59. I'LL FIND YOU AGAIN
Gdy ostatnie słowa stoczyły się z ust Jeongguka, w końcu odważył się unieść wzrok. Przed nim siedziała dwójka jego najlepszych przyjaciół. Obydwaj mężczyźni wpatrywali się w niego w całkowitym milczeniu, a on przez chwilę przyglądał im się uważnie, starając się wyczytać z ich twarzy, czy to, co przed chwilą wyznał, uważają za totalne szaleństwo. Nie potrafił ich jednak rozgryźć. Wypuścił więc powietrze z płuc przez lekko rozchylone wargi i zebrał w sobie odwagę, wymówić kolejne słowa.
— Pewnie uważacie, że to istne szaleństwo... Myślicie, że oszalałem?
Dopiero gdy zadał to pytanie, dostrzegł, że Hoseok kręci delikatnie głową, a kąciki jego ust unoszą się, formując piękny uśmiech.
— Nie, Gguk — powiedział mężczyzna. — Myślę, że to bardzo odważne, ale nie szalone.
— Od kilku dni nie mogę myśleć o niczym innym — przyznał, pozwalając, by i jego wargi wygięły się w delikatny łuk. Czuł ulgę, słysząc słowa przyjaciela, ale Jimin wciąż milczał, przeniósł więc na niego swój wzrok. — Wiem, że może się wydawać, że to za szybko... Ale chyba nigdy niczego w życiu nie byłem bardziej pewny niż tego...
— To niesamowite, jak dzięki niemu rozkwitasz — odezwał się w końcu Jimin. — Pamiętam, jaki byłeś przed tym wypadkiem... Uśmiech nie schodził z twoich ust. A potem patrzyłem, jak zamykasz się w sobie i odcinasz od wszystkiego, co wcześniej było dla ciebie ważne. Przestałeś malować, odciąłeś się od znajomych, całe dnie spędzałeś w domu. Byłeś jak pusta muszla. Gdy pojawiła się Lisa, miałem nadzieję, że w końcu będzie lepiej, ale chyba było jeszcze gorzej... Nie mogłem patrzeć, jak pozwalasz na to, by Lisa cię krzywdziła... Ona nigdy na ciebie nie zasługiwała. Taehyung jest zupełnie inny. I o ile przez długi czas myślałem, że jest kobietą, to nie zmienia faktu, że widziałem, jak związek z nim cię uskrzydla.
— Bo on naprawdę mnie uszczęśliwia — przyznał. — Wiem, że to dosyć nagła decyzja. Nie znamy się aż tak długo... Ale czuję, jakbym go znał od zawsze. Będąc z Lisą, cały czas miałem wątpliwości. Być może właśnie dlatego tak długo nie zdecydowałem się zrobić kolejnego kroku. Nie byłem pewny, czy właśnie tego chcę. Tak naprawdę nawet tego dnia, gdy jej się oświadczyłem, miałem w głowie milion wątpliwości. W sumie chyba zrobiłem to tylko dlatego, że wiedziałem, że wszyscy tego właśnie oczekują. Mój ojciec. Lisa... Czułem presję, by to zrobić. Pierścionek wybierałem przez cały kilka godzin, bo wiedziałem, że cokolwiek nie wybiorę i tak okaże się nie takie, jak ona oczekuje. Z nim jest zupełnie inaczej. Kocha mnie za to, kim jestem, a nie za drogie prezenty, które mu daję...
— To nie zawsze jest tak, że im dłużej kogoś znasz, tym więcej o nim wiesz. Sam widzisz, że byłeś z Lisą ponad trzy lata, a mimo to okazało się, że chyba tak naprawdę niewiele o niej wiesz... — wtrącił Jimin. — Nieźle nas wszystkich zrobiła w konia...
— Jimin ma rację — przytaknął Hobi, sunąc dłonią po swoich ciemnych włosach. — Tak naprawdę gdy poznałem Jisoo, wiedziałem, że to ta jedyna. Mógłbym jej się oświadczyć i tego samego dnia, chociaż wtedy pewnie wzięłaby mnie za totalnego wariata — dodał, prychając na wspomnienie ich pierwszego spotkania. — Ale już wtedy wiedziałem... I im dłużej ją znam, tym mocniej ją kocham. Nie mogę się doczekać, by w końcu móc powiedzieć, że jest moją żoną. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł się zestarzeć u boku kogoś innego.
— Jisoo jest wspaniała — zgodził się Jeongguk. — I wiem, że będziecie razem bardzo szczęśliwi — dodał, uśmiechając się do niego.
Był szczęśliwy, że jego przyjaciel wkrótce pobierze się z miłością jego życia. Hoseok zasługiwał na to, co najlepsze. To on i Jimin zawsze go wspierali. Byli przy nim po wypadku i nie opuścili go wtedy, gdy w jego związku coś się zaczynało psuć. Gdyby nie oni, pewnie już dawno by się załamał.
— Powinienem był bardziej słuchać swojej intuicji. Nigdy nie byłem pewny swoich uczuć do Lisy. Zawsze mi czegoś brakowało, ale wmawiałem sobie, że tak właśnie powinno być — przyznał, wracając myślami do przeszłości.
Wiele razy miał wątpliwości co do ich związku, ale wszyscy mu mówili, że on i Lisa są taką udaną parą. Wmawiano mu, że jest ogromnym szczęściarzem, że ją znalazł i że są dla siebie stworzeni, a on usilnie starał się w to wierzyć. Teraz żałował, że stracił tyle czasu, żyjąc w toksycznym związku. Dopiero gdy ktoś naprawdę go pokochał, obdarzając go prawdziwym uczuciem, zrozumiał, że to, co łączyło jego i Lisę, nie było ani trochę podobne do miłości. Teraz był pewny, że ona tak naprawdę nigdy go nie kochała.
— Będąc z Lisą, wiele razy myślałem nad przyszłością i nigdy nie potrafiłem wyobrazić sobie naszego związku za pięć czy dziesięć lat. Nie wspominając już o tym, by zestarzeć się u jej boku... Gdy myślę o Tae... Nie potrafię wyobrazić sobie przyszłości bez niego... — wyznał, spoglądając na niewielkie pudełko, które niemal nieświadomie wziął w swoje palce. — Chcę wrócić do domu i utulić Jae do snu, a potem zasnąć w wytatuowanych ramionach mężczyzny, którego kocham, by obudzić się jutro u jego boku. I chcę, by to trwało w nieskończoność. To właśnie z nim chcę spędzać każdy kolejny dzień. Do końca świata i jeden dzień dłużej.
— Myślałeś już, gdzie to zrobisz? — zapytał nagle Hoseok, wyrywając go z tego dziwnego transu.
Jeongguk przeniósł ponownie wzrok na przyjaciela i uśmiechnął się. Dokładnie wiedział, jakie to będzie miejsce. Taehyung nie potrzebował drogich prezentów i wielkich gestów. I mimo że uwielbiał go rozpieszczać, dobrze wiedział, że nie potrzeba diamentowego pierścionka, by skraść jego serce. Przy nim nie musiał nic udawać.
— Jego pracownia — powiedział pewnym głosem. — Bo to właśnie tam, siedząc na zniszczonych od farby panelach, zdałem sobie sprawę z tego, że go kocham...
***
Jeongguk zgasił silnik i po raz ostatni spojrzał we wsteczne lusterko, by upewnić się, że dobrze wygląda. Uniósł dłoń i przesunął palcami po swoich ciemnych, już nieco dłuższych włosach, mierzwiąc je delikatnie. Wiedział, że Taehyung uwielbiał, gdy były w lekkim nieładzie, opadając miękko na jego czoło. Przeniósł dłonie w kierunku kołnierzyka i chwycił za krawat, który wciąż krępował jego szyję. Rozluźnił węzeł i zdjął go, po czym, wsunąwszy go do kieszeni eleganckich spodni, ponownie uniósł dłonie do białego kołnierzyka. Zwinnie rozpiął kilka guzików, na tyle, by rozchylona koszula ukazywała jego smukłą szyję i linię obojczyków, wciąż ozdobioną kilkoma malinkami. Nie przejmując się tym jednak, rozchylił koszulę i uśmiechnął się sam do siebie.
Był gotowy.
Myślał, że będzie się denerwować, ale był nadzwyczaj spokojny. Być może dlatego, że był pewny, że właśnie tego pragnie. Miał tendencje do kwestionowania swoich decyzji. Przez lata oczekiwał aprobaty innych. Przyzwolenia, że może zrobić coś, na co ma ochotę. Nie zliczyłby nawet, ile razy rezygnował z czegoś, co on chciał, by zrobić innym przyjemność lub by nie zawieść ich oczekiwań. Teraz miał odwagę robić to, czego on chciał i był przekonany, że to słuszna decyzja.
Czuł dziwny ucisk w dole brzucha, ale wiedział, że to wcale nie ze zdenerwowania. Nie mógł się już doczekać, by znowu go zobaczyć. Miał wrażenie, jakby znowu był małym dzieckiem, oczekującym na gwiazdę. Tylko tym razem jego prezent miał cudowne onyksowe tęczówki i najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek było mu dane zobaczyć.
Otworzył drzwi auta i obiegł je szybko. Otworzył bagażnik i spojrzał do środka. Na widok tego, co tam się znajdowało, jego usta wygięły się w uśmiechu. Wyciągnął dłoń i chwycił obraz, po czym uniósł ostrożnie płótno, którym zabezpieczył namalowany obraz. Stworzył go kilka dni temu, gdy Taehyung pracował dłużej, ale był zmuszony go gdzieś ukryć. Nie mógł pozwolić na to, by tatuażysta znalazł.
Zwykle malował węglem. Tym razem jednak pokusił się o to, by podkraść Tae farby akrylowe. Obraz przedstawiał ich obu stojących na brzegu morza, podziwiających wschód słońca na Jeju. Ich bose stopy zanurzone w piasku, sylwetki skąpane w rodzącym się słońcu. Przed nimi rozciągał się przepiękny wschód, barwiący niebo tysiącem barw, a mimo to oni wpatrzeni byli w siebie. Ich dłonie splecione razem. Dookoła ich złączonych rąk wiła się czerwona nić, splatając ich losy na zawsze.
Tak, to był idealny prezent na tę okazję.
Uśmiechnął się mimowolnie. Malując ten obraz, nie myślał, że kiedykolwiek zdecyduje się go wykorzystać właśnie w taki sposób, ale teraz był pewny, że tak właśnie miało być. Gdy chodziło o jego relację z Tae, nic nie było przypadkiem.
Zagryzł swoją dolną wargę i zakrył ponownie obraz. Zamknął bagażnik i ruszył w stronę budynku. Schody pokonywał tak szybko jak nigdy przedtem, a gdy w końcu stanął pod drzwiami, nasłuchiwał przez chwilę, by sprawdzić, czy ktoś jest w środku. Prosił Jimina, by powiedział Tae, że wróci później, więc spodziewał się, że tatuażysta jest już w domu. Zza zamkniętych drzwi nie mógł jednak wychwycić żadnych dźwięków zdradzających czyjąś obecność.
Wyjął klucze i szybko otworzył drzwi, by po chwili wsunąć się do środka mieszkania najciszej, jak to było możliwe. Na pierwszy rzut oka zdawało się, że w domu nie ma nikogo. Postawił więc ostrożnie obraz na podłodze, opierając go o szafkę i zdjął swoją marynarkę. Odwiesiwszy ją na wieszak, chwycił szybko za mankiet swojej koszuli i odpiął ozdobną spinkę, by podwinąć rękaw do wysokości łokcia, obnażając swoje silne przedramiona. To samo zrobił z drugim rękawem. Ponownie zmierzwił palcami ciemne loki i mocniej rozchylił kołnierzyk koszuli, by w końcu ruszyć do wnętrza domu.
Salon i otwarta na niego kuchnia były puste. Rozejrzał się dookoła, jakby chciał się upewnić, czy tatuażysty jeszcze nie było. Zważywszy na godzinę, Taehyung powinien zdążyć już odebrać Jae z przedszkola i wrócić do domu. Nic jednak nie wskazywało na to, by ktoś tu był. Wszystko wyglądało niemal tak, jak w chwili gdy rano stąd wychodził. Już miał wyjść z salonu, gdy jednak nagle dostrzegł, że na stole coś leży. Zbliżył się więc i dopiero gdy był na kilka kroków od stołu, zdał sobie sprawę z tego, że to bukiet kwiatów.
Odruchowo wyciągnął dłoń i ujął bukiet w swoje dłonie. Pochyliwszy się delikatnie, powąchał pąki. Bukiet był przepiękny i patrząc na fioletowe azalie, był przekonany, że tatuażysta kupił go specjalnie z myślą o nim. Nie rozumiał jednak, czemu bukiet leży w tym miejscu. Dlaczego Taehyung nie wsadził go do wazonu, a jedynie położył na brzegu stołu, jakby zostawił go w pośpiechu? Nie zastanawiając się jednak nad tym zbyt długo, odłożył ostrożnie kwiaty i ruszył w głąb mieszkania.
— Tae! — zawołał.
Teraz był pewny, że tatuażysta jest w domu, skoro zdążył przynieść bukiet. Pomyślał, że być może jedynie zatracił się w malowaniu i znajdzie go wraz z Jae w jego pracowni, tak jak wiele razy przedtem, gdy wracał z biura nieco później. Ruszył więc w stronę sypialni.
— Tae?! — zawołał ponownie, przekraczając próg pokoju.
Sypialnia również była pusta. Dostrzegł jednak, że drzwi pracowni są zamknięte. Przeszedł więc przez pokój, kierując się w stronę studia. Chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Był pewny, że to właśnie tam ich znajdzie. Gdy otworzył drzwi na tyle, by zajrzeć do środka, zorientował się, że w pracowni również nikogo nie ma. Wszystkie przyrządy do malowania były wciąż na swoim miejscu, a w powietrzu nie czuł zapachu świeżej farby, więc wiedział, że nikt tu dzisiaj nie malował. Ściągnął razem swoje brwi, zaskoczony tym, że ich tu nie znalazł. Wycofał się jednak ze studia i ruszył do wyjścia z sypialni.
— Taehyung?! — krzyknął nieco głośniej, czując dziwny niepokój, który zaczynał się wspinać po linii jego kręgosłupa. — Jae! Gdzie jesteście? — zapytał, kierując się w stronę pokoju dziecięcego.
Drzwi były uchylone, pchnął je jedynie nieco mocniej, by móc wejść do środka. Od samego progu zorientował się, że sypialnia małego również była pusta, ale mimo to mimowolnie przesunął wzrokiem po wnętrzu pokoju, uważnie skanując pomieszczenie. Już miał wychodzić, gdy dostrzegł, że obok łóżka Jae leży jeden z jego pluszaków. Zrobił dwa kroki do przodu, zbliżając się do łóżka i pochylił się, by podnieść maskotkę. Uśmiechnął się na widok brązowego misia. To był jeden z ulubionych pluszaków Jae.
Wciąż wyginając wargi w uśmiechu, pochylił się w stronę łóżka, by odłożyć maskotkę na miejsce, gdzie zazwyczaj leżały pluszaki chłopca. Gdy go odkładał, zorientował się jednak, że wśród zabawek nie ma Cooky'ego, którego maluch wręcz uwielbiał. Przez chwilę przyglądał się maskotkom, starając się pozbierać myśli. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale widząc, że tego różowego królika nie ma na miejscu, poczuł dziwny niepokój. Odłożył jednak ostrożnie pluszowego misia i jeszcze raz rozejrzał się dookoła, jakby jakiś głos w jego głowie podpowiadał mu, że przegapił coś ważnego.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku. Dostrzegł jednak, że z jednej z szuflad, gdzie znajdowały się ubranka Jae, wystaje jedna z jego koszulek. To on pomagał mu się ubrać dzisiaj rano. Był niemal w stu procentach pewny, że dokładnie zamknął szuflady. Należał raczej do schludnych osób. Tym bardziej że Lisa miała pedantyczne zapędy i przez trzyletni związek przywykł do tego, by zachowywać porządek, by nie prowokować kolejnej niepotrzebnej awantury. Teraz robił to już niemal odruchowo.
Ściągając więc razem swoje brwi, zbliżył się w stronę szafki i wyciągnął dłoń, by wysunąć szufladę. Chciał ponownie ułożyć koszulkę, by znajdowała się na swoim miejscu. Gdy jednak wysunął szufladę, dostrzegł, że jest niemal pusta, a to, co w niej zostało, było rozrzucone w całkowitym nieładzie, jakby ktoś w wielkim pośpiechu wyciągał z niej ubrania.
— Co do...? — mruknął mimowolnie, nie rozumiejąc, czemu Taehyung miałby zabrać stąd ubranka Jae.
Czyżby postanowił zawieźć małego do swojej mamy?
Nie rozumiejąc, co jest grane, wsunął dłoń do kieszeni i szybko wyciągnął z niej swoją komórkę. Bez zastanowienia wybrał numer ukochanego i przystawił aparat do ucha, jednocześnie kierując się ponownie w stronę swojej sypialni. W pierwszej chwili do jego uszu wkradł się długi monotonny sygnał, a gdy sygnał zamilkł i już myślał, że za chwilę usłyszy ten cudownie niski, gadki jak aksamit głos, zamiast tej cudownej barwy usłyszał jedynie obcy, beznamiętny głos z nagranym komunikatem: „Abonent jest tymczasowo niedostępny. Zadzwoń później".
To było raczej nietypowe. Taehyung zawsze miał telefon przy sobie. Chociaż zdarzyło mu się kilka razy zapomnieć naładować komórkę. Coś jednak nie pozwalało mu tego zlekceważyć. Wszedł szybko do sypialni i rozejrzał się dookoła, uważnie skanując pomieszczenie tak, jak chwilę temu zrobił to z pokojem dziecięcym. Podobnie jak w pokoju Jae, na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tak, jak zawsze. Gdy jednak spojrzał w stronę szafy, w której Taehyung trzymał swoje ubrania, dostrzegł, że jedna z szuflad nie jest do końca domknięta.
Przez chwilę stał na środku pokoju niemal jak sparaliżowany, jedynie wbijając swoje spojrzenie w tę niedomkniętą szufladę. Jego oddech spłycił się mimowolnie, a serce zaczęło obijać chaotycznie o ściśnięte płuca. Przez chwilę miał chęć stąd wyjść i udawać, że nigdy nie zauważył tego, że szafka jest otwarta, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Wstrzymując oddech, zmusił swoje ciało, by w końcu zrobiło kilka kroków do przodu. Z każdym kolejnym krokiem jego gardło zaciskało się coraz bardziej.
Gdy w końcu znalazł się na tyle blisko, by móc chwycić za uchwyt szuflady, zdawało mu się, że już nie może oddychać. Wyciągnął drżącą dłoń i zacisnął palce na uchwycie. Zamknąwszy oczy, ostrożnie wysunął szufladę. Przez chwilę stał tak nieruchomo, z palcami na metalowej gałce i zaciśniętymi mocno powiekami. Nie wiedział nawet, jak długo nie był w stanie się poruszyć. Gdy w końcu zdobył się na odwagę i powoli otworzył oczy, jego oczom ukazała się niemal pusta szuflada.
W jednej chwili zrobiło mu się słabo, a cała zawartość żołądka podeszła mu do gardła. Drżącą ze zdenerwowania dłonią chwycił za uchwyt kolejnej szuflady i wysunął ją szybko. Ta szuflada również została niemal całkowicie opróżniona. Na dnie leżały jedynie może ze dwie lub trzy koszulki tatuażysty. Gdy to samo znalazł w kolejnej, odruchowo zasłonił dłonią usta, starając się powstrzymać wyrywający się z gardła jęk. Odwrócił się szybko na pięcie i podbiegł do dużej szafy, która znajdowała się na sąsiedniej ścianie i otworzył szybko jej drzwi. Ona też była niemal pusta. Od razu dostrzegł też, że zniknęła również torba podróżna, którą Taehyung miał ze sobą podczas ich wyjazdu na Jeju.
Odruchowo ponownie wsunął dłoń do kieszeni i jeszcze raz wyjął z niej swoją komórkę. Bez patrzenia na wyświetlacz wybrał numer do Tae i, docisnąwszy telefon do ucha, wybiegł szybko z pokoju.
„Abonent jest tymczasowo niedostępny. Zadzwoń później" — zabrzmiało mu w uszach, a na te słowa zaklął siarczyście.
Zerknął na ekran i wybrał numer Yoongiego, mając nadzieję, że może Taehyung jest w studio albo chociaż wspomniał przyjacielowi, gdzie może się wybierać. Wciąż wsłuchując się w monotonny sygnał po drugiej stronie słuchawki, ruszył biegiem w stronę drzwi. Nie fatygował się nawet, by założyć na siebie marynarkę, po prostu wybiegł z mieszkania tak, jak stał, niemal w ostatniej chwili przypominając sobie, żeby zamknąć drzwi mieszkania na klucz.
— Kur-wa — zaklął, gdy Yoongi nie odebrał i naciął się na pocztę.
Zbiegając po schodach ponownie wybrał numer to Taehyunga, ale tak jak się tego spodziewał, odpowiedział mu ten sam bezduszny głos, informując go o tym, że abonent jest niedostępny. Gdy wybiegł na zewnątrz, rozejrzał się dookoła i dopiero teraz dostrzegł, że czarny Hyundai, którego podarował tatuażyście, wciąż znajduje się pod budynkiem. Bez zastanowienia rzucił się więc w stronę własnego auta. Wsunął się na fotel kierowcy i ruszył z piskiem opon, nie zważając nawet na to, że jego pasy bezpieczeństwa nie są zapięte. Pędził szybko, pokonując kolejne odległości, a im bliżej celu się znajdował, tym mocniej biło jego serce. W głowie miał gonitwę myśli, która już nie pozwalała mu trzeźwo myśleć. Gdy do pokonania miał ostatnie skrzyżowanie, przejechał na czerwonym, nie zważając na to, że łamie przepisy. Czuł, że jeśli teraz się zatrzyma, za chwilę rozpadnie się na kawałki na fotelu kierowcy i zniknie.
Auto zaparkował na pierwszym wolnym miejscu, które znalazł i wyskoczył z niego niemal jak oparzony. Rozglądając się chaotycznie dookoła, przebiegł przez środek jezdni, nie mając nawet głowy, by szukać oznakowanego przejścia, jakby czuł, że w ten sposób straci kolejne cenne minuty. Wbił szybko kod zabezpieczający drzwi i wsunął się do środka. Wąski korytarz pokonał biegnąc. Szarpnął drzwi studia i wbiegł do środka. Na recepcji nie było nikogo, co mogło sugerować, że wszyscy tatuażyści mają teraz klientów. Nie wahając się jednak ani chwili, skierował się w stronę studia Tae.
— Tae! — zawołał, otwierając drzwi.
Miał nadzieję, że zobaczy czerwonowłosego tatuażystę zajmującego miejsce obok tatuowanego klienta. Jego piękna twarz skryta za czarną maską, taką samą, jaką miał na sobie, gdy ujrzał go pierwszy raz. Mężczyzna uniósłby na niego wzrok, krzyżując z nim spojrzenie onyksowych tęczówek, w których głębi mógłby utonąć. Ale zamiast ukochanego, zobaczył jedynie pusty skórzany fotel i wysprzątane studio, jakby od dawna nikogo tu nie było. Odwrócił się szybko na pięcie i ruszył w stronę studia, w którym tatuował Yoongi. Nie pukał, ani nie pytał, czy może wejść. Po prostu pchnął drzwi i wbiegł do środka.
— Tae! — zawołał od progu, rozglądając się nerwowo po studio, w nadziei, że w końcu go zobaczy.
W środku jednak znajdował się jedynie Yoongi. Jak zwykle ubrany na czarno. Jego twarz zakrywała czarna maseczka, a dłonie odziane w lateksowe rękawiczki dzierżyły włączoną maszynkę, którą tatuażysta dociskał do ramienia klientki. Gdy tylko otworzył z impetem drzwi i bez ostrzeżenia wpadł do środka, oboje unieśli na niego zaskoczone spojrzenia. Jeongguk wiedział, że być może powinien stąd wyjść, ale nic nie było ważniejsze niż to, by go odnaleźć. Pchnięty więc jakąś dziwną siłą, wbiegł głębiej do gabinetu, jakby szukał w nim jakichś ukrytych kryjówek, na tyle dużych, by Taehyung mógł się w nich schować.
— Tae! — krzyknął znowu z wyraźną desperacją w głosie.
Yoongi wyłączył maszynkę i ostrożnie odłożył ją na stolik, po czym powiedział kilka słów przeprosin do swojej klientki i wstał ze swojego stanowiska. Zdejmując lateksowe rękawiczki, zbliżył się w stronę Jeongguka. Gdy ich oczy się skrzyżowały, młody CEO dostrzegł w jego spojrzeniu coś nowego i mimo że tatuażysta nic nie powiedział, był pewny, że mężczyzna coś wie.
— Yoongi, gdzie on jest? — spytał drżącym głosem. Brzmiał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać i podobnie się czuł. Zdawało mu się, że tonie i nie wiedział, co zrobić, by to powstrzymać.
Blond tatuażysta jednak nic nie odpowiedział. Ściągnął szybko swoją maseczkę i cisnął ją wraz z rękawiczkami do kosza, po czym zbliżył się w jego stronę i zatrzymał się jedynie na krok od niego.
— Gguk... — zaczął, ale zamilkł szybko. Przeniósł wzrok na klientkę, jakby zastanawiał się, czy powinien z nim rozmawiać przy niej. Po chwili jednak wyciągnął dłoń i chwycił Jeongguka za rękę, zaciskając wytatuowane palce wokół jego bicepsa, wciąż skrytego za białą, elegancką koszulą. — Wyjdźmy stąd na chwilę — polecił, zniżając głos niemal do szeptu i, nie czekając na odpowiedź młodego CEO, pokierował się w stronę wyjścia, niemal popychając Jeongguka, by mężczyzna opuścił z nim to studio.
Wciąż nic nie mówiąc, pokierował go do studia Taehyunga i gdy weszli do środka, zamknął za nimi drzwi, jakby nie chciał, by ktokolwiek usłyszał ich rozmowę. Dopiero gdy się upewnił, że drzwi są zamknięte, odwrócił się w stronę młodego CEO i przez chwilę jedynie mu się przyglądał.
— Yoongi, gdzie on jest? — powtórzył brunet, patrząc tatuażyście prosto w oczy. — Czy on jest w twoim studio? Czy... Czy on jest na mnie za coś zły? — pytał wyraźnie zdezorientowany.
— Gguk... Tae tam nie ma. On... — tatuażysta urwał, jakby nie wiedział, co powiedzieć albo jak przekazać mu te wieści. Jeongguk przez chwilę pomyślał, że Min mówi w taki sposób, jak lekarz w szpitalu, gdy stara się przekazać rodzinie, że właśnie stracili ukochaną osobę i w jednej chwili cała zawartość żołądka podeszła mu do gardła. — On... Taehyung wyjechał... — wyznał w końcu, a młody CEO zamrugał kilka razy, jakby nie potrafił zrozumieć znaczenia tych słów.
Mimowolnie rozchylił delikatnie swoje miękkie wargi i pozwolił, by wyrwał się z nich cichy śmiech. Nie było w nim jednak tej lekkości, która towarzyszyła mu, gdy śmiał się wraz z Taehyungiem. Jego śmiech był dziwnie ciężki, przepełniony bólem. Zniknął z jego twarzy szybciej, niż się na niej pojawił.
— J-jak to wyjechał? — spytał, starając się to wszystko ułożyć w jakąś logiczną całość. Gdy dzisiaj rano się z nim żegnał, nic nie wskazywało na to, że gdy wróci do domu, już go nie będzie. — G-gdzie? Do swojej mamy? Coś się stało? — dopytywał szybko. — Dzwoniłem do niego, ale chyba jego komórka jest wyłączona...
— Myślę, że on wyjechał... Że on wyjechał z Korei, Gguk... — wydusił z trudem Min.
Jeongguk miał wrażenie, że tonie. Wszystko wokół wirowało, a on po raz kolejny nie mógł zaczerpnąć tchu.
— Yoongi... O czym ty mówisz? — zapytał. Jego głos niemal się załamał przy tym pytaniu, a jego dłonie zaczęły drżeć. — On nie mógł wyjechać... — zaprotestował.
— Nie wiem, co się stało. Dzisiaj rano był w wyśmienitym humorze, śpiewał i ciągle się uśmiechał... Nawet mówił, że spędzicie razem weekend. Tylko we dwoje. Dawno nie widziałem, żeby był tak szczęśliwy. Wyszedł wcześniej z pracy, bo jego ostatni klient się wypisał i wspomniał coś, że ma zamiar zrobić ci niespodziankę, ale potem przyjechał tutaj z powrotem, tym razem z Jae. Był cały roztrzęsiony... Mówił od rzeczy... W sumie niewiele mi powiedział. Powiedział tylko, że musi wyjechać... Nie powiedział, gdzie się wybiera...
— Coś musiało się wydarzyć... On nie zostawiłby mnie w taki sposób... Musi być jakieś wytłumaczenie.
— Zapytałem, co się dzieje, ale on... Nie wiem. Wyglądało na to, że chyba nie może mi powiedzieć prawdy...
— Może niedługo wróci — powiedział młody CEO, chociaż jego głos zabrzmiał tak, jakby sam starał się przekonać do swoich słów. — Tak, on wróci i wtedy wszystko nam wyjaśni, prawda? — spytał, czując, że jeśli tatuażysta nie potwierdzi jego słów, rozpadnie się na kawałki.
— Gguk... Ja myślę, że on nie wróci... — wyznał Min.
— To nie może być prawda, Yoongi. On mnie kocha... Nie zrobiłby mi tego. Nie zniknąłby bez słowa... — mówił Jeon, z trudem wymawiając kolejne słowa. Czuł słony smak własnych łez na drżących wargach, nie będąc w stanie dłużej powstrzymać emocji.
— Nie wiem, co się stało, Gguk — powtórzył tatuażysta. — Przyrzekam, że gdybym wiedział coś więcej...
— On musiał ci coś powiedzieć, Yoongi. Proszę, przypomnij sobie. Może powiedział coś, co wcale nie wydawało ci się istotne, ale...
Yoongi spuścił wzrok i przez chwilę wpatrywał się w swoje stopy. Nie mógł patrzeć na to, jak Jeongguk cierpi. Po chwili jednak wsunął dłoń do kieszeni spodni i powoli wyjął ją, ściskając coś w swojej dłoni i ponownie przeniósł wzrok na młodego CEO.
— Nie wiem, co to może znaczyć... Ale Tae dał mi to i powiedział, żebym ci to dał, gdybyś przeszedł go szukać... Nie wiem, o co chodzi, bo nic więcej mi nie wyjaśnił, a ja nawet nie zdążyłem zapytać, zanim wybiegł ze studia... Ale... Powiedział mi: „Daj to Ggukowi, on będzie wiedział..." Więc może ty zrozumiesz, co chciał przez to powiedzieć... — to mówiąc wyciągnął rękę w stronę Jeongguka i rozłożył dłoń.
Brunet przeniósł spojrzenie na jego rozłożoną dłoń, a gdy zorientował się na co, patrzy, z jego warg wyrwało się cichy jęk. Zakrył dłonią usta, starając się powstrzymać szloch, który uwiązł w jego gardle i wyciągnął drugą rękę, by ująć w palce jedyną rzecz, jaka pozostała mu po Tae — czerwoną nitkę, którą mu podarował kilka dni temu. W jego głowie mimowolnie pojawiły się słowa tatuażysty, gdy po raz pierwszy opowiadał mu o tej romantycznej legendzie:
Nitka ta, ma za zadanie łączyć nas z „drugą połową", z duszą, która jest nam przeznaczona. Nić ta może się rozciągać, plątać, ale nie może się zerwać. Ponoć jest nieskończenie długa, niezniszczalna, ale też niewidzialna. Dwoje ludzi, którzy są nią związani, są sobie przeznaczeni i prędzej czy później się spotkają.
Czy właśnie to starał się mu przekazać tatuażysta, zostawiając mu tę nić? Czy mimo że teraz był zmuszony zniknąć, prędzej czy później znowu się odnajdą?
***
Młody CEO uniósł wzrok i spojrzał nerwowo na wyświetlacz odliczający kolejne pokonane piętra. Był już niemal na sześćdziesiątym piętrze siedziby TJE, więc do końca zostało jeszcze tylko kilka. Zacisnął więc mocniej palce na bransoletce, którą zostawił mu Tae, po raz kolejny czując, że jego serce rozpada się na milion drobnych kawałków na samą myśl o tatuażyście. Był pewny, że za jego zniknięciem musiało kryć się coś więcej. Wiedział, że Taehyung nie wyjechałby tak bez słowa. Nie wyrywałby Jae z przedszkola i nie wywoziłby go do obcego kraju dla swojego widzimisię.
Ktoś musiał go do tego zmusić...
Gdy wysoki dźwięk oznajmił w końcu przybycie na wybrane piętro, ruszył biegiem w głąb budynku. Mijając recepcję TJE, dostrzegł recepcjonistkę jego ojca. Na jego widok dziewczyna wybiegła zza kontuaru i ukłoniła się mu nisko.
— Panie Jeon — pisnęła. — Nie spodziewałam się, że pan wróci jeszcze do biura — dodała, wyraźnie zaskoczona jego obecnością.
Faktycznie wyszedł dzisiaj sporo wcześniej z biura, a dodatkowo gdy wychodził, powiedział jej, że gdyby jego ojciec czegoś potrzebował, będzie pod telefonem, co sugerowało, że nie ma najmniejszego zamiaru tu wracać.
— Gdzie jest Lisa? — zapytał, lekceważąc jej pytanie.
Dziewczyna uniosła prawą brew, wyraźnie zaskoczona jego pytaniem i uważnie zmierzyła go od stóp do głów. Chyba nigdy wcześniej nie był w biurze, wyglądając tak, jak w tej chwili. Jego ciemne włosy były w lekkim nieładzie przez to, że drogę z auta do biurowca pokonał, biegnąc. Wciąż miał na sobie to samo ubranie, w którym wybiegł z mieszkania. Rękawy jego białej koszuli były podwinięte niemal do łokci, eksponując silne przedramiona. Górne guziki koszuli były rozpięte, a jej poły rozchylone, ukazując smukłą szyję i linię obojczyków. Nie przejmował się już nawet tym, że teraz każdy może zobaczyć malinki, które zostawiły wargi tatuażysty, kiedy kilka dni temu brali razem prysznic. Czarny krawat, który zawsze krępował jego szyję, gdy przychodził do biura, teraz wystawał z lewej kieszeni jego spodni.
— Pana narzeczona... — zaczęła dziewczyna, ale gdy zreflektowała się, co takiego powiedziała, uśmiechnęła się przepraszająco i odchrząknęła cicho. — Panienka Lisa jest teraz na zebraniu z pana ojcem i inwestorami z Japonii.
— Gdzie jest to zebranie? — zapytał twardo, ruszając dalej w głąb korytarza. — Są w sali konferencyjnej? — to mówiąc, wskazał na zamknięte drzwi na końcu korytarza.
Asystentka przez chwilę milczała, jakby zastanawiała się, czy powinna powiedzieć mu prawdę. Była wyraźnie zaniepokojona jego wyglądem i zachowaniem, ale miał to gdzieś. Wiedział, że jeśli dziewczyna mu nie odpowie, nie zawaha się, by sprawdzić każdy gabinet i znaleźć Lisę. Kiedy dziewczyna w końcu skinęła, potwierdzając jego przypuszczenia, ruszył szybko przed siebie, pokonując korytarz w długich, sprężystych krokach.
— Ale... Panie Jeon! — zawołała asystentka, ruszywszy w jego ślady. — N-nie może pan tam wejść! — zaprotestowała. — Pana ojciec powiedział, że to bardzo ważni inwestorzy i polecił, żeby nikt im nie przeszkadzał — wyjaśniła, wbiegając przed niego, by stanąć między nim a drzwiami do sali konferencyjnej.
Jeongguk prychnął pod nosem, wyraźnie rozbawiony tym, że asystentka ojca zabrania mu wejść do środka. Uniósł dłoń i przesunął palcami po swoich ciemnych, zmierzwionych wiatrem włosach, po czym spojrzał jej prosto w oczy.
— W takim razie... Patrz uważnie — polecił, po czym bez wahania pchnął drzwi, otwierając je z impetem i wszedł do środka, nie fatygując się nawet, by zamknąć je za sobą. Miał gdzieś, czy ktoś więcej będzie świadkiem tej konfrontacji. Zachowanie pozorów było teraz ostatnie na jego liście.
Gdy tylko przekroczył próg, oczy wszystkich zebranych zwróciły się w jego stronę. Przy stole konferencyjnym siedziało kilka obcych osób, których wcześniej nie miał okazji poznać. Jak się domyślił, byli to ci inwestorzy, o których wspomniała asystentka. Rozpoznał jedynie jednego z nich. Był to Haruto Matsuyama, przedstawiciel filii TJE w Japonii, pod którego skrzydłami pracowała jego była narzeczona, podczas swojego pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni. Po przeciwnej stronie siedział jego ojciec i brat, a obok nich ta, z którą chciał się skonfrontować — Lisa.
— Jeongguk, co tu robisz? — zapytał jego ojciec, wyraźnie zaskoczony jego wtargnięciem i niecodziennym wyglądem. Widząc go, odruchowo odłożył dokumenty na stół i podniósł się ze swojego miejsca.
Brunet jednak zlekceważył jego słowa, ruszając w stronę Lisy. Dziewczyna spojrzała na niego, mierząc go od stóp do głów swoim badawczym wzrokiem. Nie wyglądała jednak na tak zaskoczoną jego widokiem, jak pozostali ludzie zebrani w sali konferencyjnej. Mógłby nawet przysiąc, że kąciki jej warg uniosły się nieznacznie na jego widok, jakby jego cierpienie sprawiało jej przyjemność.
— Co mu zrobiłaś?! — zapytał, wyraźnie uniesionym głosem.
— Ależ nie wiem, o czym mówisz, kochanie — odpowiedziała słodkim głosem dziewczyna, uśmiechając się do niego uroczo.
I po raz pierwszy w życiu Jeongguk miał ochotę zrobić coś, by zmazać ten sztuczny uśmiech z jej twarzy.
— Gguk, co ty robisz? — skarcił go ojciec, spoglądając nerwowo po zebranych. — Mamy teraz ważne spotkanie, to nie czas na dyskusje z narzeczoną...
— To nie jest moja narzeczona! — poprawił go podniesionym głosem. — Taehyung zniknął, a ja wiem, że ona miała z tym coś do czynienia... — wyjaśnił, już nie patrząc na ojca. Teraz jego spojrzenie utkwione było jedynie w tych różowych wargach Lisy, ozdobionych okrutnym uśmiechem. — Co mu powiedziałaś? Groziłaś mu? Wiem, że to na pewno przez ciebie.
Lisa odepchnęła się od stołu i wstała ze swojego miejsca. Zrobiwszy krok w jego stronę, ponownie zmierzyła go od stóp do głów, patrząc na niego z pogardą.
— Ostrzegałam cię, że prędzej czy później to się tak skończy, ale ty mnie nie słuchałeś — powiedziała, dumnie unosząc brodę. — Taehung od samego początku się tobą bawił. Może po prostu już mu się znudziłeś... — dodała, wzruszając ramionami, po czym zaśmiała się, jakby właśnie powiedziała coś zabawnego.
— To nieprawda i oboje dobrze o tym wiemy! Wiem, że to twoja sprawka! Co, żeś zrobiła? Groziłaś mu? Szantażowałaś czymś? Wymyśliłaś jakieś nowe kłamstwo, żeby nas rozdzielić? — dopytywał.
Jego głos wciąż był podniesiony. Nie potrafił się uspokoić. Czuł, że całe jego ciało drży i normalnie byłby tym zawstydzony, ale teraz to nie miało znaczenia. Miał gdzieś to, co pomyślą o nim ci wszyscy ludzie.
— Jeongguk! — skarcił go nagle ojciec, starając się przywołać go do porządku. Słysząc swoje imię, spojrzał na mężczyznę i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że Jiseok stoi jedynie na krok od niego. — To nie jest ani czas, ani miejsce na takie dyskusje — powiedział do niego, zniżając głos. Mimo że nie podnosił głosu, jego słowa brzmiały bardzo surowo, jakby dawał reprymendę nieposłusznemu dziecku. — Porozmawiacie, jak skończymy spotkanie — dodał, spoglądając w stronę Japończyków i uśmiechnął się do nich przepraszająco.
Wyglądał na tak zawstydzonego jego zachowaniem, że Jeongguk przez chwilę miał chęć się roześmiać. Mógł się spodziewać tego, że stwarzanie pozorów będzie dla jego ojca ważniejsze niż to, że ktoś właśnie wyrwał z piersi jego serce i rozerwał je na drobne kawałki.
— Mam gdzieś to, kto nam się przygląda i kto przysłuchuje się naszej rozmowie! Wiem, że to przez nią Taehyung zniknął... — odpowiedział bez wahania. — Ja muszę go znaleźć... — wyznał. Gdy wymawiał te słowa, jego głos się załamał i w duchu przeklął się za to. Nie chciał, żeby Lisa wiedziała, jak bardzo złamała go tym, co zrobiła. Przeniósł na nią wzrok i spojrzał jej prosto w oczy. — Możesz kłamać, ale ja i tak wiem, że to ty stoisz za tym wszystkim. Jeśli liczysz na to, że jeśli Taehyung zniknie, to wrócimy do siebie, to cholernie się mylisz. Nigdy nie będziemy razem.
— Nie miałam z tym nic wspólnego. To on cię zostawił. Dokładnie tak, jak przewidziałam to od samego początku.
— Wiem, że to ty i przysięgam, że jeśli dowiem się, że maczałaś w tym palce, zabiję cię gołymi rękami! — warknął. Nie należał do agresywnych ludzi, ale w tej chwili gotowy był ją rozszarpać.
— Gguk! Dość tego! — zawołał Jiseok. — Odsuń się od Lisy i skończ to przedstawienie! Teraz!
— Wyjdę stąd, dopiero gdy ona wyzna prawdę! — rzucił, wskazując palcem w kierunku Lisy. — Co, do kurwy, żeś mu zrobiła?!
— Jeongguk!? Koniec z tym! — krzyknął pan Jeon, głosem nieznoszącym sprzeciwu. — Jeśli zaraz stąd nie wyjdziesz, będę zmuszony wezwać ochronę — zagroził mężczyzna.
— Masz zamiar wezwać ochronę na swojego syna? — zapytał z niedowierzaniem brunet, zwracając się ponownie w stronę ojca.
Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Kątem oka dostrzegł, że Seokjin wstał ze swojego miejsca i zbliżył się w ich stronę, jakby chciał załagodzić tę sytuację, ale dla niego już nic nie miało sensu.
— Tato! — powiedział Seokjin. Jego głos brzmiał bardziej jak błaganie, jakby obawiał się, do czego może doprowadzić ta rozmowa.
— Wiesz, przez ostatnie dziesięć lat starałem się wynagrodzić ci to, co się stało. Starałem się odpokutować to, że w tym wypadku zginęła ona, a nie ja — wyznał nagle Jeongguk, zwracając się do ojca. — Chyba myślałem, że jeśli będę spełniać wszystkie twoje oczekiwania, w końcu któregoś dnia powiesz, że jesteś ze mnie dumny, że chociaż trochę mnie kochasz pomimo tego, co się stało i kim jestem. Zabrałem cię do mojego świata. Pokazałem ci, dlaczego go kocham, chociaż wiedziałem, że tak się obnażając, mogę się narazić na ogromny cios, ale zrobiłem to, bo miałem nadzieję, że jeśli kiedykolwiek dojdzie do takiej konfrontacji jak ta, staniesz po mojej stronie. Tak bardzo się myliłem... To śmieszne, bo ja zawsze robiłem wszystko, żebyś mnie pokochał, ale ty znowu wybierasz ją... Kogoś, kto właśnie wyrwał mi serce i zdeptał je swoim dziesięciocentymetrowym obcasem szpilek od Louboutina kupionych za nasze pieniądze...
— Jeongguk, to nie czas ani miejsce na rozstrzyganie, kto mówi prawdę. Jestem pewny, że Lisa nie zrobiłaby nic, żeby cię skrzywdzić — odpowiedział mężczyzna.
Jeongguk zaśmiał się smutno. Na kilka sekund jego spojrzenie powędrowało w stronę brata i Seokjin mógłby przysiąc, że jego oczy się zaszkliły. Młody CEO szybko jednak odwrócił wzrok, jakby nie chciał, żeby ktoś wiedział, jak bardzo zabolały go słowa i postawa ojca. Mógł się tego spodziewać. Dobrze wiedział, że Jiseok ufał, że Lisa jest dobra i że go kocha.
Brunet ruszył w kierunku stołu, chwycił z blatu jedną z kartek i zaczął szybko coś na niej pisać. Czuł na sobie wzrok wszystkich zebranych, ale nie miał zamiaru tłumaczyć swoich czynów. Gdy skończył, chwycił kartkę w swoje palce i zbliżył się do ojca. Ostatni raz spojrzał na to, co napisał na białym papierze, po czym wyciągnął kartkę w stronę mężczyzny.
— Co to jest? — zapytał Jiseok, spoglądając na kartkę papieru, którą trzymał jego syn, by po chwili ponownie odszukać spojrzenie tęczówek w kolorze gorącej czekolady.
— Pamiętasz, co ci powiedziałem, kiedy byliśmy w parku? — odpowiedział brunet pytaniem na pytanie, chociaż był pewny, że z pewnością jego ojciec dobrze pamięta te słowa. — To jest moje wypowiedzenie — wyjaśnił pewnym głosem. — Rezygnuję ze swojego stanowiska i z pracy w tej firmie — dodał, po czym przeniósł wzrok na brata i uśmiechnął się łagodnie. Jego uśmiech jednak zatrzymał się poniżej linii ciemnych oczu. — Gratuluję, braciszku. Chyba właśnie zostałeś nowym CEO The Jeon Electronics.
— Gguk, proszę, nie rób tego... — powiedział cicho starszy z braci, robiąc krok w jego stronę, jakby chciał go powstrzymać przed wręczeniem dokumentów ojcu. Gdy jednak zobaczył, że Jiseok wziął od Jeongguka jego wypowiedzenie, spojrzał wprost na niego i pokręcił głową. — Ojcze... — wydusił, chcąc w jakiś sposób wpłynąć na nieugiętą dotąd postawę ojca. — Nie pozwól mu tak odejść...
— Gguk już nie jest dzieckiem, Jin. Jeśli chce odejść z tej firmy, droga wolna... — odpowiedział Jiseok twardym, niemal beznamiętnym głosem. — Nie mam zamiaru go powstrzymywać i tłumaczyć, ile ta firma znaczy dla naszej rodziny — dodał, najwyraźniej nie mając zamiaru się ugiąć. — Jeśli ma zamiar porzucić wszystko, na co pracował przez kilka lat, dla tego chłopaka, którego ledwo zna, niech tak będzie...
— T-tato... Jeongguk to twój syn... — jęknął Seokjin, wyraźnie nie dowierzając, że to, co stoczyło się z ust ojca, to naprawdę to, co mężczyzna myśli.
Był przekonany, że przez ich ojca przemawia jedynie urażona duma. Jiseok nigdy nie należał do ludzi, którzy prosiliby kogoś o cokolwiek. Nawet własnego syna. Wszystko, co miał, wypracował samodzielnie swoją ciężką pracą.
Był zbyt dumny, by prosić Jeongguka, by został.
Ale on czuł, że jeśli teraz ich ojciec nie zatrzyma jego brata, obydwaj mogą go stracić...
— Nie przejmuj się, Jin — uspokoił go Jeongguk, zanim zdążył zaprotestować po raz kolejny, starając się w jakichś sposób wpłynąć na decyzję ojca. — I tak nigdy nie chciałem być prezesem tej firmy, a teraz i tak to już nie ma żadnego znaczenia... Chyba najwyższy czas, żebym w końcu zawalczył o siebie... A jeśli nikt nie ma zamiaru stanąć po mojej stronie, będę zmuszony zrobić to sam... — wyjaśnił, po czym ponownie spojrzał na ojca. Czuł, że oczy zaczynają go piec od naporu łez, ale wiedział, że to słuszna decyzja. Wciągnął więc do płuc haust powietrza i drżącym głosem wyznał coś, co niemal rozdarło jego serce: — Nie chcę już być częścią tej firmy i częścią tego świata, a skoro ty, zdecydowałeś się stanąć po stronie Lisy... Nie chcę też być częścią tej rodziny... Robiłem wszystko, żebyś mnie pokochał i żebyś był ze mnie dumny... Rezygnowałem z tak wielu rzeczy... Ale z niego nigdy nie zrezygnuję... — to powiedziawszy, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wciąż otwartych drzwi sali konferencyjnej.
W progu dostrzegł asystentkę ojca, obok której stało dwóch rosłych mężczyzn. Od razu rozpoznał w nich zatrudnioną przez TJE ochronę. Mimowolnie prychnął pod nosem. Odwrócił się jeszcze raz w stronę zebranych i rozejrzał się po wnętrzu sali konferencyjnej, jakby po raz ostatni chciał zapamiętać, jakie to uczucie być w siedzibie tak znanej firmy.
— Wiem, że Taehyung mnie kocha i nie zniknąłby bez słowa, gdyby nie został do tego zmuszony.... Prędzej czy później dowiem się, co takiego zrobiłaś, Jiwon — powiedział twardo, patrząc na swoją byłą narzeczoną. — Więc lepiej ciesz się całym tym blichtrem, póki możesz, bo kiedy dowiem się prawdy, przysięgam, że wtedy będziesz skończona... — zagroził, po czym ostatni raz spojrzał na ojca. — Nie musicie fatygować ochrony, znajdę drogę do wyjścia... — rzucił, po czym ponownie odwrócił się na pięcie i szybko opuścił biuro, wymijając stojącą w drzwiach ochronę.
***
Gdy Jeongguk był w stanie w końcu się poruszyć, było już niemal ciemno. Nie wiedział nawet, jak długo tu siedział. Gdy wyszedł z siedziby TJE, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Skierował się do domu, ale nie potrafił się zdobyć na to, by wejść do pustego mieszkania. Zaparkował więc swojego czarnego Mercedesa pod blokiem i po prostu siedział tak w ciszy, wpatrując się w swoje pokryte bliznami dłonie, zaciśnięte na czarnym obiciu kierownicy.
Czuł się pusty.
Tak cholernie pusty jak jeszcze nigdy w życiu. W jednej chwili stracił wszystko... Mężczyznę, którego kochał tak mocno, że bez niego już nie potrafił oddychać. Jae, którego traktował, jak własne dziecko i marzył, by być jego ojcem i patrzeć, jak chłopiec dorasta. Ojca, który był praktycznie jego jedyną rodziną i dla którego poświęcił tak wiele.
W końcu rozluźnił uchwyt swoich dłoni i przeczesał palcami ciemne loki. Tym razem nawet nie spoglądał na swoje odbicie. Wiedział, że i tak pewnie wygląda podobnie, jak się czuł, a czuł się okropnie. Wciągnął do płuc haust powietrza i wyciągnął dłoń, by otworzyć drzwi i wysiąść z auta. Drogę do domu pokonał niemal jakby w transie, wspinając się po schodach z dziwnym ciężarem na ramionach. Z każdym kolejnym krokiem ucisk w jego piersi się nasilał, jakby jego ciało podświadomie reagowało na to, co zobaczy, gdy w końcu otworzy drzwi.
Gdy dotarł na miejsce, wsunął klucz do zamka i powoli przekręcił go. Nie otworzył jednak drzwi od razu. Przez chwilę stał pod mieszkaniem z palcami zaciśniętymi wokół klamki, nie mogąc się zdobyć na to, by wejść do środka. Dopiero po dłuższej chwili w końcu nadusił klamkę i otworzył drzwi na tyle, by móc wejść.
Niepewnie przekroczył próg mieszkania i zamknął ostrożnie drzwi. Gdy się odwrócił, dostrzegł obraz, który namalował dla Tae, wciąż stojący w tym samym miejscu, gdzie zostawił go po powrocie do domu. Zbliżył się w jego stronę i, pochyliwszy się, wziął obraz w ręce, po czym skierował się do sypialni. Nie zatrzymał się w niej jednak, od razu pokonał cały pokój i wszedł do studia.
Zapalił światło, pozwalając, by pomieszczenie zalało ciepłe, żółte światło i wsunął się głębiej. Postawił obraz na sztaludze, która znajdowała się na środku studia i zdjął płótno, którym zabezpieczył obraz przed zniszczeniem. Jego oczom ponownie ukazały się sylwetki dwójki mężczyzn, trzymających się za ręce na plaży na Jeju. Ich ciała skąpane w promieniach wschodzącego słońca.
Jeszcze kilka godzin temu zdawało mu się, że to wydarzyło się tak niedawno, teraz wydawało mu się, że to wszystko działo się wieki temu...
Jakby w innym życiu...
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Pustym. Tak jak jego życie...
Bez niego. Bez nich...
Zrobiło mu się dziwnie zimno, mimo że temperatura była dosyć wysoka i odruchowo otoczył swoje ciało ramionami, kuląc się. Zdawało mu się, że brakuje mu powietrza i czuł, że za chwilę po prostu się rozpłacze, bo rozpacz dosłownie wylewała się z niego, przez każdą nawet najmniejszą komórkę ciała. Gdy jego ciało zaczęło mimowolnie dygotać, zdawało mu się, że za chwilę nogi odmówią mu posłuszeństwa, więc oparł się o ścianę, a po chwili po prostu osunął się w dół, siadając na zniszczonych panelach pracowni.
Czuł się pusty, tak cholernie odrętwiały. To wyjątkowe uczucie, które ich połączyło, to życie, które dzielili przez te wszystkie tygodnie, ta intymność, ta miłość...
Wszystko zniknęło...
Taehyung, ten wspaniały mężczyzna, w którym się zakochał, zniknął, a on nie wiedział, jak sobie z tym poradzić.
Wydawało mu się, że bez niego umrze. Zniknie.
Niemal odruchowo wsunął dłoń do kieszeni spodni i ostrożnie wyjął niewielkie pudełeczko, które tam wsunął, po spotkaniu z przyjaciółmi. Przez chwilę bawił się nim, sunąc opuszkami palców po aksamitnym obiciu, zbierając w sobie odwagę, by unieść wieczko. Nie wiedział nawet, ile czasu to trwało, w końcu jednak otworzył pudełeczko i przeniósł wzrok na to, co znajdowało się wewnątrz...
To miał być jeden z najpiękniejszych dni w jego życiu, a tymczasem siedział na podłodze w pustej pracowni, dokładnie w miejscu, gdzie miał zamiar wręczyć ten prezent mężczyźnie, bez którego nie chciał i nie potrafił już żyć...
Sam. Tak cholernie sam.
— Znajdę cię, Tae... — szepnął, wpatrując się w przedmiot, który trzymał w swoich smukłych palcach. — Przysięgam, że znowu cię znajdę. Nawet jeśli zajmie mi to sto lat...
***
Ayashee:
I jak myślicie, co się teraz stanie z naszymi Taekookami?
Czy Lisa naprawdę ma coś do czynienia ze zniknięciem Tae?
Czy Jeongguk postąpił słusznie, rezygnując ze stanowiska CEO i odcinając się od rodziny?
Jakie to będzie miało konsekwencje?
Jak myślicie, o czym Jeongguk rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi na początku rozdziału?
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top