Rozdział 7
Minęło kilka dni. Thor cały czas upierał się, że moja siła powraca, ale gdyby tak było to bym czuła. Nie da się zapomnieć takiego uczucia jakim jest miłość.
- Podjęłaś już decyzję?-
Zagadną krasnolud zjawiając się.
- Przyczepię ci dzwoneczek Sindri, słowo daje-
- Wybacz-
- Nie odpuścisz, jeśli się nie zgodzę, prawda?-
- Jesteś naszą jedyną nadzieją-
- Wiesz, że nie poprowadzę was w Asgardzie?-
- Poradzimy sobie z tym jakoś-
- W takim razie niech będzie-
- Świetnie. Dołącz do nas, gdy będziesz gotowa-
I zniknął.
- Solveig?-
- Tak panienko?-
- Przygotujesz coś na tą okazję?-
- Oczywiście-
Uśmiechnęła się a ja zniknęłam w łazience, żeby wziąć prysznic. Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby poczuć się spokojniejszą. Po wyjściu spod prysznica owinęłam się w ręcznik i wtarłam olejek, dzięki któremu moja skóra była miękka i gładka. Wyszłam z łazienki i zaskoczył mnie wybór stroju.
- Żadnej sukienki ani stroju godnego bogini wojny czy choćby księżniczki Asgardu?-
- W każdym stroju budzisz respekt panienko-
- No dobrze, zaufam ci Solveig-
- Nie pożałujesz pani-
Uśmiechnęła się szeroko i wyszła. Jej wyborem dla mnie było czarne koronkowe body, do tego krótka czarna spódnica i krótka czarna marynarka. Rozczesałam włosy, upięłam je dość luźno, zrobiłam makijaż, włożyłam pasujące buty, dobrałam naszyjnik i wyszłam z pokoju.
- Wychodzisz gdzieś?-
Usłyszałam głos Dereka, który też właśnie wyszedł ze swojego pokoju.
- Tak. Zapewne nie będzie mnie przez dłuższy czas-
- Wybierasz się na małe wakacje?-
- Raczej na negocjacje, choć ja bym powiedziała, że muszę komuś przypomnieć kim jest-
- Towarzyszyć ci?-
Miałam wrażenie, że nie pyta, bo chce mi towarzyszyć i się rozejrzeć po innych światach tylko wydaje się jakby chciał być blisko, bo przeczuwał, że coś pójdzie nie tak. No tak, wyczuwa moje emocje.
- Wybieram się do innego świata a raczej między nie-
Skinął tylko głową. Ruszyłam przodem a on za mną. Wyszliśmy z domu i szliśmy lasem.
- Powinieneś wiedzieć, że tam, dokąd idziemy będzie jeszcze były bóg wojny, krasnoludy, gadająca głowa, gigant i nastolatek-
- Idziemy do krainy baśni?-
- Nie-
Zatrzymałam się przy kamieniach będących elementem bramy. Uniosłam swój klucz i stworzyła się brama. Popchnęłam drewniane drzwi.
- Mamy przez to przejść?-
- Możesz się jeszcze wycofać-
- Nie znam takiego słowa-
Uśmiechnęłam się i przeszłam przez bramę a po chwili pojawi się wilkołak.
- Gdzie my jesteśmy?-
- Tędy przechodzę do innych światów-
- Nie teleportem jakimś?-
- Nie. Przechodzę po drzewie, pojawia się przejście i o to jestem-
- Po drzewie?-
- Tak, to na czym stoimy to jedna z gałęzi drzewa Yggdrasil-
- Czego?-
- Yggdrasil to drzewo światów, tu jest zawieszonych dziewięć światów-
- Dziewięć?-
- Innym razem a teraz chodź-
Szliśmy jakiś czas aż pojawiło się właściwe przejście.
- Jesteśmy-
- Gdzie?-
- Między światami a dokładniej w domu Sindriego-
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam przed siebie i otworzyłam drzwi.
- Spóźniłam się?-
Zapytałam zebranych.
- Jesteś w samą porę. Zacząłem mieć już tych kretynów dosyć-
Mruknął niezadowolony Brok.
- A ten co za jeden?-
Zapytał krasnolud wskazując wilkołaka.
- Wilkołak, który cię pożre, jak będziesz marudny-
- Ale...-
- Wiem Derek, Brok też to wie-
- To twój...-
- Towarzysz-
Przeszkodziłam Atreusowi w wypowiedzi.
- Cieszę się, że zgodziłaś się przybyć-
Usłyszałam mrukliwy głos Kratosa.
- Damy wam porozmawiać, ale będziemy w pobliżu-
Oznajmił na co skinęłam w pobliżu.
Podeszłam do stołu, przy którym stał gigant.
- Miło cię znów widzieć-
- Wzajemnie-
Uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam a gigant zrobił to samo.
- Zrobiłem herbaty-
Oznajmił krasnolud stawiając dwie filiżanki i czajnik z herbatą.
- Dziękuję. Dołącz do reszty i obserwuj-
Odezwałam się nie odwracając wzroku od giganta.
- Wciąż nie mogę przywyknąć do twojego Midgardziego wyglądu-
- Z czasem przestaje się to zauważać-
Zapanowała cisza, która była pełna napięcia. Wszyscy oczekiwali, że skłonię Tyra do zmiany decyzji.
- Podobno Wszechojciec chce zabić Atreusa a Kratos Wszechojca-
Odezwałam się.
- Tak, to przykra prawda-
- Zależy ci na losie chłopca-
- Nawet bardzo, ale nic nie mogę zrobić-
- Nonsens Tyrze-
Wzięłam czajnik i rozlałam herbaty a następnie wzięłam filiżankę.
- Jesteś gigantem-
Upiłam łyk herbaty.
- Bogiem wojny a to oznacza możliwości, wielkie możliwości i nie mówię tu wcale o wzroście-
Starałam się zachować spokój, opanowanie i być przy tym przekonująca.
- Skończyłem z tym-
- Z tym się nie da skończyć. Kratos nie potrafi i ty też nie-
- Przez lata byłem zamknięty-
- Jedno drugiemu nie przeszkadza mój drogi-
To jakaś herbata na uspokojenie, czy jak?
- Nawet ty nie walczysz-
- Mój drogi przyjacielu, pozwól, że cię oświecę-
Kolejny łyk herbaty.
- Nie ma znaczenia czy jesteś człowiekiem ze Spartańskim wychowaniem, który zabił boga wojny, Jotunem który się taki urodził czy Asem. Bóstwo to swego rodzaju odpowiedzialność a tym bardziej jeśli mówimy o patronowaniu wojnie, sprawiedliwej czy też nie-
- Jestem tego świadom-
- Bardzo dobrze, to już nam coś daje-
- Ale nie oznacza to, że wrócę do tego. Moje uczynki mnie prześladują-
- Spójrz na Kratosa i przyjrzyj mu się. Twoim zdaniem nic go nie prześladuje?-
Skóra Spartana była biała od prochów jego córki i żony, to chyba wystarczający argument.
- Przyjrzyj się mnie Tyrze, spójrz mi w oczy i powiedz mi czy mnie nie prześladuje bycie bogiem-
Zrobił o co poprosiłam. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę.
- Nie-
- Mylisz się. Od wieków nęka mnie obraz księcia elfów oraz jego poddanych, którzy zginęli z mojej ręki, bo tak chciał Odyn-
- Ale mimo to teraz nie zabijasz-
- Bo żyję miedzy ludźmi?-
- Tak-
Na moje usta wpłynął zadziorny uśmiech.
- Tego nie da się stłumić. Wikingowie się mnie obawiali, ale i szanowali, średniowieczni rycerze się mnie obawiali a teraz? Teraz mój przyjacielu ludzie się mnie wciąż boją choć mieczem tylko im grożę, ale nie uciszysz tego wewnętrznego głosu siedząc u Sindriego popijając herbatkę-
- Przez lata zamknięcia...-
- Podważasz moje słowa?-
Zapytałam przerywając mu.
- Sądzisz, że okłamuję cię? Że wymyśliłam to na poczekaniu? Ludzie drżą na dźwięk mojego imienia a na mój widok zaczynają błagać o litość. Zapytaj mojego towarzysza, potwierdzi moje słowa-
- Nie śmiałbym za nic podważać twoich słów-
- A jednak to robisz-
- Próbuję tylko wytłumaczyć Ci Astrid, że nie wrócę do tego co było-
- Też tak myślałam dawniej. Sądziłam, że przestanę zabijać, zacznę życie na uboczu i zapanuje spokój w moim życiu, ale tak się nie stało. Przewodziłam wielu wojownikom, doradzałam gangsterom a teraz podporządkowałam sobie całe miasto i nic się nie dzieje bez mojej wiedzy-
Starałam się być spokojna, ale Tyr upierał się przy swoim. Gniew się we mnie gotował.
- Sindri macie go nadal prawda?-
Zapytałam nalewając sobie herbaty.
- Ale co takiego?-
- Dałam wam coś lata temu na przechowanie i myślę, że teraz się przyda-
- Co takiego?-
Zapytał zaintrygowany Tyr.
- Pewien kamień-
Chwyciłam za jeden z łańcuszków i go rozpięłam a następnie położyłam na stole.
- Czy to...-
- Pierścionek zaręczynowy od Noralfa? Tak, ten sam-
- Ale jest uszkodzony-
- Nie jest Tyrze. Kamień mają Huldrowi bracia a ja resztę-
- Dlaczego?-
- To nie jest najlepszy pomysł Astrid-
Odezwał się spokojnie Sindri choć wiedziałam, że jest przerażony. Odwróciłam się w jego stronę.
- Chcieliście żebym go przekonała. Słowa nie działają, więc działanie go przekona. Na mnie zawsze działa-
Uśmiechnęłam się i spokojnie dopiłam herbatę. Panowała już tylko cisza, którą jedynie zakłócał trzask ognia.
Mimir
Tyr stawiał opór i nie trafiały do niego niczyje słowa. Sindri sprowadził nawet Astrid, ale i jej słowa nic nie dały. Panowała cisza, ale wszyscy byliśmy skupieni na Astrid a ja szczególnie. Wiedziałem, że ten spokój niczego dobrego nie zwiastuje, że to tylko cisza przed burzą. Odłożyła filiżankę na stół.
- No cóż, próbowałam po dobroci i po waszemu-
Jej oczy dosłownie na chwilę zrobiły się złote. Wstała z krzesła. W jej dłoni pojawił się miecz roboty ludzkich kowali. Zupełnie niegroźny dla nas jednak dalej zadawał rany.
- Bracie, bądź czujny-
Odezwałem się do Kratosa na co ten tylko mruknął.
- Może i nie jestem w takiej formie co kiedyś, ale nadal świetnie sobie radzę z większymi od siebie-
- Co chcesz zrobić?-
Zapytał towarzysz bogini.
- Obudzić jego instynkt, który gdzieś tam głęboko w nim drzemie-
- Tym mieczem?-
- Będzie się bronił, ale w końcu zaatakuje i będziecie mieli swojego boga wojny a przecież o to wam chodzi?-
Odwróciła się w naszą stronę i wiedziałem, że nic dobrego się nie zdarzy.
- Z kamieniem czy bez, z boskością czy bez niej...-
- Astrid nie rób tego-
Przerwałem jej.
- A to, dlaczego Mimirze? Przecież sam doskonale wiesz, że to bardzo skuteczna metoda-
- Tak oczywiście. Masz całkowitą rację-
- To, dlaczego mnie powstrzymujesz?-
- Bo wiem jak to może się skończyć i może się to źle na tobie odbić teraz-
Podeszła bliżej mnie.
- Ojej, czyżby mądra głowa się o mnie martwiła?-
Spoglądała na mnie a w momencie, gdy jej usta zaczęły wyginać się w uśmiech wiedziałem, że zaatakuje.
- Bracie...-
- Nie psuj zabawy-
Jej oczy znów zabłysły na złoto. Odwróciła się do Tyra i skupiła się na nim.
- Bracie, bądź czujny. Obserwuj jej ruchy i bez wahania zamknij ją w uścisku, a jak to nie pomoże zrób co trzeba, poza zabijaniem jej-
W odpowiedzi jak zwykle usłyszałem pomruk.
- Astrid!-
Zawołał boginię jej towarzysz, ale nie zareagowała.
- Astrid, powinnaś o czymś wiedzieć-
Zamarła na moment w bezruchu czekając na to co powie.
- Stiles kręcił się pod moim oknem-
- Kto?-
Odwróciła się z już nie gniewem na twarzy a wściekłością.
- Mówisz to by ocalić Tyra?-
- Nie, nie ratuje go przed twoim gniewem, jeśli o to ci chodzi-
- A jednak mówisz mi o tym dopiero teraz-
Opuściła miecz.
- Przeraziłaś tamtego chłopca-
Wskazał Atreusa a ona spojrzała w stronę chłopca.
- Boisz się mnie?-
Zapytała spoglądają na chłopca ze smutkiem, ale nic nie odpowiedział. Przez chwilę wydawało się, że się waha nad czymś.
- Dobrze, bardzo dobrze, że się mnie boisz Atreusie. Jestem Bogiem Wojny a nie pokoju, ja mam wzbudzać postrach. Jestem Krwawa Astrid! Jestem gniewem samego Odyna!-
Kratos podał mnie Atreusowi.
- Zmierz się ze mną-
Co?
- Rzucasz mi wyzwanie Spartanie?-
- Tak-
- W porządku-
Uśmiechnęła się.
- Ale wyjdźmy, bo szkoda pięknego domu krasnoludów-
Zostało tylko jedno.
- Atreusie musisz przyzwać Fenrira-
- Ale to jej wierny wilk, zawsze walczył u jej boku-
- Więc musimy wierzyć, że powstrzyma swoją panią-
Niechętnie się zgodził. Otworzył bramę i przywołał wilka. Czekaliśmy aż odpowie na wezwanie.
- Nadchodzi-
Poinformował mnie braciszek.
- Kratosie!-
Zamknął Astrid w swoim żelaznym uścisku a z bramy wyskoczył wilk i rzucił się w stronę swojej pani.
Astrid
Fenrir naskoczył na nas powalając nas.
- Fenrir, siad!-
Nie posłuchał mnie. Warknął tylko na Kratosa, który się usunął a wilk postanowił sobie na mnie usiąść. Tutaj był dużo większy niż na Midgardzie, ale wciąż nie w swojej pełnej postaci, bo tak działało zaklęcie Lokiego. Cielsko wilka coraz bardziej mi ciążyło i przeszkadzało mi.
- Fen...-
Spróbowałam go z siebie zrzucić.
- Złaź-
Ani drgnął. Spróbowałam jeszcze parę razy go zrzucić z siebie, ale był teraz za ciężki dla mnie. Dopiero gdy się poddałam zszedł ze mnie a ja jeszcze chwilę poleżałam na ziemi próbując zepchnąć gniew w kąt. W końcu się podniosłam.
- Idziemy-
Odezwałam się do wilka i ruszyłam przed siebie. Szliśmy przed siebie, dopóki nie zaczął się przed nami rysować dom. Zatrzymałam się przed jego drzwiami i wyciągnęłam dłoń, żeby je otworzyć, ale nie byłam nawet wstanie. Po prostu tak stałam.
- Żałuję, że cię tu nie ma-
Szepnęłam a po chwili poczułam łzy na policzkach.
- To ja powinnam była zginąć a nie ty-
Łzy wciąż spływały po moich policzkach a ja im na to pozwalałam.
- Czyj to dom?-
Za moimi plecami rozległ się głos wilkołaka. Nie mam pojęcia czy stał i obserwował mnie czy właśnie przyszedł. Otarłam łzy.
- Po co przyszedłeś?-
Zapytałam oschle.
- Zastanawiałem się po prostu, gdzie znikłaś-
- Czy kogoś nie zabiłam i czegoś nie rozwaliłam?-
- Nie. Chciałem mieć pewność, że tobie nic nie jest-
- To, skoro już się upewniłeś, możesz wracać-
Nic mi na to nie odpowiedział ani nie odszedł. Poklepałam wilka po łbie i po prostu wróciłam się do bramy, otworzyłam ją i przeszłam przez nią nie przejmując się czy wilkołak idzie za mną czy nie. Wróciłam do domu i nikogo nie zaszczyciłam ani spojrzeniem, ani słowem. Po prostu weszłam do swojego pokoju, przebrałam się i położyłam się na łóżko. Wpatrywałam się w sufit, ale jak na złość sen nie nadchodził. Przymknęłam oczy i myślami wróciłam do dobrych wspomnień z czasów, kiedy było lepiej.
**
- Noralf!-
Zawołałam narzeczonego, ale odpowiedziała mi tylko cisza.
- Noralf, mój złotowłosy elfie, gdzie się podziewasz?-
- Tu jestem najdroższa-
Odezwał się za moimi plecami i objął mnie.
- Coś się stało różyczko?-
- Chciałam tylko omówić sprawy ślubu, ale to w sumie może zaczekać. Przejdziemy się?-
Nie musiałam czekać na jakąkolwiek jego odpowiedź. Wziął mnie za dłoń i poprowadził mnie pałacowymi korytarzami prosto do ogrodu. Spacerowaliśmy kamienną ścieżką rozmawiając o błahostkach a czasem opowiadaliśmy sobie jakieś śmieszne historie. Gdy tak szliśmy dotarliśmy do różanej altanki.
- Wciąż tu tak pięknie-
- Zgadzam się najdroższa-
Usiadłam na ławeczce a elf obok mnie.
- Wyglądasz pięknie w tej sukni-
- To prezent od ciebie-
- Prawda. Krawcowa się spisała i szkoda by było, gdyby coś się stało z jej dziełem-
Przyciągnął mnie do siebie i złożył pocałunek na moich ustach a potem przeniósł się na mój odsłonięty dekolt. Nie protestowałam, wręcz uwielbiałam, gdy tak robił. W te strony rzadko ktoś zaglądał, więc jesteśmy bezpieczni, choć nigdy nic nie wiadomo. Poczułam, jak wsuwa swoją dłoń pod spódnice i powoli przesuwa ją w górę.
- Może przeniesiemy się do komnaty?-
Zapytałam go.
- Nie ma takiej potrzeby skarbie-
Oderwał się od tego co robił, posadził mnie sobie na kolanach i zaczął całować moją szyję. Rozległ się dźwięk charakterystyczny dla niszczonego materiału. No cóż, chyba granice właśnie przestały istnieć. Schodził coraz niżej.
- Wolałem, jak miałaś tą krótką spódniczkę-
Mruknęłam tylko cicho, gdy jego usta zetknęły się z moją piersią. Jego dłoń znów powędrowała na moje udo i powoli wędrowała w górę.
- Skarbie...-
- Ćśśś-
Uciszył mnie kładąc mi palec na ustach.
- Nic nie mów-
Spojrzałam na niego. Co? To niemożliwe. To jakaś sztuczka, jestem tego pewna. To nie jest prawda.
**
Obudziłam się i usiadłam na łóżku. Co to było? Ktoś próbuje namieszać mi w głowie? Przecież to nigdy nie miało miejsca i dlaczego nagle mój narzeczony przestał być elfem i był wilkołakiem? To na pewno są czary a jedynie kto potrafiłby coś takiego to... Nie daruję tego tej wiedźmie. Wstałam z łóżka i nakazałam krukowi odnaleźć wiedźmę a sama udałam się wziąć prysznic. Po prysznicu owinęłam się w ręcznik i wyszłam z łazienki wybrać wygodny strój do podróży. Gdy się przebrałam, zjawił się Hugin.
- Jest w lesie? Zatem złóżmy jej wizytę-
Kruk usiadł mi na ramieniu a ja wyszłam ze swojej sypialni i skierowałam się do wyjścia. Przeszłam kawałek i dotarłam do stajni, gdzie czekał na mnie mój koń. Przygotowałam go do jazdy. Wypuściłam kruka, dosiadłam konia i ruszyłam za ptakiem. O wschodzie dotarłam przed rzekomą kryjówkę wiedźmy. Zsiadłam z konia i nakazałam mu czekać na mnie a Hugin zajął swoje ulubione miejsce jakim jest moje ramię.
- Wiedźmo-
Po chwili coś się zaczęło dziać i pojawił się żółw, spod którego wyszła wiedźma.
- Co ty tu robisz Astrid?-
- Jesteś jedyną wiedźmą, którą cieszy moje cierpienie, ale jeszcze raz będziesz grzebać w moim umyśle albo w moich snach to masz moje słowo, że będziesz błagać Odyna by cię zabił-
Zagroziłam wiedźmie.
- Co? O czym ty mówisz Astrid?-
- Nie kpij sobie ze mnie. Dobrze wiem, że to twoja sprawka-
- O co ty mnie posądzasz?-
- O nasyłanie na mnie snów, które nie powinny się mi śnić-
Warknęłam zła.
- Co masz na myśli?-
Zapytała zaskoczona, ale ja jej w to nie uwierzę.
- Dobrze wiesz o czym mówię Freyo. Tylko ty parasz się magią i tylko ty mogłaś zmienić mój sen-
- A możesz mi chociaż powiedzieć co ja niby takiego zrobiłam?-
- Masz do mnie nadal uraz o Noralfa więc celowo sprawiłaś, że w moim śnie pojawił się inny-
Milczała.
- Odpowiadaj wiedźmo!-
- No już, spokojnie Astrid. Wejdźmy do środka i opowiesz mi tam wszystko-
- To ty mi powiesz co uczyniłaś!-
- Słyszałam, że ostatnio z tobą nie najlepiej, więc jeśli mi opowiesz wszystko będę mogła ci pomóc-
Jej intencje wydawały się czyste. No właśnie, wydawały.
- Nie mam zamiaru ci zaszkodzić Astrid. Już pokutuje za swoje uczynki będąc tutaj-
Niechętnie poszłam za nią.
- Siadaj proszę i opowiedz mi o wszystkim-
Usiadłam na pobliskim krześle jednak ociągałam się ze zwierzeniami. Zaskakujące, bo dawniej nie miałam tego problemu, bo mówiłam jej o wszystkim, ale od czasu mojego związku z elfem i naszej kłótni, przestałam. W końcu zaczęłam się powoli przed nią otwierać a ona słuchała mnie w milczeniu. Gdy skończyłam wciąż milczała.
- I co, będziesz tak milczeć przez wieczność?-
- Nie. Po prostu zastanawiam się jak mam ci na to odpowiedzieć-
- Szczerze-
- Zaklęcie słabnie i to nie dlatego, że moja magia jest słaba-
- Przecież twoja magia jest silna-
- Ale osłabła po tym jak zostałam tu uwięziona przez Odyna-
- Więc je zdejmij-
Oznajmiłam wiedźmie a ona spojrzała na mnie zaskoczona.
- Zdjąć je?-
- Tak. Sama powiedziałaś, że osłabło-
- Ale to tak nie działa. Uczyłam cię przecież o zaklęciach-
- Ale ty mnie przeklęłaś-
- I klątwę można zdjąć. W tym wypadku tylko zdejmie ją prawdziwa miłość-
- Nie kpij sobie ze mnie-
- Nie robię tego Astrid. Musisz zaufać swojemu sercu-
- Ja go nie mam-
Wstałam i wyszłam z jej domu.
Derek
Dlaczego znowu mi się śniła? Czyżbym naprawdę się w niej zakochał?
- Nie widziałeś cioci?-
Zapytała mnie rudowłosa dziewczyna.
- No wiesz, ładna, wysoka, porywcza...-
- Wiem o kogo pytasz, ale nie widziałem jej-
- Daj znać, jak ją spotkasz-
I pobiegła szukać zielonookiej. Właściwie to od wczoraj jej nie widziałem ani nie rozmawiałem. Zajrzałem do każdego miejsca, w którym zazwyczaj można było ją znaleźć, ale nie było jej.
- Czy mogę jakoś paniczowi pomóc?-
Usłyszałem za sobą kobiecy głos. Odwróciłem się i dostrzegłem służącą Astrid. Nie sądziłem, że zna angielski.
- Panienka Astrid nie prędko wróci-
Poinformowała mnie.
- Nie wiesz, dokąd poszła?-
- Niestety nie, ale skoro nikogo nie poinformowała to znaczy, że chce być sama-
- Sądziłem, że mówi ci o wszystkim-
- Nie musi mówić o wszystkim. Znam ją na tyle by wiedzieć co trapi moją panią lub gdy chce być sama-
- Astrid cię dobrze traktuje?-
- Jak swoją rodzinę. Nawet nie pozwala mnie nikomu skrzywdzić-
Uśmiechnęła się.
- Jeśli będę potrzebna lub będę mogła jakoś pomóc proszę dać znać-
Dygnęła i odeszła w swoją stronę.
- Solveig!-
Zawołałem za dziewczyną.
- Tak?-
Zapytała odwracając się do mnie.
- Czy Astrid często miewała w przeszłości takie napada gniewu?-
- Natura Boga Wojny jest zupełnie inna niż Bogini Miłości, Mądrości czy Piorunów. Na panience spoczywa wielkie brzemię, szczególnie, że nie patronuje sprawiedliwej wojnie-
- No tak, racja. Czy mogłabyś przekazać Astrid, żeby się ze mną skontaktowała, gdy się już zjawi?-
- Oczywiście-
- Dziękuję-
Skinęła mi głową a ja udałem się w stronę wyjścia. Wyszedłem z rezydencji i pojechałem do siebie. Tak mnie ostatnio pochłonęło przebywanie wśród Norwegów, że praktycznie zapomniałem o swoich obowiązkach a mamy trochę do omówienia. Na zebraniu stada zjawili się wszyscy bez wyjątku, więc mogliśmy omówić sprawę Alf i bieżące sprawy stada.
- Może poprosimy o pomoc pannę Odinson?-
Zaproponował Scott.
- Ona się chyba zna na negocjacjach i tego typu rzeczach-
- Ale z nimi nie ma co negocjować-
Odpowiedziałem mu.
- Nie zaszkodzi zapytać a poza tym myślę, że ona ma czym negocjować, bo w końcu tu rządzi-
- Właśnie, a jeśli powiedzieć jej, że inne wilkołaki krzywdzą pozostałych to się zaangażuje-
Wtrąciła Lydia.
- Nie wydaje mi się, żeby ktoś taki jak ona mieszał się w sprawy między wilkołakami-
Odezwał się oburzony Stiles. Nagle odezwał się alarm, ale od razu zamilkł. Dziwne.
- Poradzimy sobie z tym problemem sami-
Astrid ma wystarczająco problemów na głowie. Drzwi otworzyły się z hukiem i wszyscy spojrzeliśmy w stronę wejścia.
- O czym chciałeś ze mną mówić młody wilkołaku?-
Stanęła w progu i rozejrzała się.
- Przyszłam nie w porę jak widzę. Zatem pomówimy później-
- Panno Odinson!-
Już miała wyjść, ale zatrzymał ją Scott. Odwróciła się i uśmiechnęła się na widok Scotta.
- Przyjaciel pana Stilinski'ego i młodego Alfy. Czy moje rady się przydały?-
- Tak, dziękuję-
Jakie rady? Kiedy on u niej był?
- Bo jest taka sprawa...-
Zeszła do nas i stanęła bliżej nastolatka.
- Mów chłopcze a ja zobaczę co mogę zrobić-
Uśmiechnęła się do niego łagodnie i po wczorajszym gniewie nie było śladu, choć coś ją trapiło, ale to maskowała.
- Zna się pani na negocjacjach prawda?-
- Oczywiście, to jedna z moich specjalności-
- A czy mogłaby pani nam pomóc w negocjacjach?-
- Nie ma takiej potrzeby Scott. Poradzimy sobie z tym sami-
- Ale...-
- Jeśli Derek mówi, że sobie poradzicie to należy go posłuchać, bo to on dowodzi-
Wszystkich zaskoczyła jej postawa.
- I nawet nie wysłucha pani jaki jest problem? Nie przekona go pani?-
- Nie podważę decyzji waszego dowódcy-
- Ale to pani rządzi miastem, więc jest pani wyżej niż Derek-
- Masz całkowitą rację, ale ja nie rozstrzygam małych konfliktów-
- Ktoś grozi mnie i Derekowi-
Wyraz twarzy Astrid nagle się zmienił.
- Proszę?-
- Wilkołaki z innego stada chcą przeciągnąć mnie i Dereka na swoją stronę, ale żeby to się stało Derek musiałby zabić swoich-
- Tak, coś słyszałam w tej kwestii, ale ostatnio miałam sporo na głowie-
- Tym bardziej zajmiemy się sami tą sprawą-
- Umów spotkanie z tym wrogim stadem. Chętnie z nimi zamienię parę słów-
- Dziękuję-
- Nie ma za co. To mój obowiązek, skoro chronię to miasto-
Odwróciła się i wyszła.
- Kobieta z klasą-
Westchnęła z zachwytem Lydia.
- W takim razie powinniśmy teraz przygotować wszystko na spotkanie-
- A ja nawet wiem, gdzie mogą się spotkać-
- To ja poinformuję stado-
Reszta się rozeszła i został Stiles, Isaac i moja siostra. Nawet Peter zniknął.
- Możemy porozmawiać?-
Zapytał Stiles.
- Nie teraz. Muszę uprzedzić Astrid o tym z kim ma do czynienia i przekonać by się tym nie zajmowała-
Wyszedł nie próbując nawet kontynuować rozmowy.
- Dlaczego tak bardzo chcesz ją odsunąć od tego?-
Zapytała mnie siostra.
- Ma swoje problemy-
- Ale chroni to miasto i wilkołaki a szczególnie ciebie-
- Nie tylko mnie-
- Derek nikt nie jest ani głupi, ani ślepy. No może poza Stilesem-
- Co masz na myśli?-
- Wszyscy widzą, jak ciągnie cię do Astrid. Do Stilesa cię tak nie ciągnęło o ile w ogólę-
- Wydaje ci się-
Zbyłem ją.
- Ale z ciebie idiota Derek-
- To nie jest takie proste okay?-
Zaskoczyłem ją.
- Ona nie jest taka jak my czy taka jak Stiles i Lydia-
- Tak, tego nie idzie ukryć, ale to cię w jakiś sposób do niej przyciąga-
Żeby tylko to.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top