Rozdział piętnasty

Przed wami baardzo długi ostatni rozdział. Miłego czytania.

Louis siedział w pokoju Zayna i wpatrywał się skupionym wzrokiem w widok za oknem. Malik przypatrywał mu się z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.

- Długo masz jeszcze zamiar tak dumać? Nie żebym chciał się ciebie pozbyć, ale mam lepsze rzeczy do robienia niż słuchanie twojego wzdychania – stwierdził, śmiejąc się głośno z oburzonej miny szatyna.

- Jasne, lepsze zajęcia czyli obściskiwanie się z Horanem? – prychnął i obrócił się w stronę przyjaciela, który leżał rozłożony wygodnie na swoim łóżku.

- To nie jest twoja sprawa. Po co tutaj przyszedłeś? – zapytał bez ogródek brunet na co Tomlinson westchnął głośno po raz kolejny.

- Za kilka dni są urodziny Hazzy, a ja nie mam żadnego pomysłu na ten dzień, pomyślałem, że może ty mógłbyś doradzić mi to i owo.

- Boże Tomlinson, w którym momencie doszedłeś do chorego wniosku, że niby ja przeszedłem na złą stronę mocy?

- Czyli, że niby na moją? – zainteresowanie Louisa osiągnęło wyższy poziom.

- Oczywiście, że tak – Zayn przewrócił oczami myśląc o tym jak tępy jest jego przyjaciel.

- Pomóż mi Zi, pomóż mi, pomóż – jęczał  i swoim zachowaniem przypominał przedszkolaka.

- Niall mnie zabije jeżeli dowie się, że ci pomagam.

- Nie dowie się, przynajmniej nie ode mnie – powiedział szybko błękitnooki i patrzył na Malika z nadzieją, tak że ten, nie potrafił mu odmówić.

- Dobra, ale to zostaję między nami, jeżeli ktoś się dowie to przyrzekam, że wyjawię wszystkie twoje brudne sekrety światu – zagroził, ale widząc uradowaną twarz Tomlinsona nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Dał chwilę szatynowi, by nacieszył się swoim sukcesem, a wyraz twarzy Louisa zmienił się z radosnego w cwany.

- Wiesz ja też miałbym o czym poopowiadać światu, nie tylko ja mam brudne sekrety prawda? – zapytał i zerknął na Malika, który przypatrywał mu się z przymrużonymi oczami.

- Czy ty mi grozisz chwilę po tym jak zgodziłem się pomóc? Lecz się dupku – warknął i odwrócił wzrok od Tomlinsona, ostentacyjnie go ignorując.

- Och nie śmiałbym ci grozić, tak tylko wspominam – odparł lekko i mrugnął okiem do oniemiałego przyjaciela – dobra, wracając do spraw ważnych, to masz jakiś pomysł co do urodzin Harry'ego?

- Nie – mruknął nadal sfrustrowany, a Louis zaśmiał się głośno.

- Oj nie bocz się na mnie, obiecałeś pomóc, więc wykaż się trochę.

- Cholera Lou, skąd mam wiedzieć co dać Stylesowi na urodziny? Ja się z nim nie przespałem, to ty powinieneś znać go lepiej.

- Nie mów tak o nim – powiedział poważnie nie odrywając chłodnego spojrzenia od sylwetki bruneta.

- Niby jak? – zmarszczył czoło zdziwiony reakcją starszego.

- Tak jakbyś mógł iść z Harrym do łóżka gdybyś tylko chciał. On taki nie jest, nie traktuj go jak kogoś kto sypia z każdym tylko dlatego, że zrobił to ze mną rozumiesz?

- Boże odbiło ci? Słyszysz sam siebie? Niall ma rację, ty masz jakąś schizofrenię albo zaburzenia. I wiesz co, powiem ci coś – Malik wstał z miejsca i powoli podszedł do chłopaka, który również podniósł się i zatrzymał naprzeciwko niego – to ty krzywdziłeś Harry'ego przez ostatnie miesiące nie ja, to przez ciebie płakał każdego pieprzonego dnia, a co najważniejsze to przez ciebie nie żyją dzieci, które miał urodzić Hazz, więc odwal się ode mnie i przestań zgrywać teraz bohatera i obrońcę, którym nie byłeś i nigdy nie będziesz, bo aż mnie mdli od twojej obłudy. Co do urodzin to podpytam Nialla, może coś z niego wyciągnę, ale niczego nie obiecuję. A teraz idź sobie, bo naprawdę mnie wkurzasz i nie ręczę za siebie – Louis wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym obrócił się na pięcie i skierował do drzwi by opuścić pokój Malika. Trzymając już dłoń na klamce, odwrócił się na moment.

- Dzięki, a właśnie mam pytanko,  zrywasz z Perrie? – zapytał pozornie niewinnym głosem i stał czekając na odpowiedź.

- Co? Niby dlaczego mam zerwać z Pezz?

- Och tak tylko myślałem, że w obecnej sytuacji będziesz chciał być cały dla Nialla, ale widzę, że nie masz zamiaru z nikogo rezygnować – wzruszył ramionami i kontynuował – w sumie jeżeli Niallowi odpowiada bycie tym drugim to czemu miałbyś kończyć związek z Perrie? Czyli teraz Horan jest twoim brudnym sekretem? Tak myślałem, dobra zmywam się i jeszcze raz dzięki – z tymi słowami opuścił pokój pozostawiając Zayna w podłym nastroju. Powinien był wiedzieć, że jeżeli opieprzy Tomlinsona ten nie odejdzie spokojnie i tak też się stało. Louis trafił ze swoimi słowami prosto w serce Malika i zepsuł mu cały wieczór, który zapowiadał się tak przyjemnie. Wiedział, że musi porozmawiać z Niallem o Perrie, ale odkładał tę rozmowę, jednak na wszystko przychodzi w końcu pora, a Lou uzmysłowił mu, że teraz nadszedł ten czas.

***

Louis szedł korytarzem myśląc o słowach Zayna. Jeżeli wszyscy ciągle wypominali mu jego zachowanie to nie istniał nawet cień szansy, by Harry mu kiedykolwiek wybaczył, teraz był tego pewien. Chciał tylko ukryć się w swojej sypialni i iść spać. Nie zorientował się nawet, że minął właśnie Stylesa, który patrzył na niego zaskoczony. Zazwyczaj Lou inicjował z nim jakąś rozmowę, a teraz nawet nie spojrzał na niego.

- Louis – usłyszał głos loczka, więc zdziwiony obrócił się w jego stronę.

- Tak?

- Stało się coś?

- Nie, dlaczego pytasz?

- Po prostu szedłeś taki zamyślony, myślałem, że może coś się wydarzyło – wyjaśnił Harry nerwowo bawiąc się palcami u dłoni.

- Nic mi nie jest, nie musisz się przejmować - gdy zrozumiał co powiedział, dodał szybko – nie żebyś miał się przejmować, przecież to bezsensu.

- Przejmuję się – cichy głos młodszego dotarł do uszu szatyna, który podniósł głowę by spojrzeć na chłopaka – co będziesz teraz robił?

- Ja?

- A widzisz tutaj kogoś innego? – zaśmiał się Harry - oczywiście, że ty.

- Chciałem iść spać.

- A może chciałbyś pooglądać ze mną film, samemu mi się nudzi, więc jeżeli miałbyś ochotę to... - zerknął swoimi dużymi oczami prosto na szatyna i Lou naprawdę nie wiedział, jak mógł wcześniej tego nie widzieć, tych błyszczących tęczówek, przepełnionych niewinnością i dobrocią. Nie zasługiwał na Harry'ego, w nawet najmniejszym stopniu na niego nie zasługiwał, ale mimo to nie potrafił odpuścić i chciał spędzać z nim każdą chwilę - ... to jak Louis, jeżeli jesteś aż tak śpiący to spokojnie, idź spać, nie ma problemu.

- Z chęcią coś pooglądam – uśmiechnął się promiennie i podszedł do Harry'ego – to jak idziemy? – spoglądał na zielonookiego, który pokiwał głową zgadzając się – no to chodź – chwycił go za nadgarstek i pociągnął za sobą, zjechał dłonią w dół po ręce chłopaka i splótł swoje palce z palcami Stylesa. Czekał aż chłopak wyrwie się i ucieknie, ale nic takiego nie nastąpiło. Harry uścisnął mocniej jego dłoń i pozwolił poprowadzić się do salonu.

***

- Niall - zaczął brunet wiedząc, że musi w końcu podpytać chłopaka o urodziny loczka. Minął dzień od rozmowy z Tomlinsonem, a ten zdążył posłać mu milion pytających spojrzeń. Postanowił, że załatwi to szybko i pozbędzie się Louisa.

- Hmm – wymruczał Horan i podniósł wzrok znad swojego laptopa wpatrując się w twarz Zayna.

- Tak sobie myślałem, że zbliżają się urodziny Harry'ego.

- Mhm – przytaknął blondyn – faktycznie to już całkiem niedługo.

- Nie wiesz może jak Hazz chce spędzić ten dzień? – zapytał obojętnym głosem i czuł na sobie uważne spojrzenie Irlandczyka.

- W zasadzie to rozmawiałem z nim kilka dni temu o tym i wiem, że nie mamy nic planować, Hazz powiedział, że nie chce żadnej imprezy.

- Czyli co?

- Czyli nic Zayn – odparł swobodnie Niall i zamknął laptopa odkładając go na bok. – Harry chce spędzić ten dzień w domu i tyle, żadnych rewelacji. Dlaczego tak cię to interesuje?

- Tak po prostu- mruknął, unikając przenikliwego spojrzenia. 

- Zróbmy tak jak prosi Harry dobrze?

- Jasne – cieszył się, że dowiedział się czegoś przydatnego. Jednak ta wiedza nie pomoże Louisowi i może był złym kumplem, ale ta myśl naprawdę budziła w nim radość.

Nie mógł przestać wspominać słów szatyna o Perrie i brudnym sekrecie. Tyle, że nie potrafił rozpocząć tej rozmowy, nie teraz.  Odetchnął głośno i potarł twarz dłonią. To wszystko robił się co raz bardziej skomplikowane i czuł, że nie ma już siły. Przymknął oczy chcąc zasnąć, ale po chwili przypominał sobie, że musi porozmawiać z Louisem i to jak najszybciej. 

***

Zapukał i wszedł do środka, to co zastał sprawiło, że gwałtownie cofnął się zamykając szybko drzwi.

- Co to do cholery miało być? – zapytał głośno samego siebie. Na łóżku w pokoju Tomlinsona spał Harry, ale szatyna nie było obok. Zbiegł po schodach na dół i zauważył Lou leżącego na sofie w salonie, oglądającego powtórkę meczu.

- Co Hazz robi w twoim pokoju? – zapytał od razu i zatrzymał się przed chłopakiem, który zerknął na niego leniwie.

- Śpi – odparł krótko i wrócił do spoglądania na ekran telewizora.

- Dlaczego u ciebie, a nie w swojej sypialni?

- Oglądaliśmy razem film i zasnął, koniec historii.

- A dlaczego odpuściłeś sobie okazje do leżenia obok niego? – Zayn patrzył na niego podejrzliwie. Tomlinsonowi nie można było ufać. 

- Wiem, że nie chciałby obudzić się obok mnie, więc zostawiłem go samego. A teraz ty odpowiedz na jedno proste pytanie, co robiłeś w moim pokoju? – Lou wyłączył telewizor i usiadł wygodnie na sofie. Miał dość tego przesłuchania. 

- Rozmawiałem z Niallem o urodzinach.

- I czego się dowiedziałeś?

- Niczego ciekawego, Harry chce spędzić ten dzień spokojnie w domu, bez imprez, picia, to tyle – odwrócił się i zaczął wychodzić z pokoju, ale zatrzymał go głos Louisa.

- Niczego więcej się nie dowiedziałeś? Co z tobą Zayn? Beznadziejny z ciebie tajny agent, nie pomogłeś mi wcale – mruknął urażonym głosem – i co mam niby zrobić z informacjami które mi dostarczyłeś? – prychnął.

- Miałem tylko dowiedzieć się co Harry planuje na urodziny, nic więcej, z resztą radź sobie sam.

- Wielkie dzięki za pomoc idioto.

- Nie musisz dziękować dupku – zaśmiał się  i wyszedł zostawiając go samego.

- Świetnie Tomlinson – mówił Louis – teraz się skup i pomyśl, masz mało czasu, ale jesteś przecież Tomlinsonem, dasz sobie radę ze wszystkim – położył się na kanapie i przymknął powieki, a w jego umyśle szalała burza i chaos. Nagle podniósł się gwałtownie i podskoczył z radości w miejscu – mam, mam, mam, jestem geniuszem, po prostu geniuszem.

***

Harry uchylił powoli powieki i leniwie przeciągnął się w swoim łóżku. Wyciągnął dłoń po telefon ulokowany na szafce nocnej i jeden rzut oka na ekran sprawił, że przypomniał sobie jaki dziś dzień.

- Cudownie – jęknął i zakopał się głębiej pod ciepłą kołdrę – mogłem się nie budzić i przespać ten dzień – nie miał ochoty świętować swoich urodzin. Dzień taki jak każdy inny, miał nadzieję, że dość wyraźnie zaznaczył Niallowi, że nie chce żadnej imprezy i wielkiego picia do rana. Robił się coraz bardziej śpiący, gdy nagle donośne walenie w drzwi rozbudziło go do reszty.

- Hazz wstawaj, śniadanie jest na stole, czekamy na ciebie – rozbrzmiał głos Horana, a po chwili słychać było głośne kroki chłopaka, gdy zbiegł po schodach do kuchni. Styles westchnął głośno i z niezadowoloną miną zwlókł się z łóżka i podreptał do łazienki.

- To będzie zły dzień – czuł to, gdy tylko otworzył oczy. Stanął przed lustrem i jego oczy skierowały się na płaski brzuch, ułożył na nim jedną dłoń i pogłaskał delikatnie. Nie miał depresji, nie chciał się zabić, ale w tym momencie wolałby przestać istnieć, tak jak jego dzieci. Łzy pojawiły się w zielonych tęczówkach i nie minęła chwila, a cichy szloch wydostał się z jego ust. Teraz byłby w siódmym miesiącu, jego brzuch byłby taki duży, maluszki kopałyby i ruszały  tak, że czułby ich małe ciałka w sobie. A teraz nie miał nikogo, cały czas był sam, dodatkowo Louis zachowywał się tak dziwnie, zupełnie inaczej niż kiedyś i to tak bardzo go niepokoiło. Nie miał pojęcia co ma robić, bał się zaufać szatynowi i tak dopuścił go do siebie zbyt blisko, wiedział, że będzie przez to cierpiał. Przebrał się szybko, obmył twarz by pozbyć się łez, po czym z uśmiechem nałożonym na twarz niczym maska, zszedł do swoich przyjaciół.

- Cześć – przywitał się i usiadł na wolnym miejscu obok Liama.

- Cześć solenizancie – Payne posłał mu serdeczny uśmiech, który loczek starał się wiarygodnie odwzajemnić.

- Jak się czujesz urodzinowy chłopcze? – zapytał Zayn, ale Harry nie zdążył mu odpowiedzieć, ponieważ odezwał się Niall.

- Płakałeś?

- Co? Nie – zaprzeczył szybko... zbyt szybko.

- Nie kłam, co się stało? – dopytywał blondyn wpatrując się w niego uważnie – możesz mi powiedzieć – Horan cały czas coś do niego mówił, on słysząc jego głos starał się nie rozpłakać. Czuł na sobie oczy wszystkich przyjaciół – Harry...

- Daj mu spokój – opanowany głos Louisa przerwał monolog Nialla.

- Ale... - zaczął ponownie chłopak.

- Powiedziałem przestań – Harry podniósł wzrok na Lou – jedz Hazz, bo zaraz ci wszystko wystygnie – podsunął mu talerz pod nos i uśmiechnął się pocieszająco do loczka – no wcinaj mały – zachęcił go i sam zaczął jeść, widząc to Harry chwycił za widelec i automatycznie zrobił to samo.

Jadł mechanicznie i rozmyślał, nie wiedział dlaczego Louis go obronił, dlaczego uśmiechał się do niego i troszczył. To wszystko sprawiło, że  nie mógł go nienawidzić, chociaż bardzo chciał. Nienawidzenie Lou byłoby łatwe, takie naturalne i właściwe, ale nawet wtedy, gdy szatyn miał go głęboko gdzieś, poniżał go przed wszystkimi, nawet wtedy nie potrafił czuć do niego nienawiści. Ponieważ to był Louis, chłopak dzięki któremu szesnastoletni Harry poradził sobie z rozłąką z domem, chłopak który ocierał jego łzy w trudnych chwilach sławy. To on był osobą, która zawsze była obok, gdy Hazz tego potrzebował, a co najważniejsze to on sprawił, że serce Harry'ego zaczęło bić szybciej.

- Zjadłeś wszystko pierwszy raz od miesięcy. Chyba byłeś głodny co? – Liam wpatrywał się w niego, a on wrócił na ziemię i oderwał się od swoich myśli.

- Tak, ja... chyba byłem głodny – powiedział cicho nie podnosząc wzroku z nad talerza. Nim zdążył się zorientować w kuchni pozostał tylko on i Louis, który obserwował go z delikatnym uśmiechem – Co? – zapytał zmieszany.

- Nic nie mówiłem.

- Ale się patrzysz.

- Odleciałeś gdzieś myślami prawda?

- Zamyśliłem się po prostu – odparł cicho i nerwowo poprawił się na krześle. Nie był przyzwyczajony do takich chwil sam na sam.

- Zarumieniłeś się wiesz? – zapytał Lou i wstał kierując się do wyjścia.

- Nieprawda – zaprzeczył szybko i poczuł, jak jego policzki płoną.

- Prawda, mam nadzieję, że myślałeś o mnie – powiedział i wyszedł z kuchni, nucąc coś pod nosem. Harry wpatrywał się w jego plecy, gdy odchodził, a jego oczy powiększyły się w szoku. Nie rozumiał Louisa Tomlinsona, zdecydowanie go nie rozumiał.

***

Zbliżał się wieczór i Harry był naprawdę wdzięczny chłopakom, że postanowili odpuścić i nie męczyli go niespodziankami z okazji urodzin. Oczywiście odebrał kilka telefonów i wiadomości od rodziny i znajomych, ale nikt nie zaprosił go na przyjęcie niespodziankę lub imprezę w klubie. Liam jak zwykle siedział z Sophie, tym razem okupowali ich wspólny salon, natomiast Zayn i Niall gdzieś zniknęli, a Harry wolał nie wiedzieć co robią. Nim zdążył pomyśleć o Louisie, drzwi do jego pokoju otworzyły się głośno i do środka wparadował szatyn.

- Co się stało? – zapytał szybko loczek, ale widząc radość Tomlinsona odetchnął z ulgą. Gdyby wydarzyło się coś złego, to przecież chłopak nie uśmiechałby się tak.

- Nie Hazz, ale teraz gdzieś ze mną pójdziesz.

- Co? Nie Lou, nie chcę wychodzić na imprezę i się upijać, możemy pooglądać jakiś film jeżeli chcesz, ale ja nigdzie nie idę – mówił błagalnym głosem, ale szatyn na to nie reagował.

- Pooglądamy film, ale nie tutaj dobrze? I nie idziemy na żadną nudną imprezę, też nie mam na to ochoty.

- Louis muszę się przebrać, ja nie chcę – marudził z uroczą miną niezadowolonego kotka.

- Nie musisz się przebierać, możesz być nawet w pidżamie jeżeli chcesz.

- Serio, mogę być ubrany tak jak teraz? – zapytał, a Lou obrzucił jego strój wzrokiem, chłopak miał na sobie luźną koszulkę i spodnie od dresu, na stopy wciągnięte miał ciepłe skarpetki.

- Jasne, co tylko zechcesz – wyciągnął do niego dłoń, a Harry chwycił ją niepewnie.

- Gdzie jedziemy?

- Tajemnica, ale cieszę się, że się zgodziłeś.

- Nie miałem wyboru – mruknął urażony loczek, ale po jego twarzy błąkał się uśmiech.

- Nie zmuszam cię Harry, nigdy do niczego cię nie zmuszę – powiedział Tomlinson i brzmiało to jak obietnica na przyszłość – narzuć tylko na siebie jakąś kurtkę, nie chcę żebyś zmarzł, a noce się zimne.

- Naprawdę mogę być tak ubrany? – Harry powtórzył pytanie, a gdy Lou przytaknął zachichotał radośnie i wyciągnął z szafy swoją czarną kurtkę. Mieli wyjść, gdy rozdzwonił się telefon chłopaka – poczekaj chwilkę – poprosił Louisa i odebrał połączenie – cześć Nick – przywitał się i zauważył jak Lou przybliżył się do niego i objął go w pasie – dzięki... mhm.... wybacz Nick, ale nie mogę – zerknął na szatyna, który uważnie mu się przypatrywał nie spuszczając z niego wzroku – może innym razem... tak, jeszcze raz dzięki i do zobaczenia wkrótce  – odłożył telefon na szafkę, a po chwili poczuł delikatny dotyk ust Louisa na swoim policzku.

- Dziękuję – powiedział starszy i nadal obejmując Harry'ego w pasie wyprowadził go z pokoju.

- Za co? – zdziwiony zatrzymał się i czekał na odpowiedź.

- Za to, że spławiłeś Nicka – odparł zadowolonym głosem.

- Nie spławiłem go.

- Spławiłeś, spławiłeś, a teraz chodź.

***

- Gdzie jesteśmy? Co to za miejsce? – dopytywał Harry, gdy Lou zaparkował w nieznanym mu miejscu – nigdy tutaj nie byłem, co to? – Styles nie chciał się przyznać, ale był podekscytowany jak dziecko i nie mógł się doczekać chwili w której dowie się gdzie teraz są. Myślał, że tak jak każdego dnia Louis przyjdzie do niego pooglądać film, nie przyznał się do tego, ale właśnie tak chciał spędzić ten dzień. Wyszli z auta i szatyn poprowadził go do wejścia – To jest kino? Louis jesteśmy w kinie? – zapytał zielonooki idąc co raz szybciej byleby tylko dowiedzieć się prawdy o tym tajemniczym miejscu.

- Ale z ciebie mała gaduła – stwierdził szatyn słuchając ciągłych komentarzy młodszego – proszę wejdź – otworzył drzwi i przepuścił go przodem. Harry czym prędzej przestąpił próg i stanął w miejscu rozglądając się oczarowany.

Znajdowali się w małej sali kinowej, która jednak różniła się od tych tradycyjnych. Zamiast wyznaczonych miejsc, wszędzie poustawiane były domowe fotele i sofy, dookoła ułożone były poduszki, a gdzie nie gdzie paliły się świece. Harry nie wiedział jak to było możliwe, ale tam gdzie powinna być posadzka, znajdowała się trawa, na środku położony był duży koc na którym czekało na nich jedzenie. Harry westchnął z zachwytu, gdy podniósł głowę do góry, na suficie rozciągnięty był ciemny materiał oraz lampki, które mieniły się jak maleńkie gwiazdy na niebie. Odwrócił się w stronę Louisa, który stał niepewnie u jego boku i przyglądał mu się przygryzając wargę.

- Tu jest pięknie Lou, ja... jestem zachwycony – wyszeptał loczek, nie chcąc psuć magii tego miejsca głośną rozmową.

- Naprawdę? Podoba ci się? – speszony Tomlinson uśmiechnął się delikatnie z ulgą.

- Jestem absolutnie zakochany w tym miejscu, dziękuję Lou – podszedł do chłopaka i objął go lekko.

- Cieszę się, że się podoba, a teraz chodź i powiedz co masz ochotę pooglądać, w końcu jesteśmy w kinie prawda? – zaśmiał się i zaprowadził młodszego na środek sali, gdzie usiedli wygodnie na kocu.

- Mogę wybrać? – zapytał pełen entuzjazmu Harry.

- Jasne – Lou przyglądał się chłopakowi, który zamilkł myśląc o tym co będą oglądać, miał zmarszczone czoło i skupienie wymalowane na twarzy.

- Lou – zaczął cicho, rumieniąc się lekko.

- Hmm...

- Możemy pooglądać To właśnie miłość?

- Tak myślałem, oczywiście, że możemy mały. To Twoje urodziny – zerknął na zegarek, a po chwili na dużym ekranie rozpoczął się film. Harry pisnął szczęśliwy i klasnął w dłonie.

- Dziękuję, tak dawno nie oglądałem tego filmu – rozłożył się wygodnie na kocu i wlepił wzrok w ekran. Oglądali w milczeniu, jedząc przygotowane przekąski, a szatyn cały czas wpatrywał się w chłopaka obok. Obserwował jego spokojny profil, widział delikatny uśmiech, który pojawiał się na jego twarzy podczas ulubionych momentów filmu, małe dołeczki w policzkach i rozmierzwione loki, które poprawiał automatycznie, gdy wpadały mu do pięknych zielonych oczu. Ledwo powstrzymywał się by nie dotknąć jego skóry, nie przejechać dłonią po policzku, nie pochylić się i pocałować. Chciał go objąć, mieć blisko siebie tak jak dawniej, tyle że teraz nic nie było jak dawniej. Harry podniósł się i zaczął jeść tort, który nałożył sobie wcześniej na talerz.

- Mmm dobre – wymruczał z uśmiechem i głośno mlaskał co wywołało śmiech Louisa – co?

- Nic, nic dobrze, że ci smakuje, wiesz starałem się zrobić coś samemu, ale nic z tego nie wyszło, szczerze mówiąc – powiedział zakłopotany i poczuł jak dłoń Harry'ego głaszcze go po policzku.

- Jest idealnie Lou, dziękuję, ale powiedz mi skąd ten pomysł?

- Ja po prostu pomyślałem, że masz urodziny w lutym i nigdy nie mogłeś mieć urodzinowego pikniku, więc to wydało mi się fajne.

- To prawda, wiesz piknik w lutym to dość niemożliwe prawda? Kładź się – powiedział nagle i sam położył się na kocu.

- Co?

- No połóż się, popatrzymy sobie w gwiazdy.

- Ale tu nie ma...

- Ciiiii są nie widzisz? Wyobraź je sobie - leżeli obok siebie, stykając się ramionami, Harry połączył ich palce razem i gładził kciukiem wierzch dłoni szatyna. W tej ciszy trwającej między nimi Louis usłyszał coś ważnego. Po raz pierwszy jego serce, dusza i ciało krzyczało jednym głosem. W tym momencie odkrył, że jest zakochany, kocha Harry'ego i nie wiedział czy chce mu się płakać z radości czy ze strachu.

***

- Niall – zaczął spokojnie Zayn, gdy siedzieli sami w jego pokoju i rozkoszowali się ciszą i spokojem. Oprócz ich dwóch w domu nie było nikogo więcej, Malik wolał nie myśleć co Lou wykombinował z okazji urodzin loczka, ale skutkami zapewne beznadziejnego pomysłu Tomlinsona będą przejmować się później. Teraz nadszedł czas na rozmowę między nim, a niczego nieświadomym Niallem, który zajadał zamówione wcześniej jedzenie – możemy porozmawiać? – zapytał patrząc na chłopaka, który kiwnął głową z uśmiechem, ale gdy dostrzegł poważną minę Zayna, odstawił talerz na szafkę i obrócił się siadając twarzą w twarz z brunetem.

- Stało się coś? – widział zmartwienie na twarzy chłopaka i sam zaczął denerwować się nie wiedząc o co może chodzić. Podświadomie zaczął spodziewać się najgorszego.

- Nie, spokojnie nie denerwuj się, ale chciałbym z tobą porozmawiać o czymś dość istotnym.

- Dobrze, tylko wyjaśnij o co chodzi – uśmiechnął się lekko i podparł głowę na dłoni wpatrując się błękitnymi tęczówkami w Malika, który nagle zaniemówił i siedział jak sparaliżowany – no zacznij wreszcie mówić.

- Ok... dobrze... więc... hmm – zacinał się po każdym słowie nie wiedząc jak zacząć, bał się reakcji blondyna i nie chciał go stracić przez palnięcie jakiejś głupoty.

- Chcesz mi się oświadczyć czy coś? Zaczynasz być blady, i masz przerażającą minę. To chyba znak, że powinienem się bać – zaśmiał się Niall, a oczy Zayna otworzyły się szerzej na słowo oświadczyć. Ponieważ on miał zamiar porozmawiać z nim o czymś zgoła odmiennym i miał wrażenie, że zaraz zemdleje ze strachu i może to nawet byłoby dobre wyjście z tej patowej sytuacji w której znalazł się z własnego wyboru. Jednak przypomniał sobie słowa Louisa i wiedział, że utrata przytomności to zły pomysł, musiał wyjaśnić coś z Niallem.

- Chodzi o nas  – powiedział szybko i zerknął na chłopaka przestraszonym wzrokiem. Jeszcze nawet nie przeszedł do sedna, a już był przerażony reakcją blondyna.

- O nas? – powtórzył  zaskoczony Horan i zmarszczył czoło zmieszany.

- Tak, o nas, dokładniej chodzi mi o to, wiesz... o to co nas łączy i czym tak naprawdę jesteśmy – dobrze Ci idzie Zayn, mów tak dalej – Niall, nie chcę żebyś mnie źle odebrał, ponieważ naprawdę mi na tobie zależy i czuję się świetnie spędzając z tobą czas.

- Ale?

- Co? – Zayn spojrzał na niego zbity z tropu, nie rozumiejąc o co jest pytany.

- Wiesz zacząłeś tą całą przemowę jak to bardzo mnie lubisz i cóż zazwyczaj po takich słowach pojawia się jakieś ale, więc czekam, co to będzie tym razem – wyjaśnił pozbawionym emocji głosem Niall.

- Nie, to nie tak, źle mnie zrozumiałeś, to nie o to chodzi. Lubię cię i to bardzo, tutaj nie ma żadnego ale rozumiesz?

- To o czym chciałeś rozmawiać, bo na pewno nie o tym jak mnie lubisz?

- Nie, nie o tym, masz rację – zgodził się i wiedział, że ta dyskusja nie skończy się dobrze, już teraz Niall był zły, mógł to łatwo dostrzec, a przecież nie powiedział mu jeszcze najważniejszego. I cholera, właśnie zrozumiał, że jednak jest jakieś ale i to Horan miał rację. Potarł twarz dłońmi chcąc przeciągnąć trochę moment ciszy, ale czuł uporczywy i palący wzrok Nialla na sobie – Nie wiem jak mam ci to powiedzieć.

- Najlepiej szybko i szczerze, to oszczędzi nam niepotrzebnych nieprzyjemności.

- Dobrze, jak chcesz. Sprawa wygląda tak, że jesteś ty, ale jest jeszcze Perrie i nie zależnie od tego jak bardzo chcę być z tobą i tak jestem w związku z nią i to raczej nie zmieni się w przeciągu najbliższego czasu. Tylko to chciałem ci powiedzieć – zamilkł po tych słowach i czekał na reakcję Nialla, która nie nadchodziła. Po jakimś czasie, który był wiecznością, blondyn odezwał się spokojnym głosem i Zayn wiedział już, że wolałby usłyszeć krzyk Horana.

- Czyli jednak jest jakieś ale, oczywiście mogłem się tego spodziewać. Czyli wyjaśnij mi Zayn, co chciałeś mi przez to powiedzieć, bo chyba się pogubiłem.

- Nie zerwę z Perrie.

- O to chodziło, czyli co prosisz mnie żebym był obok ciebie, ale tylko za kulisami tak?

- Nie, to nie tak...

- A jak?

- Nie mogę tak po prostu się z nią rozstać, od tak dla zachcianki.

- Nie możesz czy nie chcesz? I dobrze wiedzieć, że jestem zachcianką, o niczym innym nie marzyłem, tylko stać się zachcianką Zayna Malika.

- Przestań, dobrze wiesz, jak dużo dla mnie znaczysz, ale coś zostało kiedyś ustalone i nie mogę tego zmienić, nawet gdybym chciał. Dlatego mówię ci to teraz, ponieważ Perrie będzie ze mną, ale to ty się liczysz.

- I czego ode mnie oczekujesz co? – błękitne tęczówki wpatrywały się w niego w skupieniu i czekały na jakieś słowa wyjaśnienia. Jego głos cały czas był chłodny i taki nie pasujący do Horana, że Malikowi zrobiło się zimno od tej oziębłości Irlandczyka.

- Chciałbym, żeby między nami pozostało tak jak teraz, niczego nie zmieniajmy, przecież jest nam razem dobrze prawda?

- Niczego nie zmieniajmy – powtórzył chłopak, nie odrywając od niego wzroku – to śmieszne Zayn, nie liczyłem na żadne deklaracje z twojej strony, ponieważ dopiero coś zaczęło się miedzy nami rodzić, ale jeżeli ty na wstępie mówisz mi, że i tak będę drugi, i dla świata zawsze będziesz z Perrie to nie wiem czy tego właśnie chcę. Nie widzę w tym sensu.

- W czym nie widzisz sensu Niall? – zapytał ze strachem w głosie  i bał się odpowiedzi. Nie wyobrażał sobie siebie bez Irlandczyka, to było by najgorsze co mogło go spotkać, byli przyjaciółmi od lat.

- W kochaniu kogoś, dla kogo nigdy nie będę tym jedynym, w kochaniu osoby z którą będę mógł być tylko od czasu do czasu, w byciu ze sobą tylko w skradzionych przypadkowych momentach. To nie ma dla mnie sensu.

- Proszę cię, przecież tak nie myślisz – błagał, przybliżając się do chłopaka, łapiąc jego dłoń w swoją.

- Nie wiesz co myślę Zayn, nie masz cholernego pojęcia. A jeżeli sądzisz, że mam zamiar znosić ciebie i Perrie obściskujących się przy każdej okazji to naprawdę nie wiem czy jesteś głupi czy naćpany.

- I co chcesz tak po prostu to skończyć? Zrezygnować z nas, ponieważ nie zerwę z Pezz, swoją udawaną dziewczyną, udawaną dziewczyną Niall, zrozum, ona się nie liczy.

- W tym momencie nie wiem co chcę zrobić, ale wiem, że nie dam rady patrzeć na was będących razem.

***

Harry zwinięty na siedzeniu, śpiąco wpatrywał się w widok za oknem, gdy Lou prowadził samochód. Wracali do domu, po miłym wieczorze, na zewnątrz zapadł już mrok i tylko blask latarni rozświetlał noc. Nie spodziewał się tak miłego zakończenia dnia swoich urodzin, niespodzianka Louisa przeszła jego oczekiwania i  podziękował mu za nią niezliczoną ilość razy, ale postanowił zrobić to ponownie. Obrócił twarz w stronę szatyna i z lekkim uśmiechem, zauważył spokojny profil chłopaka, który co chwilkę zerkał na niego.

- Lou, naprawdę bardzo ci dziękuję, to był najlepszy prezent jaki mogłem dostać.

- Przestań, to nic wielkiego – chłopak machnął ręką, ale na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech zadowolenia.

- I tak dziękuję – stwierdził  i obrócił twarz w stronę okna – ciekawe czy wszyscy już śpią? – zastanawiał się głośno.

- Jest już dość późno, więc jeżeli nie poszli na jakąś imprezę, a nic na to nie wskazywało to pewnie śpią.

- Musimy być cicho, nie chcę wysłuchiwać narzekań Zayna – Harry zaśmiał się myśląc o wiecznie nachmurzonym Maliku, narzekającym gdy ktoś niechciany przerwie mu sen – to już niedługo się skończy – dodał cicho, jakby do samego siebie jednak słowa dotarły do uszu Louisa, który szybko na niego spojrzał.

- Co masz na myśli? – zapytał zdziwiony. Nie miał pojęcia o czym mówił zielonooki, co miało się skończyć?

- No tak przecież nic ci nie mówiłem – Lou zmarszczył brwi widząc entuzjazm loczka – ostatnio byłem oglądać domy wystawione na sprzedaż i znalazłem jeden, jest piękny, zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia – mówił Harry, a Tomlinson nie potrafił skupić się na jego słowach, w głowie dźwięczało mu tylko zdanie byłem oglądać domy wystawione na sprzedaż.

- Po co oglądałeś te domy? – zapytał cicho i bał się usłyszeć odpowiedź, która zaraz miała paść. 

- Postanowiłem się wyprowadzić– wyjaśnił Styles, a Louis zaczerpnął głośno powietrza.

- Co? Dlaczego? – niczego nie rozumiał, nie miał pojęcia co się stało, że właśnie teraz Harry chcę się wyprowadzić. To się nie mogło wydarzyć, nie teraz kiedy się zmienił, kiedy uświadomił sobie jak ważny jest dla niego loczek.

- Po prostu stwierdziłem, że nadszedł już ten czas byśmy mieszkali oddzielnie, przecież niedługo Liam pewnie wyprowadzi się i zamieszka z Sophie. Patrząc na Nialla i Zayna, można oczekiwać tego samego, więc postanowiłem coś zmienić i się wyprowadzić.

- A co ze mną? – zapytał cicho Lou, a jego serce zamarło.

- Ja... hmm... Ty też znajdziesz sobie jakiś dom, lub mieszkanie zależy co będziesz wolał. Będzie fajnie, zobaczysz – powiedział niepewnie Harry, a wymuszony uśmiech pojawił się na jego twarzy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to co powiedział Louisowi to tylko wymówka i jedno wielkie kłamstwo, chciał uciec dlatego postanowił się wyprowadzić. Wiedział, że nie da rady żyć z Lou pod jednym dachem, nie teraz gdy chłopak zachowywał się w stosunku do niego tak idealnie i z dnia na dzień czuł, że jego miłość do szatyna odżywa na nowo. Nie mógł do tego dopuścić, nie mógł pozwolić zranić się po raz kolejny. A dom, który oglądał był naprawdę piękny i mieszkanie w nim będzie czystą przyjemnością. Jedyne czego się bał to ciszy czterech ścian, która przytłoczy go do tego stopnia, że zacznie wspominać wydarzenia z przeszłości.

- Tak... będzie fajnie, na pewno – zgodził się z nim Louis i mrugał szybko by pozbyć się łez, które zaczęły pojawiać się w jego oczach. Nie mógł się rozpłakać, nie z uśmiechniętym Harrym siedzącym obok niego. Gdy wydawało mu się, że wszystko jest idealne i jego starania nie idą na marne, okazało się, że jest zupełnie odwrotnie. I już niedługo będzie widział Harry'ego tylko podczas trasy koncertowej i wywiadów. Był specjalistą od niszczenia wszystkiego i wszystkich, nie dziwił się, że Niall miał go dość, w tym momencie sam czuł, że ma dość siebie samego.

***

Gdy tylko pojawili się w domu, Harry śpiącym głosem życzył mu słodki snów i złożył lekkiego całusa na jego policzku. Idąc do sypialni nie widział łez spływających po policzkach szatyna i jego ciała które drżało od powstrzymywanego szlochu. Wiedział, że musi z kimś porozmawiać, jedyną opcją był Zayn, płacząc wpadł do pokoju Malika i zdążył tylko zarejestrować, że w środku znajduję się też Niall, który ze złością patrzył się na bruneta.

- Co się stało? – zapytał Zayn, gdy dostrzegł, że Lou płacze i nawet nie ukrywa tego mimo obecności blondyna w sypialni.

- T-to wszystko moja wina – wyszeptał Tomlinson i zakrył twarz dłonią, by choć trochę stłumić swój płacz.

- Co zrobiłeś Harry'emu? – Niall podszedł do niego z groźnym wyrazem twarzy i złością w głosie.

- Nie widzisz tego Ni? Ja go zniszczyłem, totalnie go zniszczyłem, a teraz... teraz on zniszczy mnie i będziemy kwita.

- O czym ty do cholery mówisz? – brunet podszedł i stanął obok Niall. Razem wpatrywali się w Louisa nic nie rozumiejąc.

- Harry się wyprowadza – powiedział, a cichy szloch wyrwał się z jego ust, czekał na zaskoczone reakcje przyjaciół, ale w pokoju panowała cisza. Podniósł na nich swój wzrok i zauważył, na ich twarzach zrozumienie. Oni wiedzieli, wszyscy wiedzieli tylko nie on.

- I co jesteś zaskoczony Tomlinson? – zapytał Horan i prychnął widząc szlochającego szatyna.

- Przykro mi Lou – powiedział Zayn i pociągnął przyjaciela sadzając go na łóżku. Posłał Niallowi błagalne spojrzenie, a ten przewrócił tylko oczami i usiadł po drugiej stronie starszego.

- Nie, wcale nie jestem Niall, ale nie mogę już sobie z tym poradzić, nie jestem w stanie myśleć o niczym innym, tylko o nim, o tym jak go zraniłem, jak płakał przeze mnie całe noce, gdy ja bawiłem się w najlepsze z Eleanor. Wiem, że jestem nic nie warty, nie musisz mi tego mówić, ale nie radzę sobie – jego głos drżał coraz mocniej i chłopak czuł, że zaraz rozklei się po raz kolejny. Nie obchodziło go co pomyślą sobie o nim przyjaciele, on już naprawdę nie był w stanie ukrywać tego co czuje do Harry'ego.

- Boże Lou – Zayn przytulił go mocno do swojego ciała i głaskał po włosach, gdy szatyn trząsł się w jego ramionach. Nad głową chłopaka widział Nialla, który miał swój wzrok utkwiony w Tomlinsonie. Na jego twarzy walczyły różne emocje i uczucia, złość mieszała się z żalem - poradzisz sobie, razem sobie poradzimy – szeptał Malik chcąc dodać mu otuchy, ale Lou nie był łatwowierny, odepchnął od siebie przyjaciela i spojrzał na niego załzawionymi oczami.

- Gówno prawda, dobrze wiem, że bez Harry'ego nie dam rady, nawet nie chcę myśleć o rzeczywistości w której nie mogę na niego codziennie patrzeć. Raniłem go, tak cholernie go krzywdziłem, i wiedziałem, że on cierpi, widziałem ból na jego twarzy, ale miałem to gdzieś, chociaż cały czas coś mówiło mi, że robię źle. Ale miałem to gdzieś, byłem z El i myślałem, że tak jest w porządku, że muszę go zniszczyć by czuć się lepiej.

- Przykro mi Louis – wyszeptał Zayn, a Niall podniósł na niego swój wzrok. Widać było, że blondyn walczy ze sobą, ale w końcu odezwał się, a jego głos był cichy i pozbawiony emocji.

- Wiesz Lou, przez większość czasu cię nie cierpię i zdajesz sobie z tego sprawę prawda? Ale nie mogę udawać, że nie istniejesz, ponieważ Harry... on ciągle o tobie mówi, nawet mimochodem, gdy chce by zabrzmiało to jak coś nieważnego, on się przejmuje i cały czas wspomina ciebie. Nie wiem dlaczego ktoś taki jak on, pokochał ciebie, ale taka jest prawda, Hazz cały czas coś do ciebie czuje. I mimo, że starłem mu się to wyperswadować, to on cały czas widzi w tobie coś dobrego, wartego uwagi. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak on się czuł, gdy poniżałeś go na każdym kroku, jak bardzo bał się o dzieci, o to, że sobie nie poradzi, jak walczył z miłością do ciebie, jak pękało mu serce gdy nazywał fasolkę, Lou Junior. Nie mogłem tego słuchać, ale on ciągle cię bronił. Ale były dni, gdy żal rozrywał go całego, nie potrafił robić nic innego niż tylko płakać całymi dniami, a gdy stracił dzieci, chciał tylko byś był obok, ale ty wolałeś obwiniać go o śmierć fasolek. On chciał się zabić, nie chciało mu się, żyć, a to wszystko twoja wina – Niall przerwał na moment i dostrzegł, że teraz nie płacze tylko Lou, po policzkach całej trójki spływały słone łzy oczyszczenia i wybaczenia sobie nawzajem. – Może teraz ucieka od ciebie, ale będzie taki dzień, gdy wróci, a wiesz dlaczego? Ponieważ jego małe serduszko od lat, bije tylko dla ciebie i Hazz potrafi być szczęśliwy tylko obok ciebie.

- Przepraszam Niall, byłem gównianym kumplem.

- Nie przepraszaj, Harry może kiedyś ci wybaczy, ja nie mam takiego zamiaru – powiedział blondyn i położył się na łóżku Malika obserwując trzęsące się od płaczu ramiona Tomlinsona – nie rozumiem jednego, dlaczego tak ci na nim zależy Lou?

- Kocham go Niall, nie wiem jak to możliwe, ale go kocham.

Po drugiej stronie drzwi, przywołany hałasem dochodzącym z pokoju Malika, stał Harry, opierał się czołem o chłodną ścianę i starał się nie płakać, jednak łzy spływały powoli po jego twarzy tworząc mokry szlak po jego policzkach. Wolałby nie usłyszeć tych słów, teraz wiedział, że Louis nie udawał, ale to nie zmieniało faktu, że Niall miał rację. W tym momencie nie potrafił tak po prostu zapomnieć o tym co się stało, słowa Louisa wyryły się w jego pamięci, a pozbycie się ich będzie wymagało czasu i poświęcenia obu stron. Podniósł się szybko, gdy usłyszał hałas dochodzący z pokoju, nie chciał by ktoś nakrył go na podsłuchiwaniu, więc czym prędzej schował się w swojej sypialni, zamykając drzwi na klucz. Musiał pomyśleć i nie chciał nie zapowiedzianych wizyt, w swoim pokoju. Jego życie zaczynało robić się coraz bardziej skomplikowane, myśląc o płaczącym Louisie, łzy automatycznie pojawiły się w jego oczach. Nie chciał go zranić, mówiąc o wyprowadzce, nie miał pojęcia o uczuciach szatyna. Przymknął powieki i odpłynął myślami, które od razu powędrowały do tego  wieczoru spędzonego razem z Lou.

***

Następne dni wyglądały podobnie, Louis będąc przy Harrym starał się nie okazywać smutku i spędzał z nim każdą wolną chwilę. Nie sposób było nie zauważyć jego tęsknych spojrzeń posyłanych w kierunku młodszego, jednak wszyscy mieszkańcy postanowili ignorować dziwne zachowanie Lou i nie wtrącali się do jego poczynań. Harry naprawdę starał się nie przebywać z szatynem każdej godziny ich wolnego czasu, ale chcąc nie chcąc nie miał gdzie uciec przed Tominsonem, który zawsze był gdzieś obok, gotowy oglądać z nim film, iść na spacer, zaparzyć herbatę czy po prostu zmywać z nim naczynia. Jeżeli wcześniej narzekał na brak zainteresowania, teraz nie mógł narzekać. Lou gdyby mógł pewnie spałby pod drzwiami jego sypialni. Harry od kilku dni obserwował Nialla i nie mógł rozgryźć co się dzieje z jego przyjacielem, blondyn snuł się powoli po domu wspierając się na kulach z miną zbitego psiaka, i loczek starał się domyśleć o co może chodzić chłopakowi. Rozwiązanie tej zagadki nie było trudne, widząc twarz Zayna i obserwując jego zachowanie bez problemu można było zgadnąć, że nadeszły jakieś komplikacje w raju. Siedział właśnie z Louisem, gdy postanowił dowiedzieć się o co konkretnie chodzi.

- Lou – zaczął i usiadł tak by widzieć twarz chłopaka.

- Tak mały? – szatyn zerknął na niego i gdy dostrzegł skupienie na twarzy młodszego, odwrócił się w jego stronę.

- Wiesz może co się stało z Niallem i Zaynem?

- Co masz na myśli? – Louis wiedział, że to nadejdzie, ale nie oczekiwał, że Harry tak szybko postanowi wyciągnąć z niego informacje.

- Przecież sam widzisz, snują się po domu jak jakieś zombie, nie rozmawiają z nami, nawet Niall nie odwiedza mnie w moim pokoju. Nie wiesz co się dzieje?

- Przykro mi, ale nie – odparł szybko starszy i odwrócił wzrok od loczka. Musiał kłamać ponieważ obiecał Malikowi, że nie puści pary z ust, a Zayn miał na niego wystarczającą ilość haczyków.

- Nie rozmawiałeś z Zaynem? – dopytywał uparcie młodszy – przecież wy ciągle o czymś gadacie, musiałeś się czegoś dowiedzieć.

- Przestań wiercić mi dziurę w brzuchu dobrze? – poprosił, ale ten obrzucił go smutnym spojrzeniem i wygiął usta w podkówkę.

- Wiesz o co chodzi i nie chcesz mi powiedzieć. To niesprawiedliwe – fuknął obrażony i usiadł prosto ignorując szatyna, który bił się z myślami.

Chciał mu powiedzieć, ale nie mógł, przecież to nie była  ich sprawa, nie powinni się wtrącać i roztrząsać życia miłosnego ich przyjaciół. Nagle drgnął, gdy poczuł, że ktoś układa się na jego kolanach, zerknął w dół i dostrzegł głowę Harry'ego wygodnie umiejscowioną na jego nogach. Nie mógł uwierzyć, że loczek chce w ten sposób zmusić go do powiedzenia prawdy, wbił wzrok w ekran telewizora i udawał, że nie widzi palącego wzroku zielonych tęczówek Stylesa. Nieświadomie zaczął głaskać go po włosach, na co ten zamruczał cicho zwracając na siebie uwagę Tomlinsona.

- Nie możesz mi powiedzieć? Przecież nikomu nic nie powiem, to będzie nasz sekret. Co ty na to? – mówił niewinnym głosem i łasił się do dłoni Louisa, która nieprzerwanie bawiła się jego włosami.

- Boże, zniszczysz mnie kiedyś Hazz – westchnął, wiedząc, że przegrał tę walkę – dobra mały powiem ci, ale to zostaje między nami tak?

- Przyrzekam – zgodził się entuzjastycznie i uważnie przypatrywał się chłopakowi, który zbierał się do wyznania prawdy.

- Chodzi o to, że Zi pokłócił się z Niallem.

- O co?

- Malik powiedział mu, że chcę z nim być, lubi go bardzo bla bla bla – loczek zachichotał słysząc ostatnie słowa – a później dodał, że nie zerwie z Perrie. I o to cały dramat.

- Och – westchnął smutno Harry – i co dalej?

- Nic, to koniec historii, i teraz plączą się jak dwa małe kociaki w zamkniętej klatce, nie wiedząc co zrobić.

- To smutne – powiedział cicho Styles, a w jego głosie brzmiał autentyczny żal – muszę porozmawiać z Niallem.

- Nie, nie możesz porozmawiać z Niallem, ponieważ niczego nie wiesz prawda? – szatyn spojrzał na niego i czekał na odpowiedź.

- Dobra, dobra, o niczym nie wiem – mruknął – ale mam nadzieję, że się pogodzą, jeżeli nie to z nimi porozmawiamy – zarządził pewnym siebie głosem.

- My? – zapytał zaskoczony Louis, w duchu ciesząc się, że chłopak chociaż raz powiedział tak jak gdyby coś ich łączyło.

- Oczywiście, że my, Niall posłucha mnie, a Zayn ciebie, a jeżeli nie to wykorzystamy twój urok osobisty.

- Ja nie mam uroku... - przerwał nagle, gdy usłyszał głośny śmiech loczka – żartowałeś prawda? Ty mały, złośliwy, chichoczący chochliku. Jesteś nieznośną paskudą – zaśmiał się widząc rozpromienionego loczka.

- A ty jesteś odmóżdżony – stwierdził Harry głośno się śmiejąc.

- Co to w ogóle za określenie, dzieciak z ciebie.

- Cieszę się, że powiedziałeś mi prawdę, będę miał na nich oko. Dziękuję – podniósł się delikatnie i nim Lou mógłby się chociaż ruszyć cmoknął go lekko w usta, po czym ponownie ułożył się na jego kolanach odwracając głowę w stronę telewizora.

Louis wpatrywał się w niego oniemiały i nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa. Nie wierzył, że to co się przed chwilką wydarzyło, miło miejsce naprawdę. Zaczął zastanawiać się czy można uznać to za ich pierwszy pocałunek, ale po chwilo dotarła do niego pewna myśl. Harry się wyprowadza, ucieka właśnie przed nim, a ten całus pewnie nic dla niego nie znaczył.

***

Pełne wolności dni mijały co raz szybciej i nim się spostrzegli kalendarz wskazywał dziewiętnastego lutego, czyli dzień gali BRIT. Od rana krzątali się pospiesznie po domu w radosnych nastrojach i nawet Niall i Zayn posyłali sobie delikatne uśmiechy z oddali, co Harry uznawał za naprawdę duży postęp w ich obecnych dość chłodnych relacjach. Jednak ich miny nieco zrzedły, gdy pojawiła się Lou i zaczęła układać ich włosy, a do niej dołączyła ich stylistka prezentując im stroje na ten wieczór. Jedynymi zadowolonymi byli Niall i Liam, którzy bez problemu, a nawet z lekkim zadowoleniem oglądali swoje ubrania, a później w kilka minut ubrali się i byli gotowi do wyjścia. Harry na początku kręcił nosem widząc koszulę, którą miał na siebie założyć, ale postanowił nie przejmować się i nie robić problemów. W końcu co go obchodzi w co będzie ubrany, to tylko ubrania nic ważnego. Wściekły Zayn wcisnął się w przygotowany strój, wyszedł z domu trzaskając drzwiami i skierował się do czekającego na nich samochodu. Jednak największym problemem był nie kto inny jak Louis, który po dostrzeżeniu butów, które miały znaleźć się na jego stopach, odmówił ich nałożenia. Co wywołało małą kłótnię, podczas której szatyn chwycił obuwie i rzucił nimi przez cały pokój nieomal trafiając Lou. Gdyby nie Styles, który zaczął interweniować wmawiając chłopakowi, że przecież nikt nie będzie zwracał uwagi na jego buty, i że i tak są ładne, Tomlinson zapewne odmówił by wyjścia z domu.

- Naprawdę nie są takie złe? – pytał cały czas, który spędzili w aucie jadąc na galę rozdania nagród.

- Oczywiście, że nie są – zapewniał go loczek, posyłając mu ciepły uśmiech.

- Może masz rację – mruczał do siebie Louis, przyglądając się swoim stopom.

- Zawsze mam – stwierdził Styles i szturchnął chłopaka łokciem, na co ten sapnął  zaskoczony.

***

Stwierdzenie, że gala była nudna byłoby kłamstwem, największe zamieszanie wywołał Harry, który spóźnił się i wbiegł jak szalony, gdy odbierali nagrodę. Louis wpatrywał się w niego zachwycony, ale też uspokojony. Gdy zauważył, że chłopaka nie ma, a oni właśnie musieli zjawić się na scenie, jego puls przyspieszył. Nie miał pojęcia gdzie zniknął loczek, szukał wzrokiem jego sylwetki, ale nigdzie go nie dostrzegał. Gdy po wszystkim okazało się, gdzie był zielonooki, nie mógł powstrzymać śmiechu. Tylko Harry przyznałby się publicznie, że był właśnie w toalecie, wywołując tym wybuch śmiechu wszystkich zgromadzonych na gali osób. Tomlinson patrzył z rozczuleniem na loczka, który chciał porozmawiać z każdą osobą, która go zagadywała, przystawał przy wszystkich stolikach, witał się ze znajomymi osobami, przedstawiał się tym, które chciały go poznać, był duszą towarzystwa. Śmiał się w duchu, gdy widział niezdarność chłopaka, kiedy potykał się o własne nogi zmierzając w kierunku ich stolika z promiennym uśmiechem na twarzy. Przysiadł na miejscu obok Lou i upił łyk wody ze swojej szklanki.

- Jak się bawisz? – zapytał Harry'ego, który po raz pierwszy tego wieczora postanowił odsapnąć na moment.

- Dobrze, ale jestem już zmęczony, trochę za dużo wrażeń jak na jedną noc, tak myślę – odparł cicho loczek, przysuwając się do szatyna.

- Dlaczego mówisz tak cicho?

- Ponieważ nie chcę być niegrzeczny i narzekać, po co ktoś ma to usłyszeć i powiedzieć wszystkim, że jestem marudą – wyjaśnił szeptem – a ty jak się bawisz?

- W porządku, ale trochę mi się nudzi, Zayn i Niall, gdzieś zniknęli, wydaje mi się, że poszli porozmawiać.

- Chyba czas najwyższy, ile można tak milczeć i patrzyć na siebie z daleka – zachichotał Styles i rozejrzał się po sali, gdzie zauważył tańczących Liama i Sophie.

- A gdzie masz Gemme? – zapytał nie widząc nigdzie siostry chłopaka, która również pojawiła się na gali.

- Pojechała gdzieś z Lou, nie chciały zostać na After Party.

- Martwiłem się, gdy nie było cię podczas odbierania nagrody – zauważył szatyn pochylając się w stronę Harry'ego, by ten mógł usłyszeć jego cichy głos.

- Och... nie musiałeś, ja naprawdę byłem tylko w toalecie. Nawet nie wiesz jak musiałem pędzić, gdy usłyszałem, że dostaliśmy nagrodę, narobiłem nam wstydu.

- Niee, było zabawnie – zaśmiał się chłopak, a na policzkach bruneta pojawiły się rumieńce.

- Jasne, bardzo zabawnie, kompromitacja roku.

- Daj spokój, rok się dopiero zaczął, jeszcze zdążysz odstawić gorsze wpadki – pocieszył go nieudolnie – i jak dla mnie byłeś uroczy i pewnie nasze fanki pomyślą tak samo, więc nie ma się czym przejmować.

- Pewnie masz rację.

- Zawsze mam – powiedział Tomlinson, a Harry uderzył go lekko w ramię.

- Hej, to moja kwestia, nie waż się jej używać przeciwko mnie – oburzenie i rozbawienie malowały się na jego twarzy.

- Dobra, dobra – zgodził się i podparł głowę na ręce, głośno wzdychając.

- Co ty na to, żeby już stąd zniknąć? – zapytał Harry obserwując znudzoną twarz Louisa i jego lekko przymknięte powieki.

- Chcesz już iść? Bo jeżeli o mnie chodzi to jestem za – powiedział radośnie od razu się rozbudzając.

- Wolałbym posiedzieć w domu, i tak już przywitałem się z wszystkimi, więc nic tu po mnie – podniósł się z miejsca i patrzył wyczekująco na błękitnookiego, który zrobił to samo. Wyszli razem i wsiedli do samochodu, powoli kierując się do domu.

***

Podszedł do odtwarzacza, gdy tylko zdjął z siebie niewygodne buty i płaszcz, włączając spokojną melodię, która wypełniła salon. Podszedł do loczka, który zdążył już zrzucić z siebie marynarkę i rozpiąć kilka guzików niewygodnej koszuli, wyciągnął w jego stronę dłoń, na którą loczek spojrzał zdezorientowany.

- Mogę prosić o taniec? – zapytał, poważnie patrząc na chłopaka.

- Żartujesz sobie?

- Nie, mówię poważnie, chciałbym z tobą zatańczyć, na after party nie mogliśmy sobie na to pozwolić, ale teraz nic nie stoi na przeszkodzie.

- To głupie – powiedział tylko Harry.

- Co jest głupie?

- No to, że chcesz ze mną zatańczyć, to dziwne i nie rozumiem dlaczego.

- Przestań zastanawiać się dlaczego, po prostu ze mną zatańcz – poprosił patrząc na niego z nadzieją w błękitnych tęczówkach.

- Jesteś idiotą Lou – odparł loczek, ale zgodził się i już po chwili ruszali się w rytm piosenki wydobywającej się z głośników. Kręcili się powoli po salonie, zatopieni we własnych myślach, gdy nagle Lou podniósł swój wzrok i napotkał spojrzenie Harry'ego. Zupełnie niespodziewanie z ust Tomlinsona uciekły słowa, których ten nie zdążył powstrzymać.

- Kocham cię Harry.

Loczek zatrzymał się wpatrując w szatyna dużymi oczami.

- Coś ty powiedział? – zapytał odsuwając się od Louisa. Szatyn nie był zaskoczony reakcją chłopaka, nie dziwił mu się, ale to nie powstrzymało go przed zbliżeniem się do niego o krok i złapaniem jego dłoni.

- Kocham cię Harry. Wiem, że zachowywałem się jak palant i raniłem na każdym kroku, zbyt późno uświadomiłem sobie ile dla mnie znaczysz Harry...

- Przestań  – przerwał mu i chciał wyrwać swoje dłonie, lecz nie udało mu się przez wzmocniony uścisk Tomlinsona. – wydaje mi się, że pójdę już sobie, jestem zmęczony idę spać. Puść mnie Louis – powiedział ostrym głosem.

Nie mógł na to pozwolić po prostu nie mógł, ale loczek wyrwał się i szybkim krokiem skierował na schody. Nie wiele myśląc pobiegł za nim, mimo, że Harry chciał zamknąć drzwi od swojej sypialni, zdążył wejść do środka. Myśl o tym, że tak bardzo kocha Harry'ego uderzyła w niego po raz kolejny. Styles był dla niego idealny, kochał w nim wszystko zaczynając od jego szczupłych nóg, rozczochranych ciemnych włosów, błyszczących, pięknych, zielonych oczu, kończąc na dołeczkach w policzkach, dziwnych tatuażach i mało śmiesznych żartach Stylesa.

- Idź stąd Lou, wyjdź z mojego pokoju w tej chwili.

- Nie, chcę z tobą pogadać, pozwól mi na to.

- Nie chcę rozmawiać, daj mi spokój proszę cię – Harry popchnął go lekko w stronę drzwi.

- Błagam cię Hazz, próbuję powiedzieć jak mocno cię kocham. Wiem, że mi nie wierzysz i rozumiem to, ale zakochałem się w tobie jak wariat, sam tego nie rozumiem. Nie jestem gejem, ale ty... ty jesteś wszystkim czego chcę, jesteś jedyną osobą którą pragnę mieć u swego boku – Lou mówił, ciągle wpatrując się w oczy chłopaka.

- Zamknij się słyszysz? Zamknij się, nie masz prawa mówić takich rzeczy. Stoisz sobie tutaj i wygłaszasz te bzdury, myśląc, że ci uwierzę. Wydaje mi się, że już wystarczająco długo się mną bawiłeś, nawet sobie nie wyobrażasz jak się czułem. Miałeś to gdzieś, byłeś wielkim Louisem Tomlinsonem, który przespał się raz z małym, głupiutkim Harrym, który był zakochany do szaleństwa w swoim przyjacielu. – w oczach loczka pojawiły się łzy, które spłynęły po jego policzkach.

- Harry pozwól mi...

- Przymknij się! – krzyknął Styles – myślisz, że o wszystkim zapomniałem? Dla ciebie to było tylko pieprzenie się, a dla mnie jedna z najwspanialszych chwil do momentu, gdy dowiedziałem się, że ty masz mnie gdzieś. Byłeś moim najlepszych przyjacielem, moją miłością i od tak zniszczyłeś to wszystko. – Nie ukrywał swojego płaczu, jego ciało drżało od szlochu – zabiłeś cząstkę mojej duszy, zniszczyłeś mnie, gdy straciłem dzieci nie byłem w stanie zrobić niczego, nie chciałem jeść, spać, żyć. Cały czas cię kochałem, każdego dnia, a ty bawiłeś się w najlepsze za ścianą z Eleanor, nie myśląc o tym, że słyszę wasz śmiech. I co teraz chcesz sobie pogadać? O czym Lou? O czym? – cieszył się, że są w domu sami, nie chciał, by ktokolwiek usłyszał ich kłótnię.

- Harry, zrozum mnie, na początku nie rozumiałem tego wszystkiego co czuję, zrozumiałem to tak późno, za późno. Nienawidziłem, gdy wychodziłeś z Nickiem, byłem o niego zazdrosny, ale nie rozumiałem dlaczego. Byłem zagubiony, i nawet nie mogłem z tobą porozmawiać, a cholernie tęskniłem. – Louis podszedł bliżej i chwycił dłoń Harry'ego w swoją, po jego policzkach spływały słone łzy.

- Mogłeś mi powiedzieć, każdego dnia, siedziałem tutaj sam i chciałem tylko ciebie – wyjąkał Harry, ich oczy spotkały się w spojrzeniu pełnym bólu i miłości.

- Przepraszam Hazz, byłem tchórzem, jestem tchórzem – Louis stanął jeszcze bliżej niego i delikatnie pogłaskał jego policzek swoją dłonią – gdy powiedziałeś, że się wyprowadzasz myślałem, że umrę, naprawdę tęskniłem za tobą tak bardzo, a ty chciałeś się jeszcze wyprowadzić. – zaskoczony spostrzegł, że zielonooki wtula się w jego dłoń i uważnie słucha jego słów – gdybym mógł cofnąć czas, zmieniłbym wszystko, zostałbym tamtej nocy z tobą, byłbym razem z tobą i naszymi dziećmi – zsunął dłoń na jego szyję, zjechał nią na ramiona. Harry westchnął cicho i przymknął oczy.

- Chciałem byś był obok mnie – wyszeptał smutnym głosem młodszy.

- Ja też chciałem być przy tobie – chwycił jego twarz w obie dłonie.

- Jeśli mówisz to tylko po to aby mnie wykorzystać...

- Nie potrafiłbym – Louis musnął ustami jego policzek – nie skrzywdzę cię – podniósł ich splecione dłonie całując knykcie Harry'ego.

Młodszy  przyglądał się chłopakowi przez dłuższą chwilę odbywając wewnętrzna walkę. Wiedział, że nie może ufać Louisowi, ale gdy mówił te wszystkie rzeczy, które brzmiały tak prawdziwie i te oczy, spojrzenie pełne szczerości i obietnic, że nie żartuje, że jego słowa to prawda. Westchnął cicho, bo cholera chciał Louisa, ale bał się tego uczucia.

- Nigdy sobie nie wybaczę, że tak cię skrzywdziłem, nigdy. Jesteś moim maleństwem, jesteś delikatny, kochany, nie zraniłbyś nikogo, jesteś taki kruchy, a ja cię niszczyłem – łzy ponownie płynęły z oczu Harry'ego – m-mogę... mogę cię pocałować? – zapytał niepewnie jąkając się. Loczek skinął głową, pełen lęku i obaw. Przyciągnął go bliżej i musnął usta Stylesa, który zaszlochał cicho i objął go mocno - Kocham cię Harry, kocham cię, kocham – szeptał, całując chłopaka, delikatnie wplatając swoje dłonie w jego loki.

Harry początkowo nie mógł uwierzyć w to co robi Louis. Chłopak był trzeźwy, wyznał mu miłość i całował go. Po chwili jednak, czując język szatyna na swoich wargach, otrząsnął się z szoku i oddał pieszczotę, łzy spływały po ich policzkach łącząc się w jedno. Nagle poczuł, że jest w górze i zaskoczony oderwał się od ust szatyna.

- Lou... Co ty robisz? – zapytał  łapiąc mocniej chłopaka aby nie upaść – to nie jest dobry pomysł – chciał się wydostać z objęć Tomlinsona, lecz ten nie pozwolił mu na to, przyciskając mocniej jego ciało do siebie, składając pocałunek na odkrytej szyi.

- Kocham cię Harry, kocham cię tak bardzo mocno – zielonooki wpatrywał się w niego załzawionymi oczami, jego warga drżała od powstrzymywanego szlochu. Louis położył młodszego na pościeli i rozpinając jego koszulę, cały czas składał pocałunki na jego ciele. – Jesteś taki piękny – szepnął wpatrując się w twarz Harry'ego, na której odbijały się wszystkie uczucia. Całowali się powoli, odkrywając swoje ciało na nowo, niespiesznie dotykając się nawzajem.

- Lou – Styles odsunął od siebie delikatnie chłopaka i zerknął na niego poważnie – nie skrzywdzisz mnie już prawda? Powiedz, że mnie nie skrzywdzisz – pojedyncza łza spłynęła po jego policzku, na którym po chwili szatyn złożył delikatny, ledwie odczuwalny pocałunek.

- Już nigdy nie będziesz przeze mnie płakał, obiecuję. Kocham cię Harry.

- Już to mówiłeś – posłał w jego stronę nieśmiały uśmiech.

- I będę powtarzał każdego dnia – Louis pochylił się i ponownie ich usta spotkały się w pocałunku.

Kochali się powoli, obdarowując czułością i miłością. Szatyn składał na ciele Harry'ego delikatne pocałunki, szeptając wyznania miłości. Ciemność panującą w pokoju młodszego rozświetlała jedynie poświata księżyca, dodając nastroju zbliżeniu dwóch ciał, które w końcu odnalazły drogę do siebie. Ich łzy łączyły się ze sobą, tak jak ich ciała i wydawało się, że nie ma nic co mogłoby rozdzielić ich w tej chwili.

***

Harry budził się powoli, rozkoszując się ciepłem i miękkością pościeli, która otulała jego nagie ciało. Westchnął czując się tak błogo i spokojnie jak nigdy. Podniósł powieki i rozejrzał po swoim pokoju, uśmiech zagościł na jego twarzy na myśl o poprzedniej nocy, obrócił twarz, by napotkać wzrokiem śpiącego Louisa, ale druga połowa jego łóżka była pusta. Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy, a cała radość wyparowała. Wydarzenia sprzed sześciu miesięcy stanęły mu przed oczami, wtedy też Lou zostawił go samego po wspólnej nocy. Zakrył twarz dłońmi, a słona ciecz mimowolnie wydostała się spod powiek. Jego ledwo co posklejane serce po raz kolejny roztrzaskało się na drobne kawałki.

- Boże... Jak mogłem mu zaufać... Po raz kolejny mnie zostawił – szlochał w swoje dłonie, nie słysząc, gdy ktoś wszedł do pokoju.

Louis gdy tylko znalazł się w sypialni, dostrzegł płaczącego chłopaka, podszedł do niego szybko i siadając obok przyciągnął go do siebie obejmując mocno.

- Boże Hazz... kochanie co się dzieje?

Loczek wyrwał się z jego uścisku i stanął na równe nogi. Nakładając na siebie bokserki, unikał wzroku szatyna, ale wściekłość i ból malowały się na jego twarzy.

- Nie nazywaj mnie tak! Jak ty możesz na siebie patrzeć?! Dobrze ci było?! Znów nabrałeś naiwnego Harry'ego, zabawiłeś się i porzuciłeś jak szmatę, uciekając! Po co kłamałeś mówiąc że mnie kochasz co?! Po co skoro znów się zabawiłeś, i zostawiłeś jak tanią dziwkę?! – Harry krzyczał nie panując nad emocjami, a z jego oczu płynęły łzy. Był zły na siebie, bo uległ Louisowi, a dobrze wiedział, że ten tylko go skrzywdzi.

- Co? O mój Boże, Hazz ja... ja chciałem tylko zrobić śniadanie – Harry usłyszał cichy głos starszego chłopaka i zamarł na chwilę.

Louis spuścił wzrok na swoje palce, znów spieprzył, wiedział to, ale chciał tylko zrobić loczkowi śniadanie do łóżka. Chciał być romantyczny, pokazać mu, że to nie są żarty, że naprawdę mu zależy.

- Co?

- Gdy się obudziłem, ty ciągle smacznie spałeś, wyglądałeś wtedy tak uroczo, jak śpiący kotek, nie miałem serca cię budzić, tylko że nie mogłem już zasnąć, dlatego wyszedłem z łóżka i zrobiłem śniadanie, pomyślałem że kiedy wstaniesz to będziesz głodny – wskazał palcem na tacę, którą odłożył na stolik, gdy wszedł do pokoju – nie sądziłem, że to coś złego, przepraszam Harry, ja naprawdę się tobą nie bawię, kocham cię i zawsze będę. Gdy wróciłem ty płakałeś, nie wiedziałem co się stało, i mnie odtrąciłeś, mówiłeś te wszystkie rzeczy które są bzdurą, ja naprawdę cię kocham i nie zamierzam więcej ranić. Przepraszam.

- N- Naprawdę? Nie żartujesz sobie ze mnie?

- Nigdy – odpowiedział mu z całą pewnością, podchodząc do niego i łapiąc jego twarz w swoje dłonie – chociaż może...

- Louis – pisnął Harry.

- Żartowałem mały – odparł i musnął wargami usta loczka – zjedz śniadanie dobrze?

- Niczego nie spaliłeś? – zapytał siadając na łóżku i biorąc od Lou tacę z jedzeniem.

- Bardzo śmieszne, a teraz jedz – uśmiechnął się do młodszego – smacznego skarbie.

Harry uśmiechnął się jeszcze szerzej wkładając pierwszy kęs do buzi. Jadł od czasu do czasu zerkając na chłopaka i zastanawiał się czy to co się teraz dzieje ma naprawdę miejsce. Może Lou naprawdę zależy? Pomyślał zerkając na Louisa, który wpatrywał się w niego jak w najpiękniejszy obrazek popijają cytrynową herbatę ze swojego niebieskiego kubka. Jednak nagle te przyjemne myśli zostały przerwane przez wspomnienia.

- Idziesz już? – spytał z żalem, obserwując poczynania przyjaciela

- Tak, muszę lecieć, ale seks był świetny Harry. Gdybym wiedział, że to jest tak dobre, nie używałbym ręki gdy jestem bez El – zaśmiał się zapinając spodnie.

Spojrzał na Tomlinsona, który podkradał mu jedzenie z talerza, uśmiechając się przy tym niewinnie.

- Lou śmierdzisz – powiedział patrząc na chłopaka.

- Słucham?

- Śmierdzisz Louis idź się wykąp albo weź długi prysznic i zmyj z siebie ten smród.

- Żartujesz sobie ze mnie? Przecież właśnie się kąpałem debilu – warknął szatyn patrząc na resztę przyjaciół którzy stali i obserwowali loczka w szoku.

- To wymyj się jeszcze raz Lou, naprawdę... naprawdę śmierdzisz, nie lubię tego zapachu... - Harry tupnął nogą patrząc na starszego chłopaka.

Zachichotał na to wspomnienie, a szatyn posłał mu zdziwione spojrzenie i podał mu kubek z sokiem pomarańczowym.

- Lou ja jestem w ciąży – wyszeptał Harry patrząc na swoje dłonie, które nadal trzymały koszulkę chłopaka.

Pamiętał ten dzień tak dobrze, te słowa tkwiły w jego pamięci niczym drzazgi i Harry wiedział, że nigdy się ich nie pozbędzie.

- Przepraszam, że co? Chyba coś Ci się pomyliło dzieciaku, przespaliśmy się jeden pieprzony raz i niby co? Chcesz mnie wrobić w dzieciaka, bo sam jesteś jakimś potworem, wybrykiem natury. Ja pierdolę Hazz chyba nie sądzisz, że w to uwierzę, że „to coś" jest niby moje.

Słowa, które raniły go coraz bardziej.

– Jesteś jakimś pedałem, ciotą, która pieprzy się z facetami! Chciałeś mnie przelecieć i pewnie byłem na jakiejś twojej pedalskiej liście!

- Słuchasz mnie Hazz? Właśnie opowiadałem o tym, że Zayn i Niall normalnie rozmawiali dziś w kuchni, gdy wchodziłem by zrobić nam śniadanie.

- Pewnie, że cię słucham, to świetnie – udawał, że nadal przysłuchuje się opowieściom chłopaka, ale myślami był daleko stąd.

- Mam nadzieję, że nie jesteś zarażony żadnym gównem, które przenoszą cioty bo wtedy chyba Cię zabiję i nie będzie mnie obchodziło, czy nosisz w sobie jakiegoś potwora czy też nie.

Pamiętał krzyk Louisa, trzaśnięcie drzwi, łzy spływające po policzkach i ból złamanego serca.

- Weź siebie i ten swój pedalski tyłek z mojego pokoju. Chcesz sobie rodzić „to coś" to proszę bardzo, ale mnie do tego nie mieszaj. Nie chcę mieć nic wspólnego z Tobą i „tym czymś". Najlepiej po prostu nie patrz na mnie, nie odzywaj się i udawaj, że się nie znamy. Trzymaj się z daleka a teraz wypierdalaj z mojego pokoju bo nie mogę na Ciebie patrzeć!

Teraz obok niego siedział kochany i czuły mężczyzna, ale Harry nie mógł zapomnieć o tamtym, pełnym nienawiści i złości, homofobicznym facecie, który poniżał go na każdym kroku.

- Nie chcesz aby się dowiedzieli, jakim potworem jesteś? Chłopak w ciąży, widział ktoś taki wybryk natury – zaśmiał się Louis.

Poczuł całusa na swoim policzku i zaskoczony zerknął na Louisa, który lekko się rumieniąc spuścił wzrok na swoje dłonie.

- Jesteście wszyscy popierdoleni. Zachowujecie się tak jakby to coś – wskazał palcem Stylesa – było normalne. A przypomnę wam, że nie jest nawet w najmniejszym stopniu. W dodatku dziwię się, że Niall nie boi się go obejmować. Uważaj Ni bo pedał się jeszcze w tobie zakocha.

- I co smakuję ci? – zapytał błękitnooki z nadzieją wpatrując  się w niego z oczekiwaniem – no powiedz coś – poprosił niecierpliwie.

- Jest pyszne.

- Serio? Naprawdę się starałem, w końcu to pierwsze śniadanie do łóżka, które dla ciebie przyrządziłem. Chciałem, żebyś dobrze je wspominał.

- Hej Li, nie boisz się tak przytulać? – zaczął Tomlinson.

- Niby czego mam się bać?

- Że ta ciota się na Ciebie rzuci – wyjaśnił Tommo.

Chciał być z Tomlinsonem, móc cieszyć się każdym dniem z nim, ale wiedział, że nie może pozwolić na to by szatyn stał się całym jego światem, musiał radzić sobie bez niego. Tak będzie lepiej dla wszystkich, a szczególnie dla niego i jego serca.

- Nigdy więcej nie waż się kończyć moich solówek słyszysz? – potrząsnął nim mocno wbijając paznokcie w jego delikatną skórę.

- Ale Lou...

- Nie mów do mnie Lou.

- Chciałem tylko pomóc – spuścił wzrok na swoje buty.

- Myślałem, że zwymiotuję gdy gapiłeś się na mnie tym pedalskim wzrokiem. Ogarnij się cioto bo następnym razem nie będę tak miły.

- Śniadanie było pyszne, ale teraz muszę się już zbierać – wstał z łóżka i zaczął nakładać na siebie ubrania, udając, że nie widzi spojrzenia Louisa.

- Ale, gdzie ty idziesz? Myślałem, że poleżymy sobie i się poprzytulamy, przecież mamy jeszcze wolne.

- Czyli wszystkie nasze problemy się, skończyły tak? Będziemy mieli spokojną, kolejną trasę, żadnego ukrywania tego, potwornego bachora, to jakiś cud, naprawdę, nareszcie jakaś dobra wiadomość. Managerowie  muszą się cieszyć, miałem przyjechać wcześniej ponieważ robimy imprezę z tej okazji? Jedno głupie poronienie i kłopoty minęły, zobaczcie tak mało było trzeba i dziecka nie ma.

- Umm... przykro mi Lou, naprawdę chciałbym, ale zaplanowałem sobie dziś oglądanie mojego nowego domu i nie chcę tego przekładać. Im prędzej go sobie obejrzę tym szybciej będę mógł się wyprowadzić.

- A-ale... ale ja myślałem, że ty jednak teraz... że w tej sytuacji... kiedy my... kiedy my... no wiesz – mówił bezradnie Louis, a serce Harry'ego pękało na ten widok, bo naprawdę jedyne czego chciał to zostać z chłopakiem i spędzić z nim leniwy poranek skradając sobie czułe całusy, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Musiał podjąć dojrzałą decyzję dla dobra siebie i Louisa. I przyszłości, która na nich czekała.

- Twoim zdaniem, to że poroniłem to nic poważnego tak? – odezwał się ignorując pozostałe osoby. Skupił się tylko na Tomlinsonie.

- Chyba mi się nie dziwisz, że tak powiedziałem, ten bachor był problemem dla całego zespołu, dla Ciebie zresztą też, zacząłeś wyglądać jak mały słoń, fanki by coś zauważyły, to cud, że ten dzieciak umarł.

- Kupiłem już ten dom Lou, a teraz wybacz, ale muszę już iść – skierował się do drzwi, ale zatrzymał go głos chłopaka.

- Harry...

- Słucham Louis?

- Do zobaczenie później tak? – nadzieja i strach w głosie Tomlinsona sprawiły, że obrócił się w jego stronę. Dostrzegł błękitne tęczówki delikatnie zaszklone od łez, które z lękiem czekały na jego reakcję.

- Tak, Louis do zobaczenia.

***

Harry stał przed drzwiami dużego domu i niepewnie obracał w dłoniach klucz. Zdecydował się wejść do środka, znalazł się w przestronnym, jasnym korytarzu, rozejrzał się dookoła, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, przeszedł dalej do przytulnie urządzonego salonu. Od razu pokochał to miejsce, wyobrażał sobie leniwe, wolne od koncertów dni, gdy leży na sofie, a w kominku płonie ogień. Podszedł szybko do ogromnego okna wychodzącego na taras i ogród. Wyszedł na zewnątrz i ogarnął wzrokiem widok przed nim, może tego zimowego dnia nie było tu pięknie, ale widział oczyma wyobraźni jak trawa zieleni się, a kwiaty rozkwitają mieniąc się w słońcu szeregiem różnobarwnych odcieni. Wyobrażał sobie pikniki na trawie, wylegiwanie się w słońcu, to wszystko było tak przyjemne, że nie sposób było się nie uśmiechnąć. Przerażało go tylko jedno, w każdej z wyobrażonych scen widział Louisa, ten ogród był taki duży, że chłopak mógłby grać tutaj w piłkę nożną. Kupił ten dom, by uciec od Tomlinsona, by odizolować się od niego chociaż w jakimś stopniu. Musiał to zrobić, ponieważ to co się działo między nimi zaczynało przekraczać granicę, które postanowił sobie postawić. Louis wyznał mu miłość, tej nocy powtarzał to tyle razy, że Harry zaczął w to wierzyć, ale dostrzegł smutny wzrok chłopaka, gdy ani razu nie powiedział, że też go kocha. Louis tego nie rozumiał, nie wiedział jak mocno wypowiedziane przez niego Kocham Cię wzruszyło Harry'ego, jak niszczyło jego barierę ochronną, jak bał się odrzucenia i ponownego zranienia. Pamiętał każde słowo Louisa, które powoli go niszczyło. Po tym wszystkim nie był już tym samym Harrym, zmienił się wiedział, że nie potrzebuje już Louisa czy też kogoś innego by czuć się kochanym i wartościowym. Stał się silny i chociaż były dni, kiedy chciał zwinąć się w kłębek i szlochać to wiedział, że sobie poradzi, a jeżeli nie to miał swoich przyjaciół, miał Nialla, który był jego strażnikiem i obrońcą i może, ale tylko może miał Louisa, chłopaka, który zburzył jego świat, ale z czasem jeżeli dobrze pójdzie może to właśnie Louisowi uda się go odbudować.

Czasami coś się w nas rodzi i pozostaje z nami na zawsze. Czasami coś w nas umiera by już nigdy nie zmartwychwstać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top