Rozdział 1


                                                                    ROZDZIAŁ 1

                                                                    SUMMER

2008

Dziesięć lat


Znów to samo. Mam ochotę się odwrócić i wykrzyczeć im prosto w twarz, co o nich sądzę, ale zanim znajduje słowa, moje oczy wypełniają się łzami. Nienawidzę ich. Nienawidzę ich bardziej niż budyniu śmietankowego i matematyki. Dlaczego muszą za mną iść? To znaczy, niby wiem, że ich domy znajdują się na tym samym osiedlu co mój, ale przecież istnieją jakieś inne drogi? Biorę głęboki wdech, zaciskam mocniej zęby. Nie chcę płakać, więc ścieram wilgoć z policzków i poprawiam swój różowy plecak. Wiem co o mnie myślą. Sądzą, że jestem dziwna, bo nie umiem wielu rzeczy, ale dziadek zawsze mówił, że nie trzeba umieć wszystkiego, żeby być fajnym. Serce. Najważniejsze jest serce. Podciągam nosem. Tęsknie za nim. To nie sprawiedliwie, że umarł. Nikt nie powinien umierać. Śmierć jest głupia i zupełnie niepotrzebna. Przynosi jedynie ból. Unoszę dłoń i ściskam w palcach medalik w kształcie słońca. Dostałam go od mamy, miał mnie chronić przed złem. Wierzyła, że promienie słońca odgonią deszczowe chmury. Ja też w to wierzyłam. I wierzę. Kiedyś powiedziałam o tym swojej koleżance z ławki. Annie spojrzała na mnie, jak na kogoś komu przed chwilą wyrosły trzy głowy i chichocząc mruknęła pod nosem „Ale z ciebie dziwaczka, Summer" Poczułam się jakby ktoś wymierzył mi cios prosto w żołądek. Spodziewałam się czegoś innego. Annie wydawała się w porządku. No cóż, ci za mną z początku też nie dokuczali. Nie rozumiem dlaczego umiejętność jazdy na rowerze jest aż tak znacząca. Czemu nie mogliśmy spędzać czasu malując lub wycinając? To coś w czym jestem całkiem dobra, a przynajmniej tak twierdzi moja babcia. To ona wprowadziła mnie w świat barw. Uwielbiałam słuchać o obrazach Moneta. Nawet miałam swoją sztalugę. Nikogo jednak nie interesowała moja pasja, byłam dziwadłem, bo nie nadążałam za resztą. Kiedy zachwycali się Jonas Brothers, ja wolałam słuchać Jasona Mraza, co dla wielu było zbyt nudne.

– Hej, Summer! – Spinam się słysząc znajomy głos. Nie chcę, żeby mnie wołano. Potrzebuje tylko dojść bezpiecznie do domu, to wszystko.

– Summer! – Dołącza następny głos.

– Nauczyłaś się w końcu jeździć na rowerze? – Atakuje kolejny.

Mam pecha, że Rich i jego kumple mieszają na tej samej ulicy. Mam pecha, że trafiliśmy do tej samej klasy.

– Widziałem jak jechała z doczepionymi bocznymi kółkami! – Wykrzyknął Tommy.

Skuliłam się w sobie. Dlaczego ta droga tak się wlecze?

– Ale z ciebie ciamajda, Summer! – Rechocze Rich i szybko do mnie podbiega. Nie wiem co chce zrobić, ale jestem przerażona, bo jeszcze nigdy żaden chłopak nie znalazł się tak blisko. Czuję jak chwyta mnie za ramię, a potem popycha na ścianę jakiegoś budynku. Strach ściska mnie za gardło, gdy Tommy bez wahania zaczyna grzebać w moim plecaku.

– Mam! Mam! – Wykrzykuje wymachując trzymanym w dłoni niewielkim notesikiem. Wybałuszam oczy, tracę oddech. Tylko nie to. Tylko nie mój pamiętnik.

– Zostaw! – Złoszczę się. – To moje!

– Teraz poznamy wszystkie twoje sekrety! – Teddy śmieje się głośno. – Pewnie opisujesz tam same dziwne rzeczy, co?

– Oddajcie mi to! – Krzyczę zaciskając dłonie w pięści. To nie fair! To absolutnie nie jest fair, że wszystko co złe, spotyka właśnie mnie! Drżę na całym ciele. Boję się, jestem zawstydzona, ale wiem, że nie mogę odpuścić. Muszę walczyć. Zaczynam wrzeszczeć. Mój ryk jest tak głośny, że prawie więdną mi uszy, a gardło pali żywym ogniem. Rich wytrzeszcza oczy, a potem uderza mnie z otwartej dłoni w policzek.

– Zamknij się, dziwaczko!

Ból przeszywa mnie na wskroś, czuję jak moja skóra pulsuje od niespodziewanego uderzenia. Mrugam powiekami odganiając łzy. Co się stało? Nie jestem w stanie pojąć dlaczego podniesiono na mnie rękę. Wpatruję się w płonące pogardą oczy chłopaka, z moich ust wydobywa się jedynie cichy pisk. Co powinnam zrobić? Chciałam tylko odzyskać swoją własność. Nie zrobiłam niczego złego. Dlaczego mnie uderzył?

– No i co się gapisz?! – Tommy szarpie mnie za ramię.

– Hej! – Nagle potężny, zupełnie obcy głos powoduje chaos w moim umyśle. Nieznany chłopak w czarnej koszulce wydaje się sporo starszy od nas, ale to nie dlatego zastygam jak wosk. Przeraża mnie jego twarz. Jest podrapana i ma mnóstwo siniaków. Wygląda jak...potwór. Rany, zostaw mnie w spokoju! Proszę, idźcie sobie! Gapię się to na rówieśników, to na nieznajomego i marszczę brwi, starając się odnaleźć w tej okropnej sytuacji. W uszach wciąż dudni mi jego głos. Jest nieco ochrypnięty i wypowiadał słowa w zupełnie odmienny sposób. Właściwie nigdy do tej pory nie słyszałam, żeby ktokolwiek tak mówił.

– My tylko rozmawiamy – Bełkocze Teddy.

– Przeproś ją.

– Co?! – Wykrzykuje Rich, a ja rozdziawiam usta ze zdumienia.

– Masz problemy ze słuchem? Przeproś ją. – Nieznajomy mruży swoje ciemne jak smoła oczy. – Twoi kumple również.

Patrzę jak zahipnotyzowana, gdy podchodzi do Tommy'ego i wyjmuje z jego rąk mój pamiętnik.

– Ale my nic nie zrobili... – Teddy wzdycha głośno, gdy nieznajomy piorunuje go wzrokiem. – No dobra, przepraszam.

– Głupie szczyle – Mamroczę chłopak pod nosem. Nie mogę oddychać. Patrzę na niego z zapartym tchem jak na postać z bajki. Jak się nazywała? Och, tak „Piękna i Bestia" Z tym, że ja nie jestem piękna, ale on na pewno ma w sobie coś bestii. Ma ciemnobrązowe, rozwichrzone włosy, które tworzą na jego głowie bałagan i czarne spodnie. Zawstydzona spuszczam wzrok i wbijam go w jego znoszone All Stary. Niepokoi mnie.

– Wszystko w porządku? – Pyta, kiedy zostajemy sami. Rich, Teddy i Tommy ruszyli pędem zaraz po tym jak wybełkotali swoje beznadziejne przeprosiny. Policzek nadal boli mnie od niespodziewanego uderzenia, a pamiętnik ma zniszczoną okładkę. Smucę się tak bardzo, że z moich oczu kapią łzy. Ugh! Wrażliwość. Miałam jej aż zbyt wiele. Przyciskam pamiętnik do serca z nadzieją, że w ten sposób uda mi się teleportować do domu.

– Nie płacz – Mówi wybawca kołysząc się na piętach. – Łzy są dla słabych.

Unoszę na niego zapłakaną twarz i przypatruje się tym koszmarnym zadrapaniom na jego policzku. Może ma kota? Koty często drapały swoich właścicieli. Boże, nie wiem co robić.

– Jak masz na imię? – Mama zawsze powtarzała, że nie można rozmawiać z obcymi, ale jeśli poznam jego imię, to wcale nie będziemy już nieznanymi sobie ludźmi, prawda? Kurczę, ciekawi mnie jak ma na imię. Może Bestia? Ha, ha. Pasowałoby. Zaraz, czy w ogóle istnieje takie imię?

– Po co ci moje imię?

– Ee – Zawieszam się. – No, żebyśmy nie byli już obcymi. – To chyba logiczne?

– A może ja wolę być dla ciebie obcy? – Rzuca śmiejąc się pod nosem. – Sorry, mała, ale przedstawiam się tylko dziewczynom w moim wieku lub starszym.

Co to niby ma znaczyć?

– Ile masz lat?

– Na pewno więcej niż ty.

– O ile więcej?

– Całą wieczność. – Znów parska. – Wracaj do domu na obiadek, dzieciaku.

– Mam na imię Summer.

Chłopak przewraca oczami.

– Zaczynam żałować, że ci pomogłem.

– Jak ma na imię twój kot?

– Nie mam kota.

– Masz.

– Nie.

Hm. To skąd te zadrapania? Nic mi się nie klei.

– Skoro nie chcesz podać mi swojego imienia, to będę nazywała cię chmurką. – Stwierdzam w zamyśleniu. – Wiesz dlaczego będziesz chmurką? Bo jesteś ponury i przypominasz mi te wszystkie szare wielkie chmurzyska, które zbierają się na niebie przed ulewą.

Jego usta drgają w ironicznym uśmieszku.

– Powinnaś już iść.

– Odprowadzisz mnie?

– Nie.

– A jeśli znów spotkam moich wrednych kolegów?

– Nie spotkasz.

– Skąd wiesz?

Wzrusza ramionami, a ja kolejny raz czuję niepokój widząc jego sińce pod oczami. Kiedy mu się tak przyglądam, jego spojrzenie ciemnieje i staje się zimne. Nieprzystępne. Chyba nie lubi kiedy się tak patrzę. Kurczę, nie wiem co o nim myśleć. Może rzeczywiście powinnam już się zbierać? Rodzice będą się martwić.

– Masz ogród? – Z jakiegoś powodu znów go zagaduję.

– Zawsze zadajesz tyle durnych pytań? Tak, mam ogród.

Dlaczego jego głos brzmi tak ponuro? Bestia. Na pewno ma na imię bestia i dlatego nie chce mi powiedzieć. No bo, kto chciałby się przyznać do takiego imienia, prawda?

– Ja też. – Uśmiecham się. – Jest wielki i rośnie w nim mnóstwo kwiatów. Lubisz kwiaty?

– Nienawidzę.

Krzywię się. Jak można nienawidzić kwiatów?!

– A oczko wodne? Tata niedawno je zbudował. Pływają w nim złote rybki, które spełniają marzenia. Jeśli chcesz możesz przyjść i poprosić o spełnienie swojego.

Bestia spogląda na mnie jak na kogoś komu wyrosły trzy głowy. Och, nie. Proszę, nie patrz tak na mnie.

– Nie wierzę w marzenia.

Co!? To niemożliwe, przecież każdy wierzy w marzenia! Marzenia są super! Ciekawi mnie dlaczego jest takim ponurakiem, no i skąd nauczył się tego dziwnego akcentu. Nikt w mojej rodzinie nie mówi tak jak on. Nawet w szkole nikt tak nie mówi. Może to jakaś wada wymowy? Chcę go o to zapytać, ale nie mam odwagi. Milczę. On też milczy. Czuję się dziwnie, ale to chyba efekt bestii. W końcu nie bez powodu ją tak nazywano.

– Idź do domu. – Chłopak mierzy mnie lodowatym spojrzeniem.

Brrr!

– Zawsze jesteś taki...chmurzasty?

– Wymyśliłaś to słowo.

– Wcale nie.

– Wcale tak.

Stoję przed nim, wciąż miętoląc w dłoniach pamiętnik. Co za sytuacja!

– Nie powtarzaj po mnie.

– Nie powtarzaj po mnie.

– Hej! To niegrzeczne!

–Może jestem niegrzeczny?

Bestia niespodziewanie zaczyna się śmiać, ale im dłużej wsłuchuję się w ten dźwięk, tym bardziej wyczuwam w nim coś złowieszczego. Aż gęsia skórka pokrywa moje ramiona. Czy powinnam się go bać? Nie wiem. Może? Ale przecież mnie uratował! Nie może być AŻ TAK groźny, prawda? Z drugiej strony nigdy nie słyszałam o łagodnych bestiach.

Kurczę.

– Dlaczego masz siniaki na twarzy? – Zadaję kolejne pytanie, zanim umysł podsuwa mi, że popełniam błąd.

– Co cię to obchodzi?

– Wyglądasz strasznie.

– Przynajmniej nie muszę kupować stroju na pieprzone Halloween, nie?

Zaklął! Powiedział to bardzo, bardzo złe słowo na „p" którego nie można było powtarzać, nawet jeśli się je gdzieś usłyszy. Coś mi podpowiada, że bestia jest zła. Bardzo, bardzo zła i mimo, że mi pomógł, to chyba jednak powinnam trzymać się od niego z daleka. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top