• o n e •
Hoseokowi nigdy nie wydawało się, żeby prosił o tak wiele. Od malutkiego każdego wieczora klękał przy łóżku i składał dłonie do modlitwy, prosząc o spokój, zdrowie dla najbliższych i żeby tata przestał zajeżdżać codziennie do monopolowego po drodze. Jednak po kilku latach, gdzie chłopak ani razu nie opuścił codziennej modlitwy, wydawało mu się, że Bóg jedyne, co dla niego ma, to dumnie i wysoko uniesiony środkowy palec.
Nie zasługujesz na to.
— Przymknij się.
Nie jesteś dla nich ważny.
— Nieprawda. Kochają mnie.
Jesteś tu tylko dlatego, że pijani zapomnieli o zabezpieczeniu.
— Przecież mama by mnie usunęła, gdyby mnie nie chcieli.
Uwierz, że chcieli to zrobić. Powstrzymała ich przed tym twoja babcia.
— Musieli się po prostu bać.
Ona też chciała, żebyś cierpiał. To dlatego kazała im cię zatrzymać.
— Nie. Kłamiesz — wyszeptał.
Jesteś dla wszystkich ciężarem. Chcą, żebyś zniknął.
— Przestań...
Po bladym, nieskazitelnie gładkim policzku, spłynęła łza. Jedna i jedyna, tak samo samotna, jak jej właściciel. Wargi drżały, a spomiędzy nich wydarł się cichutki pisk. Przestraszył się. We wszechogarniającej ciszy brzmiał jak upuszczanie topornej sztangi na szkło.
Mówisz tak, bo dobrze wiesz, że mam rację.
Lecz mimo bólu nie uronił ani łzy więcej.
• pragnę tego ficzka zadedykować mojej _kumamon_sugi_, trzymaj mała 💞 •
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top