Rozdział piąty
Październik 2014
Chłopcy wysiedli z samochodu, który podjechał pod arenę na której miał się odbyć dzisiejszy koncert. Niall wyskoczył z niego w podskokach i trzymając piłkę pod pachą, ruszył w stronę pustego placu. Po chwili dołączył do niego Louis. Za nimi wolnym krokiem dreptała pozostała trójka, która nie miała tyle energii co dwójka ich przyjaciół, biegających za piłką. Po drodze musieli zatrzymać się dwa razy z powodu mdłości Harry'ego, czego nie omieszkał skomentować Louis, głośno wyrażając swoje zdanie na temat loczka. Atmosfera w zespole od kilku dni nie należała do najlepszych i Harry doskonale zdawał sobie sprawę, że to jego wina. Miał wyrzuty sumienia patrząc, jak wszyscy zmieniają swoje plany dla niego. Jego samopoczucie z dnia na dzień stawało się coraz gorsze, a czekały go koncerty w Australii na których musiał dać z siebie wszystko. Nie mógł zawieść fanów.
- Chodźcie piłkarzyki – zawołał do przyjaciół Zayn, przywołując ich machnięciem ręki.
- Co się tak spieszysz Malik? - zapytał Lou przewracając oczami na słowa kumpla – i tak nie czeka tam na ciebie żadna tajemnicza nieznajoma. Chyba, że przyjechała Perrie i nic nam nie powiedziałeś.
Zayn zerknął na Nialla, którego uśmiech lekko przygasł. Wiedział, że blondyn nie przepadał za jego dziewczyną.
- Czyli zgadłem? – Z transu wyrwał go głos Louisa – zapowiada się przyjemny wieczór – dodał szatyn, poruszając brwiami w charakterystyczny sposób.
- Daj spokój ok? – odparł Zayn mając dość głupiej gadki Tomlinsona. – Nikogo tu nie ma i niech w końcu dotrze do twojego pustego łba, że ja z nią chodzę pod publikę, dla prasy kretynie, a nie naprawdę, a teraz zabieraj swój tyłek do środka. – Powiedział brunet i nie patrząc na zaskoczonego tym wybuchem Nialla i nadal pewnego siebie Louisa wszedł do środka, kierując się wprost na arenę.
Harry spojrzał na swoich przyjaciół, którzy z radością rozglądali się po pomieszczeniu. Cieszył się widząc uśmiechy na ich twarzach, miał dość wiecznie zmartwionych spojrzeń. Wystarczyło mu, że po zebraniu zarządu na którym się nie pojawił, wrócili wściekli i próbowali to przed nim ukryć. Nie miał pojęcia co się tam wydarzyło, ale Niall nigdy na tak długi czas nie zamykał się w swoim pokoju, izolując się od wszystkich. Nawet od Zayna, który próbował z nim porozmawiać i stał pod jego drzwiami dobijając się do nich. Styles naprawdę miał nadzieję, że teraz gdy powrócili na trasę wszystko wróci do normy i będzie tak jak dawniej, a przynajmniej podobnie. Rozejrzał się dookoła, zauważając jak ogromne jest to miejsce. Jak zwykle sprzedali wszystkie bilety i na widowni zasiądzie komplet osób. Normalnie byłby tym podekscytowany, niestety teraz nie miał na nic siły, a już szczególnie na koncert przed tysiącami osób.
Skierował się do garderoby i opadł na jedno z krzeseł ustawionych naprzeciwko lustra. Przyjrzał się swojemu odbiciu. Wpatrywał się w niego zmęczony chłopak z podkrążonymi oczami i bladą skórą. Jeśli fani nie dostrzegą, że coś jest nie tak, to naprawdę będą ślepi. Usłyszał hałas dochodzący z zewnątrz i po chwili do środki wparowała reszta osób.
- Jak się czujesz Harry? – Niall przysiadł obok loczka i zmartwiony wpatrywał się
w przyjaciela.
- Dobrze, przecież nie jestem chory, nie przejmuj się tak. Nic mi nie jest, naprawdę. – Tłumaczył widząc spojrzenie Irlandczyka, który mu nie dowierzał.
- Gdybyś źle się poczuł to przyjdziesz mi powiedzieć tak?
- Tak.
- Albo gdyby coś było z fasolką?
- Tak Niall – przytaknął zniecierpliwiony loczek.
- Jeżeli będziesz głodny czy coś to...
- To powiem o tym tobie! – Przerwał blondynowi ze złością w głosie.
- Dobrze, ale pamiętaj.
- Zayn możesz tu przyjść i zająć się Niallem, bo zaraz mu przywalę – krzyknął Harry, szukając Malika wzrokiem. Miał dość tak marudzącego Horana, chciał trochę spokoju, a nie sto pytań od Horana.
- Ja się tylko troszczę... o ciebie i fasolkę... nie denerwuj się, nie możesz w swoim stanie... - wyjąkał czerwony na twarzy blondyn.
- Chodź tu tatuśku chrzestny i nie męcz tak Harry'ego, bo obawiam się, że on aktualnie jest w stanie czymś w ciebie rzucić. – Zayn podszedł do nich i otoczył blondyna swoim ramieniem w pasie, lekko go do siebie przyciągając.
- Ale ja się tylko martwię o...
- Tak wiem, martwisz się o fasolkę i Harry'ego, ale daj im trochę swobody i odpoczynku. Wydaje mi się, że Harry wie najlepiej z nas wszystkich jak czuje się fasolka. Chodź mały – pociągnął chłopaka w swoją stronę z dala od Stylesa.
- Dobrze. Ale Hazz gdyby coś...
- To będziesz pierwszym, którego zawołam, a teraz spadaj i nie rozmawiajmy tu o fasolce, bo jeszcze ktoś usłyszy. – Styles poklepał przyjaciela po plecach i popchnął dając mu znak, że ma sobie iść.
- A co, nie chcesz aby się dowiedzieli, jakim potworem jesteś? Chłopak w ciąży, widział ktoś taki wybryk natury? – zaśmiał się Louis, najwyraźniej bardzo zadowolony ze swojego żartu.
- Lepiej stąd wyjdź, bo rozszarpię cię na strzępy – wypalił Niall, podchodząc do Tomlinsona zaciskając dłonie w pięści. Został zatrzymany przez rękę otaczającą jego ramię.
- Przestań, nie warto.
- Zayn ma rację – Niall usłyszał cichy głos Harry'ego, który odważył się wtrącić do kłótni.
- Hazz, ale on cię obraża na każdym kroku i... dzidziusia też.
- Jeżeli chce to niech to robi – Harry wzruszył ramionami, próbując tym gestem pokazać, że to wcale go nie rusza, chodź jego serce krwawiło za każdym razem, gdy Lou otwierał swoje usta w jego kierunku.
- Spróbuj jeszcze raz go obrazić w moim towarzystwie, a pożałujesz każdego wypowiedzianego słowa – powiedział Niall ostrzegawczym tonem w stronę Tomlinsona, który jak zawsze był bardziej zainteresowany swoim telefonem niż tym co działo się wokoło niego.
- To groźba blondi? – zapytał z drwiną najstarszy.
- Tylko ostrzeżenie Tomlinson, pilnuj swojej niewyparzonej gęby. – Po tych słowach zakrył usta dłonią i podszedł do Harry'ego, klęknął przy nim i powiedział do brzucha – przepraszam fasolko, wujek już nie będzie tak brzydko mówił, przepraszam.
- Jesteś takim pieprzonym bachorem Niall – powiedział Louis patrząc na scenę rozgrywającącą się przed nim. Niall nie podnosząc się z kolan odwrócił się w jego stronę.
- Wyjdź stad, nie mogę cię już słuchać.
- I tak miałem iść pod prysznic, na razie dzieciaki.
Harry przymknął powieki i oparł się wygodnie, kładąc swoje duże dłonie na brzuchu. Może mu się wydawało albo wmówił to sobie, ale zaczynał czuć zaokrąglenie pod koszulką. Delikatne i ledwo wyczuwalne, ale było. Pogłaskał delikatnie brzuszek zastanawiając się jak to będzie, gdy poczuje pierwszy ruch i kopnięcie maleństwa. Uśmiech pojawił się na jego twarzy na samą myśl o tym wydarzeniu.
***
W garderobie na kanapie Zayn i Niall obserwowali z daleka zachowanie Loczka. Blondyn z błyszczącymi z ekscytacji oczami i szerokim uśmiechem wpatrywał się w każdy ruch dłoni przyjaciela.
- Zayn?
- Hmmm...
- Myślisz, że Harry sobie poradzi?
- Wydaje mi się, że z naszej piątki to właśnie Harry jest tym, który najlepiej radzi sobie z dziwnymi sytuacjami. Da radę, jestem tego pewien.
- Pomożemy mu prawda? – Irlandczyk oparł głowę o oparcie, nadal przyglądając się poczynaniom przyjaciela.
- Oczywiście, że tak. We wszystkim, oprócz przewijania. Od tego będę trzymał się z daleka – zaśmiał się widząc zszokowaną minę Horana.
- O tym nie pomyślałem, chyba muszę zadzwonić do brata i popytać co i jak w tych sprawach.
- Uważaj bo jeszcze pomyśli, że będziesz ojcem – ostrzegłZayn, klepiąc go delikatnie po dłoni, po chwili podnosząc się z kanapy.
- Ojcem chrzestnym! – Zawołał za nim Niall, śmiejąc się z samego siebie.
Liam, który do tej pory stał w kącie i przyglądał się przyjaciołom, odchrząknął zwracając na siebie uwagę.
- Harry czujesz się dobrze?
- Tak, jest ok.
- Dobrze, więc proszę was przygotujmy się do tego koncertu, który jest za godzinę, bo jesteśmy w rozsypce – powiedział szatyn z błaganiem w głosie.
Cała trójka, która pozostała w pokoju wybuchnęła śmiechem, widząc wyraz twarzy Liama na której malowało się zmartwienie i determinacja.
- Nie śmiejcie się tylko ruszcie wreszcie swoje cztery litery głupki.
- Liam słownictwo – krzyknął Niall, który chyba zapomniał, że to on klnie, jak szewc i zazwyczaj wszyscy strofowali właśnie jego, by czasem nie powiedział za dużo w obecności fanów.
- Przestań w końcu świrować, bo zaczynam się czuć jakbyś to ty był w ciąży, a nie ja. – Zaśmiał się Harry wstając z krzesła. – Idę się przebrać i Lou musi zrobić coś z moimi lokami – mruknął, przeczesując swoje włosy palcami.
- Idę z tobą, a wy... – Liam zwrócił się do Nialla i Zayna – macie być gotowi jak wrócę, bo jeśli nie to wyjdziecie na scenę w tym co aktualnie macie na sobie.
***
Koncert powoli zbliżał się do końca, gdy Harry to poczuł. Spojrzał na Nilla, który w tym momencie wygłupiał się z chłopakami nie widząc jego wzroku. Wiedział, że tym razem to coś więcej niż mdłości i musi jak najszybciej zejść ze sceny. Szybkim krokiem wycofał się, widząc spojrzenia fanów i ich telefony nakierowane prosto na niego. Zasłonił usta dłonią
i zniknął za kulisami, starając się jak najszybciej dotrzeć do toalety. Zgiął się w pół i zwymiotował na posadzkę, brudząc wszystko dookoła. Klęczał, a gwałtowne i silne torsje wstrząsały jego ciałem. Kątem oka dostrzegł kogoś stojącego obok niego. Kiedy żołądek mu na to pozwolił podniósł głowę i dostrzegł Paula, który z troską przyglądał się jego poczynaniom. Usiadł i oparł głowę o ścianę za nim ciężko oddychając i położył dłoń na swoim brzuchu. Był wycieńczony i nie miał siły się ruszyć.
- No maleństwo, musimy zawrzeć rozejm. Tatuś musi występować. Rano możesz mi robić takie numery, ale wieczorem już nie, dobrze? Zgadzasz się? – powiedział cicho, głaszcząc swój brzuch.
Ochroniarz pomógł mu wstać i podał butelkę wody, mocno go podtrzymując.
- Przykro mi, ale musisz wyjść na scenę. Została jeszcze jedna piosenka. Dasz radę?
- Jasne, już idę – westchnął ciężko, stawiając krok za krokiem, starając się udawać, że świat nie wiruje mu przed oczami.
***
Schodzili ze sceny machając do fanów i szeroko się uśmiechając. Gdy tylko zniknęli z oczu widowni, Liam i Niall dopadli do loczka.
- Co się stało?
- Dobrze się czujesz?
- Dlaczego zbiegłeś ze sceny?
- Musisz się położyć!
- Coś z fasolką?
- Zamknijcie się proszę – wyjęczał, patrząc na nich błagalnie.
Szedł korytarzem, by dotrzeć do garderoby, gdy dostrzegł kobietę, która sprzątała w miejscu w którym jego żołądek postanowił się zbuntować. Przyspieszył i stanął obok niej cały czerwony na twarzy, a jego oczy zaszkliły się. Niall stanął obok niego patrząc jak wargi Harry'ego drżą, a usta układają się w podkówkę. Nie miał pojęcia o co chodzi młodszemu. Jego zdziwienie osiągnęło maksymalny stopień, gdy Hazz nagle przytulił straszą panią, wtulając się w nią mocno.
- J-Ja... ja tak bardzo panią przepraszam. N-nie chciałem tu zwymiotować, a-a pani musi tu teraz sprzątać – wyszlochał jąkając się i mocno trzymając zszokowaną kobietę w ramionach.
- Och nic się nie stało, nie płacz – pogłaskała go po włosach i odsunęła od siebie wracając do pracy.
- Chodź Hazz – Niall chwycił jego ramię, odciągając chłopca od obcej kobiety.
- Przepraszam – powiedział cicho loczek.
Blondyn wprowadził go do garderoby i posadził w fotelu kucając przed nim.
- Co to było i dlaczego płaczesz?
- B-bo ta m-miła pani m-musi przeze mnie t-tu sprzątać... j-ja n-nie chciałem Niall – rozpłakał się przytulając Horana, który mocno go objął.
- Już przestań, nic się nie stało - uspokajał go patrząc na resztę chłopaków, którzy obserwowali ich oniemiali. Ciszę przerwał Louis.
- Co on odpierdala?
- Ciii... już przestań płakać mały. Fasolka nie chciałaby żebyś był smutny – Niall zignorował pytanie Tomlinsona, dalej pocieszając loczka.
- Co to za fasola? O czym on mówi? – zapytał Lou, patrząc na Zayna stojącego obok.
- Ochh fasolka to dzidziuś Harry'ego. Nialler to wymyślił i się przyjęło. – wyjaśnił krótko Malik nie patrząc na szatyna.
- Jesteście wszyscy popierdoleni. Zachowujecie się tak jakby to coś – wskazał palcem Stylesa – było normalne. A przypomnę wam, że nie jest nawet w najmniejszym stopniu. W dodatku dziwię się, że Niall nie boi się go obejmować. Uważaj Ni, bo pedał się jeszcze w tobie zakocha.
- Licz się ze słowami Louis – warknął Zayn i popchnął go w stronę drzwi – idź ochłonąć, zaraz do ciebie dołączymy.
- Hej Harry – Liam spojrzał na chłopca, który nadal chlipał w koszulę Nialla – może skoczymy coś zjeść? Masz na coś ochotę?
Loczek spojrzał na niego zielonymi oczami pełnymi łez. Na jego twarzy pojawił się jednak delikatny uśmiech, a w policzkach dołeczki. Styles wyglądał jak urocze dziecko.
- W zasadzie jak teraz o tym wspomniałeś to poczułem się głodny.
- Świetnie! – krzyknął Niall, chcąc jak najszybciej poprawić wszystkim humor. – Idziemy na kolację, fasolka musi coś zjeść. Na co mamy dziś ochotę tatusiu? – zerknął na loczka, który uśmiechał się szczęśliwie, a po histerii z przed chwili nie było już śladu.
- Sam nie wiem, ale zjadłbym coś słodkiego, tak myślę... chociaż nie, chyba bardziej coś ostrego.
- To co jedziemy do jakiegoś Maca czy cukierni? – Liam czekał na odpowiedź najmłodszego.
- Co?! – krzyk Nialla rozległ się po garderobie – żadnych Fast foodów, zwariowałeś Li?! Czym ty chcesz karmić fasolkę?! Harry musi jeść zdrowe pokarmy! Zjadłbyś jakąś sałatkę, a może ryby? One są zdrowe, jestem tego pewien.
- Naprawdę Horan? Skąd u ciebie taka wiedza? – zapytał Payne, prychając pod nosem. Wszyscy zachowywali się absurdalnie, miał wrażenie, że jak tak dalej pójdzie, to oszaleje.
- Przeczytałem – wyjaśnił krótko Niall, ciągle patrząc na bruneta.
- Nieważne, po prostu jedźmy już do hotelu. – zadecydował Harry, wstając ze swojego miejsca– nie chce mi się już jeść, wolę się wyspać.
- Jak sobie życzysz Harry – Liam wzruszył ramionami i skierował się za chłopakiem do auta, w którym siedział już Lou.
Jechali od kilku minut kierując się w stronę hotelu, gdy po aucie rozniósł się głos zielonookiego.
- Zjadłbym coś.
- Co za niezdecydowany facet – Payne potarł twarz dłońmi próbując być spokojnym i nie wybuchnąć. Był na granicy krzyku.
- To te hormony – wyjaśnił Niall głosem eksperta. – Czyli co, jednak kolacja?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top