Starcie

Sytuacja wcale nie była zbyt przyjemna. Ozrock Bitwey, jeden z najgorszych pomiotów jakie istnieją pojawił się na ziemi, by bronić córki. Nie był zachwycony z tego, że ta była już smokiem, ale nie miał do nikogo pretensji. Tak się już musiało stać i był na to gotowy. Fei wraz ze swoją grupą trochę nie wiedział co ma zrobić. Musiał się więc skontaktować z szefem. Nie było na to jednak czasu.

- Czyli to sprawka was. Mogłem się domyśleć, że ten idiota wpadnie na taki pomysł. By posłużyć się wami i tymi dziwnymi mocami, które i tak was zabiją. Nie macie pojęcia z czym się mierzycie. Ale skoro już tak się stało, pozwolę się wam samym unicestwić. To nie będzie długo trwało.- Taka, która leżała kilka kroków za nim ocknęła się i rozejrzała po okolicy. Widząc dziwnego przybysza, o resztkach sił wstała i odepchnęła go łbem gdzieś na bok.

- Zostaw ich. To nie ma sensu. Są sterowani przez tego w zielonych włosach. Jego trzeba usadzić.- mówiąc to stanęła na równe nogi.- Nie wiem kim jesteś, ani skąd się wziąłeś, ale jak chcesz pomóc to rób co mówię. Za mną stoją moi przyjaciele. Przede mną wrogowie i jedna osoba, na której mi zależy. Pomóż, a ci to jakoś wynagrodzę. 

- Jak sobie życzysz Katsumi.- odparł mężczyzna i ruszył na chłopaków.- Skoro gracie nie czysto, to ja też tak będę.- po chwili na boisku pojawiła się jego dusza. Nie wyglądała najlepiej ale widać było, że jest potężna.- Jednego mam ocalić. Którego?- tu zwrócił się do smoka. 

- W białych włosach.

- Tego? Hm, za grosz gustu. To chyba masz po matce.- podsumował i zaraz rozpętała się istna wojna. W tym czasie Taka podeszła do reszty i przepędziła ich z boiska.

- Nie możecie tu być. To nie koniec. Uciekajcie stąd i zostańcie w pokojach. Na nic się nie zdacie ranni. Proszę was.- nalegała i popychała ich w stronę wyjścia. 

- Ale kto to jest?- dopytywał Atsuya patrząc na rzeź.

- Nie mam pojęcia. Ale się dowiem. Wy uciekajcie stąd. Ja mu pomogę.

- Ale nie jesteś w stanie. Jesteś ranna.- zauważył Hiroto.

- To nic takiego. Nie tak sobie radziłam. No już, zmiatać.- chłopaki nie chętnie ale odeszli z boiska. Oglądali się jeszcze parę razy za siebie zastanawiając się czy na pewno dobrze robią. Nie chcieli jednak narażać się bardziej przyjaciółce więc faktycznie odeszli. Taka tymczasem podeszła do niebieskowłosego i stanęła u jego boku. Ten zmierzył ją wzrokiem i rzucił mimo wolnie.

- Czyli walczysz.

- Pewnie, że tak. Nie dam im tej satysfakcji z pokonania mnie. Może i jestem teraz smokiem, ale to daje mi przewagę.- tamten skinął głową.

- Jako księżniczka posiadasz jedyną w swoim rodzaju moc, która pomoże ci wygrać każdą bitwę. Musisz tylko w siebie uwierzyć.- Taka już chciała się zgodzić, ale coś do niej dotarło.

- Zaraz, jak to księżniczka? Przecież...

- Teraz mi pewnie nie uwierzysz, ale prawdziwym ojcem jestem ja. Ty jesteś moją córką Katsumi. Więcej nie pozwolę cię sobie zabrać. Już nigdy. A teraz pokonajmy zło tego świata. To jest dopiero początek.

I tak się faktycznie stało. Taka wraz ze swym ojcem stanęła do bitwy przeciwko Feiowi i jego bandzie. Smoczyca wiedziała jednak, że nie może skrzywdzić Saru. Chłopak musi ocaleć. Może uda się go jakoś nawrócić. Na razie używała do walki czego się da. Pazurów, kłów oraz błękitnego ognia. Fei i reszta unikalna jakoś ataków ale do pewnego czasu. Ozrock szepnął coś na ucho smokowi a sam unieszkodliwił Betę. Taka zastanawiając się nad jego słowami, coś sobie przypomniała. Te wszystkie sny o błękitnym płomieni jakie miewała, pokazywały jej duszę. Te, co nie każdy potrafi wywołać a tym bardziej kontrolować. Czyli o to chodziło. Jej duszą był tak na prawdę....

- " Mój wewnętrzny ogniu, zapłoń niczym pradawny złoty ogień. Ujawnij moc, błękitnego Feniksa.." - użyła tego samego sformułowania, które podrzucił jej Ozrock. I faktycznie, stało się. Wokół zgromadził się błękitny ogień, który po połączeniu z sercem smoka przybrał krztalt ogromnego Feniksa. Na ten widok, wrogowie zamarli. Przestali walczyć tylko patrzyli na potężnego ptaka ognia.

- To niesamowite...-wyszeptał niemalże Fei robiąc krok do tyłu.- Jak udało Ci się...

- To legendarna dusza.- oznajmił Ozrock również patrząc na ptaka.- Tylko jedna osoba we wszechświecie jest w stanie go wywołać. Jest nią moja córka. A teraz poczujecie jej gniew za wszystkie krzywdy, które wyrządziliście.

Feniks machnął kilka razy skrzydłami i rzucił się na niewielką grupkę. Nie mieli z nim najmniejszych szans. Był ogromny a do tego bardzo silny. Ucieczka nie załatwi sprawy. I tak ich dopadnie. Walczyć teraz raczej nie ma sensu. Stali więc i czekali na swój koniec. Całe szczęście, że Taka nie chciała ich tak na prawdę zabić. Nie, to nie tak miało wyglądać. Jedyne co zrobiła, to mocno ich pokiereszowała. W momencie, kiedy Fei został ranny i jego moc przestała działać, spod złego uroku uwolnił się Saru. Chłopak ledwo uciekł przed płomieniami. Wszystko sobie przypomniał. To jego wina, to on stworzył smoka i zabił Takę. Nie wiedział jednak, jaka jest prawda, i że to właśnie ona go ocaliła. Czym prędzej uciekł z pola niezauważony i ukrył się gdzieś w pobliżu.

Gdy tylko Feniks zniknął a Taka odzyskała siły, podeszła do poszkodowanych i każdemu się przyjrzała. Każdy z nich oddycha więc kamień z serca jej spadł. Odwróciła się do Ozrocka, który stał za nią i spytała.

- To wszystko to prawda? Ty jesteś moim ojcem? Czemu nie było cię przez te wszystkie lata?

- Miałem związane ręce przez cały czas. Teraz jednak, mam zamiar odebrać to co moje. I przywrócić naszej rodzinie spokój. Nic jednak nie zmienia faktu, że jesteś księżniczką. Twoje prawdziwe imię to właśnie Katsumi. A teraz chodź. Mamy jeszcze do zrobienia kilka rzeczy.

*******

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top