62. SOMEONE YOU LOVED

Jeongguk rozchylił wargi i pozwolił, by z jego gardła wyrwał się głośny, melodyjny śmiech, przebijając się przez gwar kawiarni.

— Nie martw się, tato — rzucił w końcu do słuchawki, starając się uspokoić swojego rozmówcę. — Na pewno ze wszystkim zdążymy. Panikujesz bardziej niż Seokjin — dodał wciąż rozbawiony, przenosząc wzrok na swojego towarzysza. — Muszę kończyć. Jestem z Jiminem — wyjaśnił szybko, po czym jeszcze przez krótką chwilę nasłuchiwał głosu z drugiej strony słuchawki. — Okay, obiecuję, że w weekend wszystko dokończę. Nie martw się. Dobrze, tato. Zadzwonię później — rzucił, po czym rozłączył się i uśmiechnął przepraszająco do przyjaciela. Odłożył telefon na stolik i ponownie spojrzał na towarzysza. — Przepraszam. Yerim ma termin porodu na ten weekend, a my robimy dla niej pokój dla malucha i mój tata panikuje, że nie zdążymy, chociaż już praktycznie wszystko jest gotowe — wyjaśnił szybko. — Przysięgam, razem z Seokjinem panikują tak, jakby to było ich pierwsze dziecko.

— Malujesz pokój dla synka brata?

— Tak. Chciałem im dać coś wyjątkowego, więc urządzam pokój dla małego i maluję mu obrazy na ścianach — odpowiedział z wyraźną dumą w głosie. — Muszę przyznać, że to świetna zabawa. Nawet postanowiłem, że zrobię dla niego kołyskę i przez ostatnie dwa tygodnie bawię się w stolarza. Obejrzałem chyba z milion filmików na Youtube, ale chyba wyszła całkiem ładna. Muszę jeszcze wygładzić powierzchnię i polakierować drewno.

— Okay, zapamiętam. Jak będę potrzebować kołyski dla dziecka, jesteś pierwszy na mojej liście — zażartował Park.

— Park i dziecko? — zapytał Jeongguk, wyraźnie zaskoczony. — Nigdy nie myślałem, że wypowiem te dwa słowa w jednym zdaniu...

— Uwierz mi, ja tym bardziej, ale... Nie wiem. Od kiedy jestem z Yoongim, to nie wydaje się aż takie straszne — przyznał Jimin, uśmiechając się delikatnie. — Ja jestem w tym beznadziejny, ale on... Jest w nim coś cholernie uroczego, gdy zajmuje się dzieckiem. Byłby fantastycznym ojcem.

— Cieszę się, że jesteś z nim taki szczęśliwy — to mówiąc, młody artysta odruchowo ścisnął dłoń przyjaciela. — Yoongi to świetny facet.

— Ty też wyglądasz na dużo szczęśliwszego — ocenił Park, uważnie przyglądając się twarzy przyjaciela. — I chyba pierwszy raz słyszałem, żebyś powiedział do swojego ojca „tato" — dodał, mimowolnie unosząc wargi w ciepłym uśmiechu.

— To prawda — odpowiedział brunet, odwzajemniając uśmiech przyjaciela. — Zawsze zazdrościłem Jinowi tej bliskości z ojcem. Wobec mnie zawsze był bardziej zdystansowany. Zimny. Po tej rozmowie podczas mojej wystawy... W końcu zniknął ten mur, który między sobą wybudowaliśmy. Po raz pierwszy czuję, że naprawdę mam jego wsparcie. Cokolwiek bym nie zrobił. Chyba nigdy wcześniej nie było między nami tak dobrze.

— Powiedział ci, co w końcu skłoniło go, by się do ciebie odezwać? — zapytał Jimin wyraźnie zaciekawiony, ale Jeongguk zaprzeczył ruchem głowy.

— Nie, a ja jakoś nie miałem okazji zapytać. Kiedy pojawił się na wystawie, powiedział mi, że przyszedł, bo ktoś uświadomił mu, jakim był idiotą — wyznał brunet, prychając delikatnie.

— Uuuu, nieźle. Chyba nie znam nikogo na tyle odważnego, by powiedzieć twojemu ojcu coś takiego prosto w twarz — odpowiedział Park, unosząc z uznaniem prawą brew.

— Ja znam jedną osobę, która miałaby odwagę zrobić coś podobnego — rzucił nagle Jeongguk, śmiejąc się, ale gdy zdał sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział, niemal od razu spoważniał i mimowolnie odszukał spojrzenie przyjaciela, jakby spodziewał się usłyszeć słowa krytyki lub dostrzec politowanie w jego oczach. — Ale go tu nie ma, więc... — dodał szybko, po czym odwrócił wzrok i chwycił w dłonie kubek z kawą.

By ukryć zawstydzenie, uniósł kubek do ust i upił kilka łyków kawy, szybko przełykając gorący napój z wyraźną nutą karmelu. Od tych wydarzeń sprzed roku kiedy jak skończony idiota biegał w deszczu, ścigając ducha Taehyunga włoskimi ulicami, powstrzymywał się od rozmów o nim. To nie tak, że o nim nie myślał. Być może myślał o nim nawet częściej niż wcześniej, ale nauczył się ukrywać swoją tęsknotę. Nie wymawiał na głos jego imienia. Unikał rozmów o nim. Nie wypytywał. Nie wspominał o tym, że znowu mu się przyśnił albo że znowu ścigał kogoś po mieście, bo poczuł zapach jego perfum. Nikomu nie przyznał się, że wciąż słucha nagrania, które mężczyzna mu zostawił na poczcie ponad dwa lata temu. Że nosił jego zdjęcie w portfelu i bransoletkę, którą mu zostawił na nadgarstku.

Udawanie, że nie tęskni, było łatwiejsze, niż tłumaczenie, czemu wciąż o nim myśli.

Dlaczego nie potrafi ruszyć naprzód. Dlaczego wciąż czeka...

— A jak ty sobie radzisz? — zapytał nagle Jimin, również poważniejąc. Jeongguk nie miał odwagi na niego spojrzeć, ale mimo to czuł na sobie wzrok przyjaciela. — Ostatnio byłeś tak zabiegany z tą wystawą, że nawet nie mieliśmy okazji się spotkać i spokojnie porozmawiać — wyjaśnił. — A chyba... Chyba sporo się u ciebie zmieniło... — dodał po chwili, ostrożnie ważąc słowa. — Jak stoją sprawy z...

Park zawahał się na chwilę. Wiedział, że Jeongguk unikał rozmawiania o swoim życiu miłosnym. Nigdy tego nie lubił i zawsze był mocno skryty, a od zniknięcia Taehyung wyraźnie niechętnie poruszał podobne tematy i wiedział, że unikał tych rozmów, bo każde wspomnienie o tatuażyście bolało go i raniło jak brzytwa. Dlatego nie wypytywał i nie naciskał na niego, nie chcąc rozdrapywać i tak już głębokich ran.

Gdy były CEO przebywał w Europie, ich kontakt był utrudniony przez różnicę czasu i ich relacja nieco na tym ucierpiała. On był zajęty spędzaniem każdej wolnej chwili z Yoongim, zakochany w nim po uszy, a Jeongguk całymi dniami malował, pracując nad swoim warsztatem. Kilka razy wspomniał o tym, że chodzi na terapię. Był taki dumny z tego, że udało mu się niemal całkowicie zapanować nad atakami, a on był szczęśliwy, że jego przyjaciel w końcu dostaje odpowiednią pomoc. Pamiętał, że gdy pierwszy raz usłyszał imię Yugyeoma, wypytywał się, czy psychiatra jest tak przystojny, jak to zawsze bywa w romantycznych dramach, ale Jeongguk jedynie obśmiał się z niego. Dopiero pod wpływem nacisku przyznał, że mężczyzna jest bardzo atrakcyjny. Od razu zaznaczył jednak, że łączy ich jedynie relacja lekarz — pacjent, żeby przypadkiem Park nie ubzdurał sobie czegoś na wyrost.

Wiedział też, że po zakończeniu terapii, zaczęli się spotykać na prywatnym gruncie, wciąż jednak utrzymując czysto platoniczną relację. Yugyeom stał się jego przyjacielem. Chyba praktycznie jedynym, którego miał obok siebie, będąc tysiące kilometrów stąd. Dopiero gdy po powrocie do Seulu, młody artysta przedstawił mu go podczas jakiegoś przypadkowego spotkania na mieście, zaczął podejrzewać, że być może łączy ich więcej, niż zwykła przyjaźń. Mimo że spotkanie trwało może z kilkanaście minut, nie umknęło jego uwadze to, jak psychiatra patrzy na jego przyjaciela. Resztę „zeznań" musiał na nim niemal wymusić i tak w rezultacie dostając tylko strzępy informacji. Rozumiał, że być może sprawa jest na tyle świeża, że chłopak po prostu nie chce jeszcze o tym mówić, ale w świetle nowych wydarzeń nie potrafił pojąć, czemu przyjaciel dotąd nie wspomniał ani słowem o tym, że jest zaręczony.

— Jak rozwija się twój związek z tym przystojnym psychiatrą? — zapytał w końcu, udając, że zadaje to pytanie mimochodem. — Jak mu tam było... — dodał, udając, że nie może sobie przypomnieć imienia mężczyzny, jakby chciał w ten sposób zachęcić Jeongguka do zwierzeń.

— Yugyeom — odpowiedział Jeongguk, ponownie odwracając wzrok.

Niemal odruchowo uniósł kubek do ust i upił kilka łyków, niemal modląc się, by Jimin nie wypytywał o jego relację z Yugyeomem. Jeszcze przez chwilę unikał patrzenia na przyjaciela, mając cichą nadzieję, że Park da za wygraną, ale najwyraźniej młody biznesmen nie miał zamiaru mu odpuścić. Mógł się tego spodziewać. Kto jak kto, ale Park nigdy nie odpuszczał. Westchnął więc i odstawił kubek na blat, by w końcu przenieść spojrzenie na przyjaciela.

— Ja i Gyeomie... — zaczął niepewnie. — To dosyć skomplikowana sprawa — dodał jednak, nie wiedząc, jak wytłumaczyć to, co ich łączyło. Bo kim tak naprawdę byli?

— Ale wciąż się widujecie, tak? Był z tobą na wystawie... — zachęcał Park, chcąc wybadać przyjaciela.

Chciał wiedzieć, czy Taehyung miał rację, nie mówiąc mu o swoim powrocie. Od niemal trzech tygodni bił się z myślami. Nie chciał się wtrącać i ingerować w ich relację, ale jak mógł milczeć, jeśli Jeongguk wciąż go kochał? Wpatrywał się więc w niego uważnie, jakby nawet najmniejszy grymas, czy drżenie wargi mogło zdradzić jego prawdziwe uczucia. Życie nauczyło go tego, że często usta mówią coś, co nie zawsze jest prawdą. Szukał więc głębiej.

— To... On mnie bardzo wspiera. Robił to od samego początku. Wiele mu zawdzięczam — przyznał były CEO. — Bardzo mi pomógł, kiedy wyjechałem do Paryża i zostałem z tym wszystkim sam...

— A teraz? Wspominałeś, że było coś między wami... Chcesz, żeby to było coś bardziej... oficjalnego? — dopytywał, widząc, że Jeongguk nie bardzo chce drążyć ten temat.

Od powrotu Taehyunga mijały już prawie trzy tygodnie. Jednak Jeongguk wciąż nie miał o niczym pojęcia, a on nie mógł przestać o tym myśleć. Nie mógł się pozbyć wrażenia, że jego przyjaciel wciąż kocha tatuażystę, mimo że od dawna nie rozmawiał z nim na temat byłego partnera.

Ale czy można przestać kochać kogoś, kogo kochało się tak bardzo?

— Czemu tak o niego wypytujesz, Jimin? — zapytał nagle brunet, odpowiadając pytaniem na pytanie. Poruszył się nerwowo, najwyraźniej czując się niekomfortowo ze względu na to mini przesłuchanie, któremu zdecydował się go poddać przyjaciel. — To nic takiego. Widujemy się czasem — dodał wymijająco.

Jednak coś w jego tonie a być może w wymijającym spojrzeniu zaniepokoiło Parka na tyle, że wiedział, że nie może odpuścić. Przesunął dłonią po swoich blond włosach i zwęził oczy, wpatrując się uważnie w twarz przyjaciela.

— Gguk, nie jestem głupi — powiedział w końcu. — Wiem, że jest coś, czego mi nie mówisz... I nie wiem dlaczego. Jestem twoim przyjacielem i cokolwiek nie zdecydujesz, będę cię wspierać... — to mówiąc, Park wyciągnął dłoń i położył ją na dłoni przyjaciela. Jeongguk przeniósł wzrok na ich splecione ręce i przez chwilę wpatrywał się w nie, wciąż milcząc. — Chcesz związać się z Yugyeomem na poważnie? — zapytał blondyn po chwili milczenia. — Minęły dwa lata od waszego rozstania, jeśli chcesz i czujesz się gotowy, by ruszyć naprzód, to... — kontynuował szybko, a na te słowa Jeongguk gwałtownie cofnął swoją dłoń.

— Co? Nie! — zaprotestował szybko, zanim zdał sobie sprawę z tego, że niemal wykrzyczał te słowa. Nie mógł jednak nawet znieść myśli o tym, że kiedykolwiek mógłby o nim zapomnieć. Zmieszany przesunął dłonią po swoich długich, teraz zebranych w kucyka włosach. — Wiesz, że nie mógłbym... — zaczął, ale urwał, po raz kolejny czując, że to wyznanie zastyga w jego gardle zaciśniętym boleśnie żelaznym uściskiem emocji wzbierających w nim. — Popełniłem ten błąd z Lisą. Nie mam zamiaru popełnić go ponownie — wyjaśnił w końcu, starając się zapanować nad głosem na tyle, by nie było słychać jego drżenia.

— Ale sypiacie ze sobą, tak? Ostatnio powiedziałeś, że przespaliście się ze sobą kilka razy...

— Ja... — wydusił brunet, ale znowu zamilkł.

— Jeongguk, nie jesteś z nikim w związku. To nic złego, że... Każdy ma swoje potrzeby, a jeśli ten psychiatra...

Okłamałem cię — wyznał w końcu młody artysta, odwracając wzrok. — A raczej... Nie wyprowadziłem cię z błędu, kiedy założyłeś, że ja i Yugyeom...

Jeongguk zamilkł na chwilę. Wpatrywał się w swoje dłonie, ale mimo to czuł na sobie baczny wzrok przyjaciela. Dopiero gdy cisza zdawała się go dusić, odważył się unieść wzrok i ponownie odszukać spojrzenie Jimina.

— Nie sypiamy ze sobą — powiedział nieco zmieszany. — Tak naprawdę... Nigdy do niczego między nami nie doszło. Nie wyprowadziłem cię z błędu, bo... Kiedy tak o niego wypytywałeś... Wstydziłem się, przyznać, że... Że nie potrafię... Że nie chcę, żeby...

Żeby dotykał cię ktoś inny niż on? — zapytał ostrożnie Jimin, zniżając głos na tyle, by jedynie Jeongguk mógł usłyszeć jego pytanie.

Wiedział, że ta rozmowa jest dla niego trudna. Młody artysta rzadko otwierał się przed kimś tak bardzo, jak przed nim w tej chwili. Chciał więc, by czuł się na tyle komfortowo, jak bardzo było to możliwe.

— Wiem, że pewnie myślisz, że to głupie. Taehyung zniknął bez słowa ponad dwa lata temu, zostawiając za sobą jedynie ten cholerny czerwony sznurek, a ja ubzdurałem sobie, że to coś znaczy... Wiem, że wszyscy dookoła pewnie myślą, że postradałem zmysły, czekając na to, że któregoś dnia po prostu wróci i zapuka do moich drzwi. Już dawno powinienem był zacząć układać sobie życie bez niego, ale ja nie mogę. Nie potrafię, bo...

Wciąż go kochasz — dokończył za niego Jimin, a kąciki jego warg mimowolnie uniosły się.

Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale czuł dziwne ciepło na myśl, że ta dwójka wciąż tak mocno się kocha, mimo że nawet nie wiedzą, czy ich uczucie jest odwzajemnione.

Nie potrafię przestać na niego czekać — wyznał Jeongguk po krótkiej chwili milczenia. — Yugyeom ma wszystko, czego można chcieć od partnera. Jest bystry, zabawny i cholernie przystojny, a do tego wszystkiego jest naprawdę świetnym facetem. I zależy mu na mnie. Wiem, że gdybym mu pozwolił... Ale nie potrafię... Krótko przed moim powrotem do Korei wybraliśmy się do pubu na drinki. Obydwaj sporo wypiliśmy i pomyślałem, że może powinienem spróbować... że może czas ruszyć do przodu. Zaprosiłem go do swojego pokoju hotelowego, ale nie mogłem tego zrobić... Tak bardzo brakowało mi bliskości. Dotyku... Ale na samą myśl, że to ktoś inny miałby mnie dotykać, było mi niedobrze. Wiem, że dla większości osób to tylko seks, ale nie dla mnie.

— Więc ty i Yugyeom...

— Taehyung był moim pierwszym mężczyzną i chciałem, żeby był jedyną osobą, która była ze mną w taki sposób... Być może kiedyś... Może w końcu poczuję się gotowy, ale nie teraz. Yugyeom... On wie o Tae. Wiele razy rozmawiałem z nim o Tae na naszych sesjach. Rozumie, że to, co nas łączyło... Co wciąż nas łączy...

Ponownie zawiesił głos. Czuł się cholernie obnażony, wyznając przyjacielowi, że Taehyung był jego pierwszym i jedynym mężczyzną. Do tej pory pozwalał mu myśleć, że jego relacja z Yugyeomem dotyczy też sfery fizycznej, bo wstydził się powiedzieć mu prawdę. Teraz jednak czuł dziwną ulgę, mogąc w końcu powiedzieć o tym wszystkim komuś bliskiemu. Tym bardziej że Jimin wcale go nie oceniał. Wręcz przeciwnie, czuł, że przyjaciel go rozumie.

— Yugyeom jest cholernie wyrozumiały. Nie naciska. Nie pospiesza mnie. Wiem, że mu na mnie zależy i że to wcale nie jest dla niego łatwe, ale ja nie jestem gotowy. Nie potrafię...

A co byś zrobił, gdyby on wrócił? — zapytał nagle Jimin, zanim zdążył się ugryźć w język.

Wiedział, że być może nie powinien się wtrącać w ich relację i pozwolić, by to Taehyung zdecydował, kiedy będzie gotowy, by porozmawiać z Jeonggukiem, ale po tym, co właśnie wyznał mu przyjaciel, nie potrafił się powstrzymać.

Jeongguk przeniósł na niego spojrzenie swoich ciemnych oczu, wyraźnie zaskoczony tym pytaniem. Do tej pory Jimin raczej unikał rozmów na temat Tae. Domyślał się, że robił to, by go nie ranić i nie rozdrapywać starych ran, ale teraz w jego głosie było coś dziwnego.

— Czemu o niego pytasz? — odpowiedział pytaniem na pytanie, a gdy dostrzegł, że Park przełyka z trudem ślinę, ściągnął razem swoje brwi, a jego serce mimowolnie zaczęło bić szybciej. — Jimin, czy ty coś wiesz? — zapytał.

— N-nie. T-tak pytam — odpowiedział blondyn, uśmiechając się nieco nerwowo. — Powiedziałeś, że wciąż coś do niego czujesz... Co byś zrobił, gdyby Taehyung naprawdę wrócił? — zapytał jeszcze raz.

Gdy kończył zadawać to pytanie, komórka młodego artysty ponownie się rozdzwoniła. Urządzenie zaczęło wibrować i podskakiwać delikatnie na blacie stołu, przy którym siedzieli i Jeongguk mimowolnie spojrzał na wyświetlacz.

Yugyeom.

Zwilżył szybko wargi, pozwalając, by wyrwało się z nich ciche przekleństwo. Złapał komórkę w dłoń i ponownie spojrzał na Jimina.

— Jimin, czy ty coś wiesz? — zapytał, starając się lekceważyć natarczywy dźwięk dzwonka telefonu, ale gdy jego przyjaciel wciąż milczał, w końcu wcisnął zielony przycisk i przystawił komórkę do ucha. — Tak? — rzucił już do słuchawki. — Och, cholera. To już? — spytał, po czym odstawił telefon na tyle, by móc skontrolować godzinę na wyświetlaczu. — Jezu, przepraszam. Jestem z Jiminem i kompletnie wyleciało mi to z głowy. Za ile zaczyna się seans? Okay. Daj mi dwadzieścia minut. I tak na początku długo są reklamy. Zaraz będę, okay? — dodał szybko, po czym jeszcze przez chwilę słuchał swojego rozmówcy. Gdy w końcu się rozłączył, ponownie spojrzał na Jimina. — Zapomniałem, że umówiłem się z Yugyeomem do kina... — rzucił szybko. — Już jestem spóźniony — przyznał z wyraźną skruchą.

Czuł się winny, że zapomniał o spotkaniu i kazał psychiatrze na siebie czekać. Nienawidził się spóźniać i nie znosił, gdy inni kazali mu na siebie czekać. Całe życie uczono go, że to oznaka braku szacunku. Na samą myśl, poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku i falę zdenerwowania wspinającą się po jego kręgosłupie, powoli przybierając postać wyrzutów sumienia.

— Muszę iść, ale... Zadzwonię do ciebie wieczorem — to mówiąc, wstał od stołu. Przez chwilę wyraźnie się wahał, czy powinien wyjść, czy jednak zostać, ale w końcu chwycił swoją skórzaną kurtkę i jeszcze raz spojrzał na przyjaciela. — Jimin, jeśli coś wiesz... Jeśli Taehyung się z wami skontaktował... Ja muszę wiedzieć...

— Dobrze — zgodził się w końcu Jimin. — Wieczorem porozmawiamy — dodał, patrząc mu prosto w oczy.

Jeongguk jeszcze przez chwilę wpatrywał się w przyjaciela, jakby zastanawiał się, czy powinien zostać i naciskać, by Jimin wyznał mu prawdę. Był niemal w stu procentach pewny, że mężczyzna coś wie.

— Zadzwonię do ciebie — powtórzył jednak, po czym odwrócił się na pięcie i szybko wybiegł z kawiarni.

***

Yugyeom wyminął ludzi zebranych pod kinem, udając się w ślady za wysokim brunetem, który szedł dwa kroki przed nim. Mimowolnie omiótł sylwetkę mężczyzny swoim wzrokiem. Jeongguk wyglądał dzisiaj niezwykle seksownie. Przez krótką chwilę zastanawiał się, czy ubrał się tak ze względu na ich spotkanie. Przypomniał sobie jednak, że młody artysta niemal spóźnił się na seans, bo ich randka wypadła mu z głowy, co szybko ostudziło jego zapał. Gdy w końcu wyminęli cały tłum zgromadzony pod wejściem i Jeongguk zatrzymał się, zmierzył go ponownie od stóp do głów.

Brunet miał na sobie czarne, obcisłe jeansy, które jak zwykle opinały jego silne, wysportowane nogi jak druga skóra. Na stopach ciężkie, motocyklowe buty. Na górę założył jedynie zwykłą, białą koszulkę z głęboko wyciętym dekoltem, który kończył się niemal na wysokości mostka, a na to zarzucił czarną, skórzaną kurtkę, ale mimo to nie potrafił odwrócić od niego wzroku. Kiedy mężczyzna uniósł rękę, by przesunąć dłonią po ciemnych, związanych w kitkę włosach, dostrzegł, że biała koszulka jest tak mocno wycięta pod pachami, że gdyby Jeongguk zdjął swoją kurtkę, mógłby teraz podziwiać tatuaż, który pokrywał prawą stronę jego żeber.

— Jak podobał ci się film? — spytał, odchrząknąwszy, by zapanować nad swoim głosem.

— Był... — chłopak urwał, jakby nie wiedział, co powiedzieć. — Ciekawy... — dokończył niepewnie.

— Nie podobał ci się — zgadł Yugyeom, marszcząc z przejęciem swoje brwi.

— Nie był taki zły — powiedział Jeongguk, powoli artykułując słowa.

Wiedział, że Yugyeom chciał mu zrobić przyjemność, organizując dla nich ten wieczór i nie chciał mu robić przykrości, mówiąc, że film był koszmarny. Prawda była taka, że niemal przez cały czas ekranizacji dosłownie walczył, by Morfeusz nie porwał go w swoje silne ramiona do krainy błogiego zapomnienia.

— Był nudny, prawda? Pewnie połowę filmu przespałeś... — jęknął starszy, wpatrując się w jego twarz.

— Może... jakąś jedną czwartą... — przyznał brunet, wyginając usta w pięknym uśmiechu.

— No. Nieee — jęknął Yugyeom. — Boże, wiedziałem, że ten film to zły pomysł... Ale coś mnie podkusiło, żeby przeczytać jakiś durny artykuł zatytułowany: „Pięć pomysłów na to jak zaimponować mężczyźnie twoich marzeń" i tam napisali, że powinienem wybrać jakiś skomplikowany i długi film, bo wtedy pomyślisz, że jestem ambitny i...

Jeongguk zaśmiał się cicho pod nosem, zbliżył się jednak w stronę mężczyzny i chwycił za klapy jego marynarki, zwracając go w swoją stronę.

— Gyeomie, to nic takiego. To tylko film — powiedział łagodnie. — Przynajmniej mogłem trochę odespać zarwaną noc — zażartował.

— Och, nie! Więc naprawdę spałeś? — zapytał, a Jeongguk roześmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu.

Puścił klapy jego marynarki i wygładził je tak, by ponownie leżały idealnie na szerokiej piersi psychiatry, po czym spojrzał mu prosto w oczy.

— No może jakieś trzy czwarte — wyznał zgodnie z prawdą i wygiął wargi w szerokim uśmiechu, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, kołysząc delikatnie swoimi biodrami.

— Serio?! — zawołał za nim Yugyeom i szybko ruszył w jego ślady. — Och, nie, a chciałem, żebyś się dobrze bawił — powiedział skruszony. — Powinienem był się domyślić, że ten film ci się nie spodoba.

— Daj spokój, Gyeomie. Nic się nie stało — odpowiedział brunet, uśmiechając się do niego łagodnie. — Bardziej mnie ciekawi, jakie były pozostałe cztery pomysły — zażartował, ale zanim psychiatra zdążył odpowiedzieć, dodał szybko: — Jestem głodny. Chodźmy coś zjeść.

— Okay — zgodził się starszy, układając wargi w promienny uśmiech. Czuł się dużo lepiej, widząc, że młody artysta nie przejął się zbytnio jego kiepskim wyborem repertuaru. — Tutaj blisko jest świetna francuska restauracja. Zarezerwowałem dla nas stolik — przyznał, mając cichą nadzieję, że ten dzień jeszcze da się uratować.

Specjalnie wybrał jedną z najwyżej ocenianych przez restauratorów knajp. Restauracja znajdowała się w jednym z luksusowych wieżowców usytuowanych nieopodal, a on zarezerwował dla nich stolik, który ustawiony był w najbardziej romantycznej lokalizacji z pięknym widokiem na most Banpo.

— Yugyeom... Ja...

— Och, no tak! Jak mogłem zapomnieć... — jęknął ponownie starszy. — Ty nie lubisz takich miejsc...

— Po prostu... Za bardzo kojarzą mi się z życiem, do którego już nie chcę wracać — przyznał Jeon. — Tutaj zaraz za rogiem jest świetna knajpa, gdzie podają ramen w kubkach... Może to nie brzmi zbyt dobrze, ale przysięgam, że nigdy nie jadłeś lepszego. To jedno z moich ulubionych miejsc... Więc... Jak masz ochotę... — zaczął, wskazując w kierunku jednej z uliczek.

Nie zdradził, że to miejsce, które pokazał mu Taehyung. Że to miejsce, gdzie często razem chodzili i być może wciąż tam chodził, bo miał nadzieję, że któregoś dnia gdy tam przyjdzie, dostrzeże go siedzącego przy ich ulubionym stoliku, znajdującym się w rogu ogrodu pod jednym z rozłożystych drzew wiśni.

Tę część wolał przemilczeć...

Uśmiechnął się więc i czekał, aż psychiatra skinie na znak, że przystaje na jego propozycję. Gdy starszy się zgodził, ruszył powoli przed siebie, prowadząc go we właściwym kierunku. Resztę drogi pokonali na piechotę. Nie rozmawiali zbyt wiele, ale cisza między nimi nie była niewygodna czy niezręczna. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie.

Na miejscu usiedli przy jednym z niewielkich stolików w ogrodzie. Jeongguk specjalnie wybrał inny stolik, niż ten, przy którym siadał z Tae. To był ich stolik. Nie chciał tam siadać z kimś innym. W zamian przysiadł przy stoliku naprzeciwko, by móc się wpatrywać w miejsce, które zawsze należało do Tae, jakby za chwilę tatuażysta miał tu przyjść i usiąść naprzeciw niego. Jeongguk złożył dla nich zamówienie, pozwalając sobie zdecydować z psychiatrę i po kilkunastu minutach siedzieli z kubkami z parującym ramenem w dłoniach.

— Spróbuj — zachęcił młodszy.

Yugyeom uśmiechnął się do niego, ale bez protestów chwycił w dłonie pałeczki i zanurzył je w kubku, by po chwili wsunąć do ust odrobinę makaronu. Nie pamiętał nawet, kiedy ostatni raz jadł coś podobnego. Od wielu lat mieszkał w Paryżu, a tam raczej na próżno było szukać podobnych knajp. Od powrotu do Korei nie był w wielu miejscach. Tak naprawdę wciąż nie potrafił się do końca odnaleźć w nowym miejscu, ale przyjechał tu ze względu na Jeongguka.

Kochał go i chciał z nim być. Wiedział, że chłopak wciąż czuje coś do swojego byłego. Młodszy nigdy przed nim tego nie ukrywał, ale wierzył w to, że jeśli będzie wystarczająco cierpliwy, kiedyś dostanie swoją szansę i wydawało mu się, że jest na dobrej drodze. Mimo że do tej pory nie doszło między nimi do zbliżenia, to nie miało dla niego znaczenia. Czuł, że Jeongguk się przed nim otwiera. Że mu ufa. I miał nadzieję, że kiedyś i on zacznie odwzajemniać jego uczucia. Wiedział, że zdobycie jego szacunku i zaufania, jest ważniejsze niż fizyczna bliskość.

Skłamałby, mówiąc, że nie miał ochoty, by go pocałować, by wodzić opuszkami swoich palców po jego wysportowanym ciele. Zdarzyło mu się widzieć go bez koszulki albo nawet całkowicie nagiego, kiedy razem wchodzili pod prysznic na siłowni i wręcz marzył o tym, by móc w końcu go dotknąć, ale nie miał zamiaru zrobić czegoś, na co chłopak najwyraźniej nie był gotowy. Mógł na niego poczekać, bo wiedział, że Jeongguk jest tego wart.

Nie wiedział, dlaczego kupił ten pierścionek. Wiedział, że brunet nie jest gotowy, by poczynić tak poważny krok. Nawet nigdy nie poprosił go o to, by spróbowali być parą. Tak naprawdę nie był nawet w stanie powiedzieć kim dla siebie byli. Chyba po prostu był mężczyzną, który zakochał się w swoim przyjacielu. Bez wzajemności. Kiedy jednak zobaczył ten pierścionek, nie potrafił się powstrzymać. Nie miał zamiaru mu się oświadczać od razu. Chciał wyczekać na odpowiedni moment. Na chwilę, w której poczuje, że młodszy jest w końcu gotowy, by zacząć z nim budować swoją przyszłość, ale gdy zobaczył Taehyunga w progu mieszkania Jeongguka... Wystraszył się. Obawiał się, że jeśli tego nie zrobi... Straci go...

Nie miał zamiaru go okłamywać, ale gdy Taehyung o niego zapytał, te słowa o zaręczynach samoistnie stoczyły się z jego ust. Z początku nie czuł się winny, że zataił przed nim prawdę. Że powiedział tatuażyście, że są zaręczeni. Przez krótką chwilę nawet odczuwał pewnego rodzaju ulgę, że mężczyzna się wycofał.

Ale teraz...

Mimowolnie przeniósł wzrok na młodszego mężczyznę, który teraz siedział naprzeciwko niego. Chłopak trzymał w dłoni pałeczki, ale nie jadł swojego dania. Siedział nieruchomo, wpatrując się w wolny stolik, znajdujący się pod rozłożystym drzewem wiśni. Nie potrafił oderwać od niego swojego spojrzenia. Jeongguk był piękny. Jego ciemne włosy, teraz związane w niewielkiego kucyka, błyszczały w promieniach słońca, a oczy w kolorze gorącej czekolady wpatrywały się przed siebie niemal nieobecnym wzrokiem. Tyle wystarczyło, by wiedział, że jego myśli zapewne wróciły do jakichś wydarzeń sprzed dwóch lat.

Do niego.

Gdy się tak w niego wpatrywał, dostrzegł, że prawa dłoń artysty niemal mimowolnie uniosła się do góry, a palce chwyciły obrączkę, która wisiała zawieszona na cienkim łańcuszku na jego szyi. Przez chwilę wpatrywał się, jak jego długie palce bawią się biżuterią, jakby to była jedna z najcenniejszych rzeczy, które posiadał.

— Gguk... — zaczął niepewnie.

Wiedział, że gdy powie mu prawdę, to będzie zapewne koniec tego, co powoli zaczynało się między nimi budować, ale jeśli naprawdę mu na nim zależało, musiał powiedzieć mu prawdę.

Jeongguk, słysząc swoje imię, w końcu wybudził się z tego dziwnego transu, w którym zdawał się być pogrążony i przeniósł na niego swoje spojrzenie.

— P-przepraszam — rzucił szybko. — Zamyśliłem się — dodał. — Smakuje ci? — zapytał, mieszając pałeczkami zawartość swojego kubka. Jego danie zdążyło już niemal wystygnąć, a on ledwie je tknął.

— Tak. Jest naprawdę pyszne — przyznał starszy, uśmiechając się do niego. Tym razem jednak uśmiech zatrzymał się poniżej linii jego pięknych oczu.

— Kiedyś często tu przychodziłem — zdradził Jeongguk, zanim zdążył się ugryźć w język. — Tego mi brakowało. We Francji. Domowego koreańskiego jedzenia.

— Masz rację. Ja też zawsze za tym tęskniłem. Chociaż przez tyle lat przywykłem do tamtego życia. Wciąż nie do końca potrafię się tu odnaleźć...

— Jesteś pewny, że chcesz się tu na stałe przeprowadzić? — zapytał brunet. — Jeśli... — zaczął, ale urwał, nie wiedząc, czy powinien powiedzieć to na głos. — Jeśli robisz to tylko ze względu na mnie...

— Gguk — powiedział czule Yugyeom, niemal odruchowo chwytając jego dłoń w swoją. — Zależy mi na tobie — przyznał, patrząc mu prosto w oczy. — Chyba ostatnio dałem ci to wystarczająco jasno do zrozumienia... — dodał, nawiązując do wydarzeń sprzed niemal trzech tygodni. — Kocham cię, Gguk i chcę być u twojego boku. Rozumiem, że nie czujesz się gotowy... Naprawdę to rozumiem... Ale nie chcę z ciebie zrezygnować. Jeśli bycie przy tobie, oznacza bycie w Korei... To niech tak będzie.

— Gyeomie... — jęknął cicho młody artysta. — Nie mogę ci nic obiecać... Nie chcę, żebyś robił coś tylko ze względu na mnie.

— Wiem, Gguk. Tutaj też mam świetne perspektywy rozwoju. Mogę otworzyć praktykę tutaj i spełniać się zawodowo. Zmiana nie zawsze musi oznaczać coś złego.

— Jeśli będziesz czuł się nieszczęśliwy...

— Będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie — zapewnił psychiatra, po czym uśmiechnął się, ponownie zaciskając palce na jego dłoni. — Chciałbym potrafić dać ci szczęście — szepnął.

— Wiem. I za to cię uwielbiam. Jesteś cudownym człowiekiem i fantastycznym facetem — przyznał młodszy. — Tylko filmy wybierasz strasznie nudne — dodał, starając się rozluźnić atmosferę, a Yugyeom roześmiał się głośno na jego słowa.

— Jesteś okropny! — skarcił go. — Mógłbyś chociaż udawać, że ci się podobało.

Jeongguk również się roześmiał, odrzucając głowę do tyłu. Lubił spędzać czas z Yugyeomem. Czuł się przy nim swobodnie. Już od pewnego czasu był świadomy tego, że mężczyzna czuje coś do niego. Po jego oświadczynach już nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości, ale mimo to starszy nigdy na niego nie naciskał i właśnie być może dlatego tak bardzo go cenił. Nie oczekiwał od niego wyznań ani bliskości, na którą nie był gotowy, po prostu dawał mu swoje wsparcie i był obok, gdy Jeongguk tego potrzebował.

Po chwili atmosfera między nimi już nie była taka gęsta. Śmiali się i rozmawiali jak dwójka przyjaciół. Jeongguk nawet nie wiedział, kiedy mijały kolejne minuty i godziny. Lubił te momenty. Gdy zostawał sam, znowu zaczynał o nim myśleć. Odkąd wrócił do Korei, nie było niemal chwili, by o nim nie myślał.

Wszystko mu go przypominało, a przez to tęsknił jeszcze bardziej.

Gdy Yugyeom opowiadał mu jakąś zabawną historię, ze swojej przeszłości, przeniósł na niego spojrzenie i przez chwilę wpatrywał się w jego poruszające się wargi, które co jakiś czas mimowolnie wyginały się w piękny łuk. Lubił jego uśmiech. Gdy się uśmiechał, wyglądał nieco młodziej, ale to mu pasowało. Wiatr rozwiewał jego włosy, które od intensywnego słońca zdawały się być teraz nieco jaśniejsze niż gdy tu przyjechał, a skóra wciąż nosiła znamiona francuskiego słońca.

Gdy się tak przyglądał, ponad jego ramieniem dostrzegł, że kilka stolików dalej siedzi grupka trzech mężczyzn. Wszyscy mieli na sobie ubrania w rockowym stylu, co zwróciło jego uwagę. Nie mogąc się powstrzymać, przeniósł na nich swój wzrok, uważnie skanując ich sylwetki i twarze, jakby wśród nich spodziewał się zobaczyć Taehyunga. Szybko jednak stwierdził, że nie zna żadnego z ich. Co więcej, z pewnością nie byli nawet Koreańczykami. Coś jednak w ich stylu czy sposobie bycia przyciągało jego wzrok i, mimo iż starał się skupić na tym, co wydobywa się z ust jego towarzysza, jego wzrok co chwila uciekał w kierunku nieznanych mężczyzn.

Gdy grupa wstała ze swoich miejsc i zaczęła zbierać się do wyjścia, dostrzegł, że jeden z chłopaków ma wytatuowane całe przedramię. Z zaciekawieniem zaczął się przyglądać tatuażowi, który zdobił jego skórę i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś w tym dziele jest dziwnie znajome. Nie potrafił tego wytłumaczyć. Nie wiedział, czy to coś we wzorze, czy w technice, w jakiej został wykonany tatuaż, ale czuł, że coś takiego mogła stworzyć tylko jedna osoba. Im dłużej się przyglądał, tym serce w jego piersi biło coraz mocniej. Mimowolnie pochylił się nieco bardziej do przodu, by móc jeszcze lepiej przyjrzeć się temu, co zdobiło skórę nieznajomego i mógłby przysiąc, że gdzieniegdzie widzi charakterystyczne zaczerwienienia, które mogły świadczyć jedynie o jednym — tatuaż wykonano zapewne kilka godzin temu.

Gdy dostrzegł, że mężczyźni zaczynają się oddalać, pchnięty jakimś dziwnym impulsem, zerwał się ze swojego miejsca i ruszył za nimi. Gdy wybiegał z ogródka restauracji, w której siedzieli, usłyszał, że Yugyeom woła jego imię, ale nie potrafił się zatrzymać. Z trudem wyminął stoliki i wybiegł na zewnątrz. Rozejrzał się szybko, a gdy zobaczył, że grupka trzech mężczyzn zdążyła już się oddalić o kilka metrów, przyspieszył kroku.

Nieznajomi byli już dosyć spory dystans przed nim, ale na szczęście nie oddalali się w szybkim tempie, dzięki czemu dogonił ich bez trudu. Nie myśląc długo, po prostu wybiegł przed nich, torując im drogę, by nie mogli go wyminąć. Gdy napotkał ich zdezorientowane spojrzenia, uniósł ręce do góry, jakby chciał im pokazać, że nie ma wobec nich wrogich zamiarów.

— Przepraszam — rzucił szybko po koreańsku, ale gdy dostrzegł ich pytające spojrzenia, od razu domyślił się, że z pewnością nie znają nawet słowa w tym języku. Szybko więc przerzucił się na angielski i, nie tracąc więcej czasu, wytłumaczył szybko. — Przepraszam, nie chciałem was wystraszyć... po prostu... Twój tatuaż — wyjaśnił nieco chaotycznie, wskazując na wytatuowane przedramię mężczyzny, którego chwilę temu obserwował.

— C-co z moim tatuażem? — zapytał niepewnie chłopak, nieco łamanym angielskim.

Młody artysta niemal od razu rozpoznał charakterystyczny włoski akcent i domyślił się, że to zapewne ze słonecznej Italii pochodzą obcokrajowcy. Nie znał jednak ani słowa po włosku, miał więc cichą nadzieję, że uda im się porozumieć po angielsku.

Chłopak był młody. Mógł mieć zapewne dwadzieścia kilka lat. Był wyraźnie zdezorientowany. Jego ciało napięło się jak struna, jakby szykował się na to, że Jeongguk zaraz go zaatakuje. Młody artysta cofnął się więc o krok, jakby chciał pokazać, że nie ma złych zamiarów i opuścił dłonie.

— Jest piękny — wyznał mimowolnie, zanim jego myśli zdążyły uformować się w całość. — Bardzo lubię tatuaże, a ten twój jest wyjątkowo piękny. Chciałem wiedzieć, kto go zrobił — wyjaśnił więc szybko, jakby obawiał się, że mężczyzna może odejść, zanim zdąży się dowiedzieć czegokolwiek.

— Zrobił go tatuażysta z Włoch — odpowiedział nieznajomy.

— Z Włoch — powtórzył Jeongguk, czując gorzki smak rozczarowania na języku. Jeszcze raz spojrzał na wytatuowane przedramię mężczyzny. Z bliska nie miał wątpliwość co do tego, że jego skóra jest wciąż podrażniona. — Wygląda na świeżo zrobiony... — powiedział cicho, bardziej do siebie niż do niego.

— Tak. Zrobiłem go wczoraj. Mój przyjaciel polecił mi tego tatuażystę, bo tatuował się u niego w Mediolanie — wyjaśnił chłopak. — Koleś robi niesamowite dziary, a teraz przyjechał tutaj...

Na jego słowa Jeongguk uniósł głowę i odszukał spojrzenie ciemnych oczu nieznajomego.

— Przyjechał tutaj? Jak on się nazywa? — zapytał, czując przypływ nadziei. — Taehyung? Nazywa się Taehyung? — dopytywał, czując, jak serce łomocze w jego piersi w oczekiwaniu na odpowiedź chłopaka.

— N-nie wiem... On... On używa tylko pseudonimu — wyjaśnił tamten nieco zmieszany, przestępując z nogi na nogę. — Tutaj to podobno nielegalne, więc... Tatuuje jako Vante.

— Vante — powtórzył mimowolnie Jeongguk, jakby miał nadzieję, że gdy wypowie to słowo na głos, w jego głowie ożyją jakieś wspomnienia, ale nic takiego się nie stało.

Nigdy wcześniej nie słyszał tej nazwy. Brzmieniem kojarzyła mu się z Van Goghiem, którego Tae tak uwielbiał, ale wiedział, że to zapewne totalna głupota.

— Przepraszam, musimy już iść — rzucił nagle nieznajomy, wyrywając go z zamyślenia i niemal zdążył już go wyminąć, gdy Jeongguk złapał go za ramię, powstrzymując przed odejściem.

— Robiłeś ten tatuaż tutaj? W Seulu? — zapytał szybko, a gdy tamten przytaknął, dodał z nadzieją: — Podasz mi adres? Powiesz mi, gdzie to jest?

— Tak — odpowiedział tamten, wyciągając długopis. — Masz coś do pisania?

Jeongguk odruchowo wsunął dłoń do kieszeni kurtki, by zanotować dane, ale zorientował się, że jego komórka wciąż leżała na stoliku w restauracji, a on nie miał przy sobie nawet skrawka papieru. Zaprzeczył więc ruchem głowy, ale po chwili bez namysłu wyciągnął dłoń po długopis i podwinął mocniej rękaw swojej skórzanej kurtki, by móc napisać adres na swojej skórze. Chłopak podał mu adres, a on szybko go zanotował i oddał mu długopis.

— Dziękuję — powiedział, wyginając wargi w delikatnym uśmiechu.

— Nie ma sprawy — odparł tamten i ruszył z przyjaciółmi przed siebie.

Młody artysta uniósł rękę i ponownie podwinął rękaw skórzanej kurtki. Przez chwilę wpatrywał się w zapisany na swojej skórze adres. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale na samą myśl, co może tam znaleźć, serce w jego piersi zaczęło bić dwa razy mocniej...

Nie wiedział nawet, jak długo wpatrywał się w niebieski tusz, który teraz pokrywał jego skórę, gdy nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Niemal podskoczył w miejscu. Szybko opuścił rękaw kurtki i odwrócił się za siebie.

— Co się stało? Kto to był? — zapytał Yugyeom, mierząc go uważnie swoim wzrokiem.

— M-myślałem... Wydawało mi się, że to chłopak, z którym chodziłem na studia — skłamał, zmieszany swoim zachowaniem.

Po raz kolejny to robił. Zachowywał się jak wariat, który gania po ulicach duchy, które nie chcą być znalezione. Wiedział, że to niedorzeczne, ale był przekonany, że to Taehyung zrobił ten tatuaż. Wiedział jednak, że nie może tego powiedzieć na głos.

— Nie wyglądał raczej na kogoś, kto jest stąd... — dodał zdezorientowany Yugyeom, wciąż podążając spojrzeniem za grupką młodych chłopaków. Po chwili jednak ponownie przeniósł wzrok na Jeongguka, po czym wyciągnął w jego stronę swoją dłoń. — Zostawiłeś telefon.

— Dziękuję — odpowiedział brunet, biorąc od niego komórkę i szybko wsunął ją do kieszeni kurtki. — Przepraszam za to... Zostawiłem cię tak bez słowa... Och, i musiałeś zapłacić za mnie rachunek... — dodał, wyraźnie zawstydzony, po czym szybko wsunął dłoń do kieszeni kurtki, by wyjąć z niej pieniądze, ale Yugyeom go powstrzymał.

Jeongguk uniósł wzrok i odszukał spojrzenie jego łagodnych oczu, a psychiatra uśmiechnął się do niego delikatnie.

— To miała być randka, Gguk... — zaprotestował.

Młody artysta przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, w końcu jednak dał za wygraną i cofnął dłoń.

— Okay. Więc następnym razem, to ja cię gdzieś zaproszę — zaproponował.

— To brzmi całkiem dobrze — przyznał starszy, uśmiechając się do niego. — To... W takim razie... Na co masz ochotę? Jest jeszcze całkiem wcześnie... Może...

— Yugyeom... — przerwał mu Jeongguk, jednak zamilkł, zastanawiając się, co teraz powinien zrobić.

Nie chciał go rozczarować, ale nie mógł zignorować tej myśli, która zrodziła się z tyłu jego głowy. Niemal czuł, że litery, które chwilę temu zapisał długopisem na swojej ręce, teraz parzą jego skórę, nie pozwalając o sobie zapomnieć.

Musiał sprawdzić, czy to on...

— Coś się stało? — zapytał starszy, ściągając swoje idealne brwi razem.

— Tak. Nie... To znaczy... — zaczął niepewnie i na chwilę znowu zamilkł. — Przypomniałem sobie, że muszę coś jeszcze załatwić. Przepraszam — powiedział ze skruchą.

— Och, okay — wydusił psychiatra. Starał się ukryć rozczarowanie, ale Jeongguk i tak wychwycił tę nutę smutku w jego głosie. — Miałem nadzieję, że dasz się jeszcze zaprosić na drinka albo...

— Nie dzisiaj, Gyeomie — zaprzeczył młodszy. — To... To coś bardzo ważnego — dodał, wymuszając delikatny uśmiech. — Przepraszam — szepnął.

Niemal odruchowo wyciągnął rękę i chwycił jego dłoń, by ścisnąć ją delikatnie, jakby w ten sposób chciał go zapewnić, że jego przeprosiny są szczere. Nie wiedział jedynie do końca, za co go przeprasza...

Za to, że po raz kolejny go zostawia, by ścigać tego, który być może wcale nie chce być znaleziony... Czy za to, że nie potrafi odwzajemnić jego uczuć...

Nie chcąc się dłużej nad tym zastanawiać, skinął do niego i ruszył biegiem w stronę swojego motocykla. Ten wieczór, który spędził na Jeju z Taehyungiem, pokonując kilometry na czarnym Ducati, sprawił, że pokochał jazdę na jednośladach. Zrobił więc prawo jazdy na motocykl i, gdy tylko nadarzyła się okazja, kupił tę ślicznotkę — Ducati Diavel 1260 S. To był dokładnie ten sam model, który wypożyczył dla Tae. Ten sam, o którym tatuażysta zawsze marzył.

Zaparkował nieopodal, więc nie musiał daleko biec, by po chwili być już na miejscu. Zatrzymał się przed maszyną i przez chwilę wpatrywał się w czarną karoserię mieniącą się w promieniach popołudniowego słońca. Dopiero po chwili wsunął rękę do kieszeni skórzanej kurtki i chwycił w palce soja komórkę, wyciągając ją. Szybko wybrał numer do Jimina i docisnął słuchawkę do ucha.

— No... Park... — pośpieszał, wsłuchując się w kolejny głuchy sygnał.

— Cześć, tu Park... — odezwał się nagle melodyjny głos młodego biznesmena.

Rozpoznając dobrze znane mu nagranie z poczty głosowej przyjaciela, Jeongguk zaklął głośno. Rozłączył się i ponownie wybrał jego numer, jakby to mogło w czymś pomóc i sprawić, że tym razem Jimin jednak odbierze. Nasłuchując długiego, monotonnego sygnału, pozwolił, by z jego warg wyrwało się kolejne przekleństwo.

— Cześć, tu Park... — zabrzmiało mu w uszach.

Tym razem jednak odczekał, aż po drugiej stronie usłyszy długi, charakterystyczny ton, oznajmiający mu, że może zostawić wiadomość. Zwykle tego nie robił, ale teraz nie miał lepszego pomysłu na to, by zmusić przyjaciela do szybszego kontaktu. Miał nadzieję, że może gdzieś między spotkaniami biznesowymi, młody bogacz zdąży odsłuchać jego wiadomość i skontaktuje się z nim.

— Hej. To ja, Gguk — rzucił szybko.

Wiedział, że to wcale nie jest konieczne. Czuł się jednak nieco niezręcznie, nagrywając się na pocztę przyjaciela, więc nie wiedział, jak powinien właściwie zacząć. Po tym krótkim wstępie zamilkł jednak, zastanawiając się, co tak właściwie chciał mu powiedzieć.

On wrócił, prawda? — zapytał w końcu, czując, że jego serce znowu mimowolnie przyspiesza.

Nie potrafił tego wyjaśnić. Nie wiedział skąd nagle u niego taka pewność.

Po prostu czuł to...

I był przekonany, że jego przyjaciel z pewnością wie więcej, niż do tej pory mu mówił. Zwilżył wargi i odruchowo przesunął dłonią po swoich związanych w kitkę włosach. Jego włosy były teraz na tyle długie, że bez problemu wiązał je w kucyka. Były jednak na tyle grube, że zdecydował się podgolić boki, by jakoś je ujarzmić. To dodawało mu nieco bardziej zadziornego image'u, ale podobało mu się to. W końcu czuł się naprawdę dobrze we własnej skórze.

Taehyung — kontynuował.

Czuł się dziwnie, wymawiając jego imię na głos. Tak dawno tego nie robił. Chociaż nie raz powtarzał jego imię jak mantrę w swojej głowie. Nie zaliczyłby, ile razy powtarzał jego imię we śnie, goniąc go ciemnymi paryskimi uliczkami, a potem budził się cały zlany potem z policzkami mokrymi od łez. Ile razy pozwalał, by z jego gardła wyrwało się imię tatuażysty, poprzedzone erotycznym „Och, tak!", kiedy dotykał się, myśląc o nim. Czasem wyszeptywał je jak modlitwę, wpatrując się w ich wspólne zdjęcia, sunąc opuszkami po gładkiej fakturze fotografii.

Po powrocie do Seulu wywołał je wszystkie, ale nigdy ich nikomu nie pokazał. To był kolejny jego mały sekret. Większość z nich trzymał w niewielkim pudełku wsuniętym pod łóżko, ale jedno miał zawsze przy sobie. Trzymał je w portfelu obok zdjęcia matki. Była to fotografia, którą zrobili krótko po powrocie z Jeju i niedługo przed zniknięciem Tae. To chyba była ostatnia fotografia, jaką razem zrobili. I mimo że teraz nie wyjął jej z portfela, potrafił z największą dokładnością wyobrazić sobie to zdjęcie. Przedstawiało całą ich trójkę: jego, Taehyunga i Jae. Traktował je jak swój największy skarb.

— Czuję to. I... Wiem, że ty coś wiesz. Ja muszę wiedzieć, Jimin... Nawet jeśli on... — urwał, nie będąc w stanie wymówić tych słów na głos.

Wiedział, że przez te dwa lata mogło się wiele wydarzyć. Wciąż nie wiedział, czy dobrze zrozumiał wiadomość, którą chciał mu przekazać Tae, zostawiając dla niego tę bransoletkę. Być może jedynie łudził się, że to miało oznaczać coś więcej...

Z początku czuł potrzebę, by go odnaleźć. Mimo ograniczonych możliwości szukał go, gdzie tylko mógł, a gdy dowiedział się, że mężczyzna wyjechał do Paryża, udał się w jego ślady. Tam jednak jego trop się urwał. Błądził więc paryskimi uliczkami bez celu, mając nadzieję, że kiedyś go znajdzie.

Kryzys przyszedł po wydarzeniach z Mediolanu...

Nie raz zdarzyło mu się gonić kogoś, bo był przekonany, że to on, ale nigdy przedtem nie był tego tak pewny, jak tamtej nocy...

Do tej pory pamiętał jednak, co wtedy powiedział mu Yugyeom...

„Mówisz, że musisz go odszukać... Ale... Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że być może to on nie chce, żebyś go odnalazł?"

Po tych wydarzeniach zdał sobie sprawę z tego, że Yugyeom miał rację. Taehyung, którego wtedy spotkał, nie chciał być odnaleziony... To dlatego przed nim uciekał. Pomylił się, myśląc, że zostawił dla niego tę bransoletkę, by go odszukał.

Długo nie mógł przestać o tym myśleć. To były chyba jedne z najgorszych dni, które przeżył od czasu wyjazdu z Korei. Przez chwilę naprawdę stracił nadzieję, że kiedyś znowu się spotkają, ale potem nagle coś przyszło mu do głowy...

A co jeśli wcale nie pomylił się tak bardzo? Jeśli jedynie przez tęsknotę za ukochanym źle zinterpretował to, co chłopak chciał mu powiedzieć? Jeśli Yugyeom miał rację i Taehyung uciekał, bo nie chciał być odnaleziony, to być może nie zostawił tej bransoletki, by Jeongguk starał się go odnaleźć... Być może było odwrotnie...

Być może Taehyung chciał, by Jeongguk na niego zaczekał...

Może uciekał, bo było za wcześnie. Może nie był gotowy albo coś lub ktoś nie pozwoliło mu na to, by znowu mogli być razem?

Może Jeongguk wcale nie powinien go szukać, tylko pozwolić mu się odnaleźć?

To dlatego wrócił do Korei. Wiedział, że jeśli Taehyung zdecyduje się wrócić, to właśnie tutaj będzie go szukać. Zamieszkał w jego mieszkaniu. W ich mieszkaniu... I czekał.

Czekał na to, aż któregoś dnia tatuażysta zdecyduje się wrócić do domu.

Do niego.

Chodził w miejsca, gdzie wcześniej razem jedli, gdzie razem spacerowali, gdzie zabierali razem Jae i rozglądał się dookoła z nadzieją, że któregoś dnia go zobaczy, ale do tej pory nigdy nie czuł jego obecności. Teraz gdy zobaczył ten tatuaż na ręce nieznajomego mężczyzny... Wiedział, że to on. W pierwszej chwili chciał pojechać pod wskazany adres, ale bał się, że być może Taehyung wciąż nie jest gotowy.

Że być może znowu zniknie...

To dlatego chciał skontaktować się z Jiminem. Chciał się dowiedzieć, ile wie jego przyjaciel. Kiedy jednak po raz kolejny odpowiadała mu jedynie bezduszna maszyna, czuł, że nie może dłużej czekać. Zdawało mu się, że ta chwila przelatuje mu przez palce i obawiał się, że jeśli teraz nie zaryzykuje, być może już nigdy nie będzie miał szansy, by spróbować. Miał wrażenie, jakby stał nad przepaścią i jedyne, co mógł przed sobą dostrzec to ciemność... Ale wiedział, że musi spróbować.

— Zadzwoń do mnie, gdy tylko to odsłuchasz — dodał szybko, po czym rozłączył się.

Musiał skoczyć.

Miał tylko nadzieję, że przez te dwa lata nauczył się latać na tyle, by nie runąć w czarną otchłań.

***

Taehyung wyłączył maszynkę i ostrożnie odłożył ją na bok, po czym spojrzał na to, co wyszło spod jego ręki. Jego wargi mimowolnie wygięły się w delikatnym uśmiechu. Był dumny ze swojej pracy. Jego klient dał mu wolną rękę, pozwalając mu samodzielnie wymyślić i zaprojektować cały tatuaż, a on uwielbiał takie wyzwania. Mimo że tatuaż zajmował niemal całe przedramię mężczyzny i spędził nad nim kilka godzin, był niesamowicie szczęśliwy i usatysfakcjonowany.

— Skończyliśmy — powiedział, przenosząc wzrok na twarz klienta.

— Och! Kurwa! Jest niesamowity! — zawołał tamten, z zaciekawieniem obracając rękę tak, by móc się dokładnie przyjrzeć całości.

— Jest tak zrobiony, że jeśli kiedyś będziesz chciał podciągnąć tatuaż wyżej, nie będzie z tym problemu. Będziesz mógł zrobić cały rękaw — wyjaśnił tatuażysta.

— Hmmm jeszcze nie zabezpieczyłeś tego, a już kusisz następnym? — zażartował mężczyzna.

— Trzeba dbać o klientów — odparł Kim, puszczając do niego oczko, po czym odepchnął się od stolika i podjechał na krześle obrotowym do szafki, gdzie chował preparaty do czyszczenia tatuażu.

Po chwili znowu wrócił do klienta. Spryskał jego lekko zaczerwienioną skórę i zaczął ścierać resztkę krwi i tuszu, oczyszczając tatuaż na tyle delikatnie, by nie podrażniać wrażliwych miejsc.

— Pamiętasz, o czym ci mówiłem? — zapytał, spoglądając na mężczyznę. — Jest dosyć słonecznie. Lepiej unikaj nadmiernej ekspozycji na słońce.

— Pamiętam — przytaknął mężczyzna. — Obiecuję, że będę dbać o to cudo — dodał, szczerząc zęby, a Taehyung prychnął delikatnie pod nosem, śmiejąc się.

— Nie rozmaczaj tatuażu. Dopóki się nie zagoi, żadnej sauny, siłowni ani nic z tych rzeczy. I lepiej unikać alkoholu — wyliczał dalej, a gdy tamten się roześmiał, dodał szybko: — Wiem, że powtarzam to do znudzenia, ale to bardzo ważne.

— Brzmisz jak ojciec, dający radę swojemu synowi — zażartował tamten.

— Jestem ojcem. Może za bardzo weszło mi to w krew — odpowiedział Kim, śmiejąc się. — Tylko mojemu synkowi na razie powtarzam: „umyj rączki, zanim zjesz", „uważaj, żeby się nie przewrócić", „nie jedz tyle lodów, bo będzie cię bolał brzuszek" — wyliczył i ponownie się roześmiał, odrzucając głowę do tyłu. — Dopiero się zacznie, jak będzie chciał pić alkohol...

— Masz syna? — zapytał klient, wyraźnie zaskoczony. — Serio?

— Ma prawie sześć lat — przyznał Kim, uśmiechając się na samą myśl o Jae.

— Sześć? Jeeez! To kiedy ty go spłodziłeś? W pieluchach?

— Prawie — odparł, wciąż głośno się śmiejąc. — Gotowe — dodał, kończąc zabezpieczać tatuaż, po czym wstał i ściągnął czarne lateksowe rękawiczki ze swoich dłoni.

— Ale maluch ma fajnie. Mieć takiego ojca to marzenie — powiedział ciemnowłosy, wstając ze swojego miejsca. — Mój stary się obraził, jak się dowiedział, że idę zrobić tatuaż — dodał.

— Mam nadzieję, że nie będzie taki obrażony, jak zobaczy, co to — to mówiąc, Taehyung zbliżył się do swojej skórzanej kurtki, która wisiała na wieszaku i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. — Masz jeszcze chwilę czasu? — zapytał, odwracając się w stronę chłopaka. — Może chcesz ze mną zapalić? — zaproponował.

Po powrocie do Seulu zainwestował niemal wszystkie swoje pieniądze w to miejsce. Chciał mieć coś swojego i był naprawdę dumny z tego, co udało mu się osiągnąć, chociaż ledwo co zdążył się tu urządzić. Na głównej sali zorganizował sklep z przyborami do malowania. Miał w nim wszystko od pędzli, wiszerów, po płótna i sztalugi. Od kredek, po farby i spraye do graffiti. A w głębi, w ukryciu znajdowało się serce tego miejsca — jego studio tatuażu.

Na razie pracował sam, więc oprócz klientów nie miał nawet z kim rozmawiać, dlatego z chęcią skorzystał z okazji, by móc przez chwilę porozmawiać z kimś, kto nie wiedział nawet, kim jest.

— Jasne. Poza tym sam z chęcią zapalę — przyznał tamten.

Taehyung skinął więc i wskazał, by starszy ruszył w stronę wyjścia. Przeszli przez drzwi, które prowadziły do sklepu z przyborami do malowania i ruszyli między półkami do wyjścia. Mężczyzna sunął zaciekawionym wzrokiem po farbach w tysiącach odcieni i pędzlach o różnych kształtach i rozmiarach, po czym przeniósł wzrok na jedną ze ścian, gdzie na głównym miejscu powieszony był piękny obraz. Przystanął i przez długą chwilę wpatrywał się w splecione dłonie dwójki mężczyzn związane przez czerwoną nić.

— Malujesz? — zapytał, wskazując na obraz.

Bez problemu zauważył, że jedne z dłoni z pewnością należą do tatuażysty, który chwilę temu stworzył na jego skórze prawdziwe arcydzieło. Rozpoznał jego smukłe palce i tatuaże pokrywające jego smagłą skórę.

Taehyung również się zatrzymał i przeniósł wzrok na obraz, który zajmował najważniejsze miejsce w jego sklepie. Chętnie powiesiłby go nad łóżkiem, ale wciąż mieszkał u Yoongiego. Przynajmniej udało mu się zorganizować na nowo przedszkole dla Jae. Cieszył się, że jego poprzednie przedszkole zgodziło się ponownie go przyjąć. Nie chciał, by maluch miał problemy z zaaklimatyzowaniem się na nowo w Seulu. Ku jego zdziwieniu jednak Jae wydawał się radzić sobie ze zmianami lepiej niż on. Jedyne co ciągle go męczyło, to fakt, że wrócili do domu, a Jeongguka wciąż nie było z nimi. Dopytywał o niego przy każdej możliwej okazji, a on już nie wiedział, co tak właściwie powinien mu powiedzieć.

— Maluję, ale to nie moje dzieło — przyznał. — To... Obraz, który namalował mój... Były partner...

Wymawiając ostatnie słowa, miał wrażenie, że kaleczą mu gardło. Ciężko było mu myśleć o Jeongguku w taki sposób. Przez ostatnie dwa lata, mimo że nie byli razem, nigdy nie myślał o nim jako o swoim byłym partnerze. Bo on wciąż czuł się tak, jakby byli w związku. Nie wyobrażał sobie tego, że mógłby być z kimkolwiek innym.

Gdy w końcu przeniósł wzrok na swojego towarzysza, ten już na niego patrzył. Przyglądał mu się uważnie, jakby coś analizował.

— Z twojego tonu i sposobu, w jaki patrzysz na ten obraz, wnioskuję, że dla ciebie wcale nie taki „były" — powiedział mężczyzna.

— To aż takie oczywiste? — zapytał Kim, chociaż wcale nie potrzebował odpowiedzi.

— Wiem, że się nie znamy, ale jak masz ochotę... potrafię całkiem nieźle słuchać — zaproponował ciemnowłosy.

Taehyung przez chwilę wpatrywał się w niego w całkowitej ciszy, jakby rozważał, czy powinien zwierzyć się temu mężczyźnie. Miał rację. Nie znał go. Praktycznie nic o sobie nie wiedzieli. Poznali się kilka godzin temu, gdy mężczyzna przekroczył próg jego studia. Ale może tak właśnie było łatwiej. Powiedzieć o tym wszystkim komuś, kto nie podchodził do tego tak emocjonalnie jak on. Kto spojrzy na wszystko z dystansem.

Nic nie mówiąc, wskazał, by wyszli na zewnątrz i gdy tylko przekroczył próg sklepu, wsunął papierosa do ust. Podpalił go szybko, wsunąwszy końcówkę w pomarańczowy płomień wypluty przez srebrne zippo, po czym wyciągnął zapalniczkę w stronę swojego towarzysza, podpalając również i jego papierosa. Wsunąwszy zapalniczkę do tylnej kieszeni spodni, zaciągnął się mocno, jednocześnie opierając się plecami o witrynę sklepu.

— To, co nas łączyło, było naprawdę wyjątkowe — wyznał w końcu. Nie patrzył na mężczyznę. Uznał, że tak będzie łatwiej. Zamiast tego wpatrywał się przed siebie, zawieszając wzrok w drugim końcu ulicy. — Byliśmy z dwóch kompletnie różnych światów i wszyscy dookoła mówili, że to się nie uda, a mimo to... Zakochaliśmy się w sobie. Tak cholernie mocno...

Urwał i ponownie szybko się zaciągnął, chcąc w ten sposób ukryć drżenie głosu, gdy mówił o swoich uczuciach do Jeongguka. Jego uczucia wciąż były tak samo żywe jak wtedy, gdy wyznał mu swoją miłość po raz pierwszy.

— Więc co się stało?

— Dwa lata temu... Coś... A raczej ktoś zmusił mnie do wyjazdu i... Zniknąłem z dnia na dzień bez słowa pożegnania... — wydusił, czując, jak ciężar tych słów ponownie osiada na jego ramionach. — Czekałem na niego przez cały ten czas. Dosłownie odmierzałem czas, by móc do niego wrócić... W końcu wróciłem niemal trzy tygodnie temu...

Tatuażysta znowu zamilkł. Uniósł papierosa do ust i zaciągnął się mocno, tym razem przytrzymując długo dym w płucach. Dopiero gdy poczuł ból, rozchylił wargi, pozwalając, by szary dym przecisnął się przez nie, by po chwili rozpłynąć się w nicość.

— Poszedłem do niego z nadzieją, że... Że będziemy znowu razem. Ale otworzył mi inny mężczyzna i przedstawił się jako jego narzeczony...

— Och, to okropne... — jęknął mężczyzna. — A co on ci powiedział? Jeśli tak mocno się kochaliście... Tego się nie zapomina ot tak...

— Nie rozmawiałem z nim. Nawet się z nim nie widziałem. On nie wie, że wróciłem — wyznał. — Kocham go i chcę, żeby był szczęśliwy, więc skoro... Powinienem pozwolić mu odejść, prawda? — zapytał nagle, czując tak bolesną potrzebę, by stąd wyjść, pojechać do mieszkania na czwartym piętrze i znowu wziąć go w swoje ramiona. — Powinien mu pozwolić być szczęśliwym. Z nim.

— A skąd pewność, że będzie z nim szczęśliwy? — odpowiedział starszy pytaniem na pytanie. — Skąd pewność, że on też nie myśli o tobie? Że na ciebie nie czeka?

— Zaręczył się z nim — wydusił Taehyung, chociaż w jego ustach to zabrzmiało bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.

Na początku był pewny swojej decyzji. Pragnął jego szczęścia i myślał, że to słuszny wybór, by wycofać się i pozwolić mu rozkwitnąć w jego ramionach, ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej żałował. Nie mógł spać po nocach. Śnił o tym, że to nie przystojny psychiatra, ale Jeongguk otwiera drzwi jego mieszkania. Nie mógł przestać zastanawiać się nad tym, co zrobiłby młody artysta, gdyby znowu stanęli twarzą w twarz. Czy byłby na niego zły? Nawymyślałby mu za to, że zniknął bez słowa? Nie chciałby już dłużej go znać? A może wręcz przeciwnie... Przyciągnąłby go w swoje ramiona i już nigdy nie pozwoliłby mu odejść. Być może przyciągnąłby go do siebie i całował dopóty, dopóki obydwaj nie obróciliby się w pył, spaleni żarem swej miłości...

— Chuj, że się zaręczył — zaprotestował nagle starszy.

Zaciągnął się gwałtownie swoim papierosem, po czym zdusił niedopałek na ścianie budynku i, odwróciwszy się w jego stronę tatuażysty, położył dłonie na jego ramionach, tym samym zmuszając go, by spojrzał mu prosto w oczy.

— Kochasz go — powiedział stanowczo. — Więc jeśli go kochasz... Walcz o niego. Byliście szczęśliwi wtedy. Możecie być szczęśliwi teraz.

— A co, jeśli on wybierze jego? — zapytał Taehyung, werbalizując swoje obawy w najprostszy możliwy sposób.

— Przynajmniej będziesz wiedział, że próbowałeś. Nie ma w życiu nic gorszego, niż zastanawiać się, co by było gdyby... — wyjaśnił mężczyzna, wciąż patrząc mu prosto w oczy. — A co, jeśli wybierze ciebie? — zapytał po chwili, wcale nie oczekując odpowiedzi na zadane pytanie.

Taehyung przełknął z trudem, czując, jak mimowolnie serce w jego piersi zaczyna bić mocniej.

A co, jeśli Jeongguk wybierze jego?

Rozchylił delikatnie wargi, chcąc coś powiedzieć, ale żadne słowa nie przecisnęły się przez jego gardło. Starszy najwyraźniej domyślił się, że ma teraz sporo do przemyślenia po ich rozmowie. Skinął więc i poklepał go po ramieniu, po czym odsunął się od niego i uśmiechnął łagodnie.

— Będę za ciebie trzymać kciuki — rzucił, po czym ukłonił mu się i, obróciwszy na pięcie, ruszył przed siebie.

Taehyung odprowadził go wzrokiem, dopóki sylwetka mężczyzny nie zrobiła się tak mała, że musiał mrużyć oczy, by ją dostrzec. Dopiero wtedy był w stanie ponownie się poruszyć. Uniósł już niemal wypalonego papierosa do ust i zaciągnął się ostatni raz. Już miał go zgasić i wejść do środka, gdy nagle coś zwróciło jego uwagę. Odwrócił głowę i przeniósł spojrzenie na to, co chwilę temu uchwycił kątem oka.

Po przeciwnej stronie ulicy stał motocyklista. Mężczyzna siedział na czarnym, lśniącym Ducati Diavel. Dokładnie takim samym, o jakim on zawsze marzył. Takim samym, jak ten, który wypożyczył dla nich Jeongguk podczas ich pobytu na Jeju. Nieznajomy ubrany był na czarno niemal od stóp do głów. Miał czarne, podarte na prawym kolanie jeansy, ciężkie motocyklowe buty i skórzaną kurtkę. Nawet jego dłonie zakryte były czarnymi rękawiczkami bez palców. Nie widział jego twarzy, skrytej za czarnym kaskiem, ale był pewny, że mężczyzna mu się przygląda.

Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale mimo że go nie widział, coś w jego sylwetce wydawało się dziwnie znajome... Jego silne, wyrzeźbione nogi, obejmujące czarną maszynę, tak cudownie wąska talia, którą uwielbiał obejmować albo szerokie ramiona, które przypominały kształtem ramiona tego, który był jego domem...

Jego serce zaczęło bić tak mocno, że wydawało mi się, że zaraz dosłownie wyskoczy mu z piersi. Wyczekiwał chwilę, wpatrując się w motocyklistę niemal jak sparaliżowany, ale nieznajomy ani drgnął. Pchnięty jakimś dziwnym impulsem, wyciągnął dłoń i, nie patrząc na kosz, zgniótł papierosa na jego pokrywie, po czym ruszył szybko przed siebie.

— Ej! — zawołał, by zwrócić na siebie uwagę motocyklisty i dopiero gdy to krótkie nawoływanie wyrwało się z jego ust, mężczyzna się poruszył.

Ku jego zdziwieniu jednak nieznajomy nie zdjął kasku, który wciąż skrywał jego twarz, a uniósł stopę z ziemi, szykując się do uruchomienia silnika.

— Ej! Zaczekaj! — krzyknął, rozglądając się szybko na boki, by przypadkiem nie wbiec pod koła nadjeżdżającego samochodu, gdy wybiegł na dzielącą ich ulicę.

Zanim jednak zdążył zrobić dwa kroki po czarnym asfalcie, motocyklista uruchomił silnik i ruszył z piskiem opon, zostawiając za sobą jedynie kłęby wzbitego w powietrze kurzu...

***

Tatuażysta skończył czyścić swoje stanowisko i zbliżył się do kosza na śmieci, by cisnąć do niego brudne ręczniki papierowe. Ściągnął lateksowe rękawiczki i je również wyrzucił do kosza, po czym odwrócił się ponownie w stronę skórzanej leżanki. Po raz ostatni omiótł wzrokiem całe pomieszczenie, by upewnić się, że zostawia studio w najlepszym możliwym stanie i w końcu ruszył w stronę wyjścia. Zgasiwszy światło, przekroczył próg i ostrożnie zamknął drzwi za sobą. Przeszedł przez rzędy półek wypełnionych farbami i ruszył w stronę recepcji. Mijając obraz Jeongguka, mimowolnie przeniósł na niego swój wzrok.

Przez ostatni rok ten obraz stał obok jego łóżka. Każdego ranka, to była pierwsza rzecz, którą widział, gdy tylko otworzył oczy i ostatnia rzecz, którą widział tuż przed zaśnięciem. Patrząc na ten obraz, odliczał dni do chwili, kiedy znowu będzie mógł chwycić jego dłoń i spleść ich palce razem. Teraz to pragnienie wydawało się nieosiągalne...

Dzisiaj jednak miał w głowie zupełnie inną myśl...

A co, jeśli wybierze ciebie?

Od rozmowy z tym klientem kilka godzin temu, ani na chwilę nie przestał o tym myśleć. Czy powinien się do niego odezwać i powiedzieć mu, że wrócił? Czy Jeongguk nie powinien poznać prawdy, zanim zdecyduje się związać swoje życie z Yugyeomem? Przecież jeśli naprawdę kocha tego mężczyznę, jego powrót nic nie zmieni... Będzie dla niego jedynie byłym partnerem. Kimś, kogo kiedyś znał.

Kimś, kogo kiedyś kochał...

Może nawet jeśli Jeongguk zdecyduje się żyć u boku przystojnego psychiatry, w jego życiu wciąż będzie miejsce dla niego? Może mogliby się znowu przyjaźnić?

Nie. Wiedział, że nie.

Nie potrafiłby się z nim przyjaźnić. Jego uczucia były zbyt mocne. Zbyt żywe. I nie był w stanie wyobrazić sobie dnia, w którym kiedyś przestałby go kochać... Wiedział więc, że nie będzie potrafił patrzeć na to, jak mężczyzna, którego kocha, jest z kimś innym...

Czując ucisk w klatce piersiowej na tę myśl, chwycił gwałtownie swoją skórzaną kurtkę i przerzucił ją przez silne ramiona. Wsunął dłoń w ciemne loki, odgarniając miękkie kosmyki do tyłu, po czym wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Miał jeszcze chwilę, zanim będzie musiał odebrać Jae z przedszkola, więc nie musiał się spieszyć. Wyjął papierosa z pudełka i wsunął go między swoje wargi, gdy nagle do jego uszu wkradł się dźwięk otwieranych drzwi. Chwycił więc fajkę w swoje smukłe palce i wyjął ją z ust.

— Przykro mi, ale właśnie zamykam — rzucił szybko i odwrócił się na pięcie, by spojrzeć za siebie.

To, co zobaczył, sprawiło jednak, że niemal zamarł w pół kroku. W progu sklepu dostrzegł motocyklistę, którego widział kilka godzin wcześniej. Mężczyzna był wysoki. W swoich ciężkich motocyklowych butach był niemal takiego samego wzrostu co on, mając na stopach zamszowe buty przywiezione z Mediolanu. Teraz jednak jego skórzana kurtka była rozpięta, przez co mógł dostrzec silną klatkę piersiową, opiętą jedynie w cienką białą podkoszulkę. Nieznajomy miał wciąż kask na głowie, więc nie był w stanie zobaczyć jego twarzy, ale coś w jego sylwetce sprawiło, że serce w jego piersi zaczęło szaleć jak dzikie zwierzę na uwięzi. Wydawało mu się, że czas zwolnił, a powietrze gdzieś zniknęło. Chciał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły w jego gardle.

Nieznajomy zdjął czarne, skórzane rękawiczki ze swoich dłoni i wsunął je do kieszeni czarnej kurtki, po czym powoli uniósł ręce, by w końcu chwycić za swój kask. Taehyung nie potrafił tego wyjaśnić, ale zanim mężczyzna zdążył go zdjąć, był pewny, kogo zobaczy. Motocyklista zacisnął palce na kasku, ale na kilka sekund się zawahał, jakby nie był do końca pewny, czy powinien ujawnić swoją tożsamość, w końcu jednak zsunął kask.

Pierwsze, co Taehyung mógł zobaczyć, to lśniące, niemal kruczoczarne włosy związane w niewielkiego kucyka z kilkoma niesfornymi kosmykami opadającymi na te piękne, sarnie oczy w kolorze gorzkiej czekolady, które tak dobrze znał...

I w jednej chwili wszystko zniknęło...

Był tylko on...

Jeongguk wyglądał teraz piękniej niż kiedykolwiek wcześniej. Był dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażał za kilka lat, gdy myślał o ich wspólnej przyszłości. Biła od niego jakaś nowa pewność siebie, która sprawiała, że wydawał się jeszcze bardziej seksowny, niż to zapamiętał. A jednocześnie był w nim jakiś dziwny spokój, jakby w końcu był dokładnie tam, gdzie zawsze pragnął być...

— J-Jeongguk... — wydusił w końcu, nie potrafiąc oderwać od niego swojego spojrzenia.

Nie poruszył się jednak, jakby bał się, że nawet najmniejszy gest może go spłoszyć albo sprawić, że ta dziwna wizja rozmyje się w nicość, tak jak poprzednie, które czasem widywał. Serce w jego piersi waliło tak mocno, że wydawało mu się, że jego bicie teraz odbija się głośnym echem od wszystkich ścian, zagłuszając dźwięk jego niespokojnego oddechu. Rozchylił wargi, chcąc coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydusić ani słowa. Jeongguk również milczał. Przyglądał mu się tak, jakby nie dowierzał w to, że naprawdę go widzi. Taehyung mimowolnie zmierzył jego sylwetkę swoim wzrokiem, sunąc po niej od stóp do głów, powoli absorbując jego widok.

Chłopak z pewnością nie przestał ćwiczyć podczas ich rozłąki. Jego nogi były długie i umięśnione. Być może nawet mocniej niż wcześniej. Teraz odziane w czarne, przylegające do skóry jeansy z rozcięciem na prawym kolanie, dzięki czemu mógł dostrzec jego gładką, mleczną skórę. Cienka koszulka przywierała do klatki piersiowej, teraz poruszającej się pod wpływem przyspieszonego oddechu. Szerokie ramiona skrywała czarna, skórzana kurtka. Jednak to, co było w nim zupełnie nowe, to fakt, że teraz w jego uszach pojawiło się kilka kolczyków, a ta delikatna, miękka dolna warga, którą zawsze tak uwielbiał ssać i przygryzać, teraz ozdobiona była srebrnym labretem. Jego ciemne włosy zebrane były w kucyka, a boki wygolone na kilka milimetrów. Niemal odruchowo przesunął wzrok na jego dłonie, wciąż zaciśnięte na kasku motocyklowym, jakby chciał sprawdzić, czy chłopak ma pierścionek zaręczynowy, ale ku jego zdziwieniu, nic takiego nie dostrzegł. Gdy jednak ponownie sunął wzrokiem po jego klatce piersiowej, podążając w stronę ciemnych tęczówek, dostrzegł, że na jego szyi przewieszony jest delikatny srebrny łańcuszek, a na samym jego końcu wisi piękna, wolframowa obrączka...

I tyle wystarczyło, by poczuł ponownie ostry ból w piersi, jakby znowu go stracił, mimo że być może już od dawna nie był jego...

— Więc to naprawdę ty... — odezwał się nagle Jeongguk, wciąż nie mogąc oderwać od niego spojrzenia swoich ciemnych oczu. — Czuję się... Czuję się, jakbym śnił — przyznał, na krótką chwilę unosząc kąciki swoich warg w nieco zawstydzonym uśmiechu. — Nie miałem pojęcia, że wróciłeś... — dodał.

Taehyung rozchylił wargi, by coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Widząc to, Jeongguk rozejrzał się uważnie dookoła, sunąc wzrokiem po wyposażeniu sklepu. Wewnątrz można było znaleźć wszystko, o czym każdy artysta mógł marzyć. Ktoś musiał się nieźle postarać, by tak dokładnie urządzić to miejsce i zdawał sobie sprawę z tego, że takiego sklepu nie można otworzyć w jeden dzień. Ponownie spojrzał na tatuażystę, ściągając razem swoje brwi.

— To twój sklep? — spytał, chociaż wcale nie potrzebował odpowiedzi. Znał ją, zanim zadał to pytanie. — Kiedy wróciłeś, Tae? — zapytał ponownie. Tym razem w jego głosie było coś dziwnego. Jakiś dziwny wyrzut. Jakaś surowość.

— Niemal trzy tygodnie temu — przyznał w końcu tatuażysta.

Jeongguk milczał przez chwilę, jakby myślał nad jego słowami. Przez cały ten czas unikał patrzenia na niego. Ciemne tęczówki wbijał w swoje dłonie, wciąż poprzecinane bliznami, które powstały na nich ponad dwa lata temu. Niektóre były teraz mniej widoczne, ale nawet z takiej odległości Taehyung mógł dostrzec tę, która przecinał niemal całą jego dłoń i którą zwykł całować, chcąc mu w ten sposób pokazać, że kocha każdą jego część.

Czy teraz to Yugyeom całował jego blizny, mówiąc mu, jak piękny jest?

— C-czemu mi nie powiedziałeś? — zapytał nagle brunet, w końcu znajdując odwagę na to, by spojrzeć mu prosto w oczy. — Czemu nie powiedziałeś mi, że wróciłeś?

Taehyung zwilżył językiem swoją dolną wargę i niemal odruchowo przesunął dłonią po ciemnych włosach. Jeongguk przeniósł na chwilę spojrzenie na jego rękę i dostrzegł, że skórę tatuażysty zdobi nowy tatuaż — czerwona nić zawiązana na małym palcu lewej ręki.

— Jeongguk... — wydusił tatuażysta.

Jego głos był nieco dziwny. Brunet nie był w stanie zinterpretować tej dziwnej nuty, którą wychwycił, ale bez problemu dostrzegł, że mężczyzna wymówił jego imię w jakiś nienaturalny sposób. Taehyung rzadko używał jego pełnego imienia. Zwykle mówił do niego "Gguk", a jego język pieścił każdą samogłoskę i spółgłoskę z taką czułością, jak nikt inny. Teraz jego imię zabrzmiało jakoś surowo, jakby mężczyzna odczuwał fizyczny ból, będąc zmuszonym wymówić je na głos.

— Czy w ogóle miałeś mi zamiar powiedzieć, że wróciłeś? — zapytał, chociaż tym razem to wcale nie zabrzmiało, jak pytanie.

Nie potrafił tego wyjaśnić i nie wiedział dlaczego, ale gdy napotkał spojrzenie onyksowych tęczówek tatuażysty, znał odpowiedź.

Taehyung nie miał wcale zamiaru powiedzieć mu o swoim powrocie...

Na tę myśl, poczuł silny ból w klatce piersiowej i przez chwilę miał ochotę odwrócić się na pięcie i stąd wyjść, ale coś nie pozwoliło mu tego zrobić...

Zebrał więc w sobie całą odwagę i ponownie odszukał spojrzenie oczu mężczyzny, dla którego kiedyś był całym światem i zadał pytanie, które od dwóch lat miał na końcu języka. Tak bardzo bał się usłyszeć odpowiedź, ale nawet jeśli to miałoby go zabić...

Musiał wiedzieć.

— Dlaczego wyjechałeś? Dlaczego... Dlaczego mnie zostawiłeś?

Jego głos był przepełniony bólem. Nie potrafił powściągnąć swoich emocji na tyle, żeby to zabrzmiało jak zwykłe pytanie do byłego przyjaciela. Bo to nie było pytanie do kogoś, kogo kiedyś znał. To było pytanie do kogoś, o kim wciąż śnił po nocach i za kim tęsknił tak bardzo, że całe jego ciało było tęsknotą. A teraz... Będąc tak blisko, a jednocześnie tak daleko... Znowu miał wrażenie, że umiera.

— J-Jeongguk — wydusił tatuażysta z trudem. — Proszę... Nie róbmy tego... — dodał, niemal błagalnym głosem.

Rozchylił wargi, jakby chciał coś dodać, ale po chwili znowu je zamknął, przez krótką chwilę zastanawiając się co i jak powinien powiedzieć. Tym razem jednak w jego głosie nie było słychać tego chłodu, który młody artysta wyłapał poprzednio. Tym razem wymówił jego imię tak, jakby wypowiadał imię swojej utraconej miłości.

— Ruszyłeś do przodu — powiedział w końcu, z trudem kontrolując emocje. — N-nie ma sensu wracać do przeszłości...

Jeongguk odłożył kask na bok i niemal odruchowo przesunął dłonią po swoich włosach, odgarniając do tyłu jeden niesforny kosmyk, który chwilę wcześniej opadał na jego czoło, po czym wypuścił głośno powietrze z płuc, jakby do tej pory wstrzymywał oddech.

— Ruszyłem do przodu? — powtórzył, jakby to, co usłyszał, było dla niego wręcz niedorzeczne. — Ja nie mogę ruszyć do przodu, bo cały czas tkwię w przeszłości! — odpowiedział, unosząc głos. — Ja... Ja nie mogę zacząć budować swojego życia na nowo, jeśli nie dowiem się, co się wtedy wydarzyło. Ja muszę wiedzieć, dlaczego mężczyzna... — urwał, starając się zapanować nad emocjami, które teraz zdawały się go zalewać i wciągać pod ciemną taflę mętnej wody. — Dlaczego mężczyzna, którego tak mocno kochałem, zniknął bez słowa... Dlaczego ktoś, bez kogo nie wyobrażałem sobie życia, postanowił spędzić swoje życie beze mnie...

Młody artysta ponownie zamilkł. Jego oddech wyraźnie przyśpieszył, a ruchy stały się bardziej nerwowe. Ponownie przesunął dłonią po włosach, a Taehyung bez trudu dostrzegł, że jego dłoń drży i odruchowo zrobił krok do przodu, ale szybko ponownie się cofnął, jakby obawiał się, że jeśli odległość między nimi się zmniejszy, już nie będzie potrafił się powstrzymać. Chciał wziąć go w swoje ramiona i wyznać mu całą prawdę, szepcząc mu do ucha, jak mocno go kocha, ale jedynie zacisnął mocniej dłonie w pięści, wbijając paznokcie we wnętrza swoich dłoni tak mocno, że niemal sprawiało mu to fizyczny ból.

Wszystko jednak było lepsze niż to, co czuł, wiedząc, że go stracił...

— Czy to przez coś, co zrobiłem? — zapytał nagle Jeongguk, ponownie unosząc na niego wzrok. — Czy... Czy powiedziałem coś, co...

— Nie! — zaprotestował szybko Kim, nie mogąc znieść myśli, że Jeongguk mógłby obwiniać się za to, co się wydarzyło. — Ty nic nie zrobiłeś... Ja... — zamilkł na chwilę, jakby starał się wymyślić szybko jakieś kłamstwo, ale dobrze wiedział, że jego nigdy nie potrafiłby okłamać. — Ja nigdy nikogo tak mocno nie kochałem... — wyznał więc.

Z ust bruneta wyrwało się mimowolne westchnienie na to wyznanie, jakby po raz pierwszy od dwóch lat mógł odetchnąć pełną piersią.

— Więc... Dlaczego?

Taehyung uniósł drżącą dłoń do góry i przesunął nią po swoim karku, wyraźnie bijąc się z myślami, czy powinien wyjawić mu prawdę, czy nie. Jeongguk przyglądał mu się uważnie. Chyba nigdy wcześniej nie widział, by tatuażysta był tak bardzo zdenerwowany. Wyglądał podobnie jak wtedy, gdy miał mu wyjawić prawdę o ojcu Jiwon. Nie mógł jednak zrozumieć, co powstrzymuje go przed wyznaniem prawdy. Czy Taehyung się kogoś bał? Czy coś mu groziło i dlatego zniknął? Miał ochotę objąć go swoimi ramionami, by udowodnić mu, że przy nim nie musi się niczego obawiać, ale powstrzymał się.

— Jiwon — powiedział nagle tatuażysta, w końcu przenosząc na niego spojrzenie swoich pięknych, onyksowych tęczówek. — To Jiwon mnie zmusiła, żebym zniknął — wyznał w końcu, wypuszczając głośno powietrze z płuc.

A gdy te słowa stoczyły się z jego języka, z warg młodego artysty wyrwał się mimowolny jęk. Odruchowo zakrył dłonią wargi i zamrugał kilka razy, czując, że do jego oczu napływają łzy.

Czuł to.

Wiedział, że Taehyung nigdy nie zostawiłby go z własnej woli, ale nigdy nie miał dowodów na to, że jego była narzeczona przyłożyła rękę do jego zniknięcia. Na samą myśl, że to była prawda, serce w jego piersi rozrywało się na strzępy.

— Tamtego dnia... — zaczął mówić dalej tatuażysta. Wiedział, że gdy już wymówił imię swojej byłej partnerki, nie było sensu, by dłużej ukrywać prawdę. — Kiedy jechałem odebrać Jae z przedszkola, okazało się, że na drodze był jakiś wypadek. Był okropny korek. Dosłownie stałem w miejscu. Nie chciałem, żeby Jae musiał siedzieć sam w przedszkolu, więc zjechałem na pierwsze lepsze miejsce parkingowe i wysiadłem z auta. Resztę trasy pokonałem na piechotę. Próbowałem dzwonić do przedszkola, żeby ich uprzedzić, że się spóźnię, ale moja komórka padła. Gdy w końcu dotarłem na miejsce, okazało się, że stażystka, którą kiedyś tam widziałem, zamyka przedszkole... Zapytałem jej gdzie jest Jae, bo małego nigdzie nie było, a ona powiedziała mi, że już ktoś go odebrał... W pierwszej chwili pomyślałem, że to ty, chociaż ty zawsze mnie uprzedzałeś, że go zabierzesz, żebym się nie martwił. Ale przecież kto inny mógłby go odebrać?

Tatuażysta zamilkł, jakby emocje, które mu wtedy towarzyszyły, były wciąż żywe. Nigdy w życiu nie był tak przerażony, jak wtedy...

— Ona powiedziała mi, że Jae odebrała jego mama... — wyznał.

— Lisa... — szepnął artysta.

— Nie mam pojęcia skąd Jiwon wiedziała, do jakiego przedszkola chodzi Jae, ale nawet nie wyobrażasz sobie, jaki byłem przerażony, gdy okazało się, że ona go zabrała. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Dzwonić na policję? Moja komórka była rozładowana, więc odruchowo zacząłem biegać dookoła w nadziei, że nie odeszła z nim daleko i znalazłem ich na pobliskim placu zabaw. Złapałem Jae na ręce i chciałem z nim uciec jak najdalej, ale Jiwon... — zawiesił głos i przesunął językiem po dolnej wardze, czując, że z nerwów zasycha mu w ustach.

Wiedział, że kobieta już nie ma nad nim tej przewagi, którą miała wtedy, ale mimo to samo wspomnienie tych wydarzeń było niesamowicie bolesne. Wychowywał Jae sam niemal od samego początku. Mały był całym jego światem. Poświęciłby dla niego wszystko, a mógł go stracić tylko dlatego, że w oczach bezdusznych prawników i sędziów był gorszym rodzicem niż Jiwon.

— Ona pokazała mi dokumenty, które przygotowała i zagroziła, że jeśli nie zniknę, pójdzie z nimi do sądu i odbierze mi Jae — powiedział w końcu po chwili ciszy. — Były tam dokumenty, które zapewne już wcześniej widziałeś, te z pobicia ojca Jiwon, zdjęcia z jej obdukcji z jej zeznaniem, że to ja ją pobiłem. Informacje o tym gdzie pracuję i czym się zajmuję. Byłem tak zdenerwowany, że nie byłem nawet w stanie przejrzeć całości, ale to, co widziałem... Wiedziałem, że jeśli ona pójdzie z tym do sądu... Oni odebraliby mi Jae, Gguk...

— Mogłeś mi powiedzieć... Moglibyśmy razem pójść do prawnika... — wtrącił młody artysta. — Pomógłbym ci...

— Gguk, obydwaj wiemy, jak to funkcjonuje. Nieważne ile pieniędzy byś nie wyłożył na prawników... Zabraliby mi go.

Na chwilę ponownie zapadła cisza. Jeongguk rozchylił wargi, by coś powiedzieć, ale ponownie je zamknął. Wiedział, że Taehyung ma rację. Lisa też miała pieniądze i znajomości. Potrafiła okręcić sobie ludzi wokół małego palca. A dodatkowo z tymi dokumentami...

Nikt by im nie uwierzył.

— Jiwon obiecała mi, że jeśli zniknę... Zrzecze się praw rodzicielskich do Jae i dostanę nad nim pełną opiekę, ale postawiła jeszcze jeden warunek...

Chciała, żebyś zniknął bez słowa... — zgadł młody artysta, a tatuażysta przytaknął.

— I nie próbował się z tobą kontaktować przez najbliższe dwa lata. Po dwóch latach od wyjazdu miałem dostać dokumenty. Gdybym wcześniej złamał naszą umowę... poszłaby z papierami do sądu...

— To wszystko moja wina... To ja wprowadziłem ją ponownie do waszego życia... — szepnął Jeongguk.

— Gguk — powiedział tatuażysta, a młody artysta ponownie przeniósł na niego swoje spojrzenie.

Taehyung wymówił jego imię dokładnie tak, jak to robił, gdy byli razem. Wymówił je tak, jakby wciąż go kochał.

— To nie twoja wina. Nie mogłeś nic zrobić — dodał szybko. — Jiwon załatwiła paszport dla Jae i dała mi pieniądze na bilety. Spakowałem więc swoje rzeczy i wyjechałem... Nie mogłem ci nic powiedzieć ani się z tobą pożegnać, ale... Musiałem jakoś ci przekazać, że... — urwał, czując, że jego gardło zaciska się boleśnie.

Tak bardzo chciał mu powiedzieć, że nigdy nie przestał go kochać.

Ani wtedy, ani teraz...

Ku jego zaskoczeniu Jeongguk podciągnął rękaw swojej skórzanej kurtki, by pokazać mu, co znajduje się na jego lewym nadgarstku i złapał w palce czerwoną bransoletkę.

— Wciąż ją mam — wyznał.

Przez chwilę milczał, jedynie bawiąc się czerwonym sznurkiem. Czuł teraz tak wiele emocji, że wydawało mu się, że za chwilę rozsypie się w pył od ich nadmiaru. Odwrócił wzrok, starając się powstrzymać łzy, które mimowolnie zaczynały cisnąć się do jego oczu i nagle uchwycił coś kątem oka. Odwrócił mocniej twarz i zamrugał kilka razy, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

Na ścianie w głównym miejscu wisiał jego obraz...

Obraz, który kupiono tamtej nocy, gdy ścigał go w strugach deszczu w Mediolanie...

Ponownie przeniósł wzrok na tatuażystę. A gdy na niego spojrzał, dostrzegł, że Taehyung już na niego patrzy. Uśmiechnął się do niego delikatnie, jakby wiedział, o czym młody artysta myśli.

— Byłem tam wtedy — przyznał. — Zostałem zaproszony na tę wystawę przez przyjaciela. Nie miałem pojęcia, kim jest artysta, ale kiedy przeczytałem opis tej wystawy... Czułem się tak, jakby ktoś ubrał w słowa moje własne uczucia... Tak cholernie za tobą tęskniłem. Tak mocno, że wydawało mi się, że już mocniej nie można... Ale każdego dnia tęskniłem coraz bardziej... Kiedy zobaczyłem te obrazy... Nie mogłem uwierzyć własnym oczom... Bałem się, że może już o mnie nie myślisz. Że... A potem zobaczyłem ciebie...

— Mówili mi, że mam zwidy... Że ścigam ducha, który jedynie wygląda jak ty... Ale ja czułem, że tym razem to naprawdę ty... — wyznał brunet, ścierając pośpiesznie dłonią łzę, która stoczyła się po jego policzku.

— Nie mogłem się zatrzymać — wyjaśnił tatuażysta. — Wciąż nie miałem papierów i bałem się, że Jiwon może ich nie podpisać. Nie mogłem ryzykować.

— A teraz? Wróciłeś... — zaczął brunet, ale nie odważył się dokończyć pytania.

— Jiwon dotrzymała swojej obietnicy — wyjawił mężczyzna. — Podpisała dokumenty i teraz jestem jedynym prawnym opiekunem Jae. Jiwon już nie ma do niego żadnych praw. I... minęły dwa lata, więc... Mogłem wrócić... — zawiesił na kilka sekund głos. — Do domu... — dokończył jednak, mimo że miał ochotę powiedzieć coś innego.

Bo tak naprawdę nigdy nie chodziło o powrót do domu...

— Skoro... Skoro nie musisz się ode mnie trzymać z daleka... — zaczął nagle Jeon, wyraźnie niepewnym głosem. Przestąpił z nogi na nogę, czując, jak ucisk w jego klatce piersiowej się zwiększa, utrudniając normalny oddech. Zwilżył wargi i przełknął z trudem. — To dlaczego nie powiedziałeś mi, że wróciłeś?

— Gguk... — jęknął tatuażysta, jakby jego słowa go zabolały, ale Jeongguk czuł, że nie może się teraz wycofać.

Nie, teraz gdy był tak bliski poznania całej prawdy. Wiedział, że wciąż jest coś, co tatuażysta przed nim ukrywa, a znał go na tyle, by wiedzieć, że nie będzie potrafił go okłamać. Nie on.

Taehyung nigdy nie kłamał.

— Dlaczego chciałeś to przede mną ukryć?

M-Myślę, że wiesz dlaczego...

Brunet ściągnął razem swoje brwi, jakby naprawdę nie miał pojęcia, o czym tatuażysta właśnie mów.

— Nie rozumiem...

— Gguk... Tak wiele przeze mnie wycierpiałeś... Rozbiłem twój związek z Lisą, wywróciłem twoje życie do góry nogami, a potem zniknąłem bez słowa, zostawiając cię z milionem pytań bez odpowiedzi i złamanym sercem. Przeze mnie zrezygnowałeś z pracy w TJE i... straciłeś kontakt z ojcem... Nie mogę teraz wrócić ot tak po dwóch latach i mieszać w twoim życiu, kiedy w końcu zaczynasz budować swoje życie na nowo... — zamilkł na kilka chwil i zwilżył wargi, po czym spojrzał mu prosto w oczy. — Z kimś innym... — dodał, czując, jak na te słowa jego serce na nowo się rozpada na milion drobnych kawałków.

Wiedział, że powinien się cieszyć jego szczęściem. Zawsze pragnął, by Jeongguk w końcu rozwinął skrzydła i nauczył się latać. Ciężko jednak było pogodzić się z tym, że miłość jego życia nie będzie szczęśliwa z nim. Patrzeć jak ktoś, kogo kochasz, kocha kogoś innego... To było coś, na co nie dało się przygotować...

— Tae... — zaczął niepewnie młody artysta.

— Nie musisz tego przede mną ukrywać, Gguk. Wiem, że nie mówiłeś o tym nawet Jiminowi, ale ja wiem... — wyjaśnił. — Poznałem twojego narzeczonego...

— Narzeczonego — powtórzył brunet, jakby nie dosłyszał jego słów. — Rozmawiałeś z Yugyeomem? — zapytał zaskoczony. — Kiedy?

Miał chaos w głowie. Nie miał pojęcia o tym, że Yugyeom i Taehyung się spotkali. Psychiatra nie zająknął się o tym ani słowem, mimo że wiedział, co ich łączyło i ile Taehyung dla niego znaczył. Zaskoczyło go też to, w jaki sposób tatuażysta nazwał mężczyznę. Nie nazwał go jego partnerem. Użył słowa „narzeczony", a on do tej pory nie powiedział nikomu o oświadczynach psychiatry.

— Kiedy z nim rozmawiałeś? — zapytał ponownie, ściągając razem swoje idealne brwi.

— Następnego dnia po moim powrocie... — zaczął tłumaczyć Kim. — Pojechałem, żeby się z tobą zobaczyć — wyznał. — Jimin powiedział mi, że kupiłeś moje mieszkanie. Kiedy tam dotarłem, otworzył mi Yugyeom. Byłem zdezorientowany. Myślałem, że może z nerwów pomyliłem mieszkania, ale gdy zapytałem o ciebie... Powiedział mi, że jego narzeczony bierze właśnie prysznic... Nie wiedział, kim jestem, więc... skłamałem, że jestem kurierem, zostawiłem kwiaty i uciekłem jak tchórz — dodał z wyraźną goryczą, po czym prychnął delikatnie pod nosem, na myśl, jak żałośnie musi to brzmieć.

Jeongguk jednak wcale nie wyglądał na rozbawionego jego opowieścią. Wręcz przeciwnie. Wydawało się, że intensywnie coś analizuje. Jego idealne brwi ściągnięte były razem w nienaturalnym grymasie, a oczy lekko zmrużone. Wyglądał, jakby w głowie przeglądał wspomnienia, starając się powiązać fakty. W końcu ponownie na niego spojrzał.

— Kwiaty? — powtórzył, jakby dopiero teraz dotarło do niego znaczenie jego słów. — Tae, kiedy dokładnie to było? — zapytał. — Jaki to był dzień?

Taehyung nie wiedział, czemu akurat Jeongguk uznał, że to aż takie istotne. Nie wydawało mu się, żeby ten dzień czy data miała jakieś większe znaczenie.

— To było w dniu twojej wystawy — odpowiedział jednak.

Brunet rozchylił wargi, pozwalając, by wyrwało się z nich głośne westchnienie, jakby nagle uświadomił sobie coś istotnego.

— Więc te kwiaty... Fioletowe azalie... To był bukiet od ciebie? — spytał, chociaż nie musiał usłyszeć jego odpowiedzi, by wiedzieć.

Już wtedy to wiedział.

Czuł, że to bukiet, który mógłby mu podarować jedynie Taehyung.

— To był ten sam bukiet, którego nie zdążyłem ci dać tamtego dnia... — wyznał tatuażysta, uśmiechając się smutno.

Jeongguk nic nie odpowiedział. Zrobił jednak kilka kroków w jego stronę, ostrożnie pokonując dzielący ich dystans i zatrzymał się jedynie na odległość kilku centymetrów od tatuażysty. Z takiej odległości mógł poczuć jakże cudowną i znajomą woń jego perfum. Zwilżył wargi i odszukał spojrzenie onyksowych tęczówek.

— Gdyby wtedy nie otworzył ci Yugyeom... — zaczął niepewnie. — Gdybym to był ja... Co miałeś zamiar mi powiedzieć?

— Jeongguk... Proszę...

— Co chciałeś mi powiedzieć? — powtórzył stanowczo, z determinacją wpatrując się wprost w jego oczy.

Wiesz, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie... — wydusił z trudem tatuażysta.

Gdy te słowa staczały się z jego ust, spojrzenie ciemnych oczu młodego artysty na kilka sekund podążyło za ruchem jego warg, drżących delikatnie.

Domyślał się, dlaczego tatuażysta nie chce odpowiedzieć na jego pytanie, ale musiał poznać prawdę...

Pchnięty więc jakimś dziwnym impulsem, zrobił jeszcze jeden krok do przodu i zrobił coś, co mogło mu dać odpowiedzi na wszystkie pytania, których nie odważyłby się zadać na głos...

Zacisnął dłonie na jego czarnej koszulce i, przyciągając go do siebie, pocałował go...

Jego usta były tak znajome, a jednocześnie tak nowe. Ciepłe, lekko szorstkie i tak samo odurzające jak za pierwszym razem, gdy się całowali w strugach deszczu na jednej z seulskich ulic. Czuł mrowienie na swoich wargach, jakby między ich ustami przelatywały iskry za każdym razem, gdy muskał miękką skórę. Pocałunek był delikatny, początkowo niepewny, jakby obydwaj bali się odrzucenia, ale po chwili poczuł, że wargi tatuażysty rozchylają się mocniej, jego dłonie zaciskają się na jego skórzanej kurtce, a ciało dociska do jego ciała, przyciągnięte jakąś magiczną siłą. Tyle wystarczyło, by i on rozchylił mocniej własne wargi, wysunął język i dotknął nim języka tatuażysty, by po chwili wsunąć go do wnętrza jego ust. Tak cudownie gorących i znajomych.

I nagle było tak, jakby nigdy nie przestali się całować.

Jakby te dwa lata rozłąki nigdy się nie wydarzyły. Jakby znowu stali na gorącym piasku na pięknej wyspie Jeju, skąpani w promieniach wschodzącego słońca. Ich serca biły mocno, odnajdując jeden wspólny rytm, dokładnie tak samo jak ich języki, połączone w erotycznej rumbie.

Oderwali się od siebie dopiero gdy ich płuca zaczęły się buntować, ale jeszcze przez chwilę stali z zamkniętymi oczami, z czołami opartymi o siebie, pozwalając, by ich oddechy mieszały się w jedno, rozbijając się o brzegi wilgotnych od śliny warg.

Wiedziałem, że ty jeden nigdy nie potrafiłbyś mnie okłamać... — wyznał młody artysta wprost w jego wargi, w końcu otwierając oczy.

Gdy to zrobił, napotkał spojrzenie tych pięknych onyksowych tęczówek, wpatrzonych wprost w niego. Uniósł dłoń i obrysował opuszkami palców policzek tatuażysty, wyczuwając pod palcami delikatny zarost.

Mój zbuntowany krasnal — szepnął, pozwalając, by na kilka sekund kąciki jego warg uniosły się delikatnie.

Taehyung rozchylił wargi, by coś powiedzieć, ale zanim jakiekolwiek słowa wydobyły się z jego ust, Jeongguk odsunął się od niego, wracając na swoje wcześniejsze miejsce. Złapał w dłonie kask i odwrócił się na pięcie, po czym ruszył w stronę wyjścia.

— G-Gguk! — zawołał za nim tatuażysta, wyraźnie zaskoczony jego zachowaniem. — Gdzie idziesz? — zapytał zdezorientowany.

Niemal odruchowo przesunął po swoich wargach językiem, jakby chciał się upewnić, że chwilę temu naprawdę się całowali. Miał milion pytań w głowie. Nie wiedział, dlaczego młody artysta zdecydował się go pocałować, mimo swoich zaręczyn.

Czy istniała szansa na to, że on też wciąż go kochał?

Brunet zbliżył się do wyjścia, pokonując drogę w kilku sprężystych krokach, po czym pchnął drzwi sklepu i po raz ostatni odwrócił twarz w jego stronę. Uniósł dłoń i niemal odruchowo złapał obrączkę wiszącą na cienkim łańcuszku w swoje smukłe palce i zacisnął na niej dłoń.

Idę napisać własne zakończenie tej bajki... — odpowiedział, patrząc mu prosto w oczy, po czym odwrócił się i wybiegł na zewnątrz, znikając za drzwiami.

Chwilę potem do uszu tatuażysty wkradł się głośny pomruk Ducati Diavel rozpędzającego się szybko na seulskiej ulicy.

****

KONIEC

Ayashee:

Aż ciężko w to uwierzyć, ale ostatni rozdział Inka za nami. Został już tylko epilog...

Jeongguk ma zamiar sam stworzyć zakończenie do swojej bajki...

Jakie ono będzie?

Czy zdecyduje się zerwać zaręczyny z przystojnym psychiatrą?

A może jednak dwa lata rozłąki to za długo, by móc wrócić do tego, co było?

Czy on i Taehyung wciąż mają szansę?

Czemu Jeongguk pocałował Tae? Czy ten pocałunek jakoś wpłynie na jego decyzję?

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top