R𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟚
- Jilian to ty?
- Mary? Co się dzieje?
- Musisz mi pomóc! Byłam w tym barze razem z tobą... Wybacz, ale nie wiedziałam nawet kiedy wyszłaś... Jilian ja, ja nie wiem gdzie jestem... Boję się jak cholera, Jilian!
Tego mi brakowało. Kolejnego problemu z Mary. Byłam przekonana, że kolejny raz coś brała i teraz nie wie co się z nią dzieje. Idealne dopełnienie dnia.
- Dobra spokojnie, spróbuj opisać gdzie jesteś. Mary? Mary, halo?!
Usłyszałam jedynie szmer w słuchawce i połączenie zostało przerwane. Cisnęłam telefonem na łóżko i sama położyłam się obok. Pewnie jak się wyśpi opowie mi kolejną historię z nowym facetem, a to będzie tylko głupim żartem....
Gdy się obudziłam zdałam sobie sprawę, że jestem spóźniona o dwie godziny do pracy. I za kolejne dwie mogę już tej pracy nie mieć. Ubrałam się najszybciej jak potrafię, makijaż także został zrobiony w trybie rakiety, a jeśli chodzi o śniadanie...cóż, stwierdziłam, że zjem na przerwie.
Zostało mi tylko kilka minut do autobusu, a musiałam przejść identyczną trasę jak wczoraj. Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz. Niepewność przytłaczała mnie coraz bardziej, ale miałam cichą nadzieję, że nie spotkam więcej mężczyzny z chustą. Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić czy Mary dawała o sobie znać. Pusto. Najwidoczniej dalej dobrze się bawi. Czemu mnie to nie dziwi...
W pośpiechu chwyciłam płaszcz i wyszłam z mieszkania otulając się szalem. W myślach błagałam linię 304 o spóźnienie, przynajmniej będzie jakiś pozytyw w ciągu ostatnich godzin.
Niestety, życie jest brutalne a autobus odjechał tuż przed moim dotarciem na miejsce. Przeklnęłam pod nosem i sprawdziłam kolejny kurs.
- Może pomóc?
Głos za mną brzmiał znajomo. I zanim zdążyłam skojarzyć do kogo należał moim oczom ukazał się mężczyzna z nocy.
Był bez chusty, ale brzydka kurtka została.
Stał oparty o przystanek z obojętnym wyrazem twarzy.
- Nie przyśpieszysz mi autobusu. - westchnęłam oddalając się od niego. - Z resztą daruj sobie takie podchody, wracaj lepiej straszyć ludzi w nocy.
Kącik ust chłopaka zadrżał, ale szybko powstrzymał się wracając do pozycji niewzruszonego macho.
- Masz podarty płaszcz.
Prychnęłam odbierając jego słowa jako kolejną zaczepkę, ale chwilę później zorientowałam się, że w nocy obtarłam go o ścianę jednego z budynków.
Ściągnęłam szal i zasłoniłam nim bruzdy na ubraniu.
- Dzięki za informację, możesz już odejść. - odparłam chłodno nawet na niego nie patrząc.
- Mary potrzebuje twojej pomocy. - szepnął i odszedł w jedną z uliczek.
W mojej głowie zapaliła się czerwoną lampka. Wiedział o mnie i moim otoczeniu za dużo. To jakiś stalker, psychopata?
- Ej, zaczekaj! - nie zareagował, przyśpieszyłam kroku, wiedziałam, że to będzie jedyna okazja, by dowiedzieć się czemu on to robi. - Zaczekaj! Nie słyszysz?
Mężczyzna odwrócił się na krótką chwilę. Nasze spojrzenia spotkały się i wtedy to się zaczęło...
Biegł przez kręte uliczki, a ja próbowałam go dogonić. Zabawne, jeszcze nie tak dawno sytuacja wyglądała odwrotnie. W tym wszystkim praca zeszła na drugi plan, a ja czułam się jak dzieciak. Nie miałam zamiaru bawić się z nim w berka.
A gdy już myślałam, że na dobre zniknął mi z oczu czyjaś ręka ściągnęła mnie w mrok jednej z uliczek.
- Chciałem wczoraj porozmawiać z tobą na spokojnie, nie udało się. - mruczał mężczyzna ściskając w nadgarstku moją dłoń. - Chciałem cię przestrzec, nie udało się. - chwycił drugą dłoń, tak, że nie byłam w stanie nimi poruszyć, ale nie czułam bólu, czułam jedynie strach. - Chciałem ci pomóc... - uśmiechnął się, pierwszy raz pokazał jakąś emocję, niestety nie był to szczery uśmiech, jego twarz skamieniała, a grymas na twarzy zamarł. - ...i pomogę.
Puścił moje dłonie a jego twarz stężała. Zamknął oczy chcąc pozbierać myśli, wciągnął zimowe powietrze, które w tym miejscu zostało wymieszane ze stęchlizną.
- Powiedz mi skąd tyle o mnie wiesz. - zażądałam zbierając resztki odwagi, bo uczucie wstydu i upokorzenia nibezpiecznie przybierało na sile.
- Znałem Mary. Dosyć dobrze ją znałem. - mówił bardziej do siebie, delikatnie kiwał głową, jakby chciał potwierdzić prawdziwość tych słów. - Była jedną z dziewczyn, które się pamięta na długo.
Uniosłam brew. Kto by się spodziewał. Kolejny kochanek mojej przyjaciółki. Może te chore akcje są powodem zazdrości. Mary nie była stała w uczuciach, ale czemu odbija się to na mnie?
Westchnęłam tylko przypominając sobie o zaniedbanej pracy. Czego się nie robi dla przyjaciół... Nawet takich.
- Okej, do rzeczy. O co chodzi z Mary?
Mężczyzna zbliżył się do mnie zamykając mi usta dłonią. Zbliżył twarz do mojego ucha, a słowa, które wypowiedział były brutalne, choć w jego ustach nawet przekleństwo brzmiałoby słodko.
- Mary nie żyje, ale to nie jest jej koniec. - poczułam jak jego palce niebezpiecznie zaciskają się na mojej szyji. - A ty ją uratujesz.
Dłoń mężczyzny objęła moją szyję z nadnaturalną siłą. Nie mogłam złapać oddechu, a przed oczami widziałam różnokolorowe plamki. Resztkami sił zaczęłam się wyrywać, ale było to bezskuteczne.
Już po chwili moje ciało zjeżdżało po ścianie budynku.
Pamiętam jedynie jego twarz. Jego niewzruszoną, piękną twarz człowieka, który mnie udusił.
I w ten sposób zaczeła się moja historia...
♧♧♧♧♧♧
Witajcie Kochani!
Rozdziały postaram się wstawiać co tydzień, ale nie gwarantuję, że będzie to systematyczne. Sami dobrze wiecie ile zajmuje napisanie, korekta (uwaga, mogłam przeoczyć pojedyńcze błędy, wybaczcie).
Mimo to nie zostawię Wam urwanej historii Jilian.
Mam ogromną nadzieję, że książka ta zostanie zapamiętana przez Was na długo i z niecierpliwością będziecie oczekiwać na dalsze części.
Pozdrawiam cieplutko, primmi ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top