56. I'M IN LOVE WITH A MONSTER

To Jiwon. To Jiwon — brzmiało w głowie Jeongguka, a wszystko wokół wirowało. Zdawało mu się, że głos Taehyunga dobiega z dna studni, a on topi się, nie potrafiąc się wydostać na powierzchnię, by zaczerpnąć tchu.

Przenosił wzrok z Lisy na Taehyunga, chcąc znaleźć odpowiedzi na milion pytań, które w jednej chwili dosłownie zalały jego umysł, ale nie był w stanie uformować żadnych logicznych zdań. Jedyne, co udało mu się wydusić, to żałośnie brzmiące zaprzeczenie:

— T-to nie może być prawda...

Gdy tylko te słowa stoczyły się z jego ust, Lisa wyszarpała rękę z dłoni tatuażysty i zbliżyła się do niego. Złapała za jego ciemną bluzę, zaciskając na niej swoje palce i spojrzała mu prosto w oczy.

— On cię oszukuje, Jeonggukie — powiedziała szybko. — Znasz mnie. Jestem Lisa. Jestem twoją narzeczoną. W sobotę się pobieramy... — kontynuowała, ale Jeongguk niemal odruchowo uniósł własne dłonie, zacisnął je na jej nadgarstkach i odciągnął jej ręce od siebie, wyswobadzając się z jej uścisku. Zrobił krok w tył, tworząc między nimi większy dystans, jakby nie mógł znieść tej bliskości.

— P-proszę, powiedzcie mi, że to nieprawda. To nie może być prawda... — powtórzył, czując, że jego ciało zaczyna drżeć z nadmiaru emocji.

— To nieprawda, kochanie — odpowiedziała dziewczyna. — On chce nas skłócić. Na pewno uknuł to wszystko.

— Jiwon, przestań w końcu kłamać! — warknął tatuażysta. — Skończ już z tym. On zasługuje na prawdę.

— I kto to mówi? — prychnęła dziewczyna, przenosząc wzrok na czerwonowłosego mężczyznę. — Jestem pewna, że już mu nakłamałeś na mój temat. Przedstawiłeś mu swoją łzawą historyjkę o tym, jak twoja ukochana cię porzuciła, hm?

— L-Lisa... Czy to prawda? Kim ty jesteś? — spytał Jeongguk.

Dziewczyna ponownie odwróciła twarz w jego stronę. Przez chwilę jedynie na niego patrzyła, jakby zastanawiała się, czy powinna powiedzieć prawdę. W końcu wciągnęła do płuc haust powietrza, zatrzymując tlen w płucach, by w końcu rozchylić wargi i wyznać coś, co ukrywała od ponad trzech lat.

— Nazywam się Jiwon Lalisa Hwang. Manoban to panieńskie nazwisko mojej matki.

Jeongguk rozchylił wargi, jakby chciał o coś zapytać, ale nie był w stanie wydusić ani słowa. Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Jak mógł być tak ślepy? Jak mógł żyć z kimś przez ostatnie trzy lata i nie zauważyć, że dziewczyna prowadzi podwójne życie.

— Urodziłam się i wychowałam w Daegu, chociaż moja matka pochodziła z Tajlandii. Byłam jeszcze małym dzieckiem, gdy zachorowała i zmarła. Od tego czasu zajmował się mną ojciec. Chociaż ciężko nazwać to „zajmowaniem się". Mój ojciec był alkoholikiem. Wciąż jest. O ile nie zapił się do tego czasu. Zerwałam z nim kontakt, odkąd wyjechałam do Seulu ponad cztery lata temu — zaczęła opowiadać, w końcu przerywając milczenie.

— M-mówiłaś, że wychowałaś się w domu dziecka, a twoja matka adopcyjna zmarła... — powiedział Jeongguk, przywołując w myślach historię, którą dziewczyna opowiadała mu oraz wszystkim swoim znajomym od początku ich znajomości.

— Lepiej było mówić, że jestem sierotą, niż że mam ojca pijaka. On i tak nigdy się mną nie interesował. Nie raz chodziłam głodna, miałam dziurawe buty. Zapytaj się Tae, ile razy jego matka dawała mi jedzenie albo pieniądze na nowe ubranie... — wyznała. Gdy to mówiła, jej oczy niemal płonęły z gniewu. — Nie mogłam się doczekać, aż w końcu będę pełnoletnia i wyrwę się z tego zapyziałego, śmierdzącego alkoholem domu. Marzyłam o tym, że w końcu będę mieć lepsze życie, że zdobędę wykształcenie, będę robić karierę i zarobię tyle pieniędzy, że nie będę już nigdy głodować ani zastanawiać się, czy jeśli kupię sobie nowe buty, to jutro będę miała co jeść. A Taehyung obiecywał mi, że zdobędzie dla mnie to wszystko. Obiecywał, że razem będziemy szczęśliwi. Więc gdy tylko skończyłam szkołę, spakowałam swoje najcenniejsze rzeczy i wyjechaliśmy razem do Seulu. Mieliśmy skończyć tutaj studia i rozpocząć kariery, ale okazało się, że jestem w ciąży i w jednej chwili wszystko się zepsuło.

Lisa zamilkła, jakby potrzebowała chwilę, by opanować swoje emocje. Jeongguk wciąż stał naprzeciw niej, niemal nie oddychając. Nie potrafił się poruszyć. Podobnie jak Taehyung, który również stał w tym samym miejscu, w którym znajdował się chwilę temu. Obydwaj mężczyźni wpatrywali się w nią, pozwalając, by to dziewczyna wyjawiła skrywaną dotąd prawdę.

— Nie chciałam tego dziecka — powiedziała nagle Lisa, a jej słowa odbiły się echem i opadły ciężko na bruk pod jej eleganckimi butami od Louboutina na dziesięcio-centymetrowym obcasie. — Chciałam usunąć ciążę, ale Taehyung namówił mnie, żeby tego nie robić. Powiedział mi, że sobie poradzimy, że nam się uda. Wmawiał mi, że będziemy szczęśliwą rodziną i inne podobne bzdety, ale wcale tak nie było. Mały płakał po nocach, wszędzie tylko pieluchy, mleko, papki do jedzenia. Nie mieliśmy na nic czasu. Nie mogłam nigdzie wyjść, bo wszystkie pieniądze szły na dziecko. Ledwo udawało nam się związać koniec z końcem. Zalegaliśmy z czynszem za mieszkanie, z czesnym za studia... I im dłużej to trwało, tym bardziej nienawidziłam swojego życia. Dusiłam się. I wtedy poznałam Rose. Była taka piękna, zawsze modnie ubrana, kupowała, co chciała i kiedy tylko chciała. Ona miała dokładnie takie życie, jakiego ja zawsze pragnęłam. Zaprzyjaźniłyśmy się i ona wprowadziła mnie do swojego świata, przedstawiła mnie swoim znajomym, zabierała mnie do najmodniejszych klubów i do najdroższych restauracji. Nie raz kupowałam sukienki w drogich butikach, by móc się ubrać w jakieś modne ubranie, a po imprezie zwracałam je, bo nie było mnie na nie stać. Na studiach używałam imienia Lisa, bo Jiwon było zbyt pospolite. Wróciłam też do panieńskiego nazwiska matki, by przypadkiem mój ojciec mnie nie odnalazł. A po pewnym czasie Rose powiedziała mi o tym, że twój ojciec poszukuje recepcjonistki. Wynagrodzenie znacznie przewyższało moje oczekiwania, więc od razu się zgodziłam. Twój ojciec był wspaniały, a gdy powiedziałam mu, że jestem z domu dziecka, traktował mnie niemal jak własną córkę. Mój ojciec nigdy tak mnie nie traktował. Uwielbiałam tę pracę i dawałam z siebie wszystko, żeby Jiseok był ze mnie dumny. Myślałam, że może jak będę dobrze pracować, to uda mi się awansować i w końcu zacznę robić karierę, ale kiedy otworzyła się przede mną perspektywa kariery i w końcu miałam znajomych, z którymi mogłam imprezować i spędzać miło czas, Taehyung postanowił rzucić studia i zacząć pracę z jakimś szemranym typem. Między nami zaczęło się jeszcze bardziej psuć. Miał ciągle do mnie pretensje, że wychodzę, że nie zajmuję się wystarczająco dzieckiem. Nie było dnia, żebyśmy się nie kłócili. I wtedy pojawiłaś się ty... Przystojny, bogaty, mądry... Byłeś idealny.

Jeongguk przestąpił z nogi na nogę, czując, jak wnętrzności podchodzą mu do gardła na te słowa. Pamiętał, jak kiedyś Taehyung wyznał mu, że podejrzewał, że na krótko przed rozpadem ich związku, Jiwon kogoś poznała. Na samą myśl, że to mógł być on, było mu niedobrze. Przeniósł wzrok na Tae i na krótką chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały, szybko jednak znowu odszukał spojrzenie Lisy, jakby obawiał się, że może mu umknąć coś ważnego.

— Byłeś jak rycerz na białym koniu. Jak wszystko, o czym marzyłam. Kiedy w końcu zaprosiłeś mnie na pierwszą randkę, byłam wniebowzięta. Po naszej trzeciej randce, gdy kochaliśmy się na kanapie w twoim apartamencie, nie miałam już żadnych wątpliwości. Spakowałam swoje rzeczy i wyprowadziłam się. Na początku miałam wyrzuty sumienia. Starałam się odzywać, sprawdzać co z Jae, ale im bardziej poważny robił się nasz związek, tym bardziej zostawiałam tamto życie za sobą. W końcu pozwoliłam Jiwon umrzeć, a zamiast niej narodziła się Lisa kobieta, którą od zawsze pragnęłam być...

— A Jae? — wydusił w końcu Jeongguk. — To twój syn... Jak mogłaś... Jak mogłaś go porzucić? Jak mogłeś... — urwał, nie mogąc uwierzyć, że to, co właśnie usłyszał, to prawda. — Jeeezu... — jęknął i, wsunąwszy dłoń w swoje włosy, zaczesał ciemne kosmyki do tyłu. — Czemu nigdy nie powiedziałaś mi, że masz syna?

— Bo wiedziałam, że gdy to zrobię, będziesz chciał bawić się w tatusia, a ja nigdy nie chciałam być matką. To był błąd. Ale ty... Ty nigdy nie byłeś błędem. Wszystko, co nas łączyło było prawdzie... Kochałam cię. Wciąż cię kocham... — to mówiąc, blondynka zrobiła krok w jego stronę, ponownie zmniejszając dzielący ich dystans. Wspiąwszy się na palce, chwyciła jego twarz w swoje dłonie. — Kocham cię, Jeonggukie i wiem, że ty też mnie kochasz... — szepnęła wprost w jego wargi, ale młody CEO chwycił jej dłonie i odciągnął je od swojej twarzy.

— L-Lisa... — wydusił, przez zaciśnięte gardło, po czym szybko zwilżył wargi. — J-Jiwon — poprawił się, wciąż nie wiedząc, jak właściwie powinien się do niej zwracać. — A-albo jakkolwiek się nazywasz... Ja nawet nie wiem, kim ty jesteś. Od ponad trzech lat mnie okłamujesz...

— Ależ wiesz, kim jestem. Jestem twoją Lisą. Twoją narzeczoną. W sobotę się pobieramy... — mówiła nerwowo dziewczyna. — To on namieszał ci w głowie! — to mówiąc, wskazała palcem w stronę tatuażysty, jednocześnie patrząc na niego gniewnym wzrokiem. — Odeszłam od niego i dlatego się na mnie mści. On chce nas skłócić. Rozdzielić...

Taehyung prychnął na jej słowa, po czym przesunął dłonią po swoich ognisto czerwonych włosach. Wciąż nie wiedział, jak właściwie powinien się czuć ze świadomością, że Lisa i Jiwon to jedna i ta sama osoba. Nigdy w życiu by się tego nie spodziewał. Czuł niemal bolesną potrzebę, by zapalić, ale nawet nie był w stanie sięgnąć papierosów.

— Co ty wygadujesz? — zapytał, chociaż to wcale nie brzmiało jak pytanie. — Nie miałem pojęcia, gdzie się podziewasz. Od trzech lat nie miałem z tobą żadnego kontaktu. Nie wiedziałem nawet, czy wciąż jesteś w Seulu.

— Na pewno wiedziałeś, gdzie jestem i z kim się spotykam! — odpowiedziała Lisa, podnosząc głos. Gdy to mówiła, jej ciało od razu zwróciło się w stronę tatuażysty. — Nie mogłeś przeżyć tego, że cię dla niego zostawiłam! To dlatego postanowiłeś rozbić nasz związek, prawda?! Miałeś obsesję na moim punkcie. Chciałeś mieć mnie tylko dla siebie, ale ci się nie udało, więc postanowiłeś się zemścić...

— To niedorzeczne. Mam gdzieś, z kim się spotykasz, Jiwon. Nasz związek rozpadł się ponad trzy lata temu...

— Jasne — prychnęła dziewczyna. — Za dobrze cię znam, żebyś mógł mnie oszukać. Mogłeś oszukać Gguka, ale nie mnie. Jesteś perfidnym sukinsynem, który chce mnie zniszczyć! — krzyknęła, po czym ponownie przeniosła wzrok na młodego CEO. — Nie wiem, co on ci naopowiadał i naobiecywał, ale to wszystko kłamstwa. To perfidny manipulator i patologiczny kłamca. Kiedy powiedziałam mu, że odchodzę, wściekł się. Groził mi. Pamiętasz, mówiłam ci o tym. On mnie uderzył, Gguk. Zastraszał mnie...

— Co?! O czym ty mówisz, Jiwon? — odpowiedział szybko Kim. — Nigdy cię nie tknąłem. Nigdy.

— Ależ tak, wybielaj się teraz! Chcesz, żebym pokazała mu zdjęcia z obdukcji? Wtedy może zmieniłbyś swoje zeznanie! Masz obsesję na moim punkcie. To dlatego zmieniłam nazwisko. Bałam się, że znowu mnie znajdziesz i będziesz chciał zniszczyć moje życie.

Taehyung zwilżył nerwowo swoje wargi i zamrugał kilka razy, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Przesunął ponownie dłonią po swoich ognisto czerwonych włosach, po czym przeniósł spojrzenie na młodego CEO, odszukując spojrzenie jego czekoladowych tęczówek.

— Gguk, ja... — zaczął, ale zamilkł, nie wiedząc, co powiedzieć. — To nieprawda... Ja...

— Co? Teraz brak ci słów?! — syknęła blondynka. — Jeonggukie, kochanie, znasz mnie. Wiesz, że cię kocham. On to robi specjalnie. Chce się na mnie zemścić. Przysięgam, że mówię prawdę. Ja musiałam od niego odejść. On był agresywny. Znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie. Na początku wydawał się słodki i uroczy, ale potem wszystko się zmieniło. Mogę ci pokazać zdjęcia z obdukcji! Mam dowody! I ciebie też oszukuje. On nawet nie jest gejem. Okłamuje cię, żeby wejść między nas i nas skłócić. Wcale mu na tobie nie zależy. To jedynie jego chora gra!

Jeongguk spojrzał na tatuażystę i dostrzegł, że mężczyzna wyraźnie pobladł. Wyglądał na zdenerwowanego słowami Lisy, jakby to, co dziewczyna mówiła, było prawdą i w jednej chwili cała zawartość jego żołądka podeszła mu do gardła. Wiedział, że to niedorzeczne. Taehyung nie byłby w stanie dopuścić się tych wszystkich czynów.

On nigdy nie kłamał.

Kochał go.

A być może to wcale nie była prawda?

Zamrugał kilka razy, starając się zapanować nad atakiem. Czuł, że jego ciało zaczyna dygotać, mimo że było dzisiaj naprawdę ciepło, a dodatkowo jego klatkę piersiową otulała ciepła bluza tatuażysty. Jego dłonie zaczęły się trząść, a w piersi czuł charakterystyczny ból. Słyszał, że Lisa coś mówi, ale już nie był w stanie zrozumieć jej słów. Spojrzał ponownie na Taehyunga i przez chwilę zdawało mu się, że jego usta wyginają się w szyderczym uśmiechu. Wystarczyło jednak, że na kilka sekund opuścił powieki, a gdy je ponownie uniósł, prześmiewczy uśmiech gdzieś zniknął, zmieniając się w troskę. Nie wiedział już, co jest prawdą. Być może to jedynie jego chory umysł zaczynał mu podsuwać nieprawdziwe obrazy, a demony niepokoju szeptać do jego ucha rozmaite teorie. I nagle wszystko wokół zaczęło wirować, a jego oddech stał się nieregularny, urywany.

Usta tatuażysty znowu się poruszyły i wiedział, że chłopak coś do niego mówi, ale nie potrafił zrozumieć jego słów. Taehyung, jakby zorientowawszy się, co się dzieje, zbliżył się szybko w jego stronę i położył dłonie na jego ramionach, zmuszając go, by na niego spojrzał. Jego wargi ponownie się poruszyły, ale Jeongguk słyszał jedynie szum własnej krwi i swój urywany oddech. Zdawało mu się, że spada.

— Gguk, kochanie, spójrz na mnie — powiedział Kim, a jego ciepły, kojący baryton dotarł do niego jakby z oddali. — Gguk, jestem tutaj. Oddychaj... Oddychaj dla mnie...

Jeongguk zamrugał kilka razy, wsłuchując się w ten cudowny głos, jakby nigdy w życiu nie słyszał nic wspanialszego i pozwolił, by po raz kolejny tatuażysta pomógł mu zapanować nad atakiem, przywołując go znad skraju czarnej przepaści. Skinął głową na znak, że go słyszy i odszukał spojrzenie onyksowych tęczówek ukochanego. W jego oczach dostrzegł to, co tak bardzo pragnął odnaleźć w tych wszystkich kłamstwach — prawdę. Jego spojrzenie było szczere, przepełnione nieukrywaną troską i miłością, którą widział w jego oczach za każdym razem.

Dopiero po długiej chwili jego oddech wyrównał się na tyle, że był w stanie ponownie się poruszyć. Wysunął język i przesunął nim po swojej dolnej wardze, zwilżając jej spękaną powierzchnię. Wciąż czuł charakterystyczny ból w klatce piersiowej, ale powoli jego ciało zaczynało się rozluźniać.

— Przecież on tobą manipuluje — zawyrokowała Lisa, śmiejąc się pod nosem. — Nie widzisz tego? On to wszystko uknuł, Gguk. Wykorzystuje twoją naiwność, żeby nas rozdzielić. Nie zależy mu na tobie. On jedynie chce zrobić mi na złość... — tłumaczyła dalej.

Tatuażysta posłał krótkie spojrzenie w jej stronę, jednak szybko ponownie przeniósł na niego swój wzrok, nie dając się jej sprowokować. Jego silne, wytatuowane dłonie wciąż spoczywały na ramionach młodego CEO.

— Kochanie... Już jest okay? — spytał, wciąż wyraźnie przejęty zaistniałą sytuacją, a Jeongguk ponownie skinął.

— T-tak — powiedział, wciąż z trudem łapiąc oddech, a Kim wyraźnie się rozluźnił na jego słowa.

Czerwonowłosy wypuścił głośno powietrze z płuc, jakby i on dotąd je wstrzymywał, ale wciąż nie spuszczał z niego swojego bacznego spojrzenia. Niemal odruchowo wyciągnął dłoń, chcąc pogładzić policzek mężczyzny, ale, ku jego zdziwieniu, Jeongguk cofnął się o krok.

— Gguk? — wydusił zaskoczony tatuażysta.

— Ja... — zaczął Jeon niepewnym głosem. Wysunął język z ust i przesunął nim po swojej dolnej wardze, zwilżając ją, po czym przesunął wzrok na Lisę, by po chwili znowu powrócić spojrzeniem do pięknych, onyksowych tęczówek tatuażysty. — Ja... To za dużo...

— Zawieźć cię do domu? — zapytał Kim, czując, jak jego zdenerwowanie rośnie i przestąpił nerwowo z nogi na nogę.

Spotkanie z Jiwon wyprowadziło go z równowagi. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy, a tym bardziej że okaże się, że cały czas była tak blisko i, co więcej, spotykała się z mężczyzną, którego tak mocno pokochał. Jednak to, co sprawiało, że było mu niedobrze, to myśl, że Jeongguk może uwierzyć w jej kłamstwa i pomyśleć, że ich spotkanie wcale nie było przypadkowe, a była to jedynie jakaś misterna gra.

— N-nie — zaprzeczył brunet. — M-muszę przez chwilę zostać sam. Przemyśleć to wszystko... To... — urwał, starając się pozbierać myśli, chociaż wiedział, że nie będzie w stanie opanować tego chaosu.

— Gguk — szepnął tatuażysta błagalnym tonem, jakby obawiał się, że jeśli pozwoli mu teraz odejść, może go stracić.

Jeongguk rozchylił wargi, by powiedzieć coś jeszcze, ale ponownie je zamknął, jakby nie wiedział, jak wyrazić to, co czuł. Przestąpił nerwowo z nogi na nogę i przełknął z trudem, wciąż czując ten dziwny ucisk w piersi. Czuł, że jeśli zaraz stąd nie pójdzie, udusi się.

— P-przepraszam... M-muszę stąd iść... — powiedział cicho, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, oddalając się najszybciej, jak to możliwe.

— Gguk! — zawołał za nim Kim, ale chłopak nie miał zamiaru się zatrzymać.

Tatuażysta odprowadził go wzrokiem, zastanawiając się, czy powinien dać mu czas, by mógł to wszystko przemyśleć w samotności, czy może jednak powinien za nim podążyć. Zanim jednak zdążył cokolwiek więcej zrobić, do jego uszu wkradł się głośny śmiech Jiwon. Odwrócił się szybko w jej stronę, gromiąc ją swoim wzrokiem.

— Widzę, że nic się nie zmieniłeś przez te trzy lata — powiedziała, wykrzywiając swoje pomalowane na różowo wargi w szyderczym uśmiechu. — Jesteś tak samo żałosny jak wtedy, gdy postanowiłam cię zostawić — dodała, unosząc dumnie brodę, jakby chciała mu zademonstrować, że jest ponad nim.

Taehyung dopiero teraz miał okazję, by uważnie jej się przyjrzeć. Jiwon wyglądała zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widział ją ostatni raz ponad trzy lata temu. Po tamtej dziewczynie nie było ani śladu. Pamiętał dobrze, że tamtego dnia miała na sobie nieco rozciągnięty już sweterek w kolorze pudrowego różu i zwykłe, proste jeansy z jednej z przeciętnych sieciówek. Jej niemal kruczoczarne włosy sięgały do ramion, a twarz zdobiły jedynie naturalne rumieńce. Jej długie rzęsy pokrywała jedna warstwa taniego tuszu, a wargi lśniły od jej ulubionego malinowego błyszczyka za trzy tysiące won, który zawsze kupowała w drogerii, znajdującej się blisko skromnego mieszkania, które wtedy wynajmowali.

Kobieta, która teraz stała przed nim, była niezwykle piękna. Wyglądała niemal jak modelka z okładek magazynów mody. Jej włosy były sporo dłuższe, utlenione na złoty blond i związane w wysokiego kucyka. Ciało zdobiła czarna sukienka. Nie musiał znać się na modzie, by wiedzieć, że to zapewne jedna z drogich kreacji od jakiegoś projektanta. Zamiast zwykłych balerinek, jej stopy zrobiły obcasy na niebotycznym obcasie, które mogłyby go zdeptać, jak karalucha. Usta, teraz wykrzywione w szyderczym uśmiechu, pokrywała warstwa intensywnie różowej szminki, a oczy podkreślał czarny liner. Nie umknęło również jego uwadze, że z jej uszu wisiały jakieś drogie kolczyki, a na palcu spoczywał różowy diament.

Jiwon wyglądała tak, jakby teraz i ona należała do świata, do którego on nie miał i nigdy nie będzie miał dostępu.

Gdyby mijał ją szybko gdzieś na ulicy, pewnie nawet by jej nie rozpoznał. Wyglądała jak jedna z nich, jak jedna z tych bogatych piękności, które zawsze były poza jego zasięgiem.

Wyglądała jak ktoś, w kim taki mężczyzna jak Jeongguk, mógłby się zakochać...

Patrząc na nią teraz i stojąc przed nią w swoich starych trampkach i znoszonej, skórzanej kurtce, poczuł się tak cholernie mały i świadomy swoich niedoskonałości i braków. Przy Jeongguku czuł się wystarczający, ale teraz...

Odruchowo wsunął dłoń do kieszeni i szybko wyjął paczkę papierosów, by po chwili wsunąć jednego między swoje wargi. Gdy go podpalał, przeklinał się w myślach za to, że jego dłonie drżą, bo dobrze wiedział, że Jiwon uważnie go obserwuje. Był pewny, że również to dostrzegła, mimo że nie skomentowała jego zdenerwowania, a być może jedynie czekała w ukryciu, jak drapieżnik obserwujący swoją zdobycz, by wymierzyć ostateczny cios, w chwili gdy ofiara jest najsłabsza.

— Ty z kolei jesteś niemal nie do poznania — odparł w końcu, zaciągnąwszy się mocno papierosem. — Widzę, że osiągnęłaś to, o czym zawsze marzyłaś — wyjaśnił, wskazując dłonią na jej sylwetkę odzianą w drogie ubranie. — Chyba jednak naprawdę ja i Jae byliśmy dla ciebie ciężarem... — dodał, czując na języku gorzki smak tych słów.

Nie kochał jej.

Już nie.

Ale mimo to wciąż nie potrafił zapomnieć słów, które Jiwon powiedziała mu, odchodząc.

Dziewczyna prychnęła na jego słowa, po czym przestąpiła z nogi na nogę i założyła dłonie na biodra, jednocześnie mierząc go od stóp do głów.

— Minęły ponad trzy lata, a ty wciąż nie możesz przeżyć tego, że postanowiłam cię zostawić, prawda? — zapytała, mimo że w jej ustach to wcale nie brzmiało jak pytanie. Była pewna swoich słów. — Wciąż mnie kochasz? Chciałbyś, żebym do ciebie wróciła? — pytała dalej, nawet nie dając mu szansy odpowiedzieć, po czym rozchyliła wargi, pozwalając, by wyrwał się z nich melodyjny chichot, jakby właśnie powiedziała coś niezwykle zabawnego. Jej śmiech jednak urwał się niemal w pół tonu, uśmiech od razu zniknął z jej twarzy, a oczy zwęziły się jak u drapieżnika, mierząc go uważnie tęczówkami w kolorze orzecha włoskiego. — Jasne, że tak — odpowiedziała sama sobie. — Pewnie płaczesz do poduszki, wspominając, jak dobrze ci było u mojego boku, hm? To dlatego postanowiłeś zniszczyć życie, które zbudowałam sobie bez ciebie? Nie możesz przeżyć tego, że udało mi się osiągnąć wszystko, o czym marzyłam, prawda? Nie możesz znieść tego, że zrobiłam to wszystko bez ciebie...

Taehyung ponownie uniósł papierosa do ust i zaciągnął się mocno, starając się zapanować nad falą emocji, która zdawała się go zalewać. Czuł się jak tonący, który tak rozpaczliwie stara się utrzymać na powierzchni, mimo że dobrze wie, że nawet nie potrafi pływać.

— Z tego co widzę, tobie chyba nie powodzi się tak dobrze — kontynuowała blondynka, ponownie mierząc go od stóp do głów w nieco teatralnym geście. — To dlatego to robisz, prawda? Chcesz się na mnie zemścić...

— Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Jiwon — odciął się Kim, sunąc językiem po swojej dolnej wardze, zbierając z niej gorzkawy smak tytoniu.

— I myślisz, że ci w to uwierzę? Masz obsesję na moim punkcie. Jestem pewna, że mnie śledziłeś. Mimo że nie mieliśmy kontaktu, wiedziałeś, gdzie jestem i z kim jestem. Nie mogłeś tego przeżyć, prawda? Widoku mnie z innym? — prowokowała.

— To nie ma nic wspólnego z tobą. Nie obchodzi mnie, z kim jesteś i co robisz. Już nie — odpowiedział, sunąc dłonią po swoich ognisto czerwonych włosach.

Spojrzenie Lisy przez kilka sekund podążało za ruchem jego smukłych palców. Gdy ostatni raz go widziała, jego włosy były naturalnego koloru. Nie podobała jej się ta ekstrawagancja, ale musiała przyznać, że Taehyung wyglądał nadzwyczaj dobrze. Był jeszcze przystojniejszy, niż to zapamiętała. Czas potraktował go niezwykle dobrze. Rysy jego twarzy bardziej się wyostrzyły, uwydatniając męską szczękę, przez co stał się jeszcze bardziej atrakcyjny, mimo że zawsze był niezwykle przystojnym mężczyznom. Dostrzegła jednak, że jego ciało zdobi teraz więcej tatuaży i była przekonana, że skórzana kurtka chowa kolejne szpecące wzory. Nienawidziła tatuaży. Do tej pory pamiętała ich kłótnię, gdy Kim zrobił sobie pierwszy z nich.

— Znam cię zbyt dobrze, żebyś mógł mnie okłamywać, TaeTae — to mówiąc, Lisa ponownie wygięła wargi w szyderczym uśmiechu.

— Nie mów tak do mnie, Jiwon — warknął tatuażysta przez zaciśnięte zęby.

TaeTae — to był pieszczotliwy sposób, w jaki Jiwon nazywała go, gdy byli razem. Kiedyś to uwielbiał.

Teraz nie mógł tego znieść.

Dziewczyna zrobiła krok w jego stronę, minimalizując dystans między nimi i spojrzała mu prosto w oczy. Gdy stała tak blisko, mógł wyczuć słodką, waniliową nutę jej perfum. Jiwon zawsze miała słabość do podobnych zapachów. Gdy byli razem również używała podobnych perfum. Kiedyś mu się to podobało, ale z czasem znienawidził to. Ten zapach przywoływał jedynie bolesne wspomnienia z czasów rozpadu ich związku oraz ich rozstania.

— Wiem, że za mną tęsknisz, TaeTae. To dlatego chciałeś rozbić mój związek z Jeonggukiem, prawda? — to mówiąc, Lisa wyciągnęła swoją wypielęgnowaną dłoń i przesunęła nią po jego policzku, sunąc opuszkami palców po gładkiej skórze, by w końcu zaznaczyć ostrą linię szczęki. — Wykorzystałeś go, żeby do mnie dotrzeć i mnie odzyskać, czyż nie? To nie mógł być zbieg okoliczności. Świat jest mały, ale nie aż tak... Oboje dobrze o tym wiemy.

Tatuażysta wsunął papierosa między swoje wargi i szybko chwycił jej nadgarstek, odciągając jej dłoń gwałtownie od swojej twarzy. Jego uścisk był być może nieco zbyt mocny, ale jej udawana czułość niemal wyprowadziła go z równowagi. Puścił jej dłoń i, zaciągając się papierosem, posłał jej gniewne spojrzenie. Po chwili ujął szluga w swoje długie palce i wysunął go spomiędzy swoich warg.

— Nie pogrywaj ze mną, Jiwon! — zagroził, wypuściwszy szary dym przez lekko rozchylone wargi.

— Bo co? Uderzysz mnie? — zapytała, patrząc na niego wyzywającym wzrokiem. — Widzę, że masz ochotę to zrobić. Śmiało. To nie byłby pierwszy raz, kiedy jakiś mężczyzna mnie uderzy. Ale dobrze o tym wiesz. Wiem, że pamiętasz...

— Czego ty ode mnie chcesz, Jiwon? — zapytał, ignorując jej słowa.

Nie chciał teraz o tym myśleć...

Dobrze pamiętał jej siny policzek i zakrwawioną wargę. Był niemal w stanie usłyszeć jej szloch. Gdy o tym myślał, wciąż czuł buzującą w jego krwi adrenalinę i złość. Czuł ból w dłoni od wymierzonego ciosu i pieczenie ran na swoich zdartych kłykciach.

Zaciągnął się ponownie, starając się wypędzić z głowy to okropne wspomnienie. To była jedna z tych rzeczy, o których nie lubił myśleć i których wciąż się wstydził, mimo że minęło już kilka lat.

— Odpieprz się od Jeongguka! — zażądała pewnym głosem.

— Kocham go — wyznał Kim, bez mrugnięcia okiem. Nie było sensu tego ukrywać. — A on kocha mnie — dodał, widząc, że różowe wargi Lisy unoszą się w prześmiewczym uśmiechu.

— On nie jest takim zwyrodnialcem jak ty! — krzyknęła. — Namieszałeś mu w głowie. Nagadałeś mu jakichś głupot i teraz myśli, że coś do ciebie czuje, ale to nieprawda. On kocha mnie. Tylko mnie. Prędzej czy później w końcu przejrzy na oczy i zrozumie jakim nieudacznikiem naprawdę jesteś.

— Może i byłaś jego narzeczoną, ale nic o nim nie wiesz — ocenił tatuażysta. — To, co nas łączy jest prawdziwe. Tak cholernie prawdziwe, że nic tego nie zniszczy. Nawet twoje kłamstwa na mój temat.

— Jeongguk jest naiwny — wtrąciła, przerywając mu. — Gdy go poznałam, był jak zbity szczeniak. Wystarczyło kilka uśmiechów i czułych gestów, parę razy powiedziałam mu, że jest wyjątkowy, że jest dla mnie ważny i już był mój. Owinęłam go sobie wokół małego palca. Stracił matkę w jakimś wypadku i był tak stęskniony za miłością, że wystarczyło mu okazać trochę czułości, a chodził za mną jak piesek.

— Nie zasługujesz na niego. Nawet w minimalnym stopniu. Może i uchodziło ci na sucho oszukiwanie go i wykorzystywanie przez te trzy lata, ale już nie. To koniec. On dowie się, jaka jesteś naprawdę.

Uważaj, żeby nie dowiedział się, jaki ty jesteś naprawdę! — zagroziła. — Myślisz, że potrafisz tak dobrze grać jak ja? Jeongguk pozna się na twoich kłamstwach, szybciej niż myślisz, a wtedy wróci do mnie z podkulonym ogonem, jak ten piesek, którego sobie wychowałam. Nawet jego ojczulek jest po mojej stronie — prychnęła, po czym wysunęła dłoń do niewielkiej torebki, którą miała przewieszoną przez klatkę piersiową i wyciągnęła z niej komórkę. Taehyung od razu rozpoznał w niej telefon Jeongguka. — A może powinnam zadzwonić do Jiseoka już teraz, hm? Jestem pewna, że ucieszy się, że jego syn zabawia się z drugim facetem. Może on przemówi mu do rozumu...

Taehyung zrobił krok do przodu, w mgnieniu oka pokonując dzielący ich dystans i ponownie chwycił jej nadgarstek prawą dłonią, a lewą wyrwał z jej ręki komórkę Jeongguka.

— Nie masz prawa go outować przed jego rodziną! — warknął, a Lisa roześmiała się głośno, jednocześnie odrzucając głowę do tyłu.

— Boisz się, że gdy jego tatuś się o wszystkim dowie, już nie będziesz dla niego taki ważny? — zapytała prześmiewczo. — On ma problemy z ojcem. Zawsze robi to, czego Jiseok od niego oczekuje, a tak się składa, że jego też owinęłam wokół małego palca.

— Nie mam zamiaru dłużej z tobą rozmawiać, Jiwon... Czy jakkolwiek chcesz, żeby cię teraz nazywać. To koniec twojego przedstawienia. Twój czas dobiegł końca i powinnaś się w końcu z tym pogodzić... — to mówiąc, Taehyung zaciągnął się ostatni raz, po czym rzucił niedopałek na równy chodnik i rozdeptał go swoim nieco już zniszczonym butem.

Posłał jej ostatnie, twarde spojrzenie i odwrócił się na pięcie. Ruszył przed siebie pewnym, ale dosyć szybkim krokiem. Otworzył drzwi od strony kierowcy i już miał wsiąść, gdy nagle Lisa go zawołała.

— Och, TaeTae!?

Tatuażysta nie odwrócił się w jej stronę, nie chcąc dać się sprowokować i zareagować na jej zaczepkę. Zamarł jednak mimowolnie z dłonią zaciśniętą na uchwycie drzwi.

— Zapomniałam się zapytać, jak ma się mój synek? Jae na pewno tęskni za swoją mamusią...

Na jej słowa Taehyung zacisnął mocno dłoń, a jego puls przyspieszył pod wpływem rosnącego gniewu. Odwrócił twarz w jej stronę i, spoglądając na Jiwon ponad swoim ramieniem, wycedził przez zęby:

Jeśli zbliżysz się do mojej rodziny, zabiję cię gołymi rękoma! Dobrze wiesz, do czego jestem zdolny...

***

Jeongguk zatrzasnął drzwi Ubera i rozejrzał się ostrożnie dookoła. Upewniwszy się, że nic nie jedzie, przebiegł szybko przez ulicę. Gdy znalazł się po drugiej stronie, odprowadził wzrokiem oddalające się auto, jakby chciał się upewnić, że kierowca zniknie, zanim otworzy ciężkie metalowe drzwi prowadzące do studia, w którym kilka miesięcy temu wszystko się zaczęło.

Wciąż czuł zdenerwowanie i ten charakterystyczny ucisk w klatce piersiowej, chociaż jego oddech znacznie się wyrównał. Musiał jednak wyglądać dosyć kiepsko, bo nie uszło jego uwadze, jak kierowca taksówki spoglądał niepewnie we wsteczne lusterko, jakby chciał się upewnić, że jeszcze nie zemdlał.

Uniósł wciąż lekko drżącą dłoń i wsunął palce w swoje ciemne, niemal czarne włosy, przeczesując je delikatnie. Miał w głowie chaos. Nie potrafił pozbierać myśli. Starał się przeanalizować wszystko, co się wydarzyło w jego życiu przez ostatnie trzy lata i, im dłużej o tym myślał, tym mniej wiedział.

Wciągnął do płuc haust powietrza i zbliżył się do odrapanych drzwi. Wbił kod, który kiedyś podał mu Taehyung i wszedł szybko do środka. Pokonał wąski korytarz, by w końcu przejść przez drzwi z inskrypcją Dantego, mając nadzieję, że nie wchodzi do jednego z opisanych przez niego kręgów piekła.

Wystarczyło, że pchnął drzwi prowadzące do wnętrza studia, a jego oczom ukazał się Yoongi, który akurat żegnał jednego ze swoich klientów. Mężczyzna zmierzył go uważnym wzrokiem, ale widząc jego minę, szybko odprawił klienta, po czym zbliżył się w jego stronę, jednocześnie ściągając z dłoni czarne lateksowe rękawiczki. Jego ciemne brwi ściągnięte były razem, jakby wyczuł, że coś jest nie w porządku.

— Byłeś na pożegnalnym przyjęciu Lisy... — powiedział szybko brunet, zwilżając wargi, suche ze zdenerwowania.

Wiedział, że to było niemożliwe, by Yoongi nie rozpoznał w Lisie byłej partnerki swojego przyjaciela. Mimo to tatuażysta nic mu nie powiedział. Wręcz przeciwnie, udawał, że jej nie zna. Nie mógł więc pojąć, dlaczego to zrobił. Czy w tym, co powiedziała Lisa, może być ziarno prawdy? Czy Yoongi i Taehyung starali się coś przed nim ukryć?

Yoongi ściągnął swoje brwi jeszcze mocniej, ewidentnie nie rozumiejąc, dlaczego akurat teraz Jeongguk wspomina o tym przyjęciu. Oprócz jego ataku, tamtego wieczora nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego.

— Tak? — spytał, zachęcając go, by kontynuował myśl.

Nie wiedział czemu, ale nagle poczuł się dziwnie zdenerwowany. Być może to fakt, że Jeongguk był dziwnie blady, a być może to, że zdawało mu się, że dłoń chłopaka drży, gdy obserwował, jak nerwowo sunie palcami po swoich ciemnych włosach. Jeongguk milczał przez chwilę, która zdawała się trwać wieki, ale mimo to nie naciskał. Nauczył się już, że nie należy tego robić. Pozwolił więc, by chłopak pozbierał swoje myśli na tyle, by być w stanie sformułować je w jakąś logiczną całość.

— Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Lisa to Jiwon? — spytał w końcu.

Młody CEO spodziewał się, że tatuażysta jakoś mu się wytłumaczy i wszystko ułoży się w spójną całość albo wręcz przeciwnie, będzie starał się jakoś wyprzeć to, co się wydarzyło. Min jednak zrobił coś, czego się kompletnie nie spodziewał — roześmiał się. Śmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu. Gdy jednak spostrzegł, że Jeongguk wcale się nie śmieje, od razu spoważniał.

— Żartujesz sobie ze mnie?! — powiedział, już nie będąc tak pewnym swoich słów. — T-to... To niemożliwe... — dodał, widząc, że brunet wcale się nie uśmiecha.

— Pojechałem dzisiaj po swoje rzeczy. Potrzebowałem zabrać trochę garniturów i innych ubrań. Okazało się, że Lisa jest w mieszkaniu. Przez przypadek zostawiłem swoją komórkę i zobaczyła zdjęcie Tae. Wybiegła za mną i zaczęła na niego krzyczeć... Próbowała okładać go pięściami... — zaczął opowiadać.

Wciąż nie potrafił uwierzyć w to, co się wydarzyło. Czuł się tak, jakby to wszystko działo się obok niego. Jakby był widzem, który ogląda w kinie jakiś nieśmieszny film.

— W pierwszej chwili nie wiedziałem, co się dzieje. Lisa zachowywała się tak, jakby go znała i wtedy Taehyung powiedział mi, że to Jiwon... Że Lisa i Jiwon to jedna i ta sama osoba... — wyznał. Czuł się dziwnie, wymawiając te słowa na głos. — Widziałeś ją na tym przyjęciu. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że to ona? Dlaczego to przede mną zataiłeś? To część jakiejś gry?

Gguk, ja nigdy nie poznałem Jiwon — powiedział szybko. — Kiedy poznałem Tae, jego związek już się sypał. Poznaliśmy się na zajęciach na ASP. Był tak cholernie utalentowany, że gdy powiedział mi, że rezygnuje ze studiów, nie mogłem w to uwierzyć. Widziałem, z jaką pasją tworzył. To było jego marzenie. Nie potrafiłem zrozumieć, jak ktoś może dobrowolnie zrezygnować z czegoś tak wspaniałego, na co w dodatku tak ciężko pracował. Czegoś, co daje mu takie szczęście. I wtedy mi powiedział, że ma syna... — zaczął opowiadać, przywołując w myślach wydarzenia niemal sprzed trzech lat. — Jiwon ciągle gdzieś znikała, a on nie dawał rady zajmować się synkiem, kiedy w dzień chodził na zajęcia, a w nocy pracował. Chciałem mu jakoś pomóc, więc zaproponowałem mu pracę. Obiecałem, że wszystkiego go nauczę. Wiedziałem, że z takim talentem zajdzie daleko. Dzięki tatuowaniu mógł połączyć swoją pasję z pracą i mógł zarobić dużo więcej niż jako barman, a dodatkowo było mu łatwiej zajmować się Jae. Nie raz zabierał małego do studia. Jae spał w wózeczku, a on tatuował. Czasem ja albo Nam się nim zajmowaliśmy. Jiwon nigdy się nie pojawiała. Dosyć szybko po tym zniknęła całkowicie...

— B-byłem pewny, że ją poznałeś...

— Nie. Nigdy. Nie wypytywałem też o nią zbytnio. Taehyung był w kiepskim stanie, gdy Jiwon odeszła. Nie chciałem dokładać mu więcej zmartwień i cierpienia, wypytując o nią.

— Lis... Jiwon... — poprawił się szybko. — Ona powiedziała mi, że jej były miał tatuaże i że bywał agresywny... Kiedy dzisiaj kłóciła się z Tae, też powiedziała, że gdy wyznała mu, że odchodzi, Tae ją uderzył...

— Przecież to niedorzeczne. On nie skrzywdziłby nawet muchy! — zaprotestował szybko Min.

— Nie wiem, co się między nimi wydarzyło. Lisa jest wściekła. Twierdzi, że on specjalnie mnie uwiódł, żeby się na niej zemścić... — powiedział brunet, po czym zamilkł, jakby starał się pozbierać myśli. Dopiero po dłuższej chwili ponownie spojrzał na Yoongiego. — Powiedz, że on by tego nie zrobił. Powiedz, że to, co jest między nami, jest prawdziwe... że Taehyung mnie kocha, a ja nie oszalałem, wierząc w jego słowa... — poprosił.

Jego słowa brzmiały niemal jak rozpaczliwe błaganie. Gdy to mówił, jego głos drżał, podobnie jak dolna warga, jakby brunet starał się za wszelką cenę powstrzymać swoje emocje. Yoongi zrobił szybko krok w jego stronę, zmniejszając dzielący ich dystans, po czym ujął jego dłoń, zmuszając młodszego, by ten na niego spojrzał.

— Jeongguk, znam Tae od ponad trzech lat i nigdy nie widziałem, żeby był tak szczęśliwy, jak wtedy, gdy jesteś obok. Widziałem go po rozstaniu z Jiwon. Był mocno zdenerwowany, przerażony tym, że został z Jae sam. Obawiał się, że może sobie nie poradzić jako samotny ojciec, ale on i Jiwon... Każde rozstanie jest bolesne, ale myślę, że gdy ona odeszła, Taehyung poczuł też pewnego rodzaju ulgę. Ciągle się kłócili. Ta relacja była toksyczna. On się dusił, będąc z nią. Kiedy ty zniknąłeś z jego życia... Był załamany, zrozpaczony. Powiedział mi wtedy, że nigdy nie będzie w stanie pokochać nikogo innego. Czuł się tak, jakby stracił część siebie. Bo ty jesteś częścią jego życia. Częścią jego samego.

— Mam taki mętlik w głowie... Nie mogę uwierzyć w to, że Lisa... Że ona okłamywała mnie przez trzy lata... że nie powiedziała mi, że ma syna... Jezu... — wyznał Jeongguk, wsuwając dłoń w swoje ciemne loki, ciągnąc za nie z frustracją — To jest niepojęte. Jak można zrobić coś takiego?

— Nie wiem, co uknuła Jiwon, ale jestem pewny, że to, co powiedziała o Tae, to nieprawda. On nie skrzywdziłby nawet muchy, a co dopiero matki swojego dziecka. Ty i Jae jesteście całym jego światem.

Mam nadzieję, że moje serce ma rację, bo nie pozwala mi w niego wątpić...

***

Taehyung uniósł dłoń do ust i wsunął żarzącego się papierosa między swoje wargi. Zaciągnął się mocno, opuszczając na chwilę powieki. Czuł na twarzy delikatny wiatr, który rozwiewał jego ognistoczerwone kosmyki. Promienie popołudniowego słońca przemykały po jego przystojnej twarzy, a jego umysł wciąż wracał myślami do wydarzeń z dzisiejszego poranka.

Spotkanie z Jiwon otworzyło stare rany. Przywołało wspomnienia, o których nie chciał już pamiętać. Myślał, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. Nie był na to gotowy. Dodatkowo dziewczyna naopowiadała Jeonggukowi różnych kłamstw i nie wiedział, czy młody CEO w niego nie zwątpi. Chciał wierzyć w to, że łączy ich coś niezwykle mocnego. Coś wyjątkowego. Ale nie wiedział, jak wiele kłamstw mogła wymyślić Lisa przez cały czas trwania ich związku.

Wypuścił głośno powietrze z płuc i ponownie się zaciągnął, po czym rozgniótł niedopałek na szklanej popielniczce. Zaczesał dłonią włosy do tyłu i wszedł do środka mieszkania. Jae był wciąż w przedszkolu i miał nadzieję, że po powrocie z apartamentu Jeongguka, spędzą razem wspaniałe popołudnie, jednak życie po raz kolejny postanowiło z niego zadrwić.

Niemal odruchowo rozejrzał się dookoła. Nie wiedział, co ma teraz ze sobą zrobić. Miał chęć wypić jakiegoś mocnego drinka, by ukoić swoje zmysły, ale wiedział, że niedługo musi jechać po Jae, nie mógł więc pozwolić sobie na takie przyjemności. Nie mógł jednak znieść tej pustki i ciszy, która wręcz zdawała się odbijać od wszystkich ścian pustego salonu. Jeongguk wciąż nie dał znaku życia. Miał chęć stąd wyjść, by go odszukać i znowu wziąć go w swoje ramiona albo chociaż usłyszeć jego głos, ale nawet nie wiedział, gdzie chłopak mógł się udać, a jego komórka spoczywała teraz na blacie kuchennego stołu. Czuł się tak cholernie bezsilny, że miał ochotę krzyczeć.

Gdy te emocje zaczęły go przytłaczać, nagle do jego uszu wkradł się dźwięk otwieranych drzwi. Jego serce przyspieszyło, obijając się mocno o żebra, a on odwrócił się na pięcie i szybko pobiegł w ich stronę. Wybiegł z kuchni i zbliżył się do drzwi dokładnie w tym samym momencie, gdy te się otworzyły, ukazując tego, którego tak bardzo pragnął zobaczyć.

— Gguk — szepnął. — B-bałem się, że już nie wrócisz... — wyznał szybko, pozwalając, by te najgorsze obawy stoczyły się z jego języka.

Jeongguk stał przez chwilę w progu mieszkania, jedynie mu się przyglądając, jakby nie był pewny, po co właściwie tu przyszedł. Taehyung również ani drgnął. Obawiał się, że jeśli zrobi coś pochopnie, spłoszy go jak dziką zwierzynę. Stał więc naprzeciw niego, nie odrywając od młodego CEO swoich onyksowych tęczówek, czekając, aż brunet w końcu się odezwie. W głowie miał milion czarnych scenariuszy i niemal modlił się, by tym razem wysłuchano jego próśb.

Zdawało mu się, że za chwilę się udusi albo serce wyrwie się z jego piersi. Słyszał szum własnej krwi w uszach i dudnienie serca. Rozchylił wargi, by powiedzieć coś jeszcze, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, Jeongguk wszedł do środka mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Dystans między nimi pokonał niemal w mgnieniu oka, chwycił za jego czarną koszulkę, zaciskając na niej mocno swoje palce. Nie odrywając od niego oczu, pchnął go gwałtownie na ścianę, jakby miał zamiar go zaatakować.

Gdy plecy Kima zetknęły się z twardym podłożem, jego wargi rozchyliły się, pozwalając, by wyrwało się z nich ciche, zdławione jęknięcie. Dźwięk ten nie zdążył jednak w pełni wydobyć się z jego ust, gdy nagle Jeongguk docisnął go do ściany swoim ciepłym ciałem i nagle jego usta znalazły się na tych Taehyunga.

Całował go z ogromnym głodem, jakby od tego jednego pocałunku zależało jego życie. Tatuażysta odwzajemniał pocałunek z równą desperacją, czując, że bez niego też umrze. Zdawało się, że ich ciała płoną, rozpalając wszystko dookoła. Ogień eksplodował wokół nich, pochłonął każdy centymetr ich złączonych ciał. Pocałunek młodego CEO wywoływał tak wiele emocji, że Kim był przekonany, że za chwilę po prostu spali się, obracając w kupę popiołu.

Jeongguk w końcu oderwał się od jego warg. Jednak zrobił to tylko po to, by wpleść palce w czerwone loki i odciągnąć głowę tatuażysty do tyłu. Szybko przeniósł wargi niżej, całując ostrą linię szczęki tatuażysty, delikatny płatek ucha, smukłą szyję, wystające obojczyki, które tak cudownie wyłaniały się spod czarnej koszulki, dając mu tym samym chwilę na odetchnięcie, ale potem wrócił do jego ust, całując je z jeszcze większym zapałem, jakby ten krótki czas spędzony bez niego był torturą.

Przysięgam, że nigdy jej nie tknąłem — wydyszał w końcu Taehyung, gdy tylko Jeongguk oderwał od niego swoje wargi, by zaczerpnąć tchu. — Nie wiem, czemu Jiwon tak powiedziała. Nigdy nie podniósłbym ręki na żadną kobietę. Tym bardziej na matkę mojego dziecka — powiedział szybko, oddychając z trudem. — Kiedy się rozstawaliśmy... Padło wiele gorzkich słów... Z obydwu stron... Ale przysięgam, nigdy jej nie uderzyłem. Nieważne ile bolesnych słów by nie padło z jej ust... Ja nigdy...

— Wiem — przerwał mu szybko biznesmen.

Jego głos brzmiał pewnie jak nigdy przedtem. Mimo że miał wiele pytań i wciąż nie potrafił pojąć tego, czego się dzisiaj dowiedział. Wiedział jednak, że Taehyung nigdy by go nie okłamał. Ufał mu jak nikomu innemu.

— Przepraszam, że tak uciekłem... To wszystko... Musiałem to na spokojnie przemyśleć. Przepraszam, że przez chwilę... Nie powinienem był nigdy wątpić... Nie w ciebie — przyznał, po czym zrobił krok do przodu i chwycił dłoń tatuażysty. Uniósł ją i położył na swojej klatce piersiowej, dokładnie w tym miejscu, gdzie znajdowało się jego serce. Taehyung mógł wyczuć jego silne bicie. — Mój chory umysł potrafi mi namieszać w głowie, ale ono... Ono wie, komu należy ufać... Moje serce bije tylko dla ciebie i wie, że nigdy byś mnie nie okłamał.

— Byłem dosyć problematycznym nastolatkiem. Miałem w sobie wiele gniewu. Szczególnie na ojca, który zostawił mnie i matkę. Zrobiłem i powiedziałem wiele rzeczy, z których nie jestem dumny, ale nigdy nie zrobiłbym nic, co mogłoby cię zranić. Kocham cię. Tak mocno, że czasem zdumiewa mnie to, że w ogóle jestem w stanie darzyć kogoś tak silnym uczuciem i przysięgam, że nie wiem, co bym zrobił, gdybym cię stracił...

— Nie stracisz mnie. Nieważne, co Lisa wygaduje. Wierzę ci — to mówiąc, Jeongguk pochylił się delikatnie i chwycił swoim wargami wargi tatuażysty, całując go delikatnie. Szybko jednak odsunął się i, oparłszy czoło na jego czole, szepnął wprost w jego usta: — Kocham cię i ufam ci, jak nikomu innemu.

— Kiedy uciekłeś... Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić...

— Przepraszam — odpowiedział młody CEO. — Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć — przyznał. — Pojechałem do twojego studia. Chciałem dowiedzieć się, dlaczego Yoongi nie powiedział mi, że Jiwon i Lisa to ta sama osoba...

— Yoongi jej nigdy nie widział — powiedział szybko czerwonowłosy. — Kiedy zaczęliśmy się przyjaźnić, jedyne, co łączyło mnie i Jiwon, to ciągłe kłótnie.

— Wiem. Yoongi wszystko mi powiedział — przytaknął brunet, po czym odsunął się i przesunął dłonią po swoich niemal kruczoczarnych włosach. — Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć... I świadomość, że Lisa... Że Jiwon... — zamilkł na chwilę, jakby zastanawiał się, jak to wszystko wyjaśnić. Przygryzł swoją dolną wargę, by po chwili ponownie odszukać spojrzenie tatuażysty. — Nieświadomie przyczyniłem się do rozpadu waszego związku... — powiedział w końcu. — Być może gdybym wtedy nie zaprosił jej na randkę...

— Jesteśmy kwita, bo ja trochę przyczyniłem się do rozpadu twojego związku — odparł tatuażysta, po czym wyciągnął dłoń i ujął delikatnie jego podbródek w swoje długie palce. — Ale to jedno z moich przewinień, których nigdy nie będę żałować... I gdybym musiał, zrobiłbym to wszystko jeszcze raz, bo jesteś moim ulubionym grzechem...

***

Gdy Taehyung uniósł powieki, pierwszy dźwięk, który wkradł się do jego uszu, to ten piękny, melodyjny śmiech, który za każdym razem przyspieszał bicie jego serca — śmiech Jeongguka. Przekręcił się na plecy i pozwolił, by jego wargi mimowolnie wygięły się w uśmiechu.

Uwielbiał takie poranki.

Uniósł się i szybko odrzucił na bok cienką kołdrę, pod którą dotąd skrywał swoje nagie ciało, po czym podszedł do szafki i wyciągnął z niej czarne bokserki. Wsunął je szybko na swoje pośladki i na bosaka ruszył w stronę drzwi. Wystarczyło, by je uchylił, a do jego uszu wkradł się kolejny śmiech. Tym razem jednak nieco cieńszy, dziecinny.

Przemierzył szybko korytarz i bez chwili wahania wszedł do kuchni. Tak, jak się spodziewał, jego oczom ukazał się Jeongguk siedzący przy stole, a na jego kolanach znajdował się Jae. Chłopczyk zajadał rękoma kanapkę, którą zapewne sam przygotował, zważywszy na niebotyczną ilość dżemu truskawkowego, który niemal ściekał na talerzyk. Rączki i policzki małego były niemal całe brudne, ale ten zajadał ze smakiem, w ogóle się tym nie przejmując.

Młody CEO przesunął dłonią po jego włosach, przeczesując palcami ciemne kosmyki, po czym pochylił się i złożył na jego główce delikatny pocałunek, a serce tatuażysty zrobiło powolny obrót w nagiej piersi, by po chwili zacząć bić dwa razy mocniej.

Nie mogąc się powstrzymać, ruszył szybko przed siebie, pokonując dzielący ich dystans. Jeongguk, jakby wyczuł jego obecność, uniósł wzrok i spojrzał wprost na niego.

— Obudziliśmy cię? — spytał, a tatuażysta ujął jego podbródek i złożył na jego wargach czuły pocałunek. Wargi młodego CEO smakowały słodkością truskawek.

— Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszej pobudki — odpowiedział, po czym pochylił się i pocałował główkę syna. — Trzeba było mnie obudzić wcześniej — dodał po chwili.

— Masz dzisiaj całodniową sesję. Chciałem, żebyś się wyspał przed pracą — wyjaśnił brunet. — Poza tym, jak widzisz, Jae jest dobrym pomocnikiem... Pomogłeś mi zrobić tosty, prawda, Tygrysku? — to mówiąc, spojrzał na malucha, który wciąż siedział u niego na kolanach.

— Tak! Jae smalował wszystko dżemem! — odpowiedział maluch, wskazując uklejoną truskawkami rączką na talerz znajdujący się na środku stołu. Taehyung przeniósł na niego swój wzrok i dostrzegł kilka tostów z ogromną ilością dżemu, ale mimo to jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu.

— Cudowne, synku. Tatuś jest z ciebie bardzo dumny — powiedział, spoglądając na młodego CEO. Wyciągnął dłoń i chwycił jednego z tostów, by po chwili wgryźć się w chrupiące ciasto. Ilość dżemu była tak obfita, że część spadła na jego dłoń, oblizał więc swoje palce i mruknął z uznaniem. — Nigdy w życiu nie jadłem pyszniejszych tostów — ocenił, oblizując wargi ze słodkiej mazi, po czym pochylił się w stronę Jeongguka i ponownie złączył ich wargi w delikatnym pocałunku. — Pójdę wziąć szybki prysznic, bo zaraz muszę zawieźć Jae do przedszkola.

— Nie śpiesz się — polecił brunet. — Ja go zawiozę po drodze do biura.

— Jesteś pewny? Nie chcę zwalać na ciebie swoich obowiązków... — powiedział tatuażysta.

— Jesteśmy razem, Tae. Jae jest też częścią mojego życia...

— Czy już ci mówiłem, że jesteś idealny? — zapytał czerwonowłosy, ponownie ujmując podbródek Jeona.

Dzisiaj jeszcze nie — odpowiedział brunet, wyginając usta w łobuzerskim uśmiechu. Taehyung pochylił się i chwycił w zęby jego dolną wargę, ciągnąc za nią delikatnie.

— Jesteś idealny, panie Jeon — wyznał, patrząc mu prosto w oczy.

— A Jae? Jae też jest idealny? — zapytał maluch, wyraźnie zainteresowany ich rozmową. — Jae był bardzo grzeczny! I sam dzisiaj założył spodnie! — pochwalił się, prężąc dumnie swoją małą pierś. Jeongguk roześmiał się głośno i zmierzwił dłonią włosy malca, po czym odszukał spojrzenie onyksowych tęczówek tatuażysty.

— Och, tak. Jae sam wybrał ubranko i sam założył spodnie. Z ubieraniem radzi sobie lepiej niż ty — zażartował.

— Za to ja radzę sobie lepiej z rozbieraniem, hm? — to mówiąc, tatuażysta puścił do niego oczko i odwrócił się na pięcie.

Jeongguk wyciągnął szybko swoją prawą dłoń i wymierzył mu klapsa w pośladki, a z ust Kima wyrwał się głośny śmiech. Nie odwrócił się jednak, jedynie ruszył szybko w stronę wyjścia z ustami wygiętymi w szerokim uśmiechu.

***

Jeongguk nawet nie wiedział, ile czasu stał w swoim biurze, wpatrując się w widok rozciągający się za przeszkloną ścianą biurowca TJE. Przez ostatnie trzy lata to była niemal jego codzienność. Przychodził tutaj od poniedziałku do piątku, czasem nawet spędzał tu swoje weekendy, przesiadując przy ciężkim, mahoniowym biurku, wertując stertę dokumentów i umów lub sporządzając papiery niezbędne na spotkania biznesowe, których wręcz nie znosił. I mimo że nigdy tak naprawdę nie lubił tej pracy, nie widział dla siebie innej drogi.

Dzisiaj jednak czuł się tutaj jak obcy. Jakby już nie należał do tego świata. Nie potrafił się skupić na dokumentach, które piętrzyły się na jego biurku, domagając się sprawdzenia i złożenia zamaszystego podpisu. Zamiast tego myślał o obezwładniającym, zmysłowym zapachu mężczyzny o onyksowych tęczówkach, o jego gorących pocałunkach i długich, wytatuowanych palcach badających każdą krzywiznę jego ciała, o wspólnym rysowaniu w małej pracowni, siedząc na drewnianych panelach i wdychając zapach zwietrzałej farby, czując ciepło bijące z ciała tego, do którego należał. Myślał o słodkim, melodyjnym, dziecięcym śmiechu Jae, jego wesołych oczach i uśmiechu, który do złudzenia przypominał uśmiech Tae.

To był teraz świat, do którego należał.

Na samo wspomnienie dzisiejszego poranka, jego wargi wygięły się w miękkim uśmiechu. Był pewny, że to dopiero jeden z tysięcy wspaniałych poranków, które z nimi spędzi i nie mógł się doczekać, by spędzić z tą dwójką każdy kolejny dzień swojego życia do samego końca swoich dni.

Po raz ostatni spojrzał przed siebie, sunąc wzrokiem po biurowcach, które otaczały siedzibę TJE, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę swojego biurka. Wciąż miał do przejrzenia i podpisania wiele dokumentów. Przez swoją nieobecność miał spore zaległości. Tym bardziej, teraz kiedy powoli przejmował obowiązki ojca. Bycie CEO tak dużej firmy, z pewnością niosło za sobą dużo pracy. Wiedział, że może liczyć na pomoc brata, ale nie chciał go tym obciążać. Gdy zbliżył się do biurka, dostrzegł coś, o czym już niemal zapomniał — zaproszenie na swój ślub.

Prychnął delikatnie pod nosem i wyciągnął dłoń, by ująć je w swoje palce. Rozłożył je ostrożnie i przez chwilę wpatrywał się w imię i nazwisko tej, z którą miał się pobrać za kilka dni, a z jego warg ponownie wyrwało się ciche prychnięcie.

Jak mógł oświadczyć się kobiecie, która okłamywała go przez trzy lata? Która przez tak długi czas nawet nie zająknęła się słowem o tym, że ma czteroletniego syna?

Nie mógł uwierzyć w to, że Lisa mogła przez tak długi czas udawać kogoś innego... Czując nagły przypływ gniewu na to, że przez tak długi czas żył w kłamstwie, chwycił szybko swoją komórkę i wybrał numer, który dzięki Lisie, znał już niemal na pamięć.

— Hotel Grand Hyatt, w czym mogę pomóc? — odezwał się nagle miły, kobiecy głos.

— Nazywam się Jeon Jeongguk — przedstawił się szybko.

— Och! Tak, witam panie Jeon — odpowiedziała. Jeongguk miał wrażenie, że na dźwięk jego imienia, coś w kobiecie się zmieniło, jakby nagle się spięła. — Jeśli chodzi o ten dywan... Już zaraz go wymienimy. Nasi projektanci już się tym zajmują...

— S-słucham? Jaki dywan? — wymamrotał wyraźnie zaskoczony.

— P-Pana narzeczona nic panu nie powiedziała? Była tutaj dzisiaj. Chyba jakąś godzinę temu i zrobiła straszną awanturę o to, że dywan, który przygotowaliśmy na sobotę, jest w kolorze musztardowym, a nie złotym... — wyjaśniła.

— Lisa była dzisiaj u was? — zapytał.

— T-tak. Wyszła niespełna godzinę temu. Była bardzo zdenerwowana... T-to nie w tej sprawie pan dzwoni? Zapewniam, że już się tym zajmujemy...

— To już nie będzie konieczne — odpowiedział szybko. — Jestem pewny, że dywan, który państwo przygotowali, był naprawdę piękny, ale proszę się nie fatygować. Nie muszą państwo go wymieniać.

— C-chcą państwo zrezygnować z dywanu? — spytała kobieta wyraźnie zdezorientowana.

— Nie. Chcę zrezygnować z wesela — powiedział pewnym głosem.

— Z... Z wesela? — powtórzyła. — Przecież to tylko dywan... Jeśli pana narzeczonej nie odpowiada, zaraz go wymienimy. Obiecuję, że będą państwo zadowoleni... — mówiła szybko.

— Nie o to chodzi. Wasz dywan mnie nie interesuje. Nie kocham tej kobiety i nie mam zamiaru się z nią pobrać, więc ten ślub się nie odbędzie — wyjaśnił, czując dziwną dumę, że miał odwagę wyznać to na głos. — Myślę, że nie powinni mieć państwo problemu ze znalezieniem kogoś chętnego na ten termin, zważywszy na to, że na miejsce czeka się latami, ale jeśli jednak nikt nie będzie zainteresowany, zapłacę całość należnej kwoty.

— Och! N-na pewno? Chce pan odwołać uroczystość?

— Niczego w życiu nie byłem bardziej pewny — odparł, czując, że kąciki jego ust unoszą się w mimowolnym uśmiechu. — Ślubu nie będzie. Jeśli pojawią się jakieś dodatkowe opłaty, proszę wysłać fakturę na adres siedziby mojej firmy. Ureguluję należność.

— Dobrze, panie Jeon.

— Do usłyszenia — pożegnał się i, nie czekając na odpowiedź, zakończył połączenie.

Wsunął komórkę do kieszeni marynarki i uśmiechnął się sam do siebie. Czuł się cudownie, mogąc w końcu zdjąć ten ciężar ze swoich barków. Miał ochotę zadzwonić do Tae i powiedzieć mu o tym, ale wiedział, że tatuażysta ma dzisiaj dużo pracy, więc powstrzymał się. Czując w żyłach przypływ adrenaliny, usiadł szybko przy swoim biurku i zalogował się do swojej poczty. Wczoraj zebrał listę mailingową niemal wszystkich zaproszonych gości. Nie udało mu się zdobyć jedynie kilku adresów, ale to już nie było istotne. Otworzył okno nowej wiadomości i szybko napisał powiadomienie o odwołaniu uroczystości. Przycisk „wyślij" nacisnął z jeszcze większym uśmiechem na ustach.

Długo jeszcze wpatrywał się w napisane chwilę temu słowa, oznajmiające, że ślub został odwołany, jakby chciał zapamiętać to uczucie. Był z siebie cholernie dumny. Jeszcze kilka miesięcy temu nie byłby w stanie tego zrobić. Był gotowy zrezygnować z własnego szczęścia, by zadowolić ojca i usłyszeć chociaż raz, że pan Jeon jest z niego dumny. Teraz to nie miało znaczenia.

Gdy poznał smak życia bez Tae, wiedział, że nie potrafi i nie chce z niego zrezygnować. Niezależnie od tego, jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić.

Wiedział, że warto.

Nie wiedział nawet, jak długo wpatrywał się bezczynnie w rozświetlony monitor komputera, gdy w końcu z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi jego biura. Uniósł wzrok i po chwili dostrzegł, że drzwi uchylają się nieznacznie na tyle, by mógł dostrzec sekretarkę swojego ojca, odzianą w elegancką grafitową sukienkę do kolan.

— Dzień dobry, panie Jeon — przywitała się. — Przepraszam, że przeszkadzam, ale pana ojciec prosi, żeby przyszedł pan do jego biura — wyjaśniła. — Teraz — dodała, zanim Jeongguk zdążył cokolwiek odpowiedzieć.

— Dobrze, dziękuję — odpowiedział, starając się utrzymać profesjonalny ton, by nie zdradzić swojego zdenerwowania.

Dziewczyna ukłoniła się i szybko zniknęła za ciężkimi drzwiami jego biura, zostawiając go samego. Jeongguk wypuścił głośno powietrze płuc, starając się opanować rosnące nagle zdenerwowanie. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał ponownie skonfrontować się z ojcem, ale nie wiedział, czy jest na to gotowy. Tym bardziej teraz gdy już nie wiedział, do czego Lisa jest zdolna. Skoro dziewczyna okłamywała ich wszystkich przez trzy lata, stworzywszy nową tożsamość, kto wie, co jeszcze mogła wymyślić. A skoro dzisiaj była w Grand Hyatt i wciąż ogarniała rzeczy na ich przyjęcie ślubne, najwyraźniej wciąż nie pogodziła się z tym, że żadnego ślubu nie będzie.

Odepchnął się od ciężkiego, mahoniowego biurka i wstał z fotela. Niemal odruchowo przesunął dłonią po swoich niemal czarnych włosach, po czym, upewniwszy się, że są gładko zaczesane, wygładził również swoją marynarkę. Poprawił węzeł krawata i wyrównał spinki w mankietach. Dopiero gdy upewnił się, że wygląda idealnie, ruszył w stronę drzwi. Skoro jego ojciec powiedział, że chce go zobaczyć w tej chwili, wolał nie kazać mu na siebie czekać.

Przemierzając korytarz, słyszał jedynie swój głośny puls, który niemal zdawał się dudnić w jego uszach oraz własny przyspieszony oddech. Z każdym krokiem czuł się coraz bardziej zdenerwowany, ale wiedział, że musi to zrobić. Gdy stanął przed drzwiami gabinetu ojca, wypuścił głośno powietrze, które dotąd wstrzymywał, by w końcu unieść lekko drżącą dłoń i zapukać w drewnianą płytę. Gdy z wnętrza gabinetu dotarło przyzwolenie, by wejść do środka, nacisnął klamkę i pchnął drzwi.

Jiseok stał przy szybie, podobnie jak on chwilę temu w swoim gabinecie. Odwrócony był do niego plecami. Jego wzrok utkwiony w pięknym pejzażu, który rozciągnął się za oknami TJE. Mimo że mężczyzna na niego nie patrzył, czuł ciężar tego spotkania i zdawało mu się, że powietrze w biurze ojca jest tak gęste, że ciężko jest nim oddychać.

— Wejdź do środka i zamknij za sobą drzwi — polecił nagle mężczyzna. Jego głos był twardy, beznamiętny.

Jeongguk skinął, pochylając głowę z wyrazem szacunku, mimo że ojciec nie mógł go zobaczyć, po czym wszedł do środka i szybko zamknął za sobą drzwi, uważając na to, by nie zatrzasnąć ich zbyt głośno. Odwrócił się ponownie w kierunku ojca i zrobił jeden krok do przodu, zatrzymał się jednak, nie mając odwagi, by wejść głębiej do biura ojca bez jego wyraźnego przyzwolenia.

Młody CEO spodziewał się, że ojciec się do niego odwróci, ale mężczyzna jeszcze długo wpatrywał się przed siebie, jakby swoim milczeniem chciał go ukarać, a z każdą mijającą minutą jego zdenerwowanie rosło coraz bardziej. Przełknął z trudem, i schował dłonie za plecy, by przypadkiem jego ojciec nie zauważył, że zaczynają drżeć, gdy w końcu postanowi się do niego odwrócić.

— C-chciałeś mnie zobaczyć — wydusił, pragnąc, by ta męczarnia w końcu dobiegła końca i przestąpił nerwowo z nogi na nogę.

Gdy jego ojciec nie odpowiedział, rozchylił wargi, by dodać coś jeszcze, gdy nagle usłyszał ciche prychnięcie. Od razu odwrócił głowę w stronę kanapy, która znajdowała się wewnątrz biura i dostrzegł, że on i ojciec wcale nie są w biurze sami, tak jak myślał do tej pory.

— Czyżbyś się zestresował na mój widok, kochanie? — zapytała Lisa, opierając się nonszalancko o skórzane oparcie kanapy i posłała mu leniwy uśmiech, układając umalowane szminką wargi w delikatny łuk.

Wyglądała pięknie. Miała na sobie dopasowaną garsonkę w kolorze écru i szpilki w takim samym odcieniu na stopach. Jej blond włosy jak zwykle związane w wysokiego kucyka, a wargi pociągnięte czerwoną, matową pomadką.

— L-Lisa... Nie wiedziałem, że tu będziesz — wyznał, przenosząc wzrok w stronę ojca.

Jiseok odwrócił się powoli w ich stronę i zmierzył go uważnie od stóp do głów, wciąż milcząc. Jego spojrzenie było zimne, osadzające. Czuł się niemal tak, jakby mężczyzna prześwietlał go jak rentgen, mogąc dostrzec malinki, które znaczyły jego obojczyki i brzuch, mimo że dobrze wiedział, że biała koszula zakrywa wszystkie ślady, które Taehyung zostawił na jego ciele.

— Wezwałem cię tutaj, bo zarówno ja, jak i twoja narzeczona, martwimy się o ciebie, Gguk — powiedział w końcu mężczyzna.

Jeongguk mimowolnie skrzywił się na słowo „narzeczona", ale nic nie odpowiedział. Pozwolił, by jego ojciec powiedział to, co miał zaplanowane.

— Lisa powiedziała mi, co się dzieje i chyba najwyższy czas, by zainterweniować — wyjaśnił Jiseok.

— Przepraszam, ale nie rozumiem, co masz na myśli, ojcze — odpowiedział brunet.

— Tego... Chłopaka, który namieszał ci w głowie — odpowiedział mężczyzna, a na jego słowa, Jeongguk poruszył się nerwowo.

Obecność Lisy w gabinecie ojca mogła świadczyć o tym, że dziewczyna rozmawiała z nim przed jego przyjściem, ale nie wiedział, co mogła powiedzieć jego ojcu. Był jednak pewny, że z pewnością to nic dobrego.

— Nikt mi nie namieszał w głowie, ojcze. Jeśli już, ktoś sprawił, że w końcu przejrzałem na oczy — odpowiedział, uważnie ważąc słowa.

— Jeongguk, ten chłopak właśnie rujnuje ci życie! — skarcił go ojciec, unosząc nieco głos. — Przecież ty nie jesteś...

— Ten chłopak, sprawia, że w końcu czuję, że żyję! — przerwał mu brunet. Tym razem również i on uniósł głos, szybko jednak się opanował. Zwilżył wargi, wyschnięte ze zdenerwowania, po czym odszukał twarde spojrzenie ojca. — To nie jest tak, jak myślisz — dodał już spokojniejszym głosem.

— A co myślę, Jeongguk? Że postanowiłeś przekreślić trzyletni związek na kilka dni przed ślubem dla chwili zabawy? Że posunąłeś się do czegoś tak haniebnego jak zdrada? Że dla kogoś, kogo ledwie znasz, odwracasz się od swojej rodziny? Że kłamiesz i oszukujesz? — atakował mężczyzna, a z każdym jego słowem, Jeongguk czuł, że traci grunt pod nogami.

— To nie jest zabawa... To moje życie.

— Wiem, że dużo przeżyłeś. Przez ten wypadek straciłeś dużą część nastoletniego życia. Jesteś młody, chcesz eksperymentować i się bawić. Tym bardziej, kiedy widzisz, że Jimin żyje podobnie, ale nie możesz pozwolić, by twoi nowi znajomi mieszali ci w głowie. Ten chłopak tobą manipuluje. Stara się wykorzystać twoją naiwność.

— To nie jest eksperyment. Ja... — zaczął, ale urwał, nie będąc pewnym, jak powinien powiedzieć ojcu, że zakochał się w innym mężczyźnie. — On jest dla mnie bardzo ważny — wyznał w końcu.

— Jasne, że jest. Troszczysz się o innych, bo masz dobre serce, ale nie możesz pozwolić, by ktoś taki cię wykorzystywał. Jesteś młody i to zrozumiałe, że jeśli ktoś udaje, że mu na tobie zależy, zaczynasz mu wierzyć. Szczególnie jeśli masz wątpliwości co do swojej... seksualności. Jesteś zagubiony, a on potrafił to sprytnie wykorzystać, ale...

— Nie wiem, co naopowiadała ci Lisa, ale... To, co nas łączy, jest prawdziwe. Ja... Ja nie jestem zagubiony... Ja go kocham...

Na jego słowa Lisa roześmiała się głośno, odrzucając głowę do tyłu, po czym podniosła się z kanapy i zbliżyła w jego stronę. Jej obcasy stukały o podłogę, odbijając się od ścian gabinetu niemal jak dzwon.

— Nie bądź śmieszny, Gguk! — syknęła w jego stronę. — Ten perfidny gnojek opowiada ci bajki, które chcesz usłyszeć i tobą manipuluje, a ty ślepo wierzysz w jego słowa. On ma swoje sposoby. Mnie też omamił pięknymi słówkami, obietnicami wspólnej przyszłości. Miało być jak w bajce, a potem okazało się, że zgotował mi prawdziwe piekło. Jesteś głupi, wierząc, że cokolwiek, co mówi ten chłopak, jest prawdziwe.

— Mówisz tak, jakby cokolwiek, co wydobywa się z twoich ust, było prawdą! — rzucił gniewnie w jej stronę, po czym ponownie spojrzał na ojca. — Ona nas okłamywała przez ponad trzy lata — zarzucił, wskazując na Lisę palcem. — Może powiesz mojemu ojcu, jak naprawdę się nazywasz, hm? — spytał.

— Jeongguk, ja wiem, że Lisa ma na imię Jiwon — przerwał mu ojciec, a brunet spojrzał na niego zaskoczonymi oczyma. — Lisa wyznała mi całą prawdę i myślę, że najwyższy czas, żebyś i ty ją poznał, synu — wyjaśnił.

Młody CEO zamrugał kilka razy, nie mogąc uwierzyć w to, że jego ojciec znał prawdę o Lisie, a mimo to przyjął to z takim spokojem. Nie wiedział, co powinien o tym myśleć, ale zanim zdążył się nad tym dobrze zastanowić, za jego plecami odezwał się ponownie kobiecy głos.

— Kiedy poznałam Taehyunga, byłam jeszcze dzieciakiem. Dorastaliśmy razem. Odkąd pamiętam, podkochiwałam się w nim. Był taki przystojny. Poza tym był jednym z tych „niegrzecznych" chłopców, a dziewczyny za takimi szaleją. Zawsze nam się wydaje, że możemy zmienić ich na lepsze, uratować od destrukcyjnych zachowań. I ja też tak myślałam. Wszystko jednak się zmieniło, kiedy przyjechaliśmy do Seulu ponad cztery lata temu. Taehyung stał się agresywny. Robił mi awantury niemal o wszystko. Miał obsesję na moim punkcie. Gdy sytuacja zaczęła robić się zbyt poważna, a jego agresja wciąż rosła, zdecydowałam się, że musimy zakończyć ten związek, ale on powiedział, że nie pozwoli mi odejść. Groził, że prędzej mnie zabije, niż pozwoli mi być z kimś innym. Więc zdecydowałam się zniknąć... Zmieniłam imię i nazwisko, by mnie nie znalazł, ale on i tak mnie odszukał. Wszystko, co ci mówi, jest kłamstwem. Uwiódł cię, by nas rozdzielić... By się na mnie zemścić...

— I naprawdę myślisz, że uwierzę w twoje kłamstwa? — zapytał brunet, przenosząc na nią swój wzrok. — Tae nie skrzywdziłby nawet muchy. To najcudowniejszy człowiek, jakiego znam. W przeciwieństwie do ciebie. Kto porzuca własne dziecko? — dodał, po czym spojrzał na ojca. — Bo jak się okazuje Lisa czy Jiwon, kimkolwiek ona jest, ma dziecko... Czteroletniego synka... O tym też ci powiedziała? Porzuciła go, gdy miał niespełna pół roku... Kto tak robi?

— Naprawdę myślisz, że chciałam go zostawić?! — krzyknęła nagle dziewczyna. — Naprawdę myślisz, że chciałam porzucić własnego synka? Oczywiście, że nie! Ale nie miałam wyboru! To wszystko przez Taehyunga! On groził, że mnie zabije, bił mnie... Musiałam zniknąć.

— Tae nigdy by tego nie zrobił! — zaprotestował. — Znam go.

Czy naprawdę myślisz, że znasz go aż tak dobrze, synu? — zapytał nagle jego ojciec, zwracając na siebie jego uwagę.

Coś w głosie mężczyzny go zaniepokoiło. Przeniósł więc na niego swój wzrok i zobaczył, że mężczyzna kieruje się w stronę swojego biurka. Odprowadził go wzrokiem, dopóki ten nie zatrzymał się przy mahoniowym blacie. Dopiero teraz dostrzegł, że na jego powierzchni leży jakaś teczka. Jiseok wziął ją do ręki i ponownie skierował się w jego stronę. Zatrzymał się na krok od niego i wyciągnął teczkę, podając mu ją. Jeongguk wziął ją niepewnie, po czym uniósł na niego swój wzrok.

— Zobacz — polecił Jiseok. — Sam się przekonaj, z jakim człowiekiem masz do czynienia.

Młody CEO zwilżył swoje wargi, czując, że nagle strasznie zaschło mu w ustach i niepewnie otworzył teczkę. W środku znajdował się jakiś oficjalny dokument. W pierwszej chwili nie wiedział co to, dopiero gdy zaczął go skanować swoim wzrokiem, zdał sobie sprawę z tego, że to policyjny raport. To było zeznanie jakiegoś mężczyzny w sprawie napaści. Przez chwilę czytał opis zdarzenia, ale gdy zobaczył, kogo mężczyzna wskazał jako napastnika, zrobiło mu się niedobrze.

To nie mogła być prawda.

To musiała być pomyłka. Jakaś straszna pomyłka...

Przerzucił szybko kartkę z raportem, by spojrzeć na drugą stronę wydrukowanego dokumentu i jego oczom ukazały się zdjęcia pobitego mężczyzny. Nie rozpoznał w nim nikogo znajomego, ale mimo to ponownie cała zawartość żołądka podeszła mu do gardła. Nieznajomy miał rozcięty łuk brwiowy, z którego lała się krew, brudząc jego prawy policzek, co mogło wskazywać na to, że sprawca pobicia jest leworęczny. Chociaż cała twarz mężczyzny nosiła znamiona pobicia. Jeongguk uniósł wzrok znad dokumentów i spojrzał na ojca, jakby chciał uzyskać odpowiedź na pytanie, którego nie potrafił wymówić na głos.

— Kim Taehyung, chłopak, z którym się spotykasz, pobił tego mężczyznę, zanim jeszcze przyjechał do Seulu... — powiedział jego ojciec, a jego słowa zdawały się odbijać echem od ścian gabinetu.

Jeongguk ponownie spojrzał na raport. Junsu Hwang, bo tak nazywał się mężczyzna, zeznał, że Taehyung wpadł do jego mieszkania i zaczął go bezpodstawnie okładać pięściami. Policję i pogotowie wezwali sąsiedzi. Do raportu dołączone były zdjęcia z obdukcji. Mężczyzna miał poobijaną twarz, rozcięty łuk brwiowy, rozwaloną wargę i kilka drobnych ran ciętych, najprawdopodobniej od szkła, które zbiło się podczas bójki. Motywy napaści były nieznane, ani sprawca, ani ofiara nie podali żadnych wyjaśnień. Kim Taehyung w momencie zatrzymania był całkowicie trzeźwy, w jego krwi nie znaleziono też żadnych śladów substancji psychoaktywnych. Gdy go aresztowano, miał osiemnaście lat, więc odpowiadałby już przed sądem dla dorosłych za napaść i pobicie, jednak po kilku dniach ofiara wycofała doniesienie, odmawiając składania dalszych wyjaśnień. Sprawę umorzono.

Drżącą dłonią przerzucił kolejną stronę i tym razem jego oczom ukazały się policyjne zdjęcia Tae, zrobione zapewne tuż po jego zatrzymaniu. Wyglądał młodziej. Rysy jego twarzy były delikatniejsze, szczęka mniej zarysowana. Jego piękna karmelowa skóra, jak zwykle muśnięta promieniami słońca, ale jeszcze nienaznaczona czarnym tuszem. Włosy chłopaka były ciemne, niemal czarne tak jak jego, a nieco przydługa grzywka opadała na te piękne onyksowe tęczówki, w które wpatrywał się milion razy. Jego spojrzenie jednak pozbawione było blasku. Było nieco nieobecne, dziwnie puste. Dostrzegł również, że i jego łuk brwiowy był rozcięty, jakby i on oberwał podczas tej bójki.

Jeongguk miał wrażenie, że wszystko dookoła zaczyna wirować, jego oddech spłycił się mimowolnie, a gardło zacisnęło tak bardzo, że zdawało mu się, że zaraz się udusi. Było mu słabo. Uniósł ponownie wzrok, kierując spojrzenie na swojego ojca, w drżących dłoniach wciąż ściskając policyjne zdjęcia mężczyzny, którego kochał ponad życie, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.

— K-Kim jest ten pobity mężczyzna? — zapytał, z trudem przeciskając słowa przez zaciśnięte gardło.

Nazwisko zaatakowanego brzmiało dziwnie znajomo, ale pod wpływem tak silnych emocji, nie był w stanie określić gdzie i kiedy mógł je usłyszeć. Był niemal w stu procentach pewny, że to nie tatuażysta o nim mówił. Do jego słów zawsze przykładał olbrzymią wagę. Zapamiętałby, gdyby to on mu o nim powiedział. Patrząc jednak na jego twarz nieznajomego, był pewny, że nigdy wcześniej go nie widział.

— To... Musi być jakiś powód, dlaczego Tae go zaatakował. Musi być jakieś realne wyjaśnienie tego wszystkiego... — powiedział cicho, jakby starał się przekonać samego siebie. Przeklinał się jednak w duchu za to, jak niepewnie zabrzmiały jego słowa.

Spójrz na kolejną stronę, synu — polecił Jiseok twardym głosem, całkowicie lekceważąc jego słowa.

Jeongguk przez długą chwilę jedynie wpatrywał się w ojca, nie mogąc się poruszyć. Czuł, jak serce łomocze w jego piersi, jakby za chwilę miało przebić się przez tkanki i rozbić na podłodze pod jego stopami. Wszystko wirowało. Przesunął językiem po dolnej wardze, by zwilżyć jej suchą powierzchnię i w końcu ponownie przeniósł wzrok na dokumenty. Jego dłonie wyraźnie drżały i, mimo że czuł się tym faktem zawstydzony, nie potrafił tego opanować.

Chwycił kartkę w swoje palce i zamknął na kilka sekund oczy, bojąc się tego, co jeszcze może zobaczyć. Przekręcił stronę i, wstrzymując powietrze, powoli uniósł powieki, kierując wzrok w dół. Gdy jego oczom ukazało się kolejne zdjęcie, z jego warg wyrwało się mimowolnie jęknięcie. Było mu niedobrze. Tak cholernie niedobrze, że obawiał się, że za chwilę zwymiotuje całą zawartość żołądka, zacisnął więc mocno wargi, by opanować mdłości. Miał chęć odwrócić wzrok, ale nie mógł przestać wpatrywać się w znajome oczy, które spoglądały na niego z kartki papieru, którą trzymał w drżących dłoniach.

To też można jakoś wytłumaczyć? — zapytał jego ojciec.

Tym razem w jego głosie słychać było jakiś inny ton. Gniew?

Tak, jego ojciec był wyraźnie zły na to, czego się dowiedział i patrząc na zdjęcie przed swoimi oczami, nie mógł mu się dziwić...

Tym razem przed jego oczami nie pojawiła się twarz nieznajomego mężczyzny, ani też piękna twarz ukochanego. Chociaż tę twarz również znał bardzo dobrze. Nigdy wcześniej jednak nie widział jej w takim wydaniu. Na załączonym zdjęciu Lisa była kilka lat młodsza. Jej policzki były nieco bardziej zaokrąglone jak u nastolatki, a nie młodej kobiety, na którą patrzył przed chwilą. Jej włosy miały swój naturalny, niemal czarny odcień, sięgały nieco dalej niż linia jej szczupłych ramion. Patrzyła w obiektyw z determinacją, jakby miała chęć uderzyć kogoś, kto znajduje się po drugiej stronie obiektywu, ale być może jedynie była to reakcja na wspomnienia, które nie pozwalały wymazać się z pamięci. To, co jednak było najgorsze, to fakt, że cała lewa strona jej twarzy była sina, opuchnięta od silnego ciosu, podobnie jak jej dolna warga.

— To był pierwszych raz, kiedy mnie pobił — powiedziała nagle Lisa za jego plecami. — Zrobiłam obdukcję, żeby mieć dowód na potwierdzenie moich słów. Gdy to zrobił, chciałam go zostawić, ale potem przepraszał mnie i mówił, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Obiecywał, płakał... Mówił, że jestem najważniejsza, że kocha mnie tak mocno, jak nikogo innego i że jestem całym jego światem, a ja tak bardzo chciałam w to wierzyć... Więc zostałam... — wyznała z dziwną nostalgią w głosie. — Przeprowadziliśmy się do Seulu i przez dłuższy czas było dobrze, ale potem znowu zaczął być wobec mnie agresywny. Robił mi awantury, że ktoś na ulicy się za mną obejrzał albo że moja sukienka jest zbyt krótka, mimo że sięgała kolana. To dlatego, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, chciałam ją usunąć. Bałam się, że on może być też agresywny w stosunku do naszego dziecka... Ale gdy powiedziałam mu o ciąży, on wydawał się być wniebowzięty. Obiecywał, że od teraz wszystko będzie wspaniale, że będziemy szczęśliwą rodziną... Ja, on i nasze dziecko. Dlatego w końcu zdecydowałam się urodzić, ale kilka tygodni po porodzie piekło rozpętało się na nowo... Gdy pobił mnie tak, że niemal złamał mi nos, uciekłam...

— T-to niemożliwe — wydusił Jeongguk, przenosząc na nią swój wzrok. — Mój Tae, nie zrobiłyby czegoś takiego... Nie on.

— Też tak myślałam, dopóki nie uderzył mnie pierwszy raz — odpowiedziała dziewczyna.

— Nie — zaprzeczył brunet, kręcąc głową tak, jakby starał się wyrzucić z niej jakąś natrętną myśl. — N-nie wiem, skąd masz te dokumenty, ale to nie może być prawda... Znam go — zaprotestował. — Znam go — powtórzył cicho, jakby mówił sam do siebie, po czym przeniósł spojrzenie na ojca, jakby szukał w nim jakiegoś oparcia i potwierdzenia, że to wszystko kłamstwo, ale dobrze wiedział, że i tak go nie znajdzie. Tak, jak się tego spodziewał, Jiseok patrzył na niego twardym, surowym wzrokiem, jego wargi zaciśnięte w wąską linię, pozbawione, chociażby cienia uśmiechu.

— Jeongguk, wiem, że ciężko pogodzić się z tym, że... — zaczął mężczyzna, robiąc krok w jego stronę, ale Jeongguk szybko cofnął się, ponownie zwiększając dystans między nimi.

— Nie! — zaprotestował, niemal krzycząc. — Nie znasz go, ale ja go znam... — powiedział, kładąc dłoń na wysokości swojego serca, przypominając sobie, jak wczoraj w ten sam sposób, położył w tym miejscu dłoń tatuażysty.

Jego umysł mógłby dać się omamić, ale nie jego serce, a ono biło tylko dla jednej osoby.

— Jeongguk, musisz zakończyć tę relację, zanim będzie za późno — powiedział Jiseok, nawet nie próbując więcej zmniejszać dystansu między nimi.

— Kocham go — wyznał brunet głosem przepełnionym desperacją. — A on... A on kocha mnie...

Czasem nawet potwory są zdolne do miłości, synu, ale to nie znaczy, że na nią zasługują... — odparł mężczyzna, patrząc mu prosto w oczy.

***

Ayashee:

Oj, czyżbym trochę namieszała? 😅

Lisa sporo narozrabiała, ale czy tylko ona?

A może nasz seksowny tatuażysta wcale nie jest takim grzecznym chłopcem, na jakiego wygląda?

Jak myślicie, kto mówi prawdę?
Lisa czy Tae?

A może prawda wcale nie jest czarna lub biała i ma różne odcienie szarości?

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top