Rozdział III
Trzydzieści cztery dni później.
Z samego rana Astrid popędziła na Arenę, gdzie czekał już Eryk. Dwudziestojednoletni mężczyzna ustawiał drewniane manekiny, których twarze wykrzywiały się w niezadowoleniu. Brzydkie miny namalowały bliźnięta, chcąc nadać charakteru, jak argumentowały swe dziwne czyny.
- Witaj! - Przywitał się miło wojownik, stawiając w kącie ostatni manekin.
Astrid uśmiechnęła się lekko.
- Hej - odparła krótko. Nie czuła się komfortowo w towarzystwie Eryka. Nie znała go na tyle dobrze, choć nie mogła się doczekać ich wspólnych ćwiczeń. Młodzieniec potrafił dobrze walczyć, nie raz to udowodnił, więc nauka od doświadczonego wojownika miała same plusy.
- Ustawiałem manekiny. Najpierw poćwiczymy szybkość niszczenia, co ty na to? - Zaproponował miło blondyn, podchodząc do znajomej. Jeźdźczyni rozejrzała się wokół, chcąc rozpoznać się w ułożeniu celów do ćwiczeń.
- Pewnie. Ty tu rządzisz - zaśmiała się krótko i chwyciła swój ukochany topór. Obróciła go kilka razy w dłoni, chcąc nieco rozgrzać nadgarstek.
Eryk zaczął jako pierwszy. Ruszył na manekina, wyskakując tuż przed nim i sekundę później pozbawił go głowy. Obrócił się następnie wokół osi i celując w brzuch, roztrzaskał kukłę na pół.
- Wow, niezły ruch! - Rzuciła głośno Astrid, podziwiając, jak Eryk z łatwością poradził sobie z kolejną drewnianą lalką, której szczątki runęły z łoskotem na ziemię.
- Mój ojciec nauczył mnie tego. Z początku nie udawało mi się, ale jak mówi stare przysłowie, praktyka czyni mistrza - wzruszył ramionami. Astrid skinęła głową, zgadzając się ze słowami partnera.
- Koniec pogawędki. Twoja kolej.
Eryk odsunął się na bok, dając pole do popisu Astrid. Dziewczyna zamachnęła toporem, z okrzykiem ruszając na niewinnego manekina. Podcięła mu nogi toporem i dobiła, wbijając broń w klatkę piersiową. Przeskoczyła następnie do kolejnego. Podniosła wysoko nogę, kopiąc nieprzyjaciela w głowę, a następnie odcięła mu ramię, by następnie przeciąć go na pół. Wzięła głęboki wdech i ruszyła na trzecią drewnianą lalkę. Próbowała wykonać ten sam ruch, co Eryk. Obróciła się więc i wyciągnąwszy zza pleców broń, przecięła obiekt treningowy na pół.
- Szybko się uczysz - pochwalił ją miło, klaszcząc krótko w dłonie. Dziewczyna ukłoniła się teatralnie, dziękując za komplement.
- Co robimy dalej? Nie wiem, jak ty, ale ja mam ochotę na długi, dobry trening - powiedziała poważnie, wracając na swoje miejsce. Chwyciła bukłak z wodą, upijając łyk.
- Myślałem o celowaniu do tarczy z odległości - wyznał. Ruszył następnie do schowka, wyciągając dwie tarcze na kółkach. Ustawił je na końcu areny i wrócił do Astrid, która stała obok wejścia do areny.
- Nie jestem dobra w rzutach na odległość - powiedziała niechętnie, spuszczając wzrok. Nie lubiła się przyznawać do rzeczy, które sprawiały jej kłopot w wykonaniu.
- Nie przejmuj się. Pomogę ci - odparł na to. Astrid spojrzała na niego, ale szybko odwróciła wzrok. Zazwyczaj mówili sobie tylko "cześć", więc nie było okazji, by bardziej poznać tego młodzieńca. Wcześniej Hofferson uważała, że chłopak jest bardzo skryty w sobie, choć teraz wydawało się jej, że potrafi być rozmowny, całkiem miły oraz pomocny.
Objął delikatnie jeźdźczynię, ustawiając ją idelanie przed tarczą. Trzymał ją za oba ramiona, pochylając się nad głową blondynki.
- Najważniejsze jest to, żeby skupić się na celu - zaczął objaśniać jej zadanie. - Potem chwytasz broń i odchylasz do tyłu, ale tak, żeby łokieć był na równi z głową.
Ustawił jej ramię, pokazując idealną odległość od łokcia do głowy. Stanął potem metr od Astrid i sam zademonstrował, jak powinno to dobrze wyglądać.
- I co dalej? - Zapytała wojowniczka, nie ruszając się ani na centymetr.
- Rzucasz z całej siły - wzruszył ramionami i wykonał gwałtowny ruch. Topór Eryka wbił się idelanie w środek tarczy.
Astrid poszła w jego ślady. Zamachnęła się i wypuściła broń z ręki. Ostrze trafiło w górną część tarczy.
- Nie zrażaj się. Nie od razu wszystko wychodzi - uśmiechnął się do niej ciepło. Astrid skrzywiła się nieco. Lecz nie z powodu dobrodusznego uśmiechu Eryka, ale z niepowodzenia w rzucie. Zazwyczaj uważała, że wszystko co jest związane z walką, udaje się jej bez zarzutu. Musiała jednak stawić czoła ze smutną rzeczywistością, która przypomniała, że wiele musi się jeszcze nauczyć...
Zostali na arenie jeszcze przez cztery godziny. Połowę tego czasu spędzili na rzucaniu do ruchomych celów, a potem stoczyli walkę ze sobą. Astrid nie sądziła, że Eryk ma w sobie tyle siły. Owszem, wyglądał na dobrze zbudowanego, widoczne były mięśnie, ale i tak wydawało się jej, że nie może pochwalić się siłą. Mężczyzna starał się nie uderzać za mocno. Rzadko ćwiczył z kobietą, choć musiał przyznać, że podobały mu się dzikie uderzenia wojowniczki. Potrafiła zrównać siły z jego własnymi, wykorzystywała idelanie jego chwilę nieuwagi, powalając na ziemię. Eryk zatem poczuł więcej odwagi i celował w nogi dziewczyny, ale ta była zbyt zwinna, by dać się złapać, choć skończyła na ziemii kilka razy. Teraz dwójka wojowników toczyła ostatnią rundę. Prowadziła Astrid, uśmiechając się szyderczo. Eryk zmarszczył brwi, krzyżując swój topór z toporem partnerki.
- Może uznajmy to za remis? - Spytał, dysząc ciężko. Nie miał już sił, by uderzać mocniej, więc jego ruchy były osłabione. Astrid również wyglądała na zmęczoną, choć nie chciała odpuszczać.
Eryk odepchnął ją w końcu i podciął nogi sprawnym ruchem.
Dziewczyna padła na ziemię z jękiem, wypuszczając z dłoni broń.
- Przepraszam. Nie chciałem być taki brutalny - wysapał, siadając na zimną ziemię. Astrid zamknęła oczy, chcąc uspokoić szalejące serce.
- Nie szkodzi. Na turnieju będzie jeszcze gorzej - wyjąkała dziewczyna. Po chwili Eryk pomógł jej wstać. Oboje wypili jeszcze wodę i wstali, ale tylko na chwilę, by usiąść na ławce obok wyjścia.
- Czeka nas jeszcze dużo pracy, prawda? - rzuciła Astrid, przerywając milczenie. Eryk skinął głową, nie chcąc ukrywać prawdy.
- Do turnieju zostało jeszcze mnóstwo czasu. Damy radę.
- Też chcesz wziąć udział? - Zapytała, zerkając na niego, przekrzywiając głowę w bok.
- Tak. Chcę spróbować swoich sił, choć nie jestem pewien, czy przejdę pierwszą rundę - wyznał szczerze z uśmiechem. Po chwili całkowitej ciszy, chłopak wstał i rozmasował kark.
- Będę się zbierał. Szybko się odświeżę i pójdę pomóc ojcu w polu. Trzeba zbierać żniwa, a wódz zapewne niedługo zacznie o tym mówić.
- Cóż, przyjemnej pracy. I dziękuję za trening. Musimy to koniecznie powtórzyć! - Rzekła radośnie blondynka, wyciągając rękę ku Erykowi. Ten uścisnął ją mocno, żegnając tym samym dziewczynę. Astrid ulotniła się z areny, by znaleźć Wichurę i udać się na lot. Pomimo że czuła się spocona niczym jak, nie zamierzała brać kąpieli. Lot z Wichurą i tak wymusi jeszcze na jej ciele kolejną falę potu, więc nie było sensu, by zużywać dwa razy wodę. Zwłaszcza, że Astrid musiałaby ją przytargać z centrum Berk. Gdy wojowniczka znalazła swoją zgubę, podrapała smoczycę po dużym łbie i z szerokim uśmiechem wsiadła na grzbiet zębacza. Zostawiła w dole smutki i zmartwienia, by znaleźć się tam, gdzie miała spokój od wszystkiego.
Bliźnięta, Sączysmark oraz Śledzik siedzieli znudzeni w twierdzy. Mieczyk starał się jakoś rozbawić towarzysko, mówiąc kilka kawałów. Niektóre były bardziej udane, pozostałe mniej. Mimo to atmosfera stawała się luźniejsza, przez co łatwiej było znieść panującą nudę.
- Ciekawe kiedy wróci Czkawka - mruknął ni stąd ni zowąd Śledzik. Blondyn przewertował kolejną stronę smoczego podręcznika i westchnął teatralnie. Smark prychnął pod nosem, jakby to, co powiedział przyjaciel rozbawiło go.
- O ile, Czkawka wróci - odparł na to. Jego jasny wzork utkwiony był w dziurawym stole. Jorgerson kręcił nosem od rana i nic mu nie pasowało, choć ta uwaga skupiła myśli obecnych jeźdzów.
- Dlaczego miałby nie wrócić? - Dopytał Ingerman.
- Wyobraź sobie, że gdziekolwiek jest, ma wolność. Nic nie musi robić, zajmuje się cały czas smokami, odkrywaniem lądów. Czyli to, co zawsze chciał robić. Gdybym ja bym tak szczęśliwy, nie wróciłbym na Berk - Odparł na luzie Sączysmark, strzepując ze stołu niewidzialne okruchy. Mieczyk podniósł zaskoczony brew i zerknął na siostrę, która wydawała się myśleć nad czymś.
- Co ty gadasz. Wróci. Pisał mi w liście, że jest już w połowie drogi na Berk - wyjaśnił Śledzik. Jego małe usta wydawały się nienaturalnie duże, gdy się uśmiechnął.
- Ja nie dostałem listu od przeszło dwóch miesięcy - pożalił się Mieczyk, który do tej pory zadziwiająco siedział cicho. Nawet gadatliwa Szpadka nie była skora do rozmowy.
- Może nie ma czasu, żeby pisać do wszystkich? - Chciał wyjaśnić tę niezręczną sytuację jeździec gronkla. Smark wzruszył ramionami. Tak naprawdę uważał, że Czkawka zapomniał o wszystkim, co zostawił na Berk. Do przyjaciół pisał niezmiernie rzadko, no może z wyjątkiem Śledzika, którego interesowały nowe odkrycia Haddocka. Ale poza tym? Nie pamiętał, kiedy bliźniaki dostały jakikolwiek list od przyjaciela, który udał się w bardzo długą podróż. Może faktycznie Czkawka nie miał czasu, żeby pisać do wszystkich? Ale jeśli nie traktował ani Thorstonów ani Jorgersona jako przyjaciół? Nie sądził, że kiedykolwiek nadejdą takie myśli, ale czuł się odepchnięty. Znał Haddocka całe życie i choć często były zgrzyty pomiędzy nimi, Sączysmark czuł się dobrze w towarzystwie jeźdźca nocnej furii. Zawsze mógł na niego liczyć. Nie tylko to wydawało się nie do końca w porządku. Odkąd Czkawki nie ma, cała drużyna jakoś dziwnie zaczęła się sypać. Najpierw kontaktów z pozostałymi unikała Astrid. I może było to zrozumiałe, bo w końcu to ona najbardziej tęskniła, ale pomimo tego, teraz powinni trzymać się razem bardziej niż kiedykolwiek, prawda? Na szczęście potrafili jeszcze o tym rozmawiać jak dorośli (o dziwo, bliźniaki też). Sączysmark współczuł jednak Astrid, która pogubiła się w tym wszystkim. Próbował z nią o tym rozmawiać, ale dziewczyna zawsze ucinała temat, grożąc albo toporem, albo Wichurą. Odpuścił więc temat, starając się poświęcić jak najwięcej Berk. Żałował jednak, że życie tak się potoczyło. Tęsknił za przyjaciółmi bardziej niż przypuszczał. Miał nadzieję, że jak Czkawka wróci, wszysko znów się poukłada. W końcu to Haddock był tą częścią, która potrafiła łączyć wszystkich razem.
- Idę polatać z Hakokłem - wstał w końcu i pożegnał się krótko z jeźdźcami. Wychodząc z twierdzy napotkał wodza, z którym wymienił kilka zdań, a potem znikł, wzbijając się wraz z przyjacielem do nieba.
Astrid nie miała siły, by długo trzymać się w siodle. Mięśnie drżały, ilekroć dziewczyna zaciskała ręce na siodle. Wichura zauważyła to, więc bez żadnego wahania zawróciła w kierunku Berk. Wojowniczka pogłaskała ją z uśmiechem, ciesząc się, że jej smoczyca potrafi zrozumieć ją bez słów. Hoffersonówna miała wrażenie, że zaraz zaśnie. Nie sądziła, że trening i lot wyssą z niej tyle energii. Marzyła tylko o tym, aby się umyć i pójść spać.
Wyspa zaczęła wyławiać się po pięciu minutach lotu. I choć Astrid nie widziała dobrze z powodu zmęczenia, potrafiła rozpoznać znajomy kształt ponocnika, który leciał leniwie w jej stronę.
- Hej, piękna! - Rzucił przyjaźnie Sączysmark. Uśmiechnął się szeroko, pokazując rząd krzywych zębów.
- Cześć - przywitała się cicho. Przetarła zmęczone oczy i ziewnęła przeciągle.
- Oho, ktoś tu zarwał nockę, co? - Zaśmiał się Jorgerson, podlatując kawałek do przyjaciółki. Astrid machnęła ręką.
- Gdzie tam. Trenowałam z Erykiem, a potem z Wichurą - wyjaśniła. Próbowała jakoś utrzymać głowę w pionie, ale nie dała rady. Smark zauważył kiepską kondycję dziewczyny.
- Może podrzucę cię do domu, co? Mogłabyś spaść z Wichury - zaproponował nieco zmartwiony jeździec. Astrid skinęła delikatnie głową. Ręce odmawiały jej posłuszeństwa, więc Sączysmark wziął ją do siebie. Hakokieł zerknął ukradkiem na jeźdźca, ale nie zareagował.
- Dzięki, Smark. Naprawdę nie mam siły, żeby lecieć - wymruczała, zamykając z przyjemnością oczy. Jorgerson nic nie powiedział. Popędził lekko smoka i zawiózł Astrid pod same drzwi domu. Wojowniczka ziewnęła i jeszcze raz podziękowała przyjacielowi, a potem zniknęła za drzwiami domu. W środku na szczęście nikogo nie było, więc nie musiała się z niczego tłumaczyć. Wichura sama zadowoliła się rybami przy porcie, a potem wróciła do swojego boksu, gdzie ułożyła się do snu. Jej jeźdźczyni jeszcze wzięła szybką, zimną kąpiel, a potem położyła się pod ciepłe futro. Pomimo że było słoneczne popołudnie, blondynka szybko pogrążyła się w głębokim śnie.
Miałam rzadziej dodawać, ale nie mogę się powstrzymać 😂
Ale obiecuję, że kolejny rozdział będzie w przyszłym tygodniu 😂😏
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top