Rozdział 12
Po misji z drużyna Johna zgodnie z obietnicą złożyłam szczegółowy raport u Nick'a . Z lekkim opóźnieniem , ale złożony. Przebywając w bazie Triskelionu tam odczuwałam wielkie napięcie i jednocześnie czułam się obserwowana z każdej z strony. Nawet Brock z chłopakami dziwnie się zachowywał. Tarcza. Tarcza zmieniała się w jakimś stopniu tylko nie wiedziałam czy w tym, którym chciałam i czy to nie tylko moje złudzenia. Obym się nie myliła. Gdy dostałam się już do domu nie chcąc się zanudzić całkowicie postanowiłam trochę potrenować w pobliskim słynnym parku National Mal, w którym biegałam już z Kapitanem.Oczywiście spotkałam tam Sama.
-Dziś sama ? Gdzie twój towarzysz ? -zapytał
-Dziś bez marudnego trenera, ja mam wolne, on obowiązki, a co już za nim zatęskniłeś ?
-Nie! No co ty, chcę mieć dzień wolego od tego tekstu " Twoja lewa" -opowiada
-Wiesz, że jeśli tak za tym tęsknisz to ja chętnie zastąpię Rogersa .
-Okaż litość kobieto, nie chcę wyjść na patałacha, którego nawet dziewczyna wyprzedza- zażartował Sam
-Och jeśli tak bardzo prosisz to znaj moją dobroć- powiedziałam kontynuując bieg
Tą konwersację i bieg niestety przerwał nam mój telefon
-Gdzie ty znowu się podziewasz ?- zapytał Steve
-Biegam? Trenuje bez mojego osobistego trenera. Też powinieneś spróbować. Polecam.- odpowiedziałam z pewnym uśmiechem na ustach.
Widać było wyraźnie, że Sam, który był akurat koło mnie powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem.
-A co tak bardzo stęskniłeś się za mą skromną osoba ?- zapytałam się
-Aż tak bardzo to nie, ale chciałem się dowiedzieć czy rozmawiałaś może z Nataszą ?
-Jakoś nie miałam na razie okazji, ale obiecała mi wszystko wyjaśnić gdy tylko będzie okazja.-odpowiedziałam lekko zaintrygowana rozmową
-Gdy tylko skończysz biegać, zadzwoń to przyjadę po Ciebie
-W sumie to możesz powili po mnie ruszać, mam dość biega na dziś, podrzucisz mnie później do bazy
-Nie ma sprawy, już jadę do Ciebie. Będę za 5 minut
-Ok. Będę czekać tam gdzie zawsze.
-Dobra Sam obowiązki wzywają, koniec tego pięknego biegania bez mojego trenera. Czas wróci do marnej rzeczywistości, jaką jest ratowanie świata.
-Na szczęście jestem na słodkiej emeryturze, ale wiem co to znaczy.
-Emeryturze ?- zapytałam zdziwiona.
Już miałam zadawać kolejne pytania by uśpić moja ciekawość, ale nie było mi to dane, ponieważ przerwał nam charakterystyczny hałas wydawany przez motor Steve.
-Do następnego treningu !- zawołam do Sama odchodząc w stronę maszyn.
-Kapitanie- przywitałam się z sarkastycznym uśmieszkiem jednocześnie salutując mężczyźnie
-Bardzo zabawne Nina-powiedział lekko obrażony podchodząc do mnie w jednym momencie
-I co nie jest już Ci tak zabawnie ?- zapytał naruszając delikatnie moją przestrzeń osobistą
-Nie ?- odpowiedziałam nieco zaginając prawdę
-A czy... -nawet nie mogłam zadać pytania , ponieważ Rogers zaskoczył mnie na maksa, całują mnie, delikatnie lecz z wielkim uczuciem, przerywając na chwile by złapać oddech. Po kilku minutach przerwał nam oczywiście Sam.
-No no no - takie obowiązki to ja też chciałbym mieć - zaśmiał się czarnoskóry
-Kiedy właśnie będziemy jechać wykonywać obowiązki, to tylko ... -próbowałam wyjść z tej sytuacji
- Oj wcale nie muszę się tobie tłumaczyć ! -powiedziałam lekko zażenowana następującą sytuacją jednocześnie kierując bardziej w stronę motoru.
Gdy oparłam się czekając na mojego kierowcę dalej moją głowę zaprzątały myśli dotyczące dziwnego zachowania ludzi z oddziału. Nie potrafiłam odgadnąć.
Nawet nie widziałam gdy Steve podszedł do mnie i zapytał
-To co jedziemy do bazy ?
-Tak, muszę jeszcze porozmawiać z Smithem, no i wstąpić do jednookiego. Podobno miał mi do przekazania informację odnośnie pracy z wami jaki i Johnem, ale mam mieszane uczucia co do odwiedzin w naszej bazie.
- Co masz na myśli ? - zapytał się z wielkim zainteresowaniem Rogers
- A bo ja wiem ? Czuje jednak to, że nie nadchodzą dla nas zbyt szczęśliwe czasy, od co. Jednak nie potrafię myśleć pozytywnie jeśli chodzi o przyszłość. Nie wiem czy to chodzi o moją moc czy to po prostu moja pesymistyczna kobieca intuicja.
- Nie będziesz mieć za złe jeśli skoczymy najpierw do mnie do mieszkania?-zapytał
-Mam tam potrzebne akta.
-Jasne, żaden problem
Po paru minutach znaleźliśmy się tuż przed jego blokiem mieszkalnym na przedmieściach Brooklynu. W momencie gdy byłam już prawie z Kapitanem pod drzwiami jego mieszkania, wyszła jego sąsiadka.
-Cześć, Kate- przywitał się z grzeczności Rogers
-O, Hej Steve - powiedziała kobieta z koszykiem prania
-Zapomniałeś wyłączyć radia- dopowiedziała
Coś mi bardzo tu nie pasowało, Steve Rogers był perfekcjonistą. Człowiekiem starej daty, zawsze wszystko zamykał i wyłączał. Od razu po cichu podeszłam gotowa by w razie czego użyć swoich mocy do walki. Nawet nie zauważyłam gdy Kapitan zniknął. Postanowiłam działać choć wiedziałam, że później będę mieć z tego problemy, ale raz się żyje. Z powłoką wokół moich dłoni uchyliłam delikatnie drzwi by zajrzeć do środka. W momencie gdy weszłam do mieszkania nie widziałam nic podejrzanego, pomijając włączonej lampki i gramofonu w dalszym pomieszczeniu, tuż przy małym saloniku. Gdy wkroczyłam powoli do tego pomieszczenia sprawdzając wszystko po kolei, jednocześnie nie tracąc koncentracji, zauważałam na fotelu osobę, której najmniej bym się tu spodziewała
-Nie sądzę by Rogers rozdawał klucze od swojego mieszkania na prawo i lewo.
-Sądzisz, że potrzebuje klucza by dostać się tu ?
W czasie naszej miłej pogawędki do salonu wszedł przez kuchnię właściciel mieszkania. Gdy zobaczył mnie z Nickiem bardzo się zdziwił. Jego reakcją było spojrzenie i wielkim znakiem zapytania w oczach. Na tą reakcje jedynie wzruszyłam ramionami. Spojrzałam spowrotem na naszego dyrektora S.H.I.E.L.D. Zdziwiło mnie wypowiedziane przez niego zdanie.
-Żona mnie wykopała
-Nie wiedziałem, że masz żonę
-Mało o mnie wiecie-odpowiedział czarnoskóry patrząc jednocześnie na mnie
Gdy Steve zapalił główne światło, ponownie się zdziwiłam widząc Nicka w tak opłakanym stanie.Kiedy dyrektor podawał informacje iż nasza organizacja została rozpracowana jak i również o podsłuchu w mieszkaniu, Postanowiłam bardziej i dyskretnie rozejrzeć się po mieszkaniu. Nawet nie widziałam kiedy oddano strzały. Szybko pobiegłam w stronę. Zastałam Rogersa klęczącego nad rannym Furym. Spojrzałam w stronę kuchennego okna zauważając zarys postaci. Korzystając z mocy zrobiłam większa dziurę i wyskoczyłam w pościg za daną osobą. Gdy byłam już blisko postanowiłam rzucić w niego pocisk z plazmy jednocześnie tworząc tarcze chroniącą mnie przed przypadkowym strzałem. Wszystko by poszło świetnie gdyby nie to iż wróg wykorzystał moment gdy tworzyłam tarczę, a kiedy wystrzeliłam pocisk. Nabój tej osoby trafił mnie w ramię. Wróg uciekł, zostałam ranna, wybiegłam bez słowa, a stan Nicka może być poważny. Nic nie mogło pójść gorzej, pomyślałam. Jednak gorszę informacje czekały na mnie w mieszkaniu.
Hej ! Żyje ! Wena wróciła by dopisać rozdział zaczęty bardzo dawno temu. Matura, praca, nauka, szkoła. Te wszystkie wyżej wymienione rzeczy zabijały mnie z dnia na dzień. W wolnym czasie, którego mam bardzo mało poświęcam dalszej nauce i pracy w domu. Mam nadziej, ze jeszcze ktoś tu zagląda. Mimo tego liczę bardzo na komentarze i gwiazdki.
BAYO !
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top