12. Trudne poranki to już zwyczaj
🍋 Perspektywa Josie 🍋
Cytrynowa12
Włożyłam na siebie krótką spódniczkę z delikatnie zaznaczonym wzorem kraty, top na ramiączkach i pasującą do dołu marynarkę z guziczkami.
Cała na biało miałam zamiar rozświetlać mroczne pomieszczenia willi oraz firmy – zresztą jak zawsze, ale tego dnia jakby dwa razy bardziej. Kolor ten odzwierciedlał także moje wnętrze. Wszystko w mojej głowie było czyste, jasne i klarowne za sprawą odkrycia poprzedniego wieczoru.
Porozrzucane elementy klocków trafiły na właściwe miejsce. Okazało się, że całkiem dobrze do siebie pasowały i tworzyły razem przejrzystą całość. W dzieciństwie uwielbiałam tworzyć takie budowle z kolorowych plastikowych kawałków.
Dorosłość także opierała się na składaniu klocków, ale nie tych namacalnych. Zabawki zostały zamienione na myśli, emocje, doświadczenia, pragnienia i plany, które w swojej głowie należało posegregować – niektóre wyrzucić, a innym przyjrzeć się bardziej, zastanowić do czego pasują i na końcu połączyć je odpowiednio ze sobą, aby tworzyły harmonię.
Nikt niestety nie ostrzegał w dzieciństwie, że ta umiejętność nie była tak banalna jak przy zabawie – albo uprzedzał, ale będąc dzieckiem nie brało się tego do siebie. Dopiero gdy sami zmierzyliśmy się ze światem, mogliśmy przekonać się, iż wszystko wymagało czasu, zaangażowania i poświęcenia.
Tworzenie mojej wewnętrznej miłosnej budowli dobiegło końca. Wiedziałam już, co czułam, jednakże skłamałabym, gdybym oznajmiła, że ta świadomość dała mi pełnię spokoju. Oczywiście czułam pewną satysfakcję, ale dochodziły do tego obawy. W końcu nie podzieliłam się jeszcze z Aresem moimi uczuciami.
Podejrzewałam, że czekał mnie trudny dzień. Przez wino, wypite kilka godzin temu, głowa subtelnie przypominała o swoim istnieniu. Nie był to mocny ból, ale wolałam, aby nie nasilił się. Ponadto doskonale pamiętałam wszystkie moje myśli z poprzedniego wieczoru, w tym tę szaloną z chęcią pocałowania Aresa.
Policzki automatycznie paliły mnie na samo to wspomnienie. Musiałam trzymać fason. Ostatnie czego chciałam, to popełnienie w pracy jakiegoś błędu ze względu na, krzątającego się w pobliżu, seksownego szefa.
Po dopełnieniu outfitu biżuterią, butami i torebką, a także wystylizowaniu włosów i wykonaniu makijażu, wyszłam z sypialni.
Podeszłam od razu pod drzwi pokoju Aresa, domyślając się, że miałam udać się do pracy właśnie z nim. Co prawda nie ustaliliśmy tego wcześniej – wieczorem nikomu nie była w głowie praca – ale podejrzewałam, że przyjaciel miał taki plan.
Gdzieś podświadomie na pewno chciałam po prostu się z nim zobaczyć przed obowiązkami i porozmawiać. Włączył mi się tryb obserwatorki jego gestów, słów i ogólnych reakcji, gdy byłam w pobliżu. Chciałam zobaczyć, czy skomplementuje moją stylizację, uśmiechnie się jak zawsze, a potem przy wyjściu niby przypadkiem położy swoją dłoń na sekundę na moich plecach.
Łaknęłam takich gestów, które dałyby mi pewność, że nie było za późno i że nic się nie zmieniło w kwestii jego uczuć do mnie.
Niestety drzwi były zamknięte. To dlatego nie minęłam się z Aresem podczas tego poranka, mimo że często tak się zdarzało – w drodze z sypialni do łazienki Leili, w kuchni czy na schodach.
Przyjaciela zwyczajnie nie było już w willi.
Poczułam wewnętrzny zawód z zaistniałej sytuacji, jednak zdecydowałam się jechać do Rosie's. Jeśli Ares wyszedł wcześniej, na pewno nie zjadł śniadania w domu, co znaczyłoby, że miałam szansę spotkać go w ostatnio odwiedzanym przez nas lokalu. W innym wypadku mogłam zjeść cytrynowe naleśniki sama. I tak miałam na nie wielką ochotę.
Wsiadłam do samochodu i kilkanaście minut później byłam już na miejscu. Wychodząc z auta od razu zauważyłam Rositę. Jej piękne, rude włosy sprawiały, że nawet w tłumie ludzi wzrok najpierw lądował na jej osobie. Kelnerka stała przed restauracją i rozmawiała przez telefon. O tym, że była w pracy, świadczył ciemny fartuch – z którym kontrastowała biała bluzka – i czerwone, luźne spodenki w kropki. Dziewczyna widocznie kochała kolory, co zauważyłam po dwóch stylizacjach, w jakich do tej pory miałam okazję ją widzieć. Dobrze, że stawiała na wyraziste barwy ubrań. Podkreślały one wyjątkowość jej włosów, które przez ciemne odcienie tylko by przygasły.
— Potrzebuję więcej czasu. Proszę o dłuższy termin. — Usłyszałam głos Rosity, gdy podeszłam bliżej. Nie widziałam jej twarzy, ponieważ stała do mnie tyłem, ale w tonie głosu usłyszałam załamanie. — Naprawdę nie mam gdzie... — Przerwała w połowie zdania. Wyraźnie jej rozmówca miał bardzo dużo do zakomunikowania, nie szanując prawa do jej głosu. Wypowiedziane niemal płaczliwie słowa, chwytały mnie za serce. — Rozumiem... Dobrze, do widzenia. — Tym razem usłyszałam wyraźną rezygnację.
Nieładnie było podsłuchiwać. Pewnie inna osoba na moim miejscu weszłaby do środka restauracji, udając, że przechodząc nie usłyszała żadnych słów. I nie byłoby to oczywiście nic złego. Natomiast ja zdecydowałam się zatrzymać i chociaż sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Przedstawiłyśmy się sobie dzień wcześniej i czułabym się dziwnie, gdybym ją zlekceważyła.
— Cześć, Ros. — Zaczęłam od serdecznego przywitania, dzięki czemu dziewczyna zauważyła mnie.
— Ooo, dzień dobry piękna duszyczko. — Posiliła się na lekki uśmiech, jednak widziałam zaszklone oczy, sugerujące, że robiła dobrą minę do złej gry.
— Wszystko okej? Usłyszałam przypadkiem kawałek twojej rozmowy. Nie chcę się narzucać, ale jeśli mogę ci w czymś pomóc, to chętnie to zrobię — powiedziałam, widząc, że Rosita nabierała poważniejszej miny, słysząc moje słowa.
— Dziękuję za propozycję, to bardzo miłe, ale muszę jakoś uporać się z tym sama.
— Chętnie cię wysłucham.
Spoglądała na mnie przez moment, pewnie zastanawiając się, czy może mi ufać.
— Jeśli tak... Zadzwonił do mnie właściciel mieszkania, które wynajmuje. Powiedział, że muszę się z niego wyprowadzić w ciągu dwóch najbliższych tygodni. Od dziecka uczona byłam zasady: „Pokój i miłość" i przykro mi, że ludzie są tak bezduszni — powiedziała dramatycznie.
Bardzo łatwo było mi postawić się na jej miejscu. Co prawda miałam nieco inną sytuację niż Rosita, ale ona także wiązała się ze stresem, niepewnością i usiłowaniem szybkiego znalezienia lokum.
— Dwa tygodnie to przecież za mało. Nie muszę chyba dodawać, że całe dnie pracuję... Spędzanie czasu w Rosie's wiąże się z ograniczonym czasem na szukanie nowego mieszkania, spakowanie kartonów i przeprowadzkę — mówiła dalej, coraz bardziej pogrążając się w niepewności.
— Spokojnie. Mówiłam, że pomogę ci i właśnie tak zrobię — powiedziałam. Znałam ją krótko, ale wydawała się sympatyczna, dlatego chciałam odciążyć ją od problemu. — Nie jesteś w tym sama. Możesz mi podać swój numer telefonu? — spytałam od razu, gdy tylko w mojej głowie zakiełkowała myśl o zamieszkaniu Rosity w willi Leili i Aresa. — Porozmawiam później z pewną osobą i dam ci znać, czy udało mi się coś wykombinować.
Wiedziałam, że miejsca w willi było sporo, więc ta kwestia nie była problemem. Pozostawała jednak wątpliwość, czy przyjaciele chcieliby przyjąć pod dach zupełnie obcą osobę. Bo tak naprawdę nigdy tego nie zrobili. Ja należałam do grona bliskich przyjaciół, Nick także, a Tina była członkiem rodziny Raeesa. Miałam jednak nadzieję, że zgodzą się przynajmniej na krótki okres czasu, dopóki Ros nie znajdzie sobie innego mieszkania.
— Tak — zgodziła się, po czym podyktowała numer, który zapisałam w swoim telefonie. — Jak to mówią "Nie przechodź obojętnie obok zachodów słońca, obok zapachów kwiatów, obok człowieka, który płacze". Ty nie przeszłaś obojętnie. Mówią też, że "gdyby jedyną modlitwą, jaką odmówisz w życiu było słowo "dziękuję" to jest ono wystarczające". Czuję, że nie jest. Jestem ci ogromnie wdzięczna za chęć pomocy. Nie myślałam, że jesteś tak życzliwa. Wyglądałaś na kolejne dziecko bogatych rodziców, a one są bez serca i mają w dupie niż społeczny. Dobrze, że jesteś spoko — wyznała.
Doceniałam jej szczerość i podzielałam zdanie. Wiele osób z bogatych rodzin wyrastało na zadufane w sobie. Zachowywali się, jakby miała im spaść korona z głowy, podczas pomocy biedniejszym. Ja natomiast uczona byłam empatii. Doceniałam i szanowałam pieniądze, ale jednocześnie nie uważałam się za kogoś ważniejszego, mając je. Zawsze skłonna byłam ofiarować coś ludziom, którym tego brakowało.
— Mi też ktoś kiedyś pomógł. — Uśmiechnęłam się na myśl o Leili i Aresie, którzy byli nieocenieni. Gdy wróciłam do Miami wyciągnęli do mnie ręce, ponadto non stop wspierali, szczególnie dzielnie po sytuacji z Templerem. — Właściwie całkiem niedawno byłam w podbramkowej sytuacji, tak jak ty teraz. U mnie już lepiej, więc nie wyobrażam sobie nie wyświadczyć przysługi komuś, kto tego potrzebuje.
Tak wyglądało życie. Ktoś ratował nasz tyłek, my odwdzięczaliśmy się tej osobie, a po wyjściu na prostą z pokorą pomagaliśmy innym, rozumiejąc zanadto dobrze ich położenie.
— Dziękuję. Nie będę mówić nic więcej, bo chyba się rozpłaczę, a zaraz muszę wracać do pracy — oznajmiła.
— Jest to dla ciebie świeża sprawa. Uspokój się, a zobaczysz, że z dystansu wszystko wygląda znośniej. — Dałam kilka słów wsparcia, które może nie pozbawiły jej od razu balastu, ale na pewno były prawdziwe.
Wiedziałam z doświadczenia, że nie warto było panikować. O wiele bardziej opłacało się uspokoić i pomyśleć nad możliwymi rozwiązaniami. Takowe zawsze istniały.
— Masz rację. Przeprasza, ale muszę wrócić do środka. Praca czeka, a ty pewnie chciałabyś zjeść śniadanie. — Zauważyła słusznie.
— Tak. Burczy mi w brzuchu na samą myśl o tych pysznych cytrynowych naleśnikach — powiedziałam, gdy obie skierowałyśmy się do wejścia restauracji.
Instynktownie rozejrzałam się po całym pomieszczeniu z nadzieją zobaczenia Aresa. Niestety nigdzie nie widziałam przystojnego mężczyzny. Stolik, który zajmowaliśmy wczoraj, był okupowany przez inną parę.
— Fajnie, że ci smakowały. Przekażę miłe słowa kucharzowi. Kawa do tego? — spytała, przyjmując tym samym moje zamówienie.
— Mrożona — przytaknęłam. — Obsługiwałaś może dziś mojego przyjaciela? — spytałam, wiedząc, że jeśli Ares tu był to nie mógł umknąć wzrokowi kelnerki. — Tego, z którym byłam tu wczoraj na śniadaniu i kolacji.
— Nie, nie było go. Pracuję dziś od otwarcia, więc pamiętałabym — odpowiedziała.
Zastanawiałam się, gdzie w takim razie mógł być Ares. Jego wczesne opuszczanie willi było normą, ale gdy teraz pracowaliśmy razem, dziwne było dla mnie to, że nawet nie napisał sms'a z informacją, gdzie i po co wyszedł oraz kiedy będzie w firmie.
— Okay, dzięki. Idę w takim razie do stolika. — Wskazałam wolny mebel w zasięgu naszego wzroku. — Będziemy w kontakcie. Trzymaj się – dodałam jeszcze.
— Dobrze. Jeszcze raz dziękuję. — Uśmiechnęła się już szerzej. Widziałam, że nabierała nadziei na to, że faktycznie znajdę jej mieszkanie.
Cieszyłam się, że ją trochę uspokoiłam, ale też obawiałam się reakcji, gdyby okazało się, że przyjaciele nie będą chętni przyjąć pod dach kolejnej lokatorki. Brałam pod uwagę taką ewentualność i gdyby okazała się ona faktem, na pewno dalej mimo wszystko pomagałabym Ros, w znalezieniu jakiejś kawalerki. Jeśli już podjęłam się tego wyzwania, chciałam dać z siebie jak najwięcej.
Dziewczyna wyglądała na naprawdę spokojną, wesołą i serdeczną osobę. Intuicja podpowiadała mi, że nie sprawiałaby problemów, a jedynie byłaby dozgonnie wdzięczna za taki gest. Niestety nie do mnie należała decyzja, ale miałam cichą nadzieję, że dobre serca Aresa i Leili zareagują na sytuację Rosity tak samo jak moje.
Po kilkunastu minutach rudowłosa przyniosła jedzenie wraz z kawą. Niestety nie nacieszyłam się nim długo. Po zjedzeniu połowy porcji, czynność przerwał mi dźwięk smartfona. Szybko odebrałam, gdy na wyświetlaczu zobaczyłam imię przyjaciela, o którym od rana rozmyślałam.
Zapewne zreflektował się, że mogłam martwić się jego zniknięciem i pragnął wytłumaczyć co zajęło go na tyle, że nie dał znaku życia – tak sądziłam.
Jednak po odebraniu połączenia, szybko, bez zbędnych konwenansów, odezwał się zdenerwowany.
— Musisz mi pomóc. Liczę na ciebie, Josie.
— O co chodzi? — spytałam, czując, że jego nerwowość przechodziła na mnie.
Zawsze stresowałam się, gdy ktoś odzywał się nagle, dodatkowo takim głosem jak Ares i jeszcze nie od razu mówił, o co chodziło. Fakt, że była to rozmowa przez telefon, jeszcze bardziej mnie niepokoił. Nie mogłam widzieć jego twarzy, a jedynie domyślać się, w jakim był nastroju przez ton, którym do mnie mówił.
Przyjaciel wyjaśnił, czego dotyczyła prośba, tym samym krzyżując moje plany na poranek. Przez stres i telefon Aresa nie byłam już w stanie dojeść naleśników, ani wypić kawy, której w szklance zostało jeszcze sporo.
Westchnęłam tylko, ze świadomością, że dzień zapowiadał się spokojnie, a jeden telefon sugerował, że będzie on – tak jak wcześniejszy – tylko pasmem komplikacji i bardzo daleko mu do beztroski.
______________________________________________
Hej, Kochani! Dzisiaj nieco spokojniejszy rozdział, ale jak wiadomo - przed burzą jest najciszej 🤭 Gwarantuję, że w kolejnym będzie się działo 🔥Wyczekujcie, dajcie znać, co sądzicie o tym, a ja życzę Wam miłego dnia/wieczoru 💛
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top