Rozdział czternasty
Harry obserwował Nialla i Zayna krzątających się po domu, biegających dookoła w poszukiwaniu konkretnych rzeczy. Blondyn wybierał się do Stanów zoperować swoje kolano, a Malik oczywiście postanowił mu towarzyszyć, jako wsparcie psychiczne.
- Niall przypomnij mi od kiedy wiesz, że dziś wylatujesz? – zapytał rozbawiony loczek siedząc przy kuchennym stole.
- Od kilku miesięcy! – krzyknął Horan i wbiegł po schodach na piętro, a po chwili ponownie pojawił się na korytarzu z torbą na ramieniu.
- Będziesz musiał naprawdę dobrze się ukrywać, bo jeżeli fanki dowiedzą się gdzie jesteś, nigdy Ci tego nie wybaczą – powiedział poważnie Liam, jak zwykle przejmując się całą sytuacją zbyt mocno.
- Nikt się nie dowie, zobaczycie wrócę jak nowo narodzony – blondyn wszedł do kuchni i zmęczony opadł na wolne miesiące obok Stylesa.
- Obyś miał rację, fanki nie zapomną tego, że je oszukałeś – Liam spojrzał na siedzącego obok Louisa, który był jakiś markotny i nie odezwał się ani słowem odkąd usiedli w kuchni.
Szatyn wpatrywał się skupionym wzrokiem w Harry'ego i nie odrywał od niego swoich oczu. Payne zmarszczył brwi obserwując tą dwójkę, coś tutaj było nie tak. Od kiedy to Lou chciał spędzać czas w tym samym pomieszczeniu co Harry. Liam nie miał pojęcia co przegapił, ale widocznie coś wydarzyło się między tą dwójką. Cichy Tomlinson to coś niespotkanego i nowego, więc szatyn postanowił dowiedzieć się co tu jest grane.
- Lou – zagadnął swobodnie chłopaka obok.
- Hmm... - mruknął szatyn grzebiąc widelcem w swoim talerzu.
- Co ty taki milczący? Jesteś chory czy co?
- Nie wiem o co ci chodzi – odparł cicho nie zaszczycając Payna spojrzeniem.
- Przecież widzę, że coś ci jest, nigdy nie byłeś taki milczący – ciągnął dalej niczym nie wzruszony Liam. Musiał odkryć prawdę.
- Od czasu do czasu każdy lubi pomilczeć, najwyraźniej teraz jest mój czas – odparł Tomlinson odsuwając od siebie jedzenie.
- Mogę to za ciebie skończyć? – zapytał radośnie Niall, a Zayn, który pojawił się właśnie w kuchni uśmiechnął się promiennie do blondyna.
- Jasne, smacznego.
- Dzięki Lou – Horan zaczął pałaszować danie, a Liam pokręcił głową zdezorientowany.
Od kiedy Louis oddaje swoje jedzenie dla Nialla bez żadnych złośliwych komentarzy.
- Co ci jest Lou? Pytam po raz ostatni, mów – zarządził Payne i lekko uderzył dłonią w stół dla podkreślenia swoich słów.
- Boże Liam daj mu spokój! – niespodziewanie głos zabrał Harry i zaskoczyło to wszystkich łącznie z samym loczkiem.
Louis podniósł głowę i patrzył na Stylesa, który zaczął się rumienić. Na twarzy Tomlinsona zaczął pojawiać się delikatny uśmiech, a po chwili cała jego twarz się śmiała, a w oczach pojawił się dawny błysk. Harry stanął w jego obronie, co z tego, że powiedział tylko kilka słów, obronił go i dla Lou to było tak przyjemna niespodzianka, że nie mógł opanować radości.
- Wyluzuj Hazz – uspokajał go przyjaciel – tylko się martwię, nic więcej, nie musisz krzyczeć.
- Przepraszam, po prostu nie męcz go już ok.? – zielonooki zerknął niepewnie na Payna, a ten uśmiechnął się i skinął głową zgadzając się.
- Nie mlaskaj tak Niall – szatyn upomniał Irlandczyka ze śmiechem, a Zayn uderzył go w tył głowy na co ten pisnął – za co to było?
- Niech je sobie tak jak chce, za kilka godzin będzie miał operację, więc daj mu spokój – mówił Malik, przyglądając się z uśmiechem Horanowi.
- A co on będzie miał, operację żołądka czy nogi, że ma się teraz najeść? – zapytał Louis, a Harry słysząc jego pytanie zachichotał głośno.
Wszyscy zerknęli na niego w szoku. Styles od tak dawna nie śmiał się szczerze i radośnie, że ten dźwięk był jak świeży powiew nadziei dla wszystkich obecnych w domu.
- Co? – zapytał speszony, lecz nadal się uśmiechał – to było przecież zabawne.
- Ładnie się tak śmiać z przyjaciela, który będzie cierpiał? – Niall z uśmiechem wpatrywał się w loczka, który cały czas miał na twarzy lekki uśmiech.
- Przepraszam, nie gniewaj się – powiedział ciepło zielonooki, a Lou nie mógł uwierzyć jaki ten chłopak jest dobry i pełen miłości do wszystkich.
- Nie marudź Niall, już Zayn się tobą zaopiekuje w odpowiedni sposób – Lou mrugnął okiem do blondyna, który zarumienił się wsciekle.
- Przymknij się – burknął brunet, ale w jego głosie dało się usłyszeć śmiech.
- Przymknij się Lou – przedrzeźniał go Tomlinson ciesząc się jak dziecko, gdy dostrzegł rozbawioną twarz Stylesa.
- Dajcie znać gdy dolecicie na miejsce – Harry zerknął na przyjaciół którym humory tego dnia dopisywały i uroczo się uśmiechnął.
- Jasne, odezwiemy, a teraz zbierajmy się – blondyn podniósł się z miejsca i skierował ku wyjściu.
- Na razie panowie – Zayn pożegnał się i wyszedł za Niallem, który nagle zatrzymał się przy drzwiach i cofnął.
- Idź do samochodu, zapomniałem czegoś, zaraz do ciebie dołączę – Horan poczekał aż ten wyjdzie i zawołał ze swojego miejsca – Lou, możesz przyjść na chwilę?! – po chwili zaskoczony szatyn pojawił się na korytarzu, patrząc pytająco na Irlandczyka.
- Co się stało? – zapytał, a Niall podszedł do niego szybko i przydusił go do ściany – Jezu, odwaliło ci Horan!?
- Posłuchaj mnie uważnie Louis, jeżeli po powrocie dowiem się że zraniłeś Harry'ego to pożałujesz rozumiesz? Zrób jeden zły ruch, a skrzywdzę cię tak bardzo, że zapamiętasz to do końca życia. Dotarło do ciebie?
- Uspokój się Niall, nie chcę krzywdzić Harry'ego, zależy mi na nim, tak samo jak tobie – powiedział poważnie, starając się wyszarpnąć z mocnego uścisku.
- Nie waż się tak mówić – blondyn ponownie popchnął Lou i zmierzył go pogardliwym wzrokiem – nigdy nie będzie ci zależało na nim tak jak mi, nigdy. Jesteś draniem bez serca, trzymaj się z daleka od Harry'ego. Wystarczająco nacierpiał się przez twoje przerośnięte ego – powiedział i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
- Mam serce – szepnął Louis wpatrując się w kuchenne drzwi, skąd dobiegał głośny śmiech loczka.
***
Harry siedział w swoim pokoju z laptopem na kolanach, przeglądał strony internetowe i robił wszystko byleby tylko nie wychodzić z własnej sypialni i nie spotkać Louisa, który zachowywał się co najmniej dziwnie. Wolał go unikać tym bardziej, że zostali w domu sami ponieważ Liam jak zwykle zdecydował się jechać do Sophie.
W całym budynku panowała cisza, więc pomyślał, że istnieje taka możliwość, że Lou wyszedł gdzieś i tylko on został w domu. Z tą optymistyczną myślą odstawił laptopa na bok i postanowił wyjść z pokoju, kierując swoje kroki do salonu. Jednak gdy tylko znalazł się na schodach usłyszał głos Tomlinsona, który najprawdopodobniej w kuchni nucił jakąś melodię pod nosem. Chciał cofnąć się i wrócić do sypialni, lecz głowa Lou pojawiła się nagle między drzwiami.
- Oooo Hazz, fajnie, że jesteś, myślałem, że może zasnąłeś czy coś – mówił wesoło szatyn wpatrując się w loczka – chciałbyś może zjeść coś ze mną? Zamówiłem pizzę, tą którą lubisz, jesteś głodny? Możesz jeść pizzę prawda? Wiem, że jest niezdrowa i tak dalej, ale teraz możesz jeść już wszystko tak? Dobrze mi się wydaje? – bełkotał Tomlinson, drapiąc się nerwowo po karku – kilka tygodni temu nie poczęstowałbym cię niezdrowym żarciem, w tamtym stanie, ale teraz może chciałbyś... wiem, że plotę bez sensu, ja po prostu... - zamilkł na moment odrywając od niego wzrok i wbił oczy w podłogę – zjesz ze mną? – zapytał cicho i zerknął niepewnie na zielonookiego, który stał w milczeniu i wsłuchiwał się w słowa starszego chłopaka.
Harry nie miał pojęcia co odpowiedzieć na pytanie Louisa, zjadłby coś z chęcią, ale nie miał ochoty siedzieć z Tomlinsonem i udawać, że wszystko jest w porządku bo nie jest i pewnie nigdy nie będzie w pełni.
- Harry? – powiedział chłopak patrząc na Stylesa z nadzieją w oczach.
- Tak, ja... z chęcią z tobą zjem – odparł i uderzył się mentalnie w policzek.
Nie miał pojęcia dlaczego się zgodził, ale słowa zostały powiedziane i nie mógł już się wycofać.
- Super, w takim razie, chodź mały, zjemy w salonie – szatyn uśmiechnął się radośnie i zniknął za drzwiami od kuchni.
Westchnął i zszedł po schodach, usiadł na sofie w salonie i nerwowo czekał na Lou, który po chwili pojawił się w pokoju z pizzą i talerzami.
- Czego się napijesz? – zapytał promiennie.
- A ty co będziesz pił? – zielonooki wpatrywał się w chłopaka przygryzając nerwowo wargę.
- Herbatę, ale mogę zrobić ci coś innego – zaproponował niepewnie, zachowywali się tak dziwnie, obco, zupełnie jak nie oni.
- Może być herbata, nie chcę robić kłopotów.
- Nie jesteś kłopotem Hazz – powiedział miękko szatyn, a Harry naprawdę nie chciał się zarumienić, ale czuł jak jego policzki robią się rozpalone.
- Herbata będzie w porządku, naprawdę, dziękuję.
Czekał aż Lou wróci z kubkami parującego napoju i bał się, nie miał pojęcia o czym będą rozmawiali.
- Proszę bardzo, twoja herbata – podał gorący kubek Stylesowi i usiadł obok niego w milczeniu.
Siedzieli w ciszy, która zaczynała być coraz bardziej nieprzyjemna i niekomfortowa.
- Kiedy wróci Liam? – loczek zadał pytanie byleby tylko coś powiedzieć, zauważył zdziwione spojrzenie Louisa i może tylko mu się wydawało, ale dostrzegł w jego oczach smutek.
- Nie wiem, ale wspomniał coś, że pojedzie do rodziców, więc nie za szybko, tak myślę.
- Och – westchnienie uciekło z ust Harry'ego.
To znaczy że będzie sam na sam z Louisem przez co najmniej kilka dni. Wiedział, że to będą stresujące chwile, już teraz jego serce biło coraz szybciej, a dłonie pociły się nieprzyjemnie.
- Harry, stało się coś?
- Co? – podniósł głowę i napotkał wzrok szatyna, który siedział obok z przygnębionym wyrazem twarzy.
- Naprawdę tak bardzo ci przeszkadza, to, że masz spędzić ze mną kilka dni?
- Niczego takiego nie powiedziałem – szepnął Harry spuszczając wzrok na dłonie, które nerwowo pocierał.
- Twoja mina mówiła dość wyraźnie, że nie napawa cię to optymizmem.
- Przepraszam.
- Za co? – zapytał starszy chłopak i usiadł bliżej loczka – nie masz mnie za co przepraszać mały – uniósł dłoń i niepewnie poklepał go po kolanie – pooglądamy coś?
- Jasne – uśmiechnął się szeroko wdzięczny za zmianę tematu, rozsiadł się wygodnie i czekał aż Lou wybierze film.
Siedzieli obok siebie, stykali się ramionami, ale żaden z nich nie odsunął się. W głowie Harry'ego szalała burza, nie powinien siedzieć tu z Louisem, rozmawiać z nim i dobrze się bawić, ale robił to i był pewny, że będzie tego żałował prędzej czy później.
- Ten film był głupi – zachichotał loczek, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe.
- Coś ty, był świetny – odparł uśmiechnięty szatyn i odwrócił głowę by spojrzeć na chłopaka.
- Podobał ci się? Przecież przez cały czas marudziłeś jaki jest dziwny – zdziwiony Styles obserwował twarz Louisa i nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy ten potarł oczy ze zmęczenia.
Nagle wyobraził sobie ich dzieci, urocze maleństwa, które siedziałyby na ich kolanach i pocierały oczka przed snem, głośno ziewając. Ta wizja uderzyła w niego tak nagle i niespodziewanie, a jego świat zatrzymał się gwałtownie w miejscu, nie pozwalając ruszyć mu dalej. Poczuł jak zapada się w sobie i nic i nikt go stamtąd nie wyciągnie.
Zamrugał gwałtowanie, by odgonić łzy, które pojawiły się w jego oczach. Ostatnią osobą, z którą chciał rozmawiać o swoim załamaniu był Louis siedzący obok niego. Jednak szatyn nie był ślepy, dostrzegł co dzieje się z chłopakiem.
- Harry co się stało? Powiedziałem coś nie tak? Jeżeli tak to przepraszam, nie chciałem, ale jestem trochę głupi, sam dobrze o tym wiesz. Przepraszam mały – chciał go przytulić, ale chłopak zerwał się ze swojego miejsca i stanął obok kanapy.
- To nie twoja wina, po prostu jestem zmęczony, pójdę się położyć, dobranoc – powiedział szybko i wybiegł z pokoju, chcąc jak najszybciej zniknąć z oczu Tomlinsona.
Zamknął się w sypialni i rzucił na łóżko, kryjąc twarz w poduszce. Chciał być silny i dać sobie z tym radę sam, ale jedyne czego potrzebował to przytulić się do kogoś...
***
Cały następny dzień spędził w swoim pokoju, nie odzywając się do Louisa, który co kilka godzin pytał czy nie przynieść mu czegoś do jedzenia. Niall zadzwonił do niego przed operacją i od razu wyczuł w jego głosie smutek, chciał dowiedzieć się co się stało, ale zbył go bólem głowy i zmęczeniem tak, że blondyn rozłączył się bez słowa.
Był już późny wieczór, gdy drzwi do pokoju Harry'ego otworzyły się i zamknęły z hukiem, a w środku pojawił się Louis.
- Cześć Harry – przywitał się z młodszym i szedł powoli w jego stronę.
Styles leżał pod grubą kołdrą i wpatrywał się w niego zaskoczony.
- Stało się coś? – wychrypiał śpiącym głosem.
- Obudziłem cię? – zapytał zaniepokojonym głosem i zatrzymał przy łóżku.
- Nie, jeszcze nie spałem.
- To dobrze, mogę? – zerknął na miejsce obok Stylesa i czekał na jego reakcję, ten skinął głową - chciałem porozmawiać – położył się obok loczka i wpatrywał w sufit, nie wiedząc od czego zacząć.
- O czym? – Harry nie odrywał wzroku od twarzy szatyna, który milczał zestresowany.
- O nas – odpowiedział cicho.
- O nas – powtórzył zielonooki zaskoczonym głosem.
- Tak, wiem że mnie nienawidzisz Harry, każdego dnia sobie to uświadamiam i przeraża mnie to, że już nigdy nie będziemy przyjaciółmi, takimi jak dawniej, bez żadnych barier i granic, a to wszystko przeze mnie ponieważ nie potrafiłem poradzić sobie z tą sytuacją. Jestem od ciebie starszy, ale to ty zachowywałeś się jak odpowiedzialny facet, nie ja.
- Louis przestań proszę – wyszeptał nie odwracając spojrzenia od szatyna.
- Nie Hazz, chcę to powiedzieć, musimy w końcu wszystko sobie wyjaśnić rozumiesz? – starszy obrócił się tak, że leżeli zwróceni do siebie twarzą w twarz – nie wiem dlaczego tak mi odwaliło, gdy dowiedziałem się o twojej ciąży nawet nie miałem pojęcia, że jesteś gejem i to mnie poraziło. Nie będę się usprawiedliwiał, nie mam do tego prawa, ale chcę byś chociaż spróbował mnie zrozumieć. Nie jestem homofobem Hazz, przecież dobrze o tym wiesz i ostatnie co chciałbym zrobić to zranić ciebie – wyciągnął dłoń i ostrożnie potarł policzek młodszego – ale wtedy powiedziałeś o ciąży i to wszystko razem to było za dużo.
- Myślałem, że mi pomożesz – smutny głos młodszego rozszedł się po sypialni, a szatyn myślał, że nie udźwignie tego spojrzenia zielonych tęczówek pełnych żalu.
- Żałuję, że nie byłem dla ciebie oparciem, że cię obrażałem i mówiłem takie okropne rzeczy, które nie są prawdą. Bałem się, że Eleanor się dowie, że to się rozejdzie na cały świat, a wtedy nie będę miał już normalnego życia.
- Przepraszam, że Eleanor dowiedziała się przeze mnie.
- Dobrze, że tak wyszło i tak nic do niej nie czułem, bycie z nią było po prostu łatwe. – lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy wspominał zerwanie z dziewczyną.
- Byłeś nie miły, gdy z nią przebywałeś – Harry ułożył dłonie pod policzkiem, a jego usta uformowały się w podkówkę.
- Wiem przepraszam, tak strasznie wkurzało mnie to, że dobrze sobie radziłeś, że wszyscy litowali się nad tobą, byłeś najważniejszy, a Niall ciągle gadał o fasolce. Nie rozumiałem tej fascynacji i czułem się odrzucony przez wszystkich.
- Mówiłeś, że jestem potworem, brzydziłeś się mnie – łzy mimowolnie pojawiły się w oczach Harry'ego i spłynęły po jego twarzy.
- Ja... ja – zająknął się Lou i wpatrywał się w mokre policzki Stylesa – nie wiem co powiedzieć. Pamiętam każdą obelgę, którą cię obraziłem i żałuję, ale nie cofnę czasu nawet jeżeli tak bardzo tego pragnę – przysunął się bliżej chłopaka, tak że prawie stykali się ciałami.
- Czułem się samotny, bałem się o dzieci i... i tęskniłem za tobą – wyznał Hazz szlochając, a Lou nie wiele myśląc przytulił go mocno i trzymał w ramionach, gdy łzy wypływały coraz mocniej z oczu młodszego.
- Ja też za tobą tęskniłem. Gdy usłyszałem, że to były bliźnięta...
- Nie wierzyłeś, gdy mówiłem, że jestem z tobą w ciąży, uważałeś że jestem puszczalski – szloch przerodził się w ciche łkanie, które tłumiło ciało Louisa.
- Przepraszam malutki, teraz nie wyobrażam sobie by ktoś inny mógł cię dotykać, przepraszam – mówił Lou i całował czoło młodszego, który drżał pod jego dotykiem – wiem, że mi nie wybaczysz, ale może kiedyś uda nam się wrócić do przyjaźni i tego co mieliśmy?
- Wybaczę ci Louis, chcę ci wybaczyć tak bardzo, ale potrzebuję trochę czasu. Muszę się do ciebie przyzwyczaić i tego, że nie jesteś takim chamem.
- Dziękuję Hazz, tak bardzo ci dziękuję – pocałował zielonookiego w policzek i otulił go swoimi ramionami.
- Jeszcze ci nie wybaczyłem – mruknął Styles, ale w jego głosie było słychać radość.
- Wiem, ale dałeś mi nadzieję, a to chyba najpiękniejszy dar jaki można dać człowiekowi – powiedział Louis bawiąc się loczkami Harry'ego.
- Nie czaruj Tomlinson – parsknął brunet, ale nie odsunął się od starszego.
Leżeli w ciszy z przymkniętymi powiekami, gdy nagle odezwał się Lou.
- Hazz – zaczął niepewnie odsuwając się delikatnie od śpiącego loczka.
- Hmm... - wymruczał zielonooki.
- Ja... chciałem się zapytać, czy masz może... - przerwał nagle, a Styles podniósł głowę zaniepokojony głosem Louisa.
- Co jest?
- Po prostu...
- Wykrztuś to z siebie Tomlinson.
- Masz zdjęcia USG naszych dzieci? – zapytał szybko i bał się spojrzeć na leżącego obok chłopaka.
Harry usiadł i nie mógł oderwać oczu od zdezorientowanego szatyna, który po raz pierwszy powiedział „naszych dzieci" i loczek nie mógł zignorować tego jak zabiło jego serce i rozpłynął się od nadmiaru uczuć.
- Nic nie mówisz, przepraszam nie powinienem pytać, kretyn ze mnie, nie było pytania, zapomnij...
- Przestań, po prostu się zamyśliłem, mam zdjęcia, chciałbyś... chciałbyś zobaczyć? – spytał zawstydzony, a Lou spojrzał na niego szczęśliwy.
- Mógłbym?
- Mhm – wstał z łóżka i podreptał w stronę szafy, z której wygrzebał duże pudło. Postawił je na łóżku obok nóg Louisa po czym usiadł obok niego i otworzył pudełko – proszę – wyciągnął dłoń ze zdjęciem w stronę szatyna, a ten wziął je ze strachem. Przyglądał się fotografiom marszcząc brwi, przekręcając głowę w obie strony.
- Czy to dziwne jeżeli powiem, że za dużo nie widzę? – zapytał zmartwiony, a Harry zachichotał rozbawiony słowami Tomlinsona.
- Ja też za bardzo nie wiedziałem na co patrzę.
- To dlaczego się ze mnie śmiejesz? – szturchnął młodszego łokciem i sam zaśmiał się głośno.
- Bo jesteś zabawny – wyjaśnił promiennie, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki, które Lou zauważył z przyjemnością.
- A ty jesteś uroczy – stwierdził starszy, a widząc rumieńce Harry'ego odchrząknął cicho – co masz w tym pudle?
- Och takie tam, pamiątki i drobiazgi dla dzieci.
- Mogę zobaczyć?
- Śmiało – zgodził się i ułożył wygodnie pod kołdrą, obserwując szatyna.
- Oooo jakie ładne, kto je kupił? – Tomlinson zerknął na chłopaka trzymając sportowa koszulkę w dłoni.
- Jak myślisz? Oczywiście, że Niall, przecież nie ja.
- Wszystko jest takie malutkie – oglądał zauroczony ciuszki i komentował je z zachwytem.
Zorientował się, że od kilku minut Harry nie odezwał się ani słowem. Obrócił się w jego stronę i dostrzegł śpiącego loczka, widział spokój wymalowany na jego twarzy. Wstał cicho i odstawił pudełko na bok, okrył mocniej Harry'ego i pochylił się by złożył całusa na jego czole.
- Dobranoc maleństwo.
***
Krzątał się po kuchni szykując obiad, słyszał Louisa, który głośno rozmawiał z kimś przez telefon i schodził właśnie po schodach.
- Nie mamo, nie rozmawiałem z El, to zamknięty rozdział przecież już o tym rozmawialiśmy – wszedł do kuchni i posłał Harry'emu szeroki uśmiech – zmiana tematu, jak się czujesz mamo?
Harry przyglądał się chłopakowi rozmawiającemu z mamą i dalej gotował, będąc co raz bardziej głodnym. Po trzydziestu minutach siedział przy stole z dwoma talerzami i czekał aż Louis skończy rozmawiać z Jay.
- Nareszcie – westchnął zmęczony szatyn, gdy rozłączył się i odłożył telefon na stole – tak w ogóle to cześć.
- Cześć, proszę – podsunął jeden talerz Tomlinsonowi, który przyjął go z uśmiechem.
- Dla mnie? Dziękuję.
- Jak się czuje twoja mama? – zapytał Harry patrząc na chłopaka smacznie jedzącego obiad.
- Dobrze, nie może usiedzieć w miejscu, robi ostatnie zakupy i przygotowania, trochę jej odbija, ale to chyba normalne w jej stanie.
- Pewnie tak, wybrała już imiona.
- Mhm, Ernest i Doris, całkiem smaczne to jedzenie, dawno nie gotowałeś – zauważył z uśmiechem szatyn.
- I jak się czujesz z tym, że nie będziesz już jedynym mężczyzną w rodzinie? – brunet uśmiechnął się pogodnie i wstał biorąc puste talerze.
- Na początku byłem trochę wkurzony tą całą ciążą, ale jeżeli mama jest szczęśliwa, to ja też a kolejny facet w domu to plus. Pomogę ci zmywać.
- Poradzę sobie, możesz zaparzyć herbatę.
- Dobrze – szatyn kręcił się po kuchni i nagle zatrzymał się stając za Harry'm, podniósł do góry ręce chcąc dosięgnąć do szafki z kubkami, otarł się o ciało loczka, ale nadal nie udało mu się dostać do naczyń – ta szafka jest zdecydowanie za wysoko – westchnął i położył dłonie na biodrach Stylesa opierając głowę na jego ramieniu – możesz mi podać te cholerne kubki? – mruknął cicho obejmując go mocniej.
- J-jasne, już podaję – Harry wyjął dwa kubki z szafki i podał Louisowi obracając się w jego ramionach.
- Dziękuję bardzo – odebrał od niego naczynia i odsunął się idąc w stronę czajnika.
Harry stał wpatrując się w drżące dłonie i starał się uspokoić.
- Co będziemy robić? – zapytał Louis trzymając kubki w dłoni.
- A co chcesz? – Styles spojrzał się na szatyna nie rozumiejąc jego ekscytacji i radości.
- Z tobą wiele rzeczy, ale może po prostu posiedzimy razem i tyle?
- Może być – wzruszył ramionami i poszedł za chłopakiem. Rozsiedli się wygodnie i oglądali powtórkę jakiegoś rozrywkowego programu, ale Hazz nudził się i to bardzo.
- Przełączę to – wziął pilot na co Lou spojrzał na niego szybko.
- Nie, chcę to obejrzeć do końca.
- Nieee, to nudy, przełączę.
- Nawet nie próbuj – zagroził Louis.
- Mhm – zielonooki zmienił kanał, a szatyn krzyknął oburzony.
- Przełącz Hazz!
- Niee.
Tomlinson obrócił się w jego stronę i wyciągnął dłonie, by wziąć pilot.
- Oddaj to.
- Weź sobie – prychnął loczek, a Lou rzucił się na niego chcąc wyrwać mu przedmiot z dłoni.
- Sam tego chciałeś maluchu – zaczął łaskotać go, a Harry chichotał i starał zrzucić ze swojego ciała.
- Przestań, przestań – śmiał się głośno, a dłonie Louisa zawędrowały pod jego koszulkę.
- Dobra wygrałeś – westchnął wykończony błękitnooki i upadł całym ciałem na loczka, kryjąc twarz w jego szyi – zmęczyłeś mnie maleństwo – powiedział lekko a Harry potarł jego plecy dłonią – jest miło prawda?
- Mhm – wymruczał loczek i nagle poczuł usta Louisa na swojej szyi, delikatne muśnięcia wywoływały dreszcze na jego ciele. Poderwał się gwałtownie i zepchnął chłopaka ze swojego ciała.
- Przepraszam Louis, ale to się nie wydarzy, wybacz.
***
Leżał na kanapie i zastanawiał się co go do tego podkusiło. Dlaczego w ogóle chciał pocałować loczka? Cały czas w jego głowie dźwięczały słowa to się nie wydarzy i nie wiedział dlaczego tak bardzo go zraniły.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top