61. IF TOMORROW NEVER COMES
Młody mężczyzna przesunął dłonią po swoich włosach, przeczesując ciemne kosmyki palcami, po czym wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Chwycił pośpiesznie jednego z nich w swoje smukłe palce i wsunął go między wargi, by po chwili podpalić go, zasłoniwszy ogień przed silny podmuchem wiatru. Czuł, że jego ręce drżą ze zdenerwowania, a żołądek kurczy się boleśnie. Nie pamiętał nawet, kiedy ostatni raz był tak bardzo zdenerwowany. Było mu niedobrze. Jego prawa noga podskakiwała nerwowo na nierównym chodniku.
Spojrzał na wyświetlacz telefonu, by skontrolować godzinę. Zaciągnąwszy się ponownie papierosem, rozejrzał się uważnie dookoła w nadziei, że za chwilę zobaczy dwójkę mężczyzn, na których czekał. Do umówionego spotkania było jeszcze kilkanaście minut, ale mimo to czuł rosnące zdenerwowanie. Obawiał się, że każde, nawet najmniejsze potknięcie z jego strony, może doprowadzić do tragedii.
― Tae! ― zawołał nagle znajomy głos za jego plecami, a on odruchowo zaciągnął się do połowy wypalonym papierosem jeszcze raz i pośpiesznie zgasił go na pokrywie kosza na śmieci, po czym odwrócił się za siebie. Widząc przyjaciela, odetchnął z ulgą. ― Przepraszam za spóźnienie. Utknęliśmy w korku ― wytłumaczył szybko Seojoon, uśmiechając się przepraszająco.
Mężczyzna obok niego uniósł dłoń do góry i spojrzał na tarczę drogiego zegarka. Taehyung przyglądał mu się przez chwilę nieco onieśmielony. Widział go już wcześniej, ale za każdym razem, gdy się spotykali, czuł się tak zdenerwowany, że niewiele z tego pamiętał. Giovanni, bo tak mężczyzna się nazywał, był starszy od niego co najmniej o kilkanaście lat, niższy niemal o głowę. Jego włosy były kruczoczarne, jedynie na skroniach pojawiało się kilka jaśniejszych pasemek, które świadczyły o tym, że niedługo w tym miejscu pojawią się pierwsze siwe włosy. Wokół spojrzenia niemal czarnych oczu, pojawiało się kilka wyraźnych kurzych łapek, które świadczyły o tym, że mężczyzna z pewnością dużo się śmiał. Jego skóra muśnięta włoskim słońcem. Dzisiaj, podobnie jak zawsze gdy się spotykali, Włoch miał na sobie jakiś drogi garnitur, a w jego dłoni spoczywała skórzana teczka.
― Ma non ti preoccupare! Mamy jeszcze czas ― rzucił mężczyzna, poklepując go po ramieniu, by dodać mu otuchy, a jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu.
Taehyung jedynie skinął głową. Był zbyt zdenerwowany, by skupić się teraz na czymkolwiek. Niemal odruchowo uniósł dłonie i poprawił krawat, który ciasno oplatał jego szyję. Nienawidził krawatów. To był zapewne może z trzeci czy czwarty raz w jego życiu, kiedy miał to narzędzie tortur przewieszone przez swoją szyję i miał wrażenie, jakby się przez to dusił. Nie mógł się doczekać, by móc w końcu rozluźnić ten węzeł i zdjąć to okropne ubranie. Czuł się jak przebieraniec. Miał na sobie białą koszulę i czarny garnitur. Na stopach czarne eleganckie buty, a jego ciemne włosy zaczesane były gładko do tyłu. Najchętniej przyszedłby tu w swojej ulubionej skórzanej kurtce, ale wiedział, że ludzie osądzają innych po wyglądzie. Szczególnie takich, jak on. Nie mógł więc ryzykować, by coś tak trywialnego przesądziło o jego przyszłości. Jeśli dzięki temu, że wciśnie się w eleganckie ubrania i zasłoni swoje tatuaże, a włosy zaczesze gładko do tyłu, ktoś uzna, że jest lepszym ojcem, niech tak będzie.
― Nie stresuj się tak, Tae ― powiedział cicho Seojoon, jakby chciał, by jedynie on słyszał jego słowa. ― Wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć... ― ocenił, przyglądając się uważnie jego twarzy.
― Czekałem na ten moment tyle czasu... Dwa lata, Seo... A co, jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli Jiwon... ― urwał, nie będąc w stanie wymówić tej okrutnej myśli na głos, jakby w obawie, że jeśli to zrobi, jego największy koszmar może się ziścić.
― Wszystko będzie dobrze. Nie ma innej możliwości ― odpowiedział szybko starszy. ― Świetnie wyglądasz. Mówiłem, że ten garnitur będzie na ciebie pasować ― dodał po chwili, mierząc przyjaciela od stóp do głów.
Taehyung miał na sobie garnitur, który pożyczył mu Seojoon. Mieli z Seo podobne sylwetki i obydwaj byli niemal tego samego wzrostu, dzięki czemu garnitur przyjaciela leżał na nim jak ulał. Musiał też przyznać, że ubranie było naprawdę świetnej jakości. Z pewnością taki garnitur kosztował krocie.
― Czuję się jak przebieraniec ― mruknął cicho, a gdy miał zamiar dodać coś jeszcze, Giovanni ponownie odwrócił się w jego stronę.
― Już czas ― powiedział nieco łamanym angielskim, po czym wskazał, by udali się w stronę budynku, pod którym spotkali się chwilę temu.
Tatuażysta skinął, przełykając z trudem. Poczuł nagle mocne ssanie w żołądku i niemal nieodpartą chęć, by chociaż jeszcze raz zaciągnąć się papierosem, ale wiedział, że już nie ma czasu, by sobie na to pozwolić. Ruszył więc w kierunku eleganckiego budynku, pod którym się znajdowali. Resztę trasy pokonali, milcząc. Taehyung był zbyt zdenerwowany, by wydusić z siebie cokolwiek, a pozostała dwójka mężczyzn zapewne nie chciała go dodatkowo stresować. Z ledwością zarejestrował rozmowę Giovanniego z sekretarką, która po krótkiej wymianie zdań i uprzejmości, poprowadziła ich w głąb budynku, by w końcu wskazać im odpowiednie biuro.
Gdy w końcu otworzono przed nimi drzwi i wskazano, by weszli do środka, jego oczom ukazał się wysoki mężczyzna. Od razu dostrzegł, że również i on ubrany był w elegancki, idealnie dobrany do sylwetki garnitur. Widząc gości, wstał od swojego biurka i szybkim ruchem ręki zapiął rozpiętą dotąd granatową marynarkę. Gdy mężczyzna zbliżył się na tyle, by mógł się dobrze przyjrzeć jego twarzy, dostrzegł, że ten zapewne ma azjatyckie korzenie. Jego ciemne, przeszywające spojrzenie i odcień skóry zdradzały, że mężczyzna musiał mieć wśród swoich przodków kogoś ze wschodu. Tym bardziej że jego skóra była pozbawiona słonecznej mediolańskiej opalenizny, tak charakterystycznej dla ludzi, którzy go otaczali. On sam raczej unikał opalania, ale mimo to jego, dotąd karmelowa, skóra przyciemniła się, a jej kolor nabrał głębi.
― Pan Kim? ― zapytał mężczyzna, spoglądając na Seojoona.
― T-to ja ― odpowiedział szybko Taehyung, zanim jego przyjaciel zdążył powiedzieć cokolwiek.
― Och, przepraszam ― rzucił szybko tamten, zwracając się w jego stronę, po czym uważnie zmierzył go od stóp do głów, na krótką chwilę zawieszając wzrok na białym kołnierzyku koszuli, spod którego wystawał fragment czerwonego lotosu, którego tkanina nie zdołała ukryć. ― Nazywam się Hayato Tanaka i jestem pełnomocnikiem pani Lalisy Matsuyama ― wyjaśnił szybko, wyciągając w jego kierunku swoją dłoń.
― Matsuyama? ― powtórzył Kim, niemal powstrzymując się, by nie prychnąć. Jego prawa brew uniosła się mimowolnie na dźwięk tych rewelacji.
― Och, tak ― odpowiedział mężczyzna, śmiejąc się delikatnie. ― To dosyć świeża sprawa. Pani Lalisa pobrała się ze swoim narzeczonym niespełna miesiąc temu ― wyjaśnił. ― Możliwe, że jeszcze pan nie słyszał.
Taehyung skłamałby, mówiąc, że zaskoczyło go to, że jego była partnerka dosyć szybko uporała się z rozstaniem z Jeonggukiem. Nie zdziwiło go ani trochę, że już zdążyła sobie przygruchać nowego mężczyznę. Nie wiedział, kim jest ten cały Matsuyama, ale domyślał się, że zapewne to kolejny bogacz, którego Jiwon owinęła sobie wokół małego palca, a teraz trzymała pod drogim butem od Louboutina.
― Proszę usiąść ― polecił Hayato, wskazując na krzesła ustawione obok biurka, a sam ruszył przed siebie, by usadowić się na swoim poprzednim miejscu. Ponownie rozpiął guzik swojej marynarki, by nie pognieść drogiej tkaniny i usiadł na skórzanym krześle, które zajmował, gdy weszli do jego biura chwilę temu.
Tatuażysta ruszył nieco niepewnie w głąb biura i w końcu zajął jedno ze wskazanych miejsc. Giovanni zajął miejsce po jego prawej stronie, a Seojoon po lewej. Czuł się nieco lepiej, wiedząc, że ma u boku przyjaciela i prawnika, który pomoże mu sprawdzić dokumenty. Obawiał się, że sam mógłby coś przeoczyć, a nie mógł ryzykować, że dokument mógłby zostawić dla Jiwon jakąkolwiek furtkę, by podważyć wcześniejsze postanowienia.
Obserwując, jak Hayato wyjmuje teczkę i szuka w niej odpowiednich dokumentów, Taehyung zaczął nerwowo bawić się swoimi smukłymi palcami. Było mu niedobrze i cholernie duszno. Miał ochotę poprosić, by ktoś podkręcił klimatyzację albo uchylił mocniej okno, ale nie był w stanie się odezwać. Odruchowo uniósł dłoń i nieco odciągnął swój krawat, jakby to mogło sprawić, że będzie mógł lepiej oddychać. Gdy młody prawnik w końcu wyciągnął dokumenty i położył je na blacie mahoniowego biurka, w końcu odważył się przenieść na nie swój wzrok.
― Zgodnie z ustaleniem, pani Lalisa podpisała wszystkie dokumenty ― odezwał się w końcu Tanaka, podsuwają plik dokumentów w jego stronę. ― To jest dokument, w którym zrzeka się praw rodzicielskich... ― zaczął Japończyk. ― A to decyzja sądu, który przyznaje panu pełną opiekę nad chłopcem.
Taehyung wyciągnął ręce i wziął dokumenty, które prawnik podsunął w jego stronę. Jego dłonie wyraźnie drżały, ale teraz to nie miało najmniejszego znaczenia. Przez chwilę wpatrywał się w papiery, czytając w kółko zapisaną na nich decyzję sądu, jakby chciał mieć pewność, że przeczytany przez niego tekst to nie jedynie wymysł jego wyobraźni.
― Giovanni ― zwrócił się w końcu do starszego mężczyzny i podał mu decyzję sądu. ― Sprawdź, proszę, czy te dokumenty są w porządku.
Prawnik skinął i szybko wziął od niego wszystkie dokumenty, po czym długo je studiował, czytając uważnie najpierw pierwszy, potem drugi dokument. Taehyung nie odrywał od niego wzroku ani na chwilę. Wpatrywał się intensywnie w twarz mężczyzny, jakby szukał cienia jakiegokolwiek grymasu niepokoju, ale nic takiego nie znalazł. W stresie zacisnął mocno dłonie i niemal przestał oddychać. Słyszał w uszach dudnienie własnego serca, które zdawało się odbijać od ścian eleganckiego gabinetu. Gdy prawnik w końcu odsunął dokumenty i przeniósł na niego swój wzrok, wydawało mu się, że zaraz zemdleje. Te krótkie chwile kiedy mężczyzna wpatrywał się w niego, milcząc, zdawały się trwać wieki.
― I...? ― wydusił z trudem. Miał wrażenie, że jego serce zaraz wyskoczy z piersi. Wstrzymał oddech.
― Wszystko jest w porządku ― odpowiedział prawnik, wyginając usta w szerokim uśmiechu.
― N-naprawdę? ― zapytał tatuażysta, po czym szybko uniósł dłoń do ust i zamrugał kilka razy, czując, że w jednej chwili zalewa go morze emocji, które zdawały się go pochłaniać.
― Dzięki tym dokumentom jesteś jedynym prawnym opiekunem Jae. Lisa nie ma do niego już żadnych praw ― potwierdził Giovanni. ― Już nikt ci nie odbierze synka.
***
Tatuażysta jeszcze raz uściskał starszego mężczyznę, po czym odsunął się od niego i, niemal odruchowo, ukłonił mu się nisko w geście podziękowania.
― Naprawdę nie wiem, jak ci dziękować ― powiedział, kładąc dłoń na klatce piersiowej na wysokości swojego serca.
― Caro mio, nie musisz mi dziękować. Nic takiego nie zrobiłem ― odpowiedział szybko mężczyzna. ― Cieszę się, że mogłem, chociaż tyle dla ciebie zrobić. Widziałem, jakim jesteś ojcem. Nikt nie powinien próbować odebrać ci tego malca.
― Cholernie długo na to czekałem, ale... Było warto. To chyba jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu ― przyznał Taehyung.
Prawnik chwycił jego dłoń i uścisnął ją, po czym uśmiechnął się do niego. Bez zbędnych słów odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Taehyung jeszcze długo obserwował jego oddalająca się sylwetkę, powoli znikającą wśród spacerujących Włochów. Dopiero gdy prawnik zniknął mu z oczu, odetchnął głęboko, wciągając do płuc mediolańskie powietrze.
— I jak się teraz czujesz? — zapytał nagle głos za jego plecami. I dopiero teraz, słysząc głos przyjaciela, obejrzał się za siebie. — To w końcu koniec...
Tatuażysta rozchylił delikatnie wargi, ale z jego ust nie wydobyły się żadne słowa. Czuł tak wiele emocji naraz, że sam nie wiedział, co tak naprawdę teraz czuje i jak ubrać to w słowa.
— Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda — wyznał w końcu. — To chyba jeszcze do mnie nie dociera...
— Chcesz, żebym cię uszczypnął? — zaproponował Seojoon, uśmiechając się do niego. — Zrobiłeś to, Tae.
— Dwa lata. Czekałem na ten moment dwa lata, a teraz... Nie wiem nawet, jak to opisać. Bałem się, że Jiwon coś wywinie i nie dotrzyma słowa. Że być może w ostatnim momencie zmieni zdanie i będzie chciała ze mną walczyć o Jae, ale ona najwyraźniej naprawdę nigdy nie chciała być jego matką.
— Jesteś świetnym ojcem, Tae. Jae ma w tobie wszystko, czego dziecko może pragnąć. On nie potrzebuje i nigdy nie potrzebował Jiwon w swoim życiu.
— Masz rację. On nigdy jej nie potrzebował, ale jest ktoś, za kim Jae tęskni równie mocno co ja...
— Jeongguk — zgadł Seojoon, chociaż nie miał co do tego wątpliwości.
Nawet kilka dni temu słyszał, jak malec pytał o mężczyznę. Jaesung często o niego wypytywał. Mimo że nie widział go od dwóch lat, tęsknił za nim tak samo mocno, jak jego ojciec.
— On wciąż o niego pyta... — wyznał Taehyung, wyraźnie wzruszony. — Od początku naszego przyjazdu, mówiłem mu, że to tylko tymczasowy pobyt. On czeka na powrót do Korei równie mocno, co ja. Ma nadzieję, że gdy wrócimy, znowu będziemy rodziną: ja, on i Jeongguk. On go wybrał na swojego drugiego tatę, a ja nie marzę bardziej o niczym innym niż to, żebyśmy znowu byli razem. We troje.
— To wspaniały plan, Tae. Będziecie piękną rodziną.
— Kiedy tam wrócę, oświadczę mu się — powiedział nagle tatuażysta, po raz pierwszy zdradzając przyjacielowi coś, co od kilku miesiącu miał w głowie. — Wiem, że minęło wiele czasu, ale nie chcę już spędzić ani jednego dnia więcej bez niego...
Zdawał sobie sprawę z tego, że powrót do tego, co było między nimi, może wcale nie być taki łatwy. Minęły dwa lata, odkąd widzieli się ostatni raz. Mimo tak długiej rozłąki, jego uczucia do Jeongguka nie osłabły. Wręcz przeciwnie. Wydawało mu się, że z każdym dniem kochał go coraz bardziej. Miał nadzieję, że były CEO czuje dokładnie to samo. Wiedział, że musi mu sporo wyjaśnić. Jeongguk powinien się dowiedzieć, dlaczego zniknął tamtego wieczora. Miał jednak nadzieję, że gdy wyjawi ukochanemu prawdę, będą mogli znowu być razem.
I tym razem już nic ani nikt nie będzie stało na drodze do ich szczęścia.
Na tę myśl, niemal odruchowo zacisnął mocniej swoje wytatuowane place wokół teczki z dokumentami, dzięki którym w końcu mógł odzyskać swoje utracone dwa lata temu życie. Już nikt nie miał prawa odebrać mu Jae i w końcu nic nie stało na drodze, by mógł ponownie zawalczyć o miłość ukochanego.
— Więc... jaki jest teraz plan? — zapytał Seojoon.
— W końcu możemy z Jae wrócić do domu... — odpowiedział, mimowolnie unosząc kąciki ust w pięknym, chociaż wciąż jeszcze nieśmiałym uśmiechu. — Do Jeongguka...
Wiedział dobrze, że powrót do Korei wcale nie był taki istotny. Nigdy nie planował opuszczać swojego kraju. Był z nim mocno związany i to właśnie tam chciał mieszkać, ale powrót do Seulu nie znaczył nic, jeśli jego tam nie będzie.
To Jeongguk był jego domem.
***
Ciemnowłosy nieco nieudolnie poprawił torbę na swoim ramieniu, by ta przestała się zsuwać. Wykonywał ruchy na tyle ostrożnie, żeby przypadkiem nie zbudzić chłopca, śpiącego w jego ramionach. Jaesung był tak wyczerpany długim lotem, że zanim zdążył odebrać bagaż, mały zasnął na lotniskowej ławce. Nie miał serca go budzić, więc wziął go w swoje ramiona i resztę trasy niósł go na rękach. Gdy wyszedł na otwartą przestrzeń lotniska, odruchowo rozejrzał się dookoła. Na przylotach jak zwykle znajdowało się dużo ludzi z utęsknieniem wypatrujących swoich ukochanych, przyjaciół lub rodziny.
Gdy w pewnym momencie jego wzrok uchwycił młodego mężczyznę w idealnie skrojonym garniturze z bukietem czerwonych róż w dłoniach, nie potrafił oderwać od niego wzroku. Mimowolnie zatrzymał się na chwilę, obserwując, jak nieznajomy skanuje wzrokiem ludzi, w poszukiwaniu osoby, na którą wyczekiwał z takim utęsknieniem. Czuł dziwną nostalgię, patrząc na niego i pewnego rodzaju zazdrość, że to nie na niego czeka jego ukochany. Wręcz marzył o tym, by po przylocie do Seulu zobaczyć, jak Jeongguk czeka na lotnisku Incheon, wypatrując go z równym utęsknieniem. Były CEO jednak nawet nie miał pojęcia, że przyleciał do kraju.
Wiedział, że Jeongguk wrócił do Korei kilka miesięcy temu i wyglądało na to, że najprawdopodobniej ma już zamiar zostać tu na stałe. Od Jimina dowiedział się, że chłopak zamieszkał w mieszkaniu, które kupił jeszcze przed swoim wyjazdem i nie miał już w planach długich wyjazdów za granicę. Odkąd rok temu były CEO ujawnił swoją tożsamość, jego kariera nabrała jeszcze większego rozmachu. Jego wystawa „The Taste Of Ink" została wystawiona jeszcze w kilku europejskich miastach, których wcześniej nawet nie było w planach i wszędzie została przyjęta z zachwytem. Recenzje były niesamowicie dobre. Chyba nigdy nie widział, by ktokolwiek dostał tak dobre oceny od krytyków i publiczności. Galerie niemal biły się o to, by to u nich odbyła się wystawa, a on był z niego tak cholernie dumny.
Gdy dowiedział się, że Jeongguk dostał propozycję, by wystawić swoje prace w Korei, był niebywale szczęśliwy. Wiedział, że to było jedno z jego marzeń. Móc pokazać swoje prace tam, gdzie to wszystko się zaczęło. I mimo że wystawa „The Taste Of Ink" nie pozostawiała żadnych złudzeń co do jego orientacji, Jeongguk z dumą prezentował swoje prace. Taehyung żałował jedynie tego, że nie mógł stać u jego boku i wyszeptać mu do ucha, jak cholernie dumny jest z tego, jaką drogę pokonał, by być tu, gdzie jest.
Jutro miała się odbyć jego druga wystawa. Bilety wyprzedano w kilka minut, ale on cudem zdobył jeden z nich. Teraz traktował go jak jeden ze swoich największych skarbów. Miał nadzieję, że jutro będzie mógł z nim porozmawiać i wszystko mu wyjaśnić, a wieczorem, będzie mógł z bliska podziwiać jego sukces, trzymając go za rękę i szepcząc mu do ucha, jak mocno go kocha.
Gdy w zamyśleniu wpatrywał się w młodego mężczyznę, który teraz ściskał w swoich ramionach drobną blondynkę, coś zakuło go w klatce piersiowej, na myśl, że być może na niego nikt nie czeka z takim utęsknieniem.
Czy Jeongguk wciąż o nim myślał? Czy czekał na niego?
— Jeśli ty też masz zamiar rzucić mi się w ramiona, to lepiej zapomnij o tym. To się źle skończy... — odezwał się nagle głos za jego plecami.
Taehyung wygiął usta w uśmiechu, rozpoznając ten głos i szybko odwrócił się za siebie. Tak jak się spodziewał, jego oczom ukazał się niższy o kilka centymetrów mężczyzna. Nie mógłby nawet opisać słowami, jak cudownie było go znowu widzieć. Yoongi nie zmienił się prawie w ogóle. Jego włosy wciąż były rozjaśnione na jasny, niemal platynowy blond, a drobne ciało zdobiły czarne ubrania. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale czuł dziwną ulgę, widząc, że mężczyzna wciąż wygląda niemal tak samo, jak gdy widział go ostatni raz dwa lata temu.
To w jakiś dziwny sposób dało mu nadzieję, że mimo iż minęło tak wiele czasu, odkąd był zmuszony opuścić Seul, być może wcale aż tak wiele się nie zmieniło.
— Nawet nie wiesz, jak cholernie się cieszę, że cię znowu widzę — wyznał, uśmiechając się do przyjaciela. — Uścisnąłbym cię, ale Jae zasnął i nie chcę go budzić — wyjaśnił szybko.
— Och, cholera, Kim... — odezwał się nagle kolejny głos i jego oczom ukazał się drugi mężczyzna. Blondyn zmierzył go od stóp do głów i uśmiechnął się tym swoim charakterystycznym, promiennym uśmiechem. — Wyglądasz jeszcze lepiej, niż gdy widzieliśmy się ostatni raz. Muszę przyznać, że dobrze ci w takich ciemnych włosach i zakładam po opaleniźnie, że grzałeś dupę w jakimś ciepłym kraju, hm?
— Cały czas byłem w Mediolanie — odpowiedział tatuażysta. — I dziękuję, ty też świetnie wyglądasz, Jimin. Obydwaj świetnie wyglądacie. Widzę, że miłość wam służy.
— Och, ciao, baby! — zawołał Jimin, szczerząc się do ciemnowłosego tatuażysty. — Ja też znam włoski! Pizza, spaghetti bolognese, mozzarella!
— To nie do końca włoski, ale niech ci będzie, Jimin — odpowiedział Kim, śmiejąc się delikatnie. — Cholernie za wami tęskniłem — przyznał w końcu, czując dziwne wzruszenie na widok dwójki przyjaciół.
— My za tobą też, Tae. I za Jae — zawtórował mu Yoongi. — Jak on wyrósł!
— Poczekaj, aż się obudzi. Wczoraj, gdy powiedziałem mu, że wracamy do domu, pół nocy nie spał. Nie mógł się doczekać, żeby zobaczyć wujka Mina — oznajmił Taehyung, wyginając wargi w szerokim uśmiechu na wspomnienie synka.
— Och, daj mi to! — polecił nagle Min, wyciągając rękę, by zabrać od młodszego mężczyzny jego bagaż.
— Dzięki — rzucił szybko tatuażysta, z wdzięcznością oddając przyjacielowi swój bagaż.
— Chodźmy, zaparkowałem auto tuż przed wejściem — wyjaśnił Min i razem ruszyli we wskazanym kierunku.
— Muszę zawieźć Jae do mojej mamy. Nie chcę robić wam problemów... — zaczął ostrożnie młodszy, wyrównując krok z przyjacielem. — Może złapię jakąś taksówkę...
— Nie trzeba. Zawieziemy was.
— Na pewno? To daleko stąd.
— To naprawdę nie problem, Tae — wyjaśnił szybko Min. — Będziesz mieszkać u niej?
— Muszę się tu jakoś ogarnąć, znaleźć mieszkanie do wynajęcia. Dopóki nic nie znajdę, pewnie zostanę u mojej mamy. Chcę zostawić u niej Jae, bo tam ma swój pokój. Nie chcę go ciągać po hotelach. Wyprowadzka i tak wywołuje wiele emocji... — wyjaśnił. — Ja najwyżej prześpię się na kanapie... Nie mam za dużo oszczędności, ale myślę, że uda mi się coś znaleźć w rozsądnej cenie. Jakoś damy radę przez te kilka tygodni.
— To bez sensu, Tae. Już powiedziałem, że możesz zatrzymać się u mnie, dopóki nie zaczniesz znowu pracować i sobie czegoś nie ogarniesz...
— To twoje mieszkanie, nie chcę siedzieć ci na głowie, Yoongi — zaprotestował. — Jae ma swój pokój u mojej mamy, a ja nie potrzebuję luksusów. Kanapa mi wystarczy.
— Taehyung, to nie problem. Serio. To mieszkanie stoi puste. Ja i tak niemal cały czas nocuję u Jimina. Niedługo w ogóle się tam przeprowadzę, skoro... — Yoongi nagle urwał, jakby przez przypadek powiedział o słowo za dużo.
Taehyung przeniósł wzrok na przyjaciela, uważnie mierząc go swoim wzrokiem i odruchowo zwolnił kroku.
— Chcecie mi coś powiedzieć? — zapytał, unosząc kąciki swoich ust, domyślając się, o co może chodzić.
— Pobieramy się — oznajmił Jimin, pokazując swoją dłoń.
Taehyung odruchowo przeniósł spojrzenie na jego dłoń. Na serdecznym placu jego prawej ręki błyszczał delikatny złoty pierścionek zaręczynowy.
— Serio? — zapytał Kim, przenosząc wzrok na przyjaciela.
Min chwycił dłoń Jimina i uniósł ją do ust, by złożyć pocałunek dokładnie w miejscu, gdzie palec ukochanego zdobił pierścionek, który mu podarował dwa tygodnie temu.
— Nie mogłem pozwolić, by ktoś ukradł mi sprzed nosa taki skarb — wyznał, zarysowując palcami kształt szczęki ukochanego, po czym pochylił się i skradł z jego pełnych warg delikatny pocałunek.
— Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę — przyznał Kim.
Czuł się niewiarygodnie szczęśliwy, słysząc takie nowiny. Znał Yoongiego od kilku lat i naprawdę wiele mu zawdzięczał. Mimo że nie widzieli się od dwóch lat, wciąż utrzymywali kontakt, gdy był za granicą i mimo że mógł od niego dostać jedynie strzępki informacji, był mu za to ogromnie wdzięczny. Teraz po powrocie, Yoongi był jedyną osobą, którą mógł prosić o jakąkolwiek pomoc i nie chciał go obarczać swoimi problemami, ale Min bez wahania zaoferował mu pomocną dłoń. Cieszył się więc, że w końcu i on znalazł szczęście, a Jimin wydawał się idealnym partnerem.
Przez chwilę obserwował, jak para wpatruje się sobie w oczy i, patrząc na nich, poczuł się jak podglądacz. Ich spojrzenia i gesty były szczere, pełne miłości, ale również tak cudownie swobodne, nieskrępowane, pewne. Wstyd mu było się przyznać, ale poczuł się cholernie zazdrosny o tę bliskość. Odkąd wyjechał z Seulu, był wiecznie sam. I mimo że odczuwał potrzebę bliskości, nie potrafił się zmusić do tego, by być z kimkolwiek innym.
Nie zliczyłby nawet, ile razy spędzał bezsenne noce, leżąc na łóżku w pustym pokoju, wyobrażając sobie, że Jeongguk jest z nim. Przywoływał w myślach jego obraz, smak jego pocałunków i wyobrażał sobie, że to jego silne, męskie dłonie suną po jego ciele tak stęsknionym za bliskością ukochanego.
Czując, że jego serce niemal rozpada się z tęsknoty, odwrócił wzrok i przeniósł spojrzenie na synka, by po raz kolejny przypomnieć sobie, dlaczego zdecydował się, by przejść przez to piekło. Jae był dla niego wszystkim. Nie mógł pozwolić na to, by Jiwon mu go odebrała.
Teraz Jaesung był bezpieczny. Już nikt nie mógł mu go odebrać.
— Tae? — zapytał nagle głos. — Tae... Wszystko w porządku? — powtórzył Min i dopiero teraz, Taehyung zdał sobie sprawę z tego, że tak bardzo odpłynął myślami, że nawet nie słyszał, że przyjaciel wciąż coś do niego mówi.
— Tak... Nie chciałem, żeby to wyglądało tak, jakbym nie cieszył się z waszych zaręczyn... Przepraszam, po prostu... — urwał, nie wiedząc, jak właściwie wytłumaczyć tę falę uczuć, która zdawała się go teraz zalewać zewsząd.
— Jeongguk też tu jest — oznajmił nagle Jimin, a gdy Taehyung przeniósł na niego swoje spojrzenie, dodał szybko: — To znaczy... Nie tutaj, na lotnisku. On nie wie, że wróciłeś... Ale jest tutaj. W Seulu. Wrócił kilka miesięcy temu.
— Wiem — przyznał Kim. — To głównie dlatego tu wróciłem...
— Wróciłeś, żeby go odszukać? Powiesz mu, co się wtedy wydarzyło?
— Tak — powiedział pewnym głosem. — Wiem, że minęło wiele czasu... Ale ja wciąż go kocham. Nawet mocniej niż wtedy... Chcę, żeby poznał prawdę i mam nadzieję, że gdy to się stanie...
— On na pewno to zrozumie, Tae — wtrącił szybko Yoongi.
— Jutro wieczorem jest jego wystawa... — zaczął Jimin. — Bilety już dawno są wyprzedane, ale jeśli chcesz... Zapytam Gguka o wejściówkę... — zaproponował. — Na pewno ma jakieś.
— Nie. Nie trzeba — odpowiedział szybko tatuażysta. — Kupiłem bilet, jak tylko dowiedziałem się o tej wystawie — przyznał. — Chciałem tam pójść, ale... To chyba nie jest dobry pomysł. To jego wieczór... Nie chcę mu psuć tej chwili...
— Jakie psuć? — powtórzył Jimin z niedowierzaniem. — On zrobił całą wystawę o tobie... Będzie szczęśliwy, że wróciłeś — zaprotestował blondyn.
— To było rok temu, Jimin. Od tego czasu wiele mogło się zmienić. Myślę, że będzie lepiej, jeśli spróbuję z nim porozmawiać sam na sam. Nie wiem, jak on zareaguje, gdy mnie zobaczy. Nie chcę go stawiać w niezręcznej sytuacji i pojawiać się w tłumie obcych ludzi w tak ważnym dla niego dniu... — wyjaśnił. — Myślę, że jestem mu winien wyjaśnienia w cztery oczy.
— Może i masz rację... — przyznał w końcu Jimin, wzdychając ciężko.
Dawno nie rozmawiał z Jeonggukiem na temat Taehyunga. Jego przyjaciel nie poruszał tematu byłego partnera, a on nie chciał rozdrapywać starych ran, ale mimo to był przekonany, że on wciąż go kocha. Widział, jak podczas ich spotkań, jego wzrok mimowolnie szuka kogoś w tłumie, jakby mimo tak długiej rozłąki, chłopak wciąż miał nadzieję, że któregoś dnia zobaczy go wśród nieznajomych twarzy.
Nigdy nie pytał, ale nie musiał tego robić, by wiedzieć, że to właśnie jego tak wypatruje.
— Po prostu chciałbym, żebyście w końcu się zeszli. On bardzo cierpiał, kiedy zniknąłeś... — wyznał, wspominając pierwsze tygodnie i miesiące po zniknięciu Taehyunga. — W jednej chwili stracił wszystko, na czym mu tak bardzo zależało... Ciebie. Jae. Swojego ojca...
— O-ojca? — powtórzył tatuażysta, ściągając razem swoje ciemne brwi.
Jimin przestąpił nerwowo z nogi na nogę, po czym spojrzał na swojego narzeczonego, jakby chciał uzyskać od niego potwierdzenie, że powinien odpowiedzieć na zadane mu pytanie. Dopiero po chwili ponownie spojrzał na tatuażystę.
— Tamtego wieczoru, kiedy zniknąłeś... Jeongguk pokłócił się ze swoim ojcem i odszedł z TJE — wyznał.
— Czytałem o tym — przyznał ciemnowłosy. — Ale myślałem, że wszystko się jakoś wyjaśniło. Podobno Seokjin przejął jego stanowisko i TJE wróciło na swoją pozycję. Chyba nawet teraz powodzi im się lepiej niż za czasów, kiedy to ojciec Jeongguka był CEO...
— Z firmą tak. Wszystko się jakoś ułożyło. Seokjin naprawdę świetnie sobie radzi...
— Ale...? — zaczął Kim, czując, jak przez jego ciało przepływa fala zdenerwowania.
— Od tamtego dnia... Jeongguk nie ma kontaktu ze swoim ojcem... — wyznał Park.
Gdy Taehyung usłyszał te słowa, zrobiło mu się słabo. Domyślał się, dlaczego Jeongguk mógł zerwać kontakt z ojcem. Bał się usłyszeć odpowiedź, ale wiedział, że musi zadać to pytanie. Wciągnął do płuc haust powietrza i niemal na jednym wydechu, wydusił:
— C-czy... Czy to przeze mnie?
Jimin milczał przez chwilę, jakby nie wiedział co albo jak powinien powiedzieć.
— Tae...
— To przeze mnie, prawda? — zapytał ponownie, przenosząc wzrok z Jimina na Yoongiego.
Park ponownie poruszył się niespokojnie, wyraźnie nie wiedząc, co powiedzieć. Jego wargi drgnęły w delikatnym, ale nerwowym uśmiechu.
— Może... Może wezmę Jae i posadzę go w foteliku? — zaproponował, wyciągając dłonie w stronę Taehyunga, który wciąż trzymał synka w ramionach.
Tatuażysta spojrzał na chłopca i przez chwilę wahał się, jakby bał się, że jeśli rozluźni ucisk, może go stracić. Odkąd wyjechał z Seulu, pilnował go, jak nigdy przedtem, wciąż obawiając się, że ktoś może mu go odebrać. Teraz jednak wiedział, że jest bezpieczny. Rozluźnił więc uścisk swoich ramion i pozwolił, by niższy mężczyzna wziął Jaesunga na ręce. Jimin chwycił malucha w swoje ramiona na tyle ostrożnie, aby przypadkiem go nie zbudzić, po czym odwrócił się i ruszył w stronę auta Yoongiego, które zaparkowane było kilka metrów od nich.
Taehyung odprowadził go wzrokiem, jakby chciał się upewnić, że mężczyzna bezpiecznie dotrze do samochodu. Odwrócił spojrzenie, dopiero gdy blondyn usadowił śpiące dziecko w foteliku i sam również wsunął się do środka auta. Przez chwilę wpatrywał się w swoje stopy, bojąc się spojrzeć na przyjaciela.
— Tae... — zaczął ostrożnie Yoongi w końcu przerywając ciszę.
— Wiedziałeś o tym, prawda? — zapytał, unosząc wzrok na Mina. — Wiedziałeś, że Jeongguk... — urwał, nie wiedząc, co ma teraz zrobić.
Wiedział, że jego zniknięcie mogło sporo namieszać i był pewny, że bardzo tym zranił Jeongguka, ale nie myślał, że przez niego jego ukochany stracił również swoją rodzinę.
— Jezu... — jęknął, sunąc dłońmi po swojej twarzy. — To wszystko moja wina...
— Tae, to nie twoja wina... To Jiwon zmusiła cię do tego, żebyś zniknął. Nie mogłeś przewidzieć, co jeszcze może się wydarzyć... Poza tym sam wiesz, że już wcześniej Jeongguk nie dogadywał się zbytnio ze swoim ojcem...
— Czy on zerwał z nim kontakt przeze mnie? — zapytał ciemnowłosy, czując dziwny ucisk w piersi.
— Tak — przyznał w końcu Yoongi. — Z tego co powiedział mi Jimin, ojciec Jeongguka opowiedział się po stronie Jiwon, a Jeongguk powiedział mu, że nie ma zamiaru z ciebie zrezygnować. To była ich ostatnia rozmowa...
Taehyung nie był w stanie nic powiedzieć na słowa przyjaciela. Z jego warg wyrwał się jedynie mimowolny jęk, któremu zawtórował przeszywający ból w klatce piersiowej. Czując rosnące zdenerwowanie, niemal odruchowo jego dłoń wysunęła się do kieszeni kurtki, a palce namacały paczkę papierosów. Jego smukłe palce niemal na oślep odnalazły papierosa, który kilka sekund później wylądował pomiędzy jego wargami. Podpalił go szybko i zaciągnął się, starając się w ten sposób złagodzić ból wywołany przez wyznanie przyjaciela.
— To wszystko moja wina... — wydusił w końcu, czując, jak żal i smutek zaciskają niewidzialne macki wokół jego gardła. — Wiedziałem, że moje zniknięcie go zrani... Jak do cholery można zostawić kogoś, kogo się tak mocno kocha bez słowa wyjaśnienia? Gdyby Jiwon nie groziła, że odbierze mi Jae... Gdyby chodziło tylko o mnie... Zaryzykowałbym dla niego wszystko... Ale nie mogłem ryzykować, że odbiorą mi syna... — mówił szybko z wyraźnym bólem, którym ociekało każde słowo. — Ale przeze mnie... On stracił tak wiele, Yoongi... Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczy mi to wszystko...
— Tae, nawet tak nie mów. To nie twoja wina.
— Przeze mnie stracił swoją rodzinę! — zaprotestował tatuażysta. — Błagam, powiedz mi, że chociaż jego brat... Że chociaż on go wspiera...
— Z tego co wiem, Jeongguk nie utrzymuje kontaktu jedynie z ojcem — odpowiedział szybko starszy, a na jego słowa Kim wyraźnie odetchnął z ulgą. — Ale powiem ci coś z perspektywy osoby, która straciła kontakt ze swoją rodziną przez to, kim jest... To nie jest łatwe ani przyjemne. To cholernie boli, kiedy ktoś, kto powinien cię kochać pomimo wszystko, odwraca się od ciebie, ale życie nauczyło mnie tego, że nie można zatrzymywać ludzi na siłę. Czasem trzeba odpuścić. Nie dla nich. Dla siebie... I myślę, że Jeongguk w końcu to zrozumiał.
— Ojciec jest dla niego bardzo ważny... — szepnął Taehyung.
Na samą myśl o tym ile Jeongguk przeszedł, gdy nie było go obok, bolało go wszystko. Miał chęć krzyczeć, dopóki nie zdarłby swojego gardła do krwi albo odwrócić się na pięcie, wsiąść do samolotu i odnaleźć tę, która była winna temu wszystkiemu. Odruchowo zacisnął swoje pięści tak mocno, że aż zbielały mu kostki.
— To nie twoja wina, Tae. Jeśli jego ojciec nie jest w stanie zaakceptować jego wyborów i wspierać go, to chyba lepiej, że nie ma go w jego życiu. A jeśli naprawdę kocha Gguka, w końcu zda sobie sprawę z tego, że jego syn jest ważniejszy, niż urażona męska duma.
Młodszy tatuażysta uniósł dłoń i przesunął palcami po ciemnych kosmykach, które niesfornie opadły na jego oczy. Jego włosy były teraz znacznie dłuższe niż gdy wyjeżdżał stąd dwa lata temu. Dawno ich nie obcinał. Gdyby się postarał, mógłby je już związać w niewielkiego kucyka, wolał jednak, by opadały miękkimi falami na jego czoło.
— Muszę się z nim zobaczyć — rzucił nagle, zaciągając się szybko papierosem, by za chwilę zgasić do połowy wypaloną fajkę i ruszył przed siebie zdecydowanym krokiem.
Zdążył jednak zrobić jedynie kilka kroków do przodu, gdy dłoń przyjaciela zacisnęła się mocno na jego przedramieniu, powstrzymując go. Taehyung spojrzał na wytatuowane palce przyjaciela, wbijające się teraz w jego skórzaną kurtkę, po czym w końcu uniósł wzroki i odszukał spojrzenie znajomych oczu Mina.
— Chyba nie masz zamiaru iść do niego teraz? — zapytał, wyraźnie nie będąc pewnym czy ma się śmiać, czy zacząć panikować.
— Muszę z nim porozmawiać. Muszę wyznać mu prawdę... — odpowiedział szybko Kim, jakby to było więcej niż oczywiste. Przyciągnął rękę w swoją stronę, a palce starszego mimowolnie zwolniły uścisk na jego przedramieniu. — Wiesz może, gdzie on teraz mieszka? — zapytał niepewnie tatuażysta, spoglądając z nadzieją na niższego mężczyznę.
Nie miał nawet pojęcia, gdzie mógłby go teraz szukać. Wiedział, że z pewnością chłopak opuścił swój penthouse, który dawniej dzielił z Lisą. Po jego wyjeździe jego matka zaproponowała Jeonggukowi, by zatrzymał jego mieszkanie, ale chłopak odmówił, zapewne nie chcąc być mu cokolwiek dłużnym. Gdyby mógł, zachowałby to mieszkanie. Uwielbiał je i było w nim tak wiele wspomnień. Miał nadzieję, że gdy wróci do Seulu, znowu będzie mógł usiąść na zniszczonej podłodze w swojej małej pracowni i malować, trzymając Jeongguka w swoich ramionach. To były jednak jedynie marzenia, na które nie mógł sobie pozwolić w sytuacji, w której się znalazł. Potrzebował pieniędzy na prawnika, a nie miał praktycznie żadnych oszczędności. W rezultacie jego matka sprzedała to mieszkanie. Na szczęście szybko udało jej się znaleźć chętnego i mężczyzna zapłacił nawet więcej, niż mieszkanie było warte. Teraz wiedział więc jedynie tyle, że nie ma pojęcia, gdzie Jeongguk mieszka. Wiedział też, że na próżno szukać go w TJE, skoro jego ukochany nie przestąpił progu rodzinnej firmy niemal od dwóch lat. Jedyna nadzieja tkwiła więc z Yoongim. Miał nadzieję, że jego przyjaciel wie, gdzie może go znaleźć.
— Tae... Wiem, że chcesz z nim porozmawiać, ale nie możesz do niego wpaść tak po prostu po dwóch latach nieobecności. Zanim dotrzemy na miejsce, będzie już zmrok. Jesteś w podróży od ponad piętnastu godzin. Jesteś pewnie równie padnięty co Jae... — tłumaczył Min. — Najpierw zawieziemy Jae do twojej mamy, a potem pojedziemy do mnie. Ogarniesz się i wyśpisz. Ochłoniesz trochę... A jutro pójdziesz do niego.
— Może... Może masz rację — przyznał w końcu Kim. — Nie spałem niemal od dwudziestu czterech godzin... Pewnie wyglądam okropnie... — jęknął, sunąc dłońmi po swojej twarzy.
Prawda była taka, że był cholernie zmęczony. Wykończony wręcz. Ostatniej nocy przed wylotem niemal nie zmrużył oka. Cały czas myślał o nim. Wyobrażał sobie ich spotkanie na milion różnych sposobów i im bliżej do tej wyczekanej chwili, tym bardziej za nim tęsknił. Tak bardzo pragnął znowu go zobaczyć. Te piękne oczy w kolorze gorącej czekolady. Zastanawiał się, czy gdy go zobaczy, jego oczy zapłoną milionem gwiazd tak jak wtedy, gdy byli razem. Wyobrażał sobie, co będzie czuł, gdy w końcu będzie mógł wziąć go w swoje ramiona, zbadać opuszkami palców jego skórę, teraz podobnie jak jego ozdobioną czarnymi tatuażami. Był ciekawy czy jego wargi smakują tak samo jak wtedy, gdy całował je ostatni raz. A może przez te dwa lata coś się zmieniło?
— Cholernie za nim tęsknię... — wyznał nagle. — Każdego dnia tęskniłem za nim bardziej i każdego dnia kochałem go mocniej niż dzień wcześniej...
— Jutro, Tae — potwierdził Min, tym razem kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. — Jutro go odzyskasz...
***
— Odzyskam go — szepnął tatuażysta, stając pod nieco odrapanym, ale jakże znajomym budynkiem.
Czuł się nieco dziwnie, będąc tu po dwóch latach nieobecności. Gdy jego matka powiedziała mu, że udało jej się sprzedać to mieszkanie, czuł dziwny smutek zmieszany z nostalgią. To nie były jedynie cztery ściany, które dawały mu schronienie po rozstaniu z Jiwon. To było coś więcej. To tam po raz pierwszy widział, jak Jeongguk maluje. To tam, w tej małej pracowni, zrodziło się między nimi coś niepowtarzalnego. To tam zdał sobie sprawę z tego, że go kocha i że chciałby spędzić z nim resztę swojego życia...
Gdy wczoraj Jimin wyjawił mu, że to on kupił to mieszkanie na prośbę Jeongguka, nie mógł w to uwierzyć. Najwyraźniej były CEO był przekonany, że jego matka nie będzie chciała wziąć od niego pieniędzy, poprosił więc przyjaciela, by to on kupił od niej mieszkanie Tae. Mimo że ponad rok spędził za granicą, wciąż nie zdecydował się go sprzedać czy chociażby wynająć. Taehyung nie mógł przestać zastanawiać się, co nim kierowało. Czy dla niego to miejsce to też było coś więcej niż zwykłe schronienie? Czy miał nadzieję, że kiedyś do niego wróci i znowu będą szczęśliwi? Czy siadał w jego pracowni i myślał o nim?
Zaciągnął się ostatni raz swoim papierosem i zgasił niedopałek, po czym wciągnął powietrze do płuc i ruszył przed siebie, by po chwili wsunąć się do wnętrza budynku. Schody pokonał tak szybko, że gdy dotarł na czwarte piętro, musiał wykonać kilka głębszych wdechów, by wyrównać oddech. Gdy w końcu jego oddech się uspokoił, uniósł prawą dłoń i szybko przeczesał palcami swoje ciemne loki, które i tak ponownie opadły na onyksowe tęczówki. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie powinien był jakoś lepiej się ubrać albo wybrać do fryzjera, ale wiedział, że jego ubiór będzie z pewnością ostatnią rzeczą, na którą Jeongguk zwróci uwagę.
W sumie w jego wyglądzie niewiele się zmieniło przez ten czas rozłąki. Zapewne schudł kilka kilogramów, ale zawdzięczał to stresowi i ćwiczeniom, które wykonywał z nudów, gdy nie wiedział, co ze sobą zrobić podczas kolejnej bezsennej nocy. Dzięki temu jego ciało nabrało więcej tkanki mięśniowej, ramiona stały się jeszcze szersze. Wciąż mieścił się w te same ubrania, chociaż teraz wszystko wyglądało na nim znacznie lepiej. Mógł nawet pochwalić się trochę mocniej zarysowanymi mięśniami brzucha, a jego uda i pośladki zrobiły się bardziej wyrzeźbione.
Oprócz czerwonych włosów nie zrezygnował ze swojego charakterystycznego stylu. Wciąż nosił jedynie czarne ubrania. Skórzana kurtka była jego najlepszym przyjacielem, a przy czarnych, podartych na kolanach jeansach doczepione były łańcuchy, które oplatały jego wąskie biodra. Żeby wyglądać nieco bardziej elegancko, na stopy założył czarne, skórzane botki w stylu kowbojskim, które kupił w Mediolanie. Dzięki niewielkiemu obcasowi był teraz wyższy o kilka dodatkowych centymetrów, przez co jego nogi wyglądały na niesamowicie długie, uwydatniając przy tym krągłe pośladki. Czarna koszulka z mocno wyciętym dekoltem eksponowała w pełnej okazałości czerwony lotos wyłaniający się z pięknej mandali.
Zacisnął nieco mocniej dłoń na bukiecie, który kupił po drodze. Był to niemal taki sam bukiet, jak ten, który kupił dla Jeongguka tamtego wieczoru dwa lata temu — fioletowe azalie. Nie wiedział, czy to dobry pomysł, ale nie chciał przychodzić z pustymi rękami do mężczyzny, który w jego oczach zasługiwał na cały świat. I dałby mu go, gdyby to tylko zależało od niego...
Wiedział, że nie ma teraz zbyt wiele do zaoferowania. Być może nawet posiadał mniej, niż wtedy, gdy się poznali. Wczoraj przyleciał do Korei, spakowawszy dwa lata spędzone w Mediolanie do jednej niewielkiej torby podróżnej. Jae zostawił u swojej mamy na czas, dopóki nie ogarnie dla nich nowego startu w Seulu, a sam nocował w mieszkaniu przyjaciela. Jedyne ubrania, jakie posiadał to te, które udało mu się zapakować do walizki, chociaż Seojoon obiecał wysłać do niego paczkę z resztą rzeczy, których nie był w stanie zabrać w podróż. Jego życie było jednym wielkim chaosem. Nie miał pracy, własnego mieszkania, ani samochodu. Musiał znaleźć przedszkole dla synka i mieszkanie, na które będzie go stać, zważywszy na to, że niemal wszystkie swoje dotychczasowe oszczędności miał zamiar wpakować w to, by w końcu móc pracować na swoim. Nie wiedział jednak, czy będzie to w stanie zrobić. Podsumowując krótko, oprócz tego taniego bukietu, który kupił u starszej kobiety kilka przecznic dalej, nie miał nic.
Jedyne, co mógł mu teraz zaoferować, to swoją miłość i cholernie się bał, że to nie wystarczy...
Żeby dodać sobie odwagi, uniósł dłoń i przesunął opuszkiem palca po wytatuowanej na jego małym palcu czerwonej nitce.
Byli sobie przeznaczeni, prawda?
Cały czas w to wierzył. On i Gguk... To było coś więcej...
To musiało być coś więcej...
Wstrzymał oddech i uniósł głowę, kierując wzrok na drzwi, pod którymi stał już od kilku minut. Zacisnął palce na bukiecie i, schowawszy go za plecy, odważył się, by w końcu zapukać do drzwi. Gdy czekał, aż te w końcu się otworzą, wydawało mu się, że jego serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Nie mógł się doczekać, by w końcu znowu go zobaczyć, ale czuł też dziwny niepokój. Wydawało mu się, że czeka już przez długie godziny, ale wciąż nikt nie otwierał. Gdy ponownie wyciągnął dłoń, by zapukać jeszcze raz, jego dłoń zaczęła drżeć. Zapukał więc i szybko cofnął rękę, by Jeongguk przypadkiem nie zobaczył, jak cholernie zdenerwowany jest. Chociaż był przekonany, że zapewne chłopak i tak będzie czytać w nim jak w otwartej księdze. Już myślał, że nikogo nie ma w domu i zaczął odwracać się na pięcie, gdy nagle usłyszał, że drzwi się otworzyły.
Z mocno bijącym sercem odwrócił się więc, ale ku jego zdziwieniu w progu nie pojawił się były CEO. W pierwszym momencie pomyślał, że może w nerwach pomylił piętra albo mieszkania, ale gdy przyjrzał się młodemu mężczyźnie, zdał sobie sprawę, że widział go już wcześniej...
Rok temu w Mediolanie. U boku Jeongguka.
Przełknął z trudem i uważnie zmierzył go wzrokiem. Mężczyzna był młody, ale zapewne kilka lat starszy od niego. Wyższy o kilka centymetrów i cholernie przystojny. Jego dłuższe, włosy w kolorze kakao zaczesane były delikatnie do tyłu, chociaż grzywka opadała na lewe oko. Ciemnowłosy miał na sobie granatową koszulę, rozpiętą z kilku górnych guzików, która podkreślała szerokie ramiona. On również mu się przyglądał przez chwilę, zapewne zastanawiając się, co tutaj robi ktoś taki, jak on. Taehyung rozchylił wargi, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, nieznajomy odezwał się jako pierwszy.
— Mogę w czymś panu pomóc? — zapytał.
Jego głos był delikatny, dziwnie kojący, jakby tym właśnie się zajmował zawodowo — czarowaniem innych. Taehyung przestąpił z nogi na nogę, czując się jak idiota. Nie spodziewał się, że Jeongguk może mieć gości. Nie chciał z nim rozmawiać przy świadkach. Nie wiedział, kim był ten mężczyzna. Może to jego menadżer? Teraz przecież wszyscy artyści mieli swoich menadżerów, czyż nie?
— Przepraszam, myślałem... — zaczął niepewnie, czując nieprzyjemną suchość w ustach. — Myślałem, że tu mieszka Gguk... — wydusił. — To znaczy pan Jeon Jeongguk — poprawił się szybko. — C-chyba pomyliłem mieszkania... — dodał szybko, po czym odwrócił się na pięcie, by jak najszybciej się oddalić i wydostać z tej niezręcznej sytuacji.
— Nie, proszę zaczekać! — zawołał za nim mężczyzna. — Dobrze pan trafił — wyjaśnił. — Mój narzeczony właśnie bierze prysznic, ale mogę mu coś przekazać — zaproponował.
Taehyung zamrugał szybko, nie wierząc w słowa, które właśnie stoczyły się z ust tego ciemnowłosego mężczyzny, który stał teraz w progu mieszkania, które kiedyś należało do niego i patrzył na niego z pięknym uśmiechem na ustach.
Narzeczony... — to była jedyna rzecz, jaką teraz słyszał.
— Nie. Nie trzeba... — wydusił, z trudem przeciskając słowa przez zamykające się gardło. — Ja po prostu... — zaczął tłumaczyć, starając się znaleźć jakieś wytłumaczenie swojej obecności.
Co miał mu powiedzieć?
Jestem byłym partnerem twojego narzeczonego. Nie widzieliśmy się od dwóch lat, ale ja wciąż go kocham i chciałem sprawdzić, czy on też mnie kocha?
— Kwiaty — rzucił nagle, wyciągając bukiet zza swoich pleców. — Przyjechałem dostarczyć dla niego kwiaty — skłamał. — Proszono mnie, żeby wręczyć je osobiście, ale... skoro pan Jeongguk bierze prysznic, nie będę go niepokoić... Proszę — to mówiąc, wyciągnął bukiet w stronę mężczyzny. Starszy uśmiechnął się i wziął od niego wiązankę, po czym spojrzał mu prosto w oczy.
— Co powinienem mu powiedzieć? — zapytał. — Od kogo są te kwiaty?
— Nie wiem — skłamał szybko. — To anonimowa wysyłka — dodał, czując dziwny ucisk w sercu. — Po prostu proszę mu życzyć powodzenia na dzisiejszej wystawie... — poprosił, po czym odwrócił się na pięcie i zaczął szybko zbiegać po schodach.
Yugyeom odprowadził go wzrokiem, dopóki ciemnowłosy nie zniknął mu z oczu, ale nawet gdy został już sam, jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się przed siebie, pogrążony w zamyśleniu. Dopiero gdy usłyszał zamykanie drzwi od łazienki dobiegającego z wnętrza, wsunął się ponownie do mieszkania i zamknął za sobą drzwi.
— Ktoś pukał? — zapytał nagle głos za nim, a gdy się odwrócił, jego oczom ukazał się Jeongguk.
Młody artysta stał w progu salonu, oparty nonszalancko o framugę drzwi. Jego klatka piersiowa była naga, wciąż lekko wilgotna po prysznicu, który chłopak wziął chwilę temu. Podobnie jak długie, ciemne włosy. Teraz lekko skręcone, ociekające wodą. Silne, wytatuowane ręce przytrzymywały ręcznik, który przewieszony był przez szyję. Dolna część jego ciała okryta była jedynie białym ręcznikiem, który oplatał wąskie biodra i silne uda.
Nie mogąc się powstrzymać, Yugyeom przesunął po jego sylwetce swoim głodnym wzrokiem, nieco dłużej zawieszając spojrzenie na idealnie wyrzeźbionym brzuchu młodszego mężczyzny, znikającym pod białym materiałem. Widział go w takim wydaniu już nie pierwszy raz, ale za każdym razem, gdy widział go roznegliżowanego, wydawało mu się, że chłopak wygląda jeszcze lepiej, niż to zapamiętał. Dopiero po chwili, ponownie spojrzał na jego twarz.
— Tak. To... kurier — wyjaśnił, po czym wyciągnął przed siebie bukiet kwiatów.
— Kwiaty? — zapytał młodszy, jakby nie dowierzał temu, co widzi.
Yugyeom zbliżył się w jego stronę, pokonując dzielący ich dystans w kilku długich krokach, a młody artysta cały czas wpatrywał się w jego twarz.
— To dla ciebie — oznajmił, podając mu bukiet.
— Dla mnie? — powtórzył Jeongguk, biorąc od niego bukiet. — Gyeomie... Nie musiałeś...
— To twój wyjątkowy wieczór. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze — to mówiąc, musnął opuszkami palców policzek bruneta, z czułością wpatrując się prosto w jego oczy.
Jeongguk jeszcze przez krótką chwilę wpatrywał się w starszego mężczyznę, dopiero po chwili przeniósł wzrok na bukiet, by mu się przyjrzeć i powąchać kwiaty. Gdy jednak zobaczył, co trzyma w dłoniach, zamarł niemal w pół kroku. To był bukiet fioletowych azalii, niemal identyczny jak ten, który znalazł w dniu, kiedy Taehyung zniknął. Mimowolnie jego serce przyspieszyło i zaczęło obijać się chaotycznie w jego piersi. Uniósł głowę i odszukał spojrzenie Yugyeoma.
— Kto przyniósł te kwiaty? — zapytał szybko.
Nie potrafił tego wytłumaczyć. Wiedział, że to zapewne jedynie zbieg okoliczności, ale nie mógł powstrzymać jakiejś dziwnej myśli, która zrodziła się z tyłu jego głowy.
— Nie wiem. Jakiś kurier — wyjaśnił starszy.
— Ty je wybrałeś?
— Jasne, że ja — skłamał. — Nie podobają ci się?
— Nie. Oczywiście, że mi się podobają. Są naprawdę piękne — odpowiedział. — Po prostu... Nie spodziewałem się. Dziękuję — dodał, nie mówiąc prawdy.
Nie chciał, żeby Yugyeom pomyślał, że znowu zaczyna świrować. Wiedział, że mężczyzna się o niego martwi. Wymusił więc uśmiech i ruszył w kierunku kuchni, by wstawić bukiet do wazonu. Chwycił wazon z szafki i szybko napełnił go wodą, po czym wsadził do niego bukiet. Po chwili ponownie się odwrócił i ruszył z kwiatami w dłoniach w stronę sypialni. Wszedł do środka i postawił bukiet na szafce naprzeciwko łóżka. Przez chwilę układał kwiaty, po czym zrobił krok w tył i jeszcze raz na nie spojrzał.
Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale czuł, że to był bukiet, który mogła wybrać dla niego jedynie jedna osoba...
— M-mówiłem ci kiedyś, co to znaczy Borahae? — spytał cicho, wciąż wpatrując się w fioletowe pąki.
— Bora... co? Nie. Chyba nie... — odpowiedział niepewnie starszy. — A to coś ważnego?
— Nie — skłamał Jeongguk. — To nic ważnego — dodał, uśmiechając się do niego wymuszonym uśmiechem. — Chyba lepiej zacznę się szykować, bo zaraz przeze mnie spóźnimy się na moją wystawę — powiedział po chwili, w końcu przerywając ciszę.
Ruszył szybko w stronę szafki, gdzie trzymał bieliznę. Nie przejmując się tym, że Yugyeom na niego patrzy, ściągnął biały ręcznik, który dotąd zakrywał jego nagie lędźwie i odrzucił go na łóżko. Sięgnął czystą bieliznę i szybko wsunął na siebie parę świeżych bokserek, by po chwili wciągnąć na siebie czarne, obcisłe jeansy. Odkąd odszedł z TJE większość jego eleganckich ubrań poszła w odstawkę, chociaż wciąż lubił zakładać koszule. Zwykle jednak zostawiał odpiętych kilka górnych guzików, a rękawy podwijał do łokci. W ten sposób widać było tatuaże, które wspinały się po jego przedramionach, kończąc niemal na barkach, ale nie przejmował się tym. Wręcz przeciwnie. Był z nich cholernie dumny. Sam je zaprojektował, a dzięki wykonaniu Yoongiego, tatuaże były niesamowite.
Podszedł do szafy i sięgnął jedną z białych koszul, by po chwili przerzucić ją przez nagie ramiona. Gdy zapinał pierwsze guziki, jego wzrok mimowolnie podążył w kierunku obrazu, który namalował rok temu, ale którego nigdy nie zdecydował się wystawić. To była pierwsza rzecz, jaką stworzył po powrocie do Paryża po tych wydarzeniach z Mediolanu. Obraz przedstawiał Taehyunga, ale tym razem tatuażysta wyglądał nieco inaczej, niż na poprzednich jego pracach. Rysował węglem, ale jego włosy były ciemniejsze, niż zazwyczaj je przedstawiał, starając się oddać czerwony odcień. Te były niemal czarne, dłuższe tak jak u mężczyzny, którego ścigał tamtej nocy. Tatuażysta miał na sobie skórzaną kurtkę, którą tak uwielbiał, ale jego klatka piersiowa była naga. Można było więc podziwiać jego smukłą szyję ozdobioną czerwonym kwiatem lotosu i tę niesamowitą mandalę, która znajdowała się poniżej, pokrywając górną część jego dekoltu. Obraz kończył się zaraz poniżej linii jego przekłutych sutków. Mężczyzna trzymał w ustach żarzącego się papierosa, patrząc w ten seksowny, wyzywający sposób wprost na niego, jakby chciał go w ten sposób sprowokować, by do niego podszedł i złączył ich usta w czułym pocałunku.
Jeongguk wpatrywał się w te hipnotyzujące oczy spoglądające na niego z płótna, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że przestał zapinać guziki białej koszuli. Nie wiedział nawet, jak długo stał bez ruchu, po prostu wpatrując się w twarz mężczyzny, którego nie widział od dwóch lat. Czasem naprawdę wydawało mu się, że to wszystko, to był jedynie wytwór jego wyobraźni...
Bo czy ktoś taki, jak Taehyung mógł istnieć naprawdę?
— Gguk — zawołał nagle głos za jego plecami, w końcu wyrywając go z tego dziwnego transu.
Młody artysta, zawstydzony swoim zachowaniem, zapiął szybko kolejne guziki koszuli i wsunął ją do wnętrza czarnych jeansów. Gdy zapinał czarny, skórzany pasek wokół swojej wąskiej talii, odwrócił się ponownie w stronę Yugyeoma, mimo to nie podniósł na niego wzroku, jakby obawiał się, że zobaczy w jego spojrzeniu rozczarowanie. Wiedział, że mężczyzna darzy go silnym i szczerym uczuciem już od dłuższego czasu. Pozostawanie w cieniu byłego partnera, nie było dla niego czymś łatwym, a on nie chciał go ranić.
— Gguk — powtórzył jednak mężczyzna, zmuszając go, by w końcu na niego spojrzał.
Yugyeom stał na wprost niego. Tak cholernie przystojny. Miał na sobie granatową koszulę, która eksponowała dekolt i podkreślała silne ramiona. Ciemna grzywka zasłaniała jego lewe oko i przez chwilę Jeongguk miał ochotę wyciągnąć dłoń i odgarnąć ją delikatnie, ale powstrzymał się.
— Daj mi jeszcze dziesięć minut — rzucił szybko, sięgając z szafki kilka skórzanych bransoletek, by szybko opleść nimi swój prawy nadgarstek.
Na lewy nigdy nic nie zakładał. To było miejsce tylko dla jednej rzeczy — czerwonej nitki, którą kiedyś podarował Tae.
Odkąd Yoongi dał mu ją w swoim studio po zniknięciu Taehyunga, nie rozstawał się z nią. W sumie nie wiedział dokładnie, dlaczego ją zachował. Nie raz zastanawiał się, że może powinien ją zdjąć. Zapomnieć o nim i ruszyć do przodu.
Ale coś nie pozwalało mu tego zrobić...
— Nie o to mi chodzi — odpowiedział Yugyeom. — Gguk, proszę, spójrz na mnie — poprosił starszy. Jeongguk od razu wyłapał, że jego głos brzmiał jakoś inaczej, chociaż nie potrafił wytłumaczyć dlaczego. Mimo to od razu przeniósł na niego swój wzrok, unosząc pytająco prawą brew. — Miałem zamiar zrobić to nieco inaczej... — zaczął niepewnie ciemnowłosy. — Myślałem, że może po udanej wystawie pozwolisz mi się zabrać na jakąś romantyczną kolację, ale... Nie chcę już dłużej czekać... — wyjaśnił, chociaż wyglądało na to, że im dłużej mówi, tym młodszy mężczyzna czuł się bardziej zagubiony.
— Co się dzieje? — zapytał więc wyraźnie zdezorientowany.
I gdy tylko te słowa stoczyły się z jego ust, Yugyeom wsunął dłoń do kieszeni spodni i wyjął z nich małe, ozdobne pudełeczko w kształcie serca. Jeongguk spojrzał na jego dłoni i zwilżył nerwowo swoje wargi. Jego serce mimowolnie przyspieszyło. Rozchylił wargi, by coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle, patrzył więc w szoku, jak starszy mężczyzna powoli klęka przed nim na jedno kolano...
— Yu... Yugyeom... — wydusił z trudem, po czym zaśmiał się nieco nerwowo. — Co... Co ty robisz? — zapytał, chociaż to było więcej niż oczywiste.
Mężczyzna opadł przed nim na jedno kolano i powoli uniósł wieko pudełeczka, pokazując piękny pierścionek, który z pewnością miał być przeznaczony dla niego, po czym spojrzał mu prosto w oczy i uśmiechnął się do niego tym pięknym, szczerym uśmiechem.
— Gdy zobaczyłem cię pierwszy raz stojącego pod moim gabinetem w Paryżu, wiedziałem, że gdy tylko przekroczysz jego próg, moje życie zmieni się nieodwracalnie. I miałem rację. Poznałem niesamowicie intrygującego pacjenta, któremu chciałem pomóc. Potem okazało się, że poznałem też wspaniałego przyjaciela, na którym zawsze mogę polegać i który sprawia, że moje życie w końcu zyskało tysiące barw. A potem... Potem okazało się, że poznałem wyjątkowego mężczyznę, u którego boku chcę się zestarzeć... I... Zanim coś powiesz... Wiem, że on wciąż jest gdzieś z tyłu twojej głowy, ale jeśli tylko mi pozwolisz... Obiecuję, że sprawię, że będziesz najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Kocham cię od ponad roku i zrobię wszystko, żeby któregoś dnia zasłużyć na twoją miłość...
— Gyeomie... — szepnął Jeongguk, wpatrując się wprost w to szczere spojrzenie mężczyzny, który przez niemal dwa lata był przy nim, gdy nie było nikogo innego. Serce w jego piersi waliło tak mocno, że wydawało mu się, że zaraz z niej wyskoczy.
— Jeonie Jeongguku, czy wyjdziesz za mnie?
***
Tatuażysta ponownie włożył łyżeczkę do wysokiego, ozdobnego naczynia, w którym podano mu deser i nabrał kolejną porcję kremu, by po chwili wyciągnąć dłoń w kierunku mężczyzny, siedzącego naprzeciw niego. Jimin roześmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu beztrosko, po czym jednak rozchylił wargi i pozwolił, by jego narzeczony wsunął łyżeczkę słodkiego kremu do jego ust.
— Jeśli będę się tak objadać deserami, nie zmieszczę się w garnitur, który sobie upatrzyłem na nasz ślub — skarcił go Park, zbierając kciukiem resztki kremu ze swoich pełnych warg. Yoongi pochylił się mocniej i skradł z jego warg szybkiego całusa.
— To dobrze. Bez ubrań wyglądasz jeszcze lepiej — droczył się, po czym sam nabrał na łyżeczkę pokaźną ilość deseru i szybko wsunął ją do swoich ust. — Mmmm! Jakie to pyszne! — mruknął, na kilka chwil zamykając oczy.
— Wątpię, żeby goście byli tak samo zadowoleni, jak ty, gdy wyskoczę z gołymi pośladkami — zażartował Park, opadając teatralnie na oparcie krzesełka.
— Po prostu się nie znają — ocenił szybko tatuażysta. — Masz świetne pośladki — skomplementował, wsuwając do ust kolejną łyżkę.
— Hmmm, takie komplementy od mojego przyszłego męża? — spytał Jimin i znowu się roześmiał. — Mów mi tak dalej, to może mnie przekonasz, żeby jednak darować sobie ten garnitur! — dodał, śmiejąc się głośno. Gdy jednak jego śmiech zamarł, rozchylił wargi, by o coś spytać, gdy nagle usłyszał za plecami znajomy głos.
— Czemu mi nie powiedziałeś? — zapytał Taehyung, szybkim gestem odsuwając wolne krzesełko przy ich stoliku i opadając na nie z impetem. — Dlaczego to przede mną zataiłeś?! — powtórzył. Jego głos był wyraźnie uniesiony, jakby targały nim silne emocje.
— Co? Co miałem ci powiedzieć? — odparł Jimin, ściągając swoje idealne brwi razem, wyraźnie nie rozumiejąc, skąd wziął się taki niespodziewany atak. Odruchowo rozejrzał się dookoła, spodziewając się, że tatuażysta przyjdzie do nich z Jeonggukiem. — Gdzie Gguk? — zapytał, nie mogąc nigdzie znaleźć przyjaciela.
Tatuażysta zaśmiał się pod nosem, jakby właśnie powiedział coś niesamowicie śmiesznego, ale jego śmiech był dziwnie nienaturalny.
— Myślisz, że to zabawne, Park?! — warknął. — Myślisz, że jest mi teraz do śmiechu? To cię oświecę... Nie jest mi, kurwa, do śmiechu. Wręcz przeciwnie. Chce mi się wyć!
— Tae... Ja nie mam pojęcia, o czym ty mówisz... — wydusił Jimin, wyraźnie onieśmielony tym nagłym atakiem tatuażysty. Chyba nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie. Szukając pomocy, odruchowo przeniósł wzrok na swojego narzeczonego.
— Tae, uspokój się — rzucił twardo Yoongi, zanim Jimin zdążył poprosić go o interwencję. — Co się stało? Myślałem, że miałeś zamiar iść dzisiaj porozmawiać z Jeonggukiem... — dodał spokojnym głosem, a napięte do granic możliwości mięśnie Kima nieco się rozluźniły.
Ciemnowłosy tatuażysta milczał przez chwilę, wpatrując się w czerwoną nić, którą wytatuował na swoim palcu. Do tej pory tak mocno wierzył, że znowu będą razem. Teraz nawet nie wiedział, co powinien czuć...
Jeongguk ruszył naprzód.
Zapomniał o nim...
Czuł, że jest na granicy płaczu, zagryzł więc mocno swoją dolną wargę, wbijając w nią zęby, dopóki nie poczuł w ustach smaku własnej krwi. Miał chęć w końcu odpuścić. Przestać udawać, że nic go nie rusza i że jest odporny na wszystko, co go spotyka. Tak długo był silny. Być może zbyt długo...
— Tae, ty nie krzyczysz... Co się stało? — powtórzył Yoongi, niemal odruchowo zniżając głos do tej ciepłej, opiekuńczej barwy, której używał, ilekroć Taehyung pokłócił się z Jiwon podczas rozpadu ich związku.
Yoongi spojrzał ukradkiem na Jimina, a gdy narzeczony zachęcił go skinieniem głowy, by kontynuował, wyciągnął dłoń i położył ją na ramieniu tatuażysty. Dopiero wtedy Taehyung uniósł na nich swój wzrok i gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, coś ścisnęło go w piersi.
— Czemu nie powiedzieliście mi, że on kogoś ma? — wydusił w końcu, z trudem przeciskając słowa przez gardło ściśnięte do granic możliwości.
— Jeongguk... — zaczął Jimin, ale Taehyung nie pozwolił mu dokończyć.
— Narzeczonego — rzucił, przerywając mu. Gdy wypowiadał to słowo, skrzywił się mimowolnie, jakby odczuwał fizyczny ból. — Jeongguk ma narzeczonego — powtórzył.
— O czym ty mówisz, Tae? — zapytał Park, prychając z niedowierzaniem. — Gguk nie ma narzeczonego... To on ci tak powiedział? — dopytywał, nie mając pojęcia, skąd tatuażysta wyciągnął takie wnioski. — Byłeś u niego? Rozmawiałeś z nim?
— Tak. Nie... To znaczy, tak — mówił chaotycznie Kim, nie mogąc pozbierać myśli z tego emocjonalnego chaosu. — Byłem u niego. Kupiłem kwiaty i... Chciałem powiedzieć mu, że wciąż go kocham. Że wróciłem dla niego... Chciałem opowiedzieć mu prawdę o tym, co się wydarzyło dwa lata temu i czemu musiałem zniknąć...
— Rozmawiałeś z nim?
— Nie — odpowiedział, zwracając spojrzenie na Jimina. — Kiedy tam dotarłem, otworzył mi jakiś młody mężczyzna. W pierwszej chwili pomyślałem, że może z nerwów pomyliłem piętra, ale zdałem sobie sprawę z tego, że już go wcześniej widziałem... Rok temu. Był na wystawie Gguka w Mediolanie. Z nim... — wyjaśnił, po czym zamilkł, jakby nie był w stanie dalej mówić.
— Jak on wygląda? — spytał Jimin, ściągając razem swoje brwi, jakby w myślach starał się coś uporządkować.
— Jest przystojny — wypalił szybko Kim.
— Potrzebuję trochę więcej szczegółów, Tae...
— Nie wiem. Jest wysoki. Wyższy ode mnie. Szczupły. Ma ciemne, dosyć długie włosy i grzywkę, która opada mu na oczy. Wyglądał na trochę starszego i chodzi w eleganckich ciuchach. Nie wiem, co jeszcze mogę ci powiedzieć...
— N-nie trzeba. To pewnie Yugyeom — mruknął Jimin, a Taehyung ponownie przeniósł na niego wzrok.
— Więc go znasz? — zapytał odruchowo, chociaż wiedział, że wcale nie powinno go to dziwić. On i Jeongguk wciąż się przyjaźnili. Jak Jimin mógłby nie wiedzieć, kim jest jego narzeczony?
— Yugyeom... — zaczął niepewnie blondyn, po czym zamilkł i przesunął dłonią po swoich utlenionych włosach, jakby starał się zebrać myśli i prawidłowo wyważyć słowa. — On i Jeongguk poznali się w Paryżu. Krótko po twoim zniknięciu Gguk wyjechał do Francji. Nie wiem, dlaczego akurat tam. Może potrzebował się stąd wyrwać po tym, co się stało z tobą, TJE, jego ojcem... Myślę, że to było za dużo. Z tego co mi powiedział, to spotkał tam chłopaka, którego kiedyś poznał przypadkiem, gdy był w Paryżu z Lisą i zaprzyjaźnili się. To on polecił mu Yugyeoma... — opowiedział młody biznesmen.
— Polecił mu? — powtórzył Kim, zdziwiony dziwnym doborem słów Jimina.
— On jest psychiatrą — wyznał Park. — Z tego co wiem Jeongguk się u niego leczył. Dzięki niemu udało mu się prawie całkowicie wyleczyć z ataków, a potem się zaprzyjaźnili. Wiem, że to on podróżował z Ggukiem po Europie, gdy wystawiał swoje prace, a kilka miesięcy temu, przyjechał do Seulu. To tutaj się urodził, a potem wyjechał do Paryża i większość swojego życia spędził we Francji. Teraz wrócił do Korei.
— Przyjechał tu za nim, prawda? — zapytał tatuażysta, chociaż nie potrzebował odpowiedzi.
Jasne, że przyjechał tu za nim...
Jeśli spędził z nim trochę czasu, niemożliwe było, żeby się w nim nie zakochał...
— Od dawna są razem? — wydusił z trudem.
— Nie wiem — przyznał Park. — Jeongguk niewiele mówił. Gdy był w Europie, ciężko było nam utrzymywać stały kontakt... Poza tym... On zawsze był dosyć skryty, jeśli chodzi o swoje życie uczuciowe. Wspomniał coś kiedyś przy okazji... Wiem, że kilka razy doszło między nimi do zbliżenia, ale myślałem, że to raczej... No wiesz. Friends with benefits. Przysięgam, że Jeongguk nigdy nic nie mówił o żadnych zaręczynach... Jestem pewny, że on wciąż cię kocha...
— Być może wciąż ma do mnie sentyment, jaki się ma do swojej pierwszej miłości... Ale najwyraźniej... Najwyraźniej się spóźniłem... — powiedział Taehyung, czując bolesny ciężar tych słów.
— Nie mów tak. Jestem pewny, ze gdy z nim porozmawiasz...
— Nie, Jimin! — przerwał mu Taehyung, a kiedy blondyn spojrzał na niego zaskoczony z niedokończonym zdaniem wciąż leżącym miękko na jego języku, dodał szybko: — Nie mogę zjawić się po dwóch latach nieobecności i znowu namieszać w jego życiu... — wyjaśnił z wyraźnym bólem w głosie. — Jeongguk wiele przeze mnie wycierpiał. Nie mogę mu znowu tego zrobić... Zniszczyć wszystkiego, kiedy w końcu znalazł coś dobrego w swoim życiu... Kiedy w końcu jest szczęśliwy...
— Tae, on musi wiedzieć, co się wtedy wydarzyło — zaprotestował młody biznesmen.
— Powiedz mi jedną rzecz... Ten... Yugyeom. Czy on jest dla niego dobry? — zapytał ciemnowłosy.
— Tae... Jeongguk nie ma pojęcia, dlaczego zniknąłeś. Gdyby znał prawdę, nie związałby się z nikim innym. Nawet jeśli... — tłumaczył szybko Jimin, niemal zrywając się ze swojego miejsca. Odruchowo złapał za przedramię tatuażysty, zaciskając palce na jego skórzanej kurtce.
— Jimin, muszę to wiedzieć — odparł Kim, unikając patrzenia na młodego biznesmena, jakby obawiał się, że gdy to zrobi, nie starczy mu silnej woli, by to zrobić.
By pozwolić mu odejść...
— Yugyeom to naprawdę świetny facet — przyznał Jimin niechętnie. — Jest dobrym człowiekiem i chyba... Chyba naprawdę kocha Jeongguka.
Taehyung milczał przez chwilę, która zdawała się trwać wieki. Ponownie jedynie wpatrując się w ten głupi tatuaż, który miał przypominać mu, o co walczy...
— Więc... Chyba... — zaczął cicho. — Chyba czas pozwolić mu odejść... — wydusił, czując, że te słowa kaleczą jego gardło jak nóż. Coś ściskało jego klatkę piersiową i wydawało mu się, że zaraz się udusi. — Być może się pomyliłem i to wcale nie ja miałem stać na końcu tej nitki...
Gdy te słowa odbiły się bolesnym echem od ścian kawiarni, Taehyung zerwał się ze swojego miejsca i wciąż nie mając odwagi unieść wzroku na przyjaciół, dodał szybko:
— Przepraszam... Muszę... Muszę stąd wyjść.
— Tae, nie możesz tego zrobić — rzucił szybko Jimin, chwytając za jego rękaw, jakby chciał go powstrzymać przed wyjściem. Gdy to zrobił, Taehyung na chwilę skrzyżował z nim swój wzrok. Jego piękne onyksowe tęczówki wypełnione były łzami.
— Muszę zostać sam — rzucił ciemnowłosy, po czym wyszarpał rękę z uścisku Jimina i skierował się w stronę wyjścia z kawiarni, niemal z niej wybiegając.
— Tae! — zawołał Jimin, zerwawszy się ze swojego miejsca, chcąc go zatrzymać, ale wiedział, że nie zdoła tego zrobić. Odwrócił szybko twarz w stronę swojego narzeczonego i złapał za jego przedramię. — Yoongi, on musi z nim porozmawiać — powiedział szybko. — Jeongguk musi poznać prawdę.
— Jimin... A co, jeśli Taehyung ma rację... Jeśli Jeongguk naprawdę chce sobie ułożyć życie z tym chłopakiem...
— On nie wie, dlaczego Tae zniknął. Gdyby wiedział, że to Lisa groziła mu, że odbierze mu syna... Gdyby wiedział, nigdy nie związałby się z kimś innym — zaprotestował Park.
— Może on naprawdę kocha tego chłopaka. Gdyby nic do niego nie czuł, nie przyjąłby jego oświadczyn... Chyba nie powinniśmy się do tego mieszać... — odpowiedział Yoongi, wciąż starając się jakoś poukładać w głowie to, czego właśnie się dowiedział.
— Może i coś do niego czuje, ale to nie to samo, co czuł do Tae. To jego naprawdę kocha. Wiem to. Widziałem to — tłumaczył Jimin. — Kocham cię tak mocno, że wydaje mi się, że bardziej nie można, ale to, co łączyło tę dwójkę... To jest coś znacznie mocniejszego, Yoongi. Jeongguk nie może wejść w związek małżeński z kimś innym, nie znając prawdy.
— Jimin... Naprawdę nie wiem.
— Ale ja wiem. Widziałem, jaki był zrozpaczony, gdy Taehyung zniknął... Widziałeś jego prace... Nie wierzę w to, że on przestał go kochać. Oni... Oni mają coś wyjątkowego... Musisz namówić Tae, żeby z nim porozmawiał.
— Słyszałeś go. On uważa, że...
— On kupił pierścionek zaręczynowy — rzucił szybko Jimin, a gdy jego partner przeniósł na niego swój wzrok, wyjaśnił: — Tej nocy, kiedy Taehyung zniknął... Jeongguk miał mu się oświadczyć. To jego naprawdę kocha i musi poznać prawdę. Jeśli Taehyung tego nie zrobi, ja mu to powiem. Zgodziłem się milczeć ze względu na Jae, ale teraz... Powiem mu prawdę. Jestem mu to winien.
— Dobrze — zgodził się Yoongi. — Dajmy mu trochę czasu. Niech Taehyung ochłonie i na spokojnie przemyśli sobie wszystko. Może jednak zmieni zdanie. On go kocha, Jimin. Jak nigdy nikogo nie kochał. Czekał na niego dwa lata i wrócił, żeby go odzyskać. A jedną z najtrudniejszych rzeczy, jaką może zrobić człowiek, to zrezygnować z miłości...
***
Młody mężczyzna uniósł papierosa do ust i zaciągnął się mocno. Wiatr rozwiewał jego ciemne kosmyki, które co jakiś czas wpadały na onyksowe tęczówki, ale nie fatygował się nawet, by próbować je odgarnąć. Jego spojrzenie utkwione było w bilecie, który kupił kilka tygodni temu w nadziei, że będzie mógł pójść na tę wystawę.
To była jego druga wystawa. Pierwsza, która miała premierę w Korei. Wiedział, jakie to dla niego ważne. Tym bardziej że zaproponowano mu wystawienie prac w jednej z największych i najważniejszych galerii w Seulu. Pamiętał, jak Jeongguk opowiadał mu, że był tam kiedyś ze swoją mamą, gdy był jeszcze małym chłopcem. Stanął na środku i rozglądał się dookoła z fascynacją, marząc o tym, by kiedyś to jego rysunki zdobiły wszystkie ściany.
Dziś wieczorem kolejne z jego marzeń się spełni, a on nie będzie u jego boku...
Tak długo wyczekiwał na powrót do Seoulu. Na powrót do niego...
Nie wiedział, jak powinien się teraz czuć. Czuł odrętwienie. Ból. Rozpacz ściskającą jego gardło. Tęsknotę. Pustkę, której nic nigdy nie zapełni. Żal. Gniew. Rozczarowanie. Czuł się tak, jakby wyczekiwał na coś ważnego, ale otworzył drzwi i za nimi nic nie ma. Czuł się tak cholernie niekompletny, wybrakowany jak popsuty przedmiot.
Wpatrywał się w papierowy bilet w swoich dłoniach tak długo, aż litery zaczęły się zlewać w jedno i nie był w stanie już rozróżnić słów. Nagle jednak do jego uszu wkradł się śmiech i odruchowo uniósł głowę, kierując spojrzenie przed siebie. Jego oczom ukazał się elegancki mężczyzna z lekko siwiejącymi włosami. Na jego widok poderwał się na równe nogi. Zaciągnął się ostatni raz papierosem i, zgasiwszy go szybko, ruszył biegiem w stronę wysokiego biurowca.
Nie wiedział właściwie, co go pchnęło do tego, by tu przyjść. Po tym jak wybiegł z kawiarni po rozmowie z Jiminem, kręcił się długo bez celu. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Gdy w końcu się zatrzymał, zorientował się, że znajduje się nieopodal rodzinnej firmy Jeonów. To w dużej mierze przez niego Jeongguk stracił kontakt ze swoim ojcem. Czuł się winny temu, że wyrządził mu taką krzywdę swoim odejściem.
Teraz Jeongguk miał prawie wszystko, o czym marzył. Był artystą. Wystawiał swoje prace w największych galeriach. Nie musiał dłużej chodzić w garniturach, otaczać się pompatycznymi, zadufanymi w sobie ludźmi. Mógł zapuścić włosy, wytatuować ciało. Mógł robić swobodnie wszystko, na co tylko miał ochotę. Być może wkrótce będzie też miał u swojego boku kogoś, kogo będzie mógł nazwać swoim mężem. Ale przez niego nie miał swojej rodziny. Swojego ojca.
Pchnięty jakąś dziwną siłą, przebiegł szybko przez ulicę, niemal wpadając pod jedno z pędzących aut. To jednak nie powstrzymało go. Musiał dogonić tego mężczyznę w eleganckim, granatowym garniturze szytym na miarę. Gdy starszy zniknął za szklanymi drzwiami biurowca, Taehyung zaklął głośno i przyśpieszył. Gdy dotarł do drzwi, niemal na nie wpadł. Przecisnął się szybko przez wahadłowe drzwi i wbiegł do środka, niemal tracąc równowagę na śliskiej powierzchni. Z jego warg wyrwało się kolejne przekleństwo, co zwróciło uwagę ochrony budynku. W ostatniej chwili udało mu się zachować równowagę, więc rozejrzał się szybko dookoła i zobaczył niemal już znikającą w windzie sylwetkę starszego mężczyzny.
— Panie Jeon! — krzyknął. — Panie Jeon, proszę zaczekać!
Na jego słowa mężczyzna zwolnił kroku i odwrócił się za siebie, a on nie zważając na ochronę, ruszył szybko w głąb budynku do miejsca, gdzie znajdowały się windy.
— Kim pan jest?! — zapytał jeden z ochroniarzy, zbliżając się w jego stronę. — Czy był pan... — urwał, gdy Taehyung wyminął go zręcznie i przeskoczył nad barierkami, by pobiec w stronę wind, gdzie znajdował się ojciec Jeongguka. — Stój! — wydarł się mężczyzna, gestykulując do pozostałych ochroniarzy, by pomogli mu go złapać. — Łapcie go!
Tatuażysta pobiegł szybko w stronę pana Jeona, który wciąż stał przy windach, z zaciekawieniem przyglądając się biegnącemu w swoją stronę mężczyźnie. Jego brwi ściągnięte były razem, jakby nie rozpoznał, kim jest. Tak naprawdę widział go tylko przez chwilę pod domem swojego syna i w dodatku jego włosy były wtedy ognistoczerwone, więc Taehyung wcale się nie dziwił, że starszy nie wie, kim jest.
— Panie Jeon — powtórzył, w końcu zatrzymując się przed eleganckim biznesmenem. Pochylił się na chwilę, by złapać i wyrównać oddech, po czym wyprostował się i spojrzał mężczyźnie prosto w oczy.
— To ty — odezwał się w końcu starszy, najwyraźniej w końcu rozpoznając, z kim ma do czynienia.
— Och! Panie Jeon! Przepraszam. Już zabieram tego mężczyznę — powiedział ze skruchą jeden z ochroniarzy, zaciskając ręce na przedramieniu Taehyunga, starając się go odciągnąć do tyłu. Tatuażysta chciał się wyszarpać, ale w jednej chwili obskoczyło go trzech mężczyzn.
— Wyprowadźcie stąd tego człowieka — polecił biznesmen i odwrócił się w stronę windy, stając do Taehyunga tyłem.
— Nie, proszę! — zaprotestował tatuażysta, starając się wydostać z żelaznego uścisku ochroniarzy. — Musi mnie pan wysłuchać! — zawołał za nim, ale mężczyzna nawet na niego nie spojrzał. — Jeśli kocha pan swojego syna, musi mnie pan wysłuchać! — dodał z wyraźną desperacją, wciąż szarpiąc się w uchwycie mężczyzn.
Dopiero słysząc te słowa, pan Jeon ponownie odwrócił się w jego stronę, kompletnie lekceważąc fakt, że winda, na którą czekał, właśnie dotarła na parter.
— Dwa lata temu porzuciłeś mojego syna bez słowa wyjaśnienia i ty masz czelność przychodzić tutaj i pouczać mnie, jak obchodzić się z moją rodziną? — zapytał mężczyzna, karcąc go wzrokiem.
— Dwa lata temu zniknąłem, bo Lisa groziła, że odbierze mi syna. Nigdy bym go nie opuścił, gdybym nie został do tego zmuszony... — wyjaśnił, odszukując surowe spojrzenie mężczyzny.
Przez chwilę zdawało mu się, że coś w spojrzeniu mężczyzny się zmieniło, ale pan Jeon wciąż milczał, stojąc dokładnie w tym samym miejscu co kilka chwil temu.
— P-proszę. Niech mi pan da pięć minut — dodał szybko, mając wrażenie, że lód w spojrzeniu starszego mężczyzny, powoli kruszeje.
Pan Jeon przestąpił z nogi na nogę, jakby sam nie wiedział, czy powinien go wysłuchać, czy oddalić się jak najszybciej. W końcu jednak skinął do ochroniarzy na znak, by go puścili.
— Puśćcie go — polecił. — I zostawcie nas samych. Gdyby sprawiał problemy, zawiadomię was — wyjaśnił.
Trójka mężczyzn zwolniła swój uściski, po czym, ukłoniwszy się starszemu, oddalili się zgodnie z jego poleceniem, zostawiając ich samych. Taehyung poprawił swoją skórzaną kurtkę i spojrzał na mężczyznę. Ojciec Jeongguka wyglądał niemal tak, jak wtedy, gdy widział go pod domem Seokjina. Tak samo elegancki i tak samo wyniosły. Mógłby jednak przysiąc, że coś w jego spojrzeniu się zmieniło. Wydawało mu się, że widzi w nim pustkę, jakby mężczyzna stracił coś cholernie ważnego.
— Czego tu szukasz? — zapytał pan Jeon.
— Kocham pana syna — wyznał bez ogródek. — Chyba zdałem sobie sprawę z tego, że go kocham, kiedy siedział ze mną na podłodze w mojej małej pracowni i razem malowaliśmy. Kochałem go w dniu, którym mnie zmuszono, żebym wyjechał i wciąż go kocham. Kiedy go poznałem... Och, cholera. Był piękny... Nigdy nie widziałem nikogo piękniejszego. Wyglądał jak anioł. Szybko jednak okazało się, że to anioł po przejściach. Poobijany. Pokaleczony. Pozbawiony skrzydeł... I było w nim coś takiego, że chciałem znowu nauczyć go latać... — to powiedziawszy, Taehyung zamilkł na chwilę, wracając wspomnieniami do tego dnia, gdy zobaczył go pierwszy raz.
Milczał przez chwilę, pozwalając temu wyznaniu opaść na elegancką posadzkę biurowca TJE. Nie lubił mówić o swoich uczuciach. Nigdy nie był w tym dobry. Jednak wiedział, że jedynie prawda może przekonać tak bystrego mężczyznę. Uniósł więc wzrok i ponownie na niego spojrzał.
— Ciężko nawet opisać słowami, co czułem, gdy Jeongguk pierwszy raz coś namalował. Gdyby pan widział ten błysk w jego oczach. On to kocha. Tak samo, jak kochała malować jego matka. On ma ogromny talent. Jednak oprócz skrywanego talentu, nosił w sobie ogromny żal i ból... Ten wypadek. On obwiniał się o śmierć matki, a co gorsze... On był przekonany, że pan też go o to obwinia. Powiedział mi kiedyś, że myśli, że pan żałuje, że to ona wtedy zginęła, a nie on. Powiedział, że pan prawie nigdy na niego nie patrzy... On myśli, że to dlatego, że uważa pan, że ten wypadek, to jego wina, ale to nie prawda. Jestem tego pewny...
Taehyung odetchnął głęboko, po czym uniósł dłoń i przesunął palcami po swoich ciemnych lokach. Ta jednak ponownie opadły miękko na jego czoło.
— Kiedy byłem z nim na Jeju... Widziałem jej zdjęcia — wyznał. — Jeongguk jest do niej niebywale podobny. Ma takie same miękkie wargi, ten sam lekko zadarty, zaokrąglony na czubku nos i te same piękne, sarnie oczy... To dlatego unika pan patrzenia na niego, prawda? Bo gdy patrzy pan na Gguka, widzi pan ją... Kobietę, którą kochał pan najmocniej na świecie... To przywołuje wspomnienia. A świadomość tego, że już jej pan nie zobaczy, jest tak bolesna, że niemal zabija. To była straszna i cholernie niesprawiedliwa tragedia, która naznaczyła waszą rodzinę, ale wypadki się zdarzają. Nie mógł pan temu zapobiec... Tak samo jak Gguk nie mógł nic zrobić, by tego uniknąć, ale teraz... Teraz traci pan syna na własne życzenie. Gguk nie zginął w tym wypadku. On żyje, a mimo to nie widział go pan od dwóch lat. Kocham go tak mocno, że gdybym tylko mógł, oddałbym wszystko, by odzyskać te dwa lata, które mi odebrano... Więc... Myślę, że jest pan kompletnym idiotą, tracąc tak cenny czas, bo jest pan zbyt dumny, by przyznać się, że dwa lata temu popełnił pan błąd, stając po stronie Lisy...
Taehyung znowu zamilkł. Wiedział, że być może nazwanie ojca ukochanego idiotą, to nie jest zbyt dobry pomysł, ale nie miał zamiaru kłamać. Wsunął dłoń do kieszeni i wyszukał w niej bilet, który chwilę temu tak uważnie studiował, siedząc na murku pod budynkiem TJE i zrobił krok w stronę mężczyzny, by po chwili wyciągnąć bilet w jego stronę. Biznesmen przeniósł wzrok na jego dłoń, by ponownie powrócić do spojrzenia jego onyksowych tęczówek.
— Jeongguk zdecydował się ruszyć naprzód, więc... Nie mam zamiaru ponownie mieszać w jego życiu. Kocham go i chcę, żeby był szczęśliwy. Nawet jeśli to oznacza, że to nie ja będę stał u jego boku, ale wiem, że on nie będzie w pełni szczęśliwy, jeśli pana tam nie będzie... — powiedział w końcu, po czym wyciągnął mocniej dłoń i podał mężczyźnie bilet. Pan Jeon wziął od niego ostrożnie przedmiot, z ciekawością sprawdzając, co to. — To bilet na dzisiejszą wystawę Jeongguka — wyjaśnił więc. — Miałem zamiar tam iść, ale... Myślę, że to pan powinien tam pójść zamiast mnie. Jeśli teraz pan tego nie zrobi, może pan go stracić już na zawsze...
***
Jimin zatrzymał się i rozejrzał dookoła, uważnie skanując twarze zebranych ludzi. Wystawa Jeongguka po raz kolejny okazała się być niebywałym sukcesem. Bilety sprzedały się w mgnieniu oka, a sala była wypełniona ludźmi, którzy z zachwytem oglądali wystawione prace młodego artysty. Park nie mógłby być z niego bardziej dumny.
Gdy w końcu jego orzechowe oczy odszukały w tłumie znajomą sylwetkę, chwycił swojego narzeczonego za rękę, splatając ich dłonie razem i zaczął kierować się w głąb sali, zwinnie pokonując dystans, który dzielił go od przyjaciela. Jeongguk stał bokiem do niego i go nie widział, ale nie mógłby go pomylić z nikim innym. Odkąd były CEO rzucił pracę w TJE jego styl powoli robił się coraz bardziej swobodny. Najpierw w odstawkę poszły krawaty, których mężczyzna już chyba w ogóle nie nosił. Potem zaczął eksperymentować z fryzurami, jakby chciał sprawdzić, która najbardziej mu pasuje. Do tego doszły tatuaże, które teraz pokrywały całe jego ręce i plecy. Ale podobało mu się to. Cieszył się, że jego przyjaciel w końcu robi to, na co wcześniej nie miał odwagi sobie pozwolić i wiedział, że to zasługa jednej osoby...
Na wspomnienie dzisiejszej rozmowy z Taehyungiem, coś ścisnęło go w piersi. Był przekonany, że to tylko kwestia czasu, zanim ta dwójka znowu będzie razem. Zawsze uważał, że miłość to bujda. Wymysł ludzi, którzy potrzebują w coś wierzyć. Ale gdy patrzył na nich... Zaczynał wierzyć, że miłość naprawdę istnieje. Nie mógł uwierzyć w to, że Jeongguk mógłby związać się z kimś innym. On i Taehyung należeli do siebie.
Gdy był już na kilka kroków od przyjaciela, brunet nagle zwrócił twarz w jego stronę, jakby wyczuł jego obecność i jego usta od razu wygięły się w piękny łuk. Doskoczył do nich w dwóch szybkich krokach i oplótł szybko swoje silne ramiona wokół przyjaciela, ściskając go mocno.
— Przyszliście! — zawołał, nie kryjąc radości wywołanej ich widokiem.
— Gguk, jakże moglibyśmy nie przyjść? Widziałem już niektóre obrazy... Gguk...
— Podobają ci się? — zapytał brunet.
— Czy mi się podobają? Gguk, jesteś kurewsko utalentowany!
— Jimin mówi prawdę. Twoje prace są niesamowite — dodał Yoongi, również go ściskając.
— Twoja opinia wiele dla mnie znaczy, Yoongs — przyznał młodszy. — Och, przepraszam, wy się chyba nie znacie... — wtrącił nagle, zwracając twarz w stronę, z której chwilę temu przybiegł i szybko wskazał dłonią do mężczyzny stojącego kilka kroków od nich, by do nich dołączył.
Nieznajomy zbliżył się do nich z promiennym uśmiechem na ustach. Yoongi przeniósł na niego wzrok i, zanim Jeongguk zdążył go przedstawić, dokładnie wiedział, na kogo patrzy — Yugyeom.
— Z Jiminem już się znacie — wyjaśnił szybko Jeongguk. — A to jest Yoongi, jego narzeczony. Yoongi, to Yugyeom — przedstawił ich szybko, wyraźnie unikając używania jakichkolwiek tytułów wobec swojego towarzysza.
Tatuażysta posłał szybkie spojrzenie w stronę swojego narzeczonego, po czym ponownie spojrzał na wysokiego mężczyznę. Wymusił uśmiech i nieco niechętnie uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń.
— Ggukie! — zawołał nagle głos, wybawiając ich z tej nieco niezręcznej sytuacji, a po chwili ich oczom ukazała się Yoo, z impetem rzucająca się w stronę młodego artysty. Jeongguk roześmiał się głośno i wziął dziewczynkę na ręce.
— Och, jaka ty jesteś ciężka! — zażartował, udając, że nie daje rady jej udźwignąć, a mała zachichotała i pocałowała jego policzek.
— Ciężka to jest ta druga, co je za dwoje — rzucił nagle głos za jego plecami, śmiejąc się głośno z własnego żartu, a gdy Jeongguk się odwrócił, dostrzegł, jak Yerim wymierza kuksańca jego bratu.
— To nie moja wina! — zaprotestowała, śmiejąc się, po czym położyła dłoń na swoim brzuchu. Jeongguk zbliżył się w jej stronę i odruchowo położył dłoń na jej dłoni. Yerim i jego brat spodziewali się aktualnie drugiego dziecka. Jego bratowa była już w ósmym miesiącu ciąży, ale mimo to wyglądała przepięknie.
— Jak się czujesz? — zapytał.
— Dobrze, Ggukie — odpowiedziała Yerim, głaszcząc delikatnie jego policzek. — Twoje prace są przepiękne. Jestem z ciebie taka dumna.
— Dziękuję. A tobie też się podobają, księżniczko? — spytał.
— Tak! Kiedy Shiwoo się urodzi, będę musiała mu wszystko opowiedzieć. Będę jego starszą siostrą! — odpowiedziała Yoo, dumnie prężąc pierś.
Jeongguk roześmiał się na jej słowa. Uwielbiał tę małą i cieszył się niezmiernie, że jego brat wkrótce będzie miał drugie dziecko. Kiedy kilka miesięcy temu Seokjin wyznał mu, że Yerim jest w ciąży, jego starszy brat był wniebowzięty. Wkrótce potem okazało się, że jego małżonka spodziewa się synka, a teraz oboje niemal odliczali dni do porodu.
— Powinieneś do nas przyjść w ten weekend — zaproponował Seokjin, kładąc dłoń na ramieniu brata. — To zapewne ostatni moment, zanim bomba wybuchnie — zażartował, a Yerim wywróciła oczami.
— Jeśli on nie przestanie z tymi żartami, rozwiodę się z nim, zanim dojdzie do tego porodu — rzuciła kobieta, kręcąc głową. — Ale Jin ma rację, powinieneś do nas przyjść. Yoo będzie szczęśliwa.
— Czy... Czy on też jest zaproszony? — zapytał Jeongguk, spoglądając na brata, a gdy zobaczył, że uśmiech Seokjina zniknął z jego ust, nie musiał czekać na odpowiedź. — Więc przyjdę do was kiedy indziej — odpowiedział więc, odgarniając kosmyk ciemnych włosów Yoo i wsuwając go za jej ucho.
— Gguk! — zawołał go nagle Yugyeom, zbliżając się w jego stronę, po czym rozejrzał się po zebranych. Jeongguk nie przedstawił go dotąd bratu i jego rodzinie. Czuł się więc nieco niezręcznie, przerywając tę rodzinną sielankę. — Przepraszam, że przeszkadzam, ale... Jakiś mężczyzna chce kupić jeden z twoich obrazów — wyjaśnił szybko.
— Oh, okay. Yoo, zaraz do ciebie wrócę — powiedział szybko, stawiając dziewczynkę na ziemi, po czym przeniósł wzrok na zebranych i uśmiechnął się do nich przepraszająco. — Przepraszam. Obowiązki wzywają — to mówiąc, ukłonił im się delikatnie.
— Ten mężczyzna stoi blisko wejścia, po prawej stronie — oznajmił Yugyeom, wskazując w odpowiednim kierunku. — Iść z tobą? — zapytał opiekuńczo, odruchowo kładąc dłoń na jego plecach, nieco powyżej linii pośladków.
— Nie trzeba. Dam sobie radę — odpowiedział szybko artysta, unosząc delikatnie kąciki warg, by dać mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku.
Gdy Yugyeom skinął, ruszył we wskazanym kierunku. Wymijał ostrożnie zebranych gości, z ciekawością oglądających eksponaty. Powoli kierował się w stronę wyjścia, gdzie miał znajdować się mężczyzna. Faktycznie, gdy był już blisko wskazanego miejsca, dostrzegł dosyć wysokiego mężczyznę, ubranego w elegancki granatowy garnitur. Już na pierwszy rzut oka mógł powiedzieć, że z pewnością był to markowy egzemplarz. Nieznajomy stał plecami do niego, ale od razu dostrzegł, że w dłoniach trzyma jeden z jego obrazów. Była to zapewne ta praca, którą miał zamiar kupić. Jeongguk z zaciekawieniem przeniósł wzrok na płótno, chcąc zobaczyć, który z jego obrazów zwrócił jego uwagę.
To, co dostrzegł, sprawiło, że poczuł coś dziwnego. Mężczyzna wybrał jeden z najważniejszych obrazów, które wystawił. Płótno przedstawiało uśmiechniętą twarz kobiety. Jak zwykle namalował ją węglem. Była piękna. Miała duże ciemne oczy, które teraz zaciśnięte były lekko, podczas gdy jej miękkie usta wygięte były w pięknym, szczerym uśmiechu. Gdyby zamknął oczy, mógłby przywołać w myślach jej melodyjny śmiech. Na jej policzkach widoczne były kolorowe smugi, przypominające kształt dziecięcych rąk. Wyglądało to tak, jakby ktoś chwycił jej twarz w swoje brudne od farby dłonie, brudząc jej gładką skórę.
— T-to jeden z moich ulubionych obrazów — wyznał, zanim zdążył ugryźć się w język.
Gdy te słowa wyrwały się z jego ust, mężczyzna odwrócił twarz i spojrzał mu prosto w oczy.
— P-przepraszam — rzucił szybko artysta, odruchowo kłaniając się mężczyźnie. — Nie wiedziałem, że... — zaczął tłumaczyć, czując, że z nerwów, cała zawartość żołądka podchodzi mu do gardła.
Nie wiedział, czego powinien się spodziewać po tym spotkaniu i dlaczego mężczyzna zjawił się tutaj. Ku jego zdziwieniu, jednak gdy w końcu odważył się ponownie unieść wzrok, wcale nie napotkał tego surowego, karcącego spojrzenia, które tak dobrze znał. Spojrzenie ciemnych oczu było łagodne, nieco smutne, jakby jego właściciel odczuwał wielki żal, z którym nie potrafił sobie poradzić.
Starszy mężczyzna jednak nie odpowiedział na jego słowa. Milczał, jedynie przyglądając mu się uważnie, więc przez chwilę jedynie wpatrywali się w siebie. W końcu jednak tamten zwilżył językiem swoje wargi i ponownie spojrzał na obraz, który wciąż spoczywał w jego rękach.
— Pamiętam ten dzień — wyznał z dziwną nostalgią. — Miałeś wtedy może z pięć czy sześć lat. Pojechaliśmy na Jeju. Tego dnia wyprawialiśmy w domu przyjęcie z okazji urodzin Yeony. Wszyscy byli elegancko ubrani. Nudziłeś się, więc jak to ty... Wkradłeś się do pracowni swojej mamy i od razu dorwałeś się do farb. Gdy zdaliśmy sobie sprawę z mamą, że ciebie nie ma... Najpierw spanikowaliśmy, ale gdy zaczęliśmy cię szukać, okazało się, że siedzisz na podłodze w pracowni cały umorusany w farbie. Miałeś białą koszulkę i jasne spodnie w odcieniu écru. Wszystko było brudne, a pracownia wyglądała niemal tak, jakby przeszło przez nią tornado. Pamiętam, że Yeona zapytała, co robisz, a ty z dumą oznajmiłeś jej, że namalowałeś dla niej obraz na urodziny. Nie wahała się ani chwili, wzięła cię na ręce i wyściskała mocno, mimo że i ona miała na sobie jasne ubrania. Piękną i cholernie drogą białą sukienkę... Ale to nie miało znaczenia. Była z ciebie taka dumna i poświęciłaby wszystko, żebyś tylko był szczęśliwy. Byłeś taki uradowany, że twój prezent jej się spodobał, że chwyciłeś jej twarz w swoje brudne od farby rączki, nanosząc na jej twarz smugi farby, a ona po prostu śmiała się głośno, tym swoim pięknym, melodyjnym śmiechem. Do dzisiaj kiedy zamknę oczy, jestem w stanie zobaczyć, jak stoi na środku pracowni, ubrudzona farbą, z tobą w swoich ramionach i śmieje się tak, jak nigdy przedtem...
— To jedno z moich ulubionych wspomnień z dzieciństwa... — szepnął Jeongguk.
— Ten obraz... — zaczął nagle mężczyzna, a Jeongguk poczuł, jak nerwy zaciskają swoje niewidzialne dłonie wokół jego gardła.
— Wiem, że pewnie mogłem go namalować lepiej...
— Nie — zaprotestował starszy, po czym znowu przeniósł wzrok na płótno. — Jest idealny — dodał. — To cała Yeona... Dokładnie taka, jaką ją pamiętam... — ocenił i jeszcze przez chwilę wpatrywał się w twarz kobiety namalowaną na obrazie, by w końcu ponownie unieść wzrok i przenieść spojrzenie na syna. — Masz dwadzieścia sześć lat... — powiedział nagle. — Dwadzieścia sześć lat... A ja chyba nigdy nie widziałem, jak malujesz... — wyznał. — Twoja matka miała rację. Te prace... Oglądałem je wszystkie i nie mogłem uwierzyć, że przez tyle lat ukrywałeś taki talent. Gguk... Te obrazy są niesamowite. Są piękne.
— D-dziękuję — wydusił chłopak, czując, jak wzruszenie po raz kolejny zaciska mu gardło.
Nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie mu dane usłyszeć takie słowa z ust własnego ojca. Miał chęć zapytać, czemu mężczyzna tu jest. Co takiego się wydarzyło, że po dwóch latach postanowił się do niego odezwać, ale nie miał odwagi o to pytać. Wpatrywał się więc w ojca w milczeniu, wyczekując, aż to Jiseok zdradzi cel swojej wizyty.
Ku jego zdziwieniu mężczyzna poruszył się nerwowo, jakby i on czuł się stremowany tą sytuacją. To było coś, czego nigdy wcześniej nie widział. Jiseok zawsze był wyśmienitym mówcą. Świetnie spisywał się w roli przywódcy. Podobnie jak jego brat Seokjin. To on zawsze dostawał ataków paniki przed każdym publicznym wystąpieniem. Tym razem jednak Jiseok był wyraźnie zdenerwowany.
— Nie byłem pewny, czy... Czy będziesz chciał mnie tu widzieć... — wyjaśnił Pan Jeon. — Ale... — urwał, jakby zbierał w sobie odwagę na to, co miał zamiar za chwilę wyznać, a Jeongguk mimowolnie wstrzymał powietrze, jakby szykował się na cios. — Dzisiaj pewna osoba uświadomiła mi, jakim idiotą jestem... — wyznał starszy. — Kiedy tamtego dnia do naszego domu przyszła policja i oznajmili mi, że moja żona i syn mieli wypadek... To był chyba najtrudniejszy dzień w całym moim życiu. Powiedziano mi, że miłość mojego życia zginęła na miejscu, a mój syn w stanie krytycznym trafił do szpitala i być może i on nie przeżyje... A mi się wydawało, że świat się kończy... Twoja operacja zdawała się trwać wieki. Nie bardzo potrafiłem się modlić, ale modliłem się do wszystkich Bogów, byleby któryś w końcu wysłuchał moich próśb i pozwolił ci przeżyć. Nie potrafię wyrazić nawet słowami, co czułem, gdy przyszedł do mnie lekarz i powiedział, że operacja się udała i że już nic ci nie grozi. Nie mógłbym być bardziej wdzięczny. W całym tym koszmarze to było najlepsze, co nas spotkało. Straciłem twoją matkę, a gdybym stracił też i ciebie... Nie wiem, czy zdołałbym to przetrwać.
Mężczyzna zamilkł, wyraźnie walcząc z emocjami, wywołanymi przez te traumatyczne wspomnienia. Jeongguk czuł, że jego gardło również jest ściśnięte do granic możliwości. Jego ojciec nigdy wcześniej nie rozmawiał z nim o tym dniu. Wiedział, że ten wypadek odcisnął swoje piętno na całej ich rodzinie. On i jego brat stracili matkę, a ich ojciec kobietę, z którą chciał spędzić resztę życia. Być może jedyną kobietę, którą był w stanie kochać tak mocno i tak szczerze.
— Po wypadku okazało się jednak, że to nie koniec tego koszmaru. Miałeś problemy. Budziłeś się w nocy z krzykiem, miałeś ataki. Byłeś jak pusta muszla. Nigdzie nie wychodziłeś. Przestałeś malować. Już nawet się nie uśmiechałeś, a ja nie wiedziałem, jak ci pomóc. Dlatego wysłałem cię do psychologa i w końcu było trochę lepiej. Wydawało mi się, że sobie radzisz. Im starszy byłeś, tym bardziej przypominałeś swoją matkę. Za każdym razem gdy patrzyłem na ciebie... Wydawało mi się, że widzę ją... Patrzyły na mnie te same oczy. Słyszałem ten sam śmiech... I... To sprawiało, że tęskniłem za nią jeszcze bardziej, więc chyba dlatego...
Jiseok znowu zamilkł. Przez chwilę wpatrywał się we własne dłonie wciąż zaciśnięte na płótnie, które trzymał. Gdy w końcu podniósł ponownie swój wzrok, Jeongguk dostrzegł, że jego oczy są mokre od łez.
— W końcu przestałem na ciebie patrzeć... — wyznał biznesmen, pozwalając, by pierwsza łza stoczyła się po jego policzku, gdzieniegdzie poprzecinanym pierwszymi zmarszczkami. — Nie dlatego, że przestałem cię kochać, ale dlatego, że kochałem Yeonę za bardzo...
Jeongguk rozchylił wargi, pozwalając, by z jego ust wyrwało się głośne westchnięcie. Przez tyle lat myślał, że ojciec obwinia go o ten wypadek. Czuł się tak poruszony słowami ojca, że i jego oczy zaszły łzami, a dolna warga zaczęła drżeć.
— M-myślałem, że obwiniasz mnie o ten wypadek... — wydusił. — Że to dlatego nie potrafisz mi spojrzeć w oczy...
— Gguk, nigdy... Przenigdy tak nie myślałem. Ten wypadek... To nie twoja wina... Powinienem był powiedzieć ci to lata temu, ale nawet nie wiedziałem, że mógłbyś pomyśleć, że obwiniam cię o to, co się wydarzyło. Kocham cię. Ty i Seokjin jesteście całym moim światem.
Jeongguk uniósł dłoń i zasłonił nią swoje drżące wargi, starając się zagłuszyć jęk, który wyrwał się z jego gardła na dźwięk tych słów. Nie pamiętał nawet czy jego ojciec kiedykolwiek powiedział mu, że go kocha, a teraz wymówił te słowa z taką łatwością i pewnością, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
— Przyszedłem tu... Bo ktoś uświadomił mi, że nie mogę cofnąć czasu i odzyskać Yeony. Ona zginęła dwanaście lat temu. Ale mogę zmienić przyszłość i odzyskać syna... — kontynuował Jiseok. — Dwa lata temu popełniłem największy błąd, jaki może popełnić rodzic — wyznał, patrząc synowi prosto w mokre od łez oczy. — Zamiast stanąć po twojej stronie, wybrałem kogoś, kto zwodził i okłamywał nas wszystkich. Byłem idiotą. Głupim starcem, który dał się zwieść pozorom, zamiast zaufać własnemu dziecku. Nie powinienem był nigdy w ciebie zwątpić i nie powinienem był pozwolić, by moja duma pozbawiła mnie dwóch tak cennych lat... — to mówiąc, Jiseok w końcu odłożył na bok obraz, który dotąd trzymał w swoich dłoniach.
Patrząc wciąż na Jeongguka, nieco niepewnie zrobił kilka kroków w jego stronę, zatrzymując się jedynie na kilka centymetrów przed nim. Młody artysta był wyższy od niego, musiał więc nieco zadzierać głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy.
— Przyszedłem tu, bo mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno i że wciąż mogę prosić cię o wybaczenie — powiedział pewnym głosem. — Kocham cię, Jeonggukie i przysięgam, że już nigdy w ciebie nie zwątpię...
Jeongguk niemal bez wahania pokonał ostatni dzielący ich dystans i wpadł w ramiona starszego mężczyzny, oplatające sylwetkę ojca swoimi silnymi, pokrytymi tatuażami rękoma. Jiseok odwzajemnił jego uścisk, dociskając mocniej ciało syna do swojej piersi.
— Kocham cię, tato — szepnął chłopak, pozwalając, by łzy wzruszenia stoczyły się z jego pięknych oczu w kolorze gorzkiej czekolady, wchłaniając się w markowy garnitur ojca.
***
Ayashee:
Za nami przedostatni rozdział Inka.
Historia powoli się kończy i czas zamykać wątki. Jeongguk i jego ojciec w końcu wyjaśnili sobie wszystkie wcześniejsze niedomówienia i teraz mogą odbudować swoją relację.
Nasz młody artysta w końcu jest tam, gdzie od początku pragnął być. Maluje. W końcu może być sobą. A teraz odzyskał również swoją rodzinę. Czy mógłby chcieć od losu czegoś więcej?
Czy myślicie, że Jeongguk zdecyduje się ułożyć sobie życie na nowo u boku przystojnego psychiatry? A może jednak jest jeszcze jedna rzecz, na którą wciąż czeka? Czy słusznie?
Taehyung nie pragnie niczego bardziej, niż widzieć jego szczęście, nawet jeśli to miałoby oznaczać, że będzie zmuszony z niego zrezygnować, ale może jednak los ma wobec nich inne plany?
Jestem ciekawa, co myślicie i jakie są wasze teorie na zakończenie tej książki.
PS. Tym razem zapewne nie będę mogła odpowiadać na Wasze komentarze i czytać ich na bieżąco, gdyż za kilka godzin muszę być na lotnisku, ale z pewnością wszystkie przeczytam, jak tylko wrócę. Dziękuję za Wasze wsparcie.
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top