Rozdział drugi
Wybaczcie mi, że tak późno, ale, cóż, nastąpiła potrzeba natychmiastowego wprowadzenia gruntownych zmian, a zajęło mi to dużo więcej czasu, niż się spodziewałam, bo 5 godzin to całkiem sporo (jedna osoba zdążyła uznać mnie za martwą i zaplanować mój pogrzeb xdd)
A potem jeszcze miałam problemy z opublikowaniem, bo mój internet jest głupi ಥ‿ಥ
x-x-x-x-x
Krótki spacerek, zakręt w boczną uliczkę i dozę zimnej rzeczywistości później, Yao zaczął zastanawiać się, czy to może to wino sprawiło, że podjął tak niecharakterystyczną dla siebie decyzję. Zdecydowanie nie czuł się tak pewny siebie, jak kilka chwil temu. Podniósł wzrok na mężczyznę idącego koło niego i zobaczył, że ten odwzajemnia spojrzenie. Yao szybko odwrócił wzrok.
"Czy wiesz, na twojej szyi jest serpentyna." Ten ciężki rosyjski akcent był bardzo radosny, a jednak za jego sprawą po kręgosłupie Yao przebiegał dreszcz.
"Oh." Yao poczuł, że robi się czerwony, podnosząc rękę i zdejmując zapomnianą serpentynę z szyi. "Zapomniałem o niej. Mój przyjaciel mi ją zawiązał."
"Oh," powtórzył Yao. Ścisnął serpentynę w dłoni i upuścił ją, po czym ujął dłoń Ivana. Była dużo większa niż jego i zaskakująco łagodna. "Jestem Yao."
"Oh." Yao miał ochotę się kopnąć. Nie mógł powiedzieć nic innego? Odwrócił się i zobaczył ciemną bramę, wciętą w ścianę tuż za nim za nim. Gdyby nie wiedział, że tam jest, pewnie by ją przeoczył. "Twój bar, powiadasz."
"Da, mój bar." Ivan wziął Yao za ramię i z łatwością poprowadził go przez tłum. "Wejdziemy?" Yao wcale nie czuł, jakby miał jakikolwiek wybór.
Yao poszedł za Ivanem przez wąski, ciemny korytarz, prowadzący do małego, jeszcze ciemniejszego pokoju, Ivan powiesił swój trencz na pozłacanym wieszaku na płaszcze i odsunął stołek przy barze, uśmiechając się do Yao z wyrazem, który sprawiał, że jego żołądek się ściskał, a w jego żyłach płynęły gorące fale. Yao oderwał spojrzenie od tych oczu i usiadł ostrożnie, rozglądając się po pomieszczeniu. Pomimo rozmiaru, mały bar był wystawnie udekorowany. Okrąg czerwonych kanap po środku; czerwone i złote drapowane lampy, wiszące oraz stojące; okazałe popiersia orłów w każdym rogu. Wysokie drewniane stołki barowe był misternie udekorowane, a długa półka z alkoholem, znajdująca się za barem - imponująco wyposażona. Yao spojrzał z wykwintnego wnętrza na Ivana, w swoim drogo wyglądającym garniturze, a potem na siebie. Nie mógł poradzić nic na to, że czuł się zbyt nieformalnie ubrany, w jeansach, butach sportowych i koszulce Transformers. Przynajmniej jego długie włosy były schludnie związane.
"Co sądzisz o moim barze?" zapytał Ivan, siadając tuż obok Yao i opierając ramię o bar.
"Oh... jest... cóż, jest..." jest ciemny i trochę straszny, i jest tylko jedno wyjście, i czuję się jak w filmie o gangsterach, i o boże rzeczywiście wyglądasz trochę jak gangster... "Jest fajny."
Ivan wyglądał na zadowolonego odpowiedzią Yao. "Ah, to nie jest dużo, ale jest dogodny."
Dogodny. Dogodny do czego? Myśli Yao natychmiast zaczęły znów wymykać mu się spod kontroli, podsuwając mu obrazy schadzek wśród dymu papierosowego i zapleczowych wymian. Zaczął zastanawiać się, jaki człowiek mógł prowadzić taki bar - od jakiego człowieka właśnie lekkomyślnie zaakceptował zaproszenie na drinka. Yao nie robił takich rzeczy. Nie wiedział jak się je robi. "Więc to tym się zajmujesz? Prowadzisz bar?"
"Cóż, tak, ale to tylko mała część moich działań."
"Twoich... działań? Um... czyli co..." Yao urwał, zdając sobie sprawę, że do tego czasu część jego mózgu zdążyła się wyłączyć i nie był zdolny wymyślić, co powiedzieć. Siedział tam w ciszy, z płonącymi policzkami, a Ivan tylko uśmiechał się do niego uprzejmie, jakby oczekując, żeby kontynuował. W momencie, kiedy Yao był już na samym skraju albo ucieknięcia, jakby od tego zależało jego życie, albo zemdlenia, usłyszał obok siebie głos.
"Czy mogę podać panu drinka?"
Yao ledwo powstrzymał się od przytulenia barmana, z ulgą, że to przerwał. Zamiast tego, odwrócił się do niego i uśmiechnął się uprzejmie "Czy mógłbym prosić o colę?" Nie był pewien, czy picie to dobry pomysł.
Młody barman tylko uniósł brew. "Nie."
Yao z niepewnością przygryzł wargę. "Dobrze. Um. Pepsi?"
Barman niemal niedostrzegalnie uśmiechnął się chytrze i znów odpowiedział, "Nie." Ivan zaśmiał się cicho.
"Oh." Yao zlustrował rzędy kolorowych butelek ustawionych na ścianie, szukając tego z najmniejszą zawartością alkoholu. "W takim wypadku wezmę kieliszek wina. Proszę."
Barman przez chwilę patrzył na Yao z pustym wyrazem twarzy, po czym dopytał, "Czerwone czy białe?"
O boże. To było dla niego zbyt wielkie ciśnienie. Yao czuł, że za bardzo rzuca się w oczy, ze spojrzeniem Ivana niemalże wypalającym mu dziurę w plecach, podczas gdy barman wydawał się być raczej rozbawiony. Nie wiedział co powiedzieć, a to było takie proste pytanie i wiedział, że zajmuje mu to zbyt wiele czasu, i...
"Rkatsiteli jest wyśmienite," powiedział Ivan, przyglądając się Yao z mieszanką rozbawienia i fascynacji.
Yao pokiwał głową z ulgą. "Okej. Jasne." Cokolwiek to jest. "Wezmę rak... rakats... em, kieliszek tego." Z drugiej strony, może kilka drinków dla pewności siebie nie było takim złym pomysłem.
Barman pokiwał głową i zajął się przygotowaniem drinków. Był bardzo przystojny, z brązowymi włosami do ramion i dużymi, smutnymi oczami. Yao podziękował, kiedy ten wręczył mu wielki kieliszek wina. Ivan tylko kiwnął głową, po czym postawił butelkę wódki i kieliszek przed Ivanem - wydawał się trochę bać tego Rosjanina, co wcale nie pomagało Yao się uspokoić.
"Spasiba, Toris," Ivan nalał wódkę do kieliszka i uniósł go w toaście. "Za vas," powiedział wypijając go jednym haustem i od razu nalewając kolejny.
Yao nie miał pojęcia, co to znaczyło, więc w odpowiedzi po prostu pokiwał głową, mając nadzieję, że to nie było niegrzeczne. "Czy twój bar jest zawsze taki cichy?" zapytał po bardzo długim łyku wina. Miało dziwnie ciężki smak, natychmiast rozgrzewając go od środka.
Ivan wzruszył ramionami. "Mój bar jest bardzo doborowy. Jest, jak wy byście to powiedzieli, tylko na zaproszenie. A dziś wieczorem ty jesteś jedynym gościem, Yao." Ivan uśmiechnął się, trzymając kieliszek przy ustach.
"Ah. Świetnie." Yao dokończył swoje wino jednym łykiem i natychmiast poczuł, że poszło mu prosto do mózgu, oszałamiającą falą. "To wino jest dobre."
"Jest z mojej prywatnej rezerwy. Jest rosyjskie. Najlepsze wino na świecie, rosyjskie."
Yao zastanawiał się, co Francis by o tym pomyślał. I w ogóle, co Francis zrobiłby w tej sytuacji. Poczuł, że jego policzki znów zaczynają piec, więc szybko zmienił temat. "Więc, em, czym się zajmujesz, Ivanie, jeśli to jest tylko część twoich działań?"
"Ja jestem biznesmenem." Ivan z łatwością opróżnił kolejny kieliszek, ani na chwilę nie odrywając wzroku od twarzy Yao.
"Zarejestrowanym?" wymamrotał Yao, zanim udało mu się przed tym powstrzymać.
Ivan zamrugał z dezorientacją. "Proszę?"
"Nic," powiedział Yao, czując falę strachu spływającą po jego szyi. Nie był nawet pewien, dlaczego o to zapytał. Szybko zaczął mówić dalej. "To jest bardzo interesujące. Ja jestem kucharzem."
"Kucharzem?" Brwi Ivana podniosły się, po czym opadły szybko. "Ah, tak. Wyglądasz, jakbyś był dobry w użyciu swoich rąk."
Yao poczuł, że nie ma nic do powiedzenia, więc zamiast tego wziął kolejny łyk wina. Nie był za bardzo przyzwyczajony do tego, że nieznajomi nazywali go pięknym i zapraszali na drinka w prywatnym barze. Nie był pewien, jaka była odpowiednia etykieta w takim momencie. Zdecydował się skorzystać z tej okazji jak najlepiej i starał uśmiechnąć się, sprawiając wrażenie pewnego siebie - nie był pewien, czy mu to wyszło. "Więc, dlaczego chciałeś kupić mi drinka, Ivanie?"
"Hmm. Jak się to mówi." Oczy Ivana błysnęły, uniósł podbródek. "Bo ja chcę spać z tobą."
Yao znieruchomiał z rozszerzonymi oczami i kieliszkiem w połowie drogi do ust. Potrzebował kilku chwil, żeby zrozumieć, że dobrze usłyszał. Kiedy to już do niego dotarło, zalała go fala gorąca, niepokoju, szoku oraz dziwnego dreszczu adrenaliny. Yao zrzucił winę za to uczucie na wino i zmusił się, żeby jasno myśleć: jeśli Ivanowi chodziło tylko o to, lepiej byłoby już iść. Yao odłożył kieliszek, wstał i odwrócił się do wyjścia. Zanim zdążył się ruszyć, poczuł, jak ktoś złapał go za rękę.
"Czekaj, nie idź."
Yao spojrzał na Ivana podejrzliwie. Uścisk Ivana na jego nadgarstku był dużo mocniejszy, niż ten, kiedy się witali. Wiedział, że to zły pomysł - ale dlaczego prosty uśmiech sprawiał, że obraza Yao zaczęła się chować?
Ivan przepraszająco skłonił głowę. "Mój angielski, on nie jest najlepszy." Podniósł błagalny wzrok, jego jasne-blond włosy wpadły mu na czoło. Jakoś udawało mu się wyglądać jednocześnie niewinnie i uwodzicielsko. "Mówisz po rosyjsku?"
Yao poczuł, jak jego oddech zaczyna przyspieszać, ale starał się utrzymać obojętny wyraz twarzy. "Mówisz po chińsku?"
Ivan uśmiechnął się radośnie. "Ni hao!"
Yao uniósł brew. "Dasvedania." Odwrócił się do wyjścia, ale Ivan nie puścił jego ręki.
"Proszę. Ja chciałem powiedzieć, że... ja chciałbym... poznać cię, da?"
Nie odwracaj się, nie odwracaj się, nie odwracaj się. Yao westchnął. Gdyby chociaż miał jakikolwiek wybór. Odwrócił się i usiadł, ku widocznemu zadowoleniu Ivana. Rosjanin uśmiechnął się radośnie, podczas gdy Yao sięgnął po swój kieliszek i szybko go opróżnił. Dlaczego Yao miał wrażenie, że mogła być to najlepsza albo najgorsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjął? "Chciałbyś mnie poznać," powtórzył z lekkim niedowierzaniem.
Ivan powoli się wyprostował, widocznie zadowolony, że Yao został tam, gdzie był. "Oczywiście."
"Dlaczego?" Kolejny kieliszek pojawił się na blacie, jak gdyby znikąd. Yao niemalże się na niego rzucił.
"Wcześniej ja już mówiłem. Jesteś bardzo piękny."
Yao zrobił się czerwony i zaśmiał się zbywająco. Te głupiutkie słowa nie mogły mieć na niego takiego wpływu. "Większość ludzi nie podchodzi do obcych na ulicy i nie nazywa ich pięknymi."
Ivan wzruszył wielkimi ramionami. "Ja Nie jestem większością ludzi."
Yao miał wrażenie, że to było mało powiedziane. "Co ty nie powiesz," wymamrotał nad swoim kieliszkiem.
nawet, kiedy Ivan luźno opierał się o bar i przekładał swoją wódkę pomiędzy palcami, jakoś utrzymywał wrażenie dużej potęgi, za tym wiecznym uśmiechem. Yao naprawdę zaczynał się zastanawiać, w co się pakował. "Mówisz po chińsku, Yao?"
"Po mandaryńsku, tak."
"Urodziłeś się tam?"
Yao pokiwał głową. "W Pekinie. Mój ojciec jest Chińczykiem. Matka jest z Japonii i to tam urodził się mój brat." Yao nie lubił rozmawiać o swoich rodzicach. Nie byli ważną częścią jego życia. "Moja rodzina dużo podróżowała. Ale przeprowadziliśmy się do Ameryki lata temu. Potem moi rodzice się rozstali, mama wróciła do Japonii, tata do Chin i zostaliśmy tylko ja i Kiku."
"On jest twoim bratem?" Ivan wyglądał na uprzejmie zainteresowanego, zadając pytanie. Yao czuł się tylko zawstydzony, że powiedział aż tyle.
"Tak." Yao wziął kolejny łyk wina. Nie był przyzwyczajony do mówienia o sobie; nie był przyzwyczajony, że ktoś chce go słuchać. Ale Ivan przyglądał się mu intensywnymi, nieruchomymi fioletowymi oczyma, wsłuchując się w każde słowo. Yao starł się odwrócić bieg rozmowy. "A ty mówisz po rosyjsku, domyślam się."
Ivan zaśmiał się bardzo krótko. "Dużo lepiej, niż po angielsku"
"Bardzo dobrze mówisz po angielsku," powiedział uprzejmie Yao.
Ivan przyłożył dłoń dl klatki piersiowej i lekko schylił głowę, z wdzięcznym uśmiechem na ustach. "Ja ci dziękuję, Yao. To bardzo duży komplement."
Usta Yao ułożyły się w malutki uśmiech, a jego serce lekko podskoczyło. W ciągu pięciu minut zdążył już poczuć się trochę obrażony, dziwnie przypochlebiony i całkowicie oczarowany.
Uspokojenie Yao nie zajęło Ivanowi dużo czasu. Ale to mogło być też wino. Yao przypomniał sobie, że czytał kiedyś, że w Rosji uprzejmie jest pić dokładnie wtedy, kiedy gospodarz. Szybko zdał sobie sprawę, że byłoby to niemożliwe, ale bez względu na to podejmował bohaterski wysiłek. Ivan miał w sobie jakąś czarującą manierę, pozostając jednocześnie raczej imponująco groźnym. Yao szybko zdał sobie sprawę, że jest zaintrygowany Ivanem mówiącym z tym pociągającym akcentem. Ivanowi udawało się omijać temat swojej pracy, chociaż Yao stał się intensywnie ciekawy czym ten mężczyzna tak naprawdę się zajmuje. Fakt, że posiadał prywatny bar w środku miasta był wystarczająco interesujący. Yao przysłuchiwał się uważnie każdemu słowu Ivana, ale nie było nic, co dawałoby mu chociażby najmniejszą podpowiedź co do jego interesów. I przez cały czas kiedy mówił, Yao nie potrafił zerwać z Ivanem kontaktu wzrokowego. Jego uśmiechnięta twarz wydawała się być taka niewinna, a jednak jego oczy sprawiały, że Yao przechodziły dreszcze. Było w nich coś skrajnie niebezpiecznego.
"Całe to świętowanie na zewnątrz. Czy to jest na Chiński Nowy Rok?" zapytał Ivan, będąc już w połowie swojej butelki wódki. Yao był zdumiony tym, że pił ją jak wodę. Nie wydawał się być ani trochę pijany.
"Tak. Rok tygrysa, właściwie." Yao starał się brzmieć ozięble i zdystansowanie, ale bał się, że mu nie wychodzi. Ciężko było wydawać się zdystansowanym przy Ivanie.
Ivan rzucił mu szeroki uśmiech. "Jesteś tygrysem, Yao?"
Serce Yao znów podskoczyło. "Um, nie. Właściwie, jestem smokiem." Yao nadal pił wino stałym tempem. Przyzwyczajał się do jego smak i był pewien, że jeśli wypije wystarczająco dużo, w pewnym momencie poczuje się pewny siebie. "Jaki jest twój znak?" Niemalże się skrzywił. Świetny tekst na podryw, Yao...
"Smok?" Ivan uśmiechnął się szeroko. "Wyglądasz na smoka, Yao. Ognisty i czarujący." Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, Yao prychnąłby i przewrócił oczami. Kiedy powiedział to ten uroczy i jednocześnie majestatyczny, obcy Rosjanin, Yao ledwo łapał oddech. "Ja nie znam mojego... znaku, tak to nazywasz? Ja nigdy się nad tym nie zastanawiałem."
"Oh, cóż, dostałem wcześniej wykres... ktoś rozdawał je na ulicy...." Yao sięgnął do kieszeni, wyciągając cienką papierową broszurę, którą wziął wcześniej tego wieczora. Rozłożył ją na barze, zauważając, że jego dłonie się trzęsły i próbując je uspokoić. "Więc zobaczmy... w którym roku się urodziłeś? Znajduje się to i sprawdza, jaki ma się znak."
Ivan przysunął do siebie wykres i starannie się mu przyglądał. "Ah!" krzyknął w końcu. "To jest mój rok."
"Jesteś tygrysem?"
"Da."
Yao spojrzał na wykres. Słowa skakały mu przed oczyma, ale krótki przegląd mówił, że Ivan miał albo dwadzieścia cztery, trzydzieści sześć, albo czterdzieści osiem lat. Podniósł wzrok na Ivana, ubranego w czarny garnitur biznesowy i jasny szalik, na jego białe włosy opadające na te fioletowe, przeszywające oczy. Prawie nie dało się stwierdzić, które było najbardziej prawdopodobne. Yao zdecydował, że niegrzecznie byłoby pytać.
"Tygrysy i smoki... twój wykres myśli, że jesteśmy 'dobrym połączeniem'," powiedział Ivan, podkreślając dwa ostatnie słowa. "Czy wykres jest poprawny, jak myślisz?" Podniósł wzrok i przeszył Yao tym kłującym spojrzeniem.
"Ah... cóż... tygrysy potrafią być agresywne," wymamrotał Yao. "I onieśmielające," dodał cicho nad swoim kieliszkiem.
"Myślę, że wierzysz w wykres, tak? Jesteś tym, kogo nazywają 'przesądny'."
Yao wzruszył ramionami. Zawsze wierzył w astrologię, pomimo tego, że latami musiał znosić z tego powodu drwiny swoich przyjaciół. "To działa od tysięcy lat, czyż nie?"
Ivan w zamyśleniu pokiwał głową. "Ja rozumiem to. Jesteśmy bardzo zabobonnymi ludźmi w Rosji. Ale to jest głupie, w większości. Moje siostry, one wierzą w takie rzeczy..." Ivan urwał, jego uśmiech zniknął, a oczy straciły skupienie. Yao spiął się i czekał, aż Ivan potrząsnął głową i wypił kolejny kieliszek wódki. Spojrzał z powrotem na wykres. "Tu jest napisane, że smok jest... 'wolnym duchem'. Co to znaczy?"
"Cóż, to znaczy, że jesteśmy, um, niezależni. Podejmujemy ryzyka. Lubimy żyć pełnią życia." Yao zatrzymał się. "Cóż, powinniśmy, w każdym razie. I jesteśmy szczerzy, i dumni, i energetyczni, i lubimy być sami. Oh, i jesteśmy szczęściarzami."
"A tygrys?"
"Tygrys... jesteście silni, pełni mocy, odważni i dominujący." Yao zarumienił się i odwrócił. Dlaczego ze wszystkich cech tygrysów, skupił się akurat na tych? Na domiar złego, akurat w tamtym momencie Toris przeszedł koło niego za barem. Yao starł się nie skulić w sobie i spuścił wzrok na swoje wino.
"Torisie, co myślisz, to brzmi jak ja?" Ivan pomachał wykresem na Torisa, który zatrzymał się i wziął go ostrożnie i szybko przejrzał.
"Wie pan co... myślę, że to brzmi dokładnie, jak pan." Toris powoli podniósł wzrok i wbił go w Yao. "Dokładnie." Yao oddech uwiązł w gardle; był zaskoczony chłodem w spojrzeniu Torisa.
"Więc wykres jest poprawny! Jakie jest twoje zwierzątko, Torisie?" zapytał Ivan radośnie.
Toris upuścił wykres na bar. "Proszę mi wybaczyć. Nie wierzę w takie głupiutkie rzeczy." Rzucił Yao jeszcze jedno intensywne spojrzenie, po czym odszedł. Yao patrzył na niego z dezorientacją. Dlaczego odnosił takie bardzo silne wrażenie, że Toris niezbyt go lubił? To było niedorzeczne... przecież dopiero co sie spotkali!
Yao starał się pozbyć tej myśli. Definitywnie zaczynał czuć efekty wina, ale nie było wśród nich pewności siebie. Zamiast tego czuł się oszołomiony i przytłoczony. Część jego podpowiadała mu, że nie powinien być w takim miejscu, z człowiekiem takim, jak Ivan, po wypiciu tego, co już wypił. Druga część przypominała, że to było ekscytujące i nieprzewidywalne. A jednak trzecia część Yao, która była cholernie natarczywa, krzyczała, że to był najgorętszy, najbardziej intrygujący mężczyzna, jakiego kiedykolwiek spotkał. A do tego on też zdawał się być naprawdę zainteresowany Yao. Yao czuł się uwięziony, wiedząc, że powinien iść, ale czując się całkowicie zmuszonym do pozostania. Ivan był jak magnes.
Ivan złożył broszurkę i uśmiechnął się do Yao. "Cóż, ja myślę, że wykres musi mówić prawdę. Bo ja jestem jak tygrys, a ty jesteś jak smok, Yao."
Yao zaśmiał się. "Nie w oczach moich przyjaciół."
Ivan z ciekawością zmrużył oczy. "Przyjaciół, z którymi dziś świętowałeś?" zapyta
"Tak. Cóż, to oni świętowali. Ja tak na prawdę nie chciałem wychodzić."
Ivan z zaintrygowaniem przekrzywił głowę. "A czemu nie?"
"Cóż... bo... ostatnio byłem zajęty. Pracą." Yao spojrzał na swój wypełniony do połowy kieliszek. Walić to. Podniósł go i dokończył, po czym mówił dalej. "To mój ostatni rok praktyk kucharskich i naprawdę chcę mieć swoją własną restaurację. Ale teraz to nie jest możliwe, biorąc pod uwagę to, że mieszkam w malutkim mieszkaniu, a najdroższa rzecz w moim kapitale, to kolekcja płyt DVD z kreskówkami z lat osiemdziesiątych. Więc pracuję bardzo ciężko, ale to dlatego, że muszę. Ciężko jest dostać się na szczyt w tej karierze, a ja właśnie tego chcę. I nikt tego nie rozumie." Yao ostawił swój kieliszek odrobinę zbyt mocno i zbyt głośno. Zanim się zorientował, ten znów był pełny. Kurde, ten barman szybko się ruszał. Yao podniósł kieliszek i pił. "Więc myślą, że jestem nudny. Mówią, że jestem przewidywalny."
Ivan uniósł brew. Słuchanie wybuchu Yao zdawało się być dla niego całkiem niezłą rozrywką. "Przewidywalny?"
"Tak. No wiesz, przewidywalny, zawsze zdaję się robi to samo. Jestem nieinteresujący. Nie ma ze mną zabawy."
Ivan skrzywił się nieprzychylnie. "Nie wydają się być dobrymi przyjaciółmi, Yao."
Yao machnął ręką, biorąc kolejny łyk. "O nie, są, naprawdę, oni chcą dobrze, tylko... cóż... denerwuje mnie to, więc kiedy zaprosiłeś mnie na drinka, pomyślałem, walić to, chcę być nieprzewidywalny." Yao zastanawiał sie, czy powiedzenie tego nie było przypadkiem złym pomysłem. "Nie, nie to nie tak, że nie chciałem się z tobą napić, może po prostu nie powinienem był, um... aż tyle..." Yao spojrzał na dno swojego kieliszka. "To wino naprawdę jest całkiem dobre, wiesz."
Ivan uśmiechnął się trochę przebiegle. "Ja widzę, że je lubisz."
Yao pokiwał głową, pijąc. "Nie znam się zbyt dobrze na winach... to rola Francisa, on jest w tym wszystkim naprawdę niezły."
"On jest jednym z twoich przyjaciół, którzy cię nie rozumieją?"
Yao już za bardzo kręciło się w głowie. "Tak. Ale on nie musi się o nic martwić, jest naczelnym cukiernikiem w restauracji, więc ma swoją karierę już ustawioną - wydaje się, on nawet nie potrzebuje snu, żyje na chlebie i winie i numerkach na jedną noc. Arthur jest w college'u, studiuje literaturę, czy coś takiego, co w praktyce oznacza, że po prostu jest pijany każdego wieczora i codziennie śpi do południa. A Alfred ma stałą pracę jako strażak i wszyscy go za to kochają. Więc, naprawdę, żaden z nich nie wie, jak to jest być całkowicie niepewnym co do swojej przyszłości i musieć starać się bardzo mocno, żeby udowodnić sobie swoją wartość, równocześnie cały czas się zastanawiając, czy ktokolwiek to kiedykolwiek zauważa i wszyscy myślą, że jestem tylko nudny, i znam swoich przyjaciół, ale czasami wątpię, czy w ogóle ich obchodzę, i..." i o boże przestań paplać... "...aru."
Ivan przekrzywił głowę. "Aru? Czym jest aru?"
Kurde. "Um, em, to coś, co mówię, kiedy sie denerwuję. Tak naprawdę nie mogę nic na to poradzić. To jest jak tik nerwowy. Aru." Yao spojrzał w ziemię, zamykając oczy na krótką chwilę. Dlaczego zawsze udawało mu się zrobić z siebie idiotę w takich chwilach?
"A czemu się denerwujesz, mały smoku?"
Yao znieruchomiał. Nie wiedział, co powiedzie c Niech to cholera! To by było na tyle z pewnego siebie smoka. Nic dziwnego, że nigdy nie radził sobie zbyt dobrze na randkach. Czy to w ogóle była randka? Yao wrócił do picia, wycierając swój kieliszek tak, by błyszczał. Stracił rachubę, ile już wypił.
Na szczęście cisza została przerwana, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie, a do pomieszczenia wbiegł przez nie zdyszany młody chłopak. "Panie Bragiński, obawiam się..." chłopak urwał, wpatrując się w ciszy w Yao. Yao prędko odwrócił wzrok i zobaczył, że Toris powrócił i, stojąc za Ivanem, gwałtownie kręcił głową do chłopaka.
"Raivisie, dlaczego przeszkadzasz mi, kiedy ja widocznie jestem w środku bardzo ważnego spotkania?" Ivan się uśmiechał, ale jego oczy wiąż miały tę przerażającą intensywność. Jego głos i cała postawa był zupełnie inne.
Raivis wydawał się trząść. Wyglądał niemal na tak przestraszonego, jak byłby Yao, gdyby nie wypił aż tyle. Czy to przed nim to był kolejny kieliszek? Yao szybko go podniósł i się napił.
"Przepraszam proszę pana, panie Bragiński, nigdy bym nie przeszkodził, gdyby to nie było ważne... po prostu..." Raivis spojrzał na Yao, potem na Ivana, potem z powrotem na Yao, wyglądając jak małe zwierzątko w światłach nadjeżdżającego samochodu.
"Da?"
Toris przechylił sie przez bar i powiedział cicho, "Proszę pana, możliwe, że jest co prywatna kwestia, którą Raivis wolałby przedyskutować na osobności."
Zanim Ivan zdążył odpowiedzieć, kolejny młody mężczyzna pospiesznie wszedł przez drzwi, kurczowo trzymając laptopa pod pachą. Zatrzymał się tylko na chwilę zauważając Yao, zanim poświęcił całą uwagę Ivanowi. "Proszę pana, sytuacja jest poważniejsza, niż myśleliśmy. Uzyskano dostęp do całej sekcji mojego twardego dysku. Nie wiem, czego szukali, ale obawiam się, że były tam..." jego spojrzenie na krótką chwilę przeskoczyło do Yao, "...przechowywane dane osobiste klienta, w zhakowanym obszarze. Był to złośliwy atak przeciwko naszym operacjom."
Raivis odezwał się drżący głosem. "To... to trzeci raz w tym tygodniu, prosze pana..."
Dokładnie, proszę pana. Trzeci. I myślę, że nie pomylę się, jeśli będę zgadywał, kto..."
"Wystarczy, Eduardzie," syknął nerwowo Toris.
"Hmm." Ivan z niecierpliwością postukał palcami o bar. Yao niemalże czul złość Rosjanina. "Eduardzie, miałeś być najlepszym inżynierem komputerowym w tym kraju. To za to ja ci płacę. Jeśli nie jesteś w stanie rozwiązać tego problemu, ja znajdę kogoś, kto jest. Więc idź i go rozwiąż."
Eduard wyglądał niedowierzająco. "Ale, proszę pana, to jest..."
"Po prostu IDŹ, EDUARDZIE!" krzyknął Toris. Yao podskoczył lekko słysząc ten wybuch, a w pomieszczeniu zapadła cisza. Toris opuścił spojrzenie i natychmiast zaczął przecierać bar, czerwieniąc się.
"Możliwe, że Toris ma rację," powiedział Ivan. Obrócił się na swoim stołku i wyprostował ramiona. "W końcu ja jestem pewien, że nie chcesz, żebym ja się..." Ivan powoli przekrzywił głowę. "...denerwował."
Yao mógł niemalże poczuć, jak atmosfera w pokoju się zmienia. Toris znieruchomiał wpół ruchu, Raivis pisnął, a Eduardowi nie udało się powiedzieć tego, co chciał i zamiast tego pokiwał głową. Eduard złapał Raivisa za ramię i gwałtownie wyprowadził go za tylne drzwi. Yao zdał sobie sprawę, że wstrzymywał oddech i wypuścił go powoli.
To było dziwne. Yao do tego czasu powinien uciekać stąd z krzykiem. Wszystkie zmysły podpowiadały mu, żeby się wynosił. Ale z jakiegoś dziwnego powodu został. To dlatego, że jesteś pijany, podpowiedziała jakaś część jego mózgu. Cóż, może. Ale to może było dlatego, że, nawet jeśli Ivan sprawiał, że Yao znów czuł się zdenerwowany i niepewny, i, patrząc na reakcje jego pracowników, trochę przestraszony... sprawiał także, że był zaciekawiony, podekscytowany i, musiał przyznać, intensywnie pobudzony. Yao jęknął wewnętrznie. To było bardziej, niż nieprzewidywalne. To było głupie.
"Ja przepraszam za tę niewybaczalną nieuprzejmość," Ivan odwrócił się z powrotem do Yao, z czarującym uśmiechem, zupełnie, jakby nie zdarzyło sie nic nadzwyczajnego. "Proszę, czy ja mogę zaoferować ci kolejnego drinka?"
Yao zaśmiał się drżąco i chciał odsunąć swoje wino. "Właściwie, to wydaje mi się, że to byłaby ostatnia rzecz, jakiej..." Yao urwał, patrząc ze ściskającym się żołądkiem patrzeć, jak przewraca kieliszek, sprawiając, że rozbił się o podłogę. Resztka wina rozlała się po jego dłoni, byl caly czerwony z zawstydzenia.
Ivan jedynie zaśmiał się delikatnie. "Na szczęście już nie było go dużo, da? Jednakże..." Ivan delikatnie ujął dłoń Yao. "To jest bardzo dobre wino."
Yao mógł ledwo oddychać, kiedy Ivan podniósł jego dłoń do ust. Yao przygryzł wargę, żeby powstrzymać zawstydzający jęk, kiedy poczuł język Ivana delikatnie dotykający jego palców, zlizując rozlane wino. Lekki jak piórko dotyk ust Ivana posłał dreszcz po cały ciele Yao. To było ekscytujące. To było przerażające. Yao poczuł, jak jego oddech przyspiesza i zaczyna kręcić mu się w głowie. Ivan podniósł wzrok na Yao, przeszywając go palącym spojrzeniem swoich fioletowych oczu. Nagle wszystko stało się zbyt ciemne i zbyt szybkie.
"Ja... myślę..." Myślę, że zrobiłem z siebie głupca. Myślę, że wypiłem zdecydowanie za dużo w zbyt krótkim czasie. Myślę, że mam już dość bycia nieprzewidywalnym. Yao starał się zwalczyć fale ciemności przelewające się przez jego głowę, ale pomieszczenie cały czas kręciło się dookoła niego. "Myślę, że zaraz..." Ostatnią rzeczą, jaką poczuł, były otaczające go silne ramiona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top