brały udział w tej batalii tworzenia ugód dla firm – tak spędziłam kolejne kilkadziesiąt minut, które wymagały ode mnie maksymalnego skupienia, a żeby takowe się pojawiło, musiałam użyć wszystkie pokłady silnej woli, jakie posiadałam. Zazwyczaj skupienie się na pracy nie było dla mnie niczym trudnym, jednak ten dzień był inny od reszty pod wieloma względami – także tym, dotyczącym efektywności moich działań. Myśli z łatwością odpływały w totalnie innym kierunku, niż powinny. Miałam przed sobą ważne zadanie, zlecone przez Aresa, a moja głowa wolała się skupiać na minionych wydarzeniach. Gdy pomieszczenie opuścili Leila i Raees, a później zakończyłam rozmowę z Sophie i dziewczyna wlepiła wzrok w laptop, wydawało mi się, że odzyskałam względny spokój, lecz Ares swoim wejściem nieco go zaburzył.

Praca stała się przeszkodą w rozmyślaniu o jego lśniących oczach, ciepełku, które czułam, gdy zbliżał się do mnie i – przede wszystkim – tym zapachu, od którego już dawno temu się uzależniłam. Inni pili bourbon, a mi o wiele bardziej od jego smaku podobał się zapach – dlatego, że kojarzył się z perfumami Aresa. Jeśli miałabym do tych, już i tak mocnych, wrażeń, dołączyć zmysł smaku, to prędzej niż o alkohol, pokusiłabym się o usta mężczyzny.

Pokiwałam szybko głową, chcąc tym gestem, jak z przepełnionego kosza na śmieci, wyrzucić te myśli. Przeszkadzały mi tylko one w obowiązkach. Musiałam jeszcze przez chwilę skupić się na tym, na czym powinna wzorowa sekretarka.

Pracowałam w firmie Stathamów zaledwie drugi dzień, a już doszłam do wniosku, że fakt, iż moim szefem był Ares, na którego moje ciało tak silnie reagowało, był ogromną przeszkodą. Jego obecność zamiast dodawać mi powera, sprawiała, że działo się ze mną coś dziwnego. Przez chłopaka czułam, jakbym znajdowała się na placu zabaw, a ściślej – szczycie zjeżdżalni. Obserwowałam wszystko z góry i dystansu, będąc stabilną dzięki możliwości trzymania się poręczy. A potem za plecami pojawiał się Ares, który siadał tam razem ze mną. Przytulał mnie, przez co zupełnie traciliśmy orientację i leciałam z nim w dół. Tego już nie da się zatrzymać – tak jak nie można było nic zrobić z moimi emocjami przy mężczyźnie. Nie panowałam nad sercem, które biło szybciej i wzrokiem, który badał każdy centymetr jego twarzy. Skutkiem naszej całej podróży w dół było znalezienie się na ziemi, w swoich objęciach i zakochanie bez pamięci.

— Wszystko w porządku, Josie? — Usłyszałam głos, należący do mężczyzny, o którym tak długo rozmyślałam. Wzdrygnęłam się na jego słowa. Nie zauważyłam nawet, kiedy wszedł, bo byłam w swoim świecie.

— Tak, oczywiście — odpowiedziałam, odrywając wzrok od monitora. Ares na pewno myślał, że pochłonęła mnie praca. Gdyby tylko wiedział, że to on był osobą, która wprawiała mnie w stan zawieszenia... No właśnie, nie miałam pojęcia, jak wtedy by zareagował. Ten dzień miał wyglądać całkiem inaczej, a biorąc pod uwagę bieżący stan rzeczy i mój nastrój, jakakolwiek głębsza rozmowa z Aresem musiała zaczekać. — Tworzę ugody, tak jak kazałeś. Za kilka minut skończę i prześlę je do Leili.

— Papiery mogą poczekać. Za chwilę przerwa na lunch. To dobry moment byś odpoczęła, zjadła coś, wypiła kawę — wymieniał Ares z troską. Spojrzałam na godzinę w laptopie i okazało się, że mężczyzna miał rację, rzeczywiście zbliżała się przerwa. — Przez moją interwencję zapewne nie mogłaś cieszyć się spokojnym porankiem. — Słusznie zauważył, jednak prawda była taka, że nie tylko przez niego. Finalnie większe zamieszanie zrobili Leila i Raees, ale o tym przyjaciel także nie wiedział.

Czasami zazdrościłam mu tej błogiej nieświadomości w niektórych tematach. Przez swój pracoholizm często nie był obecny w domu, a tym samym siłą rzeczy nie widział i nie słyszał wszystkiego. Może to był właśnie klucz do posiadania spokojnej głowy. Od dawna z całych sił sprzeciwiałam się braniu na swoje barki nadmiernej ilości obowiązków, ale rozumiałam teraz, jakie lecznicze skutki miało takie działanie. Zajęty człowiek, to w pewnym sensie spokojny człowiek. Przynajmniej odcięty od świata zewnętrznego, w którym co rusz działo się coś wytrącającego z równowagi.

— Nie martw się. Zdążyłam zjeść śniadanie. Co prawda nie całe, ale wystarczająco, aby mieć energię na najbliższe godziny. — Zapewniłam go, aby nie miał poczucia winy. — Może jutro będzie spokojniej i nie zmarnuje się ani jeden cytrynowy naleśnik z Rosie's. — Zaśmiałam się, pamiętając, że niestety kilka z nich przepadło, gdy w pośpiechu musiałam opuścić restaurację. 

— Nie będziesz musiała wyczekiwać do jutra na posiłek w tej restauracji. — Uśmiechnął się szeroko, na co zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc, co miał na myśli. Planowałam o to zapytać, jednak chłopak szybko zmienił temat. — Tymczasem, jako szef, wysyłam moje pracowite sekretarki na przerwę — powiedział już głośniej, aby jego słowa usłyszała także Sophie.

Dziewczyna skinęła głową z uśmiechem i wstała z zajmowanego fotela. Ares w tym czasie zamknął do połowy mój laptop, dając mi znać, że mówił poważnie i ani minuty dłużej nie powinnam spędzić wpatrzona w rzędy liter i cyfr. Uwielbiałam tę jego opiekuńczość, a gdy była ona pokazywana w stosunku do jego pracownic, tym bardziej dodawała mu uroku. 

Wraz z Sophie udałyśmy się do firmowego barku. Dopiero, gdy postawione zostało przede mną, pachnące obłędnie, jedzenie, zorientowałam się, że byłam potwornie głodna, co wraz z mętlikiem w głowie tworzyło niezbyt dobrą mieszankę. Nic dziwnego, że w takim stanie trudno było mi pracować. Zjadłyśmy więc lunch i wypiłyśmy kawę, jak nakazał szef. Po napełnieniu żołądka moja koncentracja była na o wiele wyższym poziomie, dlatego szybko skończyłam ugody i wysłałam je na maila Leili. 

Przerwa wyszła mi zdecydowanie na plus. Korzystając z motywacji, w następnej kolejności zajęłam się przeglądaniem korespondencji na poczcie elektronicznej. Na biurku czekał już plik papierów, które później musiałam przejrzeć, więc szybko chciałam uporać się z tematem e-maila. 

Mój plan udałby się idealnie, gdyby nie Ares, który ponownie pojawił się w pomieszczeniu. Zważając na to, że nie miał mi do przekazania żadnych dokumentów, nie zbliżała się też żadna przerwa, ani tym bardziej koniec pracy – jego zachowanie wydawało mi się dziwne. Wczoraj zdecydowanie nie zaglądał do nas tak często, a przecież wtedy był to mój pierwszy dzień pracy.

— Przeglądasz pocztę elektroniczną — stwierdził oczywisty fakt, gdy nachylił się nade mną, zaglądając w laptopa. — Bardzo dobrze. Należało zrobić tam porządek — przyznał, na co przytaknęłam głową. — Niestety jest tam bałagan, który zajmie zapewne dużo czasu. Gdybyś była zmęczona, zezwalam na wcześniejsze zakończenie twojej pracy i powrót do domu. — Niemal wyszeptał te słowa do mojego ucha. Mimowolnie przeszły mnie ciarki, bynajmniej nie z zimna, bo policzki paliły niemiłosiernie przez to, że mężczyzna stał tak blisko. — Możesz rozważyć tę propozycję. W końcu i tak zrobiłaś już wszystko, co najważniejsze, a resztę...

— Ares. — Przerwałam ten potok słów, spoglądając w jego brązowe oczy, które z tej niewielkiej odległości, widziałam bardzo dokładnie. Zauważałam w nich ogromną troskę i powagę, jednak nie umiałam ukryć przed nim, że jego zachowanie zaczęło mnie przytłaczać. Głównie dlatego, że maksymalnie mnie rozpraszało. Gdy stał tak blisko, nie dawałam rady bronić się przed wonią perfum, która docierała do moich nozdrzy. Wtedy ostatnim, o czym myślałam, była praca, a w środku dnia to właśnie ona powinna być priorytetem. Niestety serce w tym przypadku miało większą siłę przebicia niż rozum. — Doceniam to, że tak o mnie dbasz, jednak naprawdę czuję się dobrze. — Uśmiechnęłam się, aby ocieplić słowa, które mogły zabrzmieć zbyt stanowczo. — Na spokojnie dokończę wszystko, co powinnam. Nie martw się o mnie. Wiesz, że praca tutaj sprawia mi przyjemność. 

"Nie większą niż przebywanie tak blisko ciebie" – pomyślałam, jednak nie mogłam powiedzieć tego na głos. 

— Dobrze więc... Skoro sprawy mają się tak jak to przedstawiłaś, pozwól, że wrócę do siebie — oznajmił i oddalił się, dzięki czemu odetchnęłam głęboko, chcąc uspokoić łomoczące serce. — Widzimy się niebawem. Chwilę przed zakończeniem pracy — dodał jeszcze, na po przytaknęłam głową.

Odprowadziłam wzrokiem mężczyznę do samych drzwi, po czym podchwyciłam spojrzenie Sophie, która wpatrywała się we mnie z promiennym uśmiechem. 

— Ares bardzo się o ciebie troszczy — wypowiedziała w końcu swoje myśli na głos, gdy spostrzegła, że zauważyłam jej minę. — To kochane z jego strony.

— Jest najlepszym szefem. Dba o nas obie — powiedziałam, przypominając Sophie, że mój przyjaciel ją także wysłał na lunch, gdy zbliżała się odpowiednia godzina. 

Chciałam tym samym nieco zneutralizować emocje mojej współpracownicy, która pokazała w ostatnim czasie, że lubiła bawić się a amora. Swoimi nadprzyrodzonymi mocami wyczuła już jakieś uczucie między Ra i Leila. Byłam także przekonana, że mimo zaprzeczenia z mojej storny, iż coś łączyło mnie z Aresem, ona i tak uważała w głębi serca, że to ja byłam blondynką, do której wzdychał. 

Dopóki między mną a mężczyzną sprawa nie była jasna, chciałam rozgraniczyć życie prywatne od zawodowego. Nie znałam jeszcze Sophie na tyle, aby czuć potrzebę zwierzania się jej.

— Mów, co chcesz, Josie, ale ja i tak uważam, że szef przychodzi tu dla ciebie. Zawsze był miły, ale gdy pracowałam sama, pojawiał się głównie tylko wtedy, gdy musiał mi coś przekazać — uzasadniła swoje zdanie w tym temacie, po czym z uniesionymi kącikami ust, zwróciła się w stronę komputera, kontynuując pracę. 

Roześmiałam się, kręcąc głową. Sophie była tego dnia niemożliwa. Trafiła mi się prawdziwa romantyczka, która gołym okiem dostrzegała uczucie między dwojgiem ludzi. Chciałam, aby w przypadku mnie i Aresa nie pomyliła się. Jeśli okazałoby się, że jego miłość do mnie nie zgasła, byłabym najszczęśliwsza na świecie. 

Tymczasem jednak musiałam oderwać się od wszystkich spraw, które nie dotyczyły pracy. Ostatnie kilka godzin minęło stosunkowo szybko, jednak gdy zamknęłam laptop, odczułam potężne zmęczenie. Nie miałam ochoty już więcej wpatrywać się w żaden ekran, gdy moje oczy piekły ze zmęczenia, a głowa delikatnie bolała od nadmiaru myśli.

Wyszłam z Sophie z biura, jednak w przeciwieństwie do niej, zapukałam do drzwi pomieszczenia Aresa. Chłopak powiedział, że mieliśmy widzieć się przed zakończeniem pracy, jednak nie pojawił się u nas, dlatego ja zdecydowałam się go odwiedzić. 

Drugi raz w swoim życiu byłam obecna w jego gabinecie i kolejny raz podziwiałam piękne wnętrze oraz ten zapach... Miałam wrażenie, że przez cały dzień badane były moje granice wytrzymałości. Mało brakowało, a cierpliwość, znajdująca się na cieniutkiej nitce, nie zdołałaby dłużej się na niej trzymać. Konsekwencją byłoby pokonanie dzielącej mnie od Aresa odległości i wbicie się w jego usta. To z nawiązką wynagrodziłoby mi wszystkie trudy ostatnich dziesięciu godzin. 

— Skończyłam pracę — oznajmiłam przyjacielowi, który właśnie robił porządek na biurku. — Pomyślałam, że zajrzę do ciebie, bo...

— Bardzo dobrze, że przyszłaś — przerwał mi, pospiesznie biorąc do ręki teczkę, która zapewne zawierała pracę na wynos. — Miałem się do ciebie udać, ale praca zatrzymała mnie w gabinecie. Na szczęście nie pojechałaś jeszcze do domu. Dobrze się składa, że zostałaś, bo chciałbym zaprosić cię na kolację w  Rosie's — skończył monolog, czekając na moją reakcję, a był nią szczery uśmiech. — Zarezerwowałem stolik w ramach rekompensaty za nerwowy poranek — dodał, gdy nic nie odpowiedziałam. 

— Oj, przestań. Było, minęło — odparłam poruszona tym, że nadal rozpamiętywał to, co miało miejsce przed pracą. — Na kolację oczywiście chętnie z tobą pojadę. Nigdy nie odmówię wyjścia do Rosie's. — Zaśmiałam się, w czym przyjaciel mi zawtórował. 

Chwilę później siedzieliśmy już w aucie Aresa. Niewiele mówiliśmy i wcale nie chciałam tego zmieniać. Obok mnie siedział najbardziej wartościowy mężczyzna, jakiego znałam, towarzyszyła nam muzyka, płynąca z radia i jechaliśmy wspólnie na kolację – nic więcej w tamtym momencie nie potrzebowałam. 

Gdy poczułam wdzięczność za tamten moment, od razu także rozluźniłam się, a zmęczenie nie dawało się już tak bardzo we znaki. Niesamowite ile dobrego potrafiła uczynić zmiana perspektywy. Wystarczyło zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnościach, na które nie miałam wpływu i zacząć wyraźniej dostrzegać najprostsze dary od losu, które umykały w codziennej gonitwie. 

— Confusin' thoughts and mystery, I see

Our love was just a fantasy for me

You played me like nobody (nobody)

When you were everythin' for me, mhm — zaczęłam śpiewać wraz z Minelii, której piosence zostało poświęcone kilka minut w radiu.

Na ogół raczej nuciłam po cichu tylko we własnym pokoju, przy zamkniętych drzwiach, skąd nikt nie był w stanie mnie usłyszeć. Jednak w tamtym momencie mój nastrój tak diametralnie się zmienił, że nie przeszkadzała mi obecność Aresa. W dużej mierze przyczyniła się też do tego artystka. Byłam ogromną fanką Minelli, jej głosu i piosenek, które choć nie miały zbyt optymistycznych tekstów, to zdecydowanie nadrabiały melodią. Skoczne, dyskotekowe nuty od tej piosenkarki zawsze działały na mnie magicznie. Od razu miałam ochotę tańczyć i śpiewać, a tytuł "Rampampam", który to właśnie rozbrzmiewał w aucie, był numerem jeden na mojej liście. 

Swoim niespodziewanym działaniem chyba zaskoczyłam nawet Aresa, bo spojrzał na mnie z fascynacją, gdy tylko usłyszał pierwsze słowa z moich ust. Uśmiechnęłam się do mężczyzny, niezrażona nucąc dalej. Chyba mój fantastyczny humor był zaraźliwy, bo na refrenie przyjaciel zrobił coś, o co totalnie bym go nie podejrzewała. Dołączył swój głos, sprawiając, że podśpiewywaliśmy w tercecie z Minelli.

— You shot me so damn well (pe-ram-pam-pam)

You shot me then you got me and I'm like damn (pe-ram-pam-pam)

I see the satisfaction in your eyes (ram-pam-pam)

I'm lookin' at you and I'm askin' why, oh why, oh why, oh why? — Ściszyłam nieco swój głos, chcąc wyraźnej słyszeć głęboki bas, wydobywający się ze strun Aresa.

Brzmiał on cudownie. Dojrzały, spokojny dźwięk nadawał tajemniczości tej piosence. Mogłabym słuchać przyjaciela godzinami w różnym repertuarze, lecz wiedziałam, że to co zaprezentował, było krótkim pokazem umiejętności i nieprędko się to powtórzy. Ares w tym temacie pozostawał jeszcze bardziej skryty niż ja.

Stało się tak, jak podejrzewałam. Przy kolejnej zwrotce, orientując się, że ja już nie wydawałam dźwięków, on także przestał. O tym, że "Rampampam" wpadło mu w ucho, świadczyły jedynie palce, które w rytm melodii uderzały o kierownicę, oraz uśmiech na twarzy. 

— Ładnie śpiewasz. — Zdecydowałam się na wypowiedzenie własnych myśli, mając nadzieję, że moje słowa w jakiś sposób ośmielą go. — Powinieneś to robić częściej — dodałam, dzięki czemu nasze oczy się spotkały, gdy zdziwiony Ares zwrócił głowę w moją stronę. 

— Ja? — spytał powątpiewająco. — Nie... Nie nadaję się do tego. Za to ty rzeczywiście masz anielski, czysty głos. Mógłbym go słuchać godzinami, a i tak, nie znużyłaby mnie ta czynność — oznajmił, na co moje serce ponownie wróciło do stanu z biura, gdy przyjaciel pochylał się nade mną. — Możesz więc śpiewać dalej, Josie — ponaglił.

Takie wyjątkowe momenty dawały mi nadzieję na to, że ze strony Aresa płomień uczuć jeszcze nie zgasł. Czułam ciepło, bijące od jego roziskrzonego spojrzenia i zauważałam wielką troskę, jaką mnie obdarzał. Cudownie było obserwować to wszystko i czerpać radość z drobnych, wysyłanych przez niego, znaków. Szczególnie, że wcześniej wiele z nich przegapiłam. Teraz za to podwójnie pobierałam energię z kochania i bycia kochaną, mimo że do najważniejszej rozmowy między nami jeszcze nie doszło.

— Nie ma mowy. Teraz mnie zawstydziłeś. — Zaśmiałam się, udając, że żartowałam, ale tak naprawdę mówiłam zupełnie szczerze. Wiedząc, że Ares chciał mnie słuchać i w jakimś stopniu podobał mu się mój śpiew, nie czułam już tej swobody co wcześniej. 

Przyjaciel zaśmiał się, kręcąc głową z rozbawienia, ale dał mi spokój w temacie wokalnych popisów i podgłośnił muzykę. Mając świadomość, że nie byłam już słyszana, przez pozostałą drogę do Rosie's nuciłam pod nosem radiowe hity, co dodatkowo poprawiało mi humor i oczyszczało głowę z tego co negatywne.

— Zapraszam na wieczorną ucztę, księżniczko — powiedział Ares, otwierając drzwi z mojej strony, gdy byliśmy już na miejscu.

Mężczyzna, nazywający kobietę księżniczką, gdy ta w białym zestawie ubrań wyglądała raczej jak pielęgniarka na dyżurze, zasługiwał na medal. Dowodziło to jedynie temu, że dla Aresa pięknością byłabym nawet o poranku w szlafroku, z nieułożonymi włosami.

Udałam się więc z moim czarującym księciem do wnętrza naszego zamku, realnie będącym restauracją, w której gościliśmy nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz.

Zajęliśmy stolik i złożyliśmy zamówienia na nasze ulubione potrawy. Oczywistym wyborem były dla mnie naleśniki cytrynowe, jednak z napojem postanowiłam zaszaleć. Zamówiłam wino, ponieważ po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że był to jedyny trunek, który tego wieczoru miał wystarczającą moc, aby doprowadzić mnie do zdystansowania w kwestii niektórych spraw. Nie słodka herbata, nie kawa ani napój energetyczny, tylko właśnie alkohol miał sobie składniki, których potrzebowałam po dniu z silnymi wrażeniami.

— Rozmawiałam rankiem z Rositą — zaczęłam temat, o którym chciałam wspomnieć już kilka godzin wcześniej Leili, ale nie dane mi było tego zrobić, więc gdy kelner nas opuścił i zostaliśmy sami, nadarzyła się ku temu okazja, a ja zdecydowałam się z niej skorzystać. — Właściwie to przypadkiem trafiłam na nią, gdy rozmawiała przez telefon i niestety była w kiepskim stanie, więc podeszłam spytać, czy wszystko w porządku... 

— Z twojej zatroskanej miny wnioskuję, że nie było. — Zauważył słusznie Ares. — Coś poważnego?

— I tak, i nie. Znaczy dla Rosity jest to trudna sytuacja, ale biorąc pod uwagę to, że w waszej willi jest sporo miejsca, wydaje się ona łatwa do rozwiązania — zaczęłam przybliżać temat, zdradzając od razu swój tok myślenia. — Bo właśnie chodzi o to, że musi się wyprowadzić z mieszkania, które aktualnie wynajmuje. Ma na to mało czasu, przez co wpadła w rozpacz. Zrobiło mi się jej szkoda, gdy zauważyłam jaką niemoc czuje, więc wzięłam od niej numer telefonu i obiecałam, że zapytam ciebie i Leili, czy przygarnęlibyście pod swój dach jeszcze jedną osobę — wyjaśniłam szybko, zagryzając dolną wargę z niepewności, czy postąpiłam dobrze i czy przyjaciel poprze ten pomysł. 

— Rozumiem jej ciężką sytuację i obiecuję, że postaram się pomóc — odpowiedział Ares, na co odetchnęłam z ulgą. Zgoda przyjaciela dobrze wróżyła dalszym losom Rosity. — Wyślij mi jej numer telefonu. Przybliżę całą sytuację Leili i jeśli ona również nie będzie miała nic przeciwko, by twoja znajoma zatrzymała się u nas na jakiś czas, skontaktuję się z nią. 

— Dziękuję w jej imieniu, bo wiem, że będzie wdzięczna za pomoc. — Uśmiechnęłam się, szukając w telefonie potrzebnego rzędu cyfr, a następnie przekazałam je Aresowi. 

Chwilę później kelner dostarczył zamówione napoje. Upiłam od razu łyk słodkiego, musującego, różowego wina i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że dokładnie tego było mi trzeba po ciężkim dniu, aby rozładować resztki, zalegającego jeszcze w niektórych zakamarkach mojego mózgu, stresu.

— Niesamowicie doceniam wasze wielkie serca — kontynuowałam temat Rosity. — Pomogliście mi, gdy ogromnie tego potrzebowałam, po powrocie do Miami, wspieraliście w uwolnieniu się od Templera, nie wspomnę już o wielu innych sprawach, a teraz jeszcze jesteś skłonny poratować zupełnie obcą osobę.

— W życiu kieruję się zasadą, która głosi, że dobro zawsze wraca. Dziś jestem dla kogoś wsparciem, jutro ta sama, lub inna osoba może zostać nim dla mnie, jeśli sytuacja będzie tego wymagać — wyznał Ares, na co energicznie pokiwałam twierdząco głową, totalnie zgadzając się z jego słowami.

— Też tak uważam. Pojęcie karmy ma w takiej sytuacji jasne uzasadnienie... Chociaż momentami jednak ma się poczucie niesprawiedliwości w życiu. — Uzewnętrzniłam się, wyznając coś, co siedziało w mojej głowie od dawna.

W ostatnim czasie szczególnie mocno odczuwałam bezzasadność pewnych zdarzeń. Kilkukrotnie osoby, którym ofiarowałam dobro, w moją stronę skierowały czyste zło. Byli nimi poprzedni partnerzy, szef, a nawet Leila... Przyjaciółka nie mówiła mi o relacji z Raeesem. Starała się ją przede mną ukryć, tym samym odstawiając mnie na dalszy plan. Tak jakby z momentem, gdy Ra awansował w jej życiu na kogoś więcej, ja przestałam istnieć. Wcześniej przecież mówiłyśmy sobie wzajemnie wszystko. Obdarzyłam ją życzliwością poprzez wsparcie i wysłuchanie w każdej sytuacji, a ona, mimo że przez wiele lat także była uczciwa, to jednak nadszedł czas, gdy wbiła mi drzazgę w plecy, nie będąc w pełni szczerą. 

— W emocjach rzeczywiście niekiedy ma się takie wrażenie — przyznał Ares. — Aczkolwiek często z biegiem czasu coś, co wydawało nam się niesprawiedliwe, finalnie, po zmianie perspektywy i sposobu myślenia, okazuje się dla nas jak najbardziej należyte. — Przedstawił inny punkt widzenia, który, owszem, miał rację bytu, ale niestety nie w każdej sytuacji. 

— Poniekąd się zgadzam... — Przerwałam wypowiedź, zatapiając się w myślach, bo takowych miałam sporo, ale niestety częścią z nich nie byłam pewna, czy mogłam się podzielić. 

Słuchając jego optymistycznym słów, zastanawiałam się, czy wiedział o relacji swojej siostry z Raeesem. Wnioskowałam, że nie, bo jego aktualne podejście do życia było zbyt radosne. Gdyby miał świadomość, że nasz wspólny przyjaciel zatracał się w miłosnych uniesieniach z Leilą, zdecydowanie nie powiedziałby do mnie o sprawiedliwości i akceptacji wszystkiego, co przynosi życie. Leili los podarował Raeesa i oboje wiedzieliśmy, że będąc na jej miejscu, nie należało dawać temu przyzwolenia. W tym przypadku karma nie wracała, tylko uciekała gdzie pieprz rośnie. Leila obdarzała Raeesa szczerymi uczuciami, a on w zamian dawał złudne nadzieje, w głębi myśląc o sposobie, w jaki za jakiś czas planował ją rzucić. 

Ares, nie wiedząc o tym wszystkim, posiadał spokój, którego ja nie miałam, znając prawdę. Nie chciałam mu tego zabierać. Nawet kosztem własnego samopoczucia, wolałabym chronić przyjaciela przed ogromnym zawodem, złością i przygnębieniem. Jednocześnie natomiast uważałam, że Aresowi należała się szczerość. Nie otrzymał jej, tak samo jak ja, a przecież on także obdarzył tę dwójkę serdecznością. Raeesa zawsze traktował jak brata, a dla własnej siostry był skłonny pójść w ogień. 

Ironią losu to ja czułam się niekomfortowo z faktem posiadania wiedzy, nie przekazanej osobie, która na to zasługiwała, podczas gdy sami prowodyrowie ani myśleli o poczuciu winy.

Wniosek więc nasuwał się sam – powinnam, jako jedyna uczciwa w tamtym momencie osoba, wyjawić mu sekret. Zawsze starałam się zachować moralność, mimo że, tak jak w tej sytuacji, niekiedy poprzedzona była ona mocną analizą wszystkich za i przeciw – szczególnie, gdy pod uwagę brało się uczucia drugiej osoby. Takie decyzje nie były łatwe, aczkolwiek szczerość zazwyczaj popłacała.

— Ares... — zaczęłam, zwracając na siebie uwagę mężczyzny, który w czasie moich kilku minutowych rozmyślań, zajął się swoim smartfonem. — Wiesz o tym, że Raees...

— Oto zamówienia dla państwa. — Zza moich pleców wyłonił się kelner, na co w duchu siarczyście przeklęłam.

Próbowałam przekazać nieprzyjemne wieści w miarę możliwości szybki i najbardziej łagodny sposób, a jak zwykle, gdy przełamałam się już, aby zacząć ten poważny temat, dotyczący relacji Leili i Raeesa, ktoś mi skutecznie popsuł plany. Wcześniej w willi, gdy tak dobrze rozmawiało mi się z Aresem na temat serialu "Przyjaciele" i sprawnie udało się przejść do zapytania go o reakcję w przypadku rzekomego związku tej dwójki, przerwał nam dostawca śniadania. 

Wtedy jednak temat nie był tak istotny, ponieważ dotyczył tylko moich przypuszczeń. Teraz zaś miałam w zanadrzu realne fakty, a dzieleniu się z nimi, nie towarzyszyła nawet minimalna frajda.

— Poproszę jeszcze jeden kieliszek tego samego wina — zwróciłam się do kelnera, gdy ten postawił już na stoliku potrawy. Skinął tylko głową i oddalił się od nas.

Musiałam zamówić większą ilość trunku, gdyż w zaistniałej sytuacji wcześniej wypita lampka, miałam wrażenie, że ze mnie wyparowała. Szkoda, bo po wyjściu z firmy, posiadałam już naprawdę dobry humor i wierzyłam, że dzięki zaproszeniu mnie przez Aresa na kolację, istniała szansa na odczarowanie pechowego dnia. Gdy już jednak w naszej rozmowie wypowiedziałam imię "Raees", nie było szans na powrót do samopoczucia sprzed kilkunastu minut. Niestety jeśli już los zaplanował, że któraś doba będzie spisana na straty, to trwał w swoim postanowieniu do późnych godzin nocnych. Pewnie dopiero po przyłożeniu głowy do poduszki, będę mogła oznajmić, że już nic złego się nie wydarzy. Choć i to nie było pewne – zawsze jeszcze mogłam cierpieć na bezsenność. 

— Josie, na pewno wszystko jest u ciebie w należytym porządku? — odezwał się z troską Ares.

— Jasne, czemu pytasz? — Nie wiedziałam, czy jego czuwanie nad moim nastrojem, było podyktowane miną, jaką miałam na twarzy, czy konkretnie zamówieniem wina. Chociaż to i tak bez znaczenia, bo jedno i drugie było wynikiem tego samego problemu – bezsilnością przez relację naszych przyjaciół. 

— Na ogół twojej kolacji nie towarzyszą tak duże ilości alkoholu. — Słusznie zauważył. — Chyba, że zapijasz smutki. — Ponownie trafił w sedno. Ukrywanie prawdziwych emocji przed kimś, kto dobrze nas znał, to nie lada wyzwanie. 

— Wszystko jest dobrze. — Trwałam przy swoim twierdzeniu, że zupełnie nic mi nie dolegało. — Ale żeby było jeszcze lepiej, muszę się napić. — Na te słowa rozejrzałam się za kelnerem, mając nadzieję, że był już blisko. I rzeczywiście po chwili miałam go w zasięgu wzroku. 

Ares posłał mi powątpiewające spojrzenie, przez które zrobiło mi się głupio, ale żadne z nas już nic nie powiedziało. Przyjaciel zabrał się za jedzenie, a ja obserwowałam wzrokiem, zmierzający do mnie, kieliszek z winem.

Przybycie pracownika restauracji do naszego stolika, było jak zwykle przerwą w rozmowie. Dzięki niej miałam chwilę na zebranie myśli – a te były coraz bardziej rozchwiane. Czułam gniew, który niepotrzebnie kierowałam do siebie i do, Bogu ducha winnego, kelnera. Tak naprawdę wszystkiemu winny był jedynie Ra. Gdyby opanował swoje seksualne pobudki, spędzałabym z Aresem przyjemnym wieczór w Rosie's, jedząc cytrynowe naleśniki, które przez mój aktualny stan emocjonalnych, narażone były na ponowne zmarnowanie.

Tym bardziej miałam ochotę na danie nauczki temu kretynowi i wyjawienie Aresowi tego, co miałam nieprzyjemność oglądać w biurze. Z tą wiedzą przyjaciel mógł dać napalonemu bucowi ostre upomnienie, które ten zapamiętałby do końca życia, bo tego – że Ares nie puści w niepamięć wykorzystywania swojej siostry – byłam pewna.

— Chciałaś mi coś przekazać w sprawie Raeesa. O co chodzi? — spytał, gdy przy stoliku zostaliśmy już sami.

W tym momencie cała moja pewność, co do ujawnienia prawdy, gdzieś się ulotniła. Radosne oczy Aresa, które obserwowałam, podczas gdy między jednym kęsem jedzenia a drugim, zadawał mi to pytanie, sprawiły że przepadłam. Nie tylko w związku z tym, że miękły mi nogi, kiedy na mnie patrzył, a myśli odpływały w zupełnie innym kierunku. Przyczyną tej niepewności było przede wszystkim to, że chciałam te szczęśliwe oczy oglądać dalej, a w momencie gdy oznajmiłabym to, co planowałam, ich blask momentalnie by zgasł. Zastąpiłaby go ciemność, a łagodne dotąd rysy twarzy, zamieniłyby się na te wskazujące gniew. Ponadto nie wiedziałam też do końca, jak mężczyzna by zareagował. Niepożądany byłby efekt, w którym swoją złość skierowałby na Leilę. Nie chciałam tego, ponieważ przyjaciółka została omotana. To ona stanowiła ofiarę. Już i tak w przyszłości będzie płaciła za chwile słabości, ja nie chciałam dokładać jej problemów. Gniew skierowany powinien być jedynie na Raeesa.

Może i byłam tchórzem, ale w tej sytuacji wolałabym być nim, niż nieczułą blondynką, psującą bliskiej osobie całą magię wieczoru, a najlepszej przyjaciółce relacje z jedynym bratem.

— Ra dziś w firmie dał kosza praktykantce — wyjaśniłam, siląc się na delikatny uśmiech, których pojawił się także na twarzy mojego przyjaciela. W tamtym momencie wiedziałam już, że postąpiłam słusznie.

Upiłam duży łyk wina, przygotowując się na to, że przez najbliższe kilka minut będziemy rozmawiali o osobie, w którą najchętniej wbiłabym wszystkie ostre narzędzia, jakie znalazłyby się pod moją ręką. 

— Więc o to chodzi. — Zaśmiał się, kręcąc głową z rozbawienia. — Dla wszystkich w firmie była to na tyle niecodzienna sytuacja, że plotki pojawiły się od razu po wyjściu Raeesa. Siłą rzeczy informacja ta dotarła również do mnie. 

— Tak... Niesłychane, że tak postąpił — dodałam nieco ironicznie, zajmując ręce nożem i widelcem, które potrzebne były do konsumowania naleśników. 

Kroiłam je z taką werwą, jakby tym plackiem miał być Raees. I swoją drogą takie wyżycie się przynosiło ulgę. Tyle, że w końcowym etapie jedzenie lądowało w mojej buzi, a ciało Ra powinno na jakimś śmierdzącym wysypisku.

— Nasz przyjaciel najwyraźniej zmienia sposób myślenia. Być może dojrzewa. W końcu, jak każdy z nas, zapragnie w przyszłości się ustatkować — brnął Ares, na co prawie zakrztusiłam się jedzeniem.

Oj, gdyby tylko wiedział jak brzmiała prawda... Pewnie wtedy pomógłby mi z ćwiartowaniem ciała Ra i sam znalazłby idealne miejsce na rozrzucenie jego fragmentów. 

— Możliwe. W końcu kiedyś wypadałoby zacząć myśleć racjonalnie i dojrzale — dodałam, gdy w środku wszystko się we mnie gotowało.

"A idź w cholerę, Raees" — pomyślałam.

Cała ta skomplikowana sytuacja była jego winą. Skutki odczuwałam nawet ja. Zepsuł mi cały poranek, czas w pracy i burzył także spokój, który zawsze odczuwałam przy Aresie. Zamiast doświadczania magii i iskier, jakie przeskakiwały między nami, czułam jedynie złość oraz niemałe przytłoczenie tym, że musiałam ciągle kontrolować swoje słowa i gesty.

Leila straciła rozum przez jego urodę, a wszyscy dookoła po kolei pozbawieni zostawali harmonii, jaką mieli dotąd w swoim życiu. Jeśli karma rzeczywiście wracała, to pozostawało nam jedynie czekać na moment, aż Raees poczuje skutki swoich czynów.

______________________________________________

Witajcie Różyczki w kolejnym rozdziale z perspektywy Josie 💛 Jakoś przyjemnie mi się go pisało, mimo że zmiany nastrojów bohaterki i jej dylematy nie należą do najłatwiejszych tematów 😐 Mam nadzieję, że miło spędziliście czas na czytaniu. Ciekawi mnie też, co zrobilibyście na miejscu Josie. Powinna powiedzieć Aresowi o tym, co widziała, czy lepiej, że zachowała to dla siebie? Uważacie, że karma zawsze wraca? Czekam na komentarze i życzę miłej pory dnia, w której to czytacie 🥰💛

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top