Rozdział drugi


Sierpień/Wrzesień 2014 

- Dlaczego znów wychodzisz Hazz? – wyjęczał Niall, wylegując się na dużym łóżku. - Wczoraj też tam byłeś, przecież tam ciągle pokazują tylko te wychudzone modelki i jakieś dziwne ubrania, których ty i tak nie ubierzesz, ponieważ przypomnę ci jesteś mężczyzną.

- Nialler...

- Nie nialluj mi tu, mieliśmy oglądać film, zjeść coś, wypić piwo jak prawdziwi faceci - blondyn gestykulował zbyt teatralnie, by Harry mógł brać na poważnie jego słowa. 

- Obiecuję, że jutro obejrzymy film i posiedzimy razem w domu dobrze? –  próbował udobruchać blondyna, który przez połowę dnia chodził za nim krok w krok niczym małe dziecko i marudził byle tylko zmienić plany Stylesa.

- Nikogo już tutaj nie obchodzę – Irlandczyk wbił swój wzrok w krzątającego się przyjaciela – Liam pojechał na swoje randkowanie z Sophie, ciekawe po co. Jakby nie mógł wziąć jej do... nie wiem na przykład do Dublina. O właśnie Dublin jest o wiele bardziej romantyczny niż jakiś tam Paryż. Co tam właściwie jest? Wieża Eiffla, a Dublin jest taki... taki...

- Irlandzki – dopowiedział pomocnie brunet, widząc zamyśloną minę Horana.

- Dokładnie tak, zostawiasz mnie nawet ty. Mam być sam z Tomlinsonem, który nie widzi nic poza krótką sukienką Eleanor. Nie chcę patrzeć na ich macanki podczas filmu. Zayn ciągle śpi albo przesiaduje w swoim pokoju, a mi jest samemu smutno.

- Nialler proszę cię nie dramatyzuj  - westchnął, przewracając oczami. 

Miał już dość zrzędzenia i użalania się. To nie tak, że byli dziećmi i musieli spędzać cały czas razem. Każdy z nich miał swoje własne życie i prywatne sprawy. Powoli myśleli nad wyprowadzką do oddzielnych domów i mieszkań, chociaż byli ciągle w trasie, więc tak naprawdę i tak to nie było potrzebne. Jak na razie to zarząd zatrzymał ich w tym dużym domu, chcieli mieć ich wszystkich w jednym miejscu. Na nadmierna kontrola czasami go przerażała

- To nie jest dramatyzowanie, tak właśnie wygląda moje życie. – Harry ziewną głośno i usiadł obok przyjaciela nakładając buty. - Ty też jesteś zmęczony, powinieneś zostać w domu i odpocząć. No co? – zapytał, widząc spojrzenie loczka – tylko się martwię bo wyglądasz jakbyś dawno nie spał.

- Chodź tu – młodszy chłopak przyciągnął do siebie Irlandczyka przytulając go mocno – poradzę sobie Nialler nie przejmuj się tak i dziś pomęcz trochę Malika. – Poczochrał jego włosy swoj dużą dłonią i odsunął się idąc w stronę szafy.

- Nie chcę go męczyć – powiedział cicho Niall. Za każdym razem, gdy poruszany był temat Zayna, stawał się kimś zupełnie innym, tracił swoją zuchwałość i odwagę. Nie wiedział do końca, czy mu się to podoba. 

- Ojj uwierz mi, on będzie zachwycony - zielonooki wyszczerzył się i sugestywnie poruszył brwiami.

- Tak myślisz?

- Jestem przekonany – mrugnął okiem do przyjaciela, narzucając na ramiona ciemna marynarkę. 

- Żartowałeś prawda? Świnia z ciebie Styles, idź już sobie lepiej na ten pokaz, a ja prześpię się na twoim łóżku.

- Tylko nie ośliń mi poduszki - ostrzegł na odchodne, czerpiąc niezdrową radość z irytowania Horana. 

- Nie ślinię się.

- Myśląc o Zaynie ślinisz się tak bardzo, że aż miło się patrzy na to jak jesteś w nim zadurzony słońce.

- Nie jestem w nikim... - słowa Nialla przerwał dźwięk dzwonka do drzwi, który rozniósł się po domu - i nie mów do mnie słońce! - Zawołał za Harrym, którego już nie było w pokoju. Został sam i naprawdę miał w planach jedynie sen.

***

- Boże kogo znowu tu niesie? – wymruczał Tomlinson, odsuwając się od ust Eleanor.

- Podnieś swój tyłek i otwórz, a się dowiesz – stwierdził znudzony Malik nie podnosząc wzroku na przyjaciela.

- A ty tego nie zrobisz ponieważ? – warknął Louis, widząc jak kumpel leni się i bawi swoim telefonem. 

- Jestem zajęty  oraz dzięki temu rozruszasz swoje kości, a wydaje mi się że wieczorem forma będzie ci potrzebna – po raz kolejny rozległ się dzwonek do drzwi, który działał szatynowi na nerwy. Nikogo nie zapraszał, więc dlaczego do cholery musiał robić za odźwiernego. Musiał się stąd wyprowadzić i to jak najszybciej.

- I dobrze ci się wydaje – Louis posłał przyjacielowi mordercze spojrzenie, wstał i ruszył w kierunku drzwi potykając się o poduszkę, którą musiał zrzucić z kanapy podczas igraszek z Eleanor. Uśmiechnął się pod nosem wspominając poprzednią noc z dziewczyną, gdy otworzył drzwi uśmiech spełzł mu z twarzy.

- Ooo Nick Grimshaw we własnej osobie, co cię sprowadza w moje progi? – obrzucił wzrokiem wysokiego mężczyznę i zadarł głowę do góry, by spojrzeć mu prosto w twarz.

- W twoje nic Tomlinson, ale w Harry'ego bardzo dużo – odparł Nick, patrząc na młodszego z góry – możesz go zawołać, ponieważ trochę mi się spieszy.

- Może i mógłbym ale nie wiem czy chcę – odparł, zaplatając ramiona na piersi.

- Nie pytam czy chcesz, pytam czy mógłbyś. Wiesz niektórzy mają jakieś życie towarzyskie i nie muszą gnić ze swoją dziewczyną na kanapie w wolny wieczór, ale kto co woli - głos Nicka, jak zawsze przepełniony był sarkazmem, który Lou uwielbiał, ale tylko w swoim wykonaniu.

- Och niektórzy mają przynajmniej dziewczynę, a nie wychodzą z młodszymi od siebie o dziesięć lat młodymi chłopcami. Uuu czy to zabrzmiało tak źle, jak mi się wydawało? - wzdrygnął się teatralnie - Jakie to przykre, że taka jest prawda.

- Hmm... niektórzy wiedzą co jest dobre i nie zadowalają się bylejakością.

- Cześć Nick, długo czekasz? – ich wymianę zdań, a raczej dziecinną pyskówkę przerwał Harry, który zbiegł po schodach i stanął obok mężczyzn nie zaszczycając Louis nawet jednym spojrzeniem.

- Cześć Harry, przed chwilą przyszedłem, a Lou umilił mi czekanie ciekawą rozmową, możemy już iść? - głos Nicka brzmiał zupełnie inaczej przy loczku. W jakiś dziwny sposób wszyscy przy Harrym zachowywali się zupełnie inaczej. 

- Tak, jasne jedźmy.

- Do zobaczenia Louis – rzucił na odchodne Nick nie patrząc na błękitnookiego, który stał i przypatrywał się tej oddalającej  dwójce.

- Udanego wieczoru Harry, zalicz dziś kilka modelek – zaśmiał się  ze swojego żartu, gdy zauważył rumieńce na twarzy loczka. Ciągle taki niewinny pomyślał i zatrzasnął drzwi od domu wracając do El. - Za kogo on się uważa? Co on sobie myśli, że będzie tu przychodził i drwił ze mnie bezczelnie – marudził do siebie pod nosem wracając do salonu.

- To że ty go nie lubisz, nie oznacza, że my także - powiedział Zayn po raz kolejny nie zaszczycając go spojrzeniem.

- Ale on jest głupi i arogancki, nie widzicie tego? – rozsiadł się na kanapie biorąc dziewczynę na swoje kolana, wywołując jej głośny śmiech.

Musnął ustami jej kark z zadowoleniem obserwując twarz Eleanor na której malowała się przyjemność wywołana tą małą pieszczotą. Wyciągnął rękę i palcem ściągnął jedno z ramiączek sukienki, którą dziewczyna miała dziś na sobie.

- Lou przestań – pisnęła i uderzyła go w dłoń, którą po chwili chłopak złączył z jej i trzymał ich palce złączone w delikatnym uścisku.

- Właśnie Lou przestań, bo zaraz się porzygam – powiedział Niall pojawiając się nagle w salonie, przedrzeźniając Eleanor.

- A ty skąd się tu wziąłeś blondi?

- Hmm... wiesz sprowadziły mnie tu dźwięki porno, myślałem że ktoś ogląda coś ciekawego, ale pomyliłem się, to tylko ty i El – mruknął Horan, wciskając się na miejsce obok Zayna i zerkając mu przez ramię na wyświetlacz jego telefonu.

- Wyluzuj Horan, jeśli tak bardzo chcesz to możemy zrobić specjalny pokaz dla ciebie –odwarknął Tomlinson i pocałował brunetkę wpijając się zachłannie w jej usta, kątem oka obserwując reakcję blondyna.

- Zayyyyyyynnn – zapiszczał dziecinnie Niall – powiedz mu coś, no zobacz co oni robią – przysunął się jeszcze bliżej Malika i zakrył swoje oczy dłonią byleby tylko nie patrzeć na obściskującą się dwójkę, która wymieniała się właśnie śliną. 

- Dobra Tomlinson idźcie już do pokoju, bo naprawdę na nikim nie robicie wrażenia – powiedział spokojnym głosem brunet i pogłaskał Nialla po blond włosach.

- Wiecie co, wy obaj potrzebujecie kogoś przelecieć i to szybko. Serio martwię się o was. Chodź El zniknijmy, bo ta dwójka jest tak napalona, że aż strach przy nich siedzieć. – chłopak chwycił dłoń dziewczyny i wyprowadził ją z pokoju posyłając w stronę przyjaciół kpiące spojrzenie. Po kilku minutach do uszu Nialla i Zayna doszedł dźwięk oznaczający tylko jedno, kolejna pełna wrażeń noc w pokoju Tomlinsona.

- Żeby te twoje łóżko się w końcu złamało – powiedział wkurzony Niall -  Lou mógłby się hamować z tym całym okazywaniem uczuć. Martwię się o Harry'ego. 

-  Wiesz, że go nie zmienisz – powiedział starszy, opierając brodę o ramię blondyna. – A czym nasz loczek zasłużył sobie abyś się o niego martwił hmm?

- Nie widzisz jaki on jest zmęczony, a ciągle gdzieś wychodzi? Nawet dziś nie chciał zostać w domu, coś się z nim dzieje, a ja nie wiem co.

- Nie martw się słońce – odpowiedział Zayn, obejmując chłopaka w pasie– jest dorosły wie co robi. Wiesz, że nigdy nie potrafi usiedzieć na miejscu, będzie dobrze zobaczysz – powiedział. muskając ustami skroń Irlandczyka.

- Mam nadzieję, że masz rację Zayn – odpowiedział, zagłębiając się w uścisku chłopaka, czując jego usta na swojej skórze. 

***

Harry siedział w pierwszym rzędzie, obserwując modelki przechadzające się wyuczonym krokiem po wybiegu. Kilka miejsc dalej widział Nicka, który śmiał się z jakiegoś żartu usłyszanego przed chwilą. Naprawdę lubił tego mężczyznę, wprawiał go w dobry nastrój i to dzięki niemu Styles nie załamywał się myśląc o Louisie. Od pamiętnej nocy nie było dnia, by nie wspomniał szatyna, jego śmiechu, błyszczących oczu, uroczych zmarszczek kiedy się uśmiechał. Będąc z Nickiem choć przez chwilę mógł zapomnieć i udawać, że nic się nie wydarzyło, bo przecież dla Lou właściwie nic się nie stało. Potrząsnął swoją głowa poprawiając niesforne loki i uśmiechnął się na widok  Cary, która pewnym krokiem przemieszczała się po wybiegu prezentując kreację projektanta.

Lubił pokazy, ten tłum ludzi obserwujący nowe kolekcje, spotkania ze znajomymi po zakończeniu, siedzenie w pierwszym rzędzie i wygłupianie się z Nickiem, ale dziś był naprawdę zmęczony. Nie wiedział dlaczego, ale przez cały czas ziewał i przecierał oczy, które najchętniej, by zamknął. Może Niall miał rację,  powinien zostać w domu i wyspać się porządnie. Tylko, że gdy zamykał powieki widział Lou i czuł wargi chłopaka na swoich. Niestety teraz mógł tylko poważyć o swoim wygodnym łóżku, więc poprawił się na krześle i uśmiechnął szeroko do kolejnego zdjęcia, czekał go naprawdę długi wieczór.

***

- Hazz? Harry? Obudź się. – Poczuł delikatne klepnięcia na ramieniu i otworzył oczy rozglądając się zaspanym wzrokiem po aucie Nicka.

- Co się dzieje? Już jesteśmy? – odkaszlnął, by przeczyścić gardło.

- Tak. Zasnąłeś zaraz po tym jak wsiadłeś do samochodu, przespałeś całą drogę. Naprawdę potrzebujesz trochę spokoju. Idź już, bo będę miał wyrzuty sumienia, że przeze mnie jesteś nie wyspany i zmęczony.

-  Chyba faktycznie muszę się wyspać, jestem wykończony. Dobranoc Nick - cmoknął przyjaciela w policzek na pożegnanie i z trudem podniósł się z miejsca. 

- Uciekaj mały, dobranoc.

Powoli wyszedł z samochodu i wolnym krokiem zmierzał w stronę drzwi.  Wszedł do domu po cichu nie chcąc nikogo obudzić. W środku zaskoczyła go panująca dookoła cisza. Nie było tak późno, ale dom był już uśpiony, otoczony aurą spokoju. Tylko z salonu dochodziły ciche dźwięki telewizora i właśnie tam  skierował swoje kroki. Wchodząc do pokoju dostrzegł uroczy obrazek, na widok którego na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który rozświetlił zmęczoną twarz. Zayn i Niall spali wtuleni w swoje ciała, obojętni na otaczający ich świat. Blondyn opierał swoją głowę na klatce piersiowej bruneta, a ręce Malika obejmowały go ciasno i trzymały blisko swego ciała. Harry zazdrościł im tego. Pomimo przeciwności mogli choć skrycie pokazywać sobie, ile dla siebie znaczą. Niall był zadurzony w Zaynie, a ten zakochany w blondynie. Harry nie rozumiał, dlaczego nie powiedzą sobie tego i nie zakończą tych widocznych podchodów. Loczek wyłączył telewizor i chwycił miękki koc leżący na oparciu fotela, rozłożył go i przykrył  śpiącą parę, po chwili opuszczając pokój.

***

W samochodzie wiozącym chłopaków na premierę ich pierwszego filmu panowała atmosfera podniecenia. Wszyscy mówili razem przekrzykując się nawzajem, a z ich twarzy nie schodziły uśmiechy. Niall trajkotał właśnie o jakimś zakładzie, chodź jeszcze dwie godziny temu marudził i narzekał na swój strój.

- Stawiam pięćdziesiąt funtów, że pod koniec dnia Lou będzie chodził bez butów – powiedział, patrząc wyczekująco na chłopaków siedzących w samochodzie.

- Sto funtów, że wytrzyma, będzie miał obtarte stopy ale nie ściągnie butów – dorzucił Malik, śmiejąc się z oburzonego Louisa, który teraz patrzył z przerażeniem na swoje bose stopy w nowych skórzanych butach.

- A ty Hazz, zakładasz się z nami? – zapytał Liam, ale odpowiedziała mu cisza. Obrócił się i spojrzał na Stylesa, który ku jego zaskoczeniu spał z głową opartą o szybę. - Co z nim? – szatyn ze zdziwieniem patrzył na resztę przyjaciół.

- Nie mam pojęcia, ale Harry ciągle przysypia – wyjaśnił blondyn, zerkając na zielonookiego chłopaka, który smacznie spał na jednym z siedzeń.

- Co on robi w nocy... - Liam pokręcił głową z rezygnacją i odwrócił wzrok od najmłodszego.

- A jak myślisz Payne? Co on może robić w nocy? – powiedział Louis. – To co ty z Sophie, dokładnie to samo. Dlatego jest taki wykończony, po prostu nie wyrabia z tyloma kobietami – wyjaśnił Tomlinson, uśmiechając się z zadowoleniem. 

- Przestań Lou, dobrze wiesz, że to nieprawda. Nie wiem co mu jest, ale zaczynam się o niego martwić. Nie wydaje się wam, że jest jakiś blady i źle wygląda? – wyszeptał cicho Niall, ale jego słowa zagłuszył pisk fanów na zewnątrz.

- Dobra, porozmawiamy o tym później, a teraz go obudźcie i wychodzimy – zarządził Liam i po chwili oślepił ich błysk fleszy.

***

- Dobra panowie ostatnie autografy, idźcie przywitać się z rodzinami i wchodzimy do środka – powiedział Paul i lekko popchnął ich do przodu. Harry dostrzegł swoją mamę i bez zawahania ruszył w jej stronę. Tak dawno się nie widzieli, tęsknił za nią. Może zachowywał się jak dziecko, ale chciał się tylko do niej przytulić i poczuć jej matczyne ciepło.

- Cześć mamo - nachylił się i cmoknął ją w policzek czując, jak mocno go obejmuje.

- Cześć kochanie.

- Cieszę się, że jesteście – szepnął jej do ucha i uśmiechnął się patrząc w oczy.

- Jestem z ciebie taka dumna synku – pogłaskała go dłonią po policzku. – O spójrz kto idzie. Odwrócił swój wzrok od mamy i spojrzał tam gdzie ona. Ujrzał Daisy i Phoebe w ślicznych sukienkach tuptające do środka budynku, trzymane za ręce przez... no właśnie przez Eleanor. Zacisnął dłonie w pięści i odetchnął głęboko, przywołując na twarz sztuczny uśmiech.

- Chodźmy do środka – wziął mamę pod ramię i razem zniknęli z oczu reporterom i fanom.

W środku panował większy spokój, tłumy zostały za szczelnie zamkniętymi drzwiami i Harry nareszcie mógł być prawdziwym sobą.

- Harry! Harry! – usłyszał dziewczęce głosy przedzierające się do jego uszu i dostrzegł dwie dziewczynki biegnące w jego stronę. Ukucnął i po chwili został zaatakowany przez najmłodsze siostry Lou, które uczepiły się go jak dwa misie koala. Podniósł się trzymając je mocno, kiedy bliźniaczki przytulały go i ściskały.

- Witam piękne panienki Tomlinson.

- Cześć Harry – odpowiedziały chórem, chowając swoje zawstydzone buzie w zagłębieniu jego szyi, wywołując tym śmiech chłopaka.

- Tęskniłyśmy za tobą – powiedziała Daisy.

- Dawno nas nie odwiedzałeś, musisz do nas przyjechać – zażądała Pheobe.

- Przyjedziesz? – dwie pary tęczówek wpatrywały się w niego wyczekująco.

- Jeśli tak bardzo chcecie  - nawet nie wiedziały, jak bardzo, by tego chciał. 

- Chcemy! Chcemy! – małe podskakiwały w jego ramionach mocno go przytulając.

- To tak małe stworki, zamiast przywitać się z bratem to mnie olałyście – odwrócili się patrząc na Louisa który stał obok nich i przyglądał się im z uśmiechem. 

- Nie olałyśmy cię Lou – powiedziała Pheobe, marszcząc brwi – my tylko przywitałyśmy się z naszym Harrym.

- Waszym Harrym? – Louis zmarszczył brwi identycznie jak jego siostra.

- Mhmm... naszym – przytaknęła Daisy – Kochamy Cię Lou, ale Harry'ego też kochamy.

- Tak, wy kochacie wszystko co jest tak cholernie słodkie i urocze, więc wcale mnie nie dziwi wasza miłość do Harry'ego, ale mogłybyście przywitać się z waszym najlepszym bratem. – Louis rozłożył szeroko ramiona, czekając na swoje dwie najmłodsze siostry.

- Jesteś naszym jedynym bratem Lou – Pheobe wytknęła język w jego stronę nadal obejmując loczka.

- Straszny z ciebie głuptas Louis – dopowiedziała Daisy, a Harry zachichotał cicho,  myśląc tylko o tym, że Tomlinson nazwał go właśnie słodkim i uroczym.

- Wolałybyśmy zostać z tobą Harry, ale Louis się obrazi, a wiesz jaki robi się wtedy nieznośny. – Dziewczynki cmoknęły Stylesa w policzki i wysunęły się z jego ramion podbiegając do brata.

- Lou, Harry czas już wejść na salę – Paul prowadził ich w stronę wejścia, a bliźniaczki podskakiwały radośnie trzymając szatyna za dłonie. Nagle Pheobe odwróciła się w stronę Harry'ego wyciągając do niego małą dłoń.

- Chodź Harry wejdziemy razem. – Ujął jej mają rękę i ruszyli aby zobaczyć film o życiu zespołu, które czasem nie przypominało bajki. – Jesteśmy rodziną Harry, prawda? – zapytała dziewczynka mocnej ściskając jego palce.

- Oczywiście że tak, jesteśmy rodziną – wyszeptał i dużo by dał, aby Louis myślał tak samo.

***

Impreza trwała od kilku godzin, a Harry miał już dość grzecznościowych rozmów przeprowadzonych z większością zgromadzonych gości. Obserwował trwającą imprezę, siedząc na jednej z kanap ustawionych w rogu sali. Widział swoją mamę plotkującą o czymś zaciekle z mamą Liama, kawałek dalej dostrzegł już dość wstawionego Nialla zabawiającego rozmową swojego brata, który był w podobnym stanie trzeźwości co blondyn. Reszta chłopców spędzała czas ze swoimi dziewczynami. Zerknął na Perrie i Zayna, którzy prowadzili swobodną rozmowę przy stoliku. Jego wzrok uciekał jednak tyko do Louisa, który siedział na jednym z krzeseł, jego buty stały obok, a bose stopy zwisały swobodnie w powietrzu nie sięgając podłogi. Uśmiechnął się na ten widok. To wcale nie Harry był tym uroczym. Lou ze swoim niższym wzrostem, drobnym ciałem, roztrzepanymi włosami był wszystkim co loczek uważał za urocze, rozkoszne i piękne. Szatyn stał się dla niego definicją perfekcji. Z tej odległości nie był w stanie usłyszeć jego śmiechu, ale potrafił wyobrazić sobie ten dźwięk, który kiedyś tak często pojawiał się właśnie dzięki niemu. Teraz obok Tomlinsona siedziała El i to ona wywoływała rozbawienie i była powodem radości chłopaka. Cieszył się jego szczęściem, ale ta zazdrosna część dawała o sobie znać mówiąc, że to Harry powinien tam siedzieć i śmiać się z mężczyzną, to dzięki niemu Tomlinson powinien być szczęśliwy. Gdy tylko takie myśli pojawiały się w jego głowie, zagrzebywał je z powrotem w głąb swojego umysłu. Louis był szczęśliwy, a to było dla Harry'ego najważniejsze.

Oparł głowę o ścianę, w uszach dudniła mu głośna muzyka, a on poczuł, że mimo iż siedzi to kręci mu się w głowie i świat dookoła dziwnie wiruje. Przymknął oczy i oddychał głęboko, prosząc, by dziwne uczucie odeszło. To miał być idealny wieczór, ale czuł się wyjątkowo źle. Miał wrażenie, że zatruł się czymś nieświeżym, a teraz właśnie odczuwał tego skutki. Podniósł się ciężko i po chwili, gdy obraz przestał wirować mu przed oczami, stawiał powolne kroki w stronę baru gdzie stał Niall wraz z Gemmą.

- Ooo... nareszcie Hazz – zawołał głośno Horan – jeszcze ze mną nie piłeś – powiedział oskarżycielsko, machając mu palcem przed twarzą.

- Dobrze się czujesz Harry? – Gemma zerknęła na brata, który całym ciałem opierał się o blat baru, tak jakby się obawiał, że jego nogi nie wytrzymają ciężaru ciała.

- Tak, nic mi nie jest Gemms. Dobrze się bawisz?

- Jasne, świetna zabawa. Jest naprawdę miło – potargała go po włosach i ręką przywołała barmana.

- To co Hazz, jedna kolejka? – Niall patrzył na niego czekając na odpowiedź.

- Ja chyba podziękuję, właściwie przyszedłem tu po wodę, chyba zjadłem coś zepsutego, bo trochę mi nie dobrze.

-  Właśnie przed chwilą pytałam czy dobrze się czujesz - oburzyła się jego siostra, obserwując go niczym jastrząb. 

- Przecież dobrze się czuję - nie chciał, by wszyscy przerywali dobrą zabawę ze względu na niego. Mieli świętować, a on przecież świetnie sobie radził. 

- Mówisz, że jest ci nie dobrze, zdecyduj się wreszcie. 

 Westchnął głęboko i potarł twarz dłońmi, szukając odpowiednich słów, by odpowiedzieć Gemmie. Mógł w ogóle nie podchodzić do baru, Niall i jego siostra bawili się świetnie, zresztą tak jak zawsze. 

- Trochę mi źle, ale czuję się dobrze serio, a teraz dajcie spokój i się bawcie dzieciaki.

- Sam jesteś dzieciakiem – odkrzyknęła za nim Gemma, gdy powoli się od nich oddalał.

- On zdecydowanie jest już pijany – stwierdził Niall i stuknął swoją szklanką o kieliszek trzymany przez Gemmę i przechylił całą zawartość do gardła. Po chwili para tańczyła na parkiecie śmiejąc się głośno, nie pamiętając o loczku. 

***

Zegarki wskazywały czwartą nad ranem, gdy piątka chłopaków wracała po nocnej imprezie do ich wspólnego domu.

- Wyskakuj z kasy Malik wygrałem zakład – Niall wystawił otwartą dłoń w stronę bruneta czekając na wygrane pieniądze.

- Chyba żartujesz? To ja wygrałem blondyneczko i to ty płacisz – zaśmiał się Zayn, widząc oburzony wyraz twarzy Irlandczyka. 

- To ja wygrałem, spójrz na Lou, ja wygrałem Zayn.

-  Przypatrz się stopom Louisa, słoneczko to ja wygrałem, on nadal ma na sobie buty - brunet uśmiechnął się z wyższością, wskazując na szatyna siedzącego obok. 

Niall spuścił wzrok na buty Lou, które faktycznie nadal tkwiły na stopach szatyna. Otworzył usta i próbował coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wychodziły z jego ust. Wyglądał jak rybka próbująca złapać powietrze.

- Ale... ale... ja nie mam przy sobie pieniędzy – wyszeptał cicho, przygryzając wargę i patrząc spod rzęs na Zayna.

- Boże Niall to zapłać mu w naturze i zamknijcie się bo mnie wkurzacie – mruknął Tomlinson i rozłożył się na siedzeniu zwalając ze stóp buty, które obtarły go niemal do krwi. – Nareszcie pozbyłem się tego gówna – odetchnął z ulgą. Niall spojrzał na niego i szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy.

-  Mówiłem, że wygrałem, zobacz! – niczym małe dziecko podskoczył z radości, unosząc dłonie w geście zwycięstwa. 

- Chłopcy... - Liam przerwał im zabawę mówiąc poważnym głosem – jutro musimy porozmawiać. To nie jest normalne. – Widząc ich zdezorientowane miny, wskazał na smacznie śpiącego Harry'ego. 

***

Harry usiadł na krześle obok Nialla, a makijażystka zaczęła przygotowywać ich do wywiadu, który miał się rozpocząć za moment. Od kilku dni znajdowali się w Stanach, a samopoczucie loczka było coraz gorsze. Na amerykańskiej premierze ich filmu musiał opuścić salę i przez kilka minut siedział w toalecie ze spuszczoną głową głęboko oddychając. Liam przez cały czas go obserwował, co zaczynało drażnić chłopaka. Nie był dzieckiem i potrafił sam o siebie zadbać. W dodatku Niall ciągle powtarzał, że jest blady, a za chwilę rozpalony przez co faktycznie zaczynał czuć się tak jakby miał gorączkę. Westchnął głośno skupiając na sobie spojrzenia całej ekipy oraz blondyna siedzącego obok.

- Nic ci nie jest mały?

- Cholera Niall jest ok. Przestań zachowywać się jak moja matka - spojrzał na faceta który miał prowadzić z nimi rozmowę. - Możemy zaczynać? – mężczyzna klasnął w dłonie z podekscytowaniem, słysząc jego pytanie. 

Harry naprawdę chciał, by wywiady były ciekawsze, a pytania mniej nudne i stereotypowe niestety mógł o tym jedynie pomarzyć. Cieszył się, że miał obok siebie Nialla, który wprowadzał w każdą swoją wypowiedź trochę żartu i szaleństwa dzięki czemu cała uwaga skupiała się właśnie na blond chłopaku, a nie na nim. Od samego rana bolał go brzuch i miał wrażenie, że z godziny na godzinę jest coraz gorzej.

- Harry... - usłyszał swoje imię i podniósł głowę patrząc na dziennikarza – dobrze się czujesz? Trochę zbladłeś, a doszły nas słuchy, że na premierze źle się poczułeś. Mamy zaczynać się martwić? –  Rozszerzył oczy w zdziwieniu na słowa reportera. Skąd do cholery oni o tym wiedzieli i dlaczego wszyscy nie mogą dać mu świętego spokoju? O nic więcej nie prosił.

- Wszystko jest w porządku, chociaż trochę tu duszno. Mógłbym dostać szklankę wody? – zapytał, uśmiechając się uroczo.

- Tak, oczywiście, tylko nam tu nie zemdlej. 

Otworzył usta szykując się do odpowiedzi, ale uprzedził go Niall, który położył dłoń na jego brzuchu i lekko go pogłaskał.

- Cóż czas ogłosić nowinę. Harry jest w ciąży. Za dziewięć miesięcy wykluje się z niego dzidziuś – wyjaśnił dumny z siebie Horan, szczerząc się przy tym, jak całkowity wariat. 

- Wykluje się? Naprawdę Ni? – brunet zaśmiał się głośno, a dziennikarz mu zawtórował wraz z resztą osób w pomieszczeniu. 

- Dobrze, to przejdźmy do następnego pytania.

Harry przestał słuchać, gdy poczuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. Pędem wybiegł z sali i znalazł się w toalecie. Czekał na zbliżająca się katastrofę, ale nic takiego nie nastąpiło. Oddychał powoli wypuszczając powietrze przez szeroko otwarte usta. Zsunął się na zimne płytki i usiadł na posadzce. Nie miał pojęcia co się z nim dzieje, ale mdłości nie mijały. Gdyby się zatruł to przecież zwymiotowałby, a tego nie zrobił. Usłyszał jak drzwi łazienki uchylają się i ktoś wchodzi do środka.

- Wywiad skończony Harry, wracacie do hotelu, a później bezpośrednio na lotnisko – usłyszał zdenerwowany głos ochroniarza, a po chwili ponownie został sam.

***

Sytuacja po powrocie zmieniła się, ale tylko w niewielkim stopniu. Mdłości ustały, ale Harry ciągle zasypiał w każdym możliwym miejscu. Niezależnie gdzie był, jego oczy zamykały się, a on odpływał. Siedzieli w piątkę w salonie i oglądali film chociaż właściwie telewizor grał w tle, a oni rzucali się poduszkami demolując pokój.

- Jestem mistrzem poduszkowej bitwy – krzyknął Niall, atakując Liama, który po chwili gonił Irlandczyka po całym pomieszczeniu wywołując tym pisk blondyna.

- Poddaj się i odrzuć swoją broń – powiedział Liam, na co Niall posłusznie wykonał polecenie i puścił poduszkę, trafiając nią Stylesa prosto w klatkę piersiową.

- Cholera Niall to bolało, możesz trochę uważać co robisz – warknął Harry, masując swoje ciało.

Cała czwórka spojrzała na niego w zdziwieniu, nie spodziewali się takiego wybuchu po Stylesie. Zresztą to była tylko miękka poduszka, jak coś takiego mogło go zaboleć? Myśleli, że może loczek żartuje, ale jego twarz wykręcała się w autentycznym grymasie bólu.

- Przepraszam Harry – wyjąkał Niall, siadając na fotelu i ściskając mocno poduszkę w ramionach.

- Dobra, musimy tu posprzątać – stwierdził Payne i zagonił pozostałych do porządków. Sam przysiadł obok Stylesa i spojrzał na niego znacząco.

- Co jest dzieciaku? Nie mów mi, że nic bo dobrze widzę, że coś jest nie tak. Prawie nic nie jesz, w nocy ciągle wstajesz do toalety - Harry milczał odwracając głowę w druga stronę od Liama. Nawet nie wiedział co ma mu odpowiedzieć. Sam nie rozumiał co się z nim dzieje. Myślał, że złapał go jakiś wirus, ale utrzymywał się dość długo, za długo. - Dobra Harry nie chcesz to nie mów, ale zarząd jest wkurzony i umówili cię na jutro do lekarza. Wiem, że nie chcesz iść – dodał szybko, widząc morderczy wzrok zielonookiego – ale nie masz nic do powiedzenia, zbliżają się koncerty w Australii, promocja płyty i musisz być zdrowy. Dobrze o tym wiesz, zresztą martwimy się o ciebie.

- Dobra skończ już, pójdę tam, ale to na pewno zwykłe zatrucie albo jakiś wirus, a wy przesadzacie - bagatelizował wszystkie objawy, bo przecież nie mógł być chory, był za młody na jakąś poważną chorobę prawda? 

- Skończyliśmy – zawołał Zayn i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów zapalając jednego i obracając go między palcami.

Harry podniósł się gwałtownie z kanapy i ruszył w stronę chłopaka, wyrywając mu paczkę i papierosa z dłoni. 

- Co ty robisz? – warknął Zayn, idąc za zielonookim do kuchni.

- Nie będziesz palił tego gówna w tym domu – wrzucił opakowanie do zlewu kuchennego i puścił bieżącą wodę z kranu.

- Zwariowałeś! – krzyknął brunet i szarpnął loczka za ramię. Miał dość tego chorego zachowania Stylesa, inni mogli się nad nim użalać, ale on był wściekły. 

- Rzygać mi się chce od tego pieprzonego smrodu twoich fajek – wydarł się Harry, patrząc ze złością na Malika, który stał przytrzymywany przez Liama – spróbuj tu zapalić, a każdy twój kolejny papieros skończy tak jak te w zlewie.

- On zwariował prawda? – wyszeptał blondyn, patrząc na oddalającego się wściekłego chłopaka.

- Mam nadzieję, że to tylko wariactwo, a nie nic poważniejszego – stwierdził Payne i poszedł do swojego pokoju licząc na to, że jutrzejszy dzień okaże się lepszy od tego który właśnie chylił się ku końcowi.

***

Siedział przy stole nerwowo zerkając na zegarek. Nie chciał iść do lekarza, ale wiedział, że nie zachowa się jak dziecko, przecież nie ma czego się obawiać jest młody, wysportowany, zdrowo się odżywia, co mogłoby mu dolegać? Na pewno nic poważnego. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk rozmów, a po chwili w kuchni pojawili się jego przyjaciele.  Zayn patrząc na niego przewrócił tylko oczami na co Harry zarumienił się i spuścił wzrok. Jego wczorajszy wybuch był nie potrzeby, ale nie cierpiał zapachu papierosów i po prostu nie wytrzymał, a jego ofiarą stał się Malik.

- Przepraszam za wczoraj – powiedział cicho, unikając spojrzeń chłopaków.

- Nie ma sprawy, mogę tu palić prawda? 

- Co?! – krzyknął najmłodszy – oczywiście, że nie.

- Boże Styles – jęknął Malik – mam ochotę cię zabić – wyszedł przed dom trzaskając drzwiami.

- Dlaczego drzecie się od samego rana? – Tomlinson wszedł do kuchni paradując w samym ręczniku przepasanym na biodrach. Z jego włosów skapywały krople wody sunące wolno po klatce piersiowe chłopaka.

Harry zmarszczył nos i rozejrzał się po kuchni. Coś pachniało tu niezbyt przyjemnie i nie wiedział co to takiego. Chłopcy nic nie gotowali, herbata pachniała i smakowała dobrze, ale coś mu tu nie pasowało. Spojrzał na Lou i go olśniło, podniósł się z krzesła i ruszył po płaszcz wiszący w korytarzu i wrócił z nim powoli się ubierając.

- Lou śmierdzisz – powiedział patrząc na chłopaka.

- Słucham?

- Śmierdzisz Louis, idź się wykąp albo weź długi prysznic i zmyj z siebie ten smród.

- Żartujesz sobie ze mnie? Przecież właśnie się kąpałem debilu – warknął szatyn, patrząc na resztę przyjaciół którzy stali i obserwowali loczka w szoku.

- To wymyj się jeszcze raz Lou, naprawdę... naprawdę śmierdzisz, nie lubię tego zapachu... - Harry tupnął nogą patrząc na starszego chłopaka.On nie prosił, a żądał. 

- A co mnie obchodzi, że nie lubisz mojego zapachu? Jakoś nikt więcej nie narzeka.

- Louis... - w oczach najmłodszego pojawiły się łzy, a zielone tęczówki zaszkliły się niebezpiecznie – nie chcę żebyś tak pachniał, ten zapach jest brzydki... proszę Boo Bear, proszę zmyj to z siebie – po tych słowach wyszedł z domu.

- Czy on właśnie powiedział mi, że śmierdzę, a później zaczął płakać? – Tommo obrócił się do Nialla i Liama aby upewnić się, że oni także widzieli to co on.

- Dokładnie to się wydarzyło – przytaknął blondyn.

- Przecież właśnie się wymyłem. Czujecie coś dziwnego?- zaczął wąchać swoją skórę, ale nie czuł niczego niezwykłego. Naprawdę nie rozumiał o co znowu chodziło Stylesowi. 

- Ja nie – Liam pokiwał głową i zerkną na Nialla.

- Śmierdzisz jak zwykle Lou, czyli mieszanka narcyzmu, egoizmu ze szczyptą debilizmu - zaśmiał się złośliwie, mijając przyjaciela. 

- Pożałujesz tego Horan.

- Harry poszedł właśnie do lekarza – przerwał im Liam, widząc wściekłą twarz Tomlinsona,  który właśnie wychodził z kuchni.

- Chyba do psychologa, on ma coś z głowa ostatnio – odparł rozdrażniony Tommo.

- Do psychologa to chyba ty Louis... chociaż nie, raczej do seksuologa, bo psycholog tu w niczym nie pomoże – wysyczał przez zęby Niall. 

Tomlinson obrócił się na pięcie i wbiegł po schodach do swojego pokoju dla efektu trzaskając drzwiami.

- Tobie też wydaje się, że mieszkamy z dwiema księżniczkami? – Nialler przekrzywił głowę zastanawiając się głośno i czekając na odpowiedź kolegi.

- To dom wariatów Niall, mam nadzieję, że tobie nie odbije bardziej niż dotychczas – stwierdził Liam i poszedł odetchnąć świeżym powietrzem, kolejny dzień nie zapowiadał się spokojnie.

***

Siedział w poczekalni prywatnej kliniki do której zapisani byli wszyscy chłopcy z zespołu. Czekał na wizytę u doktor Evy Parker. Po około dwudziestu minutach został zaproszony do gabinetu. Przywitała go starsza kobieta z lekko siwymi włosami i szerokim uśmiechem.

- Witam Harry, jestem Eva, co cię do mnie sprowadza?

- To pewnie jakieś zatrucie ale managerowie wysłali mnie tutaj.

- Czy to zatrucie to się okaże – odpowiedziała wesoło, mrugając do niego okiem – a więc opisz mi swoje objawy.

- Od kilku tygodni jestem ciągle śpiący i zmęczony. Czasami jest mi niedobrze, ale nie wymiotuję, mam tylko mdłości. Kręci mi się w głowie i boli mnie w dole brzucha.

- Dobrze, połóż się na kozetce trochę cię pomacamy, oczywiście tylko po brzuszku. – Harry zaśmiał się i położył na wyznaczonym miejscu. Może nie będzie tak źle. 

Kobieta zaczęła badanie i po kilku minutach odezwała się.

- Zrobimy badanie krwi i wtedy zobaczymy co dalej, to co powiedziałeś pasuje do kilku schorzeń, ale musimy się upewnić zanim zaczniemy cię kroić – widząc przerażoną minę chłopaka dodała szybko – żartowałam skarbie, nie bój się – puściła do niego oczko i  zawołała pielęgniarkę, która pobrała mu krew.

- Poczekaj tu sobie, wrócę za kilka minut z wynikami – powiedziała i wyszła z gabinetu pozostawiając go samego. Panika ogarnęła jego umysł, jednak był chory i ona chce go kroić?! Stwierdziła, że żartowała, ale w sumie przez moment wyglądała dość poważnie. Po pół godziny do gabinetu wróciła doktor Parker niosąc w ręku jakieś kartki, usiadła za biurkiem głośno wzdychając i spojrzała na zielonookiego.

- Pani doktor co mi jest? Czy to coś poważnego? – zapytał drżącym głosem. Może mógł przyjść tutaj z mamą albo chociaż z Niallem. 

- Nie denerwuj się Harry. Na początek muszę zadać kilka bajecznie prostych pytań. – Harry pospiesznie skinął głową – czy spałeś ostatnio z kimś kto ma w spodniach to samo co ty?

- Słucham? – spojrzał szeroko otwartymi oczami na doktor Evę. O co do cholery jej chodzi?

- Ohh skarbie – kobieta przewróciła oczami – mam ci to tłumaczyć na pszczółkach i kwiatkach? – zapytała rozbawionym głosem.

- Ale co? Pszczółki? Kwiatki? O co pani chodzi?

- No czy uprawiałeś seks? Na przykład z mężczyzną? Analny ma się rozumieć - kobieta chyba dobrze się bawiła zawstydzając go. 

Harry zarumienił się cały. Na słowa doktor Parker przed oczami stanęła mu noc z Tomlinsonem.

- T-tak – odparł cicho Harry.

- Góra czy dół słońce? Chociaż chyba nie muszę pytać. 

Chłopak spuścił głowę kryjąc ją w dłoniach – O Boże naprawdę muszę odpowiadać?

- Tak Harry, wiem że to krępujące ale każdy z nas był młody nawet taka stara baba jak ja i niestety, ale muszę znać odpowiedź na to pytanie, bo dzieję się coś niezwykłego i niespotykanego. Musimy mieć pewność. 

- D-dół... - wyszeptał Harry, nadal zakrywając twarz z zażenowania.

- Domyślam się, że tak jak kiedyś tak i teraz młodzież nie lubi tego lateksu, więc powiedz lub pokręć głową na tak lub nie, ale czy zabezpieczyliście się?

Harry wrócił pamięcią do nocy, gdy to wszystko miało miejsce. Byli pijani nie myśleli o niczym, a tym bardziej o zabezpieczeniu. Chłopak zbyt zawstydzony aby odpowiedzieć pokręcił głową zaprzeczając.

- Dobrze, mam pewne podejrzenia, ale muszę się upewnić aby nie postawić złej diagnozy, zrobimy teraz USG, proszę połóż się ponownie, znów pomacam twój brzuszek, chyba się nie obrazisz.

Harry bez słowa wykonał polecenie układając się wygodnie i podnosząc koszulkę do góry. Kobieta przysunęła do łóżka ultrasonograf i nakładając żel na brzuch loczka zaczęła badanie. Po kilku minutach ciszy wykrzyknęła,

- Jest!

Harry podskoczył na tą nagłą reakcję pani doktor. Patrzył na ekran, ale niczego tam nie widział, jednak kobieta uśmiechała się szeroko, więc chyba będzie żył.

- Nigdy nie myślałam, że mnie to spotka! Jestem taka podekscytowana. Gratuluję Harry!

- Ale przepraszam czego mi pani gratuluje?

- Będziesz tatą Harry! To niesamowite! – powiedziała kobieta spoglądając na leżącego chłopaka. – Jesteś w ciąży skarbie.

- Ale o co pani chodzi? Ja nie mogę być w ciąży, to nie możliwe, ja jestem facetem. Możemy być poważni? 

- Wiem, że to trudne do zrozumienia,ale jesteś w ciąży Harry, na początku drugiego miesiąca.

- Pani nie żartuje prawda? – spojrzał na śmiertelnie poważną kobietę – o Boże niech pani powie, że to chory żart – w jego oczach zbierały się łzy. To było najgorsze co mogło go spotkać. 

- Harry... wiem, że to dziwnie brzmi, ale będziesz miał dziecko, spójrz tu oto ono – pokazała palcem maleńką plamkę na monitorze. – A tak bije jego serduszko – przycisnęła przycisk na urządzeniu i salę wypełnił dźwięk bijącego serca.

Harry rozpłakał się, łzy płynęły mu po policzkach, a z jego ust wyszedł potok słów.

- To nie może być prawda... to jakieś wyimaginowane, jak w jakimś głupim filmie... dlaczego ja? I co ja mam teraz niby zrobić... jestem dziwadłem... - poczuł nagle jak czyjeś ramiona otaczają go, była to lekarka przyciągająca go do uścisku. Wtulił się w jej ciało,  chciał teraz usłyszeć głos swojej mamy mówiący, że wszystko będzie w porządku, ale wiedział, że nic nie będzie w porządku.

- Ciii słonko... takie przypadki się zdarzają, nie często ale jednak.

- Ja chcę do mamy – wyszlochał Harry i kolejna fala łez wypłynęła z jego oczu. – I co ja mam teraz zrobić pani doktor?

- Masz dwa wyjścia, albo usuniesz dziecko...

Harry wyrwał się z jej ramion.

- Na pewno tego nie zrobię.

-... albo donosisz i urodzisz to dziecko. Z tego co powiedziałeś wnioskuję, że chcesz urodzić. – Podała Harry'emu papierowy ręcznik aby się wytarł, a sama wyłączyła urządzenie i zasiadła za biurkiem pisząc coś w dokumentach. – Dobrze Harry, powiedz mi jakie masz teraz plany związane z trasą.

- Mniej więcej za tydzień wylatujemy do Australii na prawie dwa miesiące.

- W takim razie masz tu receptę, musisz brać regularnie te leki, są potrzebne aby utrzymać ciążę i musisz do mnie przylecieć w czasie trasy, to konieczne. Ustal to ze swoim zarządem i daj mi znać. – Harry skinął głową, wstając ze swojego miejsca – i zapomniałabym, proszę – wręczyła mu jeszcze jedną kartkę patrząc na chłopca i posyłając mu pokrzepiający uśmiech. – Poradzimy sobie Harry i jeśli to cię pocieszy to ze wszystkich mężczyzn jakich widziałam w swoim życiu, a uwierz nie było ich mało, ty wydajesz się najbardziej odpowiedni do roli rodzica i jestem przekonana, że będziesz świetnym tatusiem.

Loczek wyszedł na zewnątrz, odnalazł ławkę stojącą niedaleko kliniki i usiadł na niej nie chcąc wracać jeszcze do domu. Obracał w dłoniach wydruk USG bojąc się spojrzeć, ciekawość jednak zwyciężyła, trzymając zdjęcie przed sobą wpatrując się w nie jego ręka automatycznie powędrowała do brzucha.

- Niall miał rację, ze mnie wykluje się dzidziuś, jestem w ciąży

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top