Rozdział V

Siedem dni.

Tyle minęło odkąd powrócił Czkawka. Do tej pory chłopak wypoczywał po bardzo długiej podróży w domu, lecz kiedy Śledzik dowiedział się, że przyjaciel czeka na Berk, zawrócił z wyspy Berserków. I tak obywaj spędzali kolejną godzinę na rozmowie o nowo odkrytych smokach i lądach. Pozostali jeźdźcy również z chęcią słuchali genialnych opowieści Haddocka. Czkawka żywo opowiadał o tym, co go spotkało. Bywało, że musiał uciekać od dziwnego mężczyzny, który uznał, że jeździec  uprawia magię, dlatego że wytresował smoka. Zdarzyło się, że zadarł z piratami albo z pijanymi facetami w miejscowej gospodzie. Z biegiem czasu opowiadał to ze śmiechem, a przyjaciele zawtórowali mu tym samym. Stoick nie mógł odmówić sobie słuchania ciekawych historii syna. Wieczorami sączyli grzany miód, a jeździec wspomniał o wyspach, ciekawych ludach, broni, którą nauczył się wykuwać. Z niemal nostalgią mówił, że Południe to inny świat. Tam każdy żyje jak mu się podoba. Niemal bez żadnych zakazów i nakazów.
- Spotkałeś może jakiś ślad drugiej nocnej furii? - Zapytał podekscytowany Ingerman, niemal skacząc przy stole. Wszędzie leżały przeróżne zapiski Czkawki, które gromadził przez całą swą podróż. Pośrodku dębowego stołu stały maleńkie tacki, mające za zadanie łapać wosk z lejących się świec, które na nich stały.
- Niczego nie znalazłem. Pytałem, szukałem, ale jedynie co usłyszałem to to, że furie wyginęły dawno temu, a Szczerbatek jest ostatni. Czasem traktowali go jak bóstwo - wyjaśnił miło szatyn, pakując do ust kolejną porcję świeżego chleba z czosnkiem. Siedząca nieopodal Astrid odłożyła na stół pamiętnik narzeczonego i wstała niechętnie. Rzuciła okiem zza okno. Było późne popołudnie, co można było rozpoznać przez długie cienie przechodzących nieopodal ludzi. Blondynka upiła jeszcze łyk herbaty i podeszła wolno do Czkawki.
- Muszę iść na trening - wyjaśniła smutno, obejmując go za kark. Szatyn skrzywił się. Sądził, że opowie jej jeszcze kilka historyjek.
- Nie uważasz, że za dużo trenujesz? - Wtrącił się Śledzik, mierząc dziewczynę wzrokiem. Była nieco blada, ale szczęśliwa.
- Turniej się zbliża. Nie mogę przerwać ćwiczeń, które pomogą mi wygrać - oznajmiła suchym tonem i odwróciła głowę do Czkawki. Ten uśmiechnął się pokrzepiająco, zakładając kosmyk jej włosów za ucho.
- Nie możesz dziś sobie odpuścić? - Zapytał uroczo.
- Przykro mi. Obiecałam Erykowi, że poćwiczymy zwinność - odparła. Z lubością pogładziła jego policzek.
- Kto to Eryk? - Zapytał zmieszany. Astrid zachichotała na jego reakcję i cmoknęła go w nos.
- Mój trener - wyjaśniła. - Też bierze udział w turnieju - dodała. Czkawka skinął więc głową i nachylił się, żeby ją pocałować. Dziewczyna natychmiast zareagowała, oddając słodką pieszczotę. Nie przejmowali się Śledzikiem, który zaczerwieniony skupiał się na segregowaniu poszczególnych notatek.
- Zobaczymy się wieczorem? - Zapytał z nadzieją. Wciąż trzymał ją mocno w swych ramionach, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie.
- Kończę dopiero po zachodzie. Potem nie mam sił, żeby cokolwiek robić - westchnęła. I choć pragnęła spędzić czas z chłopakiem, czuła się dziwnie. Jakby chciała uciec od niego, ale dlaczego? Patrząc na niego widziała tylko miłość jaką ją darzy. Ale znów pojawiło się to nieznośne uczucie bycia zapomnianą, odłożoną na bok. Musiała na razie przemyśleć sprawę. Wysunęła się więc z uścisku narzeczonego i pożegnała się również ze Śledzikiem, życząc spokojnego wieczoru. Panowanie wrócili do segregowania, a Hoffersonówna obrała kierunek na arenę, gdzie zapewne rozgrzewał się już Eryk.

Uderzyła w tarczę z całej siły, a z jej gardła wydobył się głośny krzyk. Dziewczyna odgarnęła włosy z czoła i odskoczyła. Chowający się za tarczą Eryk spojrzał na nią zaskoczony.
- Nieźle - skomentował. Wcześniej Astrid nie używała całej siły, żeby powalić trenera. Sam mężczyzna przyznał, że siłę trzeba rozkładać, inaczej przeciwnik wykorzysta słabość i powali na ziemię.
- Daj mi chwilę... - Wysapała blondynka. Ledwo poczłapując do ławki, gdzie leżał stary ręcznik i bukłak z wodą. Wypiła ją całą i rzuciła naczynie w kąt.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Eryk, kucając  przed ziajaną wojowniczką. Ta zamknęła oczy, nie mogąc nawet odpowiedzieć. Tak bardzo zdenerwowała się ostatnimi myślami, a ostry wysiłek wcale nie pomógł pozbyć się negatywnych uczuć, a nawet je spotęgowały. Astrid wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić. Przyjaciel podał jej jeszcze swoją wodę, ale nie chciała już pić. Po chwili otworzyła wolno niebieskie oczy, rzucając spojrzenie na niemal ciemne niebo. Wieczór nadchodził szybciej niż przypuszczała.
- Za dużo trenujesz - rzekł z westchnieniem wojownik. Usiadł ciężko na ławce, aż zatrzęsła się delikatnie. Mężczyzna wolno objął przyjaciółkę, która ledwo trzymała głowę w pionie. Naprawdę przejął się jej stanem. Wyglądała na bladą i wyczerpaną, pomimo że ostatnio przybrała na wadze. Głównie dzięki swej matce, która uważnie pilnowała to, co je córka.
- Może - odparła cicho. Po chwili wstała spokojnie i wyprostowała się.
- Weź dwa dni wolnego.
Eryk również wstał i spojrzał ze współczuciem na Astrid. Przypuszczał, że coś trapi wojowniczkę, gdyż wcześniej nie zachowywała się tak brutalnie podczas wspólnych treningów. Zazwyczaj śmiała się, a jej duże, niebieskie oczy błyszczały ilekroć udawało się jej wygrać z wojownikiem.
- Nie wiem, czy jest sens przerywać ćwiczenia. Turniej coraz bliżej - powiedziała poważnie. Eryk wyczuł w jej głosie nutkę znużenia i jakby irytacji. Przez tygodnie zdążał poznać dziewczynę i jako tako wyczytywał z niej emocje. Zresztą, z Astrid można było czytać jak z otwartej księgi.
- Co cię trapi? - Zapytał więc w końcu, kładąc wolno rękę na lewe ramię przyjaciółki. Ta westchnęła cicho. Eryk myślał przez chwilę, że odrzuci go i wyjdzie z areny, jednak tak się nie stało. Dziewczyna odwróciła się do niego i spojrzała w jego jasne oczy ze smutkiem. 
- Chyba związek mi się sypie - mruknęła cichutko. Eryk zmarszczył czoło. Owszem, wiedział, że Astrid ma narzeczonego. Widział nawet w jej pokoju rysunki Czkawki i Szczerbatka. Nie sądził jednak, iż tak dopasowana para rozpadnie się jak domek z kartk.
- Pokłóciliście się? - Zapytał, a jego dłoń zaczynała delikatnie jeździć po plecach blondynki. Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie, ale wydaje mi się, że oddaliliśmy się od siebie. Kocham go, naprawdę, ale... Miłość nie starczy na wszystko. Zostawił mnie na osiem miesięcy. Wyleciał sobie tak po prostu, a teraz wraca, licząc, że wszystko jest idelanie - wyżaliła się. Przez kilka sekund trwała cisza. Dziewczyna w końcu przytuliła się do Eryka, obejmując go ciasno. Potrzebowała tego, a on nie miał nic przeciwko. Trzymał ją długo, głaszcząc wolno po plecach. Gdyby była to inna osoba, raczej nie wiedziałby, co zrobić. Ale znał Astrid na tyle dobrze, że mógł się czuć przy niej komfortowo.
- Myślałem, że idziesz na trening - rzucił głośno znany głos. Hoffersonówna oderwała się wolno od szerokiej klatki piersiowej wojownika i spojrzała czerwonymi oczyma na Czkawkę, który wolno wszedł w głąb areny. Stanął dwa metry od nich i spiorunował wzrokiem. Astrid odwróciła się i słabym ruchem wytarła wciąż spływające łzy.
- Ja tylko ją pocieszałem - Eryk podniósł ręce w geście obrony. Haddock prychnął pod nosem.
- Pocieszaj wolne dziewczyny, a nie czyjeś narzeczone - warknął więc jeździec. Blondyn zmarszczył czoło. Nie chciał ingerować w związek Astrid, ale też nie chciał jej zostawić. Zwłaszcza, że dzisiejszego dnia wyglądała bardzo źle.
- Przestań, Czkawka - odezwała się w końcu jeźdźczyni, podnosząc smutny wzrok. Nie chciała, żeby szatyn zauważył zaczerwione policzki, oczy, nos, które pokazywały niedawno przepłakane chwile.
- Coś się stało? - Spytał, tym razem łagodniej, podchodząc do niej. Chciał chwycić jej chude dłonie, ale nie pozwoliła. Zdziwiony Haddock nie wiedział, o co chodzi. Może się skaleczyła podczas treningu?
- Wyjdźmy z areny. Muszę z tobą porozmawiać - rzekła twardo, podnosząc dumnie głowę. Złapała Czkawkę za ramię i zaprowadziła do wyjścia, a potem dalej - w kierunku lasu.

Przez całą drogę do buszu oboje nie powiedzieli ani słowa. Astrid miała spuszczoną głowę, zastanawiając się, jak delikatnie powiedzieć mu o swych uczuciach. Czkawka zaś gorączkowo zastanawiał się, co jest powodem dziwnego stanu dziewczyny. Spoglądał na nią, chcąc pytać, ale koniec końców powstrzymywał się. Kiedy weszli do lasu, szatyn chwycił ją za lewą dłoń. Na szczęście nie wyrwała się, ale też nie wydawała się być świadoma jego dotyku.
- Powiesz mi w końcu, o co chodzi? Zaczynam się naprawdę niepokoić.
Zatrzymał ją spokojnym ruchem i poparzył w oczy. Dziewczyna westchnęła. Kiedy wpatrywała się w niego, czuła spokój, lekkość ducha, szczęście. Ale też i smutek, z którym nie potrafiła walczyć. Ciągle przeszkadzały jej te głupie myśli. Że ją po prostu porzucił. Że na Południu mógł przecież mieć jakąś inną dziewczynę, i choć brzmiało to niedorzecznie, blondynka nie mogła pozbyć się owych wątpliwości.
- Dlaczego nic nikomu nie powiedziałeś, kiedy zniknąłeś? - Wypuściła długo powietrze, uważnie obserwując jego reakcję. Dotychczas młody mężczyzna gładził wolno jej bladą dłoń.
- Próbowalibyście mnie zatrzymać. I zapewne, by tak się stało. A ja musiałem wylecieć. Zostawić w tyle troski; to, że ojciec chce zrobić ze mnie wodza. Chciałem odpocząć po wojnie z Johannem, Viggo, Kroganem... I miałem szansę, więc to zrobiłem - wyjaśnił cicho, skupiając się na tym, by głos brzmiał spokojnie, choć nadal w jego żyłach pulsowała złość na Eryka, który najwyraźniej był zainteresowany jego narzeczoną.
- A co ze mną? Też byłam twoim zmartwieniem? - Wyznała to, co ją trapiło od kilku tygodni. Bolało ją to, ale chciała być szczera z Czkawką. Jeśli miała z nim spędzić resztę życia, musiała wyrzucić z siebie ten ciężar. A on musiał być świadom, aby związek miał jakiekolwiek szanse.
- Oczywiście, że nie! - Odparł natychmiast, unosząc wysoko brwi. - Astrid, skąd ci to przyszło do głowy?
Dziewczyna wzruszyła ramionami, nieśmiało spoglądając w prawo. Nic ciekawego jednak tam się nie znajdowało, oprócz kilka głazów i zniszczonych krzewów owocowych. 
- Poczułam się porzucona przez ciebie, Czkawka. Jakbym była niczym w twoich oczach.
Haddock poparzył na nią z coraz większym zaskoczeniem. Jak mogła tak pomyśleć? Przecież ta dziewczyna była całym światem dla niego. Cząstką, która zajmowała bardzo ważną część w jego sercu.
- Astrid, skarbie, przecież bardzo cię kocham i nie przestałem przez ostatnie miesiące. Przecież tego nie da się zniszczyć. Nas się nie da unicestwić - ścisnął mocno jej dłoń i podniósł jej podbródek, by spojrzała na niego. Jej niebieskie oczy nadal były zaszklone. A może nawet i bardziej.
- Nie o to mi chodzi - jęknęła, czując powoli, że Haddock może jej nie zrozumieć. Zamknęła oczy i przełknęła ślinę. - Pisałeś do mnie listy. Opowiadałeś cudowne historie, które czytałam z zapartym tchem. Cieszyłam się, bo byłeś szczęśliwy. Że mogłeś spełnić swoje marzenie. Ale nigdy, w żadnym liście, nie spytałeś, jak ja się czuję. Nie było pytania co słychać. Nie pytałeś, czy tęsknię, a ja usychałam z tęsknoty za tobą - żaliła się. Jej policzki znów przybrały czerwony kolor, a sekundę potem spłynęło kilka szczerych, bolesnych łez. Astrid nie była kobietą, która zbyt często roni łzy, ale gdy to się działo, było to szczere do bólu.
- Czułam się zapominania przez osobę, którą tak strasznie pokochałam. Z którą miałam zamiar spędzić przyszłość, każdy dzień, każdą chwilę. Jak więc teraz mam udawać, że wszystko jest w porządku, Czkawka?
Chłopak był w szoku. Nigdy nie czuł się tak dziwnie załamany przez słowa ważnej dla niej osoby. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Astrid wciąż wpatrywała się w swoje buty. Jej ręce teraz zwisały bezwiędnie, puszczone przez Haddocka.
- Ja... Ja naprawdę nie wiedziałem - wyszeptał. Przetarł szybko twarz i cofnął się o krok, wdychając ciepłe powietrze. Dziewczyna zamknęła oczy i wzruszyła ramionami. Czkawka zastanowił się przez chwilę. Czyżby naprawdę był takim egoistą?
- Dlatego nie odpisywałaś później na listy? - Zapytał w końcu, przeczesując gęste włosy. Nadal ich nie ściął. Wojowniczka skinęła głową. Odważyła się spojrzeć na narzeczonego, choć wiedziała, że zauważy w jego oczach ból. 
- To nie tak miało wyglądać, Astrid - zadarł głowę do góry, próbując się nie rozpłakać. Nie chciał pokazywać słabości. Nie przy niej i nie teraz, choć cholernie mu na niej zależało. - Wiesz, że jesteś dla mnie niezwykle ważna, że chcę w moim życiu tylko ciebie i tylko ciebie kocham - złapał ją za ramiona i potrząsnął delikatnie. Jeźdźczyni odepchnęła go z taktem.
- Miłością nie da się wszystkiego załatać - powiedziała całkiem szczerze. Tak czuła. Że póki co, nie dadzą rady, by żyć jak kiedyś. Astrid czuła się za bardzo skrzywdzona. Za bardzo bolało ją serce, by znów mu zaufać. Skąd ma mieć pewność, że Czkawka nie ucieknie ponownie?
- To przez niego, prawda? - Rzucił po długiej przerwie. Hoffersonówna czekała na zupełnie inną odpowiedź. Że chociaż przeprosi...
- Kogo? - Nie rozumiała dziewczyna. Haddock westchnął i zacisnął dłonie w pięści. Na samą myśl o tym facecie robił się nerwowy.
- Twojego przyjaciela. Wielkiego tenera - wydukał ze złością. Jego zielone, niemal zawsze spokojne, oczy wydawały się ciskać piorunami. Był coraz bardziej wściekły.
- Eryka? - Otworzyła szeroko usta. On chyba oszalał! - Czkawka, on tylko mi pomaga przygotować się do turnieju- wyjaśniła, lecz chłopak nie chciał w to uwierzyć.
- Ja mam w to uwierzyć? - Prychnął. - Skąd mam mieć pewność, że podczas mojej nieobecności, ty byłaś mi lojalna?
Astrid myślała, że się przesłyszała. Czy Czkawka naprawdę to powiedział? Wytknął jej niewierność, w dodatku wyssaną z palca? To chyba kpina! Ona również miała dziwne uczucie, że szatyn mógł kogoś poznać, ale w przeciwieństwie do niego, potrafiła zatrzymać to dla siebie. Wierzyła, że są pogrążeni w miłości i zaufaniu, iż żadna inna kobieta nie da rady oderwać Haddocka od Astrid.
Dziewczyna zamknęła oczy i pokręciła głową.
- Jak możesz tak mówić... Tęskniłam za tobą. Nie mogłam spać, bo nawet pieprzone gwiazdy mi o tobie przypominały! Ufałam ci do granic możliwości. A ty tak po prostu zarzucasz mi zdradę. Co jak co, ale tego się nie spodziewałam po tobie, Czkawka. Zawiodłeś mnie.
Popatrzyła mu jeszcze raz w oczy i ruszyła drogą powrotną do wioski. Musiała się położyć. Wypłakać do poduszki, dać upust emocjom.
- Astrid, ja przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło - dogonił ją, łapiąc najpierw za nadgarstek, a następnie stawając naprzeciw niej.
- Na to już za późno - szepnęła cichutko. Łzy płynęły niemal strumieniem.
Chłopak zmartwił się jej słowami. Przełknął ślinę i drżącym głosem, zapytał:
- Co masz na myśli?
Wojowniczka zawahała się przez moment. Spuściła głowę.
- Nie wiem, czy jest jakiś sens w tym wszystkim - odparła. - Muszę... Muszę to przemyśleć.
Wyrwała się i ominęła przerażonego Czkawkę z lewej strony. Nie mogła postąpić inaczej. I choć czuła się jeszcze gorzej, miała wrażenie, że dobrze postąpiła. Potrzebowała czasu. Multum czasu, aby zagoić rany i spojrzeć na sprawy inaczej.
Zaś Czkawka nie odważył się nawet za nią spojrzeć. Na miękkich nogach podszedł do najbliższego kamienia i opadł na nim ciężko, zdając sobie sprawę, że złamał serce dziewczyny, którą kochał ponad wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top