Rozdział trzynasty

Yao obudził się późno, obrócił na bok i razem z nagłym ukłuciem bólu, zalały go wspomnienia. Wahając się gdzieś pomiędzy krzykiem a śmiechem, Yao schował swoją czerwieniejącą twarz w poduszce, czując, jak kręci mu się w głowie od dziwnej radości i zawstydzenia. Pościel wciąż pachniała Ivanem. Yao zaśmiał się dziko. On to zrobił, zrobił to, on... nie był nawet w stanie pomyśleć tych słów, ale to zrobił i był zakochany tak bardzo, że aż bolało, i było cudowne, i wszystko było piękne i niesamowite, i wszystko na świecie było w porządku. Yao praktycznie wyskoczył z łóżka, ignorując tępy ból i wziął prysznic, i ubrał się, czując się lżejszy, niż przez bardzo dług czas do tej pory. To był taki wspaniały dzień, a sama myśl o zbiegnięciu na dół i sprawdzeniu poczty wypełniła go radością. Spojrzał na swoją szyję w lustrze... wciąż była posiniaczona, czerwona i okropna, ale nawet to nie mogło popsuć mu humoru... zarzucił szalik Ivana na szyję, włożył figurkę Buddy do kieszeni, po czym wyszedł z mieszkania i skierował się schodami w dół.

Yao nie dotarł nawet do połowy holu, kiedy Alfred wypadł dziko ze swoich drzwi i złapał go za ramię. "Yao! Dzięki bogu, że tu jesteś! Potrzebuję twojej pomocy!"

"Ty co... no dobra, o co chodzi tym razem.." Yao dał się zaciągnąć do kuchni Alfreda, gdzie siedzieli już Francis i Feliciano, patrząc ze zrezygnowanymi minami na kuchenną ławę. Francis posłał mu chytre spojrzenie, a Yao uśmiechnął się niezręcznie i położył dłonie na blacie.

"Cześć, Yao! Dobrze ci się spało?" Żołądek Yao się ścisnął. Francis nie mógł słyszeć... "Opowiedz mi o tym, chéri. Chodź." Francis uśmiechnął się figlarnie i kiwnął w stronę najbliższego stołka. "Usiądź," powiedział, starannie kładąc na to słowo akcent. Najwidoczniej jednak słyszał.

"Hm?" zapytał Feliciano, patrząc to na jednego, to na drugiego z nich. Yao zastanawiał się, co ten Włoch w ogóle tu robi... nie powinien być w pracy? "Co się działo wczoraj w nocy?"

"Nic," powiedział prędko Yao. Przynajmniej Alfred nie słyszał Ivana i jego nocnych aktywności... na pewno powiedziałby coś, gdyby słyszał. Przynajmniej tyle. Yao schylił głowę, żeby ukryć swój rumieniec. "O co z tym wszystkim chodzi, Alfredzie?"

"W przyszłym tygodniu jest moja i Arthura rocznica, a wy będziecie dla nas gotować!" powiedział radośnie Alfred.

"Będziemy?" Yao spojrzał na Francisa, który tylko wzruszył ramionami i oparł podbródek na dłoni.

"Najwidoczniej."

"Dlaczego?"

Alfred wyrzucił ręce w powietrze, jakby to było oczywiste. "Bo jesteście moim przyjaciółmi i was o to proszę."

"Ja nie jestem twoim przyjacielem," powiedział Feliciano. "Jestem przyjacielem Francisa i Yao. Przyszedłem tylko, żeby pożyczyć blender Francisa, a ty złapałeś mnie w progu i wepchnąłeś do swojej kuchni tylko dlatego, że jestem kucharzem. Właściwie, to trochę się ciebie boję."

"No dobra, Yao i Francis są moimi przyjaciółmi, a ten mały Włoch był po prostu pod ręką i może się przydać. Yao, wiesz, możesz usiąść."

"Wolę postać."

"Jasne, że wolisz!"

"Zamknij się, Francisie."

Francis jedynie zachichotał. "Oh, nie bądź taki, Yao. Jestem z ciebie dumny! I cholernie ci zazdroszczę. A skąd masz ten bajeczny szalik? Wygląda znajomo..."

Yao znieruchomiał. Cholera, jak miał to wytłumaczyć? By w stanie powiedzieć tylko, "Proszę, nie mów 'bajeczny'."

"Ale ten materiał, on jest wspaniały, chéri! Niech no spojrzę..." Francis sięgnął nad ławą i złapał szalik. Yao spanikował wewnętrznie i odsunął dłonie Francisa.

"Tak w ogóle, dlaczego masz na sobie szalik? Nie jest zimno." Alfred natychmiast chwycił środkową pętlę.

"Możecie obaj przestać, to tylko cholerny szalik..." Yao postąpił o kilka histerycznych kroków do tyłu, starając się uciec, ale poczuł, że szalik został ściągnięty z jego szyi. Natychmiast podniósł dłonie, ale było już za późno. Oczy Alfreda się rozszerzyły, pociągnął szalik na ziemię, po czym złapał ręce Yao i zabrał je z jego gardła. Yao zamknął oczy i przeklął w myślach.

Alfred odezwał się z wściekłością. "Co, do cholery, stało się z twoją szyją?"

"To nie tak, jak myślisz..." powiedział szybko Yao, ale Alfred mówił głośniej, z surowym spojrzeniem i twarzą wykrzywioną w furii.

"Zabiję go."

Cholera, cholera, cholera... Yao potrząsnął głową. "Nie, posłuchaj..."

Dłonie Alfreda zacisnęły się w pięści. Jego oczy błysnęły i skierował się do drzwi. "Zajebię drania."

"Mon dieu, Yao, co ten Rosjanin zrobił?" zapytał Francis pełnym oszołomienia głosem.

Yao pobiegł, by zastąpić Alfredowi drogę i podniósł ręce w powietrze. "Czekaj! To nie jego wina!"

Alfred zatrzymał się, wyraz jego twarzy stał się niedowierzający. Francis potrząsnął głową, rozczarowany, nie chcąc przyjąć tego do wiadomości. "Oh, Yao, nie..."

"Nie, nie o to mi chodzi, chodzi o to, że to nie był nawet Ivan, to był..."

"Generał Mróz, czyż nie." Wszyscy spojrzeli na Feliciano.

Serce Yao się zatrzymało. Dlaczego akurat teraz... o boże, dlaczego TERAZ?  "Ja... aru..."

"Znowu byleś u Bragińskiego." To nawet nie było pytanie. Feliciano odetchnął z frustracją, jego zazwyczaj radosna twarz była dziwnie rozczarowana. "Czy ty nie wiesz, co ostatnio dzieje się z jego ludźmi?"

To była ostatnia rzecz, na jaką Yao miał dzisiaj ochotę. Nie dzisiaj, nie, kiedy miał być szczęśliwy. Nie, kiedy wreszcie zdecydował, że kocha Ivana wystarczająco, żeby nie przejmować się tym wszystkim. "Nie. Nie wiem. Nie chcę wiedzieć."

"To całkowity chaos!" krzyknął Feliciano, ignorując Yao. "Wszyscy walczą o przywództwo i są zajadli i okrutni, i są w stanie wbić nóż w plecy sobie nawzajem, a Dziadek Roma mówi, że to jest bardzo, bardzo zły czas, żeby mieć z nimi cokolwiek wspólnego."

Yao podniósł wzrok na sufit. "Nie mam nic wspólnego z 'nimi'," powiedział, ignorując fakt, że to nie była do końca prawda. "Mam coś wspólnego tylko z Ivanem."

Feliciano znów go zignorował. "Dziadek Roma mówi, że nie chce mieć nic do czynienia z rosyjską mafią, bo oni nie robią rzeczy tak, jak należy. Mówi, że Ivan raz zabił człowieka kranem. Kranem! Mam na myśli, jak w ogóle zabija się kogoś kranem!"

Alfred wyglądał na kompletnie zmieszanego; jego wcześniejsza wściekłość zmieniła się w dezorientację. "Że co? Hm? Mafia? Kran?"

Yao znów uniósł dłonie, tym razem w błagalnym geście. "To nic, Alfredzie, to tylko nieporozumienie." Ostatnią rzeczą, jakiej Yao chciał, był przestraszony z tego powodu Alfred. Amerykanin był wystarczająco głupi, żeby naprawdę spróbował skonfrontować się z Ivanem. Francis siedział tylko w ciszy, uważnie słuchając Feliciano, jego spojrzenie było miękkie i pełne troski.

"Yao." Teraz Feliciano nie wydawał się być przerażony, czy rozhisteryzowany. Wyglądał tylko na niesamowicie zmartwionego. W pewien sposób, to było jeszcze gorsze. "Pracujesz dziś popołudniu, prawda?"

Yao zamknął na krótką chwilę oczy. Jak mógł pomyśleć sobie, że ten spokojny, pozbawiony problemów poranek pozostanie taki, jaki był? Odpowiedział niechętnie, "Tak."

"Dobrze. Myślę, że jest ktoś, z kim powinieneś porozmawiać."

.

Yao dotarł do momentu, kiedy w ogóle nie był już zaniepokojony. Ivan mówił, że wielu ludzi go zna. Yao wiedział w co był on zamieszany i zdecydował, że go to nie obchodzi. Więc to uczucie niespokojnego lęku, do którego tak dobrze przyzwyczaił się w ciągu ostatnich tygodni, było niemalże zupełnie nieobecne, podczas gdy szedł przez cichą, prawie pustą restaurację. Feliciano poprosił Yao, żeby porozmawiał z jego dziadkiem, Romą, zanim zacznie tego popołudnia pracę, a Yao się zgodził, wiedząc, że ten mężczyzna, nie ważne, co powie, nie mógłby zmienić jego zdania. Nikt nie mógł. Nie było nikogo, zupełnie nikogo, kto mógłby...

"Dzień dobry, panie Wang."

Yao niemalże się zakrztusił, poczuł, jak jego krew zmraża się w jego żyłach i praktycznie zatoczył się, odwracając w drugą stronę. Natychmiast rozpoznał tę piękną kobietę. Długie, proste, platynowe włosy, przeszywające niebieskie oczy, które zdawały się wwiercać w jego duszę. Siostra Ivana, Natalia. Była wyższa niż Yao, ubrana w pięknie skrojoną, czarną sukienkę, która podkreślała jej sztywną, wyprostowaną, szczupłą figurę. Zupełnie jak w przypadku jej barta, sama jej obecność wypełniała całe pomieszczenie. Yao od razu stał się bardziej czujny. "Dzień... dobry... aru..."

Natalia uśmiechnęła się tym uśmiechem drapieżnika, który Yao tak dobrze pamiętał. "Proszę, usiądź ze mną." Yao nie miał wyboru. Praktycznie upadł na najbliższe krzesło, kiedy Natalia się do niego przysunęła.

"Ja... dobrze."

Kelnerka, śliczna blondynka, którą Yao na razie ledwo co znał, od razu do nich podeszła. Jej ruchy były bardzo nieśmiałe, wyraz twarzy czujny. Yao zdawało się, że zapamiętał, że nazywa się Lili. Natalia zajęła miejsce naprzeciwko Yao, nie odrywając od niego wzroku. "Wódka. Butelkę."

"I pospiesz się," dodał cicho Yao.

W chwili, kiedy Lili odeszła pospiesznym krokiem, Natalia znów się uśmiechnęła. Yao czuł się niekomfortowo, jak owca uwięziona w towarzystwie wilka. "Bardzo mi miło znów się z tobą widzieć, panie Wang. Więc to tutaj pracujesz, tak?" Natalia rozejrzała się po małej, nowoczesnej restauracji z wyrazem twarzy, który sprawiał, że jej pogarda do tego miejsca była rażąco oczywista. W pomieszczeniu było tylko kilku innych klientów, a przed drzwiami stało trzech groźnie wyglądających mężczyzn w garniturach.

Yao ścisnął brzeg swojego krzesła. Co ta kobieta tu robiła? Co jej ludzie robili przy drzwiach? Ciężko przełknął ślinę i starał się odpowiedzieć spokojnie. "Tak, zgadza się."

Akcent Natalii nie był ani trochę tak mocny, jak Ivana, ale wciąż dało się go zauważyć. "Nie ma tylu czerwonych latarni i smoków, ile oczekiwałam. I gdzie są te złote rybki, które tacy jak ty trzymają w takich miejscach?"

Yao zacisnął zęby. Tacy jak ty... Na krótką chwilę gniew przejął kontrolę nad jego niepokojem. "Specjalizuję się w nowoczesnej kuchni. To nie jest chińska restauracja, jeśli właśnie to sugerujesz."

Natalia uniosła podbródek, jej idealne brwi były lekko podniesione, a usta w kolorze głębokiej czerwieni ułożone w maleńki, drwiący uśmiech. "Jest czarująca. Trochę mała, ale..."

"Czego ty chcesz?" Oczy Natalii błysnęły w reakcji na porywcze wtrącenie Yao. Yao odchylił się do tyłu w swoim krześle, czując, jak serce podchodzi mu do gardła. Natalia wpatrywała się w Yao wystarczająco długo, żeby ten zaczął niekomfortowo bawić się palcami pod stołem, zanim  odpowiedziała.

"Jakże niegrzecznie z mojej strony. W takim wypadku przejdę prosto do sedna. Jestem tu w sprawie... interesów, jeśli pozwolisz. Rozumiem, że jesteś przyjacielem mojego brata."

Yao wziął długi, uspokajający oddech. Nie zdając sobie z tego sprawy, zaczął szukać w kieszeni swojej figurki. "Zdefiniuj słowo przyjaciel."

Natalia zbywająco machnęła swoją dłonią z idealnym manikiurem. "Przynajmniej u na tobie zależy. A tobie na nim?"

Yao zatrzymał się i zastanawiał, czy to był dobry pomysł, żeby odpowiedzieć szczerze. Ostre, puste niebieskie oczy Natalii wwiercały się w niego i Yao zdał sobie sprawę, że to nie jest dobry pomysł, żeby kazać jej czekać na odpowiedź. Lekko skinął głową.

Natalia westchnęła dramatycznie, stukając paznokciami o stół. "I dlaczego tak ciężko jest to powiedzieć?" Natalia zamilkła, kiedy przy stole znów pojawiła się Lili, tym razem z wódką. Biedna dziewczyna wyglądała na przerażoną, jej zielone oczy co chwilę spoglądały w kierunku onieśmielających mężczyzn stojących przed drzwiami. Postawiła na stoliku kieliszek, siłowała się z zakrętką butelki wódki, po czym zaczęła ją nalewać. Kiedy jej dłoń się zatrzęsła, a wódka się rozlała, Natalia krzyknęła ze złością. "Zostaw to już, ty głupia dziewucho."

Yao niemalże podskoczył, słysząc te słowa. Lili pisnęła cicho z przerażeniem i niemal wywróciła butelkę, chcąc odstawić ją w pośpiechu. Yao zmusił się do opanowania swojego niepokoju i posłał przepraszający uśmiech zawstydzonej kelnerce, kiedy ta oddalała się z pośpiechem. Jednak przypomniało mu się nagle to, co Toris mówił mu o Natalii - Kiedyś złamała mi cztery palce...

Natalia z łatwością opróżniła kieliszek, sięgnęła po butelkę i nalała sobie kolejny. Yao widział to rodzinne podobieństwo. "Wy Rosjanie wiecie, jak pić wódkę, czyż nie?" Yao poczuł, jak te słowa wydostają się przez jego drżące ze stresu usta, zanim w ogóle zdążył o nich pomyśleć. Jego skóra zapłonęła gwałtowną paniką, ale Natalia tylko uśmiechnęła się chytrze.

"Rosjanie? Ja urodziłam się na Białorusi, panie Wang. Jestem tylko kolejnym nieślubnym dzieckiem uwielbiającego dziwki szefa rosyjskiej nielegalnej organizacji. A wódkę piłam, zanim pierwszy raz zabiłam człowieka. Dla wyjaśnienia, miałam wtedy dwanaście lat."

Yao otworzył usta, ale zanim wydał z siebie jakikolwiek dźwięk, upłynęło kilka chwil. Niestety, tym dźwiękiem było, "Aru."

Natalia szybko wypiła drugi kieliszek. Jej lodowate, niemrugające niebieskie oczy pozostały utkwione w tych szeroko otwartych, pełnych ostrożności oczach Yao. "Ale proszę mi wybaczyć - co mówiłam? Oh, oczywiście. Obawiam się, panie Wang, że już nigdy nie wolno ci wiedzieć się z moim bratem."

Yao potrzebował zdecydowanie zbyt wiele czasu, żeby te słowa nabrały sensu w jego głowie. Gwałtownie zamrugał oczami; puls pędził pod jego skórą, czuł, jakby ktoś wypełnił jego żołądek lodem. Przez krótką chwilę pomieszczenie kręciło się dookoła niego. "Czekaj, że co?"

Natalia uniosła dłoń. Jej surowa, piękna twarz była zupełnie pusta, zimna. "Pozwól mi dokończyć. Kilka szczególnych osób nie patrzy przychylnie na tę waszą małą... przyjaźń."

Yao ledwo rozumiał te słowa, ledwo dawał sobie radę z ich przetworzeniem. Jego dłoń podniosła się do szyi owiniętej szalikiem. Sama myśl o tym, żeby już nigdy nie zobaczyć się z Ivanem pozbawiała go tchu. "Ja nie... aru..."

"Widzisz, panie Wang, zależy mi na Ivanie. Bardzo, bardzo mocno. Co boli jego, boli i mnie. Więc, rozumiesz, nie chcę widzieć, jak cierpi." Natalia nabrała powietrza przez nos, jej usta były zaciśnięte w wąską, zimną linię. "Ale on nie zawsze wie, co jest dla niego dobre."

"A ty wiesz." Yao znów mówił najpierw, myślał później. Tym razem okrutne, stalowe spojrzenie Natalii sprawiło, że Yao znieruchomiał w przerażeniu. Następne słowa, które przyszły mu do głowy, były słowami Ivana - "Twoja siostra cię dźgnęła?" "Da. Mi się wydaje, że to też był zabytek, jednakże nóż. I to nie był przypadek."  Yao starał się powstrzymać swoją panikę. Ale najbardziej na świecie pragnął, żeby w tamtym momencie Ivan wszedł przez te drzwi.

Natalia zerwała kontakt wzrokowy i nalała sobie kolejny kieliszek. Wzięła mały łyk i przekładała naczynie pomiędzy palcami, przyglądając się mu w zamyśleniu. "Nie jesteś dobry dla Ivana. Więc odejdziesz. Nie obchodzi mnie, gdzie, tak długo, jak będzie to miejsce, z którego on już nigdy nic od ciebie nie usłyszy. Dasz mu jakąś wymówkę i odejdziesz. JEŚLI tego nie zrobisz, albo zdecydujesz się opowiedzieć Ivanowi o tej naszej małej pogawędce, spotkamy się ponownie." Natalia podniosła wzrok, unieruchomiając oczy Yao tym spojrzeniem drapieżcy. Przełożyła jedną nogę nad drugą, przesuwając spódnicę, a Yao kątem oka złapał to niemożliwe do pomylenia krótkie lśnienie metalu. Oddech uwiązł mu w gardle. Natalia pochyliła się do przodu i syknęła, krzywiąc swoje czerwone usta, "I zapewniam cię, panie Wang, nie będę ani trochę tak przyjazna, jak byłam tym razem."

Yao nie miał pojęcia, co powiedzieć. Słowa stały się tylko galimatiasem pozbawionych sensu pomysłów, lodowatego przerażenia i pełnego strachu niedowierzania. "On... ja... ale..." Yao zmusił się, żeby pewnie odwzajemnić spojrzenie, wyprostować ramiona i przełknąć strach. "Ivanowi to się nie spodoba."

Natalia znów uśmiechnęła się chytrze, po czym potrząsnęła głową protekcjonalnie. "Myślisz, że mój brat jest taki potężny, czyż nie, panie Wang? Taki duży i silny. Myślisz, że może cię ochronić."

Yao nagle poczuł się bardzo mały. Zmusił się, żeby utrzymać kontakt wzrokowy i nie skulić się w sobie. "Ivan niemalże pobił człowieka na śmierć, bo ten mnie skrzywdził. Więc myślę, że denerwowanie go to bardzo głupi pomysł."

Ciemnobłękitne oczy Natalii błysnęły po raz kolejny i tym razem kryły się za nimi bardzo intensywne emocje. Jej pusta, pogardliwa twarz wykrzywiła się w furii i zazdrości. "Spędziłeś całkiem sporo czasu z moim bratem. Ludzie to zauważyli. Czy nie rozważałeś, panie Wang, że dla wszystkich zainteresowanych byłoby lepiej, gdybyś po prostu... zniknął?"

Kolejna wielka fala przerażenia przelała się przez żyły Yao. Zmęczony zdenerwowaniem żołądek Yao zwinął się w nudnościach. Nie mógł już znieść wściekłego spojrzenia Natalii i spuścił wzrok na blat. Nie był w stanie nawet pomyśleć o odpowiedzeniu. Kiedy Natalia odezwała się po raz kolejny, jej głos był spokojny, triumfalny.

"Bardzo się cieszę, że przeprowadziliśmy tę małą rozmowę. Przyznaję, jestem w stanie dostrzec, dlaczego Ivan jest tobą tak zachwycony." Natalia zaśmiała się krótkim, wysokim, zimnym śmiechem. "Zawsze lubił tych małych i słabych." Yao odczuł te słowa jak kopnięcie w brzuch. Natalia po prostu wstała. Kiedy Yao wlepił w nią wzrok, ona jedynie posłała mu malutki uśmiech i lekko wzruszyła ramionami, jakby rzucając mu wzywanie, by odpowiedział. Nienawiść i strach wrzały w ciszy w piersi Yao. "Dobrego dnia, panie Wang."

"Panna Arlowskaya!"

Donośny, radosny głos z włoskim akcentem rozbrzmiał w małej restauracji. Yao z zaskoczeniem podniósł wzrok i zobaczył Romę Vargasa stojącego po środku pokoju, z Feliciano nerwowo kulącym się u jego boku. Starszy z włochów był ubrany w swój zwyczajowy czarny garnitur, jego wesołe oczy były skoncentrowane na Natalii. Wszyscy w pomieszczeniu odwrócili się, by popatrzeć.

Natalia wyzywająco wyprostowała się do swojej pełnej wysokości. "Signor Vargas." Atmosfera gwałtownie się zmieniła, gęstniejąc i przyjmując zimny, napięty nastrój.

"Chyba jeszcze nie wychodzisz?" zapytał Roma, podchodząc i zatrzymując się przed Natalią, z Feliciano idącym tuż za nim ze strachem. Natalia jedynie patrzyła, jak podchodzi, z protekcjonalnym, szyderczym uśmiechem.

"Obawiam się, że moje interesy w tym miejscu zostały na dzisiaj już zakończone. Co sprowadza cię do tej małej restauracji?" Spojrzała znacząco w dół, na Yao. Roma zdawał się tego nie zauważać.

"Wyłącznie najlepszy makaron w mieście, madam. Następnym razem musisz spróbować."

Te słowa miały jakieś drugie dno. Ich ludzie stali nieopodal, czujnie patrząc na siebie nawzajem. Ciśnienie było niemalże namacalne, powietrze wciąż ciężkie i naelektryzowane.

Natalia wydawała się być zgorszona na samą myśl. "Chociaż doceniam propozycję, signore, mam szczerą nadzieję, że nie będę musiała tu wracać.

Roma przyłożył dłoń do klatki piersiowej. "To szkoda. Jestem zaskoczony, że masz jakikolwiek czas wolny, biorąc pod uwagę to, jak zajęta musisz być ostatnimi czasy."

Zapadła ciężka cisza. Ramiona Natalii zesztywniały. Kiedy się odezwała, jej głos był jak sopel lodu. "Proszę?"

Roma jedynie uśmiechnął się radośnie. "Cóż, z problemami, które macie ostatnio w swoich szeregach, pomyślałbym, że masz ręce pełne roboty. Takie problemy są okropnym zmartwieniem. Małostkowe sprzeczki o przywództwo, przecieki kluczowych danych."

Głębokie, niebieskie oczy Natalii się rozszerzyły. Po prostu wlepiała w niego wzrok ze złością, aż po kilku chwilach jej zimne spojrzenie zwróciło się ku Feliciano. Uśmiechnęła się okrutnie. "To jest twój wnuk, tak? Feliciano, jeśli się nie mylę."

Uśmiech Romy opadł i przesunął się, stając przed Feliciano. "Wydaje mi się, że teraz nie jest na to odpowiedni czas, panno Arlowskaya."

"Ani miejsce." Natalia odwróciła swoje mordercze spojrzenie od drżącego Feliciano.

Roma znów się uśmiechnął, chociaż jego oczy były wypełnione nienawiścią. "Tak czy siak, zawsze miło jest mi cię widzieć."

Natalia odwzajemniła szyderczy uśmiech. "Zawsze."

"Przekaż pozdrowienia bratu."

Natalia uśmiechnęła się szerzej, obnażając zęby, ukryte wcześniej za czerwonymi ustami. "Oh, proszę uwierzyć, tak zrobię. Żegnam, signore."

Roma lekko skłonił głowę. "Madam."

Natalia rzuciła Yao ostatnie przeszywające spojrzenie, po czym pewnym krokiem przeszła przez pomieszczenie i szybko wyszła, a zaraz za nią jej trzech ludzi w czarnych garniturach. Yao nie mógł powstrzymać westchnienia ulgi. Ale przecież został jeszcze...

"Yao!" Yao uśmiechnął się nerwowo. Nie był pewien, czy mógł znieść tego jeszcze więcej. Roma usiadł naprzeciwko niego i znacząco pokazał w kierunku, w który oddaliła się Natalia. "Tylko przyjazna pogawędka?"

"Coś w tym rodzaju."

Roma pokiwał głową w zamyśleniu. "Feliciano, skocz zrobić mi trochę tego twojego pysznego Fettuccine Alfredo."

Feliciano pokiwał głową i prędko odszedł. Był zaskakująco cichy i wyglądał na przerażonego. Yao zauważył zaniepokojonego Francisa stojącego w progu tylnych drzwi - patrzył jak on i Feliciano rozpoczynają żarliwą rozmowę, rzucając Yao ostanie zmartwione spojrzenie, po czym zniknął w kuchni. Yao skierował swoją uwagę z powrotem na Romę, uśmiechającego się miło. Yao znał tego mężczyznę od lat. Poza tym, że był dziadkiem Feliciano, był też stałym klientem i miłym facetem. Zawsze był miły i przyjazny; ciężko było uwierzyć, że prawdopodobnie był głęboko uwikłany w sprawy zorganizowanych grup przestępczych, ale to było coś, o czym nikt nigdy nie wspominał. Yao starał się przygotować na kolejną trudną rozmowę tego dnia.

"Przejdę prosto do sedna," powiedział Roma. Yao niemalże skrzywił się, bo wcześniej Natalia użyła dokładnie tych samych słów. "Feliciano opowiada mi, że zaprzyjaźniłeś się z Ivanem Bragińskim."

"Cóż..." Yao nie był pewien, jak odpowiedzieć. Dlaczego ludzie cały czas tak mówili? O co chodziło z tymi eufemizmami? "'Przyjaciele' to nie jest najlepsze słowo."

"Widujesz się z nim," doprecyzował Roma. Odchylił się na swoim krześle, wygładzając rękawy marynarki, wpatrując się bezpośrednio w Yao intensywnymi, brązowymi oczyma. Yao zdecydował odpowiedzieć w prost i spróbować jak najszybciej mieć ten nonsens z głowy.

"Tak."

"Jesteś w nim zakochany?"

Yao przestraszył się tym pytaniem. "To nie jest za bardzo twój inte..." Miej to z głowy, utrzymaj godność... "Tak. Aru." Cholera...

Roma wziął głęboki oddech. Wyglądał na rozczarowanego. "Chodzi o to, Yao, że teraz nadeszły bardzo niespokojne czasy dla organizacji Ivana. Wiemy więcej, niż im się wydaje. Jeden z ich wtajemniczonych filtruje informacje i sprzedaje je reflektantom z zewnątrz. Starają się ściągnąć Ivana na dno."

Yao zatrzymał się, żeby przyswoić te słowa. Właśnie to słyszał od samego początku, kiedy zaplątał się w znajomość z Ivanem - ktoś hakował ich pliki. Wiąż nie wiedział, co to ma wspólnego z nim samym, ani dlaczego powinien się tym przejmować. Jedyne czego chciał, to być z Ivanem. Wciąż jednak to właśnie na nim ciążyło podejrzenie winowajcy. "Mróz."

Roma pokiwał głową, wyraz jego twarzy był stanowczy i pełen skupienia. "To oczywiste, że generał Mróz chce przejąć dowództwo. Jednakże Ivan się przez nim nie cofnie, nie tak łatwo."

"On o tym wie?"

"Ivan jest szalony, ale nie głupi. Wie, że Mróz coś knuje. Ale jest wystarczająco inteligentny, żeby trzymać go blisko siebie, bo w ten sposób może dowiedzieć się prawdy. A Mróz nie działa sam."

Yao natychmiast znalazł kolejnego podejrzanego. "Natalia."

"Możliwe. Jednakże my wolimy, żeby to Ivan pozostał bossem rosyjskiego ugrupowania. Dużo przyjemniejsza jest praca z nim, niż z Mrozem czy Natalią."

Yao nie był pewien ile z tego chce wiedzieć. "Ale wy nie... pracujecie razem, prawda?"

"Nie, ale musimy pracować koło siebie. Ivan to rozumie. Mróz nie. A teraz przejdźmy do tego, jakie znaczenie w tej sprawie masz ty."

Yao poruszył się niekomfortowo i spojrzał w kierunku drzwi. Tak bardzo chciał już mieć to za sobą... "Ja?"

Roma pokiwał głową. "Jesteś idealnym punktem zaczepienia dla Mroza. Twój timing, obawiam się, był niesamowicie nieodpowiedni."

Yao pokręcił głową. "Mróz już próbował mnie obwiniać. Ivan mu nie uwierzył. Prawie go zabił."

Roma się z tego zaśmiał. "Szkoda, że tego nie zrobił. Chociaż w końcu, to dobrze dla niego."

"Więc, naprawdę nie rozumiem, co ja..."

"Stoisz mu na drodze, Yao. Jesteś uwięziony w środku niebezpiecznej zimnej wojny, a jeśli się z niej nie wydostaniesz, stanie ci się krzywda."

"Ivan do tego nie dopuści."

"Ivan nie może kontrolować wszystkiego. Właściwie, to całkiem samolubne z jego strony, że pozwala ci się w to mieszać."

"Nie jestem w to zamieszany."

"Yao, jeśli komuś takiemu jak Ivan na tobie zależy, to - chcesz czy nie - jesteś zamieszany."

Yao nie mógł tego ignorować. Roma miał rację. Nie ważne, jak bardzo chciał być z Ivanem, nie ważne, jak bardzo nie chciał mieć niczego wspólnego z Mrozem i Natalią, i przerażającymi wybuchami wściekłości Ivana, to nie zmieniało postaci rzeczy. Był zamieszany. Toris stawiał tę sprawę jasno już kilka razy; Natalia uczyniła ją zupełnie oczywistą zaledwie kilka chwil wcześniej. Yao jednak wciąż zastanawiał się, czy to było wystarczające, żeby utrzymać go od tego z daleka. Roma zdawał się czytać mu w myślach.

"Proszę, Yao, po prostu... weź pod uwagę moje słowa." Roma się uśmiechnął. "Jesteś fajnym dzieciakiem, Yao. Jest masa innych facetów, którzy nie są tak niebezpieczni. Nie ma potrzeby wdawać się w znajomości z.. cóż, z ludźmi takimi, jak my."

Yao rozważał te słowa tylko przez bardzo krótką chwilę. Może Roma miał rację. Ale Yao już zdecydował. Zdecydował, że Ivan jest wart tego niebezpieczeństwa. Zdecydował, że jest wystarczająco głupi, żeby zaryzykować.

"Ahh!" krzyknął Roma radośnie, kiedy Feliciano wrócił z kuchni, niosąc talerz parującego białego makaronu. Roma potarł dłonie z dużym, wesołym uśmiechem na ustach - jego wcześniejsza powaga całkowicie zniknęła. "Feli, to wygląda wyśmienicie!" powiedział, kiedy Feliciano kładł talerz na stole, uśmiechając się z dumą. "Mój wnuk jest najlepszym kucharzem w kraju!"

Yao uśmiechnął się w odpowiedzi. "Przyniosę ci do tego trochę wina." Yao wstał prędko i pospieszył do kuchni, gdzie Francis natychmiast chwycił go za ramię i odezwał się z niepokojem.

"Yao, co się dzieje? Wszystko w porządku?"

"Tak. Tak, w porządku."

I, co dziwne, tak właśnie było. Nie było tak, jak wcześniej. Tak, po jego głowie krążyło zbyt wiele myśli i był trochę przestraszony, i całkiem zdezorientowany, i zupełnie poważnie wkurzony, ale  coś się zmieniło. Yao wreszcie zdał sobie sprawę, że zupełnie nic - ani to, że Ivan był niebezpiecznym bossem mafii, ani to, że jego siostra i główny doradca chcieli go zabić, ani to, w jakim niebezpieczeństwie się znajdował, ani pytania pozostawione bez odpowiedzi, ani ostrzeżenia otrzymywane od obu stron - zupełnie nic, do cholery, nie mogło powstrzymać Yao od bycia z człowiekiem, w którym był całkowicie i bezkreśnie zakochany.

Yao wyciągnął telefon i wpisał numer Ivana. Jeszcze nigdy pod niego nie dzwonił i nie mia nawet pewności, że Ivan odbierze, ale już po zaledwie dwóch sygnałach po przeciwnej stronie słuchawki odezwał się wesoły głos Ivana, a serce Yao przyspieszyło tempa.

"Witaj, smoku!"

"Ivanie. Chcę stąd uciec."

"Uciec, Yao?"

"Tak. Proszę, chodź mnie odebrać i zabierz mnie stąd gdzieś, gdziekolwiek, gdzie będziemy mogli być tylko ty i ja, i nikt inny." Yao zamknął oczy i z frustracją potarł powieki. To było niedorzeczne. Nie było absolutnie żadnej możliwości, żeby...

"Dobrze więc, Yao, niedługo się zobaczymy!" Rozłączył się. Yao zdziwił się, że w ogóle nie był zaskoczony.

Pół godziny później pod restaurację podjechała znajoma limuzyna. Po chwili w progu frontowych drzwi pojawił się Raivis. Yao zdjął swój fartuch i wepchnął go w dłonie Francisowi. Spojrzał na przyjaciela ostrzegawczo. Jeśli ktokolwiek mógł to zrozumieć, to właśnie Francis. "Ani słówka."

Francis wciąż wyglądał na lekko niezdecydowanego. "Nie wiem, co się dzieje, ale proszę - bądź ostrożny." Ale wtedy puścił mu oczko. "I baw się dobrze, chéri."

Yao wybiegł na zewnątrz i zobaczył Ivana stojącego przy otwartych drzwiach samochodu, uśmiechniętego i oszałamiającego, i idealnego. Jego fioletowe oczy lśniły w słońcu, jego jasne włosy były potargane wiatrem. Kolana Yao niemalże się pod nim ugięły.

"Smoku! Wolisz słońce, czy śnieg?"

Yao chwycił wielkie, silne ramiona Ivana, wpatrywał się w jego płomienne fioletowe oczy i natychmiast poczuł spokój. Jego zapach i sama jego obecność zalały Yao falą, zmywającą z niego wszystkie obawy, bóle i niepokoje. Po raz kolejny, wszystko w świecie było w porządku. "Gdziekolwiek, Ivanie. Zabierz mnie gdziekolwiek."

KONIEC.

x-x-x-x-x

Nie pozostaje mi nic innego, jak bardzo podziękować Wam za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i przede wszystkim komentarze! Uwielbiam Was ❤️

Tłumaczenie tego opowiadania zajęło mi 20 dni, ale korekta za to aż 23 - w sumie 43, czyli i pod względem ilości poświęconego czasu, i pod względem liczby słów (która wynosi 47749 - ok. 200 stron) jest to drugi najdłuższy z moich przekładów.
Suma wszystkich słów wszystkich moich tłumaczeń wynosi teraz ok. 211 tyś.

Zamierzam wrócić teraz do tłumaczenia komiksów, bo życie prywatne ostatnio daje mi trochę w kość i nie mam siły, żeby zająć się czymś większym, chociaż miałam to w planach ಥ‿ಥ
Tak więc wypatrujcie update'u gdzieś na początku przyszłego tygodnia (◍•ᴗ•◍)

Ah, no i oczywiście życzę Wam wszystkim szczęśliwego Nowego Roku!
Miejmy nadzieję, że 2021 będzie lepszy niż chylący się ku końcowi '20 (bo gorzej już chyba być nie może), że wszystko - w miarę możliwości - wróci do normy i że wszystkim, którzy mają jakieś postanowienia noworoczne, uda się ich dotrzymać!
Happy New Year, guys! ❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top