Rozdział dziesiąty

Yao otaczały poduszki bardziej miękkie, niż kiedykolwiek. Wyciągnął prawe ramię i poczuł pod palcami przepastną przestrzeń pokrytą jedwabiem. Nie mógł być u siebie w domu. To łóżko było zdecydowanie zbyt wielkie. Więc gdzie był? Co się stało? Spróbował zrobić to samo z lewą ręką, ale powstrzymało go coś ciepłego i twardego. Zmarszczył brwi, uchylił jedną powiekę i zobaczył Ivana opierającego się na ramieniu i uśmiechającego się do niego. Ah. Oczywiście. Yao uśmiechnął się lekko i zabrał dłoń z klatki piersiowej Ivana. "Doberek."

"Dzień dobry, smoku!" Ivan brzmiał zdecydowanie zbyt radośnie, jak na tę porę dnia.

Yao rozejrzał się rozmazanym spojrzeniem po sypialni, którą pamiętał ze swojej ostatniej wizyty w domu Ivana. Z pewnością nie pamiętał za to wchodzenia tu poprzedniego wieczora. Naprawdę musiał przestać już przyjmować cały ten alkohol od Ivana, bo to zawsze kończyło się w ten sposób. "Zasnąłem."

"Tak."

"Boli mnie głowa."

"Ja myślę, że to wódka."

Yao próbował sobie przypomnieć. Wino... wódka... stół do bilarda... wódka... Ivan...stół do bilarda... kanapa... Oh, no tak. Policzki Yao zapłonęły, kiedy wydarzenia poprzedniej nocy zalały  jego myśli. Nie był pewien, co powinien czuć. Zawstydzenie, niedowierzanie i przede wszystkim satysfakcja obecnie rywalizowały o główną rolę. Ale jak w końcu znalazłem się w łóżku Ivana... Zagubiony w swoich myślach i wciąż na wpół niedobudzony, przestraszył się, kiedy Ivan wyciągnął rękę i wielką, ciepłą dłonią odgarnął włosy Yao z jego czoła. "Jesteś piękny o poranku, Yao." Kiedy Ivan nachylił się do niego, a oddech Yao trochę przyspieszył, nareszcie udało mu się zobaczyć zza ramienia Ivana zegarek z czerwonym wyświetlaczem, stojący na stoliku nocnym. Dziesiąta rano. Jego żołądek się zacisnął.

"Cholera, szlag, niech to, powinienem być w pracy!" Yao z histerią wystrzelił do góry, zderzając się z czołem Ivana. Wszystko na chwilę zalała ciemność. Kiedy znów mógł widzieć, pomimo zawrotów głowy, na powrót leżał na poduszkach, a Ivan się nad nim nachylał, wyglądając jednocześnie na zmartwionego i lekko rozbawionego.

"I właśnie to mi się przytrafia, kiedy ja próbuję cię pocałować," powiedział Ivan, kręcąc głową. "Jest w porządku, tak?"

"Ja, tak, um, oh," powiedział Yao. Ivan zawsze zaskakiwał go czymś takiem, kiedy nie był na to gotowy. Miało to także wpływ na jego umiejętność budowy zdań. Pocierając głowę, modlił się, żeby łóżko pochłonęło go w całości. "Przepraszam, aru..."

"Przestań przepraszać, tak? Nie ma powodu, żebyś przepraszał. Więc... ja mogę cię teraz pocałować?" Ivan był półnagi, z nieułożonymi włosami i znajomym uśmiechem, i ciepłem, i zmierzwiony od snu, i znów jego widok spowodował, że mózg Yao zaczął się roztapiać. Czy mógłby odmówić? Tylko że...

"Ale, mój oddech, ja..."

"Głupiutki smok." Ivan nachylił się i przycisnął swoje usta do tych Yao. Yao natychmiast zapomniał o wszystkim, poza ustami Ivana, jego ciepłem i jego zapachem. Ivan jedną ręką pogłaskał bok Yao, a drugą delikatnie głaskał jego kark. Yao lewitował, spadał.... to uczucie bycia otoczonym przez Ivana było odurzające. Yao niemalże dał się sobie ponieść, ale w ostatniej sekundzie odsunął się niechętnie.

"Czekaj, naprawdę muszę iść, pracuję..."

"Nie dzisiaj," szept Ivana posłał dreszcz po jego skórze i Yao wbrew sobie poddał się. W końcu po co iść do pracy, skoro mógł leżeć tu, w tym wielkim, miękkim, wygodnym łóżku, z wczesnym światłem poranka przezierającym przez zasłony i ramionami Ivana wokół niego. A poza tym, nie miał samochodu, ani nawet czystego ubrania. Yao z łatwością przekonał siebie, by oprzeć się o miękkie poduszki, zamykając oczy i oddychając znajomym, uspokajającym zapachem Ivana, opierając się o jego klatkę piersiową. Jednakże jego radosne westchnienie szybko zmieniło się w jęk niezadowolenia, kiedy usłyszał zdecydowanie zbyt znajomy i irytujący dźwięk. Otworzył oczy i spojrzał na swój telefon leżący na stoliku nocnym i dzwoniący uporczywie.

"Wybacz." Yao sięgnął po telefon, odrzucił przychodzące połączenie i natychmiast zaczął nagrywać nową wiadomość sekretarki poczty głosowej. "Dzień dobry, tu Yao. Obecnie jestem w łóżku z Ivanem Bragińskim i nie życzę sobie, by mi przeszkadzano. Proszę skierować wszelkie komentarze, pytania i wyrazy histerii na pocztę głosową, bym mógł usunąć zawierające je wiadomości w dogodnym dla mnie czasie. Życzę miłego dnia!" Yao rzucił telefon na podłogę, obrócił się z powrotem i zarzucił ramiona na Ivana. To było zupełnie nie w jego stylu. To było fantastyczne. Ivan się zaśmiał.

"Jesteś dziś rano innym Yao. Ja lubię tego Yao."

Yao uśmiechnął  się szeroko, całkiem zadowolony z siebie. "Ja też go lubię." Ten brak odpowiedzialności był całkiem niezłą zabawą.

"Ale ja kocham mojego Yao tak czy siak," powiedział Ivan, całując Yao w czoło. Yao znieruchomiał, niepewny, czy dobrze usłyszał, ani jak odpowiedzieć. Spanikował i szybko zmienił temat.

"Um. Podoba mi się twoja pościel. Czy to jedwab? Jedwabna pościel jest podobno bardzo dobra dla włosów. Aru." Ivan przez chwilę tylko patrzył na niego, po czym jedynie potrząsnął głową i uśmiechnął się z rozbawieniem.

"Jednak nie taki inny, Smoku."

.

Oczy Yao powoli się otworzyły. Nie był pewien, kiedy z powrotem zasnął. Poranek minął we mgle* zadowolenia i rozkoszy, aż stracił poczucie, ile czasu leżał z Ivanem, z ramionami wokoło siebie nawzajem, rozmawiając o niczym, kiedy pokój stopniowo się rozjaśniał. Teraz zasłony były rozsunięte, a jasne słońce, będące już wysoko na niebie, wpadało przez szerokie okna. Przewracając się na bok i przeciągając, Yao sięgnął po Ivana, ale okazało się, że poza nim, łóżko było puste. Czując się dziwnie samotnie, rozejrzał się po pokoju i zobaczył Ivana otwierającego szufladę komody, odwróconego plecami do łóżka. Oczy Yao natychmiast rozszerzyły się i niemalże krzyknął. Szerokie plecy Ivana były pokryte wielkim czarnym tatuażem krzyża, otoczonego różnymi symbolami, słowami i obrazkami, zapełniającymi skórę od jego karku, do pasa. Yao zamrugał z niedowierzaniem. Jak mógł nigdy nie zauważyć czegoś tak dużego, tak oczywistego? Jasne, widział Ivana bez koszulki tylko raz i nie z tyłu... ale sama wielkość i przekaz tego tatuażu był przytłaczające. Nagle został pozbawiony tego widoku, kiedy Ivan założył białą koszulę z kołnierzykiem.

Sam nie wiedząc dlaczego, Yao szybko zamknął oczy, kiedy Ivan zaczął się odwracać. Odgłos kroków Ivana zbliżył się i zatrzymał przy łóżku. Yao niemalże wstrzymywał oddech, starając się go kontrolować, kiedy poczuł delikatny pocałunek w czoło, razem z falą ciepłego zapachu Ivana. Ale to szybko się skończyło, kroki się oddaliły, a drzwi zamknęły. Yao odetchnął głęboko, otworzył oczy i wgapił się w sufit.

Ivan powiedział, że go kocha. Plecy Ivana były pokryte czymś, co prawdopodobnie było wielkim tatuażem związanym z mafią. Nie odpowiedziano na jego pytania, ale Yao myślał, że miał swoje odpowiedzi. I nie był całkiem pewien czy go to obchodziło, ani czy to było mądre. Kręciło mu się w głowie, kiedy wstawał z łóżka. Ivan był członkiem mafii. Ivan go kochał. Jedno z tych stwierdzeń całkowicie przeważało to drugie.

Po szybkim przejrzeniu się w lustrze i ostrożnym sprawdzeniu, czy wciąż miał swojego Buddę w kieszeni, Yao wyszedł przez drzwi, obrócił się i uderzył prosto w kogoś, kto akurat spieszył korytarzem. Z zaskoczeniem zatoczył się do tyłu, a papiery, unosząc się przez chwilę w powietrzu, opadły burzą na podłogę. Ledwo zdoławszy ustać na nogach, podniósł wzrok i zobaczył Eduarda, stojącego niezręcznie i wyglądającego na tak zszokowanego, jakim czuł się Yao. Yao natychmiast uklęknął, żeby pozbierać papiery. "Przepraszam. Pomogę..."

"Nie." Yao zatrzymał się słysząc surowy ton Eduarda. "To znaczy, nie trzeba, naprawdę. Dziękuję, Yao." Yao wstał powoli i patrzył z dezorientacją, jak Eduard sam zbiera wszystkie kartki. Wstał wreszcie, układając je wszystkie razem, przyglądając się Yao od góry do dołu. Yao czekał z niepokojem. Tak naprawdę jeszcze nigdy nie rozmawiał z Eduardem. Nie miał pojęcia, jaki on był... miał tylko nadzieję, że był bardziej jak Raivis, niż jak Toris. "Przepraszam," mówił dalej Eduard. "Mogę nazywać cię Yao? Raivis cię tak nazywa i przypuszczałem..." Eduard pozwolił zdaniu zawisnąć w powietrzu bez zakończenia.

"Oh, tak. Proszę, tak wolę."

"Oh, dobrze. Więc." Eduard odchrząknął, spojrzał na drzwi do sypialni, a potem na swoje stopy. "Dzień dobry, Yao, czy może już jest popołudnie... Dobrze ci się spało, prawda?" Eduard wiedział, że Yao spał w sypialni Ivana. Policzki Yao zapiekły.

"Tak, dziękuję."

"Dobrze, dobrze." Eduard przestąpił z nogi na nogę. Wydawał się czuć niesamowicie niekomfortowo. Yao nie potrafił nie czuć tego samego. Po długiej przerwie Eduard wziął wreszcie głęboki oddech i mówił dalej. "Przypuszczam, że Raivis czeka na dole, żeby zabrać cię do domu. Życzę przyjemnego dnia." Zaczął wymijać Yao, ale ten przesunął się, by go powstrzymać, niemalże zaskakując samego siebie.

"Poczekaj, przepraszam, ale masz może jakiekolwiek pojęcie, gdzie może być Ivan?" Yao nie był pewien, czy nie powinien był pożegnać się z Ivanem, zanim ten wyszedł. Po prostu nie miał pojęcia, jakie było stosowne zachowanie w takich sytuacjach. Nigdy w takiej nie był.

"Przypuszczam, że został wezwany na awaryjne spotkanie. Jestem pewien, że niedługo się z tobą skontaktuje." Odpowiadając, Eduard patrzył prosto przed siebie. "Dobrego dnia, panie Wang." Postawił kilka kroków, po czym zatrzymał się powoli. "Yao."

"Tak?"

"Powiedz mi prawdę, jeden raz, i już nigdy cię nie zapytam. Nie znasz generała Mroza?"

"Nie," odpowiedział Yao, zbity z tropu.

"Nie znasz Natalii?"

"Nie!" Dlaczego Eduard miałby tak pomyśleć?

"Jak przedostać się przez rządową wielopoziomową zaporę inspekcji zablokowaną głównym kodem kombinacyjnym 3405G systemu głównodowodzącego?"

"Ja... um..." Teraz czuł się zagubiony. "Proszę?"

Eduard odetchnął głęboko. "Dokładnie tego się spodziewałem. Więc w takim razie naprawdę go lubisz, czyż nie? Ivana?"

"Lubię." Czy to nie jest oczywiste?

Eduard potrząsnął głową. "Ludzie nigdy nie przestają mnie zaskakiwać." Odszedł w dół korytarza, zostawiając Yao całkiem zdezorientowanego. Ale z drugiej strony zaczął już przyzwyczajać się do tego uczucia. Westchnął i skierował się schodami w dół.

.

Yao wszedł do budynku dokładnie w momencie, kiedy Alfred wychodził przez drzwi swojego mieszkania. Yao skrzywił się i chciał minąć go w pośpiechu, ale było za późno.

"Woah, Yao!" powiedział Alfred, zastępując Yao drogę. "To jest dla ciebie za czas?"

Yao na krótką chwilę zamknął oczy. Nie był w nastroju, żeby się z tym męczyć. "Czternasta. Dzień dobry. Idziesz do pracy, tak? Lepiej się pospiesz, spóźnisz się. Do widzenia, Alfredzie. Um. Przesuń się, proszę."

Alfred się nie poruszył, ale zmierzył Yao od stóp do głów spojrzeniem spod przymrużonych powiek. "Nie wróciłeś wczoraj na noc do domu."

"Nie. Nie wróciłem. Nie, żeby to był twój interes."

Oczy Alfreda rozjaśniły się ze zrozumieniem. Yao przeklął w myślach. "Znowu byłeś u tego Rosjanina, wiem to! Masz ten taki - zdezorientowany, szczęśliwy, trochę skacowany wygląd."

Yao wzruszył lekko ramionami. "Tak, to jest całkiem niezłe wyjaśnienie." Udało mu się wyminąć Alfreda i skierować w górę schodów. Alfred krzyknął za nim.

"Już mi się nie wydaje, żeby on był szpiegiem, wiesz."

"Serio?" odpowiedział Yao, histerycznie grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu klucza i wpychając go w zamek.

"Wiesz, co myślę? Wydaje mi się, że jest w jednym z tych, jak to było, tych rosyjskich gangów, z kanału o śledztwach kryminalnych."

Yao zatrzymał się w połowie otwierania drzwi. Nikt na pewno nie wspominał o tym Alfredowi... "Alfredzie."

"Ta?"

"To jest po prostu najbardziej niedorzeczna rzecz, jaką w życiu słyszałem." Yao z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi.

Przez następne dni, po głowie Yao krążyły te same myśli. Wydawało się, że wszyscy uważają Ivana za niebezpiecznego. Ludzie się go bali... a nawet byli nim przerażeni. Sam Yao czasem był przerażony tym mężczyzną, pomimo tego, że nie zawsze potrafił powiedzieć dlaczego. A jednak był słodki, delikatny i tak cholernie seksowny, że Yao zawsze to rozpraszało. Ledwo mógł skoncentrować się na pracy. Wciąż myślał tylko o Ivanie. Wciąż zastanawiał się, czego Ivan może od niego chcieć; czuł, że był o wiele zbyt nudny i zwyczajny, żeby zainteresował się nim człowiek.

Nie zastanawiał się nad tym, czym zajmuje się Ivan. Pomimo, że był tego pewien, stanowczo spychał to na dalszy plan, by nie musieć się tym martwić. Naprawdę martwiły go natomiast reakcje jego przyjaciół. Z pewnością nie relacjonował Arthurowi i Alfredowi najnowszych rewelacji, głównie dlatego, że obawiał się, że Alfred dokona samoaresztu na Ivanie. Yao nie wiedział, co Francis usłyszał od Gilberta i Antonia, ale ten do tej pory był zaskakująco taktowny i nie przywoływał tematu zawodu Ivana, chociaż z wielką radością wypytywał o wszystko inne. Czasami Feliciano gapił się na Yao przez chwilę, piszczał i zaczynał bełkotać coś o Ivanie i szpikulcu do cięcia lodu, co Yao postanowił z premedytacją ignorować. A Kiku rzadko kiedy z nim rozmawiał, wciąż złoszcząc się, że siedział w tamtym samochodzie przed bramą Ivana do drugiej w nocy.

Do tej pory Yao niemalże zdążył przyzwyczaić się do niespodzianek ze strony Ivana. Więc kiedy jednego popołudnia wrócił z pracy i przy swoich frontowych drzwiach znalazł czarny smoking w garniturowym pokrowcu, praktycznie się tym nie przejął. Po prostu wziął go i otworzył drzwi. Niecałe dziesięć sekund później zadzwonił jego telefon. "Cześć, Ivanie."

"Dzień dobry, Yao! Podoba ci się twój nowy garnitur? Powinien pasować ci idealnie."

Yao bezskuteczne starał się ignorować efekt, jaki wywierał na nim głos Ivana. "Powinienem spytać, na jaką okazję mam go założyć, czy przypuszczać, że powiesz mi, że to niespodzianka?" zapytał, przerzucając garnitur przez oparcie kanapy i kierując się w stronę sypialni, by zmienić robocze ubrania.

"Głupiutki smok. Proszę, ubierz swój strój teraz. Ja będę odbierał cię za połowę godziny."

Yao zatrzymał się wpół kroku. "Za pół godziny? Tyle czasu mi dajesz?"

"Musimy być na miejscu o dziewiętnastej."

Yao spojrzał na zegar wiszący na ścianie. "Ale jest dopiero czternasta trzydzieści!"

"Zobaczymy się niebawem, Yao!"

.

Balon na gorące powietrze to było jedno. Prywatny odrzutowiec to całkiem inna sprawa.

"Um... naprawdę?" zapytał Yao po raz trzeci. "Naprawdę jesteś właścicielem tego samolotu?"

"Tak, Yao. I nie, nie spadnie z nieba jak wielka kulka z ognia. Proszę wejść teraz na pokład." Ivan trzymał dłoń Yao, stojąc na drabinie prowadzącej do czarnego odrzutowca. Yao udało się dojść do połowy, zanim jego nerwy znów wzięły nad nim górę i stanął nieruchomo, ściskając poręcz niemalże tak mocno, jak ściskał palce Ivana.

"Nie możemy pojechać?" zapytał Yao błagalnie.

"Moglibyśmy, da, ale nie będziemy na czas. Samolot jest dużo szybszy."

"Nie lubię latać," powiedział Yao z walącym sercem. Ciekawiło go, czy Ivan zapomniał już o incydencie z balonem. Ivan tylko się zaśmiał.

"Ja obiecuję, nawet tego nie zauważysz, da?" Ivan delikatnie pogłaskał dłoń Yao, jego bark, i obwinął go ramieniem w talii, po czym przyciągnął jego ciało blisko swojego. Serce Yao przyspieszyło jeszcze bardziej.

"Nie zauważę?" zapytał Yao z niedowierzaniem.

"Myślisz, że z jakiego innego powodu ja mam prywatny samolot?" Ivan uśmiechnął się konspiracyjnie. "Ja sprawię, że zupełnie zapomnisz o lataniu." Nachylił się i szepnął Yao do ucha, posyłając po jego kręgosłupie gorący dreszcz. "Ja sprawię, że zapomnisz o wszystkim."

Oczy Yao zwęziły się, a potem rozszerzyły. Ohhhh. Poczuł, że jego policzki robią się czerwone. Spojrzał we fioletowe, przenikliwe oczy Ivana i ostrożnie poddał się jego dotykowi. "W porządku. jeszcze tylko jedno."

"Hmm?"

"Nie wydaje mi się, żebym potrafił puścić poręcz."

Ivan zaśmiał się i delikatnie oddzielił palce Yao od metalowej powierzchni. "Głupiutki smok."

.

Kiedyś Yao nigdy nie uwierzyłby sobie, że będzie tęsknił za jakimkolwiek lotem. Ale kiedy wreszcie zauważył, że wylądowali, czuł się naprawdę rozczarowany, nawet podczas prostowania kołnierzyka i uspokajania oddechu. Ivan miał rację. Yao zapomniał, że leciał. Z niczym więcej, niż ustami i dłońmi Ivan sprawił, że Yao niemalże zapomniał też jak się nazywa. Już po krótkiej jeździe limuzyną, która nie była ani trochę tak rozpraszająca jak lot, wreszcie byli na miejscu. Lekko niestabilnie, Yao wysiadł z samochodu na ulicę z dezorientacją, nie rozpoznając jeszcze, gdzie byli. Nie kłopotał się pytaniem Ivana, dokąd zmierzają. Wiedział, że ten by mu nie powiedział. Ale już po przejściu kilku kroków, wzrok Yao padł na szklaną tabliczkę wiszącą na ścianie, na której napisane były słowa Carnegie Hall*. Zmrużył oczy, by przeczytać ponownie. "O mój boże. Przyleciałeś ze mną do Nowego Jorku."

Ivan zaśmiał się radośnie. "Tak. Yao, czy wiesz, czego potrzeba, żeby dostać się do Carnegie Hall?"

"Najwidoczniej kilka limuzyn i prywatnego odrzutowca."

Ivan znów się zaśmiał. "Chodź, smoku." Ivan wziął Yao za dłoń i poprowadził go przez wejście do  teatru. Yao spojrzał na ich złączone ręce i poczuł się po części zadowolony, po części zaniepokojony. Nie był za bardzo przyzwyczajony do chodzenia za rękę z innym mężczyzną w miejscu publicznym. Ale z drugiej strony, nie wyobrażał sobie, żeby ktoś próbował robić z tego jakiś kłopot po spojrzeniu na Ivana. Jednak, kiedy się rozglądał, Yao był zaskoczony, jak bardzo niewiele osób było tak naprawdę w budynku. Większość wydawała się być pracownikami, którzy spoglądali ukradkowo na Ivana, po czym szeptali między sobą z podekscytowaniem. Żołądek Yao ścisnął się nerwowo. Pracownicy zdawali się rozpoznawać Ivana, a ich reakcja wydawała się być trochę dziwna. Wyglądali niemal na pełnych podziwu. Yao nie miał wiele czasu, żeby się nad tym zastanowić, zanim Ivan wprowadził go do wielkiej głównej sali, która, zaskakująco, była pusta. 

"Dziwne, jesteśmy tu pierwsi," powiedział Yao, kiedy szli w kierunku swoich siedzeń - środek, piąty rząd. Idealny widok... przynajmniej dopóki ktoś nie usiądzie tuż przed nami. Yao usiadł i znów rozejrzał się po wielkim, wysokim, całkowicie pustym audytorium. "Jesteś pewien, że jesteśmy w odpowiednim miejscu?"

Ivan uśmiechnął się radośnie. "Oh, tak."

To wszystko było trochę przytłaczające. Zaledwie kilka godzin wcześniej, Yao wracał z pracy do domu... teraz siedział w pustej sali koncertowej w Nowym Jorku, w całkiem nowym i raczej niewygodnym smokingu, nie mając nawet pewności, na co dokładnie czeka. Yao sięgnął do kieszeni, by dotknąć swojego szczęśliwego Buddy, ale poczuł, że Ivan chwycił jego dłoń. Ścisnął ją uspokajająco.

"Proszę, nie bądź zmartwiony."

"Ja się nie..."

"Tak, martwisz."

Słowa zamarły Yao na ustach. Jak Ivan mógł tak szybko wszystko załapać? Yao znał się z Ivanem zaledwie od kilku tygodni, a jednak czasem odnosił wrażenie, jakby to trwało całą wieczność. Było to trochę dezorientujące, ale ponadto - cudowne. Yao próbował pozwolić swojemu niepokojowi zniknąć, podczas gdy siedzieli ze złączonymi dłońmi, czekając na bóg wie co. Do sali wciąż nikt nie wchodził. Na scenie, pomimo braku ludzi, ustawione były krzesła i stojaki na instrumenty, i bębny, i stanowisko dyrygenta. Yao nie wiedział wiele o muzyce, ale to nie było trudne do rozszyfrowania. "Zabrałeś mnie tak daleko, do Nowego Jorku, na koncert?"

"To jedna z najlepszych orkiestr na świecie. A ja zawsze wybieram to, co jest najlepsze." Po twarzy Ivana przemknął nieprzenikniony uśmiech. Serce Yao przyspieszyło. Nagle scena prawie zupełnie przestała go obchodzić. Był skupiony jedynie na Ivanie. Yao czuł, jak coś przyciąga do niego każdą jedną cząsteczkę jego ciała. Był już niemal przyzwyczajony do tych chwil zatracenia w fascynacji Ivanem. Ale jego uwagę przyciągnęła orkiestra wchodząca na scenę. Yao zamrugał zdezorientowany, rozejrzał się raz jeszcze po sali i wreszcie zrozumiał.

"Zarezerwowałeś całą salę?"

Ivan wyglądał na zdecydowanie za bardzo zadowolonego z siebie. "Dyrygent, on jest mi winien przysługę. I ja nienawidzę ludzi, którzy kaszlą podczas występu. Dużo milej oglądać samemu, nie sądzisz?"

Yao naprawdę nie powinien być już zdziwiony. Ale poważnie... "Ale... ale nie możesz po prostu zarezerwować całej Carnegie Hall!"

Ivan pokiwał głową. "Ja wiem, nie idealnie. Bardziej ja wolałbym zabrać cię do Teatru Maryjskiego, ale Sankt Petersburg jest bardzo daleko. Następnym razem, da?" Salę nagle wypełniły odgłosy strojenia instrumentów.

Yao sam nie wiedział, czy ma się śmiać. Oczywiście, był całkowicie zszokowany... ale w głębi czuł też ogromne szczęście. Siedział jedynie w ciszy, wśród trwających nadal pozbawionych harmonii dźwięków przygotowującej się orkiestry. Przez chwilę zastanawiał się, co muzycy na scenie sądzą o występowaniu przed zalewie dwoma osobami.

"Czy wiesz, sam Czajkowski dyrygował podczas otwarcia tej sali w 1891."

Yao potrząsnął głową, przyglądając się Ivanowi wpatrującemu się w scenę z podekscytowaniem. "Nie, nie wiedziałem tego."

"Ta orkiestra, ona jest rosyjska. Najlepsza na świecie. A to, co oni będą grali, to moja ulubiona symfonia."

"Tak?"

"Tak. Jest bardzo piękna. Jak wszystkie dzieła Czajkowskiego, opowiada historię." Ivan odwrócił się i posłał Yao uśmiech, a Yao zdał sobie sprawę, że znów jest jak zaczarowany spojrzeniem Ivana. Ostatnie dźwięki strojenia instrumentów powoli cichły.

"Jaką historię opowiada?"

Ivan zastanawiał się przez chwilę, jakby szukając odpowiednich słów, by to opisać. "Taką o miłości. I desperackiej tęsknocie. O pragnięciu czegoś tak bardzo, ale niemożności otrzymania tego. O świadomości, że coś jest złe, ale nie przejmowaniu się tym. O stracie i tragedii, i pełnej nadziei radości, ale końcowemu zniszczeniu. Ale o miłości. Zawsze o miłości."

Yao poczuł, jak zapiera mu dech. Słowa Ivana dotknęły go, wstrząsnęły nim, zniszczyły go. Nie wiedział, co myśleć. Co dokładnie Ivan opisywał? Orkiestra skończyła się stroić, a w sali zapadła martwa cisza. Yao ciężko przełknął ślinę i wreszcie odpowiedział. "To brzmi rosyjsko." Mógłby kopnąć samego siebie. Ale Ivan po prostu się zaśmiał.

"Tak, smoku, to bardzo prawdziwe." Pierwsze nuty popłynęły ze sceny, rozpoczynając muzykę, a Ivan uniósł palec do ust. "Ale słuchaj, przekonasz się."

Dłoń Ivana znów ścisnęła tę Yao. Yao próbował skupić się na muzyce, ale przyłapał się na patrzeniu kątem oka na Ivana. Więc Ivan miał w rękach wystarczającą moc, by zarezerwować całą salę koncertową razem z najlepszą orkiestrą świata na własny, prywatny pokaz. Miał limuzyny w, jak się wydawało, każdym mieście, które odwiedzał. Miał swój własny odrzutowiec. Miał służących, którzy byli nim przerażeni, siostrę, która go dźgnęła i łamała ludziom palce i znajomego po fachu, który był po prostu najbardziej przerażającą istotą ludzką, jaką Yao kiedykolwiek spotkał. Był też czarujący, zabawny i sprawiał, że Yao czuł, że żył, najbardziej w całej swojej historii.

Z dłonią wciąż splecioną z tą Ivana, Yao zmusił się, żeby patrzeć na scenę i słuchać muzyki. Na początku była bardzo powolna i nie wydawała się zbyt interesująca. Po prostu kilka różnych instrumentów grających kilka różnych nut. Był niemalże znudzony, czekając, aż coś się stanie. Ale wtedy stała się głośniejsza, bardziej dramatyczna, i niemalże zdawała się zaczynać do czegoś prowadzić. A kiedy te piękne melodie splotły się w muzykę, Yao poczuł, jak zapiera mu dech. Niemal zapomniał o dłoni Ivana, chociaż cały czas wracał do uczucia, jakie wywoływał, kiedy siedział obok niego, dotykał go, otaczał. Nie wiedział wiele o muzyce klasycznej, ale czuł to, co opisywał Ivan, tę tragedię i miłość, i desperackie, niezaspokojone pragnienie. I to wszystko naprawdę miało sens. Rzeczywiście brzmiało rosyjsko. I brzmiało pięknie, brzmiało właściwie, brzmiało jak Ivan. To było nie do opisania.

Podczas gdy muzyka wypełniała puste audytorium, Yao czuł, jak go przyciąga, otacza, jak jego ciało odpowiada na rytm i każdą nutę. Wcześniej nie wiedział, co sądzić o słowach Ivana. Ale w jakiś sposób, teraz już wiedział. O świadomości, że coś jest złe, ale nie przejmowaniu się tym. To zdawało się być idealnym opisem. Yao wiedział gdzieś w głębi, chociaż to odtrącał, że to był zły pomysł. Wiedział, że to źle się skończy. Słyszał, co mówili jego przyjaciele, słyszał, co mówił Toris, widział wszystkie te ostrzeżenia i je rozumiał. Ale się tym nie przejmował. Strata i tragedia. Pełne nadziei szczęście. Końcowe zniszczenie. Prawdopodobnie będzie skrzywdzony. A jednak, z jakiegoś głupiego powodu, Yao z chęcią ryzykował to wszystko, jeśli tylko mógł spędzić dzięki temu kilka chwil z Ivanem. Kiedy doszedł do takiej konkluzji? Kiedy zdecydował, że to jest w porządku?

Pod koniec ostatniej części, Yao był zaskoczony tym, że ma gulę w gardle. Nie był w stanie nawet klaskać, niemalże znieruchomiały, przykuty do siedzenia. Więc, kiedy orkiestra schodziła ze sceny, jedynie siedział w ciszy. Muzycy zachowywali się zupełnie profesjonalnie - tylko dyrygent zatrzymał się i ukłonił lekko Ivanowi, po czym także wyszedł. Po długiej ciszy, Ivan wreszcie się odezwał. "Co myślisz?"

Yao miał nadzieję, że uda mu się odpowiedzieć poprawnie. "To było... niesamowite. Było piękne, tylko, że bardzo smutne. Muzyka brzmiała, jakby po coś sięgała, ale nie mogła tego do końca uchwycić." Yao przygryzł wargę, zastanawiając się, czy trafił z odpowiedzią. "Przepraszam, nie wiem zbyt wiele o muzyce klasycznej. Mam nadzieję, że to miało sens." Wreszcie podniósł wzrok i zobaczył, że Ivan z uwagą odwzajemnia spojrzenie.

"Idealnie, smoku."

.

Yao nie był ani trochę wystraszony, kiedy wchodził na pokład samolotu za drugim razem. Był nawet w stanie wyjrzeć przez okno, kiedy świetlne punkciki stawały się mniejsze i mniejsze... chociaż cały czas lgnął do ramienia Ivana. W końcu oparł się i ziewnął. Uśmiechnął się do Ivana. "Wybacz. To był długi dzień." Koncert był zbyt emocjonalny, zdecydowanie zbyt wyczerpujący. Było za wiele aspektów do przemyślenia. Teraz Yao chciał tylko zapomnieć o tym wszystkim, cieszyć się obecnością Ivana i spróbować zrelaksować. Na szczęście Ivan zdawał się czuć tak samo.

"Nie wyglądasz na zmartwionego, Yao. Czy nie potrzebujesz, żeby odwrócić twoją uwagę od niektórych rzeczy?" Ivan puścił mu oczko, a Yao się zaśmiał.

"Cóż. Jestem trochę zaniepokojony... może to nie jest taki zły pomysł."

Ivan pochylił się i pocałowali się czule; dłoń Ivana była ciężka, ale delikatna. Yao nigdy nie spodziewał się, że mógłby czuć się bezpiecznie w samolocie. Sprawy szybko postąpiły na przód i Yao znów zatracił się w Ivanie. Na szczęście podłokietniki luksusowego odrzutowca z łatwością można było opuścić, więc Ivan i Yao rozłożyli się na szerokich siedzeniach, splątani ze sobą. "Wiesz, Yao, ty wciąż jesteś mi coś winien," powiedział Ivan ciepłym i chropowatym głosem przy szyi Yao.

"Tak?" udało mu się odpowiedzieć po wzięciu głębokiego oddechu. Usta Ivana posyłały po jego kręgosłupie dreszcze, aż do palców u stóp. Jego dłonie wbijały się w ramiona Ivana i ledwo zauważał miarowy ryk silnika, czy lekkie turbulencje. Yao wreszcie znalazł sposób, by latać nie mając ataku paniki.

"Nasza gra w bilard. Nigdy nie odebrałem swojej nagrody." Usta Ivana powędrowały w górę i Yao wziął gwałtowny wdech, kiedy ten przygryzł jego ucho.

"Co? Właśnie, że tak, a nawet kilka razy..." Yao poczuł, jak jego twarz płonie na wspomnienie popołudnia w samolocie. Na razie sprawy postępowały w kierunku powtórki z rozrywki.

"Nie tylko to, mój smoku. Dotyk jest bardzo dobry, bardzo fajny. Ale jest też coś więcej." Ivan sięgnął dłonią niebezpiecznie nisko, a Yao poczuł się jednocześnie lekko oburzony i bardzo podniecony, kiedy Ivan zjechał sporo poniżej góry jego spodni. Czy on może mówić o... Wtedy dłoń Ivana przesunęła się dalej, a Yao niemalże spadł z siedzenia. "Co myślisz o tym?" zapytał Ivan, w jakiś sposób brzmiąc jednocześnie radośnie i niesamowicie uwodzicielsko.

Yao niemalże czuł, jak jego mózg, jego kości i jego stanowczość się topią, pomimo tego, że jego ciało znieruchomiało. Ta panika, którą do tej pory zdołał powstrzymywać, podniosła się w jego klatce piersiowej razem z bardzo wyraźnym wspomnieniem tamtego wieczora, na tamtej kanapie, na początku tygodnia. I rozmiar jego... Yao szybko przerwał ten tok myślenia. "Um. Będę musiał ci się odpłacić."

x-x-x-x-x

* Jeśli ktoś nie wie, Carnegie Hall wygląda tak:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top