what the fu;k

Wszyscy pogrążeni w żałobie...
Wszyscy cicho siedzą w jednym pomieszczeniu...
I mimo tego, że wygrali nikomu nie chce się śmiać...
Wszystkie płacze już dawno umilkły, lecz w głowach dalej panuje chaos...
Przed bohaterami na podwyższeniu leży, spoczywa On. Przez wszystkich uznany za największego bohatera. Iron man. Lecz dla nich przyjaciel, kolega, mąż czy nawet ojciec. Wygląda jak gdyby spał. Wokół niego kwiaty on sam w garniturze. Śpi. Jak gdyby nigdy nic. Chciał mieć tylko rodzinę, korzystać z tej szansy, jednak świat miał inne plany. Nie mógł ich zostawić. Nie wybaczył by sobie gdyby Peter i jego przyjaciele nie wrócili. Dobrze wiedział, że słowa Peper "wszystko będzie dobrze" nie mówiły o nim. O tym, że przeżyje. Nie. Wszystko miało być dobrze z tym, że ich zostawi. Że to dobrze żeby odpoczął ,że zrobił swoje i nikt nie będzie miał mu za złe kiedy pójdzie spać. Teraz śpi. Po prostu śpi. W czarnym łożu na białej pościeli wśród kwiatów by nie miał koszmarów. Obok stoi jego zbroja niczym jego wieczny obrońca.
Ciszę przerwało szybkie i dość głośne by wystraszyć połowę z osób, a resztę zmusić do przybrania pozycji obronnych, otworzenie drzwi. Zdecydowanie teraz wszyscy byli czujni, nie mogli dopuścić by ktoś znów zginął. Do środka żwawym krokiem weszły dwie postacie. Kobieta i mężczyzna. Kobieta ubrana w czarny kombinezon z liczną bronią i maską na dolnej połowie twarzy. Włosy miała białe niczym świeży śnieg, mogli by przysiąść, że czują bijące od nich zimno, lecz oczy zupełne ich przeciwieństwo czerwone jak gdyby w środku nich płonął ogień. Obok niej mężczyzna. Oh... Ale oni przecież go znali. Thor widząc go gwałtownie wstał. Przecież to nie może być on. Przecież widział jak umiera. Sam chował jego ciało na jego ulubionej łące z daleka od ludzi których tak nienawidził. Zielone oczy, czarne włosy to musi być on. Po raz kolejny go nabrał? Nie, przecież iluzja rozpadła by się po dotyku.. Więc dlaczego idzie tu zupełnie żywy? Jego kochany malutki braciszek...
Wszyscy stali zdziwieni i trochę przerażeni. Nikt nie wiedział co się dzieje. Tymczasem oni zdążyli podejść już do trumny, a dziewczyna położyć rękę na sercu i twarzy śpiącego bohatera. Pierwsza ze zdziwienia otsząsła się Morgan, córka Tonego. Podbiegła do tajemniczej dziewczyny by odciągnąć ją od ojca, lecz Loki w porę odciągnął ją od niej.
- Nie przeszkadzaj jej - odrzekł zimnym tonem.
- Co chcecie zrobić mojemu tatusiowi?!?! Zostawcie go!!!
- Zaraz zobaczysz dziecko - jego głos już nie był taki zimny, jednak było w nim czuć nutę drwiny.
Dopiero teraz reszta ruszyła się z miejsca. Peper szybko podbiegła do córki i biorąc ją na ręce oddaliła się o kilka kroków. Thor natomiast podszedł do czarnowłosego.
- Bracie to ty? Ty żyjesz? Ale j-jak? - jego głos załamał się na końcu.
- Powiedziałem ci. "The sun will shine on us again" - uśmiechnął się o dziwo bez kpiny- Ale teraz nie czas na to.
Oczy wszystkich skupiły się na dziewczynie. Dookoła niej lewitowały kolorowe kamienie. Wszyscy aż nadto wiedzieli czym one są. Lecz co tu robią? Przecież thanos je zniszczył, a te których oni użyli zostały oddane przeszłośći. Na twarzy dziewczyny widniało pełne skupienie. Wtem kamienie przestały krążyć, zbliżyły się do rąk dziewczyny i wręcz wżarły w jej dłonie. Część zebranych musiała odwrócić wzrok. Trzy kamienie na prawej dłoni którą trzymała na sercu Starka były kamieniami umysłu, mocy i czasu, zaś na lewej dłoni przestrzeni, duszy i rzeczywistości wszystkie w połowie wystawały z dłoni, a od nich rozchodziły się cienkie żyłki w kolorze danego kamienia. Na twarzy białowłosej było widać ból, jednak nic nie powiedziała.
- Co wy robicie? Co ona robi? Czemu nie zostawicie Pana Starka w spok- Peter przerwał swoje pytania gdy zobaczył jak ciało Iron Mana delikatnie unosi się i nabiera barw. Po chwili jednak szybko opadło co zrobiła by i dziewczyna gdyby Loki jej nie przytrzymał.
- Dzięki psotniku. Udało się
- Prędzej zdziwił bym się gdyby ci się nie udało ogniku.
- Może nam ktoś w końcu wytłumaczyć o co tu chodzi?- wykrzyczał Steve. Dziewczyna westchnęła.
- Loki, mógłbyś?
- Kiedyś poprosiłem, a raczej rozkazałem Strange'owi aby pokazał mi jak to wszystko powinno się skończyć. Miałem umrzeć, owszem, lecz kilka dni przed pojawieniem się Thanosa w śnie przybyła do mnie Akane i dokładnie pokazała co mam zrobić. Nie mogłem umrzeć, lecz wszyscy mieli myśleć, że tak jest. Razem z nią musiałem dopilnować byście wygrali i choć nie było nas widać to uwierzcie, że nasza pomoc bardzo się wam przydała. Co do kamieni to Thanos dał je Akane ponieważ wiedział, że nie wygrał by z nią, a poza tym  ufał jej, że je zniszczy.  Tego jednak nie mogła zrobić, kamienie są tak jakby częścią jej, lecz więcej nie mogę wam powiedzieć bez jej zgody. Akane w tym momencie ożywiła Starka, jednak musimy go zabrać do statku który stoi na zewnątrz inaczej jego dusza znów opuści ciało. - wszyscy patrzyli na Boga z zdziwieniem, ale i jak się spodziewał z przerażeniem.
- Dzięki Lokes. Miło mi jestem Akane Mazuwa. - Odpowiedziała nieznajoma biorąc bohatera na ręce i spokojnie idąc do statku. Wszyscy ruszyli za nią w ciszy niczym zachipnotyzowani. Mieli ochotę się zaśmiać kiedy zobaczyli jej statek. Mały, jajowaty, czerwono zielony, opleciony metalowymi prętami przypominającymi korzenie drzew, pomiędzy niektórymi szparami pobłyskiwały srebrne części najprawdopodobniej będące oknami,  nie był większy od małego jednorodzinnego domku.
- I w tym chcesz go niby ożywić? - z drwiną zapytał Kapitan -jak to nawet wejścia nie ma. Prze- - przerwał przez ściskającą się na jego szyi rękę Jotuna
- Nie warz się jej lekceważyć nędzny midgardczyku. Już dawno powinneś gnić pod ziemią - wysyczał rzucając nim o ziemię z obrzydzeniem.
- pamiętaj, że równie dobrze moglibyśmy was zostawić i obserwować jak zdychacie- rzucił jeszcze przez ramię i wrócił do dziewczyny. Ona zaś ku zdziwienu wszystkich (ponownym) dalej szła w ścianę bez wejścia. Po chwili jednak "korzenie" rozsunęły się a metal wygiął tym samym otwierając wejście do środka. A w środku? Ahhh...  Wielka przestrzeń z licznymi lśniącymi na czerwono korytarzami które kręciły się jak węże oświetlane tańczącymi rużnokolorowymi płomykami ognia. Daleko na przeciwko wejścia znajdowały się wielkie schody, a nad nimi diamentowy żyrandol. Obok schodów czarna fontanna z błyszczącą fioletową wodą. Każde drzwi ozdobione rzeźbionymi wzorami, każde innymi, niektóre z wyglądającymi jak żywe wężami, kwiatami czy nawet rybami. Wysoki sufit wyglądał jak galaktyka i to najprawdziwsza ponieważ cały czas się ruszał. W podłodze widzieli swoje odbicia. W środku pachniało nieznanym im pięknym, słodkim zapachem który niewiadomo czemu skojarzyli sobie z ogniem.
- Dalej będziecie mnie obrażać niewdzięcznicy? Trzymajcie się blisko, zgubicie się, są tu miejsca w których na pewno nie przeżylibyście zbyt długo. - uśmiechnęła się i choć chcieli widzieć ją jako wroga to nie mogli, coś ich do niej przyciągało. Jakby ją znali, już dawno temu. Akane pewnie weszła w jeden z korytarzy i nie obracając się szła przed siebie żwawym krokiem. Po 5 minutach ci którzy byli pewni, że mają dobrą orientację w terenie i nigdy się nie zgubią zmienili swoje zdanie. To był istny labirynt! Choć wszystkie drzwi były inne, nic tu nie było takie same to i tak nie znaleźli by drogi powrotnej. Dziewczyna zatrzymała się przed czerwonymi drzwiami z wyrzeźbionymi motylami. Dziesięć przyjaciół (Steve, Thor, Bruce, Clint, Peter, Bucky, Strange, Wanda oraz Sam, Peper i Morgan) posłusznie zatrzymało się za nią. Drzwi same się otworzyły jednak Loki przepuścił tylko Mazuwę.
- To co zobaczycie w środku może być dla was szokiem, dlatego pod żadnym pozorem niczego, ani nikogo nie dotykajcie. Jeśli to zrobicie zginiecie wy albo ta druga osoba.  - nie czekając na odpowiedź obrócił się i podążył za białowłosą. Reszta gdy po chwili weszła do środka zobaczyła sporych rozmiarów pastelowo błękitne pomieszczenie z dużą ilością szuflad i półek. Na środku przy ścianie stało 8 łóżek z czego 2 były zajęte. Na pierwszym leżał Tony dookoła niego unosiła się złota mgiełka, wyglądał o wiele lepiej. Drugie zaś... Clint z krzykiem jej imienia podbiegł do drugiego łóżka i klęknął koło niego pamiętając by go nie dotykać. Po jego policzkach popłynęły łzy.
- Natasha... - myślał, że ją stracił .. Dookoła niej unosiła się błękitna mgła.
- Jak ty to zrobiłaś? - spytał Akane gdy zobaczył, że jego przyjaciółka oddycha.
- Kosztowało mnie to sporo magii, ale żyje. Silna jest. Jutro powinna się wybudzić - z szczerym uśmiechem po reakcji Clinta odpowiedziała Ognistooka. Clint ku nawet swoim własnym zdziwieniu podbiegł do Akane i ją przytulił.
- tak bardzo ci dziękuję!!

/////////////////////////////////////
1356 słów
Data opublikowania: 8.5.19r

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top