1. Przyjaźń lekarstwem na wszystko

🍋 Perspektywa Josie 🍋
Cytrynowa12

Przestrzeń dookoła nas wyglądała dokładnie tak samo jak kilka godzin wcześniej.

Słońce świeciło mocno na błękitnym niebie. Jego promienie śmiało wpadały do mojego pokoju przez duże okna. Delikatny wiatr wprawiał w ruch liście daktylowca, stojącego na moim balkonie.

Ocean, willa, krąg ognia, palmy, mostek z dostępem do wody, auta na podjeździe – wszystko wyglądało tak samo jak wtedy, gdy wysiadłam z samochodu Aresa i z walizką podążałam do domu.

Nie zmieniło się nic, a jednocześnie tak wiele aspektów bezpowrotnie uległo rewolucji – szczególnie w moim życiu. Przed powrotem Aresa byłam w rozsypce. Długotrwały stres sprawiał, że nie myślałam racjonalnie i byłam gotowa na najgorsze. Panikowałam na samą myśl ponownego pozostania z niczym, chociaż racjonalnie myśląca osoba, wiedziałaby, że to nie było możliwe. Miałam przy sobie przyjaciół, którzy by na to nie pozwolili. 

 Przekroczenie przez Aresa progu mojego pokoju, a następnie kilkuminutowa rozmowa, sprawiła, że wyrzuciłam z siebie resztę emocji i łez. Oczyściłam się z wszystkich negatywów i powoli zyskiwałam wewnętrzny spokój.

Było to najlepsze uczucie, jakie mogło towarzyszyć człowiekowi. Myśl, że nie musiałam się już o nic martwić, bo była osoba, która przejęła ster i najcięższe czynności zrobiła za mnie.

Niesamowite, jak w jednej chwili sytuacja może się diametralnie zmienić. Wyszłam z pochłaniającej mnie czarnej dziury, wystawiając twarz na słońce, które dało nowe nadzieje i lepsze życie. To dowodziło, iż nigdy do końca nie możemy przewidzieć, co szykuje dla nas los. W jednej chwili myślimy, że nasz żywot dobiegł końca i nic lepszego już nas nie spotka, a w kolejnej okazuje się, że wszystko toczy się dalej, te najlepsze chwile są jeszcze przed nami. 

Przyjaciel był cały czas obok mnie. Rozmawiał, przytulał, wspierał i podawał chusteczki. Gdy siedzieliśmy na łóżku, a ja ciągle czułam jego ciepłą dłoń na swojej talii, wydawało mi się, że nic poza nami nie istnieje. Zamknięci w tym niewielkim pokoju, byliśmy głównymi bohaterami niezwykle emocjonującej historii. 

— Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że jest ci lepiej. — Usłyszałam głos Aresa. — Nie powinnaś płakać. Twoje łzy sprawiają mi ogromny ból, Josie. Masz taki piękny uśmiech... To on powinien gościć na twojej twarzy. 

— Od teraz na pewno będzie. Chociaż nie gwarantuję, że nie będą pojawiać się też łzy szczęścia, gdy będzie mnie spotykać tyle dobroci — oznajmiłam zupełnie szczerze. 

Od momentu pojawienia się Aresa, płakałam głównie z radości, chociaż pewnie z perspektywy drugiej osoby, wyglądało to na smutek.

— Te wyjątkowe łzy jestem w stanie zaakceptować. — Zaśmiał się, zabierając dłoń z mojej talii. — Wejdź na swoje konto bankowe, Josie. Gwarantuję, że humor ulegnie drastycznej zmianie, gdy zobaczysz przelew od Frederica. — Sięgnął po mojego Smartfona, leżącego na szafce nocnej. 

— Lub będziesz musiał iść po kolejną paczkę chusteczek — powiedziałam prześmiewczo, ale poniekąd była to prawda. Wzruszałam się na każdą myśl o tym, że największy problem ostatnich dni zniknął. — Moje życie będzie od teraz o wiele spokojniejsze — dodałam, żeby wiedział, jak wielką wagę miało jego działanie.

Za namową Aresa, weszłam na konto bankowe, aby upewnić się, że przelew dotarł. Tak jak uprzedzał przyjaciel, przed oczami ukazała mi się kwota miesięcznego wynagrodzenia, będąca jasnym dowodem, zniknięcia Templera z mojego życia.

— Dziękuję, Ares. — Spojrzałam na chłopaka znad ekranu telefonu. — To jedno słowo w żadnym stopniu nie wyraża wdzięczności, jaką teraz czuję. Zrobiłeś dla mnie tak wiele... — Zamilkłam, gdy zabrakło mi słów. 

— Chce byś była szczęśliwa, Josie — przerwał moje plątanie się w słowach. — Twój uśmiech będzie dla mnie najlepszym podziękowaniem — dodał.  

— Jestem. — Uśmiechnęłam się. To, co powiedział, było piękne i jeszcze bardziej pokazywało, że miał wielkie serce. — Gdyby nie twoje szybkie i zdecydowane działania, zapewne dalej tkwiłabym w tej farsie, a z czasem coraz trudniej byłoby mi od niej uciec — powiedziałam, tworząc w głowie możliwe scenariusze mojego dalszego życia. Żaden z nich nie przedstawiał się optymistycznie.

Pomoc Aresa była nieopisana. Sama zapewne nie miałabym odwagi walczyć do końca, postawić na swoim i w rezultacie przekonać Fredericka do swoich warunków. Mój przyjaciel za to bez skrupułów, jak na prawdziwego Boga wojny przystało, dokonał tego, co było słuszne w tej sytuacji. Dzięki niemu nie musiałam pojawiać się już więcej w budynku FT Logistic, a dodatkowo otrzymałam wynagrodzenie, które dla Fredericka było kwestią kilku kliknięć w laptopie, a mi polepszało komfort życia.

— Wspominałaś już Leili o swoim zwycięstwie? — spytał, wyrywając mnie z rozmyślań.

— Jeszcze nie. Nie wie nawet o tym, co zaszło w Houston. Gdy wróciłam, od razu zaszyłam się w pokoju. Nie miałam ochoty rozmawiać dosłownie z nikim. Nawet z Leilą — odpowiedziałam.

— Jeśli teraz czujesz się lepiej, myślę, że to dobra okazja na streszczenie całej historii. Leila powinna wiedzieć co tam zaszło. Szczerość to fundament przyjaźni — powiedział, na co pokiwałam głową, w pełni się z nim zgadzając. 

Każda moja bliższa relacja z kimś, opierała się na szczerości. Nie wyobrażałam sobie okłamywania przyjaciół. Sytuacja z Templerem nie była wyjątkiem.

Chociaż na początku nie wtajemniczyłam nikogo w szczegóły, ponieważ nie chciałam sprawiać zmartwień. Wolałam sama ułożyć to sobie w głowie i miałam przeświadczenie, że ze wszystkim dam radę. Finalnie poradziłam sobie tylko połowicznie, ale po całej sprawie chciałam o tym opowiedzieć. Reszta paczki powinna wiedzieć, jak wiele zrobił dla mnie Ares. Takim czymś należało się chwalić. 

— Chodźmy, chcę to już mieć za sobą — wyznałam, podnosząc się z łóżka. 

Ares zrobił to zaraz za mną. Razem ruszyliśmy do pokoju Leili, gdzie nie zastaliśmy dziewczyny. Kolejnym miejscem, w którym mogliśmy ją znaleźć, był jej osobisty gabinet. Poszliśmy do niego. Zapukałam do drzwi i pociągnęłam za klamkę, od razu gdy usłyszałam głos Leili, która pozwoliła wejść nam do środka.

 — Cześć — przywitałam się, widząc przyjaciółkę, siedzącą za biurkiem.

— Hej. Świetnie, że wróciłaś, Josie. — Ucieszyła się, gdy weszliśmy w głąb pomieszczenia. — Przepraszam, że cię nie przywitałam, ale mam dziś mnóstwo pracy. Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten brak gościny i opowiesz jak było w Teksasie. 

— Właśnie na ten temat chcieliśmy porozmawiać. — Spojrzałam przelotnie na Aresa, który stał ze mną ramię w ramię. — Masz chwilę czasu?

— Jasne. Mała przerwa dobrze mi zrobi — odpowiedziała Leila, wstając z biurowego fotela.  

W tym samym momencie za plecami usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, co przerwało nam rozmowę. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtym kierunku, zauważając, że do pomieszczenia wszedł Raees. Rzecz jasna – bez pukania. Przejaw najwyższego rodzaju kultury.

— Co to za tajne zgromadzenie? — spytał cwaniacko uśmiechnięty, taksując wzrokiem każdego z osobna.

— Musimy wam ogłosić coś ważnego — odezwał się Ares, przejmując pałeczkę, za co byłam mu wdzięczna.

Obecność Ra nie była mi na rękę, aczkolwiek może dobrze się stało, że uczestniczył w tej rozmowie. Podejrzewałam, że jej treść podziała na niego edukacyjnie. Musiał przecież wiedzieć, jak należało ratować kobietę z opresji, nie robiąc z siebie przy tym błazna. 

— Sypiacie ze sobą? — wypalił, powstrzymując się od śmiechu, jednak na jego twarzy dalej błądził ten cwianiacki grymas.

Dotknęłam dłonią czoła, przymykając oczy. Czułam zażenowanie jego pytaniem, ale jednocześnie nie dziwiło mnie absolutnie, że opuściło ono jego usta. 

Raees to Raees. Nie mogłam oczekiwać, że przez dwa dni mojej nieobecności, on dojrzeje.

Zerknęłam na Aresa, ciekawa jego reakcji. Posyłał on niezbyt przyjemne spojrzenie swojemu przyjacielowi, ale nic nie mówił. Na pewno jemu – tak jak mi – zabrakło słów, aby skomentować tę żenującą zaczepkę. 

Ra, myślący tylko o sprawach łóżkowych, wytrzymywał jego spojrzenie, mając na twarzy nadal uśmiech. Walka ta trwała kilka sekund, po czym skutecznie przerwała ją Leila. 

— Nie każdy myśli tylko o seksie — zaczęła. Pokiwałam twierdząco głową na te słowa. — Niektórzy potrafią zaangażować się w inny sposób i wspólnie do czegoś dążyć — dodała, na co przybiłam jej w myślach piątkę. Trafiła z sedno. 

Wyczułam jednak jeszcze większe napięcie, niż było wcześniej, po pytaniu Ra. Tym razem między nim a Leilą tworzyło się coś dziwnego. Nie miałam jednak zamiaru dalej w to brnąć, gdyż jeszcze jedno słowo w tym temacie mogłoby zapoczątkować falę ich przekomarzanek. Oni potrafili spierać się naprawdę długo, a w końcu nie po to tam przyszliśmy. 

— To prawda, Ares bardzo zaangażował się w pomoc — odezwałam się, odnosząc do słów Leili, przez co wszystkie trzy pary oczu skierowały się na mnie. 

Była to idealna okazja, aby w końcu wydusić z siebie wszystko i tak też zrobiłam. Opowiedziałam wydarzenia minionych dni z o wiele większym spokojem, niż gdy mówiłam o tym Aresowi. Należało to do przeszłości i z perspektywą spokojnego życia – które miało nastąpić od jutra – czułam się o wiele lepiej. 

— Josie, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się cieszę, że już po wszystkim — zaczęła rozemocjonowana Leila, kiedy dotarłam do sytuacji z dzisiejszego dnia, po czym podbiegła do mnie i przytuliła. — Gdy próbuję wyobrazić sobie co przeszłaś, będąc sama... Jestem pełna podziwu, że udało ci się wyjść z tego cało, jednocześnie będąc wściekła, że nikomu nic nie powiedziałaś. Na drugi raz pamiętaj, że masz nas. Zawsze będziemy przy tobie. Nie bój się mówić o takich sytuacjach. Wspólnie wymyślimy rozwiązania na wszystkie problemy. 

Jej słowa dodały mi mnóstwo otuchy. Ares skutecznie pomagał w całej opowieści, a na koniec skłoniłam go do dokładnego opowiedzenia tego, jakim sposobem przechytrzył Fredericka. 

— Miłość nie zna granic — skomentował Raees, który do tamtej pory słuchał w milczeniu. 

Ponownie skradł całe show – a przynajmniej tak mi się wydawało – dopóki nie zauważyłam, że tym razem nikt, oprócz mnie, na niego nie spojrzał.

Ares z dłońmi w kieszeniach, przyglądał się czubkom swoich butów, jakby znajdowało się na nich coś nader ciekawego. Leila natomiast nadal trzymała dłonie na moich ramionach i wpatrywała się we mnie.

A ja próbowałam zinterpretować słowa Raeesa. Oczywiste było, że w tym kontekście chodziło mu o mnie i Aresa. Jednak sugerowanie, że w naszej relacji królowało coś więcej niż zażyła przyjaźń, było dla mnie niezrozumiałe. 

Nie dawaliśmy żadnego powodu, aby tak sądzić. W przeciwieństwie do Leili i Ra, którzy często zachowywali się dwuznacznie – my zwyczajnie ze sobą rozmawialiśmy i wspieraliśmy się wzajemnie. 

— Co ty możesz wiedzieć o miłości? — Leila zadała retoryczne pytanie. 

— Raees myli ją z seksem — odezwałam się, chcąc dopiec mu trochę. 

— Ty za to jej nie dostrzegasz — odpowiedział tym samym tonem. 

Spodziewałam się tej walki na słowa. Ra nie był typem osoby, która pozwoliłaby mieć komuś ostatnie słowo. Ja za to nie lubiłam się kłócić, dlatego nie odezwałam się już więcej. Tylko go obserwowałam, nie dając mu kolejnej szansy na uszczypliwości. 

Absurdalny był dla mnie fakt, że od sytuacji z Templerem przeszliśmy dziwnym trafem do tematu miłości, która wisiała gdzieś w powietrzu, lecz nikt nie wiedział nad czyją głową.

— Wszystko już wam przekazaliśmy. — Ares sprawnie zmienił temat, chcąc rozluźnić tą napiętą atmosferę. — Ostatnie dni były dla Josie bardzo stresujące. Proponuję, więc wspólny chill. Co powiecie na imprezę? — spytał wszystkich, ale patrzył głównie na mnie i moją reakcję. — Zwycięstwo Josie zasługuję na kilka wspólnych kieliszków.

— To dobry pomysł. Chętnie bym potańczyła i wypiła dobrego drinka — odpowiedziałam, uśmiechając się do Aresa. — Leila, mogłabyś zaprosić Avana. W końcu byśmy go poznali — wypaliłam, zanim dobrze pomyślałam.

Nie powinnam jej narzucać tego, co miała zrobić, ale jednocześnie chciałam, żeby w końcu przyprowadziła go do nas. Ta relacja na pewno ją cieszyła, więc martwiło mnie, że nie dzieliła się z nami szczegółami. Ja wyjawiłam wszystko, co działo się u mnie w ostatnim czasie, a miałam wrażenie, że Leila pozostawała skryta.

— Avan nie... — zaczęła coś mówić. 

— Nie przedstawisz przyjaciółce i bratu faceta, z którym sypiasz? — przerwał Ra kolejnym nieskrępowanym pytaniem, przez co nie dowiedziałam się, co Leila chciała powiedzieć. 

— Chwila... Ty go znasz? — Zauważyłam, że nie wymienił siebie, stawiając się w pozycji, z której można było wywnioskować, że jako jedyny wiedział o Avanie coś więcej. 

— Lepiej niż myślisz. — Zaśmiał się cwaniacko, czym mega mnie zirytował. Ani razu w tej rozmowie nie podszedł do niczego na poważnie, czego miałam już dość. 

— Przedstawiłaś go jemu, a nam nie? — zwróciłam się do Leili, ale nie uszczypliwie. Po prostu chciałam w końcu ustalić, o co w tym wszystkim chodziło.

— To nie temat na dziś — odpowiedziała dziewczyna, a ja już wiedziałam, że tym razem ponownie niczego nam nie zdradzi. — Dzisiejszej nocy świętować masz swoje zwycięstwo. Powinnaś też skupić się na mężczyźnie, który pomógł ci je osiągnąć. — Zerknęła na swojego brata. Nie musiała mi tego mówić, bo od rana moją głowę w głównej mierze zajmował właśnie ten facet. — Zostawiam cię z nim i idę przeszukiwać garderobę. — Umiejętnie wywinęła się od tematu, a ja się nie sprzeciwiałam. Naprawdę pragnęłam tylko się odstresować. Pomóc w tym miał mi słodki drink i towarzystwo przyjaciół. — Ares bądź tak miły i zarezerwuj nam lokal. Wiesz, który. Widzimy się za godzinę w salonie — dodała jeszcze po czym z gracją ruszyła do wyjścia. 

Obserwowałam jej mimikę w tej drodze, dzięki czemu zauważyłam dziwne spojrzenie, posłane w stronę Ra. Chłopak na tej wzrok odpowiedział jej tylko zalotnym uśmiechem, co mogło znaczyć wszystko, a jednocześnie nic. 

Jak zwykle.

Ja również wyszłam bez słowa z pomieszczenia. W drodze do pokoju myślałam, jaką sukienkę mogłam wybrać na świętowanie tego wyjątkowego dnia. Po dotarciu do szafy i przyjrzeniu się jej zawartości, stwierdziłam, że nadszedł czas, aby krótka kreacja w kolorze jasnego różu, z piórkami od pasa w dół, miała swoje pięć minut. Zdążyła już odczekać swoje na wieszaku, a była naprawdę ładna.  Łączyła w sobie elegancję z lekkością i powiewem. Obcisła, lekko połyskująca góra była na cienkich ramiączkach, a piórka wprawiało w ruch każde moje przemieszczenie.

Wyprostowałam włosy, zrobiłam makijaż i dobrałam delikatne, złote kolczyki w kształcie kwiatków oraz pasujący do nich naszyjnik. Wsunęłam na stopy szpilki w tym samym kolorze. Do małej torebki schowałam tylko telefon i chusteczki, ponieważ nic więcej nie było mi potrzebne do korzystania z tego beztroskiego wieczoru.

Na koniec spryskałam się też perfumami z nutą ylang-ylang oraz amyris, które ostatnio uwielbiałam za ich egzotyczny, kwiatowy i jednocześnie świeży zapach z odrobiną cytryny. Nic dziwnego, że pierwszy z tych składników miał działanie afrodyzjakalne, gdyż pachniał naprawdę obłędnie. 

Po wszystkich czynnościach zeszłam na dół do salonu, jak życzyła sobie Leila. Tam jednak jeszcze nikogo nie zastałam. Wyszło na to, że przygotowałam się najszybciej, co było dla mnie szokujące. 

 Nie dłużej niż po kilku minutach, moja samotność dobiegła końca, ponieważ zobaczyłam Aresa.

Przyglądałam się mu, gdy zbliżał się do mnie, pokonując kolejne stopnie schodów. Wyglądał jak zawsze perfekcyjnie w skrojonej na miarę garderobie i idealnie ułożonych włosach.

— Gotowa? — spytał, znajdując się zaledwie dwa metry przede mną, przy czym zmierzył mnie powoli wzrokiem, z delikatnie uniesionymi kącikami ust. 

— Tak. Najszybciej z was wszystkich — odpowiedziałam, odwracając wzrok od jego ciemnych oczu, w których odbijały się liczne salonowe światła. — Zarezerwowałeś już miejsca w lokalu? 

— Tak. Skybar na Collins Ave dzisiejszej nocy należy do nas. — Uśmiechnął się.  

Pokiwałam głową, przyswajając tę wiadomość i myśląc, czy miałam okazję już odwiedzić go wcześniej. Ale ta nazwa nic mi nie mówiła.

— To dobrze. Po tym co przeszłam nawet przez myśl mi nie przeszło, że bardzo potrzebuję zresetować głowę na imprezie. Teraz za to nie mogę się jej doczekać — wyznałam, żeby jakoś zapełnić ciszę, która się pojawiła. 

Miałam dziwne wrażenie, że nadal unosiła się ta aura skrępowania, która została zasiana w gabinecie Leili, mimo że pozostałej dwójki przyjaciół jeszcze nie było z nami. 

— Ja również czekam w niecierpliwości — odpowiedział Ares, który zdążył się przemieścić przez moją chwilową nieuwagę. Stał już za mną, bliżej prawego ucha, skąd dobiegał jego niski głos. — Mówiłem ci już, że wyglądasz zjawiskowo, Josie? Ta sukienka z piór jest jak kreacja z bajki Disneya. Wyglądasz w niej jak księżniczka, Josie. Na pewno w Skybar olśnisz dziś wielu mężczyzn — dodał, na co delikatnie się speszyłam. 

Całe szczęście przyjaciel stał za mną i nie widział mojej miny. Był to cudowny komplement, ale jednocześnie należał do takich, na które nie wiedziałam, jak zareagować. Owszem – wyglądałam dobrze, ale nie czułam się księżniczką i nie wydawało mi się, abym była ubrana najlepiej ze wszystkich kobiet, które miały pojawić się w klubie. Byłam pewna, że Leila za chwilę zaskoczy wszystkich równie piękną – jak nie jeszcze lepszą – sukienką, sięgającą do samych kostek. 

— Dziękuję — odparłam cicho.

Nie wiedziałam, co więcej mogłabym powiedzieć. W dodatku wydawało mi się, że poczułam jego dłoń, gdzieś w okolicy pleców, która przesuwała się ku mojemu wcięciu w talii, wprawiając przy tym w ruch liczne piórka przy sukience.

Był to subtelny dotyk, niemal jak muśnięcie skrzydeł motyla. W kolejnej sekundzie to uczucie mnie opuściło, przez co nie wiedziałam już czy faktycznie tak się stało, czy może sama sobie coś uroiłam. 

 — Twoje perfumy cudownie pachną — powiedział jeszcze przy moim lewym uchu i oddalił się. — Możesz używać ich częściej.

"Ty też" – pragnęłam wypowiedzieć, lecz słowa utknęły na końcu języka.

Znowu czułam ten nieziemski aromat pomarańczy, karmelu i pieprzu, gdy przeszedł naokoło mnie, będąc tak blisko. 

Nie powiedziałam mu jednak tego od razu, a po kilku sekundach wydawało mi się, że było już za późno. Chłopak z rękoma w kieszeniach wpatrywał się w coś za oknem.

Nie rozumiałam całej tej sytuacji. Było zbyt dziwnie i za bardzo intymnie – mimo że praktycznie się nie dotknęliśmy. Miałam poczucie niecodzienności tej sytuacji. Ares zachowywał się inaczej niż zawsze – coś w jego zachowaniu mnie zastanawiało, ale nie do końca byłam w stanie stwierdzić co.  

I nie dowiedziałam się tego, ponieważ nie odezwałam się więcej. Powiedziałam zaledwie jedno suche "dziękuję", gdy przyjaciel przez ten czas prawił mi tak piękne komplementy.

— Zamówię nam taksówkę — oznajmiłam, zwracając na siebie uwagę Aresa, który przytaknął głową i wyciągnęłam komórkę z torebki. 

Byłam ignorantką. Głupią blondynką, która sprawiała wrażenie, że miała gdzieś słowa przyjaciela i zabrała się za zamawianie taksówki, jakby to było w tamtym momencie najważniejsze.

Powinnam zacząć wylewać z siebie słowa, przecież nigdy nie miałam z tym większego problemu, jednak przegapiłam ten jeden moment i nie było mi to więcej dane.

Zadzwoniłam po taksówkę, a z góry zaczęła schodzić Leila. 

Oczywiście nie sama. 

Towarzyszył jej przystojny Raees, jednak to dziewczyna przyciągała wzrok swoim wyglądem. Tak jak się spodziewałam – wybrała długą, rozciętą sukienkę w kolorze soczystej czerwieni z opadającymi ramiączkami. Delikatny makijaż nie wybijał się, co sprawiało, że kreacja grała główną rolę. Na wysokich obcasach poruszała się z wrodzoną gracją, pokazując jednocześnie pewność siebie, która na pewno elektryzowała mężczyzn.  

Na jednym już zdążyła wywrzeć mocne wrażenie — Raees wwiercał w nią wzrok. Przepuścił ją przodem, teatralnym gestem ręki, na co po cichu się zaśmiałam. Jego spojrzenie jak zawsze było cwaniackie, a zwycięski uśmiech, który posyłał Leili, sprawiał wrażenie, jakby w ciągu tej ostatniej godziny zaliczył z nią szybki i niezwykle udany numerek.

Leila minęła go z morderczą miną, więc raczej mało prawdopodobne było, że coś między nimi zaszło. Tym bardziej nie rozumiałam, dlaczego nie chciała zaprosić Avana, skoro obecność przyklejonego do niej przyjaciela, wyraźnie działała jej na nerwy.  

Nie zmieniało to faktu, że bardziej niż zawsze roztrzepane włosy Ra, przypominały tagliatelle na talerzu – każde pasmo było wywinięte w inną stronę, co sprawiało wrażenie totalnego nieładu. Przez to, co sobą reprezentował, w mojej głowie automatycznie pojawiła się wizja tego, że w jego pokoju coś mogło się dziać. 

Spełnienie seksualne było dla niego niczym narkotyk. Osoby uzależnione często rozpoczynały zabawę od środków odurzających, których potem wypity alkohol potęgował działanie. Takim systemem mógł też iść Raees, który od nastoletnich lat zamieniał biały proszek, na ciepłe i jędrne ciało kobiety. A że nie lubił sobie dogadzać sam – bo miał od tego liczne grono pań – bardzo prawdopodobne było, iż jakaś czekała właśnie aż wszyscy wyjdziemy, aby czmychnąć niepostrzeżenie.

Czy w jego pokoju była jakaś dziewczyna? Tego niestety już się nie dowiedzieliśmy. Nie mieliśmy czasu na śledztwo. Całą czwórką wyszliśmy z willi, przed którą czekała już taksówka. 

Wraz z zamknięciem drzwi od auta, puściłam mimochodem wszystkie myśli. Zamierzałam skupić się tylko na dobrej zabawie z przyjaciółmi. Powinien być to beztroski czas – zasłużyłam na niego po wszystkich perypetiach – i wiedziałam, że taki właśnie będzie. Tę pewność dawał mi Ares, z którym stykaliśmy się wtedy ramionami, siedząc w taksówce.

Z nim potrafiłam rozmawiać godzinami, śmiać się do łez i milczeć. 

Z nim byłam bezpieczna wszędzie. 

Z nim i dzięki niemu rozpoczynałam lepsze życie, mając nową pracę i spokój bez Fredericka.


______________________________________________

Witajcie kochane Różyczki w drugiej części TFL! 🌹
Cieszę się ogromnie, że jesteście z nami i śledzicie dalsze losy bohaterów.
A dziać będzie się wiele – zapewniam ☺️ Perspektywa Josie już za Wami.
Jak podobał się rozdział?
Macie jakieś przemyślenia?
Czekam na komentarze i życzę miłego dnia/wieczoru/nocy 💛

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top