Rozdział 8

Na wzgórzu, na którym zawsze uwielbiałam wybierać się na przejażdżki z Lokanem, teraz znajdował się wielki krater. Stał w nim czarno włosy mężczyzna ze złotą laską w ręku. Był to Loki. Od razu go rozpoznałam, ponieważ jego zdjęcie wisiało w laboratorium przy tablicy z algorytmem, który ponoć miał nam pomóc w znalezieniu go. Niestety przechytrzył wszystkich i to on znalazł nas. Clint i Natasha momentalnie znaleźli się przy nas. Sokół nie wyglądał na szczęśliwego widząc Boga Kłamstw, ale no nie dziwię mu się. Sama miałam podobne uczucia co do spotkania z Lokim. Byłam zdziwiona tym, że nie dostaliśmy jeszcze powiadomienia od Jarvisa o pojawieniu się brata Thora w pobliżu. Każdy był w bojowej pozycji by w każdej chwili się obronić. Nagle odezwał się Steve.

-Jak uciekłeś z więzienia z Asgardu i jak dostałeś się na Ziemię? Co ty chcesz przez to osiągnąć ?

-Za dużo pytań na raz żołnierzyku. Nic się nie zmieniło. Moim celem jest władza nad tą marną planetą i jakże marnymi osobnikami bytującej na niej.

-Nie udało Ci się wcześniej i nie uda Ci się ponownie. Poza tym po co władać cytując Ciebie "Marną planetą i jakże marnymi osobnikami bytującej na niej" ? -postanowiłam się odezwać

-No proszę ! Marna drużyna mścicieli się powiększa! Czyżby pojawiła się w niej kolejna pokraka ?

-Ta ''kolejna pokraka'' z marna drużyną jak mówisz pokona Cię i znów trafisz do więzienia, ale tym razem, już z niego nie uciekniesz.- Spojrzałam się na resztę. Wyrazy ich twarzy bardzo się od siebie różniły, wolałam się już więcej nie odzywać, choć dalej byłam w pozycji gotowej do walki. Puki Loki nie jest w kajdanach gotowy do wycieczki do więzienia, to dalej grozi całej populacji ziemskiej i nie tylko. Zagrożony był cały wszechświat. Asgardzki Bóg nie działał fair i zaatakował nas bez ostrzeżenia. Zadziałaliśmy automatyczne mimo tego nie byliśmy na zwycięskiej pozycji. Loki użył swojej magii. Dzięki niej ''skopiował '' siebie i swoje moce tworząc je dla każdego. Wszyscy starali sie walczyć zaciekle.Tony mimo braku swojej zbroi Iron Mana chwilami radził sobie dobrze, choć bywały chwile to klon był tym silniejszym przeciwnikiem .Wszystko przez to, że nie był przyzwyczajony do walki bez pancerza". Po chwili zmieniłam strategię. Wpadłam na pomysł, że klony czerpały energię od "gospodarza" to czemu mamy atakować tylko klony . Z racji iż to ja miałam największe szanse na działanie z odległości postanowiłam nie atakować plazmowymi bombami, które niezbyt działały na podróbki, spróbowałam ograniczyć ataki przeciwnika i zadziałać uwięzieniem Lokiego w bańce z plazmy, która ograniczyłaby jego magię. Nie byłam pewna czy moja koncepcja ataku zadziała. Byłam z siebie dumna gdyż zobaczyłam efekt albowiem stało się . Zadziałało, ale po chwili . Uśmiechnęłam się przebiegle do drużyny. W dalszym ciągu byłam z siebie bardzo zadowolona.

Mimo zadowolenia targały mną obawy czy wytrzymam taki wysiłek .Walka z klonami wyczerpała mnie trochę z energii jak i byłam lekko ranna ,ale to nie miało teraz takiego wielkiego znaczenia.Musiałam mieć nadzieję ,że tym razem wytrzymam i nie zemdleje z przemęczenia.

Podszedł do mnie Tony z wyrazem twarzy wyrażającej podziw, ale i również zmartwienie.Uśmiechnęłam się do niego skupiając na utrzymywaniu bariery jednak w moim stanie było to dla mnie trudne. Przez te głupie klony miałam rozcięty łuk brwiowy oraz byłam cała poobijana, ale w tamtej chwili nie liczyło się nic innego jak utrzymanie pola ograniczającego magię Lokiego.

-Trzymasz się jakoś? - zapytał z troską w głosie.

-Tak. Jest okej. Przydałoby się szybko załatwić jakiś transport i coś by zamknąć tego dupka.

-Już Kapitan się tym zajął. Ktoś zaraz się tu pojawi. Pozwolisz, że opuszczę Cie na chwilę ?

-Tak , jasne - odpowiedziałam
- Tony!
-Co jest?!
- Pożegnasz ode mnie tatę i Barrego i wytłumaczysz im mniej więcej co się stało ?
-Masz to jak w banku, skarbie ! - odpowiedział po czym odszedł .
- Dzięki , blaszaku !

Z jednej strony byłam ucieszona, że złapaliśmy Lokiego, ale z drugiej przeczuwałam, że jest to dopiero wierzchołek góry lodowej. Dlatego nie spuszczałam z niego oka. Jak na razie swoje przemyślenia zostawię dla siebie. Wolałam działać dopiero w bazie gdzie ten czubek będzie zamknięty, reszta bezpieczna , a ja bardziej skupiona.

Usłyszałam hałas, który zwiastował Quinjeta. Jeśli on nadlatywał to także leciał szanowny dyrektor.

W tamtej chwili nikt nie mógł przewidzieć jak humor będzie miał Fury. Był nieprzewidywalnym osobnikiem.

Gdy wyszedł z samolotu i podszedł do naszej piątki był jak najbardziej spokojny.

-Nareszcie złapaliście tego magika. Widzę, że wiele was to kosztowało. Świat będzie mógł spać spokojnie. W Quinjecie jest specjalna cela dla Laufeysona, więc Clark możesz wprowadzić do niej naszego gościa specjalnego. Jak Fury powiedział tak zrobiłam. Towarzyszył mi Rogers, który obserwował każdy mój ruch. Gdy wprowadziłam Boga kłamstw i zamykałam ją zrobiło mi się ciemno przed oczami i pewnie bym upadła gdyby nie Steve, który mnie złapał mnie ostrożnie w taili.

-Hej ! Wszystko w porządku Nina ?-zapytał pełny troski niebieskooki.

-Co ? A, tak wszytko gra. Zrobiło mi się po prostu słabo. Za długo korzystałam z mocy.Dziękuje Steve.- powiedziałam uśmiechając się lekko.

Staliśmy tak chwilę, gdy nagle usłyszeliśmy głos z tyłu.

-Och ! Ale słodko ! Uważajcie, bo zaraz pawia puszczę ! -odezwał się brat Thora.
-Zamknij się chochliku ! Zostaniesz w tej celi do końca twoich marnych dni. Z niej nie ma już ucieczki.

Momentalnie Lokiemu zniknął uśmieszek z twarzy. Postanowił się już więcej nie odzywać co bardzo nam pasowało.
Nastała chwilowa cisza, która przerwało wejście wszystkich do pojazdu.
Fury zakomunikował, że wracamy do bazy.Usiadłam w jednym z miejsc, a na przeciwko Tony,który również był poobijany. Siedzenie obok mnie wybrał nie kto inny jak sam Kapitan Clint i Natasha zniknęli w kokpicie.
Podróż minęła bardzo szybko. Dużo szybciej niż samolotem Starka.
Po wylądowaniu cela Lokiego od razu została przeniesiona do specjalnego pomieszczenia. Gdy Tony wyszedł z samolotu chciałam ruszyć za nim, ale skutecznie ta czynność została udaremniona przez Rogersa. Nie wiem co knuł. Dowiedziałam się dopiero po chwili gdy mnie zawołał.
-Hej, trzeba Cię opatrzyć. Zaprowadzę Cię do medyków.
-Muszę ? Przecież nic takiego mi nie jest. Po za tym sama mogę się opatrzyć.
-Eh ! -westchnął Rogers.
-Pozwolisz przynajmniej dać Mi się opatrzyć ? Jeśli tak to zapraszam do zabiegowego.
-Skoro te małe rozcięcie tego wymaga to prowadź Kapitanie.

Szłam za Kapitanem do jednego z pokoi medycznych w bazie. Weszłam pierwsza i usiadłam na zwykłym metalowym stole do prostych zabiegów. Steve wziął apteczkę po czym ja otworzył i wyjął potrzebne rzeczy, po czym zabrał się do opatrywania mnie. Siedziałam i obserwowałam każdy jego ruch był aż natto delikatny o ostrożny. Nawet nie poczułam kiedy zakończył czynność. Dopiero po chwili zorientowałam się gdy stał i lustrował mnie wzrokiem.
-Coś się stało ? -zapytałam.
-Po prostu odkąd Fury kazał nam Cię obserwować i po raz pierwszy ujrzałem Cię poczułem coś co nie da się wytłumaczyć. Bynajmniej nie wiem jak to objaśnić. Jedynie to co wiem, że muszę Cię chronić oraz być przy Tobie.

W tamtej chwili nie wiedziałam co powiedzieć.Bałam się odpowiedzieć.

Nagle Rogers nachylił się w moim kierunku. Bardzo dobrze wiedziałam co chciał za chwilę zrobić, ale nie byłam wstanie jasno myśleć w tamtej chwili.

Kiedy Jego wargi musnęły moje zamiast odepchnąć Rogersa oddałam pocałunek. Cały świat przestał na tamtą chwilę przestał istnieć. W tamtej chwili byliśmy tylko my. Oczywiście nic nie mogło trwać wiecznie.Ten magiczny moment przerwało nam wejście Tonego

Od razu od siebie odskoczyliśmy udając, że nic takiego się wydarzyło. Byłam cała czerwona na policzkach.Od razu spuściłam wzrok na ziemie .Siedziałam dalej próbując zachować spokój.Byłam pewna w stu procentach, że Stark będzie później nabijać się z tej chwili.

-Clark, skarbię ! Wszędzie Cię szukam. Fury każę Ci zbierać swój tyłeczek do wieży odpoczywać. Korzystaj szansę i jedź ze mną.Chyba, że wolisz jechać z Rogersem ?- zapytał ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem.

-Jakżebym mogła opuścić taką cudowną propozycję! Już idę, złomku ! Szykuj swoje cudowne autko !

Ruszyłam razem ze Starkiem uśmiechając się pod nosem z tego co przed chwilą nastąpiło. Byłam bardzo ciekawa następnych dni.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top