Swojemu synowi odmówić?

- OK, Styles. To ci się udało! Przez chwilę serio uwierzyłam w te brednie. - Wybuchłam nieszczerym śmiechem, zaczynając nerwowo rozglądać się po zagraconym pomieszczeniu, w oczekiwaniu, że zobaczę wyskakującego znikąd Harry'ego. - No wyłaź! Niezły masz pewnie z kumplami ubaw, co?

- Mam... Taylor. - Alex położył mi dłonie na ramionach, próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy. - Tato nie miał z tym nic wspólnego. - Westchnął, przeczesując palcami loki, w identyczny sposób, jak jego domniemany „ojciec". - Chociaż patrząc z perspektywy naukowej, gdyby potrafił utrzymać przy tobie wacka w spodniach...

- Nie chcę słyszeć nic więcej o jego genitaliach - zakończyłam, nim szatyn rozwinął temat.

- W porządku. - Uniósł ręce w obronnym geście. - Ale jakbyś chciała o tym porozmawiać... To trochę dziwne, zagłębiać własną matkę w tajniki życia erotycznego, chociaż w obecnej sytuacji, mam zdecydowanie więcej doświadczenia niż ty - dodał, dumnie wypinając pierś.

- Chryste, Jezu. - Opadłam na okurzone krzesło, łapiąc się za głowę, w której miałam wtedy czystą sieczkę.

- Nie, nie, nie. - Alexander ukląkł przede mną. - Zapomnij o tym, co przed chwilą powiedziałem. - Ukrył twarz w dłoniach. - Dlaczego to musi być takie trudne?..

- Trudne?? Dla ciebie?! - Wstałam gwałtownie. - To, co ja mam do cholery powiedzieć?! Jakiś facet łudząco podobny do mojego byłego przyjaciela, wyskakuje mi nagle od czapy z wiadomością, że jest moim synem i do tego stwierdza, że to on jest w trudnej sytuacji! I jak tu mam zachować racjonalne myślenie?! - Wydarłam się na lokowanego, który jak gdyby nigdy nic, stał, spokojnie się we mnie wpatrując.

- Wiem. - Wessał powietrze przez usta. - Wiem, że wydaje ci się to irracjonalne, ale wszystko, czego do tej pory się ode mnie dowiedziałaś, jest faktem. - Popatrzyłam mu prosto w oczy, z których, o ironio, biła absolutna szczerość. Albo ten chłopak ma niesamowity talent aktorski, albo rzeczywiście nie kłamie, a wtedy... Właśnie. A co wtedy?

- Dobrze, załóżmy, że ci uwierzę, tylko poprzyj to jakąś teorią. - Założyłam ręce na piersi, spoglądając na Alexandra wyzywająco, a on podjął to wyzwanie.

- Teorią, powiadasz? - Tym razem to on zajął stary taboret. - A więc, przybywam tutaj z przyszłości, jednak jak się możesz domyślić, nie są to pełne adrenaliny wakacje, wykupione w między czasoprzestrzennym biurze podróży, tylko moja obecność tutaj, ma swój cel. Została powierzona mi misja, którą jest pomoc tobie i ojcu w spotykaniu się. - Zamilkł, biorąc głęboki oddech.

Omiotłam zniecierpliwionego Alexa leniwym spojrzeniem i dostałam nagłego napadu histerycznego chichotu. Brązowo włosy młokos patrzył się na mnie z niedowierzaniem, co jeszcze bardziej wzmogło moje rozbawienie.

Teraz sobie pewnie myślicie: „Jakaś wariatka"! Cóż, w pewnym stopniu się z tym zgadzam, ale hej! Popatrzcie na to trzeźwo. Czyż nie wydaje się Wam śmieszne i wręcz żałosne, że dwójka znających się od piaskownicy ludzi, potrzebuje ingerencji osoby trzeciej, pochodzącej z ich dalekiej przyszłości, żeby zacząć się umawiać? Bo mnie bardzo. Lecz jeszcze bardziej czuję z tego powodu niepokój. Dlaczego młodsza wersja Stylesa została wysłana do mnie, a nie do niego? Chyba Alexander nie oczekuje ode mnie, że nagle rzucę się w ramiona tego pustogłowego pudla?

- Odpowiedź brzmi nie. - Odwróciłam się na pięcie, z zamiarem opuszczenia tego zatęchłego pomieszczenia, lecz zostałam złapana za lewy nadgarstek i odwrócona w drugą stronę.

- Daj mi, chociaż dokończyć, zanim podejmiesz decyzję, która może zaważyć, na całym twoim życiu. I moim także. - Puścił mnie wolno, lecz z jakiegoś powodu postanowiłam zostać.

Spojrzałam na stojącego chłopaka i zobaczyłam w nim coś więcej, niż tylko klona Harry'ego. Zobaczyłam w nim cząstkę samej siebie. Dopiero wtedy dostrzegłam drobne, prawie niezauważalne luki w jego podobieństwie do znanego mi wcześniej krętowłosego.

Zamiast dosyć ostro zarysowanego, miał łagodny, na wzór twarz malowanych przez artystów rokoko podbródek i wąską, gęsią szyję, która świetnie współgrała z jego dłuższymi włosami, okalającymi policzki, nadając twarzy dziecięcą lekkość i beztroskę. Dłonie, które w tamtym momencie miętosiły rąbek swetra, nie przypominały typowych, męskich rąk, z wyraźnie widocznymi żyłami i kościstymi paluchami, lecz wydawały się być bardzo damskie, z wystającymi kłykciami i smukłymi palcami, zakończonymi wyjątkowo ładnymi paznokciami. Czupryna, która pozornie wydawała się być w stu procentach odziedziczona po ojcu, jak się lepiej przyjrzeć, była zdecydowanie bujniejsza, gęstsza i podatna na czynniki atmosferyczne, czego mu szczerze współczułam, bo każdego dnia sama borykałam się z tą przypadłością.

Niestety, chciałam tego, czy nie chciałam, Alexander Swann (a raczej Styles) był moim synem, co oznaczało, że jeśli zaburzę jakiś ciąg wydarzeń, odmawiając współpracy, on może się nigdy nie narodzić. I chociaż to było dla mnie kompletne szaleństwo, postanowiłam zrobić, co tylko się da, abym kiedyś, w odległej przyszłości, mogła zobaczyć go i wziąć w ramiona, jako normalna matka. Nawet, jeśli wiązało się to z rozłożeniem nóg przed starszym Stylesem.

- Podjęłam już decyzję - rzuciłam suchym tonem, dla niepoznaki.

- Taylor, przemyśl to, wysłuchaj mnie... - wyszeptał płaczliwym tonem, a mnie ścisnęło się serce.

W jego oczach błysnęła mieszanka smutku, bezradności i zagubienia. Znałam ten wzrok. Każdego dnia, przez dwa lata po śmierci mojej mamy, widziałam w lustrze właśnie takie spojrzenie. Spojrzenie osoby, która straciła nadzieję, której niewielka cząstka odeszła bezpowrotnie, zostawiając po sobie emocjonalne spustoszenie. Po tym, byłam niezaprzeczalnie pewna, że pochodzi ode mnie. I pewna tego, że nigdy więcej nie chcę widzieć tych zranionych ślepi.

Poczyniłam dwa kroki i wtuliłam się w niego, nie przejmując się tym, że odwzajemnił uścisk dopiero po kilkunastu sekundach.

- Wierzę ci - wyszeptałam w jego szyję, na co ten zacieśnił ramiona oplatające moją talię. - Tylko proszę, nie nazywaj mnie mamą. - Zaśmiał się cicho i położył głowę na mojej.

- Zgoda, ale chcę żebyś wiedziała - pociągnął nosem, - że kocham cię, mamo.

~*~

Krótszy dzisiaj, ale się w miarę streściłam, więc postanowiłam specjalnie nie przedłużać, tylko po to, żeby dobić to tysiąca.

Jak Wam się podoba? Kto się spodziewał?

Kocham Wasze komentarze i dziękuję z całego serduszka za nie, jak i zarówno za votes,

CC. xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top