Rozdział 10

Odkąd trafiłam pod skrzydła S.H.I.E.L.D. , a moim trenerem został Kapitan, co drugi dzień z samego rana  robimy okrążenia wokół Placu Lincolna w Waszyngtonie. Przynajmniej Steve, a ja staram się dotrzymywać mu tempa. Tak było i tym razem. Od niedawna  zaczęłam spotykać tu również biegającego  pewnego czarnoskórego, dosyć wysokiego oraz dobrej budowy mężczyznę. Jakoś nigdy nie miałam okazji z nim porozmawiać. Zawsze gdy go mijałam uśmiechałam się przyjacielsko. Mój jakże łaskawy i bliski memu sercu  trener wykonywał dziesiąte jak nie jedenaste czy dwunaste okrążenie z kolei. Mimo mojej mocy nie miałam takiej kondycji jak Rogers więc było to moje trzecie okrążenie, a już miałam powoli dosyć. Z samotnego biegu uratował mnie właśnie wspomniany czarnoskóry osobnik. Nie chcąc tracić szansy poznania go postanowiłam dorównać mu kroku.

-Cierpisz na bezsenność czy trenujesz do maratonu, że widzę Cię tu zawsze z samego rana?- zapytałam.
-Coś miedzy bezsennością, a trenowaniem do maratonu- dodał w pół uśmiechem.
-A ty ? Rozumiem, że cierpisz na bezsenność ,albo chcesz dorównać kroku bohaterowi ?
-Dorównać kroku bohaterowi ? Nie, nie. Ten bohater  mnie trenuję, ale mam taryfę ulgową. On nabija mile, a ja mam spokojny bieg- dodałam z chytrym uśmieszkiem
-Skoro mowa o spokojnym biegu nie wiem jak ty, ale ja robię przerwę.
-Nareszcie ktoś mówi do rzeczy!

Postanowiliśmy usiąść na trawniku pod pobliskim drzewem. Korzystają z tej chwili próbowałam wyrównać mój przyspieszony oddech, a mój towarzysz walczył o życie. Bądź co bądź wcześniej starałam się biegać równocześnie ze Stevem, ale odpadłam po drugim okrążeniu. Nim się spostrzegliśmy dobiegł do nas mój trener.

-Podesłać wam ekipę ratowniczą ? Wiesz, że zostało ci jeszcze osiem okrążeń, Nina ?
-Odczep się, odezwę się gdy mi wstrzykną super serum, a teraz daj pooddychać świeżym powietrzem i korzystać z uroków Matki Natury. Wystarczy, że razem z tobą w dziesięć minut przebiegłam około siedem mil. To i tak dużo jak na mnie, nie uważasz ? Poza tym to ma być lekki trening. Jeśli chcesz to te osiem okrążeń możesz wykonać za mnie.
- Bez obrazy, ale kłócicie się jak stare małżeństwo. Tak w ogóle jestem Sam, Sam Willson.
-Nina Clark, a ta maruda to Steve Rogers.

Steve popatrzył się na Sama badawczo, a po chwili spytał :

-Służyłeś ?
-W paramedykach, teraz pracuje z weteranami.

Chwilę przysłuchiwałam się ich rozmowie, ale przerwał mi dzwonek SMS od Nataszy.

-Kapitanie, służba wzywa !-odezwałam się

Po chwili od ulicy nadjechała piękna czarna Corvette, a gdy szyba się uchyliła ukazała się Natasza.

-Cześć gołąbeczki ! Koniec gruchania, czas na pracę!
-Bardzo zabawne Nat !
-Na razie Sam ! Miło było !

Jak tylko wsialiśmy odjechaliśmy z piskiem opon.

-A tak na poważnie ? Co jest takiego nie cierpiące zwłoki, że zabrałaś nas z treningu ?- odezwał się Kapitan
-Wszystkiego dowiedzie się w samolocie.

Tak też było. Gdy Brock wszystko tłumaczył na multimedialnym ekranie ja dokładnie przejrzałam się naszej załodze jak i statkowi. Coś nie pasowało.
-Czemu piraci porwali akurat tak ten okręt?
-To statek S.H.I.E.L.D. , chcą pól miliona okupu za niego.
-Dobrze zrozumiałam ? Chcą pół miliona za jeden statek należący do agencji ?

-Nie całkiem. Chcą takiego okupu za statek oraz jedenastu zakładników.

Gdy wszystko było wiadome Steve wydawał rozkazy. W momencie osiągnięto pułapu otworzył się właz, a Kapitan patrząc w dół po prostu wyskoczył, nawet nie biorąc spadochronu. Gdy na to patrzyłam zaczęłam kręcić głową.

-Normalnie jak dziecko. To na razie! Do zobaczenia na dole !

Również nie wzięłam spadochron. Nie potrzebowałam go. Miałam swoją moc dzięki , której mogłam otoczyć się niewidzialną plazmą.Dopiero nie daleko pokładu wyśrodkowałam swój lot oraz obniżyłam szybkość. Wylądowałam zgrabnie koło Kapitana Ameryki  przy okazji atakując plazmą jednego z wrogich żołnierzy. Skinął mi jednocześnie dziękując za ratunek. Szybko eliminowaliśmy razem każdego z żołnierzy. Szło nam to nawet całkiem nieźle. Dopiero po chwili koło nas wylądowała Nat, która od razu skierowała się w swoją stronę. Byliśmy niedaleko miejsca gdzie przetrzymywano wszystkich zakładników. Obserwowałam uważnie piratów, a Rogers wydawał rozkazy pozostałym. Akcja zaczęła się gdy chcieli zabić jednego z informatyków. Niby było już wszystko załatwione, ale martwiło mnie gdzie jest Nat.

-Kapitanie ? Gdzie Romanoff ?- Steve spojrzał na mnie zastanawiająco.

Schodziliśmy w stronę maszynowni, gdzie ostatnio się odzywała.

-Natasza. Nat, gdzie jesteś?-pytał Kapitan

Chwilę się nie odzywała, ale zrobiła to dopiero po chwili.

-W sterowni.

Kiedy tylko odpowiedziała nagle dostałam z prawego sierpowego od dwa razy większego mężczyzny, który pojawił się nie wiem skąd, wylądowałam na stalowej ścianie statku.

-Nina !

-Ni.., nic mi nie jest !-odpowiedziałam z wielkim bólem głowy, wstałam na zachwianych nogach

Skumulowałam jeden wielki pocisk plazmy i z  całej siły przywaliłam w  krzywą gębę tego mutanta. Facet cofnął się do tyłu.

-Teraz jesteśmy kwita ! 

Już chciałam kontynuować atak na tego palanta, ale zatrzymał mnie Rogers.

-Idź pomóc przy zakładnikach i przy okazji znajdź Nat !

-Ughr ! Działasz mi na nerwy, nie wiem jak ja z tobą wytrzymuje. Zabrałeś mi najlepszą zabawę, ale ten jedyny raz Cię posłucham.-powiedziawszy to zniknęłam z pola widzenia obu mężczyzn. 

Ruszyłam w stronę sterowni. Stwierdziłam, że Brok sprosta tak łatwemu zadaniu jak ochrona i przetransportowanie zakładników. Byłam w organizacji już dobre sześć miesięcy i zdążyłam go dobrze poznać . Był zadufanym i pewnym siebie człowiekiem co raczej w organizacji nie sprawdzało się, owszem ufałam mu, ale nie całkiem. Od nie dawna inaczej się zachowywał, ale ignorowałam to. 

Znalazłam Nat w sterowni.

-Co robisz ?- zapytałam, jednocześnie ubezpieczając ją ze wszystkich stron.

-Kopiuje dane. Wy mieliście swoje zadanie, a ja swoje.

-Nie wiem czy wiesz, ale naraziłaś zakładników i akcję, a z tego powodu pewna osoba nie będzie zadowolona.-napomniałam.

Gdy skończyłam mówić akurat wszedł Steve patrząc na nas badawczo.

-Nie powinniście chronić przypadkiem zakładników ?

-Mówiłam Ci, ale nie! Ty przecież wiesz lepiej-powiedziawszy to spojrzałam wrogo na Romanoff.

Gdy znalazłam się w agencji, Nat pomagała mnie szkolić i mimo wielkich mitów chodzących po agencji wcale nie była wredną i oziębła osobą. Jakoś dziwnie się stało, ze zakumplowałyśmy się razem.

-To nie jest pora na kłótnie, trzeba ewakuować i sprawdzić cały okręt.- powiedział Rogers

Nagle zobaczyłam lecący w naszą stronę granat. Udało mi się krzyknąć ''UWAGA'' i utworzyć tarcze z plazmy, która jednak nie była tak mocna. Odrzuciło nas w tył. Znowu walnęło mną o ścianę. Miałam chwilowy problem z nabraniem oddechu, ale po chwili wszystko przeszło. 

-Dobra macie mnie, mój błąd. 

-Dobrze, że chociaż to wiesz- powiedziawszy to Rogers spojrzał na nią wrogo, po czym wstał i wyszedł zapewne do Broc'a.

Spojrzałam na rudowłosą posyłając jej jednocześnie pokrzepiający uśmiech.

-Nie martw się nim, Kapitana cechuje lojalność i honor. To są jego dwie główne zalety, jego kolejną zaletą choć można zaliczyć to do wady jest to, że za bardzo wkłada serce w powierzane mu misje.

-Chodź, musimy znaleźć resztę. Później wytłumaczysz mi po co były Ci te dane.- powiedziawszy to chciałam wstać. Niestety nie obyło się bez pomocy agentki. W jednej chwili przed oczami pojawiły mi się mroczki i miałam problem ze wstaniem.

-Ta, ja Ci powiem wszystko, no może tyle ile mogę, a ty skierujesz się na odział szpitalny niech Cie przebadają, bo jeszcze Steve nie da mi żyć, że coś Ci się stało.

Zaśmiałam się lekko z tego, że troska Steve'a o mnie podczas, niektórych misji była czasem mocno widoczna, ale nie w tym wypadku. Gołym okiem było widać, że bardziej chodziło o zakładników niż żołnierzy. Nie miałam nikomu tego za złe. Służba w S.I.E.L.D. zobowiązuje.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top