Rozdział szósty
"Ziemniaki," powiedział Francis, zaglądając Yao przez ramię na ekran laptopa, po czym opadł na na kanapę. Tak, jak cała reszta mebli w mieszkaniu Francisa, była ona w głębokim odcieniu czerwieni, raczej droga i całkowicie przesadzona. Podniósł dłoń, dmuchnął na paznokcie i wrócił do ich piłowania. "Myślę, że jedzą dużo ziemniaków."
"Ziemniaki..." Yao popatrzył z powrotem na ekran. Nic z wyników wyszukiwania 'tradycyjne rosyjskie jedzenie' nie rzucało mu się w oczy. Westchnął i oparł się o kanapę, czując kolano Francisa za swoją głową. "Nie mogę zrobić po prostu talerza ziemniaków."
"Czemu nie? Właśnie to podał nam Arthur, kiedy raz dla nas gotował."
"Jestem pewien, że były w tym też kiełbaski." Yao przeszedł dreszcz. Możliwe, że był to najgorszy posiłek jego życia i wciąż nie wiedział, jak to możliwe, że tak zachorował od gniecionych ziemniaków. "Poza tym, wątpię, żeby talerz gniecionki był tradycyjnym rosyjskim daniem."
"Szkoda, że Ivan nie jest Anglikiem, non?"
Yao się zaśmiał. Był w odwiedzinach u Francisa, w jego mieszkaniu piętro wyżej, żeby uciec od donośnego hałasu kłótni w mieszkaniu na dole. A znając sposób, w jaki zazwyczaj kończą się kłótnie Alfreda i Arthura - większą ilością krzyków i przekleństw - tylko innego rodzaju - prawdopodobnie utknął tu do północy, albo i na dłużej.
Francis wyciągnął dłoń, żeby Yao się jej przyjrzał. Yao tylko pokiwał głową w roztargnieniu, a Francis zaczął piłować paznokcie drugiej dłoni. "Więc, masz ostatnio dużo szczęścia?"
"Nie za bardzo." Yao szybko zaczynał żałować swojej obietnicy ugotowania Ivanowi tradycyjnego rosyjskiego jedzenia. Wiedział, że był dobrym kucharzem, ale przy tym był także perfekcjonistą i bardzo bał się cokolwiek zepsuć. Zepsucie czegoś przy Ivanie było ostatnią rzeczą, jakiej pragnął. "Może mógłbym zrobić barszcz?"
"Hmm, zupa, mógłby się zrobić bałagan," powiedział Francis, w zamyśleniu stukając się palcem w podbródek. "Pamiętaj, żeby zrobić coś, przy jedzeniu czego wygląda się dobrze."
"Nawet o tym nie pomyślałem," powiedział Yao, gapiąc się pusto w ścianę. "Świetnie, teraz mam kolejne zmartwienie."
"Nie martw się, cheri, jeśli wszystko zawiedzie, podaj banany na deser. To działa za każdym razem."
Yao sięgnął za siebie i uderzył Francisa w kolano. "Czy mógłbyś mi pomóc, tak na poważnie?"
"W porządku, dobra... co z tą całą pie... pieczenią?" zapytał Francis, wskazując na ekran laptopa.
"Zajmuje za dużo czasu." Yao nie wiedział, co Ivan sądziłby o tym, że spędziłby u niego dwa dni przygotowując posiłek. Yao nie wiedział, co on sam by o tym sądził. W każdym razie... niepraktyczne.
"Cóż, co ze strogonowem... to jest rosyjskie, no nie?"
"Zbyt proste." Yao chciał ugotować coś mniej znanego, czego odnalezienie wymagałoby trochę wysiłku.
"Proszę bardzo, ja próbuję ci pomóc, a ty lekceważysz moje sugestie. Przykro mi, teraz zostałeś sam." Francis skupił całą uwagę na swoich paznokciach.
"Cóż, co sądzisz o..."
"M-m," Francis wyciągnął palec wskazujący w geście nakazującym ciszę. "Nie możesz już prosić mnie o radę, skoro jesteś taki szybki do ich zbywania."
Yao wzruszył ramionami. Francis nie potrafił nie mówić przez dłużej, niż dwie minuty. Przynajmniej z Francisem mógł rozmawiać o Ivanie. W przeciwieństwie do Alfreda, nie mówił cały czas o tym, że tylko szpiedzy noszą trencze, albo o tym, że Ivan musi mieć poważne powiązania z podziemiem, żeby móc zamknąć całe zoo. To prawda, że gadał o rzekomych przymiotach Rosyjskich mężczyzn i powtarzał Yao, żeby zmierzył jego palec serdeczny, ale to było jakoś bardziej znośne.
Minęło tylko kilka dni od popołudnia w wolierze tygrysów, ale Yao już tęsknił za Ivanem. Jakaś racjonalna część jego umysłu podpowiadała mu, że trochę głupio było stawać się tak zaślepionym kimś, kogo spotkał dwa razy i kto bez wątpienia nie był nikim, z kim kontakty były bezpieczne. Ale pozostała część zwyciężyła z łatwością nad tą racjonalną. Mógł myśleć tylko o silnej dłoni Ivana splecionej z jego, kiedy patrzyli na tygrysy syberyjskie, pełnym dumy uśmiechu Ivana, kiedy odsłaniał koszyk piknikowy pełen kanapek z masłem orzechowym, fioletowych oczach Ivana wpatrujących się w jego oczy, pocałunkach Ivana, jak Ivan go przytulał, przyciągał bliżej do siebie... tak naprawdę, od dwóch dni Yao praktycznie nie myślał o niczym innym.
Yao ostatnim razem słyszał cokolwiek od Ivana, kiedy zadzwonił do niego poprzedniego ranka, budząc go o szóstej w jego wolny dzień. Yao odebrał telefon na wpół śpiący i wkurzony, nie patrząc nawet na numer wyświetlaczu.
"Czego chcesz, do cholery?" krzyknął.
Odpowiedź była tak radosna, jak zwykle. "Zaprosić cię na jutro na obiad, do mnie do domu!"
Yao usiadł gwałtownie. "Ivan!"
"Yao!"
"Ja, um, oh... jutro?"
"Tak! Zobaczymy się wtedy... proszę, pamiętaj, gotujesz mi tradycyjną rosyjską potrawę, da? Ja się nie mogę doczekać! Do zobaczenia jutro, smoku!" I się rozłączył.
Więc teraz Yao z desperacją szukał rosyjskiego przepisu, a miał na znalezienie go mniej niż 24 godziny. Oczywiście nie miał pojęcia, jak ma się dostać do domu Ivana, bo nie miał też pojęcia, gdzie się znajdował. Ale Yao nie był aż tak zdenerwowany, jak niemalże boleśnie zaciekawiony. Starał się ignorować ten supeł w swoim żołądku i nadal przekilkiwał kolejne wyniki wyświetlające się na jego laptopie.
Yao dotarł do obiecująco wyglądającej strony i trącił Francisa łokciem. "Hej, popatrz na to..." Przerwało mu dochodzące ze schodów ogłuszające dudnienie. Spojrzał pytająco na Francisa, który zerwał się do pozycji siedzącej, z wyrazem twarzy pełnym poczucia winy.
"Oh, Yao," powiedział. "Zapomniałem... przychodzą do mnie Gilbert i Antonio."
Yao zamknął oczy na krótką chwilę. Świetnie. Dwa pozostałe błazny. Podczas gdy Antonio nie był taki zły, Yao nigdy nie dogadywał się za bardzo z Gilbertem. Znali się, zanim Yao poznał Francisa... Brat Gilberta, Ludwig, był jednym z najlepszych przyjaciół Kiku. Od kiedy tylko Yao pamięta, Gilbert zawsze był aroganckim kretynem, którego dobrowolna ignorancja rywalizowała nawet z tą Alfreda. Dudnienie dotarło do drzwi, a Yao wcisnął się w kanapę tak mocno, jak tylko mógł.
"Myślę, że twoi sąsiedzi mordują siebie nawzajem," powiedział Gilbert radośnie, wpadając przez drzwi, zanim Francis zdążył do nich podejść.
Yao wgapił się w ekran swojego komputera.
"Gilbert przyniósł tylko piwo. Podasz mi butelkę czerwonego?" Yao rozpoznał hiszpański akcent Antonia.
"Wam też bonjour. Częstuj się, mam go masę w kuchni."
"Wino, ugh. Masz te swoje super ciastka z kawałkami czekolady?"
"Na ławie."
"Francisco, ten sikacz ma tylko rok!"
"Mon Dieu, jeśli chcesz lepsze, sam sobie przynieś!"
"Oooooh, przewrażliwiony na punkcie twojego taniego wina, eh? Wszyscy wiemy, że masz skład drogiego w swoim pokoju, biegnij przynieść mi jedno."
"A może pieprz się, albo beso mi culo, jeśli wolisz?"
"Nie, dzięki, nie wiem, gdzie była."
"Mmm, te ciastka są świetne z piwem! Co jest na... hej, chińskie dziecko!" Yao jęknął z rozczarowaniem. Został zauważony.
"Wiesz co, na szczęście nie tak mam na imię," powiedział Yao, kiedy Gilbert przeskoczył przez oparcie kanapy i wylądował na poduszkach za nim.
"Hej, Yao," uśmiechnął się wesoło Antonio. Yao pomachał do niego bez zbytniego zapału.
"Co to wszystko jest?" Gilbert nachylił się nad Yao, biorąc myszkę z jego ręki i przewijając otwartą stronę. Rozsypał okruszki na klawiaturze. "Rosyjskie jedzenie. Po co na to patrzysz?" Yao odsunął się od Gilberta.
"Yao chodzi z Rosjaninem," wyjaśnił Francis.
"Ooh, Rosjanin, jest gorący?"
Yao zatrzymał się. Cóż, tak właściwie, to był niewiarygodnie gorący... "Cóż... um..."
"Ah, tak, Feliciano wspominał, że masz chłopaka," powiedział Antonio.
"Nie mam chłopaka!" powiedział stanowczo Yao. "Czy ten dzieciak nie może trzymać buzi na kłódkę, chociaż przez trzy minuty?"
"Geez, Francisie," powiedział Gilbert, "czy ja jestem jedyną osobą hetero, z którą się przyjaźnisz?" Słysząc to, obaj Francis i Antonio wybuchnęli śmiechem. Gilbert rzucił im lodowate spojrzenie. "Co?"
"Hetero. Hehe. Ta," powiedział Antonio, podczas gdy koło niego Francis chichotał niekontrolowanie.
"Właśnie to powiedziałem," powiedział Gilbert przez zaciśnięte zęby.
"Ekhem, Roderich, ekhem," powiedział Antonio zasłaniając dłonią usta. Francis chwycił ramię Antonia, śmiejąc się histerycznie.
Gilbert odwrócił się na kolanach, ledwo unikając walnięcia Yao w głowę i znad oparcia kanapy spojrzał pozostałym w twarze. "Tak, jak mówiłem wam już trzydzieści pięć razy, byłem pijany, było ciemno i myślałem, że to Elizaveta!"
Francis opadł na podłogę i zaskomlał. Nawet Yao nie mógł się powstrzymać od cichego parsknięcia, mimo tego,że wziął swojego laptopa i wstał. Zakaszlał, próbując pozbyć się swojego uśmiechu.
"Pomimo tego, że niezmiernie chciałbym tu zostać," powiedział Yao głosem ociekającym sarkazmem, "naprawdę muszę już iść."
"Myślałem, że zostaniesz?" powiedział Francis, patrząc na niego z podłogi, na której leżał łapiąc się za brzuch.
"Cóż, miałem... żeby uciec od hałasu. I proszę bardzo." Yao skierował się do drzwi.
"Mam nadzieję, że niedługo prześpisz się z tym Rosjaninem. Totalnie tego potrzebujesz," powiedział Gilbert. Yao spojrzał na niego ze złością i, ignorując błagania Francisa, żeby został, wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
Yao zszedł po schodach i jęknął, sfrustrowany dźwiękami dobiegającymi z dołu. Przynajmniej Arthur i Alfred już się nie kłócili. Niestety, teraz robili różne inne rzeczy. Yao wszedł do swojego mieszkania i przegrzebał je w poszukiwaniu ipoda. Właśnie w momencie, kiedy znalazł go w górnej szufladzie, przez sufit zaczęła przebijać się głośna muzyka. Yao powstrzymał się przed kopnięciem w ścianę, podłączył słuchawki i podgłosił na full. Wiedząc, że nie ma mowy o spaniu przez najbliższy czas, opadł na łóżko i otworzył laptopa. Przez następną godzinę przeglądał strony o gotowaniu, które zapisał wcześniej i robił notatki. Kiedy skoczył, mimochodem przeglądał swoje zakładki, postanawiając na koniec sprawdzić swój e-mail przed podjęciem próby pójścia spać, znalazł jeden, o tytule "Cześć, Smoku!". Serce Yao przyspieszyło. Kliknął w niego i przeklinał sekundę, którą zajęło mu otwarcie się. Kiedy to już się stało, zobaczył tylko jedną linijkę.
Mój samochód odbierze cię jutro o 5 po południu. Xxx Ivan
Yao przeczytał go trzydzieści razy. Kiedy kliknął odpowiedz, nie miał zielonego pojęcia, jak odpowiedzieć. Po około pięciu próbach, między innymi "Jestem całkowicie zdolny sam się tam zjawić, dziękuję" oraz "Skąd, do cholery, masz mój e-mail?" Yao napisał wreszcie "Okej." Kliknął wyślij, zamknął laptopa i wyciągnął słuchawki z uszu. Wreszcie było wystarczająco cicho, żeby mógł zasnąć. Sen jednak wcale nie miał zamiaru się spieszyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top