Bezdomny arystokrata

- Taka zadyma na stołówce, a wy się bzykacie w składziku na miotły! No wiecie, co?! - Naskoczył na nas Philip, kiedy tylko opuściliśmy zagracone pomieszczenie, a ja na jego słowa miałam ochotę zwymiotować.

- Nie mierz wszystkich swoją miarą, ty niewyżyty kasztanie - skwitowałam, na co Alex cicho zachichotał.

- Czyli to ci we mnie nie pasuje? Masz problem z moim pochodzeniem? Zawsze uważałem cię za porządną surykatkę i myślałam, że akceptujesz fakt, że pochodzę z murzyńskie rodziny wielodzietnej i wyszedłem z tej kolczastej skorupy, mając nadzieje na piękną przyjaźń, a ty okazałaś się być wredną lamą! - Słuchałam bezsensownego monologu mojego przyjaciela z pobłażliwym uśmiechem, wpatrując się w lokowanego, który krztusił się ze śmiechu.

- Jak na ciebie patrzę, to mi ziemniaki same gniją w piwnicy.

- Ty nie masz piwnicy. - Blondyn wystawił w moją stronę język i przyciągnął rozbawionego chłopaka ramieniem do siebie, po czym ruszyli razem do przodu, nawet się na mnie nie oglądając.

Poprawiłam leniwie zwisający na prawym ramieniu plecak i z życiowym optymizmem ściętej głowy poczłapałam za rozchichotaną parką, zatapiając się w zatrważających myślach o przyszłości.

Szczerze? Byłam przerażona, a moje pesymistyczne nastawienie zostało spuszczone ze smyczy i z dziką radością wzbogacało o realizm podsuwane przez umysł, szalone wizje.

Ja zdająca maturę z ciążowym brzuchem. Ja jako samotna matka. Ja jako kura domowa przynosząca piwsko podtatusiałemu Stylesowi. Ja jako niezadowolona z życia 40 - latka z dwudziestoma nadprogramowymi kilogramami, zwisającym do kolan biustem i bujną kombinacją rozstępów.
Ja jako...

- Taylor, wszystko w porządku? Wyglądasz, jakby ci życie przeleciało przed oczami - powiedział z niepokojem Phil, klepiąc mnie delikatnie po policzku.

- Bo tak było... - wyszeptałam, opadając cieżko tyłkiem na łuszczącą się z farby ławkę przed szkolnym dziedzińcem.

- Alex, daj mi wodę mineralną. - Rzekł twardo blondyn, siadając obok, czule mnie obejmując. - No ileż można czekać! - warknął na pobladłego już i tak chłopaka, który nerwowo grzebał w plecaku.

Szatyn w końcu wydobył butelkę napoju i czym prędzej podał ją Philipowi, który praktycznie wlał mi ciecz do ust.

Chwilowe mroczki przed oczami zniknęły jak ręką odjął i wreszcie mogłam się rozluźnić w ramionach przyjaciela, który całował delikatnie moją skroń.

- Już jest OK? - potarł swoim nosem o mój policzek, a ja westchnęłam cicho, pod wpływem ciepła rozpływającego się po całym moim ciele.

Tą dość intymną chwilę przerwało nam nieznaczne chrząknięcie Alexandra, o którego obecności prawie zapomniałam.

- Jesteś na coś chora? - spytał ledwo słyszalnie, a jego głos żałośnie zadrżał.

- Nie, po prostu mi się zrobiło słabo, a Phil jest przewrażliwiony. - Wywróciłam oczami, śmiejąc się gładko.

- Po akcji, którą odwaliłaś dwa lata temu za każdym razem truchleję, kiedy chociażby zbladniesz - poskarżył się Danniels, prychając na mnie śmiesznie.

- Co się wtedy stało?

O tak... To był zacny dzień mojej rekrutacji do szkolnej grupy cheerleaderek. Nie pytajcie co mi strzeliło wtedy do głowy, żeby się do nich zapisać. Teraz nie jestem wstanie wejść bez zadyszki na pierwsze piętro, nie mówiąc o wywijaniu piruetów w powietrzu, ale mniejsza o to.

Było naprawdę upalne, wrześniowe popołudnie, kiedy...

- Jesteś na sto procent pewna, że chcesz do nich dołączyć? - zapytał zaniepokojony moim pomysłem Philip. - Bodajże miesiąc temu rzucałaś w nie podczas występu popcornem.

- I to mi dało do myślenia. Musiały być naprawdę bardzo złe, skoro traciłam na nie jedzenie. W końcu ktoś musi wprowadzić porządek w tym chaosie. - Naciągnęłam nieprzyzwoicie krótką, białą spódniczkę, która była częścią stroju jak najbliżej kolan. - A pierwszą rzeczą, jaką zrobię, będzie zamienienie tych skrawków materiału na spodenki.

- To może ty jednak zrezygnuj, Taylor. - Zająknął się blondyn, na co zgromiłam go wzrokiem. - No co? Nawet przyjemność oglądania zgrabnych tyłków w mini spódniczkach chcesz mi zabrać? I tak już jestem twoim pantoflarzem. - Roześmiałam się perliście i przelotnie cmoknęłam chłopaka w policzek.

- Aż tak źle chyba ze mną nie masz... - Zasadziłam mu kuksańca w bok.

- No nie wiem, nie wiem. - Pokręcił głową z dezaprobatą, powstrzymując głupkowaty uśmieszek. - Ale może zmienię zdanie jak dostanę buziaka. W usta. - Spojrzał na mnie z powątpiewaniem.

- Przez te twoje przekupne buziaki nas niedługo wezmą za parę i w przeciągu tygodnia przez przypadek ktoś zapląta moją szyję w sznurek i powiesi na drzewie.

- Nigdy bym na to nie pozwolił - mruknął pod nosem, zasępiając się.

- Oooo, chodź tutaj, moja kochana surykatko. - Wepchnęłam się mu na kolana i uwiesiłam ramionami na karku. - Dawaj pyszczek. - Ścisnęłam palcami jednej dłoni oba jego policzki i parokrotnie pocałowałam utworzony z ust dzióbek, a kiedy miałam już zaprzestać tego wychodzącego poza nawias przyjacielskiej relacji gestu... Philip postanowił doszczętnie zniszczyć wszystkie umowne granice, agresywnie przejmując przywództwo nad pocałunkiem, który w tamtym monecie zupełnie wymknął się mi spod kontroli. Byłam tak zszokowana, że nie potrafiłam się w żaden sposób przeciwstawić tej niedorzecznej sytuacji, poddając się jedynie instynktowi samozachowawczemu, który w tamtym momencie nakazywał mi oddawać pieszczotę z równym zapamiętaniem. I nie wiem jak długo jeszcze dwójka przyjaciół obściskiwałaby się na trybunach szkolnego boiska, gdyby nie zniesmaczony głos zajmującej się rekrutacją cheerleaderek Cindy.

- Nie chciałabym wam przeszkadzać, ale twoja kolej, Taylor.

Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, a że z moją koordynacją ruchową było i nadal jest kiepsko, zachwiałam się niebezpiecznie i spadłam na beton, zahaczając przy okazji głową o metalowy pręt krzesełka.

- Jezu Chryste. - Tylko tyle zdołałam usłyszeć, nim na dobre odpłynęłam.

- Taaak, po mojej akcji... - Wymieniliśmy z blondynem znaczące spojrzenia, nie zwracając uwagi na zdezorientowanego Alexa.

- Polski sklep. - wypalił nagle, wytrącając nas oboje z równowagi.

- Co? - powiedzieliśmy w tym samym momencie.

- Nic. - Wzruszył ramionami i ruszył wzdłuż ścieżki. - Zaraz spóźnimy się na lekcje.

***

- Padam na nos, całe szczęście, że już koniec. - Jęknęłam,wieszając się na ramionach Phila, który od popołudniowego incydentu był dziwnie cichy. - Idziesz do mnie? - powiedziałam, imitując głos Lorda Vadera.

- Nie wiem, mam na dzisiaj plany.

- Taaak? A jakie to ma plany przyszły kapłan na piątek wieczór, co? Nie po Bożemu, eminencjo. - Zatrzymałam się i obróciłam go przodem do siebie. - Myślałam, że mamy to już za sobą, Phil - spoważniałam - Ale jeśli nie, to możemy porozmawiać i...

- Dobra, dobra. Po prostu, no wiesz... - Westchnął, wywracając oczami.

- Wiem, wiem. Chodź, bo Alex wypala nam dziury w plecach. - Zaśmiałam się dla rozluźnienia atmosfery i targając przyjaciela za rękę popatatajałam w stronę Stylesa 2.

- Drogi Alexandrze, czy zechciałbyś zostać moim i eminencji towarzyszem tego wieczoru? - spytałam, dygając nóżką niczym prawdziwa arystokratka.

- Zważywszy na to, że i tak nie mam się gdzie podziać, z chęcią!

- Wybornie! A więc udamy się teraz wspólnie do mojej całorocznej rezydencji i... Zaraz... Jak to nie masz gdzie się podziać?

~*~

Finally!!!

Musieliście sporo czekać, ale mam nadzieje, że moje nędzne wypociny chociaż trochę Was usatysfakcjonują.
Komentarze mile widziane.

All The Love,

CC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top