Rozdział 6
Wszelki słuch o strażniku Bifrostu zaginą. Może matka z nim rozmawiała a może ojciec nakazał mu coś innego wykonać, jednak to nie uśpi mojej czujności. Mam oczy i uszy we wszystkich dziewięciu światach a nawet w między świecie. Jedyny problem jaki się rozwiązał to konflikt w rodzinie Hale. Peter pożegnał się ze swoim życiem, Derek został Alfą i tworzy swoje stado, jednak wciąż coś mu nie daje spokoju.
- Astrid?-
Zapytał mnie wilkołak zaglądając do biblioteki, w której aktualnie przebywałam.
- Czy można kochać dwie osoby w tym samym czasie?-
- Zależy o jakiego rodzaju miłości mówimy-
Odpowiedziałam mu przeglądając półki.
- Nie chodzi mi o to co łączy nas z rodziną-
- To nie-
- A jeśli ktoś tak ma?-
- To wtedy nie jest szczery ani ze sobą ani z osobami, które rzekomo darzy uczuciem. Dlaczego pytasz?-
Wzięłam interesującą mnie książkę i odwróciłam się w jego stronę.
- Tak po porostu-
- Przemyśl to do obiadu i wtedy kontynuujemy temat-
- Czasem chciałbym myśleć, że żartujesz w tego typu sytuacjach-
- Jak wielu przed tobą. Jeśli nie masz więcej pytań to pozwól, że zostanę sama ze swoją lekturą-
Kiwnął głową i wyszedł z biblioteki.
Derek
Może i zostałem Alfą, może i Stiles pogodził się z Astrid, ale mam wrażenie, że nic nie jest na swoim miejscu. Spędzam trochę więcej czasu ze Stilesem, ale nie czuję się przez to jakiś spokojniejszy czy cokolwiek z tego co czułem przy Paige. Może Astrid mi coś podpowie, w końcu żyje zdecydowanie dłużej, wie więcej i widziała więcej. Dobrze, że już poznałem w większości to miejsce to się tak łatwo nie zgubię. Z tego co powiedział mi Bart, jest w bibliotece. Znalazłem ją bez trudu. Otworzyłem drzwi biblioteki.
- Astrid?-
Zapytałem zaglądając do środka. Na szczęście nie muszę jej tu szukać. Wszedłem do środka.
- Czy można kochać dwie osoby w tym samym czasie?-
- Zależy o jakiego rodzaju miłości mówimy-
Odpowiedziała mi przeglądając półki. Ciekawe czego szuka.
- Nie chodzi mi o to co łączy nas z rodziną-
- To nie-
- A jeśli ktoś tak ma?-
- To wtedy nie jest szczery ani ze sobą ani z osobami, które rzekomo darzy uczuciem. Dlaczego pytasz?-
Wzięła interesującą ją książkę i odwróciłam się w moją stronę. Była ubrana w bordową koszulę i czarne skórzane spodnie i czarne buty na obcasie.
Wygląda tak... Nie no skup się człowieku.
- Tak po porostu-
- Przemyśl to do obiadu i wtedy kontynuujemy temat-
- Czasem chciałbym myśleć, że żartujesz w tego typu sytuacjach-
- Jak wielu przed tobą. Jeśli nie masz więcej pytań to pozwól, że zostanę sama ze swoją lekturą-
Kiwnąłem głową i wyszedłem z biblioteki. Czasem ta jej przenikliwość jest przerażająca, ale też sprawia, że chce coś odpowiedzieć co będzie jakoś niewłaściwe, co ją sprowokuje do czegoś innego niż walka. Wróciłem do siebie i próbowałem wszystko poukładać sobie, ale nie potrafiłem. Musiałem to wszystko odłożyć na bok, bo miałem do wyszkolenia Bety. Oczywiście to tworzyło mały konflikt między mną a Stilesem i Scottem. Dlaczego nie mogą być tak wyrozumiali jak Astrid? Dlaczego Stiles nie jest wyrozumiały?
Astrid
- Musi być inny sposób. Wystarczy, że mam krew Noralfa na rękach-
Odezwałam się.
- To nie twoja wina-
Odpowiedział mi Thor.
- Ale to ja go zabiłam-
- Nie. Nasz ojciec go zabił a nie ty-
- Thor...-
- Nie jesteś niczemu winna. Ani śmierci Noralfa ani temu, że Hejmdal pcha się w objęcia śmierci-
Westchnęłam wiedząc, że gromowładny ma rację.
- Przecież ja się nie rozerwę Stiles. Jestem jeden-
Usłyszałam fragment rozmowy wilkołaka.
- Musiałbym się sklonować-
- Zaczekaj. Co powiedziałeś?-
Wilkołak się zatrzymał i spojrzał na mnie.
- Że jestem jeden?-
- To później-
- Że musiałbym się sklonować?-
- Sklonować...-
Wszystkie trybiki w mojej głowie zaczęły pracować na najwyższych obrotach. Krasnoludy.
- To przecież takie oczywiste. Jesteś genialny Derek!-
Pocałowałam wilkołaka w policzek i pobiegłam po swój kamień otwierający bramy między światami. Dobrze, że jest tu brama i mogę z niej skorzystać. Wybiegłam z domu i pobiegłam w stronę owej bramy. Po chwili znalazłam się na miejscu, otworzyłam bramę i znalazłam się we właściwym miejscu. Moim oczom ukazał się dom krasnoludów. Wparowałam do środka.
- Brok! Sindri! Jesteście?!-
Zawołałam rozglądając się po pomieszczeniu.
- Ale nie trzeba tak się drzeć. Nikt... Ooo Wasza Wysokość, co za niespodzianka-
Przywitał mnie Brok.
- Moja pani, dobrze cię znów widzieć-
Przywitał mnie z uśmiechem Sindri.
- Darujcie sobie te głupie tytuły-
- Jak możemy pomóc?-
Zapytał Sindri.
- Hajmdal postradał zmysły przez Odyna. Potrzebuję pierścienia-
- Jakiego pierścienia?-
- Tego, który macie tyko wy-
- Nie mamy żadnego, ale możemy wykuć-
- A do czego ci Draupnri?-
Zapytał Brok.
- Jeśli nie przemówię Hajmdalowi do rozsądku tylko to może pomóc-
- Chcesz go...-
- A znacie inne rozwiązanie-
- Może trzeba z nim porozmawiać?-
Usłyszałam czyjś głos i pojawił się gigant w domu krasnoludów.
- Żeby to było takie proste jak mówisz Tyrze-
- Może ja spróbuję?-
- Nie boi się miecza-
- Nie to miałem na myśli moja droga-
- A jemu co?-
Zapytałam braci.
- Siedział długi czas zamknięty w kopalni i trzyma się z dala od przemocy-
Odpowiedział mi Spartanin wchodząc do środka wraz z synem.
- Trzyma się z dala od przemocy? Bóg wojny?-
Spojrzałam na nich jak na wariatów jednocześnie próbując powstrzymać się od śmiechu.
- Wszystko w porządku moja droga?-
Pokiwałam głową na znak, że wszystko dobrze.
- Hahaha-
Nie wytrzymałam.
- Dobry żart Kratosie. Nie wiedziałam, że tak potrafisz-
- Kratos nie żartował. Co się stało z twoim wyglądem?-
Zapytał olbrzym zmieniając temat.
- Życie na wygnaniu-
- Odyn cię zesłał?-
Zapytał zdziwiony.
- Nie, własna szwagierka wraz z przyjaciółką-
- Dlaczego? Przecież jesteś najlepszą wojowniczką Wszechojca i myślałem, że się przyjaźnicie-
- Bo odtrącam wszystkich od siebie Tyrze a boginiom miłości to się nie podobało a Odynowi doskwiera brak jego żołnierza wiec manipuluje innymi-
- Nie rozumiem-
- Musi się zakochać, żeby mogła wrócić do Asgardu-
- I Hajmdal próbuje ją zabić-
- Bo ubzdurał sobie, że jestem zdrajcą a raczej Odyn mu to wmówił-
Tyr tylko na mnie spoglądał próbując wszystko zrozumieć. Gdy do niego dotarło, posmutniał.
- Bardzo żałuję twojej utraty Astrid-
- Dziękuję-
- Noralf był jedynym, który umiał uspokoić księżniczkę-
Usłyszałam głos mędrca, ale go nie widziałam.
- Mimir? Gdzie się chowasz przebiegła mądralo?-
- Tutaj moja pani-
- Gdzie?-
Odwróciłam się i dostrzegłam w ręku Kratosa głowę.
- Witaj moja pani. Wybacz, że się nie pokłonię, ale sama widzisz-
- Co ci się stało?-
Zapytałam podchodząc bliżej.
- Co tu dużo mówić? Kara za me uczynki-
- Za twe uczynki?-
- Bracie, mógłbyś?-
Kratos tylko podał mi głowę Mimira, którą od niego zabrałam.
Derek
Przecież ja się nie rozerwę Stiles. Jestem jeden
Ale obiecałeś
Musiałbym się sklonować
- Zaczekaj. Co powiedziałeś?-
Zatrzymałem się i spojrzałem na Astrid.
- Że jestem jeden?-
- To później-
- Że musiałbym się sklonować?-
- Sklonować...-
Stała tak i nad czymś intensywnie myślała. Nagle ją olśniło.
- To przecież takie oczywiste. Jesteś genialny Derek!-
Pocałowała mnie w policzek i gdzieś pobiegła uradowana. Stałem tak i patrzyłem w miejsce, gdzie przed chwilą była. Pocałowała mnie w policzek...
Stiles, zadzwonię później
Poinformowałem go i rozłączyłem się nie dając mu niczego powiedzieć. Astrid pocałowała mnie w policzek. To chyba powinno sprawić, że się skrzywię.
- Wszystko w porządku wilkołaku?-
Z rozmyślań wyrwał mnie Thor.
- Tak-
- To czemu stoisz jakby cię w kamień zamieniło?-
- Co?-
- Nie ruszasz się od godziny-
Godziny?
- Minęło chyba kilka minut a nie godzina-
- Godzina. Tyle temu moją siostrę oświeciło i pobiegła gdzieś uradowana pomysłem jaki jej podsunąłeś. Jesteś pewien, że wszystko w porządku?-
- Mam coś jeszcze do zrobienia-
- Nie wykręcaj się od pytania-
Westchnąłem.
- Nie jest w porządku. Zadowolony z odpowiedzi?-
Warknąłem zły.
- Pierwszy raz cię dziewczyna pocałowała, że tak cię wryło w ziemię?-
- Nie-
Przez chwilę mi się przyglądał wnikliwie.
- Przecież jesteś z tym chuchrem, więc... Ooo-
Zaniósł się śmiechem i zniknął. W końcu ruszyłem się z miejsca i poszedłem do siebie. Położyłem się i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
*
- Dzień dobry-
Usłyszałem kobiecy szept nad swoim uchem. Poczułem, jak ktoś składa pocałunki na moim ramieniu. Otworzyłem oczy i obróciłem się. Zobaczyłem uśmiechniętą Astrid.
- Mamy jeszcze chwilę zanim przyjdzie Solveig-
Mruknęła i pochyliła się nade mną zmniejszając odległość między nami. Pachniała słodko i kwieciście, tak jak zawsze. Złączyła nasze usta w pocałunku a ja się jej poddałem.
- Dzień dobry Wasze Wysokości-
Astrid mruknęła niezadowolona i oderwała się od moich ust.
- Solveig, czy ty musisz być taka punktualna?-
- Takie moje zadanie moja pani. Śniadanie już czeka-
Oznajmiła i wyszła.
- Wasze Wysokości?-
Zapytałem Astrid.
- Przyzwyczajaj się skarbie-
Astrid wyszła z łóżka i poszła w stronę stolika. Miała na sobie tyko czarną koronkową bieliznę, która idealnie leżała na jej boskim ciele.
- Podobają się widoki?-
Zapytała spoglądając na mnie przez ramię.
- Zdecydowanie-
Odpowiedziałem jej zakładając ręce za głowę.
- Mogę ci pokazać lepsze-
Uśmiechnęła się zadziornie i wróciła do łóżka. Nachyliła się do mnie i w momencie, gdy chciałem ją pocałować włożyła sobie truskawkę do buzi i się odsunęła ode mnie. Przybliżyłem się do niej i ugryzłem drugi koniec truskawki.
- Nie uciekniesz mi-
- Oh nie, wielki i zły wilkołak mnie uwięził Co ja teraz zrobię? –
- Nic-
Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem ja namiętnie.
*
Obudziłem się i rozejrzałem się po pokoju. Na szczęście byłem w swoim pokoju, w dodatku sam. Co to było? Dobiegł mnie dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. Stiles.
Czego?
Miałeś zadzwonić, pamiętasz?
I tylko po to mnie budzisz?
Zapytałem rozdrażniony jego głupotą i się rozłączyłem. Przecież to był tylko pocałunek w policzek, nie mógł aż tak na mnie wpłynąć. A może mógł? Założyłem bluzę, wyszedłem z pokoju i zeszłe na dół a potem udałem się do ogrodu. Zacząłem przypominać sobie każdą chwilę ze Stilesem lub Astrid i to jakie towarzyszyły temu uczucia.
- Ale to nie możliwe-
Powiedziałem do siebie zaczynając powoli wszystko rozumieć.
- Co takiego?-
Usłyszałem jej głos i moje serce się ożywiło. Dobrze, że nie ma takiego słuchu jak ja.
- Nic takiego-
Odwróciłem się do niej. Stała w czarnym komplecie bielizny, okryta szlafrokiem.
- Kiedy wróciłaś?-
- Niedawno, ale nie mogę zasnąć-
- Przeszłość?-
- Chyba jak nigdy w życiu miałam za dużo wrażeń-
Uśmiechnęła się smutno.
- A ty czemu nie śpisz?-
- Koszmary-
Skłamałem. Może i nie ma słuchu wilkołaka, ale rozpoznaje kłamców, tak jakby to była jej ukryta zdolność.
- Jesteś pewny, że koszmary?-
- Wyczuwasz kłamstwa?-
- Nie, po prostu widać, kiedy kłamiesz. Nawet Bóg kłamstw ma czasem problem mnie okłamać albo nie robi tego, bo ceni swą głowę-
Zapanowała cisza.
- Hajmdal zawsze się śmiał, że to mój ukryty dar od losu i to dzięki temu jestem taka dobra w tym co robię-
Odezwała się patrząc przed siebie.
- Miał rację?-
- Oczywiście, że nie. Jestem obserwatorem, świetnym strategiem, idealnym dowódcą, niezłomnym żołnierzem, ale nie wykrywaczem kłamstw-
Zaśmiała się a ja tylko się jej przyglądałam.
- Z naszej dwójki to Hajmdal był tym co ma dar. Ja jestem wytrenowana i po prostu urodziłam się taka, ale Hajmdal otrzymał swój dar. Wiele widzi, ale mimo to, jeśli Hajmdal tak uznał to Odyn nie miał pojęcia, gdzie jego córka-
Znów posmutniała a mnie jedyne co przyszło do głowy to coś strasznie głupiego, ale nie miałem pojęcia jak zareagować. Ja nawet nie widziałem by kiedykolwiek tak wyglądała. Nawet mówienie o narzeczonym jej tak nie ruszało, chociaż może już nauczyła się to ukrywać. Zdjąłem swoją bluzę i ją okryłem nią i delikatnie objąłem nic nie mówiąc. Staliśmy tak w kompletnej ciszy, ale nie wyglądało jakby przeszkadzała jej ta sytuacja.
- Wiesz, że nie jest mi zimno?-
Oderwałem się jak oparzony.
- Ale to bardzo miły gest-
Uśmiechnęła się.
Astrid
To było dość niespodziewane jak na wilkołaka. Nie spodziewałam się, że jest skłonny do takich gestów.
- Szefowo, mamy problem-
Oznajmił Bartholomew.
- O co chodzi?-
- Przybył-
- Jest sam?-
- Tak-
- Jesteś pewien?-
Nie odpowiedział mi. No tak, nie da się tego przewidzieć. My tak nie potrafimy jak on.
- W porządku. Zajmę się tym-
Zdjęłam bluzę i zwróciłam ją właścicielowi. Zostawiłam go samego w ogrodzie a sama udałam się na spotkanie z przyjacielem. W momencie, gdy miałam otworzyć drzwi, ktoś złapał mnie za rękę.
- Zaczekaj ciociu-
Odwróciłam się.
- To od Sif. Powiedziała, że będziesz wiedziała co z tym robić-
Thrud położyła na mojej dłoni pierścień i spojrzała mi w oczy ze smutkiem.
- Dziękuję Thrud. Miej oko na wszystko-
Puściłam jej oczko i wyszłam na zewnątrz.
- Hajmdalu!-
Zawołałam przyjaciela, który od razu się pojawił.
- Wyzwałaś moja pani?-
Zapytał kłaniając się.
- Skończ te gierki-
- Nie wiem o czym mówisz-
- Odyn miesza ci w głowie i zapomniałeś jaka jest prawda-
- Prawda jest taka, że zdradziłaś Odyna a to oznacza, że mnie też-
- Przypomnij sobie te wszystkie chwile, kiedy chroniłeś mnie przed Odynem. Nasze rozmowy, pojedynki ćwiczebne. Czy to dla ciebie nic nie znaczy?-
- To wszystko jest kłamstwem, więc albo po dobroci wrócisz ze mną albo cię zabiję-
- Dobrze wiesz, że nie mogę wrócić-
- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru-
- Na to wygląda-
Włożyłam pierścień podarowany mi przez Freje. Pojawiła się tarcza i mój uniform. Hajmdal uśmiechnął się, licząc, że będzie miał dzięki temu przewagę. W drugiej dłoni pojawi się miecz. Odcięłam wadzący mi materiał i teraz już nie był taki wesoły. Spojrzałam na miecz. Wykuty przez ludzi, więc go nie zabiję, ale miecz się świeci, więc posiada odrobinę magii. To idealne rozwiązanie. Hajmdal ruszył w moją stronę a ja wyszłam mu naprzeciw. Nasze ostrza skrzyżowały się.
- Poddaj się-
- Nigdy-
- W takim razie zginiesz-
Zaatakował, ale odparła jego atak. Dałam mu przez chwile czuć przewagę. Jedna nie na długo. Uderzyłam go tarczą a następnie zamachnęłam się mieczem i wypowiedziałam tylko jedno słowo.
- Drøm-*
Hejmdal upadł zapadając w sen. Dobrze, że nie będzie mógł się tak szybko obudzić. Zaklęcie Frei z pierścienia okazało się krótkotrwałe, więc znów byłam w swoim stroju do snu. Zabrałam przyjaciela i kazałam go zamknąć w jednym z pokoi. Później będę myśleć co mam z nim zrobić i jak odwrócić skutki działania Odyna. Obawiam się, że bez pomocy Frei się nie obejdzie. Kolejnego dnia jak to w zwyczaju było obudziła mnie Solveig, choć pragnęłam by tego nie robiła. Czułam się dość podobnie jak po utracie Noralfa z tym, że Hajmdal żyje.
- Dzień dobry moja pani. Za pół godziny będzie śniadanie. Kąpiel naszykowana i ubrania także-
Poinformowała mnie służka i wyszła nim zdążyłam ją powitać. Czyli wie. Nawet lepiej. Opuściłam łóżko i od razu skierowałam się do łazienki. Rozebrałam się, weszłam do wanny i na moment przymknęłam oczy. Od razu przypomniały mi się kąpiele przygotowywane przez Noralfa, gdy zjawiałam się u niego po ciężkim treningu czy jakiejś bitwie. Często czytał mi wtedy jakieś wiersze, rozmawiał albo po prostu koił moje zszargane nerwy swoją spokojną naturą szepcząc słowa pełne miłości w języku elfów. Chcąc nie chcąc musiałam wyjść. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam do sypialni a służka udała się do łazienki by wszystko uprzątnąć. Solveig wybrała mi na dzisiaj czarny gorset, bordowe spodnie z czarnym paskiem i bordową marynarkę.
Gdy się ubrałam zjawiła się rudowłosa. Usiadłam przy toaletce a ona wzięła szczotkę i zaczęła rozczesywać moje włosy a ja w między czasie zrobiłam makijaż i wybrałam odpowiedni naszyjnik.
- Wygląda panienka zachwycająco-
- Dziękuję-
Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się do niej co odwzajemniła. Dygnęła i wyszła a ja chwilę po niej. Jak zwykle czekała na mnie gazeta i mój brat, który marudził mi, że jak mogłam go nie dopuścić do walki z Hejmdalem. Oczywiście ignorowałam go. Zjawił się też Derek, ale nie dość, że był nie w humorze to jeszcze Stiles robił mu o coś wyrzuty. Starałam się ignorować całą trójkę, ale jako że sama miałam zły humor nie byłam wstanie dłużej ich znosić. Odłożyłam gazetę na stół i lustrowałam ich. Stiles wyrzucał swoje pretensje na Dereka, na co ten zdawkowo, aczkolwiek szorstko odpowiadał a Thor wyrzucał swoje pretensje o Hajmdala i o irytującego dzieciaka. Nagle zamilkł dostrzegłszy mój wzrok.
- Ignorujesz mnie, nie ma cię całymi dniami, wiecznie tu przesiadujesz i ja mam to znosić?!-
Wrzasnął nastolatek.
- Tak-
Odpowiedź była spokojna, ale szorstka.
- Co ja takiego Ci zrobiłem?! Przeprosiłem! Zaczęło się układać a ty...-
- Dosyć!-
Podniosłam głos i uderzyłam o blat stołu dłońmi. Wstałam ze swojego miejsca. Stiles i Derek byli zdezorientowani a Thor spoglądał na mnie zaskoczony.
- Za kogo wy się uważacie?-
Zapytałam spoglądając na każdego z osobna.
- Ale...-
- Cisza!-
Uderzyłam ponownie w stół, jednak tym razem mocniej.
- Jesteś moim bratem, twoja żona mnie skazała na to życie, masz wolną rękę, nie kontroluję cię, znikasz na całe dnie a do mnie masz pretensje? Czy ty w ogólę myślisz? Obwiniasz mnie, za to, że znikasz na całe dnie i nie ma z tobą kontaktu? Do reszty zgłupiałeś z tej miłości?!-
Milczał.
- Ty-
Zwróciłam się do nastolatka.
- Najpierw zjawiasz się w moim domu i obrażasz mnie, potem przepraszasz i chcesz pokoju a potem zaczynasz się pojawiać w moim domu bez zapowiedz, męczysz moich ludzi, wrzeszczysz na Dereka i sądzisz, że co?-
- To nie tak, ja...-
- Myślisz, że możesz tu przychodzić, kiedy zechcesz?! Myślisz, że możesz bezkarnie mnie obrażać a potem udawać, że nic się nie stało?! Myślisz, że wszyscy cię uwielbiają i nikomu nie wadzisz ani nikt nie słyszy twoich nieskończonych pretensji do Dereka?!-
Chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziłam.
- Nie, nie jesteś bezkarny. Moja cierpliwość ma granice i właśnie się skończyła. Nie chcę cię tu więcej widzieć ani w tej okolicy, a jeśli się pojawisz, kariera twojego ojca legnie w gruzach jak i całe twoje życie. Rozumiesz Stilinski?-
Nie odpowiadał. Nawet nie spoglądał na mnie.
- Rozumiesz co do ciebie mówię Midgarczyku czy ma ci to inaczej wytłumaczyć?-
Nadal brak reakcji.
- Odpowiadaj jak do ciebie mówię!-
Uderzyłam w stół, który się złamał a hałas trzaskanych naczyń przestraszył chłopca. Podeszłam do niego i chwyciłam go za koszulkę podnosząc go.
- Rozumiem. Nie przyjdę tu więcej-
Odpowiedział mi przerażony. Wypuściłam go i gdy tylko upad, niezdarnie się pozbierał i wybiegł.
- A ty-
Spojrzałam na wilkołaka.
- Uważniej dobieraj swoich towarzyszy, bo ja nie słynę z cierpliwości w swoich stronach-
- Oczywiście. Przepraszam i masz moje słowo, że to się więcej nie powtórzy-
Jego odpowiedź całkowicie mnie zaskoczyła.
- Na bogów, co tu się zdarzyło?-
Zapytała Solveig wchodząc do jadalni.
- Zdenerwowałam się. Wybacz mi proszę-
- Czy ktoś ucierpiał?-
- Nastolatek mógł się tylko mocno przestraszyć-
- A co się stało ze stołem? Komu podpadł?-
Spojrzałam na złamany w pół stół a potem na służącą.
- Oh-
Wymsknęło jej się. Często zdarzało mi się niszczyć meble, ale od zesłania potrzebowałam nimi rzucić o ścianę albo użyć czegoś, żeby były w fatalnym stanie a ten stuł złamał się po trzecim uderzeniu i nie to, żeby był stary i spróchniały, bo nie jest. Jest a raczej był z bardzo solidnego drewna.
- Nie raz widziałem jak coś cię zdenerwowało, ale to ostatni raz widziałem w Asgardzie-
Odezwał się dotąd milczący gromowładny.
- Co masz na myśli bracie?-
Zapytałam marszcząc brew.
- Twoja boskość...-
- Nie bredź-
Ucięłam jego wypowiedź i wyszłam. Gdy wreszcie znalazłam się w swojej sypialni usiadłam na łożu i schowałam głowę w dłoniach. Jak zwykle w takich chwilach pojawił się przy mnie Fenrir, który nie znosił, gdy jego pani była w złym stanie i czuł się zobowiązany poprawić mi humor co z resztą zawsze mu się udawało.
- Ty to wiesz, jak poprawić mi humor-
Nagle rozległo się krakanie i do pokoju wleciał Hugin.
- Co się stało przyjacielu?-
Zaczął krakać jak najęty i niewiele rozumiałam.
- Hugin, uspokój się, bo nic nie rozumiem-
Zamilkł pokręcił łebkiem, poskakał po łóżku i spojrzał na mnie. Wystawiłam rękę i na nią wskoczył.
- Teraz mów. Tylko spokojnie-
Zaczął przekazywać mi czego się dowiedział.
- Jesteś pewien? Odyn chce zabić Atreusa a Kratos Odyna?-
Kiwnął.
- I potrzebują boga wojny, ale Tyr jest pokojowcem i ja mam go przekonać do zmiany decyzji?-
- Tylko drugi bóg wojny może go przekonać do zmiany decyzji-
Usłyszałam spokojny głos Sindriego.
- Nie jestem najlepszą osobą do tego zadania Sindri-
- Zarówno my jak i Kratos nie przekonujemy go, więc może stara przyjaźń mu otworzy oczy-
- Sindri, naprawdę nie jestem odpowiednią osobą. Znasz moje napady gniewu-
- Zaradzimy temu a Kratos jest nieustraszony-
Uśmiechnął się do mnie.
- Daj mi czas-
- Oczywiście, jak sobie życzysz-
I tak jak się pojawił bez ostrzeżenia tak też zniknął. Krasnoludy.
-----------------------------------------------------------------------
*sen
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top