EPILOG: TILL THE END
Ciemnowłosy pchnął drzwi kawiarni i wszedł do wnętrza lokalu. Dobrze znał to miejsce. W ostatnich dniach często tu przychodził i czuł się tutaj naprawdę dobrze. Podobało mu się to, że niemal zawsze panowała tu przytulna atmosfera i można było uniknąć tłumów, które gromadziły się w pobliskich restauracjach i pubach. Czasem po prostu przychodził tu i siadał przy jednym ze stolików, wyciągał wtedy książkę i czytał, popijając czarną, gorzką kawę.
Teraz też wewnątrz znajdowało się jedynie kilka osób, zajmując poszczególne stoliki. Wybrawszy ten znajdujący się w głębi sali, ruszył powoli w jego stronę. Postawił swoją walizkę w rogu pod ścianą, zdjął z ramion swój cienki płaszcz w kolorze nude i, przewiesiwszy go przez oparcie, opadł na jedno z drewnianych krzeseł. Było wciąż dosyć wcześnie, w kawiarni było więc jedynie kilka osób. Mimo to wolał usiąść w większej odległości od pozostałych bywalców, by pozostawić pewną swobodę rozmowy. Nie chciał być zmuszony uważać na to, czy przypadkiem nikt się nie przysłuchuje temu, co ma zamiar wyznać. Wiedział, że ta rozmowa nie będzie wcale łatwa, ale czuł, że musi to zrobić.
Od kilku dni męczyły go wyrzuty sumienia, a po tym, co się wczoraj wydarzyło, już w ogóle nie mógł przestać o tym myśleć. Niemal odruchowo wsunął dłoń do kieszeni spodni i wyjął z niej małe pudełeczko. Przez chwilę bawił się nim, przerzucając je powoli w swoich dłoniach, by w końcu unieść wieczko. Gdy jego spojrzenie odszukało to, co znajdowało się w środku, z jego warg wyrwało się mimowolne westchnienie. Kierowany jakimś dziwnym impulsem, wyciągnął dłoń i chwycił w palce pierścionek, który kupił kilka tygodni temu. Przez chwilę przyglądał mu się, błądząc myślami gdzieś daleko.
Gdy go kupował, naprawdę myślał, że być może kiedyś usłyszy to cudowne słowo „Tak", staczające się z ust mężczyzny, którego pokochał ponad rok temu. Nie był do końca pewny, kiedy zdał sobie sprawę ze swoich uczuć, po prostu któregoś dnia na niego spojrzał i wiedział, że mógłby spędzić z nim resztę swoich dni. Pragnął, by Jeongguk go pokochał równie mocno, co on jego, ale tak naprawdę chyba od samego początku wiedział, że nigdy nie pokocha go tak, jak jego...
Taehyung.
Ten chłopak był wszędzie. Mimo że nie było go z nimi, podążał za nimi jak cień za swoim właścicielem. Jeongguk nie potrafił przestać o nim myśleć. To było tak, jakby tatuażysta wkradł się pod jego skórę wraz z tuszem, którym pokrył jego ciało. Od samego początku wiedział, że nawet jeśli młody artysta kiedyś go pokocha, jego uczucie nigdy nie będzie równie mocne jak to, którym darzył swojego byłego partnera, ale wierzył w to, że jeśli będzie cierpliwy i wyrozumiały, któregoś dnia młodszy mężczyzna go pokocha. Może nie równie mocno. Może ich uczucie będzie inne. Ale wierzył w to, że kiedyś mogliby naprawdę być szczęśliwi.
Teraz wiedział, że to nie jest możliwe...
— Yugyeom — odezwał się nagle znajomy głos, wyrywając go z zamyślenia, zanim jego myśli ponownie wróciły do wczorajszych wydarzeń.
Odruchowo szybko odłożył pierścionek i wsunął pudełeczko ponownie do swojej kieszeni. Zanim jeszcze zdążył unieść wzrok, do jego nozdrzy wkradł się zapach świeżej kawy. Gdy spojrzał w bok, jego oczom ukazał się Jeongguk. Brunet stał na krok od stolika, który zajmował, uśmiechając się do niego nieśmiało. W dłoniach trzymał dwie kawy.
Młodszy jak zwykle wyglądał zjawiskowo. Jego ciemne, niemal kruczoczarne włosy znowu były związane w kitkę. Chłopak miał na sobie czarną bluzę, którą widział u niego wiele razy i, mimo że materiał był już nieco znoszony, a rękawy wydawały się być na niego nieco zbyt długie, Jeongguk najwyraźniej nie miał zamiaru się z nią rozstać. Jego wysportowane nogi tym razem podkreślały obcisłe jasne jeansy z mocnym rozdarciem na kolanie, dzięki czemu można było podziwiać idealnie wyrzeźbiony mięsień czworogłowy uda, tak kusząco wyłaniający się spod jasnej tkaniny spodni.
Yugyeom mimowolnie przesunął wzrokiem po jego sylwetce, jakby chciał po raz ostatni bezkarnie nacieszyć się tym pięknym widokiem, po czym odszukał spojrzenie jego ciemnych oczu i uśmiechnął się łagodnie.
— Dla ciebie czarna, bez cukru — powiedział w końcu brunet, wyciągając do niego kubek z parującą kawą.
Starszy wyciągnął rękę i, chwyciwszy kubek, podziękował mu cicho. Postawił kawę przed sobą i przez chwilę obserwował, jak Jeongguk zajmuje miejsce naprzeciwko niego. Brunet usiadł i przeniósł na niego swój wzrok, przez chwilę jedynie mu się przyglądając. Ciężko było to wytłumaczyć, ale Yugyeom miał wrażenie, że jest w nim coś nowego. Zdawało mu się, że jego oczy dziwnie błyszczą, jakby przed chwilą dowiedział się o czymś, co sprawiło, że był naprawdę szczęśliwy. Zwilżył więc szybko swoje wargi, czując rosnące zdenerwowanie i poruszył się nieco nerwowo, poprawiając się na swoim miejscu.
— Cieszę się, że zadzwoniłeś, bo ja też chciałem się z tobą spotkać — odezwał się w końcu, przerywając ciszę.
— Przepraszam za wczoraj — wtrącił szybko Jeongguk, po czym uśmiechnął się delikatnie. — Wiem, że byłeś rozczarowany, że tak uciekłem — przyznał.
— Nie musisz przepraszać — zaprotestował starszy. — To... — zaczął, ale urwał, czując, że jego gardło zaciska się boleśnie.
Wiedział, że tak właśnie należało postąpić. Jeongguk musiał poznać prawdę, ale czuł, że gdy to zrobi, straci go, a nie wiedział, czy jest na to gotowy. Kochał go i nie chciał go stracić, ale pragnął jego szczęścia, a coraz częściej czuł, że nie będzie w stanie mu go dać. Nie mógł też dłużej go okłamywać, wiedząc, że mężczyzna, którego kocha, wrócił do Seulu.
I co więcej. Najprawdopodobniej wrócił tu dla niego.
— To ja powinienem cię przeprosić — wyznał więc, a młody artysta ściągnął razem swoje brwi, jakby nie rozumiał, o czym psychiatra mówi i za co chce go przepraszać. — Jeongguk, ja... Muszę ci o czymś powiedzieć... — zaczął ostrożnie. — Nie powinienem był nigdy przed tobą tego ukrywać, ale... Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem...
Po tych słowach znowu zapadła między nimi cisza. Yugyeom przeniósł wzrok na swoje dłonie i przez chwilę wpatrywał się w nie, by w końcu wciągnąć do płuc haust powietrza. Nie patrzył na Jeongguka. Nie miał odwagi spojrzeć mu w oczy. Pozwolił jednak, by jego wargi powoli wymówiły to, co już dawno powinien był mu powiedzieć.
— Tego wieczoru, kiedy odbyła się twoja wystawa... To nie ja kupiłem ci te kwiaty... — wyznał, a Jeongguk szybko wyciągnął rękę i chwycił jego dłoń, leżącą na stole.
— Wiem — przyznał, a słysząc jego słowa, młody psychiatra uniósł na niego swoje zaskoczone spojrzenie.
— Wiesz? — powtórzył wyraźnie zdziwiony.
— Pytałem o te kwiaty... bo czułem, że jedynie jedna osoba mogła je wybrać... — wyjaśnił. Kąciki jego ust mimowolnie uniosły się delikatnie.
— Widziałeś się z nim? — zapytał Yugyeom, chociaż w jego ustach to wcale nie zabrzmiało jak pytanie. — Ten chłopak z tatuażem... To dlatego go goniłeś?
— Gdy zobaczyłem ten tatuaż. Wiedziałem, że to on go zrobił. Nie wiem skąd. Po prostu wiedziałem — odpowiedział. — Ten chłopak dał mi adres swojego tatuażysty, więc musiałem tam pojechać i sprawdzić, czy to on...
— Znalazłeś go — powiedział starszy, prychając delikatnie, jakby nie mógł uwierzyć, że to może być prawda.
To chyba jednak było przeznaczenie...
— Znalazłem go — potwierdził Jeongguk.
— Wiesz, że on u ciebie był? — zapytał, a gdy młody artysta skinął, zaklął cicho pod nosem. Czuł się cholernie zawstydzony tym, co zrobił. — Powiedziałem mu, że... Że jesteś moim narzeczonym — przyznał jednak z wyraźną skruchą w głosie. Chciał, by Jeongguk poznał całą prawdę. — To przeze mnie uciekł... Przepraszam. Nie wiem, czemu mu to powiedziałem. Gdy go zobaczyłem, te słowa jakoś same wyrwały się z moich ust. A potem cię zobaczyłem i miałem wrażenie, że wszystko przelatuje mi przez palce. Wiedziałem, że jest teraz albo nigdy, więc postanowiłem zaryzykować i wyjąłem ten pierścionek. Chyba po prostu łudziłem się, że jeśli nie będziesz wiedział, że on wrócił... że jeśli oświadczę ci się wcześniej... Być może powiesz „tak"...
— Wiesz, że nie mogłem się zgodzić... — odpowiedział Jeongguk, patrząc mu prosto w oczy. — Jesteś cudownym mężczyzną. Masz wszystko, czego mógłbym pragnąć od partnera, ale...
— Nie jestem nim — dokończył za niego starszy. W jego głosie było słychać smutek, ale również rezygnację.
Wiedział, że to koniec.
— Przepraszam — powiedział cicho Jeon. — Nigdy nie chciałem cię zranić i od samego początku starałem się być z tobą szczery. Gdybym przyjął te oświadczyny... To nie byłoby fair. Ani w stosunku do ciebie, ani w stosunku do mnie. Zasługujesz na to, by codziennie rano budzić się obok kogoś, kto będzie całym twoim światem, ale również dla kogo to ty będziesz najważniejszy... Nie obok kogoś, kto wciąż myśli o kimś innym...
— Więc... Co teraz? — zapytał starszy. — Wrócicie do siebie?
— Kiedy go wczoraj zobaczyłem... — zaczął Jeongguk. Gdy wymawiał te słowa, kąciki jego ust uniosły się mimowolnie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to nie sen. — Bałem się, że może te dwa lata to za długo... W końcu tak naprawdę ta rozłąka trwała dłużej niż cały nasz związek. Bałem się, że być może wszystko się zmieniło... że będzie między nami zupełnie inaczej... I było inaczej... — przyznał, po czym zamilkł na dłuższą chwilę, jakby pogrążył się w zamyśleniu.
Gdy wczoraj pojechał pod wskazany adres, niemal od razu go zauważył. Taehyung stał do niego tyłem, jego włosy nie były już ognistoczerwone, ale nie mógłby go pomylić z nikim innym. Tę piękną sylwetkę poznałby wszędzie. Jego serce też od razu go rozpoznało i zaczęło rozbijać się niespokojnie o żebra, rwąc się do ukochanego. Tatuażysta palił papierosa i rozmawiał z jakimś mężczyzną w zbliżonym wieku do nich, być może trochę starszym. Domyślił się, że najprawdopodobniej to jeden z jego klientów, gdy dostrzegł opatrunek na jego ręce, zabezpieczający świeżo zrobiony tatuaż. Przyglądał im się, dopóki tamten nie zostawił tatuażysty samego. Przez ten czas przyglądał im się z daleka, starając się zebrać w sobie odwagę, by do niego podejść, ale gdy nagle Taehyung spojrzał wprost na niego, uciekł.
Zatrzymał jednak motocykl kilka metrów dalej, zgasił silnik i zsiadł z niego. Potem przez długi czas siedział na ławce w pobliskim parku, wpatrując się w zaręczynowy pierścionek, który wisiał na łańcuszku na jego szyi. Nie wiedział, co tak właściwie czuje. Był szczęśliwy, wiedząc, że Taehyung wrócił. Nie mógł uwierzyć, że jest tak blisko, że wystarczy, by pokonał kilkanaście metrów, a mógłby go znowu zobaczyć, ale czuł też niebywały strach, wiedząc, że tatuażysta wrócił, ale z jakiegoś powodu wciąż się do niego nie odezwał.
Tak bardzo pragnął go znowu zobaczyć. Nawet z takiej odległości dostrzegł, że jego włosy są teraz dłuższe, opadają miękkimi falami na te piękne onyksowe tęczówki, za których spojrzeniem tak bardzo tęsknił. Wręcz marzył o tym, by móc przesunąć palcami po tych miękkich lokach. Pragnął móc znowu usłyszeć jego śmiech. Ten niski, zmysłowy głos, szepczący mu wprost do ucha wyznania, które tylko on miał prawo mówić. Chciał poczuć zapach jego perfum na swojej skórze i smak jego ust na swoich wargach.
Nie potrafił nawet tego wyjaśnić, ale właśnie wtedy, siedząc na ławce kilkanaście metrów od niego, poczuł tak niewyobrażalną tęsknotę, że zdawało mu się, że za chwilę umrze, jeśli go nie zobaczy. Pchnięty więc jakąś dziwną siłą, wrócił ponownie pod wskazany adres. Gdy w końcu odważył się wejść do środka, jego serce biło jak szalone, a dłonie pociły się ze zdenerwowania. Nogi miał jak z waty i nie mógł oddychać. W końcu jednak zdjął kask i odszukał spojrzenie jego pięknych, onyksowych tęczówek i tyle wystarczyło, by znowu przepadł w ich głębi...
— Co masz na myśli? — zapytał starszy, nieco zdezorientowany jego słowami. — Myślisz, że między wami już nie ma tego, co było kiedyś?
Jeongguk milczał jeszcze przez chwilę, wracając myślami do tego, jak się czuł, gdy leżał w jego ramionach dwa lata temu. Nigdy nie czuł się tak szczęśliwy jak wtedy... Ale wtedy też czuł, że nie zasługuje na to szczęście...
— Dwa lata temu zakochałem się w nim bez pamięci... — wyznał. — Kochałem go tak mocno, że wydawało mi się, że już bardziej nie można. I wiedziałem, że on kocha mnie równie mocno. Tak cholernie bezwarunkowo, jak chyba tylko on potrafi... Ale czułem, że... Że ja nie zasługuję na jego miłość... Nie radziłem sobie sam ze sobą. Miałem ataki paniki. Pozwalałem innym decydować o tym, jak mam wyglądać, co mam robić i kim mam być... Pozwoliłem mu odejść, bo byłem tchórzem, który pozwolił, by ktoś mu mówił, kogo może kochać... Taehyung zasługiwał na znacznie więcej niż to, co ja mogłem mu dać...
— Gguk, nie mów tak — zaprotestował psychiatra. — Miałeś swoje problemy, ale to nie znaczy, że...
— Gyeomie — przerwał mu brunet, uśmiechając się do niego pobłażliwie. — Byłem w totalnej rozsypce — przyznał, prychając delikatnie, na wspomnienie tego, jak się czuł na krótko po zniknięciu Tae.
Szukał go wszędzie jak wariat. Śnił o nim niemal każdej nocy. Pierwsze tygodnie były niesamowicie trudne, ale postanowił nad sobą pracować. To dlatego poszedł na terapię. Chciał nauczyć się radzić sobie ze swoimi atakami. Chciał stać się lepszym artystą i lepszym człowiekiem. Chciał w końcu zaakceptować siebie. Poczuć się dobrze we własnej skórze. W pełni zaakceptować swoją seksualność i to, że nie musi być we wszystkim taki dokładny i taki idealny. Nauczył się, że ma prawo popełniać błędy i mówić głośno to, co siedzi mu na końcu języka, nawet jeśli czasem to może kogoś urazić. W końcu poczuł, że on też zasługuje na to, by być szczęśliwym. Nauczył się tego, czego od samego początku starał się go nauczyć Taehyung — pokochał samego siebie.
— Teraz jest inaczej — odezwał się nagle, kontynuując swoją wcześniejszą opowieść. — Już nie mam żadnych wątpliwości. Dokładnie wiem, czego chcę i tym razem nie pozwolę, by cokolwiek albo ktokolwiek mi to odebrał...
Brunet zamilkł i odszukał spojrzenie ciemnych oczu swojego towarzysza. Jego dłoń mimowolnie zacisnęła się wokół pierścionka, wiszącego na cienkim łańcuszku na jego szyi.
— Kocham go. Mocniej niż kiedykolwiek wcześniej... — wyznał, czując dziwne ciepło w klatce piersiowej, mogąc w końcu wymówić te słowa na głos.
Bo kochał go...
Tak mocno, jak nigdy wcześniej.
I w końcu czuł się dla niego wystarczający. Czuł, że na niego zasługuje. Że może go kochać bez obaw.
— A Taehyung? Powiedział ci, dlaczego zniknął? — zapytał Yugyeom.
— Dwa lata temu Tae zniknął, bo moja była narzeczona zagroziła, że jeśli tego nie zrobi, odbierze mu syna... — odpowiedział młodszy, czując, jak to wyznanie niemal znowu rozrywa jego serce. — Zniknął... Bo Lisa nie dała mu wyboru...
— Czy on... Czy myślisz, że on nadal cię kocha? To dlatego wrócił?
Zadając to pytanie, Yugyeom przeniósł wzrok na swoje dłonie. Czuł się winny temu, że gdzieś w głębi duszy miał cichą nadzieję, że młody artysta powie mu, że tatuażysta już nie żywi do niego takich uczuć, jak dwa lata temu, ale mimo to wiedział, co usłyszy. Nie miał wątpliwości co do tego, że mężczyzna wciąż kocha Jeongguka.
Widział to w jego spojrzeniu, gdy przyszedł, by go odzyskać...
— Zapytałem go, co miał mi zamiar powiedzieć, gdy przyszedł do mojego mieszkania, ale on nie chciał odpowiedzieć, bo myślał, że zacząłem układać sobie życie bez niego... Z tobą. Postanowił trzymać się z daleka, bo kocha mnie tak bardzo, że moje szczęście jest dla niego najważniejsze. Nikt nigdy nie kochał mnie tak, jak on...
— Przepraszam, nie powinienem był mówić mu, że jesteśmy zaręczeni. Jeśli chcesz, mogę z nim porozmawiać i wyjaśnić mu, że...
— Nie trzeba. Ja to zrobię — powiedział łagodnie brunet. — Dwa lata temu wszystko robiłem nie tak, jak trzeba. Tym razem mam zamiar postąpić tak, jak należy — wyjaśnił. — Wiem, że nigdy nie byliśmy w związku, ale zdaję sobie też sprawę z tego, że... czujesz do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń, więc chciałem, żebyś wiedział jako pierwszy... — to mówiąc, Jeongguk wyciągnął dłoń i ujął rękę Yugyeoma, a gdy psychiatra uniósł na niego swój wzrok, wyznał: — Kocham Taehyunga i wiem, że on też mnie kocha. Mam zamiar go odzyskać i już nigdy nie pozwolić na to, by ktokolwiek nas rozdzielił. Przeżyłem bez niego dwa lata i nie chcę przeżyć bez niego ani dnia dłużej.
— Dziękuję — powiedział starszy, uśmiechając się delikatnie. — Przyznam szczerze, że to nie do końca słowa, które chciałem dzisiaj usłyszeć, ale... to wiele dla mnie znaczy, że zdecydowałeś się powiedzieć mi to wszystko i naprawdę cieszę się, że w końcu będziesz szczęśliwy. Zasługujesz na to jak nikt inny — przyznał Yugyeom, niemal bezwiednie gładząc kciukiem wierzch dłoni młodego artysty.
— Jesteś cudownym facetem, Gyeomie i wierzę, że prędzej czy później znajdziesz kogoś, kto pokocha cię tak, jak na to zasługujesz.
— Też mam taką nadzieję — odpowiedział starszy, po czym ostrożnie wysunął rękę z dłoni Jeongguka i jeszcze przez chwilę przyglądał mu się, jakby chciał zapamiętać to ciepłe spojrzenie jego ciemnych oczu, po czym odchrząknął i wstał ostrożnie ze swojego miejsca. — Tak właściwie, to powinienem już się zbierać, bo w końcu spóźnię się na lot — powiedział w końcu, chwytając w dłoń płaszcz i przerzucając go przez przedramię.
Młody artysta również wstał ze swojego miejsca i z zaskoczeniem przeniósł wzrok na walizkę, która stała w rogu obok psychiatry, po czym ponownie spojrzał na twarz starszego mężczyzny.
— Wyjeżdżasz? — zapytał.
— Tak — odpowiedział szybko tamten, uśmiechając się delikatnie. — Wracam do Paryża — wyznał, a gdy Jeongguk ściągnął razem swoje brwi, wyjaśnił szybko. — Na razie na kilka dni. Muszę załatwić kilka rodzinnych spraw i... To chyba dobrze mi zrobi...
Yugyeom zamilkł na chwilę. Od samego początku wiedział, że Jeongguk kocha kogoś innego, ale wciąż miał cichą nadzieję, że być może kiedyś będą razem. Teraz gdy wiedział, że to się nigdy nie wydarzy, ciężko mu było przebywać tak blisko.
— Nie wiem, czy nie zdecyduję się wrócić tam na stałe... — dodał po chwili. — Wciąż nie potrafię się tu odnaleźć, a zważywszy na to, że ty i Tae... Tak chyba będzie lepiej dla nas wszystkich.
— Będę za tobą tęsknić, ale rozumiem — odpowiedział młodszy.
Zdawał sobie sprawę z tego, że bardzo ciężko jest przyjaźnić się z kimś, w kim jest się zakochanym. Szczególnie gdy osoba, którą darzy się szczerym uczuciem, kocha kogoś innego. Yugyeom był jego przyjacielem, ale nie miał zamiaru naciskać na niego, by wciąż utrzymywali bliskie relacje. Być może kiedyś będą mogli się znowu przyjaźnić, ale teraz potrzebna mu była przestrzeń.
— Będę mógł się czasem do ciebie odezwać? Sprawdzić, czy już znalazłeś swoją drugą połówkę albo... Czy masz jakieś interesujące filmy do polecenia? — zażartował jednak, śmiejąc się delikatnie.
Yugyeom roześmiał się głośno na jego słowa, odrzucając głowę do tyłu, po czym spoważniał i spojrzał mu prosto w oczy.
— Tobie jednemu zawsze zdradzę listę swoich najlepszych filmów — odpowiedział. — I chcę być jedną z pierwszych osób, którym wyślesz zaproszenie na wasz ślub — dodał, po czym chwycił swoją walizkę, powoli zbierając się do wyjścia.
— Obiecuję — szepnął młodszy. Na samą myśl, jego wargi ułożyły się w promienny uśmiech.
Yugyeom zrobił krok w jego stronę, minimalizując dystans między nimi niemal do minimum i wyciągnął swoją dłoń, pozwalając, by opuszki jego palców zetknęły się z delikatną skórą Jeongguka, gładząc czule jego policzek. Ten ostatni raz...
— Taehyung miał rację — powiedział nagle, przywołując w myślach rozmowę, którą odbył z Jeonggukiem na jednej z ich sesji, podczas której młodszy opowiadał mu o swoim ukochanym. — Gdy jesteś szczęśliwy, twoje oczy błyszczą milionem gwiazd... — szepnął, patrząc mu prosto w oczy, po czym zabrał szybko dłoń i zacisnął ją na walizce. — Do zobaczenia, Gguk — pożegnał się, układając wargi w nieco smutny uśmiech i bez słowa więcej, ruszył w kierunku wyjścia, powoli opuszczając kawiarnię.
***
Pan Jeon zsunął z nosa okulary i ostrożnie odłożył je na biurko, kładąc szkła na dokumentach, które przeglądał już od dobrej godziny. Na chwilę zamknął oczy i rozmasował dłońmi skronie. Przez to, że Seokjinowi miał się za chwilę urodzić syn, większa część obowiązków spadła na niego. Nie chciał zawracać synowi głowy, gdy ten chodził jak na szpilkach, niemal odliczając godziny do momentu, aż na świat przyjdzie tak wyczekany maluch. Nie chciał mu odbierać tej radości, zawalając go stertą dokumentów do przeczytania.
Już miał wracać do dalszej pracy, gdy nagle usłyszał, że ktoś puka do jego biura, zanim jednak zdążył przyzwolić na wejście, drzwi gabinetu otworzyły się. Uniósł więc wzrok znad dokumentów i przeniósł spojrzenie w stronę wejścia. Gdy jednak dostrzegł, kto stoi w progu, musiał zamrugać kilka razy, nie będąc pewnym, czy zmęczone oczy nie postanowiły go zwieść.
— Jeonggukie, co ty tu robisz? — zapytał zaskoczony, jego wargi jednak niemal od razu wygięły się w serdeczny uśmiech.
Odkąd on i Jeongguk pokłócili się w jego biurze ponad dwa lata temu, jego młodszy syn nigdy nie wrócił do siedziby TJE i mimo że pogodzili się już niemal trzy tygodnie temu, wciąż nie spodziewał się, że kiedyś go tu zobaczy. Niemal odruchowo wstał ze swojego miejsca, gestykulując do niego, by śmiało wszedł do środka.
— Przepraszam, że nie uprzedziłem, że przyjdę — powiedział szybko chłopak. — Jeśli ci przeszkadzam...
— Nie. No, co ty, Jeonggukie — zaprotestował szybko mężczyzna. — Wchodź. Przyda mi się mała przerwa — dodał.
Jeongguk, zachęcony słowami ojca, pchnął mocniej drzwi i wsunął się do wnętrza gabinetu. Zamknął drzwi za sobą i uważnie rozejrzał się dookoła. Jego ojciec wciąż zajmował to samo biuro co przedtem. Mimo że to Seokjin był teraz CEO tej firmy, jego brat zdecydował się zostać w biurze, które od początku należało do niego. Ostatni raz był tutaj ponad dwa lata temu, ale od tego czasu niewiele się zmieniło. Niemal od razu dostrzegł jednak, że na biurku ojca stoi zdjęcie jego i Seokjina, którego nigdy wcześniej tu nie widział. Przez chwilę przyglądał się tej fotografii. Mógł mieć na niej może z pięć czy sześć lat. Zdjęcie musiało zostać zrobione w ich domu na Jeju, bo od razu rozpoznał pracownię matki. Stał na środku niemal cały umorusany farbami, a jego starszy brat obejmował go swoimi ramionami i szczerzył się do kamery.
— To ja zrobiłem wam to zdjęcie — wyznał mężczyzna, wyłapując jego spojrzenie. — Zawsze byłeś taki szczęśliwy, gdy mogłeś malować. Cieszę się, że teraz robisz to, co zawsze dawało ci tyle radości.
— Uwielbiam to — przyznał Jeongguk, uśmiechając się. W końcu jednak odwrócił wzrok od fotografii i przeniósł spojrzenie na ojca. — Tato — zaczął nieco niepewnie. — Tak właściwie to przyszedłem tu, bo chciałem o czymś z tobą porozmawiać...
Mężczyzna ściągnął razem swoje brwi, jakby wychwycił tę dziwną nutę w jego głosie i mimowolnie sam się spiął. Odwrócił się w stronę syna i zmierzył go uważnie swoim wzrokiem.
— Coś się stało? — zapytał.
— Nie. To znaczy... Tak. Chciałem... Chciałem cię o coś zapytać — wyznał, po czym zamilkł na chwilę.
Wciąż nie do końca przywykł do tego, że może ze swoim ojcem swobodnie rozmawiać, ale wiedział, że tym razem nie chce przed nim nic ukrywać. Nie miał zamiaru dłużej wstydzić się swojej orientacji, ani ukrywać swoich uczuć. Już nie chciał, żeby Taehyung był jego wstydliwym sekretem. Chciał móc kochać go otwarcie, bo wiedział, że nikt inny nie zasługiwał tak bardzo na jego miłość, jak on.
— Po tym jak się pokłóciliśmy, wiele razy miałem nadzieję, że w końcu się do mnie odezwiesz — przyznał. — Przez kilka pierwszych tygodni i miesięcy niemal podskakiwałem na każdy dźwięk telefonu, a potem brałem komórkę w drżącą dłoń, niemal modląc się, by na wyświetlaczu zobaczyć imię Taehyunga albo twoje. Kiedy nie odezwałeś się do mnie nawet w moje urodziny... Chyba straciłem nadzieję na to, że w końcu się do mnie odezwiesz.
— Jeonggukie — szepnął mężczyzna z wyraźnym bólem w głosie.
— Proszę, pozwól mi dokończyć — poprosił chłopak. — Wiem, że nie należysz do osób, którym łatwo przyznać się do błędu i myślę, że już chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale chciałbym cię zapytać o jedną rzecz...
Jeongguk zamilkł. Nagle ze zdenerwowania poczuł suchość w ustach i szybko zwilżył językiem swoje wargi. W końcu jednak uniósł wzrok i spojrzał ojcu prosto w oczy.
— Dlaczego? — zapytał. — Minęły ponad dwa lata. Dlaczego akurat teraz się do mnie odezwałeś?
— Bo zdałem sobie sprawę z tego, że przez mój upór i głupotę tracę tak cenny czas, który mógłbym spędzić z tobą.
— Ty zdałeś sobie sprawę, czy ktoś pomógł ci to sobie uświadomić? — zapytał, patrząc dociekliwie na ojca. Gdy zobaczył jednak, że jego ojciec jakoś dziwnie spiął się na to pytanie, wiedział, że nie może się wycofać. — Kiedy rozmawialiśmy w galerii podczas mojej wystawy, powiedziałeś, że ktoś sprawił, że zrozumiałeś, jak wielki błąd popełniasz... Kto to był? Rozmawiałeś z kimś o tym?
— Jeongguk, to nie jest takie istotne — odpowiedział mężczyzna, wyraźnie starając się uniknąć udzielenia odpowiedzi na to pytanie.
To jednak jedynie utwierdziło Jeongguka, że jego dotychczasowych przypuszczenia mogą być prawdziwe.
— To Taehyung, prawda? — zapytał, chociaż w jego ustach to bardziej brzmiało jak stwierdzenie niż zapytanie. — To on z tobą rozmawiał?
Mężczyzna milczał przez długą chwilę, wyglądając, jakby toczył wewnętrzną walkę, nie wiedząc, czy powinien wyznać mu prawdę, czy nie. W końcu jednak przeniósł wzrok na syna, napotykając jego zdeterminowane spojrzenie.
— Prosił, żebym ci nie mówił — wyznał, potwierdzając przypuszczenia syna. — Przyszedł tutaj w dzień twojej wystawy i wygarnął mi, co o mnie myśli — dodał, prychając pod nosem, rozbawiony na myśl o wydarzeniach sprzed niemal trzech tygodni.
Musiał przyznać, że zaimponował mu ten chłopak. Przywykł do tego, że ludzie w jego towarzystwie mówią zawsze to, co on chciałby usłyszeć. Rzadko kiedy mógł liczyć na prawdziwą szczerość. A już z pewnością nie znalazłby w swoim otoczeniu kogoś, kto miałby odwagę, by nazwać go idiotą, nawet jeśli faktycznie tak się zachowywał.
— Co ci powiedział? — zapytał Jeongguk.
— On cię naprawdę kocha, Jeonggukie — odpowiedział mężczyzna, mimo że jego syn wcale nie o to pytał. Uznał jednak, że ta informacja jest dużo bardziej istotna niż to, że to on namówił go do działania. — Kochał cię wtedy i kocha cię teraz.
— P-powiedział ci to?
— Nie musiał tego mówić, żebym wiedział — przyznał pan Jeon. — Sam fakt, że przyszedł do mnie, mimo że znał moje nastawienie do niego, jest wystarczająco wymowny... Przyznam, że to było bardzo odważne z jego strony i chyba zaczynam rozumieć, czemu ten chłopak zawrócił ci w głowie — dodał, przyglądając mu się uważnie, jakby starał się wyczytać z twarzy syna, czy on również odwzajemnia uczucia tatuażysty. — Zakładam, że skoro o niego pytasz, ty też wciąż coś do niego czujesz... Czy się mylę? — zapytał.
— Dwa lata temu... W dniu kiedy Taehyung zniknął... — zaczął ostrożnie. — Miałem zamiar mu się oświadczyć... — wyznał w końcu.
Czuł się nieco dziwnie, po raz pierwszy mówiąc o tym na głos. Do tej pory wiedziały o tym jedynie dwie osoby — Jimin i Hobi. To im pokazał pierścionek, który zamówił dla Tae. Potem nigdy nikomu o tym nie wspominał. Zachował jednak ten pierścionek, jakby czekał na to, że któregoś dnia będzie mógł poprosić tatuażystę o rękę. Wtedy był pewny, że tego właśnie chce i że to słuszna decyzja. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że to właśnie z nim chce spędzić resztę swojego życia i mimo że od tego czasu minęły ponad dwa lata, zmieniła się jedynie jedna rzecz — był jeszcze bardziej pewny swojej decyzji niż przedtem. Tym razem jednak chciał zrobić wszystko tak, jak należy. Chciał, by jego ojciec wiedział o jego zamiarach. Nie chciał, by Taehyung myślał, że jest jego wstydliwym sekretem.
— Kocham go. Jego i jego synka. I kiedy tylko stąd wyjdę... Mam zamiar pojechać do niego i powiedzieć mu, że nie chcę spędzić ani jednego dnia bez niego... — to mówiąc, Jeongguk wsunął dłoń do kieszeni czarnej bluzy i wyjął z niej niewielkie pudełeczko.
Jiseok przeniósł wzrok na dłonie syna, ale wystarczyło jedno spojrzenie, by dobrze rozpoznał pudełeczko, które wręczył mu ponad dwa lata temu. Dobrze wiedział, co znajduje się wewnątrz — obrączki, które przerobił dla niego i Lisy.
Młody artysta przez chwilę bawił się pudełeczkiem, wpatrując się w satynową powierzchnię. Był wzruszony, gdy dostał od ojca te obrączki. Szczególnie gdy mężczyzna wyjawił, że było to coś, co chciała mu dać jego matka, ale nigdy nie czuł, że to Lisa powinna ją nosić. Gdy myślał o swojej przyszłości, widział tę obrączkę na palcu zupełnie innej osoby. I już wtedy wiedział, komu chciałby ją podarować.
— Pamiętasz, co ci powiedziałem, kiedy razem obserwowaliśmy Taehyunga z Jae w parku? — zapytał chłopak po chwili, odszukując spojrzenie ojca.
Pamiętał.
Jakże mógłby zapomnieć, to, w jaki sposób jego syn mówił o tym chłopaku?
To przypominało mu sposób, w jaki on zawsze mówił o Yeonie. Gdy jego rodzina sprzeciwiała się temu, by związał się kimś, kto nie jest z równie bogatej rodziny, bez wahania wyrzekł się wszystkiego. I nie było w jego życiu ani minuty, by żałował tego, że wybrał ją...
Najwyraźniej Jeongguk był do niego bardziej podobny, niż mu się wydawało.
Gdy po ich rozmowie w parku Jeongguk zostawił go samego i podszedł do Taehyunga, jeszcze długo siedział w tym samym miejscu i przyglądał im się. Chyba nigdy wcześniej nie widział, by jego syn był tak szczęśliwy jak tamtego dnia.
A potem pozwolił, by jego uprzedzenia wzięły górę i zachował się dokładnie tak samo, jak jego własny ojciec.
— Taehyung to moja Yeona, tato — wyznał Jeongguk, wyrywając go z zamyślenia. Gdy uniósł wzrok, dostrzegł, że jego syn już na niego patrzy. — Zawsze mówiłeś, że to, co was połączyło, było wyjątkowe. To było przeznaczenie, które połączyło razem dwie bratnie dusze. To właśnie czuję, gdy o nim myślę. Bez niego nigdy nie będę kompletny...
Młody artysta ponownie przeniósł spojrzenie na niewielkie pudełko i uniósł jego wieczko.
— Przyniosłem tu te obrączki, bo chciałem cię o coś poprosić — zaczął, ostrożnie wyjmując jeden z pierścionków. — Chciałem poprosić cię o zgodę na to, by przerobić jedną z nich — wyjaśnił, unosząc kąciki swoich warg w mimowolnym uśmiechu.
Pan Jeon nic nie mówiąc, zbliżył się w jego stronę, powoli pokonując dzielący ich dystans, by w końcu zatrzymać się na dwa kroki przed synem. Wyciągnął swoje dłonie i położył je na jego ramionach.
— Zgodzę się na to tylko pod jednym warunkiem — odpowiedział, patrząc mu prosto w oczy.
Jeongguk rozchylił wargi, by zapytać, jaki to warunek, ale z jakiegoś powodu słowa uwięzły mu w gardle. Nim jednak zdążył zebrać w sobie odwagę, by ponownie się odezwać, jego ojciec powiedział coś, na co zdecydowanie nie był przygotowany...
— Zgodzę się na to jedynie, jeśli pozwolisz, żebym to ja poprowadził cię do ołtarza w dniu waszego ślubu — dodał mężczyzna i uśmiechnął się szeroko.
***
Taehyung omiótł wzrokiem studio i zerknął na zegarek. Jego poprzednia sesja nieco się opóźniła przez spóźnienie klienta i teraz miał niewiele czasu, by ogarnąć swoje stanowisko i przygotować wszystko na przyjście kolejnej osoby. Szybko złapał za płyn do dezynfekcji i spryskał nim blat stolika, na którym kładł swój sprzęt i rozstawiał tusze i, urwawszy kilka papierowych ręczników, zaczął szybko wycierać pozostałość płynu. Jego zapach drażnił nieco nozdrza, ale zignorował to, zacisnąwszy usta w wąską linię. Już miał spryskać kolejny kawałek blatu, gdy nagle do jego uszu wkradł się dźwięk dzwoneczków, które zawiesił przy drzwiach, by wiedzieć, kiedy ktoś wchodzi do sklepu. Dopiero co zdążył się tu urządzić i wciąż nie miał żadnego pracownika, który mógłby doglądać sklepu, gdy on zajmował się tatuowaniem. Bywało to nieco problematyczne, ale na razie musiał jakoś sobie radzić w pojedynkę.
Zaklął cicho pod nosem, domyśliwszy się, że to z pewnością jego kolejny klient. Tym razem miał to być nieco większy tatuaż. Oszacował więc, że sesja potrwa dłużej, przez co nie zdążyłby odebrać synka na czas. Nie chciał tego robić, ale nie mógł też sobie pozwolić na utratę klienta, więc poprosił Yoongiego, by dzisiaj to on odebrał Jae i przywiózł go do studia. Mimo że udało mu się jakoś zorganizować odbiór malucha, wciąż jednak miał wrażenie, że dzisiaj dosłownie wszystko jest nie tak, jak powinno.
Po wczorajszym spotkaniu z Jeonggukiem przez całą noc nawet nie zmrużył oka. Nie mógł przestać o nim myśleć ani na chwilę. Ciągle odtwarzał w myślach ich rozmowę. Analizował jego gesty, jego spojrzenia. Starał się wyczytać coś między wierszami. Wiedział, że chłopak ma narzeczonego, ale mimo to z jakiegoś powodu go pocałował, a on nie potrafił o tym zapomnieć.
Gdy brunet zapytał go, co miał zamiar mu powiedzieć, pojawiwszy się w progu jego mieszkania, wiedział, że nie może odpowiedzieć na to pytanie. Nie chciał ponownie mieszać w jego głowie, a nie potrafiłby go okłamać. A gdyby miał powiedzieć prawdę, musiałby wyjawić, że wciąż go kocha...
Pocałunek Jeongguka zaskoczył go. Z początku opierał się, pozwalając, by to jedynie mężczyzna go całował, ale jego uczucia były zbyt żywe i zbyt silne, by mógł się temu oprzeć... więc oddał mu pocałunek. Pozwolił, by wszystkie tłumione dotąd uczucia ponownie doszły do głosu, przejmując kontrolę nad jego ciałem.
Całował go tak, jakby przez tę krótką chwilę ponownie należeli do siebie...
Jeongguk smakował jeszcze lepiej, niż to zapamiętał. Jego wargi były miękkie, gorące i tak cholernie znajome, jakby te dwa lata rozłąki nigdy nie miały miejsca. W jego pocałunku było coś takiego, że przez tę krótką chwilę miał wrażenie, że młody artysta wciąż go kocha...
Dlaczego chłopak go pocałował, skoro był zaręczony z kimś innym? Czyżby historia lubiła się powtarzać?
Wiedział, że tym razem to coś innego. Jeongguk był nieszczęśliwy z Lisą. Był nieświadomy bądź wypierał swoją orientację. Kiedy pocałowali się pierwszy raz tamtego wieczora, stojąc w strugach w deszczu, nie było w tym głębszych uczuć. Była w tym ogromna pasja. Niebywała fascynacja. Niezaprzeczalny pociąg fizyczny. Silne pożądanie. Ale nie miłość.
Jeszcze nie...
Wczorajszy pocałunek był inny...
To nie był pocałunek zagubionego chłopaka, który powoli zaczyna odkrywać to, kim jest. Był w nim ból rozłąki, niepohamowana tęsknota za kimś, kto kiedyś był ważną częścią jego życia. Ale to nie był jedynie pocałunek kogoś, kto go kiedyś kochał... To nie było spotkanie dwójki byłych kochanków, którzy wciąż mają wobec siebie sentyment, bo wiele razem przeżyli.
Jeongguk całował go tak, jakby jego uczucia nigdy nie wygasły.
Jakby nigdy nie przestał go kochać...
I teraz nie mógł przestać o tym myśleć...
W nocy niemal nie zmrużył oka. Przez to wszystko rano nie usłyszał budzika i zaspał do pracy. Żeby odprowadzić Jae na czas do przedszkola i nie spóźnić się na poranną sesję z klientem, nie zdążył nawet wziąć do ust nic oprócz kilku łyków zimnej już kawy, którą jakimś cudem zaparzył, podczas przygotowywania śniadania dla synka. Wszystko leciało mu z rąk, ciągle brakowało mu czasu i nie potrafił skupić się na czymkolwiek innym niż on.
Już miał ruszyć w stronę wyjścia, by zobaczyć, kto wszedł do sklepu, gdy usłyszał za plecami czyjeś kroki. Kończąc wycierać blat, rzucił więc szybko:
— Proszę wejść. Właśnie kończę dezynfekować stanowisko i zaraz możemy zaczynać... — to mówiąc, zwinął papierowy ręcznik w kulkę i cisnął nim do pobliskiego kosza, po czym odwrócił się na pięcie, by w końcu spojrzeć na klienta.
W progu jego studia jednak stał ktoś, kogo nie spodziewał się znowu zobaczyć — Jeongguk.
Jego serce mimowolnie zerwało się w piersi do szaleńczego tańca, obijając się mocno o żebra. Zwilżył szybko wargi i, nie potrafiąc się powstrzymać, zmierzył mężczyznę uważnie swoim wzrokiem, sunąc po jego sylwetce od stóp do głów, chłonąc jego widok. I znowu przez chwilę wydawało mu się, że czas dla nich zwolnił, a powietrze zgęstniało. Nieważne ile razy by go nie widział, efekt zawsze był ten sam — zapierało mu dech.
Jeśli kiedykolwiek wcześniej myślał, że Jeongguk jest tak przystojny, że nie mógłby zrobić nic, by wyglądać lepiej, młody artysta najwyraźniej postanowił udowodnić mu, w jak wielkim błędzie był do tej pory. Chyba nigdy wcześniej nie widział nikogo, kto wyglądałby w długich włosach lepiej niż on. Zawsze uważał, że chłopak wyglądałby świetnie w takiej fryzurze, ale rzeczywistość przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Jego ciemne, niemal kruczoczarne włosy znowu były związane w kitkę, a jeden niesforny kosmyk opadał na jego czoło. Wręcz marzył o tym, by zobaczyć, jak młody artysta wygląda zaraz po przebudzeniu, gdy te ciemne loki są rozrzucone na poduszce, wciąż lekko potargane po intensywnej nocy. Do tego wszystkiego jego sylwetka była obłędnie piękna, nogi silne i wyrzeźbione jak u greckiego boga, a talia wręcz nieprzyzwoicie wąska, tak idealnie stworzona do jego smukłych rąk. Młody artysta miał teraz na sobie jasne, bladoniebieskie jeansy i czarną koszulkę, odsłaniającą smukłą szyję, a na to zarzucił bluzę, którą poznałby wszędzie. Dwa lata temu to była jedna z jego ulubionych bluz. Były CEO często mu ją podkradał, gdy mieszkali razem, mówiąc, że uwielbia czuć na sobie zapach jego ciała. Gdy pakował się w pośpiechu, zostawił ją dla niego, ale nie spodziewał się, że chłopak zachował ją przez tyle czasu.
— Gguk — wydusił jedynie, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej.
Brunet zrobił krok do przodu i przekroczył próg jego studia, po czym rozejrzał się uważnie dookoła, sunąc powoli swoim wzrokiem po wnętrzu. Nie zdziwiło go ani trochę to, że wnętrze było urządzone w ciemnych tonach. Niemal wszędzie dominowała czerń. Czarna podłoga, czarne, skórzane meble. Jednak to, co zwróciło jego największą uwagę, to jedna ze ścian pokryta przepięknym graffiti. Malowidło przedstawiało piękne rozgwieżdżone niebo. Do obrazu jednak wykorzystano niemal jedynie różne odcienie fioletu. Młody artysta nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, kto stworzył ten obraz i miał dziwne przeczucie, że fiolet wcale nie został wybrany przypadkowo. Wiedział, że to mogło być dzieło jedynie jednej osoby. Taehyung był niesamowicie utalentowany.
— Pięknie tu — przyznał, odszukując spojrzenie tatuażysty.
— Jeszcze jest sporo do zrobienia, ale cieszę się, że w końcu mam coś swojego — odpowiedział, wciąż nie mogąc oderwać oczu od młodego artysty. — Myślałem... — zaczął, ale urwał, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć to na głos. — Myślałem, że już więcej nie wrócisz... — dokończył jednak, werbalizując swoje obawy.
— Musiałem wrócić — odparł chłopak, wciąż nie wyjaśniając dokładnej przyczyny swojej wizyty.
— Za chwilę mam klienta, ale... jeśli masz ochotę, moglibyśmy potem pójść na kawę — wydusił niepewnie tatuażysta.
Nie był pewny, czy to dobry pomysł, by spotkać się z nim sam na sam. Jego uczucia wciąż nie wygasły ani nie osłabły podczas ich rozłąki. Wręcz przeciwnie. Płonęły żywym ogniem. Tak żywym, że wydawało mu się, że jeśli zaraz go nie dotknie, obróci się w popiół i rozsypie w drobny pył. Przebywanie tak blisko, a jednocześnie tak daleko, było jak tortura. Pragnął być blisko, ale wiedział, że nie będzie w stanie się z nim przyjaźnić. Czuł jednak, że zanim pozwoli mu odejść, musi się dowiedzieć, czemu chłopak go pocałował.
Czy to miał być ich pożegnalny pocałunek?
— A co, jeśli ci powiem, że twój klient już tu był, ale najprawdopodobniej już nie wróci? — zapytał brunet, a tatuażysta ściągnął razem swoje brwi, nie będąc pewnym znaczenia jego słów. Po chwili jednak przypomniał sobie, że już kiedyś prowadzili podobną rozmowę...
— Dlaczego? — zapytał, powstrzymując wargi przed ułożeniem się w piękny łuk, domyślając się, co te słowa mogą oznaczać.
Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają...
— Najwyraźniej niewiele zmieniło się przez te twa lata, bo... Przekupiłem go, żeby oddał mi swoją sesję — odpowiedział Jeongguk, starając się powstrzymać uśmiech, który mimowolnie wkradał się i na jego wargi. — Muszę przyznać, że nieźle cię wycenił. Trochę to mniej bolało, jak mogłem im machnąć przed oczami czarną kartą — zażartował. — Skoro tyle sobie liczysz za kilka godzin pracy, a ja teraz jestem jedynie biednym artystą, nie wiem, czy byłoby mnie stać na kolejną całodniową sesję u ciebie.
— Pewnie nieźle cię oskubał, skoro tak mówisz — odparł Kim. — Ale spokojnie, jeśli nie będzie cię stać, to najwyżej posprzątasz mi studio — dodał, wzruszając ramionami.
— Och, tak. Widziałem, że szukasz pracownika. Może powinienem się zgłosić, hm? Odpracuję straty — zaproponował.
— Taki pracownik to marzenie — przyznał Taehyung. — Chociaż nie jestem pewny, czy twój narzeczony, seksowny pan psychiatra, specjalista od leczenia zaburzeń nerwicowych i lękowych nie miałby nic przeciwko temu, żebyś się ze mną widywał — wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język, niemal z pamięci recytując opis, który znalazł w internecie kilka tygodni temu.
Gdy po powrocie od ojca Jeongguka w końcu dotarł do domu, wpisał imię i nazwisko narzeczonego chłopaka do wyszukiwarki i przez dobrą godzinę szperał w internecie, wyszukując informacje na jego temat. Wiedział, że być może nie powinien tego robić, ale nie potrafił się powstrzymać. Wrzucał fragmenty znalezionych artykułów po francusku do tłumacza Google, by chociaż zrozumieć część z tego, co o nim pisano. Sam nie wiedział, czemu to robił. Czy miał nadzieję, że znajdzie coś, co pozwoli mu go znienawidzić? Coś, co sprawi, że będzie uważał, że Jeongguk nie powinien z nim być? Czegokolwiek szukał. Nic takiego nie znalazł.
Yugyeom był idealny.
Był przystojny, pochodził z dobrej rodziny i był świetnie wykształcony. Swoją wiedzę wykorzystywał, by pomagać innym i mimo że prowadził własną praktykę w Paryżu, nie raz udzielał pomocy pro bono, co czyniło go jeszcze lepszym człowiekiem i świetnym kandydatem na partnera. Z jednej strony cieszył się, że tym razem Jeongguk trafił na kogoś, kto był wart jego miłości, ale skłamałby, mówiąc, że nie czuł dziwnego ukłucia w klatce piersiowej na myśl, że on nie mógłby się z nim równać.
Najwyraźniej Śnieżek zamienił księżniczkę na pieprzonego księcia.
— Sprawdzałeś konkurencję? — zapytał Jeon, unosząc prawą brew, a na jego słowa Taehyung wyraźnie się zawstydził.
— Nie? — odpowiedział niepewnym głosem. — Tak — poprawił się jednak, czując, że nawet gdyby się mocno postarał, to kłamstwo nie przeciśnie się przez jego gardło. — Może trochę — przyznał więc. — Chciałem wiedzieć, czy to dobry człowiek. Czy... Czy będzie się o ciebie troszczyć.
Taka była prawda. Chciał być pewny, że ten psychiatra go nie skrzywdzi. Nie byli razem, ale wciąż chciał go chronić.
— Yugyeom to świetny facet — odparł jednak Jeon, potwierdzając, że jego własne spostrzeżenia były trafione. — Ma wszystko, co tylko mógłbym sobie wymarzyć i zależy mu na mnie. Wiele mu zawdzięczam. I myślę, że on naprawdę mnie kocha. A właściwie... Wiem to.
Słysząc te słowa, Taehyung miał wrażenie, że spada. Chciał, by Jeongguk był szczęśliwy, ale świadomość, że to ktoś inny może dać mu to szczęście, sprawiała, że jego gardło zaciskało się boleśnie. Gdy myślał o swojej przyszłości, widział tylko jego. Teraz musiał przyzwyczaić się do myśli, że wcale tak nie będzie. Wciąż jednak była jedna rzecz, która nie pozwalała mu ruszyć do przodu. Coś, o czym nie potrafił zapomnieć...
Ten pocałunek.
Wysunął język i, sunąc nim powoli po swojej dolnej wardze, zwilżył jej delikatną fakturę, pozostawiając na miękkiej skórze cienką warstwę śliny. Gdy to robił na ułamek sekundy, spojrzenie młodego artysty powędrowało za jego językiem, a serce w jego silnej piersi przyspieszyło mimowolnie. Miał niemal nieodpartą chęć, by znowu go pocałować, uniósł jednak wzrok, ponownie wracając spojrzeniem na twarz mężczyzny.
Taehyung był obłędnie piękny. Eteryczny. Nigdy w życiu nie widział nikogo piękniejszego niż on. Gdy uniósł wzrok, napotkał spojrzenie jego onyksowych tęczówek, otoczonych kurtyną gęstych, czarnych rzęs. Przez chwilę wpatrywali się wprost w siebie, a Jeongguk mógłby przysiąc, że tatuażysta niemal nie oddycha.
— Więc... — wydusił w końcu Kim, zbierając w sobie odwagę, by w końcu zadać to pytanie. — Czemu tu jesteś? — zapytał, niemal wstrzymując oddech w bolesnym oczekiwaniu na odpowiedź.
Młody artysta milczał przez chwilę, patrząc na niego swoimi pięknymi, sarnimi oczami, za którymi tak bardzo tęsknił. Tak bardzo chciał móc coś wyczytać z jego spojrzenia, ale nie potrafił. Zdawało mu się jednak, że jego oczy błyszczą żywo, a wiedział, że jego oczy błyszczały jedynie z jednego powodu.
Jeongguk był szczęśliwy.
— Chciałem zrobić sobie nowy tatuaż, a podobno w całym Seulu nie ma nikogo lepszego — odpowiedział w końcu brunet, unosząc delikatnie kąciki swoich warg.
— Och — westchnął Taehyung mimowolnie. — Okay — dodał szybko, odwracając wzrok, wyraźnie zmieszany.
Czuł się jak idiota. Chciał ukryć swoje rozczarowanie, ale wiedział, że i tak ta krótka chwila wystarczyła, by Jeongguk zauważył, że jego ramiona opadły, gdy w jednej sekundzie jego ostatnia nadzieja roztrzaskała się o czarną podłogę.
Gdy zobaczył go w progu swojego studia, pomyślał, że młody artysta przyszedł tu dla niego. Nie przyszło mu do głowy, że mogło mu chodzić jedynie o zrobienie tatuażu, chociaż być może to była najbardziej oczywista rzecz. Tym w końcu był — tatuażystą. Słysząc jednak te słowa z ust mężczyzny, którego wciąż kochał, nagle uzmysłowił sobie okrutną prawdę.
Był dla niego tatuażystą i tylko tym.
Nie był i nie mógł być nikim więcej, bo nawet nie mogli nazwać się przyjaciółmi. Obydwaj dobrze wiedzieli, że nigdy nie będą w stanie się przyjaźnić. Nie mógłby być obok, wiedząc, jak smakują jego pocałunki, jak to jest budzić się rano, trzymając go w swoich ramionach i jakie to okropne uczucie budzić się bez niego.
— J-jasne — wydusił, wymuszając uśmiech.
Jeongguk jednak bez problemu dostrzegł, że chłopak unikał jego wzroku, a uśmiech, który teraz zdobił jego wargi, zatrzymał się poniżej linii oczu i w niczym nie przypominał tego pięknego uśmiechu, za którym tak bardzo tęsknił. Tatuażysta poruszył się nieco nerwowo i przesunął dłonią po swoich ciemnych lokach, po czym odchrząknął, jakby nie był pewny swojego głosu.
— Masz jakiś wzór, czy chcesz, żebym to ja ci coś zaprojektował? — zapytał, starając się zachować pełen profesjonalizm, mimo że czuł silny ból w klatce piersiowej na samą myśl, że być może teraz już zawsze będzie się tak czuć w jego obecności. By ukryć swoje zakłopotanie, zbliżył się do szafki i zaczął wyjmować z niej swój sprzęt.
— Nie trzeba — odpowiedział szybko brunet, wchodząc głębiej do wnętrza studia. — Dokładnie wiem, co chcę. To nic skomplikowanego.
— Okay, w takim razie przygotuję stanowisko i możemy zacząć. Gdzie chcesz ten tatuaż?
Taehyung wciąż na niego nie patrzył, ale mimo to wiedział, że chłopak uważnie go obserwuje. Gdy sięgał igły, jego ręka drżała, za co przeklął się w duchu. Musiał wziąć się w garść, jeśli nie chciał, by Jeongguk wziął go za kompletnego nieudacznika. Być może nie miał ukończonych studiów i licznych dyplomów jak Yugyeom, ale był cholernie utalentowanym artystą. Cokolwiek chłopak sobie wymyślił, zrobi mu niesamowity tatuaż i udowodni, jak bardzo rozwinął swój warsztat w ciągu dwóch lat ich rozłąki.
— Zanim zaczniemy... — odezwał się nagle Jeongguk, przerywając tę ciężką ciszę, która wypełniała przestrzeń między nimi. — Chciałbym ci coś opowiedzieć...
Tatuażysta zamarł w pół kroku i odruchowo przeniósł na niego swój wzrok. Wyprostował się i odwrócił twarzą do niego. Przez chwilę mierzył go uważnie swoimi onyksowymi tęczówkami, ale wciąż nie potrafił wyczytać jego intencji. Młody artysta jednak potraktował ten gest jako zachętę. Zrobił kilka kroków w jego stronę, zmniejszając dzielący ich dystans na tyle, jak bardzo pozwalała mu na to odwaga i przesunął językiem po swojej dolnej wardze, pokrywając ją delikatną warstwą śliny.
— Gdyby ktoś obserwował mnie z boku, powiedziałby ci, że dwa lata temu miałem wszystko... — zaczął po chwili, czując rosnące zdenerwowanie. — Miałem pieniądze, drogie, luksusowe auto, wypasiony penthouse na ostatnim piętrze jednego z najdroższych kompleksów w Seulu i posadę przyszłego CEO The Jeon Electronics w kieszeni. Uznawano mnie za jedną z najlepszych partii w Seulu i jednego z najbardziej pożądanych kawalerów w całej Korei. A jakby tego było mało, miałem piękną narzeczoną, z którą tworzyłem idealny związek oparty na wzajemnym szacunku i miłości. Wiele osób mi tego zazdrościło. Daliby się pokroić za to, by chociaż przez jeden dzień mieć to, co ja... Ale ja nie czułem się szczęśliwy. Oni patrzyli na moje drogie ubrania, ale nie widzieli, że pod nimi moje ciało szpeci blizna, a moja dusza jest cała poraniona. Patrzyli na moje nazwisko i majątek naszej rodziny, ale nie wiedzieli, że mój ojciec praktycznie ze mną nie rozmawia i nawet nie jest w stanie spojrzeć mi w oczy. Patrzyli na Lisę i nie widzieli, że na równi z tym, jak jest piękna, potrafi być tak samo okrutna i wyrachowana. Że to nie miłość nas połączyła, a zimna kalkulacja. Starałem się sobie wmówić, że tak właśnie ma być. Że to jest właśnie to, na co zasługuję i nie powinienem oczekiwać więcej. Ale potem los postawił na mojej drodze kogoś, kto na każdym kroku pokazywał mi, że zasługuję na więcej... Kto nie dbał o moje pieniądze i moje nazwisko. Kto pokazywał mi, że mogę robić rzeczy, o jakich wcześniej nawet nie śniłem. Że mogę czuć się piękny i seksowny pomimo tego, że moje ciało szpecą blizny. Kto we mnie wierzył, nawet gdy ja nie wierzyłem. Kto patrzył na mnie, a nie przeze mnie...
Jeongguk zamilkł. Czuł dziwną ulgę, mogąc to wyznać na głos i mogąc powiedzieć to wszystko osobie, której zawdzięczał tak wiele. Taehyung chyba nigdy tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, ile dla niego zrobił. To dzięki niemu był teraz osobą, którą zawsze pragnął być.
Tatuażysta stał naprzeciw niego i ani na chwilę nie oderwał od niego swoich ciemnych oczu. Nie ruszał się, jakby obawiał się, że nawet najmniejszy gest może zepsuć tę chwilę albo po prostu jego własne emocje nie pozwoliły mu na to. Milczał, ale Jeongguk był pewny, że jego słowa poruszyły go równie mocno.
— Pamiętam, jak któregoś wieczora leżałem w łóżku obok Lisy i wpatrywałem się w sufit, nie mogąc zasnąć. Cały czas myślałem o rozmowie, którą odbyliśmy kilka godzin wcześniej... Pchnięty jakimś dziwnym impulsem wstałem z łóżka, zabrałem swój telefon i wyszedłem na taras. Był środek nocy, a mimo to coś kazało mi wybrać twój numer — wyznał. Gdy przywołał te wspomnienia, jego wargi mimowolnie wygięły się w nieśmiałym uśmiechu. — Odebrałeś po pierwszym sygnale, jakbyś ty też chciał usłyszeć mój głos...
Mimo że od tamtego dnia minęło tak wiele czasu, Taehyung dokładnie wiedział, o którym wieczorze mówi brunet. On też nie mógł spać tamtej nocy. Wciąż o nim myślał, więc w końcu podniósł się z łóżka i wkradł do pracowni, by dokończyć obraz, który zaczął wcześniej malować. Malował jego. Te jego piękne, sarnie oczy i miękkie wargi, które tak bardzo pragnął całować... Gdy nagle zaczęła dzwonić jego komórka i na wyświetlaczu dostrzegł jego imię, pędzel niemal wysunął się z jego ręki, a serce nigdy wcześniej nie biło tak mocno...
— Też o tobie myślałem... — szepnął, mimowolnie wymawiając dokładnie te same słowa, które powiedział do niego zaraz po odebraniu telefonu.
Nie wiedział dlaczego, ale chciał, żeby chłopak wiedział, że on też pamięta...
Jeongguk uśmiechnął się do niego. Wyglądał tak, jakby poczuł ulgę, słysząc, że tatuażysta również pamięta ten wieczór. Być może dla niego też był tak samo ważny. Nie byli jeszcze wtedy razem, ale czuł, że tamtego wieczora wydarzyło się między nimi coś naprawdę istotnego. To było jedno z jego ulubionych wspomnień z początków ich znajomości.
— Zapytałem cię wtedy, co by się stało, gdyby Śnieżka, mieszkając w domu krasnoludków, zakochała się w jednym z nich i nagle, stojąc na ślubnym kobiercu, zdała sobie sprawę z tego, że wcale nie kocha księcia i to nie z nim chce spędzić resztę swojego życia, a ty... — urwał, prychając delikatnie pod nosem na to wspomnienie. — A ty opowiedziałeś mi swoją wersję tej bajki, pamiętasz? — zapytał, chociaż wcale nie potrzebował odpowiedzi. — W twojej bajce Śnieżek zakochał się w zbuntowanym krasnalu i uciekli razem... Ale ta historia... Ona wcale się tak nie skończyła... — wyznał, po czym zamilkł na chwilę, czując, że jeśli tego nie zrobi, zaraz nie zdoła wymówić ani słowa.
Czuł tak wiele emocji naraz, że wydawało mu się, że za chwilę się udusi. Przez chwilę oddychał równomiernie, starając się opanować nerwy. W końcu jednak wciągnął go płuc haust powietrza i spojrzał ponownie na tatuażystę.
— Chciałbym ci opowiedzieć, jak skończyła się ta historia. Czy mogę? — zapytał, a Taehyung jedynie skinął. — Śnieżek od samego początku wiedział, że on i krasnal są z dwóch różnych światów, ale mimo to... Zakochali się w sobie... Pomimo wszystkich przeciwności losu... Śnieżek nigdy nie kochał nikogo tak mocno, dlatego zdecydował się zerwać zaręczyny z piękną księżniczką. Wiedział, że to z nim chce spędzić resztę swojego życia. Nie miało już znaczenia to, czy komuś innemu się to podoba, czy nie. Stracił go wcześniej i nie chciał już nigdy więcej doświadczyć podobnego bólu. Nie wyobrażał sobie życia bez niego... Dlatego... Pewnego dnia...
Jeongguk urwał i przełknął z trudem. Jego serce zaczęło bić mocniej, jakby wiedziało, co ma zamiar za chwilę wyznać. Ponownie uniósł wzrok, który chwilę temu wbijał w swoje pokryte bliznami dłonie i spojrzał wprost w te onyksowe tęczówki, które zdawały się widzieć tylko jego.
— Śnieżek poszedł do jubilera i zamówił wyjątkowy pierścionek. P-poprosił o to, by jubiler wtopił w niego opiłki węgla do rysowania, który kiedyś dostał od krasnoludka. Chciał, by ten pierścionek, był tak wyjątkowy, jak to uczucie, które ich połączyło... Jedyny w swoim rodzaju i niezniszczalny... M-miał zamiar oświadczyć mu się w jego pracowni pachnącej zwietrzałą farbą i jego perfumami, bo to właśnie tam, siedząc na brudnej od farb podłodze w jego silnych, wytatuowanych ramionach, zakochał się w nim tak cholernie mocno... Ale kiedy tego dnia wrócił do domu... Jego już nie było...
Młody artysta ponownie zamilkł, tym razem nie będąc w stanie dalej mówić przez żal, który ścisnął jego gardło, jak imadło. Gdy poczuł, że po jego policzku stacza się pierwsza łza, uniósł dłoń i otarł ją szybko, zawstydzony, a widząc to, Taehyung impulsywnie zrobił kilka kroków w jego stronę, wyciągając ręce przed siebie, jakby chciał przyciągnąć go w swoje ramiona. Po chwili jednak zreflektował się i zatrzymał w miejscu, pozwalając ramionom opaść swobodnie wzdłuż ciała.
— Gguk... — szepnął. — Nie miałem pojęcia...
Miał chęć się rozpłakać. Czuł, jak po raz kolejny coś rozrywa jego serce na drobne kawałki. Przez Jiwon obydwaj stracili tak wiele... Zrobiłby wszystko, by móc cofnąć czas, chociaż nie wiedział, co innego mógłby zrobić. Może nie powinni byli nigdy wracać z Jeju? Może powinni byli uciec gdzieś razem? Gdzieś daleko, gdzie nikt by ich nie znalazł...
— Kiedy zniknąłeś... Próbowałem cię odnaleźć. Byłem pewny, że Lisa maczała w tym palce. Wiedziałem, że nie mógłbyś wywieźć Jae bez jej zgody... Ale nie miałem jak udowodnić, że ona miała z tym coś wspólnego... — kontynuował. Wiedział, że nie może już się zatrzymać. Chciał, by Taehyung poznał całą prawdę. — Po twoim zniknięciu wpadłem do TJE i chciałem z niej wymusić przyznanie się do winy, ale ona wyparła się wszystkiego, mówiąc, że to ty sam zdecydowałeś się odejść. Mój ojciec stanął po jej stronie i zagroził, że jeśli się nie uspokoję, wezwie na mnie ochronę, więc... Zrezygnowałem z posady CEO, złożyłem wymówienie i powiedziałem mojemu ojcu, że skoro mnie do tego zmusza... Wybieram ciebie. Zawsze wybrałbym ciebie, Tae...
— Gdybym tylko mógł... — wydusił tatuażysta, ale brunet zaprzeczył ruchem głowy.
— Nie mogłeś — odpowiedział. — Miałeś rację, mówiąc, że nikt by nam nie uwierzył, a ja nie zniósłbym tego, gdybyś przez miłość do mnie stracił Jae. Mimo że to cholernie boli i przysporzyło nam obydwu wiele cierpienia... Dobrze zrobiłeś, wyjeżdżając — przyznał, po czym niemal odruchowo chwycił w palce czerwony sznurek, który od ponad roku zdobił jego lewy nadgarstek i ponownie przeniósł spojrzenie na tatuażystę. — Kiedy Yoongi dał mi tę bransoletkę, pomyślałem, że w ten sposób chciałeś mi powiedzieć, żebym cię szukał. Po pewnym czasie udało mi się ustalić, że kupiłeś bilety do Paryża, więc spakowałem się i pojechałem tam. Szukałem cię wszędzie, ale tam ślad po tobie się urwał. Nie wiedziałem, gdzie jesteś i czy w ogóle wciąż jesteś we Francji, ale nie zostało mi nic więcej, więc zostałem... Nie zliczyłbym chyba nawet, ile razy ścigałem kogoś paryskimi uliczkami, bo wydawało mi się, że być może to ty. Bo ktoś podobnie pachniał. Bo ktoś miał podobną kurtkę. Coś w sylwetce albo sposobie poruszania się wydawało mi się dziwnie znajome. Ktoś miał podobny śmiech. Zaglądałem do każdego napotkanego studia tatuażu, mając nadzieję, że w którymś z nich cię znajdę. Skanowałem twarze dzieci na placach zabaw, pragnąc odnaleźć w jednej z nich tę piękną, uśmiechniętą buzię Jae. Ale nigdy mi się to nie udało... Bywały lepsze i gorsze dni. Wciąż męczyły mnie ataki paniki. Śniłem po nocach jeden i ten sam koszmar. Goniłem cię ciemnymi uliczkami, nie mogąc cię dogonić, a gdy już niemal byłem w stanie chwycić twoją dłoń, znikałeś i ogarniał mnie całkowity mrok... Postanowiłem, że będę nad sobą pracować. Chciałem być najlepszą wersją siebie. Chciałem, żebyś zobaczył mnie takim, jakim zawsze pragnąłem być, budząc się w twoich ramionach. Malowałem. Godzinami. Chciałem tworzyć prace, które będą zapierać dech. Być artystą tak utalentowanym, by móc wystawiać prace w największych galeriach. Chciałem wyleczyć się z ataków. Odzyskać pewność siebie. Czuć się dobrze we własnej skórze i być dumnym z tego, że kocham innego mężczyznę...
Brunet zamilkł, pozwalając, by jego słowa opadły miękko na podłogę wokół ich stóp, po czym zwilżył wargi i, wstrzymując oddech, zrobił kilka kroków w stronę tatuażysty, zatrzymując się jedynie na dwa kroki od niego. Z takiej odległości mógł poczuć obezwładniający zapach jego perfum. Taehyung pachniał dokładnie tak samo, jak to zapamiętał. Gdy stał tak blisko, czuł mrowienie w opuszkach palców, które wręcz domagały się, by wsunąć je w te miękkie loki. Powstrzymał się jednak, nie wiedząc, czy może sobie pozwolić na tak śmiały gest.
— I zrobiłem to. Mam to wszystko... Jestem tym, kim zawsze chciałem być... — dodał, czując prawdziwą dumę, że udało mu się to wszystko osiągnąć. — Do pełni szczęścia brakowało mi tylko jednego... Ciebie — wyznał, wpatrując się wprost w onyksowe tęczówki tatuażysty.
Mimo że Taehyung nic nie odpowiedział, Jeongguk mógłby przysiąc, że coś w jego spojrzeniu się zmieniło.
— Po tym co się wydarzyło na wystawie w Mediolanie... Gdy goniłem cię w strugach deszczu, a ty nie miałeś zamiaru się zatrzymać... Pomyślałem, że może wcale nie chcesz, żebym cię znalazł. Przeżyłem wtedy kilka naprawdę ciężkich dni. Straciłem nadzieję na to, że jeszcze kiedyś będziemy razem... Myślałem, że to koniec... — przyznał. — Potem długo myślałem nad tym, co tak naprawdę chciałeś mi przekazać, zostawiając tę bransoletkę i doszedłem do wniosku, że być może uciekałeś, bo wcale nie chciałeś zostać znaleziony. Że być może już na samym początku źle zinterpretowałem twoją wiadomość... Że być może w ten sposób nie prosiłeś mnie, żebym cię szukał. Być może prosiłeś mnie, żebym na ciebie czekał...
Gdy Jeongguk wymówił ostatnie słowa, z warg tatuażysty wyrwało się mimowolne westchnienie, a jego dolna warga zaczęła drżeć. Złapał ją w swoje zęby, przygryzając delikatnie, ale jego oczy zaszkliły się, nie mogąc ukryć nadmiaru emocji.
Właśnie to chciał mu przekazać, zostawiając tę bransoletkę.
Czekaj na mnie...
Był pewny, że Jeongguk będzie w stanie zrozumieć jego wiadomość. Łączyła ich prawdziwie wyjątkowa więź, której nikt i nic nie mogło zniszczyć.
— Wróciłem więc do Seulu. Do mieszkania na trzecim piętrze. Do tej małej pracowni wypełnionej zapachem zwietrzałej farby, gdzie to wszystko się zaczęło. I czekałem. Czekałem, że któregoś dnia pojawisz się w progu naszego mieszkania... I wtedy znowu będziemy razem...
— Ale przyszedłem za późno... — wydusił tatuażysta, czując, że te słowa ranią jego gardło jak ostra krawędź żyletki.
Czując, że łzy napływają do jego oczu, uniósł wzrok, starając się je powstrzymać. Wypuścił głośno powietrze. Miał chęć zapalić, ale nie był w stanie się poruszyć. Wiedział, że Jeongguk na niego patrzy, ale obawiał się, że jeśli ponownie przeniesie na niego swój wzrok, obnaży przed nim wszystkie swoje uczucia.
Ból rozstania. Tęsknotę. Miłość...
Gdy tak walczył ze swoimi emocjami, poczuł nagle coś, co sprawiło, że pierwsze łzy stoczyły się po jego śniadej skórze — opuszki palców Jeongguka, sunące po jego policzku.
Brunet otarł kciukiem jego łzę, a on odruchowo przeniósł na niego swoje spojrzenie. Jeongguk stał teraz tak blisko, że ich twarze dzieliły jedynie centymetry. Czuł jego gorący oddech, rozbijający się o drżące, rozchylone delikatnie wargi. Ta bliskość była odurzająca. Serce w jego piersi biło jak szalone. Wiedział, że powinien się odsunąć, ale jedyne co był w stanie teraz zrobić, to wpatrywać się wprost w te piękne oczy w kolorze gorzkiej czekolady, wpatrzone wprost w niego.
— Nie spóźniłeś się, Tae — powiedział cicho młody artysta. W jego głosie nie było cienia wahania. — Yugyeom cię rozpoznał, kiedy przyszedłeś. On jest we mnie zakochany, więc... Wystraszył się, że jeśli wróciłeś... Straci mnie... — wyznał. — To dlatego powiedział ci, że jesteśmy zaręczeni... Prawda jest taka, że oświadczył mi się, ale dopiero po twojej wizycie i ja nie przyjąłem jego oświadczyn. Nie mogłem powiedzieć „tak", bo nigdy nie przestałem kochać chłopaka, którego pokochałem ponad dwa lata temu...
— N-nie jesteś zaręczony? — zapytał tatuażysta, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że to, co przed chwilą usłyszał to prawda.
— Nie. Powiedziałem mu, że wciąż cię kocham i nie mogę się z nim związać — odpowiedział. — Tak naprawdę nigdy nic między nami nie było. Nic. Byłeś tylko ty... — dodał.
Chciał, żeby Taehyung wiedział, że był, jest i będzie jego jedynym mężczyzną.
— Ja też nie byłem z nikim innym przez te dwa lata — zawtórował mu tatuażysta. — Nie mógłbym. Nie było dnia, żebym o tobie nie myślał i za tobą nie tęsknił. Nigdy nie przestałem cię kochać...
Jeongguk uśmiechnął się nieśmiało na jego wyznanie. Wiedział, że nie byli razem przez te dwa lata i tatuażysta miał prawo być z kimś innym, ale czuł dziwne wzruszenie na myśl, że on też na niego czekał. Też nie chciał być tak blisko z nikim innym. Tylko z nim.
Wyciągnął rękę i ujął lewą dłoń tatuażysty. Przesunął ostrożnie palcem po tatuażu, który teraz zdobił jego śniadą skórę, po czym ponownie na niego spojrzał
— Dlaczego zrobiłeś ten tatuaż? — zapytał.
— Chciałem, żeby mi przypominał, dlaczego to wszystko robię... Żeby mi przypominał, że nawet jeśli jest ciężko i zaczynam wątpić, to ktoś, kogo kocham, czeka na drugim końcu tej nici... Wiem, że to głupie, ale...
— Przyszedłem tu dzisiaj, bo chcę, żebyś mi zrobił dokładnie taki sam tatuaż — powiedział Jeon, przerywając mu. — Myślę, że najwyższy czas, żebyś w końcu zawiązał tę nitkę na moim palcu, żebyśmy już nigdy więcej się nie zgubili...
Taehyung przez chwilę wpatrywał się wprost w jego oczy, kręcąc głową z niedowierzaniem. W końcu jednak uniósł dłoń Jeongguka i złożył pocałunek dokładnie w miejscu, w którym go całował, gdy byli razem — całując jego bliznę.
— Kocham cię, Gguk. Teraz nawet mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
— To dobrze, bo... jest jeszcze coś... — zaczął brunet, ale urwał. Wyswobodził delikatnie swoją dłoń z jego uścisku, po czym uniósł ręce i ostrożnie zdjął ze swojej szyi łańcuszek, który do tej pory skrywał się pod jego koszulką.
Gdy Taehyung spojrzał na jego dłonie, dostrzegł, że na końcu łańcuszka znajduje się pierścionek, który zauważył u niego już wczoraj. Wtedy był pewny, że to pierścionek zaręczynowy, który chłopak dostał od Yugyeoma. Nie rozumiał jednak, dlaczego młody artysta zdecydował się, by nosić go na łańcuszku, a nie na palcu.
Jeongguk rozpiął zapięcie i ostrożnie zsunął pierścionek z łańcuszka. Ująwszy go w swoje palce, ponownie spojrzał na tatuażystę, a jego wargi mimowolnie wygięły się w delikatnym uśmiechu. Patrząc mężczyźnie prosto w oczy, obniżył się powoli, by w końcu klęknąć przed nim na jedno kolano. Jego serce biło mocno, jak nigdy. Tym razem jednak nie był zdenerwowany. Nie czuł mdłości, podchodzących mu do gardła, tak jak wtedy, gdy zmuszał się, by oświadczyć się Lisie. Nigdy niczego nie był bardziej pewny jak tej decyzji.
Chciał spędzić z nim resztę swoich dni.
— To pierścionek, którym miałem zamiar ci się oświadczyć dwa lata temu — wyznał. — Od tamtego dnia trzymam go zawsze przy sobie, czekając, aż w końcu będę mógł wsunąć go na palec tego, dla którego został stworzony. Czekałem na ciebie dwa lata i nie chcę czekać ani chwili dłużej... Chcę spędzić z tobą resztę swojego życia, Tae. Kocham cię i kocham twojego syna. Nigdy nie przestałem cię kochać i nigdy nie będę w stanie przestać. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Sprawiasz, że jestem lepszym człowiekiem. Uskrzydlasz mnie jak nikt inny. Jesteś moim przeznaczeniem...
Jeongguk zrobił krótką pauzę, po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej, jednocześnie wyciągając dłoń dzierżącą pierścionek w stronę dłoni tatuażysty.
— Arogancki dupku. Mój zbuntowany krasnoludku. Miłości mojego życia... Tae... Wyjdź za mnie.
Ledwo te słowa zdążyły wyrwać się spomiędzy jego warg, a poczuł, jak silne ramiona tatuażysty podrywają go z kolan, przyciągając do siebie, a gorące wargi przywierają do tych jego w namiętnym pocałunku. Nie opierał się ani chwili, rozchylił mocniej swoje usta, pozwalając, by Taehyung wsunął swój język, pogłębiając pocałunek. Tym razem żaden z nich się nie wahał. Wiedzieli, że w końcu mogą przekazać tym pocałunkiem wszystkie swoje uczucia. Nie musieli już nic ukrywać.
I och, Boże, co to był za pocałunek.
Jeongguk uwielbiał sposób, w jaki tatuażysta go całował, wykonując gładkie, zmysłowe pchnięcia języka albo delikatnie podgryzając jego dolną wargę, by po chwili zassać się na niej mocno. Taehyung całował go tak, jakby należał tylko do niego. Jakby to miał być ich ostatni pocałunek. Jakby od tej chwili zależało ich życie. Tatuażysta całował go tak, jakby za chwilę świat miał się skończyć, a on oddawał każdą najmniejszą pieszczotę ze zdwojoną pasją, w końcu mogąc pokazać mu siłę swojego uczucia. I gdy Taehyung tak trzymał go w tych silnych, znajomych ramionach pokrytych tatuażami, on po raz kolejny miał wrażenie, że rozpada się na drobne kawałki, tylko po to, by ponownie narodzić się dla niego. Tatuażysta kradł jego oddech, oddając mu w zamian swój, a on jedynie zaciskał mocniej palce na jego koszulce, tak desperacko pragnąc, by stopili się w jedno. Tym razem nie było w nich strachu, który dotąd niemal zawsze im towarzyszył. Wiedzieli bowiem, że już nikt i nic ich nie rozdzieli.
Należeli do siebie.
Dopiero gdy ich płuca zaczęły się buntować, oderwali od siebie wargi, przerywając pocałunek, jednak żaden z nich nie odsunął się ani o krok. Stali wciąż zwarci w silnym uścisku, opierając się czołami i pozwalając, by ich oddechy łączyły się w jeden wspólny oddech, a serca wybijały jeden wspólny rytm.
— Kocham cię, Gguk i nie pragnę niczego bardziej niż tego, by każdego kolejnego dnia budzić się, trzymając cię w swoich ramionach. Do końca świata. I jeden dzień dłużej... — powiedział Taehyung, wyszeptując te słowa wprost w wargi ukochanego.
— Czy to znaczy, że się zgadzasz? — zapytał Jeongguk.
— Tak — odpowiedział tatuażysta bez wahania. — Tysiąc razy tak — dodał, a gdy młody artysta wygiął wargi w tym pięknym uśmiechu, za którym tak mocno tęsknił, Taehyung ponownie przyciągnął go do siebie, pragnąc scałować ten uśmiech wprost z jego warg.
Po krótkiej chwili jednak Jeongguk odsunął się delikatnie i ujął jego dłoń, po czym spojrzał mu prosto w oczy.
— Czy mogę? — zapytał, a gdy tatuażysta skinął, powoli wsunął pierścionek na jego palec.
Taehyung przyjrzał się uważnie obrączce, którą już wcześniej widział zawieszoną na łańcuszku na szyi młodego artysty. Nie mógł uwierzyć w to, że chłopak tak bardzo się postarał. Pierścionek był idealny. Wykonany z wolframu z delikatnym złotym wykończeniem, a fakt, że Jeongguk dodatkowo poprosił o wtopienie w niego opiłków z węgla, który mu podarował, sprawiał, że był dla niego jeszcze bardziej wyjątkowy.
— Jest piękny — przyznał, po czym wyciągnął dłoń i ujął nią tę Jeongguka. Uniósłszy ją, złożył na jego kłykciach delikatny pocałunek, by po chwili odszukać spojrzenie jego ciemnych oczu, teraz błyszczących jak nigdy przedtem. — Chodź — polecił i zaczął ostrożnie prowadzić młodego artystę w kierunku swojego stanowiska. Gdy doszli na miejsce, zatrzymał się i spojrzał na Jeongguka z łobuzerskim uśmiechem. — Założyłeś mi na palec pierścionek zaręczynowy, chyba nie myślałeś, że pozwolę ci teraz tak po prostu stąd wyjść, hm? — zapytał, a brunet roześmiał się.
Taehyung puścił jego dłoń i sięgnął po swoją maszynkę, po czym odwrócił się w jego stronę. Zmierzył go uważnie od stóp do głów, powoli sunąc wzrokiem po jego obłędnej sylwetce, przygryzając delikatnie swoją dolną wargę, a gdy w końcu napotkał spojrzenie tęczówek w kolorze gorzkiej czekolady, uśmiechnął się zmysłowo.
— Zawiążmy w końcu tę nić — zaproponował, ponownie wyciągając dłoń w stronę Jeongguka.
Brunet odwzajemnił jego uśmiech i bez wahania podał mu swoją lewą dłoń, jednocześnie siadając na leżance służącej do tatuowania.
— Zawiążmy tę nić — odpowiedział, zagryzając swoją dolną wargę.
Tatuażysta przygotował czerwony tusz i maszynkę, po czym wsunął czarne lateksowe rękawiczki na swoje dłonie. Chwycił dłoń ukochanego i zdezynfekował skórę, czyszcząc ją. Nie musiał rysować wzoru. Tatuaż, który zdobił mały palec jego lewej ręki, wykonał sam, dokładnie wiedział więc, jak powinien wyglądać tatuaż na dłoni Jeongguka. Zanim zaczął tatuować, ponownie spojrzał młodemu artyście prosto w oczy, jakby chciał się upewnić, że z jego warg nie wydostaną się żadne słowa protestu, ale nic takiego się nie wydarzyło. Włączył więc maszynkę i powoli zaczął znaczyć mleczną skórę bruneta, zdobiąc ją czerwoną nitką. Czuł dziwne wzruszenie, mogąc wytatuować na jego skórze właśnie ten wzór, w końcu wiążąc ich losy na zawsze.
Bo był pewny, że tak właśnie będzie. Należeli do siebie.
Gdy skończył, odłożył maszynkę i starł ostrożnie pozostałość czerwonego tuszu. Zdjąwszy z dłoni rękawiczki, przeniósł spojrzenie swoich onyksowych tęczówek na młodego artystę.
— Teraz jesteś do mnie przywiązany już na zawsze, Śnieżku — wyznał, na chwilę ponownie przenosząc wzrok na świeży tatuaż.
— Do końca świata. I jeden dzień dłużej — odpowiedział Jeongguk powtarzając jego słowa, po czym, pochyliwszy się do przodu, ujął w dłonie twarz tatuażysty i pocałował jego wargi. Gdy po chwili odsunął się od niego, ponownie spojrzał mu prosto w oczy. — Tak bardzo za tobą tęskniłem... Za tobą i za Jae... — wyznał, czując dziwne wzruszenie na samą myśl o chłopczyku. — C-czy myślisz, że mógłbym go zobaczyć? — zapytał ostrożnie.
— Oczywiście, że tak. Będziemy rodziną — odpowiedział szybko Taehyung.
— A co, jeśli... Jeśli on mnie nie pamięta? Jeśli będę dla niego kimś obcym? On był taki malutki... Dwa lata to tak długo... — mówił brunet, werbalizując swoje obawy, ale zanim zdążył się w nich pogrążyć, Taehyung chwycił jego dłoń.
— Gguk, on cię pamięta — powiedział szybko, uspokajając pędzące myśli młodego artysty. — Jae cię kocha tak samo mocno jak ja i przez ten czas tęsknił równie mocno. Nawet nie wiesz, jak często o tobie mówił, a odkąd wróciliśmy do Seulu, ciągle wypytuje, kiedy się z tobą spotkamy.
— Naprawdę? — zapytał, a tatuażysta skinął na potwierdzenie swoich wcześniejszych słów.
— On cię wybrał na swojego tatę, Gguk — wyznał. — Nie może się doczekać, żebyśmy znowu byli rodziną.
— Na swojego tatę? — powtórzył młody artysta. — Będę mógł nazywać się jego tatą?
Tatuażysta uniósł jego prawą dłoń i pocałował bliznę przecinającą mleczną skórę, po czym spojrzał mu prosto w oczy. Rozchylił delikatnie wargi, by coś powiedzieć, gdy nagle do jego uszu wkradł się dźwięk dzwoneczków, oznajmiający, że ktoś właśnie wszedł do sklepu i zanim zdążył cokolwiek więcej zrobić, usłyszał coś jeszcze — dźwięk tupotu dziecięcych stóp.
Jego wargi mimowolnie wygięły się w szerokim uśmiechu, gdy zdał sobie sprawę z tego, kto za chwilę wpadnie do jego studia. Wstał ze swojego miejsca i przeniósł wzrok w stronę wejścia. Tak jak się tego spodziewał, po chwili w progu jego studia pojawił się niemal sześcioletni już chłopczyk.
Gdy tylko maluch przekroczył próg, Jeongguk odwrócił się za siebie, przenosząc wzrok na przybysza, a chłopczyk pisnął radośnie i niemal od razu rzucił się w jego stronę.
— Ggukie! — krzyknął, biegnąc w jego stronę z wyciągniętymi przed siebie rączkami.
Jeongguk poderwał się ze swojego miejsca i on również zrobił kilka kroków w stronę chłopca, minimalizując dzielący ich dystans, a potem opadł na kolana, przyjmując chłopca w swoich silnych ramionach. Czuł, że całe jego ciało drży z emocji, jakby wciąż nie dowierzało, że naprawdę znowu ich odzyskał. Schował twarz w zagłębieniu między szyją a ramieniem chłopca, wdychając jego znajomy wciąż jeszcze dziecięcy zapach.
Jae pachniał jak truskawki.
— Tak bardzo za tobą tęskniłem, Tygrysku — szepnął, po czym odsunął się delikatnie, by móc mu się przyjrzeć, jednak wciąż trzymał jego drobne ciałko rękami, jakby obawiał się go wypuścić. — Jak ty wyrosłeś — ocenił. — I jesteś jeszcze bardziej podobny do taty — dodał, odgarniając palcami grzywkę, która wpadała chłopcu do oczu.
Czuł, że po jego policzkach staczają się łzy, ale to nie miał znaczenia.
Nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy. W końcu ich odzyskał.
— Ja też bardzo tęskniłem — odpowiedział chłopczyk. — Tata mówił, że niedługo wrócimy do Korei i wtedy będziemy razem.
— Tak właśnie będzie — odparł Jeongguk. — Już teraz zawsze będziemy razem.
— Naprawdę?! — zapytał maluch, z ekscytacją przenosząc spojrzenie na swojego ojca, szukając u niego potwierdzenia słów młodego artysty.
Taehyung uśmiechnął się, po czym pokonał dzielący ich dystans i uklęknął obok Jeongguka. Przez krótką chwilę wpatrywał się mu prosto w oczy, w końcu jednak chwycił jego dłoń i splótł razem ich palce.
— Tak, Tygrysku — potwierdził. Mimo że kierował słowa do synka, ani na chwilę nie odrywał spojrzenia od tych pięknych, sarnich oczu ukochanego, które teraz błyszczały milionem gwiazd. — W końcu możemy wrócić do domu. Do Jeongguka...
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top