Rozdział ósmy
Listopad 2014
Louis nigdy nie uważał się za królową dramatu, wiedział, że Liam często tak o nim mówi, ale nie przejmował się tym, w końcu był Louisem Tomlinsonem. Jednak aktualnie jedyne co przychodziło mu do głowy, to dramatyzowanie. Jego życie od jakiegoś czasu przestało przypominać bajkę, no dobrze może właściwie było bajką, ale taką napisaną przez braci Grimm, pełną potworów, krwi i przerażających zwrotów akcji, a on chciał tylko, by wszystko wróciło do poprzedniego stanu, gdzie słońce świeciło mocno tylko dla niego, niebo miało odcień cudownego błękitu, a on był królem świata. Naprawdę nie wymagał dużo, chciał odrobiny świętego spokoju, chyba miał do tego prawo. W zamian tego siedział w hotelowym pokoju, a jego głowa pękała z bólu. Stwierdzenie, że myślenie boli było naprawdę prawdziwe, czuł jak szare komórki pracują na najwyższych obrotach, a on chciał nacisnąć guzik wyłączający myślenie. Westchnął głęboko i podszedł do okna wyglądając na zewnątrz. Nie wiedział, co chciał tam dostrzec, może jakiś znak z napisem WSPARCIE DLA LOUISA.
To miał być jego czas, nowa płyta, promocja, występy, wszystko zbliżało się wielkimi krokami. Nareszcie mógł się wykazać, napisał piosenki, dostał solówki w nowych utworach, ale teraz nikogo to nie obchodziło, ważniejsze były ciąże i pieprzone dzieciaki, które miały się urodzić. Wiedział, że nie powinien tak myśleć o swoim przyszłym rodzeństwie, ale kiedy pomyślał o dzieciarni i to w dodatku bliźniakach robiło mu się słabo, a on naprawdę był twardy i nie przejmował się byle czym, jednak tego wszystkiego było już za dużo. Poradziłby sobie z ciążą jego mamy, nawet bliźniaki nie były tak przerażającą wizją, ale ciąża Harry'ego to był punkt krytyczny w jego życiu. Co w ogóle myślał sobie Styles zachodząc w ciążę? Kto mu na to pozwolił? Na pewno nie Louis, on nigdy nie zgodziłby się na taką głupotę. A pomysł, że to niby on był ojcem, całkowicie niedorzeczny. Nie żeby nie był w stanie spłodzić dziecka, oczywiście że to potrafi, ale nie z facetem, nie z Harrym. Nie pamiętał za dużo z nocy ze Stylesem, ale był przekonany, że został brutalnie wykorzystany, a teraz jeszcze niby będzie ojcem. Dodatkowo cały zespół wydawał się być zachwycony loczkiem w ciąży. Widział jak skakali nad tym dzieciakiem, rozpieszczali Harry'ego, troszczyli się i cały czas patrzyli na ten jego brzuch. Naprawdę go to obrzydzało, Hazz wcale nie wyglądał ładnie, wprost przeciwnie, robił się gruby i nieatrakcyjny, Lou naprawdę się martwił. Loczek przyciągał do zespołu miliony dziewczyn, ale kto zainteresuje się grubiutkim facetem, który niedługo będzie wielkością przypominał wieloryba. No właśnie – nikt, szatyn był przekonany, że niedługo pojawi się tysiąc problemów, a największy to brzuch loczka. Styles już zaczął nosić luźne koszule w kratę, na które Lou nie mógł już patrzeć. A co będzie później?
Jakby tego było mało Niall przeniósł się chyba do innego wymiaru, w którym centrum życia był Harry i jego fasola, kto w ogóle nazywa dziecko fasolą? On nigdy nie pozwoliłby aby ktoś mówił tak na jego dziecko, ale cóż nie jego bobas nie jego problem, mogą nazywać to dziecko jak sobie tylko chcą, miał to gdzieś, jednak ilość osób w ciąży dookoła niego zaczęła go przerażać. Mama, Harry to już zdecydowanie za dużo jak dla niego. Brakowało jeszcze tylko żeby El powiedziała mu, że jest w ciąży. Gwałtownie potrząsnął głową na samą myśl o czymś takim, to by go zniszczyło. Musiał poradzić sobie ze swoją dziewczyną, która miała dziś do niego przylecieć. Zdecydowanie nie zbliży się do niej na odległość bliższą niż pół metra. Od jakiegoś czasu wolał być ostrożny, musiał uważać, żadnej niepożądanej ciąży! Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami i zszedł do hotelowej restauracji w której siedziała już reszta zespołu. Opadł na krzesło obok Liama i spojrzał na pozostałych chłopaków. Niall i Zayn właśnie coś jedli, jak zauważył dzielili się potrawami ze swoich talerzy, przewrócił oczami na ten widok i prychnął w duchu. Stylesa nie było z nimi, zmarszczył brwi w zastanowieniu. Był ciekaw, gdzie podziewa się ten dzieciak i co znowu kombinuje.
- Gdzie Harry? - zapytał na głos, obojętnym tonem.
- A co, nagle się nim interesujesz? – prychnął Niall, obdarzając go zimnym wzrokiem.
- Czy ja zapytałem jak się czuje? Czy jest zdrowy? Nie, spytałem tylko gdzie jest, bo zazwyczaj tam gdzie jest żarcie jest też on.
- Odwal się od niego – powiedział Niall, nie reagując na jego poprzednie słowa.
- Masz jakiś problem? – szatyn podniósł się z krzesła i oparł dłonie na blacie. Nie miał zamiaru tolerować takiego zachowania, a Horan przeginał coraz bardziej.
- Tak, ty jesteś tym problemem Tomlinson – warknął blondyn, podnosząc się.
- Harry jest u siebie w pokoju, rozmawia z mamą przez telefon – wyjaśnił spokojnie Liam, odpowiadając na pierwsze pytanie Lou.
- Znowu gada z matką – zaśmiał się Tommo, przewracając oczami.
- Przypomnę, że to ty rozmawiasz codziennie ze swoją mamą – wytknął mu Payne, nie chcąc słuchać bzdur, które wygadywał jego kumpel.
- Wychodzę, mam was dość, wszystkich – Louis ruszył pewnym krokiem przed siebie, ignorując prychnięcia Horana i jego irytujący śmiech.
- Gdzie się wybierasz?! – krzyknął za nim Zayn.
- Eleanor przyjeżdża – odparł krótko, nie odwracając się w ich stronę.
- Świetnie – powiedział Niall, patrząc przez okno na powoli zachodzące słońce – po prostu świetnie.
***
Patrzył na zegarek, czekając na pojawienie się El. Jako przykładny chłopak powinien pojechać po nią na lotnisko, jednakże wytłumaczył się bólem głowy i teraz stał przy recepcji i patrzył na drzwi w których powinna pojawić się jego dziewczyna. Było już późno, od kłótni z chłopakami, a dokładnie z Niallem, minęły dwie godziny. Stojąc tutaj słyszał ich śmiech, dobiegający z restauracji.
- Lou – usłyszał delikatny głos i zobaczył brunetkę zmierzającą w jego stronę. Po chwili dziewczyna wisiała na jego szyi, niebezpiecznie blisko, jak zauważył w myślach.
- Hej mała – przywitał się, cmokając ją w policzek.
Zaobserwował jej zdziwioną minę, ale udał że nic nie zauważył.
- Tęskniłam Lou – przytuliła się do niego, zabierając całą jego wolną przestrzeń.
- Chodź, chłopcy są w restauracji, pewnie jesteś głodna skarbie – odsunął ją od siebie i chwycił jej dłoń, ciągnąc dziewczynę w stronę przyjaciół.
- Ale Lou... - zaczęła brunetka – myślałam, że pójdziemy do twojego pokoju. Z chłopakami mogę przywitać się jutro – marudziła, idąc za nim niechętnie.
- Musisz coś zjeść, zresztą ja też jestem głodny – odparł krótko, wchodząc na salę w której siedziała tylko czwórka chłopaków. – Cześć chłopcy – przywitał się siadając na wolnym miejscu obok Zayna, zmuszając tym El, by usiadła obok Liama i Harry'ego.
- Cześć Eleanor – przywitał się, jak zwykle uprzejmy Liam. Zayn skinął jej na przywitanie, a Niall obrócił głowę w drugą stronę, udając że nie zauważył jej przyjścia.
- Hej Liam – dziewczyna posłała mu lekki uśmiech.
- Cześć Eleanor – powiedział cicho Harry, patrząc na swoje dłonie i zagryzając niepewnie wargę.
- Cześć – odparła zimno, nie patrząc na niego.
Louis patrzył na tę dwójkę z niedowierzaniem. Harry rumienił się i był zawstydzony. Siedział jak najbliżej Nialla, byleby tylko być dalej od dziewczyny, natomiast ona patrzyła na niego pogardliwym wzrokiem. Tylko on mógł patrzeć tak na Stylesa, nikt inny, naprawdę mu się to nie spodobało. Od kiedy El nie lubiła Harry'ego? Zawsze wydawało mu się, że wszyscy lubią loczka.
- Jak tam lot? - zapytał Zayn, chcąc przerwać kłopotliwą ciszę.
- Dobrze, ale jestem trochę zmęczona – stwierdziła patrząc znacząco na swego chłopaka.
- Tyle godzin w samolocie męczy prawda? – zapytał grzecznie Harry, nadal bawiąc się palcami i nie patrząc na nikogo.
- Tak, ty jesteś specjalistą w lotach, prawda? Ciągle krążysz między LA a Londynem – prychnęła dziewczyna, nawet nie ukrywać pogardy w swoim głosie.
- Chyba pójdę się położyć, jest już późno, a jutro mamy koncert – Harry wstał, posyłając Niallowi smutny uśmiech – dobranoc wszystkim.
- Nareszcie – stwierdziła El – co on taki marudny?
- Eleanor idziemy do pokoju, teraz – Louis poderwał się z miejsca i wyszedł, nie sprawdzając czy dziewczyna za nim idzie.
To była najdziwniejsza rozmowa, jakiej był świadkiem w ostatnim czasie, a przecież musiał rozmawiać o ciąży Harry'ego. Wszedł do swego pokoju nie zamykając drzwi.
- Nareszcie sami – dziewczyna przytuliła się do jego pleców, składając drobne pocałunki na jego karku.
- Przykro mi, ale jestem dziś zmęczony, chcę tylko iść spać – wyjaśnił i poszedł się przebrać, po czym wrócił, położył się i odsunął na pewną, bezpieczną odległość od swojej dziewczyny. Pierwszy raz w życiu nie chciał spać z El, chyba naprawdę źle się dziś czuł, albo zaczynało mu odbijać.
***
Jedli właśnie śniadanie, gdy dziewczyna weszła do restauracji i od razu podeszła do Tomlinsona rzucają mu się na szyję, ten odsuną ją od siebie i pocałował w policzek.
- Tommo, co się stało? Normalnie to już byś ją rozbierał – zauważył Niall popijając poranną kawę. – Chociaż dziwi mnie twój przyjazd, czyżby Lou nie mógł wytrzymać bez swojej dziewczyny? Przecież pojutrze już byście się widzieli.
- Zamknij się Horan i przestań mlaskać tym jęzorem - nie chciał, by dziewczyna zaczęła być podejrzliwa, ostatnie co było mu teraz potrzebne to jakieś dramaty.
- A co ja ci zrobiłem Lou, to już własnego zdania o przyjacielu i jego drugiej połówce nie można powiedzieć?
- Niall proszę, obiecałeś – szepnął mu do ucha Harry, który milczał odkąd tylko dziewczyna pojawiła się przy ich stoliku.
- I co blondasie? – dociekał szatyn, unosząc brew w zadowoleniu.
- Nic, zajmij się dziewczyną – odparł krótko Niall i kończąc śniadanie poszedł do swojego pokoju. Przebywanie z Tomlinsonem w jednym pomieszczeniu było nie do zniesienia, tym bardziej że wiedział, kto jest ojcem fasolek, co dodatkowo powodowało u niego wybuchy złości.
Louis chcąc ograniczyć kontakt fizyczny z Eleanor postanowił, że przejdą się na spacer i zakupy. Przechadzali się po centrum handlowym, wchodząc do przypadkowych sklepów i sporadycznie łapiąc się za ręce. El opowiadała mu o ciekawych wydarzeniach z Manchesteru i uczelni, na co lekko się uśmiechał i odpowiadał na zadane pytania. Wrócili do hotelu w momencie, gdy zespół musiał jechać na arenę. Po odbyciu próby Zayn i Harry ucięli sobie drzemkę, Niall kopał piłkę z Liamem, a Lou... no właśnie, Louis był w garderobie z dziewczyną siedzącą na jego kolanach.
- Lou... - usłyszał niepewny głos brunetki, która patrzyła na niego spod lekko przymkniętych powiek - czy coś się stało?
- Nie, a co niby miało się stać? - zapytał, całując ją w policzek. To go zaalarmowało, raczej rzadko rozmawiali i teraz był zaniepokojony.
- Cały dzień jesteś jakiś dziwny, jakbyś mnie unikał, nie cieszysz się, że przyleciałam?
- Przesadzasz Eleanor, jestem po prostu zmęczony i oczywiście cieszę się, że jesteś tu ze mną.
Dziewczyna pochyliła się i pocałowała go w usta – tęskniłam za tobą – powiedziała i ponownie złączyła ich usta, wkładając swoje dłonie pod jego ciemną koszulkę.
- Nie możemy – odpowiedział pomiędzy pocałunkami, starając się odsunąć od zbyt chętnych rąk brunetki.
- A właśnie, że tak. Do koncertu jeszcze trochę czasu – stwierdziła i zaczęła zdejmować ubrania z Tomlinsona, który zaczynał czuć się napastowany.
- Eleanor, powiedziałem nie, muszę mieć siły na koncert.
- Co się z tobą dzieje? Jeszcze niedawno nie przegapiłbyś okazji - wytknęła z wyrzutem, odsuwając się od niego.
- Proszę cię, czy to źle, że nie ciągnę cię do łóżka? – zapytał a w jego głowie był istny mętlik. Nie mógł tego z nią zrobić, nie zniósłby kolejnej informacji o ciąży, co to, to nie. Lepiej dmuchać na zimne.
- Nie, oczywiście, że nie, tylko...
- Tylko co? – zapytał udając urażonego – czy nie możemy spędzić tych kilku godzin, które zostały na przytulaniu?
Spojrzała na niego i wzdychając głośno przytaknęła, zgadzając się na jego propozycję. – Kocham cię – powiedziała, przytulając Louisa, który lekko spiął się słysząc te słowa, nie lubił wielkich wyznań, chyba że w stosunku do mamy, to było co innego.
- Ja ciebie też – mruknął mało entuzjastycznie, całując brunetkę w skroń. Położyli się na kanapie stojącej w garderobie. Leżeli przytuleni do siebie i choć nie do końca mu się to podobało, to pozostali w takiej pozycji dopóki nie musiał się ubrać, by tym koncertem oficjalnie pożegnać trasę.
***
- Rozumiecie, to koniec! – krzyknął podekscytowany Liam, patrząc na swoich przyjaciół, którzy szykowali się właśnie na after party z okazji zakończenia trasy.
- Jezu Liam, nie krzycz tak – warknął Niall, którego nastrój zmienił się, gdy tylko dostrzegł Louisa i Eleanor.
- Przecież nie krzyczę, ja tylko głośno i żywo oznajmiam wam, że zakończyliśmy nasz kolejny etap – stwierdził radośnie Payne.
- Nie bądź taki sentymentalny Li – zaśmiał się Zayn, patrząc na przyjaciela, który bardzo mocno przeżywał dzisiejszy wieczór.
- Liam ma rację – wtrącił powoli Harry, który wylegiwał się na łóżku – już nigdy nie zaśpiewamy tych wszystkich piosenek w tej samej kolejności, coś się skończyło chłopcy – jego głos lekko zadrżał.
- Mały tylko nie rozklejaj się nam tutaj – powiedział szybko Niall, chcąc zapobiec łzom bruneta – a tak w ogóle Hazz, to dlaczego się nie przebrałeś, zaraz wychodzimy, a ty nie jesteś gotowy.
- Wybaczcie, ale odpuszczam sobie imprezę – wyjaśnił najmłodszy, zerkając przepraszająco na resztę.
- Źle się czujesz? Coś z fasolkami? – blondyn zasypał loczka pytaniami, siadając obok niego i uważnie go obserwując.
- Nic mi nie jest, chcę tylko odpocząć i poleżeć, a wy bawcie się dobrze.
- Na pewno? Mogę zostać, nie muszę iść na kolejną imprezę, posiedzimy razem i...
- Niall idziesz i nie chcę słyszeć żadnego ale – przerwał mu szybko Styles. Miał dość nadopiekuńczego przyjaciela.
- Dobrze, ale odpoczywaj i się nie ruszaj, tak? – zapytał Horan upewniając się, że Harry'emu nic się nie stanie.
- Tak, tak będę leżał i przewracał się z jednego boku na drugi, spokojnie – zapewnił go loczek śmiejąc się ze zmartwionych twarzy przyjaciół – uciekajcie już, raz dwa.
- Jestem pod telefonem – powiedział na odchodne Niall zanim został wypchnięty z pokoju przez Zayna.
***
Louis naprawdę nie był typem imprezowicza. No dobrze, od czasu do czasu lubił się zabawić, ale upijanie się nie było na szczycie listy jego priorytetów, chyba po prostu się zestarzał lub dojrzał, wydawało mu się jednak, że to zdecydowanie to pierwsze. Tego wieczora był wdzięczny losowi, że odbywała się ta impreza chociaż doskonale pamiętał, jak skończyła się dla niego taka ostatnia zabawa. Dzięki temu, że całą noc spędzą w klubie, nikt czytaj dokładniej Eleanor, nie będzie miała okazji, by zaciągnąć go do łóżka.
Louis siedział na jednej z kanap i przyglądał bawiącemu się towarzystwu. Eleanor siedziała obok niego z lekko nachmurzoną miną, ponieważ cały wieczór wykręcał się od tańca z nią. Wiedział, że nie zajdzie w ciążę po obściskiwaniu się podczas tańca, ale wolał być ostrożny, tak na wszelki wypadek. Czuł jak dziewczyna przytula się do niego, a po chwili jej usta znalazły się na jego szyi. Zaczerpnął głośno powietrza na ten niespodziewany atak z jej strony i szaleńczo szukał w swojej głowie pomysłu, jak wybrnąć z tej sytuacji.
- El skarbie, przepraszam na chwilę – odsunął się od niej i szybko wstał z miejsca.
- A ty gdzie się wybierasz?
- Do toalety, zaraz wracam- odparł i ruszył w stronę toalet/
Przeciskał się przez tłum tańczących osób, gdy dostrzegł dwójkę swoich przyjaciół. Zmarszczył brwi widząc jak blisko siebie się znajdują. Coś tu było definitywnie nie tak, a on musiał się dowiedzieć co. Zobaczył Liama stojącego niedaleko, zajętego rozmową z jakimś facetem, który za bardzo Louisa nie obchodził, podszedł do nich i szarpnął szatyna za ramię, otrzymując zdziwione spojrzenie chłopaka.
- Chodź na słowo Liam.
- Co jest?
- Patrz – wskazał głową kierunek, w którym miał spojrzeć Payne.
- I co? Niall i Zayn, nie wiem o co ci chodzi, mogę już sobie iść?
- Nie – stwierdził spokojnie Tomlinson – zobacz co oni robią.
- Siedzą i rozmawiają jak zwykle – Liam patrzył rozbawiony na przyjaciela, który ewidentnie miał jakiś problem.
- Jak blisko siebie są Li. I popatrz na ich ręce, co to niby jest?
Liam zerknął jeszcze raz na dwójkę o której rozmawiali. Widział jak Zayn dotykał swoją dłonią ramię Nialla, a blondyn wtulał swoją twarz w jego szyję. Jeżeli dobrze zauważył Horan właśnie musnął ustami skórę bruneta, na co ten zadrżał i objął Irlandczyka. Oderwał od nich wzrok i obrócił się do Tomlinsona.
- Słuchaj Lou, znajdź sobie lepsze zajęcie niż podglądanie innych osób ok.? Twoja dziewczyna chyba się nudzi, więc zapewnij jej jakąś rozrywkę i odpuść sobie, bo chyba zaczynasz wariować.
Stał i wpatrywał się w plecy odchodzącego Liama, to niby on zaczynał wariować tak? Styles jest w ciąży, Liam prawi mu umoralniające gadki, Malik i Horan obściskują się jak nastolatki, a El chce się tylko dobrać do jego spodni, ale to mu odbija, świetnie po prostu świetnie, jak jeszcze popieprzone może stać się jego życie?
***
- Nareszcie powrót do domu – westchnął rozmarzonym głosem Harry, zamykając walizkę i patrząc czy zabrał wszystkie swoje rzeczy.
- Jesteś gotowy Hazz? – Niall zawołał go, czekając na korytarzu. Narzucił jedną torbę na ramie i chwycił walizkę, opuszczając hotelowy pokój. - Czyś ty zwariował! – krzyknął blondyn, wyrywając mu walizkę i biorąc torbę z jego ramienia.
- O co ci chodzi? - Styles nawet nie starał się zrozumieć co miał na myśli Horan.
- Harry jesteś w ciąży, nie możesz dźwigać takich ciężarów. Musisz się oszczędzać i myśleć o fasolkach.
- Przesadzasz, to nawet nie jest ciężkie – westchnął Harry, patrząc na oburzonego blondyna.
- Nie marudź, zostaw te torby, za chwilę ktoś po nie przyjdzie, a my idziemy do auta.
- Dobra, dobra już idę, a reszta jest już za zewnątrz? – zapytał schodząc po schodach obok przyjaciela.
- Liam i Zayn są już w samochodzie, a Louis i Eleanor wylecieli już rano.
- Wylecieli? - loczek spojrzał na blondyna – gdzie?
- Na jakieś tam wakacje, ale nie wiem gdzie, nie rozmawiałem z nimi.
- Myślałem, że wracają z nami, ja nie wiedziałem że...
- Nie przejmuj się nimi - przerwał mu szybko - przynajmniej fasolki nie będą musiały wysłuchiwać głosu Eleanor.
- Tak, nie będą musiały – Harry posłał mu lekki uśmiech i wyszedł na zewnątrz, zastanawiając się jak bardzo Louis go nienawidzi, skoro nie chce lecieć z nim jednym samolotem.
***
Londyn przywitał ich deszczem i szarością, ale Harry odetchnął z ulgą czując, że nareszcie jest u siebie. Dni mijały im powoli i spokojnie. Liam spędzał każdą chwilę z Sophie i nikt mu się nie dziwił, że chce nadrobić czas gdy byli z daleka od siebie. Niall i Zayn stali się jeszcze bardziej nierozłączni, pomijając czas, który blondyn spędzał z Harrym. Styles całe dnie spędzał w domu, odpoczywając po pracowitym czasie. Pogoda nie zachęcała do wyjścia, codziennie odkąd pojawili się w Londynie padał deszcz.
Siedzieli w salonie, trzymając po piwie w ręku, a Harry raczył się sokiem pomidorowym, który stał się jego ulubionym napojem w ostatnim czasie.
- Jutro jadę do mamy – powiedział nagle Liam.
- Pozdrów ją od nas – odrzekł Harry kładąc swoje stopy na podłokietniku kanapy, a głowę na kolanach szatyna.
- Nie za wygodnie Styles? – zapytał z uśmiechem Niall, przyglądając się przyjacielowi, który był spokojny i zrelaksowany.
- Jest idealnie i Liamowi nie przeszkadza, prawda Li? – spojrzał na przyjaciela swoimi zielonymi oczami, na co ten tylko się uśmiechnął i kiwną głową na potwierdzenie.
- Widzisz, a teraz dawaj mój sok i kanapki.
- Pohamuj swój temperament, bo nic nie dostaniesz - zagroził Niall śmiejąc się z oburzonej miny loczka.
- Nie marudź Horan – zaśmiał się Harry, biorąc sok od przyjaciela.
***
Harry stał przy oknie z kubkiem herbaty w dłoni. Obserwował ulewę panującą na zewnątrz, zastanawiając się czy to jakiś znak z góry. Jak długo jeszcze krople będą spływały w dół po szybkie jak łzy? Dlaczego niebo tak płacze? Przyłożył dłoń do brzucha, głaszcząc go delikatnie. Fasolki miały urodzić się w maju, wtedy pogoda powinna być dużo lepsza. Jego myśli krążyły wokół Louisa i tego, gdzie się teraz znajdował. To dziwne, ale nie pojawiły się żadne zdjęcia z jego wakacji. Minął prawie tydzień odkąd wrócili do domu i z tego co powiedział mu Liam, wynikało, że Lou niedługo wróci, a jeżeli wróci Lou, wrócą też jego pogardliwe spojrzenia i obelgi. Harry nie wiedział, czy wolał myśleć o szatynie i go nie widzieć, czy może obserwować go i słuchać jego słów.
***
Od dwóch dni czuł się dziwnie. Nie wspominał o tym chłopakom, w końcu był w ciąży i to normalne, że czuł się nietypowo. Dzisiejszej nocy nie mógł spać i kręcił się z boku na bok, zastanawiał się czy nie jest to spowodowane tym, że dzieci zaczną się niedługo ruszać i poczuje pierwsze kopnięcie. Przebierał się gdy dostrzegł plamy na swojej bieliźnie, nie miał pojęcia co się dzieje i skąd wzięła się krew. Przerażony obserwował jak krew spływa po jego udach sunąc w dół, łzy pojawiły się w jego oczach, a po chwili spływały po jego policzkach, nie był kobietą, nie wiedział co się z nim dzieje i co ma zrobić. Ubrał się szybko, ignorując przeraźliwy ból brzucha i płacząc wypadł z łazienki, szukając Nialla.
Zayn z blondynem siedzieli właśnie w salonie oglądając poranny program, gdy usłyszeli krzyk Harry'ego. Poderwali się z miejsca idąc szybko w stronę, z której dobiegał krzyk.
- Co się dzieje Hazz? – blondyn wyszedł z salonu, a po chwili dołączył do niego Zayn – Harry co się stało? Dlaczego płaczesz? – Niall szybko podbiegł do loczka i sam zdążył dostrzec krew na jego spodniach – spokojnie, spokojnie, już jedziemy do szpitala, słyszysz mnie? – trzymał jego twarz w swoich dłoniach i wpatrywał się w załzawione oczy.
- Co się dzieje? – zaniepokojony głos Zayna dotarł do ich uszu.
- Jedziemy do szpitala – zadecydował blondyn, zarzucił płaszcz na ramiona szlochającego chłopca i zaprowadził go do samochodu.
Irlandczyk próbował jak najszybciej dostać się do szpitala, nie zwracając uwagi na przypisy, a Harry na tylnym siedzeniu płakał, mocno przytulony przez Zayna.
- Jeszcze chwilka mały, zaraz się tobą zajmą – szeptał brunet głaskając młodszego po plecach.
***
Gdy znaleźli się w szpitalu otoczyło ich grono lekarzy, w tym doktor Eva, którą Niall zdążył powiadomić w czasie kiedy jechali. Ostatni raz widzieli Harry'ego, gdy skulony leżał na szpitalnym łóżku. Niall stał na korytarzu i patrzył jak Harry i fasolki znikają z jego oczu za białymi drzwiami, które zatrzasnęły się za nimi z hukiem, który rozszedł się po cichym pomieszczeniu.
***
Zayn stał przy ścianie patrząc na przechodzących obok lekarzy i pielęgniarki. Do jego uszu dochodziło zbyt wiele dźwięków. Słyszał stukot obcasów, odgłos syreny gdy karetki podjeżdżały pod szpital, najgłośniej jednak docierał do niego głośny płacz Nialla, który siedział zamknięty od godziny w szpitalnej łazience. Tyle dźwięków życia otaczało go dookoła, a on czuł się jak w mauzoleum. Przetarł twarz dłońmi i sięgnął do kieszeni po telefon. Musiał zadzwonić do jednej osoby, która teraz będzie potrzebna wszystkim jak nigdy. Wybrał numer i przyłożył telefon do ucha, słuchając sygnału. Kątem oka dostrzegł jak drzwi szpitalne otwierają się i do środka wpada Liam.
- Dzień dobry Zayn, coś się stało? – usłyszał pogodny głos mamy Harry'ego.
Westchnął głęboko i spojrzał na Liama, który patrzył na niego pytająco. Pokręcił głową przecząco, odpowiadając na pytanie Liama, które jeszcze nie padło z jego ust. Zauważył jak przyjaciel osuwa się po ścianie i chowa twarz w ramionach, które po chwili zadrżały, a do uszu Zayna doszedł płacz przyjaciela. Odwrócił się do ściany i oparł się o nią czołem.
- Zayn jesteś tam?
- Tak, tak przepraszam – zaczął drżącym głosem.
- Co się dzieje?
- Musi pani przyjechać i to szybko.
- Boże, coś stało się Harry'emu?
- Niech pani przyjedzie - nie nadawał się do tego, nie potrafił prowadzić takich rozmów.
- Mów Zayn – przerwała mu ostro.
Zaczerpnął głęboko powietrza, wypowiadając słowa, których bali się wszyscy.
- Nie ma już fasolek, Harry poronił – z jego oczu popłynęły łzy, których nie potrafił powstrzymać. Wiedział, że teraz wszystko się skończyło.
***
Był w trzynastym tygodniu ciąży i utracił swoje maleństwa, swoje fasolki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top