Rozdział piąty
Mam do was prośbę, a nawet kilka:
1. Nigdy nie czytajcie fanfiction o nazwie Gutters
2. Serio, Gutters nie jest fajne
3. Jeśli już to przeczytaliście, to nie popełniajcie tego błędu co ja i do tego nie wracajcie
4. Proszę
5. GUTTERS TO ZŁO.
Dziękuję za uwagę ((:
x-x-x-x-x
Dzwonek telefonu obudził Yao drugi dzień z rzędu. Tym razem na ekranie wyświetlało się Połączenie przychodzące... Kiku. Yao westchnął głośno.
"Hej, Kiku."
"Bracie. Masz chłopaka."
"Mam?"
"Nie wiesz? O co chodzi z tym całym dostawaniem kwiatów w pracy?"
"Rozmawiałeś z Feliciano."
"Oczywiście, że tak. Dlaczego nie zostałem poinformowany o tym rozwoju sytuacji?"
"Kiku, szczerze. Nie mam chłopaka. Ktoś wysłał mi kwiaty. Czy muszę opowiadać ci o każdej najmniejszej rzeczy, która wydarzy się w moim życiu?"
"Tak."
"Muszę iść. Pogadamy później."
"Yao, jeśli się rozłączysz..."
Yao rozłączył się, rozważając przez chwilę, czy nie powinien pozbyć się swojego telefonu. Nagle przeszedł go dreszcz, kiedy przypomniał sobie, że ma tego popołudnia randkę z Ivanem. Wyskoczył z łóżka, ze skórą mrowiącą na całym ciele i zdał sobie sprawę, że jest tym naprawdę podekscytowany. Nie potrafił przypomnieć sobie, kiedy ostatnio czuł coś takiego. Spojrzał na wazon ze słonecznikami, który stał przy jego łóżku i uśmiechnął się. Zrozumiał, że ciężko będzie przeczekać ten poranek.
Dopiero po południu Yao przypomniał sobie, że Ivan nie miał nawet jego adresu. Yao założył kurtkę, związał włosy w swój zwyczajowy kucyk i zarzucił szalik Ivana na ramiona. Zwalczył chęć zadzwonienia do Ivana i podania mu swojego adresu, stwierdzając, że dużo ciekawiej będzie zobaczyć, czy ten sam go odnajdzie. W końcu zdawało się, że odgadł numer telefonu Yao i jego miejsce pracy. Yao zastanawiał się, dlaczego nie jest tym tak przerażony, jak prawdopodobnie być powinien.
Yao gapił się na zegar wiszący na ścianie, marząc żeby przyspieszył i jednocześnie pragnąc, by się zatrzymał. Jego żołądek zdawał się być zawiązany na supeł, nieustannie uderzał pacami o blat kuchennego stołu, zastanawiając się, co dokładnie mogło się wydarzyć, kiedy... zegar wybił trzecią i dokładnie w tym samym momencie zabrzęczał jego dzwonek do drzwi. Yao niemalże spadł z krzesła. Zamiast tego wziął głęboki oddech i sięgnął go kieszeni, ściskając swojego małego Buddę, by przyniósł mu szczęście. Poszedł otworzyć drzwi.
"Dobry wieczór* panu!"
Yao spuścił wzrok na młodego człowieka, zdezorientowany, zanim rozpoznał go jako chłopca z baru Ivana, z tamtej nocy. "Oh... Raivis, tak?"
Blondyn pokiwał głową, uśmiechając się ostrożnie. "Tak, proszę pana. Zostałem po pana wysłany."
"W porządku." Yao zamknął za sobą drzwi. "Więc, Raivisie, ty też jesteś Rosjaninem?"
"Nie, proszę pana, właściwie jestem z Łotwy." Raivis przez cały czas rozmowy wpatrywał się w drzwi.
"Oh, przepraszam. Naprawdę z Łotwy?" Yao próbował przypomnieć sobie cokolwiek ze swojego starego słownika zwrotów w językach krajów bałtyckich. "Man vienmēr domāju, ka latviešu ir ļoti skaista valoda**."
Raivis podniósł wzrok na Yao, o jego twarz i oczy się rozjaśniły. "Liels paldies! Vai tu runā latviešu valodā***?"
"Nē, piedodied.**** Rozumiem naprawdę bardzo niewiele. Ale to prawda, uważam, że twój język jest bardzo piękny. Bardzo chciałbym nauczyć się więcej." Słownik łotewskiego był jednym z niewielu wspomnień po wycieczce po Europie, na którą Yao, Arthur i Alfred w końcu nigdy nie pojechali.
"Mógłbym pana kiedyś nauczyć, byłoby mi bardzo miło!"
Yao uśmiechnął się, radość tego małego Łotysza naprawdę była zaraźliwa. "Podoba mi się ten pomysł, Raivisie. I, proszę, nie mów mi per pan, mam na imię Yao."
Raivis się zaśmiał. "Jesteś milszy, niż mówił, Yao."
Yao zatrzymał się nagle. "Niż kto mówił?"
Uśmiech Raivisa pobladł. "Um, nie ważne. Zapomnij, że cokolwiek mówiłem. Pan Bragiński czeka na ciebie na dole, powinniśmy iść."
"Raivis, chwileczkę. Wiesz może, jak Ivan... em... pan Bragiński znalazł mój adres? Nigdy mu go nie podałem."
Raivis znów wbił wzrok w podłogę. "Nigdy nie pytam o takie rzeczy, proszę pana."
"Yao."
"Przepraszam... Yao. Chodź, nie powinniśmy kazać mu na nas czekać."
Yao poszedł za Raivisem spieszącym w dół schodów i wyszli z budynku, kierując się do czarnej, długiej limuzyny zaparkowanej na ulicy. Ivan stał przy otwartych drzwiach, wyciągając dłoń i uśmiechając się do Yao. Yao poczuł, jak jego serce przyspiesza. Zapomniał, jak intensywny efekt wydaje się mieć na niego Ivan.
"Dzień dobry, mały smoku."
Yao odwzajemnił uśmiech i ujął jego dłoń. "Cóż to jest dla ciebie za czas?" zapytał, pożyczając często wypowiadaną przez Arthura frazę. "Oczekujesz, że będę czekać cały dzień?"
Ivan zmarszczył brwi i spojrzał na zegarek. "Jest dopiero tylko 3 po południu, da? Byłem spodziewany wcześniej?"
"Nie!" powiedział pospiesznie Yao. "To był tylko żart... bo byłeś tu idealnie na czas, no wiesz... sarkazm."
Ivan wyglądał po prostu na zmieszanego, chociaż nadal się uśmiechał. "Głupiutki Yao!"
"Em... nie ważne." Zapamiętaj: nie mów głupich żartów przy Ivanie.
Ivan przytrzymał dla Yao drzwi i zamknął je za nim. Yao rozejrzał się dookoła, był pod wrażeniem. Nie jechał limuzyną od czasu studniówki. "Jestem zaskoczony, że chciałeś zobaczyć się ze mną tak prędko," powiedział, kiedy Ivan wsiadł z drugiej strony. Albo w ogóle...
"Cóż, nasze ostatnie spotkanie skończyło się zdecydowanie za szybko, nie sądzisz?"
Uszy Yao zrobiły się czerwone, spuścił wzrok. "Um... przepraszam za tamto."
"Proszę, nie trzeba. Wyglądasz czarująco w moim szaliku."
"Dziękuję. Tutaj..." Yao zaczął zdejmować szalik, ale Ivan go zatrzymał.
"Noś go dzisiaj. Tam, gdzie jedziemy, może być zimno."
"A gdzie by to było?"
"To jest tajemnica!"
Nagle ekran oddzielający ich od kierowcy opuścił się i obrócił się do nich Raivis. Yao gwałtownie wciągnął powietrze w szoku. Raivis był kierowcą? Przecież wyglądał na dwanaście lat!
"Wszystko gotowe, proszę pana. Ruszamy?"
"Proszę." Ivan machnął ręką, a ekran uniósł się z powrotem. Nagle cały niepokój Yao powrócił. Siedział na tylnym siedzeniu samochodu z kimś, komu udało się odnaleźć jego numer telefonu, miejsce pracy i adres zamieszkania nawet bez znajomości jego nazwiska. Może to nie był najlepszy pomysł. Ale kiedy Yao podniósł wzrok na Ivana i poczuł motyle w brzuchu, i przyspieszony puls, stwierdził, że ma to gdzieś. Zakochiwał się coraz bardziej i coraz szybciej.
"Dziękuję za te kwiaty wczoraj," powiedział Yao bawiąc się szalikiem.
"Proszę bardzo. Słoneczniki są moje ulubione."
"Tak, są piękne, tylko... jak się dowiedziałeś, gdzie pracuję? Jestem pewien, że nigdy ci nie mówiłem..."
"Wiesz co..." przerwał Ivan, pochylając się do przodu i przesuwając palcami po policzku Yao, "...wyglądałbyś ślicznie z rozpuszczonymi włosami." Yao znieruchomiał i wstrzymał oddech, podczas gdy ręka Ivana przejeżdżała po jego szyi, zostawiając za sobą gęsią skórkę, i ściągnęła gumkę z jego włosów. Włosy Yao opadły luźno na jego ramiona, a Ivan delikatnie odgarnął jeden ich kosmyk, chowając go Yao za ucho. Yao spojrzał Ivanowi w oczy, będące tylko kilka cali od jego i zapomniał, że kiedykolwiek czymkolwiek się martwił. Ivan uśmiechnął się i cofnął. "Tak lepiej."
To był ostatni raz, kiedy Yao zapytał o te kwiaty. Dotarcie do celu nie zajęło im długo i kiedy samochód zaczął zwalniać, Yao rozejrzał się dookoła z ciekawością... ledwo mógł dostrzec cokolwiek zza przyciemnianych szyb. Ale Yao został zbity z tropu i wziął gwałtowny wdech, kiedy jego oczy zostały zasłonięte kawałkiem materiału. Sięgnął do niego, zaczął panikować, ale Ivan chwycił jego dłoń i szepnął mu do ucha.
"Ssz, przecież ja mówiłem, że to niespodzianka, da? Nie ma czym się martwić."
Yao zadrżał, czując ciepły oddech na swoim uchu, pokiwał głową i kurczowo ścisnął dłoń Ivana. Samochód jechał dalej, powolnym tempem, jeszcze przez kilka minut, a serce Yao łaskotało i miał nadzieję, że Ivan nie czuje, że jego dłonie zaczęły się pocić. W końcu zatrzymali się i Yao usłyszał, jak drzwi się otwierają. Kiedy Ivan pomagał mu wysiąść z samochodu, Yao potknął się i poczuł, jak w talii oplata go silne ramię. "Nie martw się, mały smoku. Pamiętaj, ja nie pozwolę ci upaść."
Yao znów pokiwał głową. "Um, mogę już patrzeć?"
"Nie! Ja powiem ci, kiedy," powiedział Ivan, brzmiąc na bardzo rozbawionego.
Yao pozwolił Ivanowi prowadzić się powoli po nierównym podłożu, stopniowo nabierając pewności, że nie upadnie plackiem na twarz. Pozbawiony wzroku, Yao poczuł, że inne jego zmysły się wyostrzyły. Uczucie ramienia Ivana wokół niego i jego ciała tuż przy swoim, zapach Ivana już tak znajomy, dzięki jego szalikowi, uspokajający nacisk dłoni Ivana wciąż znajdującej się w jego dłoni, niski odgłos ryku... Yao znieruchomiał. Co?
Przepaska została wreszcie zdjęta z jego oczu i Yao zamrugał w jasnym świetle słonecznym. I wtedy niemal przewrócił się na widok tego, co znajdowało się przed nim. Wciąż ściskając rękę Ivana, drugą dłonią Yao zasłonił usta. Stali na niskim, trawiastym wzniesieniu z widokiem na coś, co wyglądało jak fragment lasu połączony z otwartą przestrzenią porośniętą trawą, wysokimi piniami i wodospadem... i kilkoma ogromnymi tygrysami.
"O... mój..." Yao nie miał pojęcia, co powiedzieć. Ten widok był surrealny... jeden z najpiękniejszych w jego życiu. "Czy to jest bezpieczne?" zapytał wreszcie. Zdawali się być niesamowicie blisko zwierząt.
"Jest całkowicie bezpieczne. Ja obiecuję. Nie mogą nas tu dosięgnąć." Ivan poprowadził Yao na krawędź i spojrzeli w dól, na oszałamiające stworzenia leżące w słońcu. Tygrysy nawet na nich nie spojrzały. "Ja pomyślałem, że chciałbyś zobaczyć tygrysy!"
"To jest... one... wow. To jest niesamowite!" powiedział Yao.Naprawdę odnosił wrażenie, jakby stali pośrodku lasu, ale kiedy Yao rozejrzał się dookoła i zobaczył ogrodzenie, zdał sobie sprawę, że muszą być w zoo. Oczywiście... A jednak nigdzie nie było widać nikogo innego.
"One są syberyjskie. Rosyjskie tygrysy... jak ja, da?" Ivan uśmiechnął się z zadowoleniem, a Yao się roześmiał. "Niestety zagrożone wyginięciem. Bardzo piękne. Bardzo niebezpieczne."
"Jak ci się to udało?" zapytał Yao, patrząc z powrotem na tygrysy. Czuł niemal, jakby mógł wyciągnąć dłoń i ich dotknąć. "Ten obszar musi być strzeżony."
Ivan machnął zbywająco ręką. "Jestem przyjacielem zoo."
Yao uniósł brew. Ivan musiał być bardzo dobrym przyjacielem zoo, skoro dla niego zamknęli je całe i skoro wolno mu wejść do woliery tygrysów. "Cóż, muszę przyznać, nie spodziewałem się czegoś takiego." Rzucił okiem na Ivana i zobaczył, że ten patrzy nie na tygrysy, a na Yao. Ale przecież ciebie też nie oczekiwałem...
"Chodź, usiądź."
Yao obrócił się i zobaczył rozłożony za nimi koc, razem z poduszkami i ogromnym koszem piknikowym. To naprawdę nie jest to, czego się spodziewałem... Yao usiadł, a Ivan położył się koło niego, opierając się na łokciu. Wciąż mieli idealny widok na tygrysy.
"Wiesz, to musi być najbardziej wyjątkowa randka, na jakiej kiedykolwiek byłem. To znaczy, jeśli to w ogóle jest randka... i to wcale nie tak, że byłem na bardzo wielu, po prostu, no wiesz, chyba spodziewałem się restauracji, czy czegoś takiego, nie prywatnego wejścia do zoo i... to znaczy, to jest niesamowite, naprawdę, jak ci się to udało..." Oho, no i znowu... "Aru." Cholera! "Przepraszam," powiedział patrząc na swoje stopy.
Ivan zaśmiał się delikatnie. "Yao, jesteś najbardziej czarującym, zabawnym człowiekiem, jakiego ja kiedykolwiek spotkałem."
Wzrok rozszerzonych oczu Yao napotkał fioletowe, tak, jak pamiętał magnetyczne spojrzenie Ivana.
"Dlaczego jesteś zaskoczony? Głupiutki smok. Ja mam jeszcze jeden sekret."
"Masz?" Dlaczego nie to nie dziwi...
"Ja jestem także, jak to się mówi, mistrz gotowania," powiedział Ivan z migoczącymi oczami.
Usta Yao ułożyły się w malutki uśmiech. "Naprawdę?"
"Da. I na dzisiaj ja przygotowałem bardzo specjalne menu." Ivan podciągnął się do siadu i sięgnął pol koszyk piknikowy. Yao spojrzał na Ivana wyczekująco, kiedy ten otworzył go szerokim gestem, odsłaniając... rzędy kanapek. Yao wybuchnął śmiechem.
"Musisz powiedzieć mi, co sądzisz. Ty jesteś ekspert, da?" zapytał wesoło Ivan.
"Nie jestem ekspertem," zaśmiał się Yao, przysuwając się do koszyka i biorąc kanapkę.
"Ah, ale będziesz, ja jestem tego pewien." Ivan uśmiechnął się do niego szeroko. Yao wgryzł się w kanapkę. Masło orzechowe. Pokazowo przeżuwał ją w zamyśleniu. "Hmm... powiedziałbym, wyborna prezentacja, elegancka konstrukcja smaków... koniec końców, triumf kulinarny."
Ivan położył rękę na sercu i skłonił głowę. "Ja myślę, że mi pochlebiasz. Ja jednak obawiam się, że ja muszę przeprosić. Ja nie gotuję dużo. Ja potrafię zrobić tylko tyle."
"Cóż, tak naprawdę, są bardzo dobre," powiedział Yao. Myśl o Ivanie stojącym w kuchni i przygotowującym kanapki z masłem orzechowym była w pewien sposób przezabawna i ujmująca.
"Sprawiasz, że ja jestem szczęśliwy, kiedy to mówisz!" powiedział Ivan, sięgając po kanapkę. "Ja jestem pewien, że gotujesz lepiej!" Yao się zaśmiał. "Pokażesz mi?"
"Chcesz, żebym ci coś ugotował?"
Ivan z zapałem pokiwał głową. "Da. Mi by to się bardzo podobało."
"Cóż..." Yao wzruszył ramionami. "Czemu nie. W porządku. Co chcesz, żebym ugotował?"
"Ja zrobię ci wyzwanie. Ugotuj mi coś... tradycyjnego, rosyjskiego."
Yao prawie się zakrztusił. "Rosyjskiego? Ale... jeszcze nigdy wcześniej nie gotowałem nic rosyjskiego."
"Właśnie dlatego to będzie wyzwanie! Poradzisz sobie dobrze, ja to wiem." Ivan pokiwał głową z pewnością.
"Dobrze więc. Spróbuję."
Drugie spotkanie nie mogło bardziej różnić się od pierwszego. To mogła być najdziwniejsza chwila w życiu Yao - siedział przy wolierze tygrysów, jedząc kanapki z masłem orzechowym z mężczyzną, w którym bardzo szybko się zakochiwał, i to po uszy. Rozmawiali non-stop, więc czas mijał szybko. Ivan obiecał, że pewnego dnia oprowadzi Yao po Moskwie, a Yao obiecał to samo w Pekinie, co byłoby interesujące, zważając na to, że nie był tam od piętnastego roku życia. Yao opowiedział trochę więcej o swoich przyjaciołach, ale szybko zmienił temat, a Ivan opowiedział mu o trzech swoich bezcennych 'doradcach', jak ich nazywał.
"Raivis wydaje się być bardzo słodki," powiedział Yao, unikając wzmianki o Torisie. "Nie poznałem jeszcze Eduarda, widziałem go tylko przez chwilę, w tamtą noc... Wszystko już w porządku z tymi problemami z komputerem? Mówił coś o hakowaniu, albo..."
"Proszę, nie myśl o tym, Yao. To nie jest twoje zmartwienie." Głos Ivana stał się oziębły, a jego uśmiech opadł. Te oczy, które potrafiły być tak przerażające błysnęły, a Yao szybko spuścił wzrok, mamrocząc przeprosiny. Podniósł rękę, żeby nerwowo zgarnąć kosmyk włosów za ucho i podskoczył, kiedy dłoń Ivana ujęła jego. Kiedy podniósł wzrok, Ivan znów się uśmiechał. "To jest stary problem... rozwiążemy go."
Yao pokiwał głową i zmienił temat. "Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wszystko ci się udało. Jeszcze nigdy nie byłem tak blisko tygrysów."
"Następnym razem ja zabiorę cię zobaczyć smoki!"
Yao znów się uśmiechnął, czując, jak węzeł strachu zaczyna się rozwiązywać. "Wyobrażam sobie, że to byłoby raczej trudne."
"Ah, wystarczy znać odpowiednich ludzi." Ivan wciąż trzymał dłoń Yao, głaszcząc kciukiem jej wewnętrzną stronę.
"Więc gdzie trzyma się te smoki?" zapytał Yao drżącym głosem, mając nadzieję, że Ivan nie czuje, jak jego dłoń się trzęsie.
"To sekret."
"Rzeczywiście, jesteś pełen sekretów."
"Jeszcze tylko jeden... zamknij oczy," powiedział Ivan puszczając jego dłoń i zrywając się na nogi.
"Hm?" Yao patrzył na niego, zdezorientowany."
"Zamknij oczy!"
"Um, okej..."
"Nie podglądaj," powiedział oddalający się głos Ivana.
Yao siedział w oczekiwaniu, niepewny, czego się spodziewać. Po kilku minutach zaczął się niepokoić, ale poczuł, że na jego kolanach zostało położne coś miękkiego i ciężkiego. Kiedy jego oczy się otworzyły, niemalże pisnął. "O mój BOŻE!" krzyknął zaskoczony, z małym, pomarańczowym tygrysem poruszającym się na jego kolanach.
Ivan usiadł obok niego, trzymając kolejne kocię, które wierciło się, chcąc uciec. Ivan puścił je wolno, na trawę. "Poznaj najnowszych członków woliery tygrysów!"
"Wow... są nie do wiary. To jest niesamowite! Jak to możliwe, że ci na to pozwolono?" Yao zaśmiał się, kiedy dwa kocięta pełzły nad jego nogą. Starał się powstrzymać od chwycenia ich i przytulenia.
"Ja ci mówiłem, ja jestem przyjacielem zoo."
"Musisz być cholernie dobrym przyjacielem. One są przesłodkie!" Yao wciąż ledwo powstrzymywał się od pisku. Miał wielką słabość do wszystkiego, co urocze.
"Niemal tak przesłodkie jak ty, Yao!" Ivan uśmiechnął się szeroko. Małe kociaki wydawały się nie bać ich ani trochę. Chodziły po obu, Ivanie i Yao, ziewając i machając łapkami, i przewracając się na siebie nawzajem podczas zabawy.
"Mają cztery tygodnie. Urocze teraz... szybko staną się niebezpieczne." Ivan sięgnął i podrapał jednego kociaka za uchem.
"Ciężko jest to sobie wyobrazić, kiedy są takie maleńkie! Oh, jesteś najsłodszy na całym świecie, tak, właśnie ty!" Yao delikatnie głaskał małe tygrysy, wciąż całkiem oszołomiony. Wiedział, że to zoo ma dosyć dobrze znany program rozmnażania tygrysów. Jak Ivanowi w ogóle udało się uzyskać dostęp do dwóch małych kociąt, pozostało niezgłębioną tajemnicą.
Spędzili resztę popołudnia śmiejąc się i bawiąc z malutkimi tygryskami. Yao nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak rozradowany i zrelaksowany. Nie było już ani śladu po niepokoju... ciężko było myśleć o Ivanie jako o kimś strasznym, kiedy leżał na ziemi i łaskotał maleńkie kocię tygrysa.
Kiedy niebo zaczęło ciemnieć, Ivan odniósł kocięta z powrotem tam, skąd je wziął. Yao i Ivan rozmawiali jeszcze długo po tym, kiedy zapadła noc. Coraz łatwiej i łatwiej było mu spędzać czas z Ivanem. Kiedy byli tylko we dwójkę i Yao przestał się martwić, i wszystko analizować, zauważył, że czuje się dużo bardziej komfortowo, niż czuł się kiedykolwiek w ostatnim czasie. Ta delikatna granica niepokoju zdawała się zacierać. W jakiś sposób to było właściwe uczucie. Później, w limuzynie, siedzieli w ciszy przez całą drogę do domu, Yao opierał głowę na ramieniu Ivana, a ich dłonie były splecione. Yao zakochiwał się coraz bardziej i bardziej.
Wreszcie samochód podjechał pod budynek Yao, który niechętnie wypuścił dłoń Ivana. Ivan podążył za nim, kiedy ten wysiadł na chodnik. Yao wpatrywał się w niego, znów zagubiony w tych fioletowych oczach.
"Dziękuję za dzisiaj."
"Przyjemność jest po mojej stronie, Yao."
"Oh, proszę. Yao zdjął szalik i obwinął nim szyję Ivana. Jego dłonie pozostały tam trochę dłużej i nagle poczuł się przytłoczony, i zdolny do lekkomyślności. Zapominając się na krótką chwilę, Yao pociągnął za szalik, ściągając Ivana w dół, do siebie, i gwałtownie go całując. Yao potrzebował zaledwie sekundy, żeby odzyskać zmysły, ale Ivan odpowiedział prędzej. Jednym ramieniem chwycił Yao w talii, przyciskając do siebie jego ciało, kiedy wolną ręką głaskał go po włosach. Ivan całował Yao z głodem, przejmująco, a Yao jęknął zaskoczony siłą odpowiedzi Ivana. Zarzucając Ivanowi ramiona na szyję, Yao przycisnął się do niego tak blisko, jak tylko mógł. Przylgnął mocno do niego, z zawrotami głowy, prawie nie zauważając albo nie zwracając uwagi na to, że ledwo mógł oddychać. Ręce Ivana zjechały niżej na jego plecach, a Yao wreszcie przerwał pocałunek, oddychając gwałtownie, kiedy poczuł na dole, przy swoim brzuchu, coś nie do pomylenia. Zrobił się cały czerwony.
"Twoja osoba to dla mnie zbyt wiele, mały smoku," zaśmiał się Ivan, chociaż brzmiał na niemalże pozbawionego tchu.
"Ja... ja..." Co jest ze mną nie tak, że robię takie rzeczy na ulicy..? "Zobaczymy się później, prawda?"
Ivan ujął dłoń Yao i ucałował ją delikatnie. "Oczywiście, że tak."
"Do wi- do widzenia," udało się wyjąkać Yao, po czym wbiegł do budynku, czując się lekko oszołomiony. To było niesamowite, jak szybko popołudnie zdawało się minąć. Wszedł do swojego mieszkania czując, jakby lewitował i nie obchodziły go już te wszystkie rzeczy w kwestii Ivana, którymi wcześniej się martwił. Obchodziło go tylko następne spotkanie. Yao zdjął kurtkę, wyciągnął malutką figurkę Buddy z kieszeni i ucałował ją. Nie wiedział, czy to ona przynosiła mu szczęście, ale przyprowadziła do niego Ivana. A to było więcej, niż wystarczająco.
x-x-x-x-x
* Nie mam pojęcia, dlaczego powiedział "Good evening" o 15, ale to nie ja tu o tym decyduję
** Man vienmēr domāju, ka latviešu ir ļoti skaista valoda - Zawsze uważałem, że łotewski to bardzo piękny język
*** Liels paldies! Vai tu runā latviešu valodā - Dziękuję ci bardzo! Mówisz po łotewsku?
**** Nē, piedodied - Nie, przepraszam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top