Rozdział 3
Rok 2004
Miasteczko dobrze prosperuje pod moją silną ręką chodź nie podoba się to tutejszemu szeryfowi i nie musi tak właściwie. Bez swojej boskości jestem wstanie wiele zrobić. Mam siłę, autorytet, szacunek, wzbudzam postrach i dbam o ludzi, więc po co ten sprzeciw? Niczego im nie brak, nie planuję im żyć, nie zmuszam do niczego. Ja pilnuję tylko spokoju i porządku a czasem pomogę selekcji naturalnej. Bez swojej boskości jest to trochę trudniejsze, ale nie jest to niemożliwe. Łowcy nadal próbują swoich sił, ale zawsze im w planach przeszkodzę. Pechowi ludzie, cóż mogę rzec więcej. Sif po nieudanej próbie odzyskania męża prawdopodobnie gdzieś się zaszyła lub zrozumiała, że nie wygra z więzią miedzy rodzeństwem. Czasami odwiedzał nas Baldur wraz z żoną a czasem zjawiał się sam. Matka również się zjawiała tak często jak mogła, bo brakowało jej naszych rozmów, tak jak mnie.
- A może wybierzemy się na polowanie?-
Zagadną Thor.
- I na co chcesz polować? Na auta? Na ludzi? Czy może na liście?-
- A kto mówił, że tutaj chcę polować. Nie możesz tyko wrócić do Asgardu-
- A kto by tam wiedział co wymyśliły te dwie zdradzieckie żmije-
- Mówisz o mojej żonie i swojej przyjaciółce-
- Podziękuję za taką przyjaźń-
- No już, nie dąsaj się. Wybierzemy się na małe polowanie. Jotunheim, Alfheim, Svartalfheim czy Vanaheim?-
- Mam zakaz-
- Do Vanaheimu?-
- Wszędzie-
Zaskoczyłam brata.
- Jak to?-
- Noralf, Gniew Odyna. Kojarzysz?-
- Jestem pewien, że już zapomnieli-
Spojrzałam na brata z uniesioną brwią.
- W takim razie Alfheim-
I nie pytając mnie o zdanie otworzył bramę i pociągnął za sobą. Świetnie, wylądowaliśmy niedaleko pałacu.
- O patrz, pałac elfów-
- Brawa za spostrzegawczość-
Mruknęłam.
- Ale nie musisz być nie miła-
Przewróciłam oczami.
- Chodź, pogadamy z królem-
Westchnęłam i ruszyłam przodem. To będzie niezbyt przyjemne, ale cóż. Straż nie zareagowała w żaden sposób na naszej przybycie co było dosyć dziwne a strażnicy przy sali tronowej otworzyli nam zwyczajnie w świecie drzwi. Ktoś im mózgi wyprał czy wspomnienia odebrał?
- Witaj moja droga Astrid. Wciąż wyglądasz pięknie i młodo-
Przywitał mnie król Joralf.
- Wasza wysokość...-
- Moja droga, nie ma potrzeby byś tak oficjalnie się do mnie zwracała-
Tu się coś chyba dzieje. Może to podstęp?
- Wszystko w porządku moja droga?-
Zapytał z troską.
- Nie. Nic nie jest w porządku. Zjawiam się tutaj po długiej nieobecności, po tym jak wymordowałam z zimną krwią część elfów i musiałam dobić twojego syna a mojego narzeczonego a ty witasz mnie tak jakby nic się nigdy nie zdarzyło-
- Nam obojgu było ciężko to uczynić jednak wzięłaś sama na siebie całą odpowiedzialność i ciężar za co jestem dozgonnie ci wdzięczny jak i ogromnie żałuję, że musiałaś coś takiego przeżywać. Nie wyobrażam sobie co musiałaś wtedy czuć i żałuję, że nie okazałem ci żadnego wsparcia. Mam nadzieję, że mi wybaczysz-
- Ale zabiłam twoich ludzi-
- To byli buntownicy, którzy dla każdego powodu wznieśli by bunt i mordowali niewinnych, dzieci oraz kobiety. Poza tym zapanował pokój po tym jak mój lud przeżył żałobę po Noralfie. Wielu nawet składało wyrazy współczucia dla ciebie. Moi ludzie was uwielbiali i z radością wyczekiwali tego wyniosłego dnia jakim miał być wasz ślub-
- Tak, to miało być wielkie wydarzenie-
Przyznałam ze smutkiem.
- Nigdy nie miałem okazji zapytać, jak się czujesz po utracie Noralfa-
- Cóż mogę rzec Joralfie. Moje serce umarło wraz z nim. Teraz żyję na wygnaniu na Midgardzie za brak serca-
- To niedorzeczne!-
- Nie przeszkadza mi to. Ludzie są bardzo skłonni do wszelkiego rodzaju powodów do bójek czy wojen-
- Dziwne istoty-
- Ale Noralf ich uwielbiał a ja podporządkowałam sobie jedno miasto-
- Niebywałe-
Thor wraz z łowcami wybrał się na polowanie a ja zostałam w pałacu by nadrobić stracony czas i powspominać mojego narzeczonego.
- Widzę, że nadal nosisz przy sobie pierścionek-
- Tak. To jedyne co po nim mam poza wspomnieniami-
Zapadła krótka cisza.
- Gdy przeglądałem rzeczy syna znalazłem coś co powinno znaleźć się u ciebie-
Udałam się za Joralfem do komnaty jego syna. Po krótkim spacerze dotarliśmy na miejsce. Na małej szafeczce przy łożu leżało jakieś maleńkie pudełko. Król je zabrał i mi wręczył.
- Nie wiem co to jest, ale sądzę, że to jest coś ważnego i powinnaś to mieć. Chociaż tyle mogę-
Schowałam pudełko do kieszeni i objęłam elfa.
- Dziękuje-
Tylko tyle byłam wstanie powiedzieć czując, że zbiera mi się na płacz. Mimo upływu czasu to było bolesne.
- Chyba nasi łowcy wrócili-
- Zobaczmy ich zdobycze-
Odpowiedziałam uśmiechając się. Zeszliśmy na dziedziniec. Łowy były bardzo udane a Thor był szczęśliwy.
- Cieszę się, że mogliśmy porozmawiać, ale na nas już pora. Mamy jeszcze swoje obowiązki w Midgardzie-
- Jesteście tu mile widziani. Odwiedzajcie nas, kiedy chcecie córko-
Pożegnaliśmy się i wróciliśmy na Ziemię.
- Córko?-
- Miałam być żoną jego syna, pamiętasz?-
- Racja. Żałuję, że nie doczekałem tego-
- Ja też bracie, ja też-
- Moja pani!-
Usłyszałam wołanie służki. Gdy dobiegła do nas, wyglądała koszmarnie.
- Jak ty wyglądasz Solveig? Co się stało?-
- Nasz dom, on został...-
- Co? Co się stało z domem-
- Proszę zobaczyć-
I odwróciła się w stronę, z której przybiegła i gdzie stał dom a raczej do niedawna stał. Teraz stał w płomieniach.
- Dlaczego ja nic nie wiem? Gdzie Hugin?-
Jak na zawołanie rozległo się krakanie. Już miałam go skarcić, gdy zaczął przeraźliwie skrzeczeć.
- Uspokój się i mów co się dzieje-
Uspokoił się, przechylił łebek, spojrzał na mnie i zaczął zdawać relację.
- Wiec miałeś mnie ostrzec, ale dostrzegłeś pożar w innym miejscu?-
Skiną łbem.
- Czy to ma jakieś dla mnie znaczenie? Co? Rodzina Hale w niebezpieczeństwie? Gdzie Fenrir?-
- Nie było go w czasie pożaru w domu-
- Zajmijcie się pożarem tutaj, ja idę po Fenrira i pomóc wilkołakom-
Otworzyłam bramę i przeszłam do świata olbrzymów.
- Loki!-
Wezwałam olbrzyma, który pojawił się krótko po tym w swojej ludzkiej postaci.
- Wzywałaś pani?-
- Tak, twoje przebiegłe sztuczki mogą się przydać-
- Służę pomocą-
- Musisz przywrócić Fenrirowi jego postać-
- Ale...-
- Nie podlega to żadnej dyskusji-
- Oczywiście. Gdzie on jest?-
- Na Ziemi-
W jednej chwili z powrotem znaleźliśmy się w okolicy mojego domu i przywołam do siebie wilka, który od razu się zjawił.
- Rób swoje-
Jotun tylko kiwnął głową i po chwili stał przede mną ogromny wilk.
- Jeszcze mi się przydasz. Ludzie by spanikowali na jego widok, więc...-
- Nic więcej nie mów moja pani. Zajmę się wszystkim-
I gdzieś zniknął.
- Oby Loki wiedział co robi-
Mruknęłam do siebie.
- No maleńki. Ruszamy na ratunek wilkołakom-
Wilk się położył umożliwiając mi wejście na jego grzbiet, a gdy tylko się usadowiłam podniósł się i ruszył w stronę domu Haleów. Dzięki wilkowi całkiem szybko dotarłam na miejsce. U celu zniżył się żebym mogła zejść a potem wrócił do swojej miniaturowej wersji.
- Co tu się dzieje?-
Zapytałam strażaka stojącego najbliżej mnie.
- Ktoś podłożył ogień-
- Kto?-
- Nie wiemy-
- Ranni? Ocaleli?-
- Chłopcy próbują się przedostać, ale płomienie...-
- Trzymaj-
Podałam mężczyźnie swój płaszcz i podwinęłam rękawy.
- Co pani zamierza?-
- Wejść tam-
- Ale to niebezpieczne. Nie jest pani strażakiem-
Ale boginią, która nie może umrzeć. Nie przejmując się strażakiem i jego słowami skierowałam się w stronę pożaru. Weszłam do środka.
- Gorąco jak w Muspell. Surtur by się tu świetnie odnalazł-
Stwierdziłam. No dobrze rozejrzyjmy się.
- Jest tu kto?!-
Zawołałam, ale słychać było tylko jak dom się wali i trzask ognia.
- Tutaj!-
Usłyszałam głos Tali i pobiegłam w jego stronę. Nie wyglądała najlepiej.
- Jak ci pomóc?-
Uklękłam przy niej.
- Mnie już nie możesz uratować, ale obiecaj, że zaopiekujesz się nimi-
- Masz moje słowo. Odnajdę je, zajmę się nimi a nawet odnowie dom, ale dopiero jak umrzesz za kilka lat. Wyciągnę cię-
- Uciekaj, dla mnie nie ma już ratunku-
Nie zważając na jej słowa, wzięłam ją na ręce i skierowałam się do wyjścia, jednak droga powrotna został zagrodzona. Musiałam na moment zostawić Talię i wybić wyjście własnoręcznie. Zamachnęłam się i uderzyłam w ścianę. Zrobił się niewielki otwór. Uderzyłam ponownie, tylko mocniej i uzyskałam pożądany efekt. Wzięłam kobietę na ręce i wyniosłam z budynku. Od razu podbiegła do mnie ekipa ratunkowa i zabrała wilczycę. Chcieli się też zająć mną, ale właściwie nie było czym poza faktem, że zniszczyło mi się ubranie.
- Pani Odynson?-
- Tak?-
- Bardzo mi przykro-
- Znaleźć sprawców, doprowadzić przed moje oblicze i znaleźć ocalałych-
Wydałam kilka poleceń swoim ludziom, którzy zdążyli się zebrać w okolicy.
- Nie stać tak durnie! Do roboty!-
I się rozeszli.
- Co chcesz zrobić?-
- To co potrafię najlepiej-
Rok 2010
No i gdzie ona jest? Dlaczego milczy? Miała się odezwać.
- Laura!-
Zawołałem siostrę, ale nie odpowiedziała. Nawet jej telefon milczy. Wyszedłem z ruiny, która kiedyś była moim domem. Tylko po co ona tu wracała? Mój Boże.
- Laura!-
Moja siostra leżała na ziemi. Martwa. Przecięta na pół. Nie, to nie jest prawda. Ona żyje. Ona musi żyć. Zaraz, mama mówiła, że jeśli wpadniemy w poważne kłopoty to mamy kogoś odszukać. Tylko kto to był? Nie pamiętam, to musi zaczekać, moja siostra jest teraz ważniejsza. Wykopałem dół i zająłem się tym. Tylko gdzie druga połowa? Jak tylko znajdę sprawcę to pożałuje, że się urodził. Wróciłem do środka i próbowałem zasnąć. Teraz w ogóle jestem sam i jak nazywała się ta kobieta, o której mówiła mama?
**
- Mamo! Przyszła!-
Zawołała Laura a po chwili w domu dało się czuć czyjąś obecność. Nie był to wilkołak ani człowiek. Zszedłem na półpiętro i przyglądałem się wszystkiemu. Naprzeciwko matki siedziała elegancka kobieta ubrana w czarny garnitur. Wyglądała jakby prowadziła tu jakiś biznes.
- Astrid!-
Rozległ się pisk Cory. Zbiegła po schodach przy okazji wpadając na mnie.
- Uważaj trochę-
Warknąłem zły na siostrę.
- Powinieneś okazywać więcej szacunku swojej młodszej siostrze-
Usłyszałem nad sobą głos kobiety. Podała mi rękę, żeby pomóc mi wstać.
- Nie mów mi co mam robić-
Warknąłem w jej stronę.
- Zupełnie jakbym patrzyła na moją córkę, gdy była w tym wieku-
Odezwała się jakaś kobieta.
- Matko-
Dlaczego ona się kłania własnej matce?
- Witaj moje dziecko. Dlaczego jesteś tak dziwnie ubrana?-
- Jestem wojowniczką. Choćby dlatego-
Odpowiedziała swojej matce.
- Nie tylko. Co by powiedział ojciec? Co by powiedział...-
- Dość. Napijmy się herbaty-
- Z przyjemnością-
- W takim razie idź pierwsza-
Uśmiechnęła się do swojej matki co ta odwzajemniła przechodząc obok. Jednak uśmiech znikł, gdy tylko matka jej nie widziała. Przez chwilę widniał na twarzy Astrid smutek.
- Na pewno by mnie nie skrytykował za to, bo sam nie cierpiał dworu-
Wyszeptała, ale ja wszystko słyszałem. Przybrała poważny wyraz twarzy i dołączyła do reszty. Cora siedziała uwieszona Astrid a Laura słuchała wszystkiego. Nagle poczułem, jak coś trąciło moją nogę. Odwróciłem się i ujrzałem wilka.
- Bądź grzeczny i nie rób głupot-
- Nie jesteś...-
- Mówiłam do mojego wilka-
Pogłaskała go po łbie i powiedziała coś w nieznanym mi języku.
- Uwielbia być drapanym po łbie. Warczy wtedy cicho-
Odezwała się do mnie i wróciła do dalszych rozmów. Jak to jest możliwe, że nie usłyszałem, jak idzie? Wilk znowu mnie trącił nosem, więc go pogłaskałem a on usiadł i chyba domagał się więcej.
**
Co to było? Usiadłem na łóżku i próbowałem przeanalizować to co się zdarzyło. Z resztą nie ważne. Przynajmniej nie teraz. Musze znaleźć mordercę. Dlaczego tu się kręcą jakieś dzieciaki?
- Co tu robicie? To teren prywatny!-
Od razu zareagowali.
- Nie wiedzieliśmy, już sobie idziemy-
Odpowiedział wilkołak a jego kumpel dziwnie się na mnie gapił.
- Chodź stary, nic tu po nas-
- Wiesz kto to jest?-
- A powinienem?-
Właśnie.
- Jest kilka lat od nas starszy. To Derek Hale-
A on skąd to wie?
- Kto?-
- Jego dom spłoną w pożarze sześć lat temu, kojarzysz?-
- A powinienem?-
Nie. W końcu sobie poszli a na pobliskiej gałęzi usiadł kruk i bacznie mi się przyglądał.
- No i na co się tak gapisz?-
Stiles
Nie sądziłem, że kiedyś spotkam Dereka ani mie spodziewałem się, że tak świetnie wygląda. Boże co ja wygaduję? Od kiedy to ja interesuję się facetami i to starszymi ode mnie?
Astrid
- Mów mój przyjacielu-
Kruk wylądował na moim ramieniu.
- Interesujące. Spisałeś się, zasłużyłeś na nagrodę-
Hugin odleciał na swoje ulubione miejsce.
- Przyprowadźcie ją do mnie-
Poleciłam wpatrując się w okno. No proszę, młody Hale wrócił do domu i jest jeszcze bardziej zadziorny niż za dziecka.
- Szefie-
Odwróciłam się w stronę łowczyni.
- Masz znaleźć i przyprowadzić do mnie syna Tali Hale. Żadnych brudnych sztuczek, bo skończysz gorzej niż dziesięć lat temu-
- Tak-
- Z szacunkiem!-
Skarcił kobietę jeden z moich ludzi.
- Tak szefowo-
Burknęła pod nosem.
- Masz dwadzieścia cztery godziny. Możesz odejść-
I wyszła.
- Moja pani, podano do stołu-
Oznajmiła Solveig.
- Dziękuję moja droga. Gdzie mój brat?-
- Jest w drodze-
- W takim razie zaczekam na niego-
Przeszłam do jadalni i zasiadłam na swoim miejscu.
- Wina moja pani?-
- Z przyjemnością-
Podałam jej kieliszek a służka napełniła go alkoholem.
- Nareszcie jakieś porządne jadło-
Odezwał się wesoło Thor. Zajął swoje miejsce a ja się skrzywiłam.
- Mógłbyś się chociaż umyć idioto-
Mruknęłam.
- Tak pachnie prawdziwy mężczyzna-
- Chyba półgłówek-
- Słyszałem to!-
- I miałeś. Półgłówku-
- Trzymasz tu starego capa siostro?-
Odezwał się drugi brat.
- Nie Baldurze. Thor tak capi-
- Kto cię wychowywał? Stary cap jakiś?-
- Dajesz mu mnie obrażać?-
Zapytał rozczarowany.
- Baldur ma rację-
Thor wstał urażony od stołu i poszedł gdzieś mrucząc coś pod nosem niezadowolony.
- Mam zamiar jutro pojawić się tu z Nanną i Forsetim, jeśli nie masz nic przeciwko-
- Z przyjemnością spotkam się z moim bratankiem i Nanną. Przy okazji będziemy mogli świętować otwarcie mojego klubu-
- Klubu?-
- No tak. Moi ludzie potrzebują rozrywki, ja też i to miasto też a „Nokturn" oferuje wszystko czego dusza zapragnie-
Odparłam dumnie z chytrym uśmiechem na twarzy.
- Czyli to nie będzie miejsce kultury-
- Twój syn niej jest już dzieckiem a ty i żona nie jesteście tacy cnotliwi znowu-
- Jednak tego się nie spodziewałem-
- A czego oczekiwałeś po kimś kto nosi przydomek Krwawa?-
- Słuszna uwaga-
Uśmiechnęłam się do brata i kontynuowaliśmy nasze rozmowy nad posiłkiem do których w końcu dołączył Thor. Po kolacji wszyscy wróciliśmy do swoich zajęć. Przejrzałam wszystkie raporty i upewniłam się, że wszystko gotowe na jutrzejsze otwarcie. Przebrałam się w swój szary kombinezon ozdobiony koronką i położyłam się spać.
Z samego rana obudziły mnie kłopoty w postaci Gerarda Argenta. Bez wahania chwyciłam swój miecz i wyszłam z sypialni. Z racji, że przed chwilą wstałam miał przewagę, którą równie szybko stracił jak zyskał. Po chwili stał przyparty do muru z ostrzem na gardle.
- Czego tu szukasz starcze? Własnej śmierci?-
- Mojej córki-
- Jest na misji. Ma jeszcze dwanaście godzin, inaczej będziesz musiał dla niej szukać trumny-
Zabrałam miecz z jego gardła a ten głupiec postanowił mnie zaatakować. Jego miecz przeszył mój lewy bok. Upadłam na kolana a z ust polała mi się krew, którą od razu wytarłam.
- Głupcze...-
Uśmiechnęłam się pod nosem i wyjęłam miecz, który upadł z łoskotem na podłogę.
- Zadarłeś z niewłaściwą kobietą-
Podniosłam się z trudem, bo choć nie umrę od tego to jednak rana jest poważna.
- Ledwo stoisz na nogach więc nic mi nie jesteś wstanie zrobić-
Odpowiedział mi starzec. Wyprostowałam się i jednym sprawnym ruchem zadałam kilka płytkich cięć.
- Żałuję, że nie potraktowałam miecza jakąś trucizną jak to miałam dawniej w zwyczaju. Może pora odo tego wrócić?-
Zapytałam samą siebie przyglądając się swojemu odbiciu w mieczu.
- Jak?-
Wydusił z siebie zaskoczony.
- Moja słodka tajemnica, którą zabieram do grobu. Teraz wracaj do rodziny i proś swojego Boga by twoja głupia córka wykonała swoją misję jak należy-
Oddaliłam się zostawiając zszokowanego mężczyznę w rękach moich ludzi.
- Na Wszechojca i wszystkich Bogów! Co się stało moja pani?-
Odezwała się przerażona moim stanem służka.
- Gerard Argent się stał-
- Pozwól, że pomogę moja pani-
Nie protestując pozwoliłam jej mi pomóc usiąść a następnie dałam oczyścić jej ranę.
- Jeszcze pójdę po jakieś bandaże-
- Nie trzeba. Przygotuj tylko śniadanie-
Poleciłam jej.
- Zaufaj mi. Nie są potrzebne, zrobiłaś dość-
Zapewniłam ją widząc niepokój malujący się na jej twarzy. Skinęła tylko głową i poszła zająć się tym o co prosiłam a mnie zostało siedzieć na swoim miejscu i czekać aż moja rana się uleczy. Zsyłając mnie na Midgard, zapomniały uczynić mnie śmiertelną a raczej coś spaprały, bo nie mogę umrzeć choćby nie wiem jak śmiertelna była rana. No chyba, że uciąć mi głowę, ale wtedy to każdy ginie.
- Proszę moja pani. Czy mogę jeszcze jakoś pomóc?-
Odstawiła tacę z jedzeniem na stół i zwróciła się w moją stronę wyczekując odpowiedzi.
- Zaparz mi tej herbaty, którą piją ludzie by się uspokoić i przygotuj mój strój na wieczór-
- Oczywiście moja pani-
Dygnęła i poszła wykonać swoje obowiązki.
Stiles
Derek przepadł jak kamień w wodę. Może porwała go ta mafia? Z nimi to nigdy nie wiadomo. Przekonam tatę by coś z nimi zrobił, bo zagrażają naszym życiom!
Astrid
Rana goiła się bardzo wolno, więc spędzałam czas w czytelni, bo i tak nie miałam żadnych planów do wieczora. To chyba jedno z nielicznych dokonań ludzi jakim jest literatura, które ma moje uznanie, choć nie dorównują Asgardzkim pisarzom. W końcu Solveig zjawiła się informując mnie, że czas się szykować do wyjścia. Mimo moich zapewnień wciąż się o mnie martwiła i pilnowała na każdym kroku, nie dając mi nic samej zrobić.
- Solveig, ja od tego nie umrę-
- To była poważna rana. Przeszyło panienkę na wylot-
- Ale stoję tutaj i żyję-
- To jest najbardziej zastanawiające-
- Bo te dwie wiedźmy pomyliły się w czarach i zamiast zrobić ze mnie śmiertelną zrobiły nieśmiertelną i nie mogę umrzeć-
- To wiele by wyjaśniało-
- Więc nie musisz się aż tak o mnie martwić-
Spojrzałam na nią z troską.
- Muszę, nie było mnie tak długo przy panience i zaniedbałam swoje obowiązki-
- Solveig nie zadręczaj się aż tak. Thor też nie od razu do mnie dołączył-
- Ale ja jednak jestem panienki służką i...-
- Dość. Nie zadręczaj się, jesteś tu teraz i to najważniejsze-
Skinęła głową i się delikatnie uśmiechnęła.
- No, pokaż mi co dla mnie wybrałaś-
Wyszła z łazienki a po chwili wróciła z moimi ubraniami. Przygotowała dla mnie czarne koronkowe body a do tego czerwone spodnie z paskiem, czerwona marynarka i w tym samym kolorze małą torebkę, czarne sandałki na szpilce oraz złote dodatki.
Zostawiła mi rzeczy i poszła dopilnować reszty spraw a ja mogłam się spokojnie ubrać i zrobić makijaż. Rana była praktycznie niewidoczna i ginęła przy koronce mojego body. Z resztą marynarka też sporo zasłania. Gdy byłam gotowa, opuściłam sypialnie i udałam się do wyjścia. Przed domem oczywiście czekała limuzyna i moje rodzeństwo. Gdy upewniłam się, że są wszyscy wsiedliśmy do limuzyny i kazałam kierowcy nas zawieść pod sam klub. Pod klubem zebrał się tłumek ludzi chętnych na imprezę. Jak na moje oczekiwania to i tak dużo osób przyszło. Bądźmy szczerzy. Nie jestem faworytą tutejszych mieszkańców, czego dowodem jest choćby fakt, że mój dom został doszczętnie spalony, ale to nic, bo teraz posiadam nowy, większy i lepszy, który jest bardziej godzien bogini wojny. Weszliśmy do klubu, który okazał się być prawie pełen.
- Jednak ludzie cię lubią-
Odezwał się entuzjastycznie Thor.
- Bardziej chyba lubią imprezy niż mnie, ale niech ci będzie bracie-
Odpowiedziałam mu i poprowadziłam nas do loży VIP na środku sali. Od razu podszedł do nas kelner i wręczył nam kartę alkoholi. W międzyczasie, gdy wybieraliśmy trunki, zostały podane przekąski. W końcu wszyscy się zdecydowali i złożyliśmy zamówienia. Gdy przyszły alkohole, ja zabrałam swój kieliszek wina i udałam się na klubową scenę by czynić honory otwarcia. Po moim wejściu na scenę, muzyka umilkła.
- Dobry wieczór-
Wszyscy obecni zwrócili się w moją stronę.
- Nie martwcie się, nie zabiorę wam wiele czasu. Chciałam tylko wam powiedzieć, że jestem Astrid Odinson i chciałam was oficjalnie przywitać w klubie. Bawcie się i pijcie do białego rana. Witajcie w „Nokturnie"!-
Wzniosłam toast uśmiechając się a tłum przyjął to dość entuzjastycznie. Muzyka znów zaczęła grać. Ludzie tańczyli, pili, śmiali się i rozmawiali.
- No muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Sadziłam, że będzie jakoś brutalnie czy coś, ale...-
- Poczekaj do północy Nanna to zmienisz zadanie-
Odpowiedziałam szwagierce uśmiechając się zadziornie upijając łyk wina. Rozmową nie było końca i w naszym sektorze. Ku mojemu zdziwieniu, ale też i uciesze pojawiła się matka, natomiast nie cieszyło mnie pojawienie się Sif i Frei.
- A co ty taka skwaszona ślicznotko?-
Zagadnął mnie Freir, którego w ogóle się nie spodziewałam.
- Bo zobaczyłam twoją szpetną gębę Freir i straciłam ochotę na zabawę-
- Oj daj spokój Astrid. Nie dąsaj się tak-
- Freir, daj spokój Astrid-
Upomniała brata Freya a ja tylko skinęłam jej głową. Postanowiłam się kompletnie nie przejmować nieproszonymi gośćmi i cieszyć się pobytem w klubie. Równo o północy zaczęły się pierwsze atrakcje klubowe.
- No przyznaję, to jest już bardziej w twoim stylu-
Odezwała się Nanna a ja tylko kiwnęłam głową. W momencie, gdy miał na scenie zjawić się gwóźdź wieczoru pojawili się moi ludzie. Kompletnie pijani i uradowani zabrali mikrofon.
- Kochana szefowo! Mamy dla szefowej prezent!-
Wydarł się Axel a ja z zażenowaniem patrzyłam na tę szopkę.
- Jesteś wspaniałą szefową i piękną, więc ten prezent jest idealny dla ciebie-
Oni nie powinni tu bywać. Obserwowałam scenę. Pierwsza zjawiła się kobieta. Była dość skąpo ubrana i stała do nas plecami, ale gdy tylko się obróciła i wepchnęli mężczyznę, zrozumiałam co się dzieje. Zagotowało się we mnie. Nagle zrobiło się ciemno a muzyka ucichła.
- Ubezpieczam cię-
Usłyszałam głos Frei i nie ociągając się wbiegłam na scenę. Od razu ściągnęłam parkę i dałam znać DJ'owi by zabrał się do działania. Zaczął się właściwy pokaz a ja ciągnęłam za sobą parkę. Dodatkowo szli za nami oburzeni moi ludzie. W końcu zatrzymałam się.
- Alee szafowo, tak nie można-
- Milcz Axel-
Warknęłam wściekła na mężczyznę.
- Pilnuj by nie zwiał-
Zwróciłam się do blondynki na co ta tylko skinęła głową.
- Powiedzcie mi panowie, co to miało być?-
- No prezent dla ciebie szefowo. Dziewczyna miała być tłem a tamten koleś na wyłączność dla szefowej, ale jakiś oporny-
Nie wiem co mnie denerwuje bardziej. Pomysł czy to, że Axle jest najbardziej trzeźwy z całej ekipy.
- Może jakby nie był wilkołakiem to nie byłby taki oporny-
- Milcz!-
I wymierzyłam mu policzek. Siła uderzenia sprawiła, że się zachwiał a jego do tej pory rechoczący się kumple umilkli.
- Nigdy więcej nie waż się obrażać w moim towarzystwie wilkołaków. Rozumiemy się?-
Nie odpowiedział nic z powodu szoku jaki wywołał wymierzony mu policzek.
Derek
Zostałem wypchnięty na scenę i nim zdążyłem się rozejrzeć, żeby wiedzieć, gdzie jestem, zgasło światło.
- Ubezpieczam cię-
Usłyszałem czyjś szept i nie wiem nawet do kogo to było, bo nie padła żadna odpowiedź. Ciszę przerwały szybkie kroki. Stanowcze i należące do kobiety. Nagle poczułem ciepłą dłoń na przedramieniu i szarpnięcie. Ktoś gdzieś mnie prowadził. Po chwili zostałem oślepiony światłem. Chyba zmieniliśmy pomieszczenie, bo tu jest cicho, ale słychać przytłumioną muzykę. Gdy mój wzrok się przyzwyczaił dostrzegłem Kate i jakąś kobietę a przed nią grupkę facetów.
- Alee szafowo, tak nie można-
- Milcz Axel-
Warknęła wściekła na mężczyznę.
- Pilnuj by nie zwiał-
Zwróciła się do Kate na co ta tylko skinęła głową.
- Powiedzcie mi panowie, co to miało być?-
- No prezent dla ciebie szefowo. Dziewczyna miała być tłem a tamten koleś na wyłączność dla szefowej, ale jakiś oporny-
Jakbym mógł to bym sam rozszarpał tych idiotów.
- Może jakby nie był wilkołakiem to nie byłby taki oporny-
- Milcz!-
I wymierzyła mu policzek. Siła uderzenia sprawiła, że się zachwiał a jego do tej pory rechoczący się kumple umilkli. Silna jest jak na kobietę. Na pewno nie jest człowiekiem.
- Nigdy więcej nie waż się obrażać w moim towarzystwie wilkołaków. Rozumiemy się?-
Nie odpowiedział nic z powodu szoku jaki wywołał wymierzony mu policzek. Nagle w dłoni kobiety pojawił się miecz a na twarzach mężczyzn pojawiło się przerażenie.
- Może na początek odetnę wam języki co?-
Zapytała ich a ci pokręcili przecząco głowami.
- Nie? Oh, rozumiem, wolicie walczyć miedzy sobą i ten który przeżyje zostanie pozbawiony języka-
Miałem wrażenie, że mówienie o tym sprawia jej dziwną radość.
- Tak, to idealne rozwiązanie i idealny prezent dla mnie. Od wieków nie widziałam żadnej walki na śmierć i życie a wy sami chcecie zapewnić taką rozrywkę. Jakie to miłe-
Nagle jeden z nich padł na kolana.
- Błagam pani, nie każ nam tego robić-
- A co, masz żonę i dzieci w domu?-
- Ja nie, ale Axel ma-
- No to w takim razie ma dla kogo walczyć o wygraną-
- Szefie, wyluzuj. Może troszeczkę nas poniosło, ale to nie powód do takiej dramaturgii rodem z greckiego dramatu-
Zażartował facet, któremu wymierzono policzek.
- Greckie dramaty są nudne, ale igrzyska to było wydarzenie godne samych bogów-
Jakaś nauczycielka historii?
- Ale najlepsze są wojny, szczególnie te w których brał udział Odyn. Wiesz, dlaczego?-
- Nie. Dlaczego szefie?-
- Bo Odyn miał coś czego nie mieli inni-
- Tresowanego pieska?-
- Gorzej. Tresowanego mordercę, który w dodatku był jego córką a mówiono na nią Gniew Odyna albo Krwawa Astrid-
- Zabawne, macie takie same przydomki-
Nic mu nie odpowiedziała na to. Zamachnęła się tylko mieczem.
- Tym razem dam tylko ostrzeżenie, ale jutro nie będę już tak łaskawa-
Mężczyzna stojący naprzeciwko kobiety chciał cos jeszcze zrobić, ale kumple go odciągnęli. Odwróciła się do nas.
- Ręce-
- Powinnaś była...-
- Chcesz do nich dołączyć Argent? Właściwie to już powinnaś być martwa za to, że twój ojciec mnie niepokoił rano-
Odwróciła się do mnie.
- Daj, zdejmę ci to-
- Poradzę sobie-
- W to nie wątpię, jednak to mi się jeszcze przyda-
Wskazała na moje nadgarstki. Pozwoliłem się uwolnić.
- Zjeżdżaj Argent i żebym więcej nikogo z was nie widziała-
Warknęła na Kate a ta mamrocząc pod nosem oddaliła się.
- Chodź-
I nie czekając na mnie ruszyła najprawdopodobniej w stronę wyjścia. Nie wiem jaką istotą nadnaturalną jest ani jak bardzo jest silna, więc dla bezpieczeństwa pójdę za nią. Mieczem też bym nie chciał oberwać. Szedłem za nią w bezpiecznej odległości. Przy drzwiach stał jakiś mężczyzna, który widząc nas otworzył drzwi. Kobieta zatrzymała się w progu.
- Liam, zajmij się bandą Axela jak należy-
Odezwała się do mężczyzny nie spoglądając nawet na niego.
- Oczywiście-
Odpowiedział jej i zaczekał aż wyjdziemy. Kobieta wyjęła telefon i zadzwoniła do kogoś, ale nic nie rozumiałem z rozmowy. W między czasie podjechało auto, ale nie byle jakie. Kolejne pytanie, na które nie znam odpowiedzi i mam wrażenie, że będzie więcej takich. Gdy skończyła rozmowę odwróciła się do mnie.
- Wsiadaj, zabiorę cię w bezpieczne miejsce, gdzie będziesz mógł zdecydować co dalej-
- Dajesz mi wybór?-
- Tak-
- Czyli jak nie zechcę wsiać to mnie nie zmusisz?-
- Nie-
Uśmiechnęła się do mnie.
- Jednak wolałabym żebyś pojechał ze mną. Tu nie jesteś bezpieczny, mimo, że potrafisz o siebie zadbać to z moim ludźmi możesz nie mieć szczęścia-
Coś w tym jest.
- W porządku-
Otworzyła drzwi i wskazała bym wsiadł jako pierwszy.
- Astrid!-
Zatrzymała się i odwróciła. Patrzyła przez jakiś czas na kobietę w drzwiach budynku nie ozywając się słowem. W końcu skinęła jej i wsiadła.
- Jedź do domu-
Poleciła kierowcy a ten ruszył w drogę bez zbędnych słów.
- Wciąż uparcie nie dajesz sobie pomóc młody wilkołaku-
Zagadnęła mnie kobieta.
- Wciąż? Mówisz jakbyś mnie znała i kiedyś próbowała pomóc-
- Bo tak jest Derek. Przyjaźniłam się z twoją matką, więc ciężko żebym nie znała jej dzieci-
- To akurat jest mało prawdopodobne. Musiałabyś mieć czterdzieści lat ewentualnie być w wieku mojego wuja a masz może tyle lat co ja albo trochę więcej-
Uśmiechnęła się.
- Jestem w wieku podobny do wieku twojego wuja-
- Kłamiesz-
- No tak, potrafisz to poznać. Jednak to musi ci na razie wystarczyć młody wilkołaku-
Chwilę później zatrzymaliśmy się gdzieś i ktoś otworzył drzwi i podał kobiecie rękę.
- Otwarcie się udało pani?-
- Samo otwarcie tak, ale reszta nie koniecznie-
Odpowiedziała mężczyźnie.
- Co mam zrobić?-
- Dopilnować tylko Axela. To wszystko-
Kiwnął głową i gdzieś poszedł. Na powitanie wyszła nam rudowłosa kobieta, która dygnęła widząc swoją najwyraźniej mówiąc panią. O czymś rozmawiały, ale nic nie rozumiałem więc tylko się im przyglądałem. Znowu dygnęła i poszła w stronę domu albo raczej pałacu.
- Robi wrażenie co?-
Zwróciła się do mnie.
- Tak-
- Moja służka przygotowała dla ciebie pokój, w którym możesz odpocząć, jeśli zechcesz-
- Jesteś jakaś księżniczką?-
- Tu nie, ale tam skąd pochodzę niestety tak-
Nie wyczułem żadnego kłamstwa za to poczułem wyraźny smutek. Tęskni za rodziną?
- Żałuj siostro, że nie widziałaś tego wszystkiego. Tyle cię ominęło!-
Odezwał się ktoś.
- Miałam ważniejsze sprawy na głowie niż pokazy-
- Dziwie się, że trzymasz go jeszcze przy życiu-
- Tak, ja też. Jeśli się zdecydujesz przyjdź do mnie to wskaże ci twój pokój-
Zwróciła się do mnie a ja tylko kiwnąłem głową i odeszła w stronę domu razem z bratem i kilkoma jeszcze osobami, które nawet nie wiem, kiedy się pojawiły. Powinienem wracać. Stiles się pewnie zamartwia, ale chciałbym się czegoś dowiedzieć o tej kobiecie i może ona mi będzie mogła pomóc. Przez chwilę jeszcze tak stałem na zewnątrz, ale w końcu zdecydowałem się wejść do środka. W momencie, gdy chciałem zapukać do drzwi ktoś mnie uprzedził, bo drzwi się otworzyły i wyjrzała ta sama rudowłosa kobieta co wcześniej. Uśmiechnęła się i otworzyła szerzej drzwi. Niepewnie wszedłem do środka. Zamknęła drzwi i pokazała żebym za nią szedł co też uczyniłem. W środku budynek wydawał się jeszcze większy i jeszcze bardziej szokujący. W korytarzu wisiało mnóstwo obrazów. W końcu znaleźliśmy się w jakimś pomieszczeniu, który chyba był salonem. Był tu kominek, dywan ze skóry niedźwiedzia, nad kominkiem telewizor i była też wielka kanapa.
- Widzę, że zdecydowałeś się zostać-
- Tak, przynajmniej na noc-
- To już coś. W takim razie zaprowadzę cię do twojego pokoju-
Wyszliśmy z salonu na kolejny korytarz, gdzie były schody prowadzące na piętro.
- Jak mam w ogóle się zwracać? Wasza wysokość? Księżniczko? Moja pani?-
- Oh, tych tytułów używają moi ludzie a tego ostatniego moja służka-
- No to jak-
- Jedni mówią Odinson, inni Odindottir, jeszcze inni rozpieszczona bogaczka a jeszcze inni mówią mi po prostu Astrid-
- Czyli jesteś Astrid Odinson?-
- W moich stronach po prostu Astrid, ale mów jak ci wygodniej-
- Czyli znasz moją rodzinę Astrid?-
- Zgadza się. Twoje rodzeństwo też wróciło do miasta?-
Nie. Laura nie żyje, Cora też a z wujem nie mam nawet pojęcia co się stało.
- Pokój do twojej dyspozycji a w szafie powinny być jakieś ubrania gdybyś chciał się przebrać-
Wskazała na drzwi przed nami.
- Gdybyś jeszcze czegoś potrzebował jestem obok. Śniadanie o dziewiątej-
- Astrid?-
Zatrzymałem ją jeszcze zanim odeszła i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się, kiwnęła głową i poszła do swojego pokoju a ja zostałem sam. Otworzyłem drzwi pokoju. Tu by się chyba zmieści dwa razy mój dawny pokój. Rozejrzałem się. Jest biurko, wielka szafa, wielkie łóżko z szafkami nocnymi i jeszcze jedne drzwi. Chyba powinienem się przespać z tym wszystkim. Zajrzałem do szafy i wziąłem pierwsze lepsze ubrania. Mam nadzieję, że drugie drzwi nie są jakimś tajnym przejściem. Na szczęście kryły łazienkę. Czego ja tu nie znajdę? Jeszcze niech mi ktoś powie, że zwierzęta tu mieszkają albo że Astrid ma zoo na własność. Wziąłem prysznic i przebrałem się. O dziwo ubrania nawet pasowały. Wyszedłem z łazienki i położyłem się na łóżku. Ciekawe skąd zna moją mamę i czy jest tą samą osobą, o której mówiła mi mama i o której miałem ostatniej nocy sen. Muszę ją rano zapytać. Mam tyle pytań i żadnych odpowiedzi. Kim ona w ogóle jest? Nie umiałem spać w nocy, więc właściwie tylko leżałem wpatrując się w sufit, a gdy w końcu usnąłem zostałem obudzony przez stukanie w okno. Otworzyłem oczy i ujrzałem kruka, który przez chwilę mi się przyglądał i odleciał. Skoro już nie śpię to mogę się ubrać i zejść na dół. Trzeba w końcu wracać.
- Dzień dobry-
Usłyszałem wychodząc z pokoju. Odwróciłem się i ujrzałem Astrid.
- Dzień dobry-
Odpowiedziałem jej a za nią pojawił się czarny wilk a na ramieniu usiadł kruk.
- Mam nadzieję, że Hugin nie był zbyt natarczywy-
- Kto?-
- Mój kruk. Zaciekawiłeś go i uznał, że cię obudzi-
Co?
- Fascynują go ludzie. Zjesz czy będziesz już uciekać?-
Nie wiedziałem nawet co odpowiedzieć. Wzruszyłem ramionami.
- W takim razie chodź-
Ruszyła w stronę schodów a jej wilk zatrzymał się na chwilę.
- Fenrir, później się przywitasz-
Wilk jeszcze chwilę na mnie spoglądał, ale w końcu ruszył się z miejsca a ja poszedłem za nim. Szliśmy przez jakiś czas.
- Dzień dobry wszystkim-
Przywitała zebranych w jak mniemam jadalni.
- No jesteś w końcu-
- Ciebie też miło widzieć bracie-
- Strasznie się dzisiaj grzebałaś. Jeśli chciałaś żebym umarł z głodu to prawie ci się udało-
- Już nie bądź taki marudny bracie. Nasza mała siostrzyczka ma sporo obowiązków-
- Jak na głowę rodziny przystało-
Wychodzi na to, że ma dwóch braci i jest głową rodziny, jakkolwiek to nie brzmi.
- Kogoś jeszcze brakuje?-
- Tylko waszej dwójki brakowało-
- W takim razie nie ma co przedłużać, bo Thor zaraz nam tu z głodu zejdzie-
- To nie jest zabawne Astrid!-
- Jest-
Zaśmiała się, zajęła miejsce i wskazała miejsce obok siebie.
- Więc co zdecydowałeś?-
Zapytała.
- Muszę wracać. Ktoś na mnie czeka-
- Ale masz sporo pytań, na które nie znasz odpowiedzi-
Skąd?
- Skąd wiesz?-
- Oh, twój wyraz twarzy wiele mówi i twoje zamyślenie też-
- Racja, ale i tak muszę iść. Pytania poczekają-
- W porządku, choć miałam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. Jeśli zmienisz zdanie, pokój będzie czekał-
Skinąłem tylko głową.
- Prawie bym zapomniała. Twój wuj jest w szpitalu, ale zaczęło mu się polepszać-
- Naprawdę?-
- Tak, możesz go odwiedzić w każdej chwili-
W końcu udało mi się wrócić choć te wszystkie pytania dalej mnie męczyły jak i postać samej Astrid. Kim jest? Dlaczego mi pomogła? Dlaczego jest taka dobra?
- Derek?-
Usłyszałem głos nastolatka, który po chwili zamknął mnie w uścisku. Powinienem coś teraz poczuć prawda? Nie poczułem niczego, nawet chęci by go przytulić. Po chwili zmusiłem się by go objąć.
- Gdzie się podziewałeś? Dlaczego się nie odezwałeś? Wiesz, jak się martwiłem?-
Zaczął bombardować mnie pytaniami spoglądając na mnie podnosząc głowę do góry by mnie w ogóle widzieć. Odsunąłem go od siebie.
- Co?-
- Zadajesz za dużo pytań Stiles-
- Martwiłem się i mam prawo wiedzieć...-
- Nie. Nie masz prawa wiedzieć-
Odpowiedziałem mu a mój ton głosu go zaskoczył. Po co ja tu w ogóle przychodziłem?
- A ty, dokąd?-
Zapytał, gdy otworzyłem okno, żeby wyjść.
- Odwiedzić wujka-
Mruknąłem i wyszedłem oknem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top