Rozdział trzeci

Wybaczcie mi fatalną jakość tego rozdziału, nie zdążyłam jeszcze raz go sprawdzić ಥ‿ಥ

x-x-x-x-x

Cichy, dzwoniący odgłos odbijał się echem w głowie Yao, światło uporczywie wciskało się po jego powieki. Kiedy wreszcie udało mu się odzyskać pełną świadomość, Yao zorientował się, że patrzy na obcy sufit. Mrugając zamglonymi oczyma, powoli obrócił głowę, oglądając otaczający go pokój - był zwyczajnej wielkości, z idealnie białymi ścianami i małym, prostym stolikiem przy łóżku. Jasne światła i przytłumiony hałas ulicy wlewały się do środka przez przesuwane szklane drzwi, z czerwonymi zasłonami po bokach. Yao podparł się na rękach, zdezorientowanjy i z zawrotami głowy. I nagle został skonfrontowany z widokiem Ivana Bragińskiego, tego dziwnie gorącego, prawdopodobnie niebezpiecznego Rosjanina którego poznał zaledwie kilka godzin temu. Mężczyzna opierał się o stolik stojący przy ścianie, z założonymi na piersi ramionami i tym spokojnym uśmiechem na ustach. Wszystkie wspomnienia wracały falami - siedzenie przy barze, picie wina, mdlenie - a Yao powstrzymał impuls, żeby schować się pod łóżko. Czuł się upokorzony.

"Oh. Hej."

"Dobry wieczór, mały smoku. Czujesz się lepiej po swoim krótkim śnie, tak?"

"Cóż..." Cóż, właściwie bolała go głowa, a lampa zwisająca z sufitu go oślepiała i czuł się bardziej zawstydzony, niż kiedykolwiek pamiętał w całym swoim życiu. "Tak, trochę." Yao przesunął dłonią po swojej obolałej głowie. Wypicie niezliczonej ilości kieliszków wina po tygodniu nadgodzin prawdopodobnie nie było najlepszym pomysłem. Wciąż nie mógł jednak uwierzyć, że zemdlał. Znów się rozejrzał. "Gdzie jestem? Jak się tu znalazłem?"

"To jest mój pokój na piętrze. Ja cię tutaj przyniosłem."

"Ty... przyniosłeś mnie." Yao czuł, jak puls przyspiesza pod jego skórą. Nie wiedział, czy to z powodu tego, że był tym lekko oburzony, czy czegoś innego, czego istnienia nie mógł na razie być pewien...

"Oczywiście." Ivan mówił, jakby t było zupełnie normalne. Żołądek Yao zaczął ściskać się z niepokojem.

"Zaniosłeś mnie, nieprzytomnego, do jakiegoś pokoju nad swoim prywatnym barem."

Ivan uśmiechnął się radośnie. "Tak."

Yao  zmarszczył brwi, zdezorientowany. "To naprawdę jest trochę, em... trochę dziwne, wiesz."

Ivan lekko przekrzywił głowę. "Naprawdę?"

Yao był całkiem pewien, że powinien być bardziej zdenerwowany, niż był. Ukradkiem rozejrzał sie w poszukiwaniu wyjścia. "Dlaczego... um... dlaczego masz pokój nad swoim barem?"

Szeroki uśmiech Ivana niemalże zdawał się być przebiegły. "Bo czasem biznesowe rozmowy trwają do późna i łatwiej jest spać tutaj."

"Oh." Yao poczuł niewielką ulgę, w tym samym czasie będąc dogłębnie świadomym tego, z jaką intensywnością wpatruje sie w niego Ivan. To było dziwne, niekomfortowe, ale jednocześnie osobliwie ekscytujące.

Ivan uważnie przyglądał się Yao jeszcze przez chwilę, po czym powiedział, "Ktoś o imieniu Alfred do ciebie dzwonił."

Yao obrócił się i przerzucił nogi przez krawędź łóżka tak szybko, że całe pomieszczenie zaczęło wirować dookoła niego. "Co? Co powiedział?"

"Zapytał gdzie byłeś," odpowiedział po prostu Ivan.

"Co mu powiedziałeś?" kontynuował Yao.

"Że leżysz nieprzytomny w moim łóżku."

Usta Yao się otworzyły, a jego żołądek zacisnął. "O cholera."

"Czy to było złe?" Ivan wyglądał na bardzo radosnego, kiedy zadawał to pytanie.

"Nie, jeśli chcesz, żeby wyśledził mój GPS i wpadł tutaj, i..." Yao zatrzymał się, mierząc wzrokiem wielkiego Rosjanina od stóp do głów. Właściwie, po raz pierwszy taka sytuacja mogłaby nie wyjść Alfredowi na dobre. Yao potrząsnął głową, by pozbyć się z niej tego obrazu i histerycznie rozejrzał się dookoła. "Gdzie jest mój telefon?" Ivan  podniósł go góry komórkę Yao z małym, chytrym uśmiechem i rzucił go do Yao. Ten ledwo wychylił się, żeby go złapać i szybko wybrał numer Alfreda.

Alfred odebrał po jednym sygnale. "Słuchaj mnie, komuchu, jeśli zrobiłeś coś Yao, wybiję ci zęby, a potem wepchnę w..."

"Alfredzie, to ja."

Złość w głosie Alfreda zmieniał się w ulgę. "Yao! Gdzie jesteś, będę tam za pięć minut!"

"Uspokój się, wszystko w..."

"Dał ci tabletkę gwałtu?"

Yao przewrócił oczami. "Nie, po prostu trochę za dużo wypiłem. Jestem w barze na  rogu głównej ulicy, w tamtej małej alejce, obok restauracji sushi. Ale nie..."

"Jestem już w drodze, by cię uratować!"

Yao przyłożył dłoń do czoła. "Nie potrzebuję ratunku, Alfredzie." Mruknął ciche 'przepraszam' do Ivana, który stał i przyglądał się z pewnym rozbawieniem i zaintrygowaniem.

"Zrobił ci coś jeszcze? Skopię mu dupę."

Yao nie mógł powstrzymać śmiechu. "Jesteś denerwująco uroczy, kiedy stajesz się taki opiekuńczy, Alfredzie." Ivan uniósł brew.

"Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nosił ze sobą gaz pieprzowy!"

Z drugiej strony słuchawki dobiegł krótki dźwięk szamotaniny, kilka szczególnie wymyślnych przekleństw, po czym pojawił się głos ze znajomym francuskim akcentem. "Yao."

Yao westchnął ze zmęczeniem. "Francis."

"Czy to, co mawia o Rosyjskich mężczyznach jest prawdą?"

"Hm? A co się o nich mawia?"

"No wiesz, że mają wielkie..."

"Oddzwonię." Yao szybko zakończył połączenie, rzucił Ivanowi przepraszające spojrzenie, po czym niepewnie  rozejrzał się po pokoju. Teraz to dopiero nie miał pojęcia, jaka  jest odpowiednia etykieta w takich sytuacjach.

"On ma interesujące słownictwo, ten Amerykanin," powiedział Ivan. Wciąż z zupełnym spokojem opierał się o stolik. Ani razu nie oderwał spojrzenia od Yao. 

Yao zaśmiał się nerwowo. "Tak, sorki. Jest trochę, cóż, głośny... i ma trochę kompleks bohatera. Jestem pewien, że myśli, że jestem zupełnie bezbronny."

Dla Ivana  zdawało się to być zabawne. "On nie jest twoim chłopakiem?"

"Oh, nie! Poszliśmy na randkę kilka lat temu." Yao zaczął trajkotać, bardzo się rozbudzając. Czuł też, że wciąż był trochę pijany, co prawdopodobnie w niczym nie pomagało "Ale wtedy Arthur się o tym dowiedział i walnął Alfreda w busie po szkole, i okazało się, że Alfred zrobił to tylko po to, żeby wzbudzić zazdrość Arthura, i bardzo się zezłościłem i nie rozmawiałem z żadnym z nich przez miesiąc. Uh, mieliśmy po piętnaście lat. Aru." Cholera.

Ivan  przyglądał się Yao z ciekawością, jego fioletowe oczy przeszywały go, pomimo odległości. "Wciąż jesteś zdenerwowany, smoku?"

Yao zająknął się, zupełnie nie mając pojęcia, co powiedzieć. To nieustające spojrzenie sprawiało, że czuł się jak jeleń w świetle świateł samochodu. Jak to możliwe, że wyraz oczu Ivana tak bardzo różnił się od jego uśmiechu? I dlaczego cały czas nazywał Yao smokiem? "Ja... nie mam na imię...." Yao urwał. Był zbyt zdezorientowany, żeby chociaż sformułować poprawne zdanie. A jednak nadal mówił. "Przepraszam, nie jestem do końca przyzwyczajony do budzenia się w łóżkach obcych ludzi i przepraszam, że wypiłem ci całe wino, i że mój przyjaciel ci groził, ale spójrz, będę szczery, przypuszczam, że wciąż jestem zdenerwowany, bo to jest bardzo dziwna sytuacja i..." Nagły, głośny huk wypełnił pokój, a Yao podskoczył. "Co to było?"

Oczy Ivana rozbłysły i niespodziewanie podszedł o kilka kroków do przodu. "Fajerwerki!"

Yao prawie pisnął z zaskoczeniem, kiedy wielka dłoń Ivana chwyciła jego i z łatwością postawiła na nogach. Ivan poprowadził go przed pokój do długich, przeszklonych drzwi, otwierając je szybko i wychodząc na mały, ogrodzony balkon. Yao czuł, jak znów zaczyna mu się kręcić w głowie. Ale wtedy z tyłu otoczyły go ramiona Ivana, a Yao, nie wiedząc nawet dlaczego, oparł się o niego z wdzięcznością. Potrzebował kilku chwil, żeby zrozumieć, że Ivan właściwie go przytulał. Jego serce pędziło, jego mózg ledwo nadążał za tym, co się działo. Tu, na zewnątrz, powietrze było dużo chłodniejsze; głośna, zatłoczona ulica pod nimi wciąż była pełna krzyczących, bawiących ludzi, pełna kolorów i dźwięków. Huk fajerwerków znów rozbrzmiał w powietrzu, wypełniając niebo jasnymi wybuchami złota i czerwieni. Yao był zaskoczony, jak dobry mają na nie widok z balkonu na pierwszym piętrze.

"Są piękne, da?" Ciepły oddech Ivana, owiewając ucho Yao sprawiał, że przeszywały do dreszcze.

"Tak," odszepnął Yao. "Śliczne." Palce Ivana splotły się z jego palcami, a Yao miał nadzieję, że nie da się wyczuć jego gwałtownego pulsu. Może to była wina alkoholu, ale wszystko wciąż zdawało się dziać tak szybko. Nie był na wielu randkach, a większość z nich nie poszła zbyt dobrze, ale Yao był całkiem pewien, że cały ten wieczór i tak był dość niezwykły. To było trochę przerażające, oczywiście... przerażające, ale ekscytujące.

"Szczęśliwego Nowego Roku, smoku." Ivan delikatnie przesunął drugą dłonią po szyi Yao i po jego policzku, delikatnie odchylając jego głowę do tyłu. Jego palce zdawały się zostawiać za sobą płonące ślady. Wplotły się w jego włosy, a dokładnie w momencie, kiedy Yao zrozumiał, co się dzieje, usta Ivana były przy tych jego, ciepłe i mocne. Yao zamknął oczy i wziął gwałtowny wdech.

Yao został pocałowany tylko dwukrotnie. Raz przez swojego kuzyna z Korei, Yong Soo, który był dziwnie zafascynowany Yao i lubił robić sceny na zjazdach rodzinnych. Raz przez pijanego Francisa, w Nowy Rok dwa lata temu, ale Francuz nie posunął się daleko, zanim Alfred mu przyłożył. Obydwa były niechciane i okropnie niezręczne. Żaden nie był taki, jak ten.

Bo kiedy usta Ivana spotkały się z jego ustami, Yao zapomniał czuć się zawstydzony. Zapomniał się stresować. Yao zapomniał o wszystkim, poza tą jedną chwilą, on tym oświetlonym ogniem balkonie, z ustami Ivana i jego ramionami. To było to, na co Yao miał nadzieję od kiedy tylko zdał sobie sprawę, że był gejem; to było to, o czym Yao marzył od momentu, kiedy dowiedział się, że pragnie, by całował go mężczyzna. To był wspaniały, silny, intrygujący człowiek, który całujący go, delikatnie rozchylający jego wargi, dotykający jego języka, trzymający go blisko siebie i posyłający dreszcze po jego skórze. To było... niesamowite... Właśnie w chwili, kiedy Yao myślał, że znów zemdleje, Ivan delikatnie się odsunął i lekko ucałował Yao w czoło. Yao z oszołomieniem otworzył oczy i skupił sie na głębokich oddechach. To wszystko skończyło się tak szybko, że Yao ledwo zdążył pojąć, co się dzieje.

"Proszę." Ivan sięgnął do kieszeni, po czym włożył coś w dłoń Yao. "Chyba to upuściłeś."

Yao zamrugał, patrząc na malutką, grubą, brązową figurkę Buddy spoczywającą na jego dłoni. Musiała wypaść mu z kieszeni, kiedy wyciągał wykres ze znakami zodiaku. "Oh! Dziękuję. Byłoby mi przykro, gdybym ją zgubił. Francis dał mi ją dzisiaj. Ma przynosić szczęście."

Ivan ścisnął dłoń Yao. "Czy to działa?"

Yao zatrzymał się, pogłaskał kciukiem figurkę i znów spojrzał Ivanowi w oczy. Jego serce wciąż biło szybko, ale teraz, co dziwne, było trochę spokojniejsze. "To się dopiero zobaczy."

Ivan zaśmiał się cicho. "W takim razie zawsze powinieneś trzymać ją blisko siebie, mały smoku."

Nad ich głowami znów wybuchły fajerwerki. Yao ledwo zwrócił uwagę na to, że robiły to przez cały czas. Ivan oplótł ramiona wokół jego talii i oglądali fajerwerki do samego końca w ciszy; otaczało ich chłodne powietrze, ale szalik Ivana był ciepły przy twarzy Yao. Jakie to dziwne, że wcześniej marudził, że wyciągnięto go z domu, kiedy zaledwie kilka godzin wcześniej ta noc stała się tak cudowna. Wreszcie niebo ogarnęła cisza; Yao niechętnie się odsunął. "Dziękuję, Ivanie. Było... miło." Yao natychmiast się skrzywił, starając się tego nie pokazywać. Miło? Ale Ivan wyglądał jedynie na rozbawionego, więc Yao po prostu mówił dalej. "Ale lepiej będzie, jeśli pójdę już do moich przyjaciół. Alfred pewnie zdążył już do tej pory zadzwonić po policję." Na te słowa oczy Ivana dziwnie błysnęły, a Yao szybko dodał, "Um, nie tak na serio..." 

Ivan tylko pokiwał głową. W ciszy ujął dłoń Yao i poprowadził go z powrotem przez biały pokój, do wąskiego korytarza. Kiedy doszli do schodów, Ivan otoczył talię Yao ramieniem. Dotyk boleśnie zapłonął na skórze Yao, ale on i tak jedynie uniósł brwi. Ivan uśmiechnął się w odpowiedzi. "Ja nie chcę, żebyś spadł."

Yao niemal się zaśmiał. To było zupełnie niedorzeczne. A jednak... Na to jest  już trochę za późno*... Yao pozwolił sobie oprzeć się o Ivana, kiedy szli w dół schodów. Światło stało się bardziej przytłumione, gdy weszli do pomieszczenia na dole, a Yao spojrzał na Torisa, kiedy mijali bar. Spojrzenie, które mu rzucił niemal sprawiło, że przeszedł go dreszcz. To była mieszanka złości, irytacji... i smutku. Yao szybko odwrócił wzrok.

"Znajdziesz swoich przyjaciół?" zapytał Ivan, kiedy dotarli do drzwi baru, wychodząc na ulicę.

Yao pokiwał głową, już będąc rozczarowanym, że to bardzo krótkie, niezwykłe, zmieniające cały jego świat spotkanie dobiega końca. "Tak. Nie będą daleko."

Ivan pokiwał głową, spojrzał w niebo, wziął głęboki oddech, po czym powoli zdjął szalik. Yao zauważył, że za kołnierzykiem jego szyja wciąż była owinięta bladym materiałem. Ivan uśmiechnął się i czule zawinął szalik wokół szyi i ramion Yao. "Jest dziś zimno."

"Oh." Yao dotknął ciepłego materiału. "Dziękuję." W jakiś sposób wyczuł, że to był duży gest.

"Ja tylko go pożyczam." Ivan spojrzał uważnie w oczy Yao. Po raz kolejny, Yao poczuł się unieruchomiony. "Następnym razem, kiedy się spotkamy, oddasz mi go."

Yao pokiwał głową. Nie pomyślał, żeby spytać, kiedy znów się spotkają. Z jakiegoś dziwnego powodu, po prostu wiedział, że to nastąpi. "Oczywiście."

Ivan uśmiechnął się, schylił i pocałował Yao w policzek. Yao poczuł, jak ogień rozlał się po całym jego ciele. "Dobranoc, mały smoku."

I już go nie było. Yao pogłaskał szalik i przytrzymał go przy swojej twarzy, oddychając głęboko. Był miękki i pachniał jak Ivan; jak tamten pocałunek na balkonie - pikantnie, jakoś ciepło i gładko, z nutką dymu i skóry. Yao poczuł, jakby jego świat wywrócił się do góry nogami. Nie mógł uwierzyć, że wydarzenia dzisiejszego wieczora naprawdę miały miejsce. Takie rzeczy nie przytrafiały się ludziom takim, jak on To było niemal surrealne, więc przez cały czas oczekiwał, że obudzi się w swoim łóżku. Jego próba bycia nieprzewidywalnym zadziałała całkiem intrygująco.

Yao miał bardzo mocne przeczucie, że Ivan był niebezpieczny. W jakiś sposób było to oczywiste. A jednak nie mógł zaprzeczyć tej oślepiającej, magnetycznej atrakcyjności tego Rosjanina. Yao nie mógł zaprzeczyć, że jego policzki były zarumienione, a oddech przyspieszony. I z pewnością nie mógł zaprzeczyć niewygodnej sytuacji mającej miejsce poniżej jego pasa.

"Yao!"

Yao przeklął do siebie, przygryzł wargę najmocniej, jak mógł i niechętnie odwrócił się do Arthura, Alfreda i Francisa, przeciskających się przez tłum. Westchnął i wyszedł im na spotkanie. Jak miał się z tego wszystkiego wytłumaczyć..?

x-x-x-x-x

* Po angielsku spadać i zakochiwać się to fall

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top