55. HEAVEN'S ON FIRE

Tatuażysta skręcił w wąską alejkę i zdjął nogę z gazu. Jeszcze przez chwilę pozwolił, by jego auto toczyło się przed siebie, powoli zwalniając obroty, by w końcu zatrzymać je definitywnie, gasząc silnik. Zaciągnął ręczny hamulec i przesunął dłonie w stronę zapięcia, by jednym sprawnym ruchem odpiąć pasy bezpieczeństwa. Już miał wysiadać z auta, gdy coś jednak go powstrzymało. Przeniósł szybko spojrzenie na swojego towarzysza. Brunet siedział niemal nieruchomo, zaciskając palce na swoich odzianych w jasne jeansy udach, wpatrując się przed siebie nieobecnym wzrokiem. Niemal odruchowo wytatuowana dłoń Taehyunga odnalazła drogę do jego dłoni, nakrywając ją. Dopiero czując jego dotyk, Jeongguk przeniósł na niego swój wzrok.

― Kochanie, jesteśmy na miejscu ― powiedział łagodnym głosem czerwonowłosy.

― Hm? ― mruknął młody CEO, jakby nie był pewny, czy dobrze zarejestrował jego słowa. ― C-Co? ― spytał po chwili i rozejrzał się dookoła, jakby chciał się upewnić, że to, co powiedział tatuażysta to prawda. ― Jezu, tak się zamyśliłem, że nawet nie zauważyłem, że już dojechaliśmy ― dodał jednak szybko i on również rozpiął swój pas.

Taehyung ścisnął delikatnie jego dłoń, posyłając mu piękny uśmiech, po czym otworzył drzwi i szybko wysiadł z auta. Gdy Jeongguk został sam, wypuścił głośno powietrze z płuc. Mimo że wiele myślał o tej chwili i długo nie mógł się doczekać, czuł się dziwnie zdenerwowany. Niespełna dwie godziny temu wylądowali ponownie w Seulu. Najpierw skierowali się do mieszkania Tae, by zostawić swoje walizki, a potem wsiedli do Hyundaia Kima i przyjechali tutaj. Teraz siedział w aucie, przed domem mamy tatuażysty i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Z jednej strony miał ochotę pobiec w stronę domu, by w końcu zobaczyć Jae, a z drugiej miał ochotę stąd uciec, obawiając się tego, co może się stać.

― Weź się w garść, Gguk ― szepnął sam do siebie, po czym wciągnął haust powietrza do płuc i wysiadł z auta.

Tatuażysta stał obok samochodu, trzymając zapalonego papierosa w dłoni. Gdy go zobaczył, uniósł szluga do ust i, wsuwając go między wargi, zaciągnął się mocno, by po chwili zdusić niedopałek na koszu na śmieci. Niemal od razu ruszył w jego stronę, zmniejszając dzielący ich dystans. Zatrzymał się jedynie na kilka centymetrów od niego. Ujął jego dłoń i uniósł ją do ust, składając na jej wierzchu delikatny pocałunek.

― Gotowy? ― zapytał, patrząc mu prosto w oczy.

Jeongguk skinął, czując, że jego gardło jest tak ściśnięte, że nie jest w stanie wymówić ani słowa. Serce w jego piersi biło tak mocno, że zdawało mu się, że tatuażysta też to słyszy. Przeniósł na niego swój wzrok, jakby chciał sprawdzić, czy on też jest zdenerwowany, ale on obdarzył go kolejnym cudownym uśmiechem, po czym, splatając ich dłonie, ruszył w stronę domu swojej mamy. Młody CEO pozwolił mu się prowadzić, chociaż z każdym krokiem jego niespokojne myśli zaczynały szaleć coraz bardziej. Gdy byli już niemal pod domem, brunet nagle zatrzymał się gwałtownie i odwrócił w stronę tatuażysty. Czuł suchość w ustach i szybko zwilżył wargi, jednocześnie starając się wyrównać niespokojny oddech.

― A... A może powinienem był mu coś kupić? ― spytał wyraźnie zdenerwowany. ― J-jakiegoś pluszaka a-albo samochodzik... Albo chociaż mochi... ― dodał, starając się jakoś uporządkować chaotyczne myśli.

― Gguk, kochanie ― powiedział tatuażysta, uśmiechając się łagodnie. ― Ty jesteś wystarczającym prezentem ― wyjaśnił pewnym głosem. ― Jae będzie wniebowzięty, gdy cię zobaczy.

― A jeśli mnie nie pozna? A-albo...

Tatuażysta zaśmiał się, po czym zrobił krok do przodu, minimalizując dystans między nimi. Oplótł dłońmi jego talię i przez chwilę przyglądał się jego twarzy, patrząc mu prosto w oczy.

― Rozmawiałeś z nim przez kamerkę i dobrze wiedział, kim jesteś ― to mówiąc, wyciągnął dłoń i odgarnął pasmo jego ciemnych włosów, wsuwając niesforny kosmyk za ucho. ― Jasne, że cię pozna. Jakże mógłby cię zapomnieć?

― A twoja mama? Ona pewnie mnie nie znosi... Za to, co ci zrobiłem... Może powinniśmy pojechać kupić kwiaty? Moja mama zawsze mówiła, że nie powinno się przychodzić do kogoś z pustymi rękoma, a ja nic nie mam...

― Moja mama to najcudowniejsza kobieta na świecie. Wspiera mnie. Skoro ja ci wybaczyłem, ona nie ma powodu, by się na ciebie gniewać. Będzie się cieszyć naszym szczęściem jak nikt inny. Ona wie, że cię kocham i że tylko ty możesz dać mi szczęście.

Taehyung pochylił się delikatnie i, ujmując jego twarz w swoje dłonie, złożył na jego wargach czuły pocałunek, a Jeongguk od razu rozluźnił się, czując na wargach smak jego ust. Nie wahał się. Od razu odwzajemnił pocałunek, pozwalając się sobie w nim zatracić. Nie wiedział nawet, ile czasu stali w odległości może dwóch metrów od domu rodzinnego Tae, całując się na zielonym, zadbanym trawniku, ale nic innego już nie miało znaczenia. Tylko ten mężczyzna, którego piękne wargi sunęły po tych jego, pokazując, jak silne jest uczucie, które ich łączy.

Tak bardzo zatracili się w tej pieszczocie, że żaden z nich nie usłyszał, że drzwi za ich plecami otworzyły się, a po chwili w ich progu pojawiła się szczupła, drobna kobieta. Na ich widok jej wargi wygięły się w pięknym uśmiechu, tak bardzo podobnym do tego tatuażysty. Właśnie takich ich chciała widzieć już zawsze. Jej serce rosło w odzianej w aksamitną bluzkę piersi na widok jej syna, trzymającego w ramionach mężczyznę, którego kochał. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Wiedziała, że to, co ich łączy jest wyjątkowe.

Nagle jednak jakaś mała rączka zacisnęła się na jej spódnicy, ciągnąc za nią i wyrywając kobietę z zamyślenia. Wyginając wargi w jeszcze większym uśmiechu, odwróciła się na pięcie i kucnęła, by spojrzeć chłopcu prosto w oczy. Wysunęła rękę i zanurzyła palce w jego ciemne włoski, gładząc go delikatnie po główce.

— Zobacz, kochanie, kto do ciebie przyszedł — powiedziała łagodnym głosem i otworzyła szerzej drzwi, by pozwolić Jae zobaczyć, kto stoi na trawniku przed ich domem.

Jeongguk i Taehyung wciąż się całowali, ale gdy do ich uszu wkradł się radosny pisk, od razu odsunęli się od siebie. Młody CEO odwrócił się na pięcie, kierując spojrzenie w stronę domu tatuażysty, a gdy jego oczom ukazał się mały chłopczyk biegnący w jego stronę, niemal odruchowo opadł na kolana. Klęknął na trawniku, nie przejmując się tym, że trawa może pobrudzić jego jasne jeansy i rozłożył ramiona, czekając, aż Jae pokona dzielący ich dystans.

— Googie! Babcia, to Googie! — krzyknął maluch i z impetem rzucił się w ramiona mężczyzny klęczącego przed nim.

Młody CEO zacisnął ramiona wokół jego małego ciałka, dociskając chłopca do swojej piersi. Jego serce biło tak mocno, że zdawało mu się, że chłopczyk może to poczuć. Całe jego ciało dosłownie drżało z emocji. Zacisnął mocno palce na bluzie Jae, przedstawiającej słodkiego misia i wtulił twarz w zagłębienie jego szyi, wciągając do płuc jego znajomy zapach. Chłopczyk pachniał świeżością truskawkowego szamponu do włosów i czymś słodkim, jakby niedawno zjadł coś, czego zapach osiadł delikatnie na jego ubraniu i włosach. Zamknął oczy, starając się zapisać w pamięci ten moment i odruchowo mocniej zacisnął ramiona, jakby bał się, że jeśli tego nie zrobi, maluch za chwilę zniknie.

W jednej chwili zalała go fala potężnych emocji. Tęsknił za nim. Nie miał co do tego wątpliwości, ale teraz, mogąc znowu trzymać go w swoich ramionach, nie potrafił powstrzymać wzbierających w nim emocji. Zamrugał kilka razy, czując pod powiekami napór łez, ale nie był już w stanie tego zatrzymać, pozwolił więc, by po jego policzkach, stoczyły się pierwsze lśniące łzy. Gdy po długiej chwili w końcu odsunął się nieznacznie, by spojrzeć na twarz chłopca, oczy Jae rozszerzyły się wyraźnie zaniepokojone.

— Czemu Googie płacze? — zapytał maluch, patrząc na niego swoimi wielkimi, ciemnymi oczami. — Googie jest smutny?

— N-nie, Tygrysku — zaprzeczył młody CEO, kręcąc głową, po czym wysunął rękę i pogładził dłonią rumiany policzek chłopca. — Googie płacze, bo jest tak bardzo szczęśliwy... Nigdy wcześniej nie byłem tak bardzo szczęśliwy... — wyznał, odgarniając długimi palcami nieco przydługą grzywkę Jae. — Googie tak bardzo za tobą tęsknił. Nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo...

— Jae też tęsknił — powiedział szybko chłopczyk. — Tatuś powiedział, że mi ciebie przywiezie i Jae bardzo czekał.

— Ja też bardzo czekałem, wiesz, Tygrysku? Bardzo, bardzo.

— A skoro Googie jest szczęśliwy, to twoje skrzydła odrosły? — zapytał maluch, a Jeongguk uśmiechnął się łagodnie, wciąż czując na policzkach własne łzy.

Ponownie przeczesał palcami ciemne włosy chłopca i powoli wstał z kolan, wciąż trzymając Jae w swoich ramionach. Gdy tylko się wyprostował, poczuł silną dłoń, oplatającą jego biodro, a po chwili Taehyung przyciągnął jego i synka w swoje silne ramiona, oplatające ich w czułym uścisku. Gdy przeniósł na niego swoje spojrzenie, tatuażysta pochylił się do przodu i, ujmując główkę synka, złożył na jego czole delikatny pocałunek, by po chwili zrobić to samo z Jeonggukiem.

— Tak — odpowiedział młody CEO pewnym głosem, patrząc wprost w onyksowe tęczówki Taehyunga. — Myślę, że moje skrzydła w końcu odrosły...

***

Jeongguk zaparkował czarnego Hyundaia w odległości kilku metrów od zadbanego domu, do którego prowadził krótko przystrzyżony trawnik i przeniósł wzrok na mężczyznę siedzącego obok niego. Spodziewał się, że zobaczy, jak Taehyung zaciska swoje miękkie wargi w wąską linię, a wytatuowane palce jego dłoni stukają niecierpliwie o wyłaniające się z rozdarcia czarnych jeansów kolano. On jednak siedział oparty wygodnie w fotelu, a jego postawa nie zdradzała ani cienia napięcia. Prawa noga mężczyzny podskakiwała delikatnie w górę i w dół w rytm lecącej z głośnika rockowej muzyki, a usta poruszały się, nucąc niemal bezgłośnie słowa piosenki.

Młody CEO pochylił się nieco do przodu i, wyciągnąwszy lekko drżącą dłoń, wyłączył muzykę, pozwalając, by rockowe brzmienia wyparowały z bezpiecznej dotąd przestrzeni czarnego Genesis. Wypuścił głośno powietrze z płuc i ponownie przeniósł wzrok na tatuażystę. Tym razem napotkał spojrzenie onyksowych tęczówek, które przyglądały mu się badawczo, jakby mężczyzna wyczuł jego niepokój.

— J-jesteś pewny, że chcesz to zrobić? — zapytał, ostrożnie ważąc słowa. — Naprawdę nie musisz tego dla mnie robić, Tae — dodał szybko, kładąc swoje drżące dłonie na kolanach i odruchowo zacisnął palce na jasnych jeansach.

— Kochanie, idziemy na grilla do twojego brata, chyba nie ma zamiaru mnie zjeść na oczach swojej żony i córki, hm? — odparł Kim, wyginając wargi w łobuzerskim uśmiechu. — Gdyby jednak miał w planach kanibalizm, to ostrzegam, że dużo się nie naje.

— G-gdyby Seokjin wygadywał jakieś głupoty albo... Albo gdyby sprawiał, że będziesz się czuł niekomfortowo... Naprawdę nie musimy tu siedzieć. Możemy w każdej chwili wyjść, okay? Powiedz tylko słowo...

— Gguk, już rozmawiałem z twoim bratem i to w mniej przyjaznej atmosferze, myślę więc, że jakoś damy sobie radę — powiedział Taehyung. — Nie ma co się martwić zawczasu.

Jego głos przybrał tę niską, ciepłą barwę, której używał, gdy pragnął uspokoić jego nerwy.

To działało za każdym razem.

Wystarczyło, że ten zmysłowy baryton wkradł się do jego uszu, a rozlewał się po jego ciele, kojąc wszystkie nerwy jak nic innego. To było jak miód dla jego duszy.

Taehyung splótł ich dłonie razem i uniósł jego rękę do swoich ust, by pocałować dużą bliznę, która przecinała wnętrze jego prawej dłoni. Jeongguk nigdy mu tego nie powiedział, ale za każdym razem, gdy tatuażysta całował którąś z jego szpecących blizn, czuł, że serce w jego piersi na chwilę zamiera, by zaraz zacząć bić ze zdwojoną siłą. Było w tym coś niesamowicie intymnego. Nigdy nie pytał go, dlaczego to robi.

Nie musiał.

Dobrze wiedział, że tatuażysta chce mu w ten sposób pokazać, że kocha go całego.

Nawet to, czego on sam się wstydzi.

— Okay — zgodził się Jeon. — W takim razie... Zróbmy to — to mówiąc, skinął sam do siebie, jakby upewniając siebie samego, że jest w stanie to zrobić, po czym zacisnął palce na klamce i wysiadł z auta.

Bez pytania obszedł samochód dookoła i, gdy Taehyung wysiadał, on otworzył tylne drzwi i zaczął wypinać Jae z fotelika. Wciąż czuł się nieco zdenerwowany, ale dzięki kojącemu spojrzeniu Tae, zdołał opanować swoje nerwy na tyle, by jego dłonie przestały drżeć. Wsunął dłonie pod pachy Jae i wyciągnął go z fotelika. Nie pozostawił go jednak na ziemię, jedynie posadził chłopca na swoim biodrze, oplatając jego ciało swoimi ramionami. Nie wiedział dlaczego, ale czuł się pewniej, trzymając go na rękach, niż prowadząc obok siebie.

Spojrzał na twarz chłopca, jakby chciał sprawdzić, czy jego zdenerwowanie przypadkiem nie udzieliło się i jemu, ale mały rozglądał się z zaciekawieniem dookoła. W rączkach ściskał swoją ulubioną maskotkę, a na ten widok wargi Jeongguka wygięły się w delikatnym uśmiechu. Przesunął palcami po włoskach chłopca, po czym przeniósł wzrok na tatuażystę, który wyciągał z auta prezenty.

Jeongguk oparł się o auto i przez chwilę obserwował jego poczynania, wywracając oczami z rozbawienia. Jemu wczoraj nie pozwolił nic kupić, gdy jechali do jego mamy, a dzisiaj zaparł się, że nie może przyjechać do domu Jeonów z pustymi rękami. W rezultacie przywieźli ulubionego whiskacza dla Jina, kwiaty dla Yerim i nową lalkę dla Yoo. Dodatkowo tatuażysta zapakował trochę świeżych mochi, którymi wczoraj obdarowała ich jego mama.

Gdy Taehyung w końcu zamknął bagażnik i odwrócił się w jego stronę, jego twarz zdobił piękny, oryginalny uśmiech, a w dłoniach trzymał przygotowane prezenty. Jeongguk przez chwilę przyglądał mu się z nieukrywanym zachwytem, obserwując, jak ognistoczerwone kosmyki powiewają na wietrze. Podobało mu się to, że tatuażysta nie próbował udawać kogoś, kim nie jest przed jego rodziną. Jego smukłe nogi zdobiły czarne jeansy, rozdarte na wysokości prawego kolana, a klatkę piersiową skrywała czarna koszulka z krótkim rękawem, na którą zarzucił nieco już znoszoną skórzaną kurtkę, ale Taehyung nie mógłby wyglądać lepiej.

Tatuażysta zbliżył się, zatrzymując się jedynie na centymetry od niego, po czym pochylił się i chwycił w zęby jego dolną wargę, ciągnąc za nią. Gdy z ust młodego CEO wyrwał się mimowolny jęk, odsunął się od niego z łobuzerskim uśmiechem.

— Jestem gotowy — powiedział pewnym tonem. — Prowadź mnie w paszczę lwa, panie Jeon.

Jeongguk skinął i z Jae na rękach ruszył w stronę domu brata. Widząc pewność Tae, już nie czuł się tak zdenerwowany. Zapukał do drzwi i czekał, aż ktoś im otworzy. Po chwili w drzwiach ukazała się Yerim, a na ich widok, jej twarz od razu się rozpromieniła. Kobieta szybko otoczyła go ramionami, składając na jego policzku delikatnego całusa, po czym pogłaskała Jae po głowie i przeniosła wzrok na Tae.

— Miło cię znowu widzieć, Tae — powiedziała, układając wargi w pięknym uśmiechu.

— Ciebie też, Yeri — odpowiedział tatuażysta i wręczył jej kwiaty. — To dla ciebie.

— Och, dziękuję. Naprawdę nie musiałeś — podziękowała, biorąc od niego bukiet. Schyliła nieco głowę i powąchała kwiaty, nie mogąc się oprzeć ich pięknemu zapachowi, po czym otworzyła szerzej drzwi i wskazała, by weszli do środka. — Zapraszam.

Jeongguk spojrzał w stronę Tae, a gdy ten skinął do niego na zachętę, przekroczył próg i ruszył w głąb domu. Pomieszczenie wypełnione było zapachem jedzenia, które Yerim przyrządziła specjalnie dla nich. Brunet przełknął ślinę i rozejrzał się dookoła, jakby obawiał się, że zaraz coś na niego wyskoczy. Czuł dziwne zdenerwowanie przed spotkaniem z bratem. Seokjin powiedział mu, że będzie go wspierać. To on ostatnio zachęcał go do tego, by walczył o Tae, jeśli to właśnie jego kocha i to on zaproponował, by przyjechali w niedzielę na rodzinny obiad, ale mimo to nie był pewny, jak jego brat się zachowa, widząc ich razem. Nie zdążył jednak dobrze się przygotować, gdy nagle z salonu wybiegła Yoo, wypełniając przedpokój swoim radosnym piskiem.

— Tae! — krzyknęła mała, ruszając w ich stronę, po czym rzuciła się tatuażyście w ramiona.

Jeongguk prychnął pod nosem, uważnie obserwując, jak dziewczynka obejmuje ramionami szyję Taehyunga, a ten oplata jej ciało swoimi ramionami.

— A myślałem, że to ja jestem twoim ulubionym wujkiem — rzucił, wyraźnie rozbawiony.

— Bo jesteś — odpowiedziała mała. — Ale Tae będzie moim mężem, gdy dorosnę — dodała, a Jeongguk roześmiał się głośno.

— Och! Nie jestem taki pewny, czy wujek Gguk będzie się chciał mną podzielić — rzucił tatuażysta, patrząc na niego z zadziornym uśmiechem.

— Chodź do mnie, Księżniczko — polecił brunet, gestykulując, by Yoo zbliżyła się do niego, a gdy dziewczynka podeszła, pochylił się i złożył na jej głowie delikatnego buziaka.

Gdy stał tak lekko pochylony, do jego uszu wkradł się dźwięk czyichś kroków, a po chwili dostrzegł parę eleganckich butów. Jego oddech przyspieszył mimowolnie, podobnie jak puls. W jednej chwili zrobiło mu się sucho w ustach i z nerwów zwilżył szybko swoje wargi, powoli prostując się. Gdy uniósł wzrok, napotkał spojrzenie ciemnych tęczówek brata.

Seokjin wyglądał świetnie, jak zawsze. Miał na sobie czarne, eleganckie spodnie i błękitną koszulę. Jej rękawy podwinięte do połowy przedramion, eksponowały silne ręce. Tym razem nie miał krawata, kilka ostatnich guzików zostawił odpiętych, odsłaniając szyję. Ciemne włosy jednak jak zwykle były gładko zaczesane do tyłu. Stojąc w progu salonu i patrząc na niego z nieodgadnioną miną, wyglądał cholernie onieśmielająco. Przez kilka długich sekund wpatrywali się w siebie. Jeongguk miał wrażenie, że zaraz się udusi, a serce dosłownie wyrwie się z jego piersi, roztrzaskując o panele pod jego stopami.

Po chwili jednak Seokjin odepchnął się od framugi i ruszył w ich stronę, zatrzymując się pomiędzy Jeonggukiem, a Tae. Zmierzył ich uważnie wzrokiem. Najpierw sunąc od stóp do głów po sylwetce tatuażysty, by w końcu przenieść wzrok na brata.

— Cześć, Jin — przywitał się młodszy z braci, wyginając usta w nieco nerwowym uśmiechu, po czym spojrzał na tatuażystę, który stał obok niego.

— Gguk — powiedział Jin i skinął do niego delikatnie. — Przedstawisz nas? — spytał, przenosząc wzrok na tatuażystę. — Nigdy dotąd nie mieliśmy okazji poznać się oficjalnie — dodał. Mimo że wciąż mówił do swojego młodszego brata, jego wzrok utkwiony był w onyksowych tęczówkach tatuażysty.

— T-tak — wydusił Jeongguk, czując, jak jego gardło zamyka się ze zdenerwowania. Wciągnął do płuc haust powietrza i szybko przesunął językiem po swojej dolnej wardze, zwilżając ją. — Tae, to mój starszy brat, Seokjin — powiedział w końcu po chwili milczenia, spoglądając na czerwonowłosego mężczyznę, po czym przeniósł wzrok na brata. — Seokjin, to jest Taehyung... — zaczął i na kilka krótkich sekund zawiesił głos, odszukując onyksowe tęczówki Kima. Po chwili jednak ponownie przeniósł wzrok na brata i, patrząc mu prosto w oczy, dodał: — To jest Taehyung. Mój chłopak.

***

Taehyung uniósł dłoń do ust i wsunął papierosa między wargi. Zaciągnął się mocno i przez dłuższą chwilę przytrzymywał dym w płucach, by w końcu pozwolić mu się wydostać przez swoje delikatnie rozchylone wargi. To był dopiero jego drugi papieros dzisiaj. Od rana był tak zaaferowany, że nawet nie miał chwili, by spokojnie zapalić. Wypalił jedynie rano jednego papierosa do porannej kawy, którą zaparzył dla nich Jeongguk.

Mimo że młody CEO nie powiedział mu tego, dobrze wiedział, że chłopak denerwuje się ich wizytą u jego brata. On wręcz przeciwnie. Nie obawiał się tego. Po ich rozmowie w parku wiedział, że Seokjin chciał, by Jeongguk był szczęśliwy. Nie miał mu również za złe tego, że wtrącił się w ich relację. Był przekonany, że mężczyzna chciał jedynie chronić swojego brata. I mimo że jego próby były nieco nieudolne, teraz wiedział, że Seokjin nie miał złych intencji.

Ponownie uniósł fajkę do ust i, zamykając na chwilę oczy, zaciągnął się kolejny raz, jednocześnie rozkoszując się dźwiękiem melodyjnych śmiechów Yoo i Jae, który teraz bawili się w ogrodzie wraz z Jeonggukiem. Gdy do jego uszu wkradł się również śmiech młodego CEO, jego wargi wygięły się w uśmiechu. To była jego ulubiona muzyka. Niemal od razu uniósł powieki i skierował spojrzenie na bruneta, który teraz leżał na trawniku w ogrodzie, na przemian podnosząc na wyciągniętych przed siebie ramionach Yoo lub Jae.

Taehyung nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Uwielbiał go takim widzieć. Przez długą chwilę wpatrywał się w niego jak zaczarowany, zapominając o tym, że w jego dłoni wciąż spoczywa żarzący się papieros. Dopiero gdy poczuł gorąco na swoich smukłych palcach, ponownie uniósł papierosa do ust.

— Chyba nigdy nie widziałem go takiego szczęśliwego — odezwał się nagle głos za jego plecami.

Czerwonowłosy zaciągnął się i szybko wyjął papierosa z ust, jednocześnie zwracając twarz w prawą stronę. Tak, jak się spodziewał, jego oczom ukazał się Seokjin. Mężczyzna jednak nie patrzył na niego. Spojrzenie jego ciemnych oczu zwrócone było w stronę Jeongguka. Taehyung niemal odruchowo również na niego spojrzał. Młody CEO podnosił właśnie Jae, udając, że maluch jest samolotem, a chłopczyk śmiał się głośno, rozkładając szeroko swoje ramiona.

— Gdy dowiedziałem się, że Gguk kogoś znalazł... — kontynuował Jin. — Byłem szczęśliwy. Po wypadku bardzo zamknął się w sobie. To było tak, jakby wszystko szło do przodu, a on jeden zatrzymał się w miejscu. Przestał malować, prawie w ogóle się nie śmiał, rzadko gdziekolwiek wychodził. Miałem nadzieję, że dzięki Lisie będzie w końcu szczęśliwy. Nie wiedziałem, że im się nie układa... albo tak bardzo chciałem, żeby im wyszło, że nawet nie zwróciłem uwagi na to, że jest inaczej... Kiedy patrzyłem na niego dzisiaj... Nagle zdałem sobie sprawę, że gdy Jeongguk przyjeżdżał do nas z Lisą, praktycznie nigdy się nie śmiał. Jego ciało było napięte, uśmiechy wymuszone... A dzisiaj... On jest szczęśliwy... Dzięki tobie.

— Gguk to najwspanialszy chłopak, jakiego dane mi było poznać — przyznał tatuażysta. — Zasługuje na wszystko.

Seokjin przeniósł na niego swoje spojrzenie i przez chwilę wpatrywał się w jego piękny profil. Taehyung był naprawdę przystojnym mężczyzną. Gdyby tylko chciał, mógłby zapewne zrobić niebywałą karierę jako model. Było w nim coś wręcz nierealnego, ale im dłużej go znał, tym bardziej rozumiał, dlaczego jego brat tak bardzo go pokochał. Tutaj wcale nie chodziło o wygląd. Tatuażysta miał równie piękne wnętrze.

— Przepraszam — powiedział nagle starszy, zanim zdał sobie sprawę z tego, że wymówił to na głos.

Tatuażysta przeniósł na niego swoje spojrzenie i ściągnął razem brwi, nie wiedząc, za co Seokjin go przeprasza. Rozchylił wargi, by zapytać, co się stało, ale zanim zdążył powiedzieć chociaż słowo, biznesmen kontynuował swoją wcześniejszą myśl.

— Za to, że na początku tak bardzo źle cię oceniłem i... I za to, że namieszałem w waszej relacji. To w dużej mierze przeze mnie Gguk zdecydował się z tobą rozstać — przyznał. — Nie chciałem, żeby ktoś go skrzywdził, a byłem przekonany, że chcesz go wykorzystać. Chciałem...

— Wiem, że chciałeś go chronić — powiedział czerwonowłosy, przerywając mu. — Nie musisz przepraszać. Każdy popełnia błędy. Mam tylko nadzieję, że teraz, kiedy Gguk tak bardzo tego potrzebuje, będziesz przy nim. Ja nie będę mógł być u jego boku, gdy dojdzie do konfrontacji z waszym ojcem, ale ty możesz stanąć po jego stronie. On naprawdę tego potrzebuje.

Seokjin skinął, nie będąc w stanie wydusić ani słowa. Czuł się dziwnie wzruszony na słowa tatuażysty. Tak bardzo pragnął, żeby Jeongguk w końcu był szczęśliwy, że nie zauważył, że jest zupełnie inaczej. Teraz wiedział, że jego brat w końcu jest z kimś, kto na niego zasługuje i kto go docenia. Nie miało dla niego znaczenia to, że jego wybranek to drugi mężczyzna. Wiedział, że będzie im przez to trudniej, ale kto powiedział, że droga do szczęścia jest zawsze łatwa i przyjemna?

— A... A matka Jae? — spytał nagle, ponownie przenosząc wzrok na brata bawiącego się z dwójką dzieci w ich ogrodzie. — Czy nie przeszkadza jej, że ty i Gguk... No wiesz... Że dwójka mężczyzn wychowuje jej syna?

Taehyung zaśmiał się delikatnie pod nosem, na samą myśl o Jiwon.

— Gdyby ją cokolwiek interesowało, nie porzuciłaby swojego dziecka, gdy miało zaledwie kilka miesięcy — odpowiedział. — Ona praktycznie od początku nie uczestniczy w wychowaniu Jae. Szczerze, to nawet nie mam pojęcia, gdzie ona jest.

— Och, przykro mi.

— A mnie nie — odparł tatuażysta pewnym głosem. — Gdyby Jiwon nie odeszła, być może nigdy nie poznałbym twojego brata, a on sprawia, że ja też jestem szczęśliwy. Ja i Jae.

Gdy tylko te słowa stoczyły się z jego ust, do ich uszu po raz kolejny wkradł się głośny, tak cudownie melodyjny śmiech młodego CEO. Taehyung przeniósł na niego swój wzrok i na chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały. Jeongguk podniósł się z trawnika, powiedział coś do dzieciaków, po czym ruszył w ich stronę. Zatrzymał się dopiero na wyciągnięcie ręki od tatuażysty i niemal odruchowo chwycił jego dłoń.

— Czy mi się wydaje, czy mnie tu obgadujecie? — zapytał, układając wargi w zmysłowy łuk.

— Jasne, że cię obgadujemy — przytaknął Kim bez najmniejszego skrępowania. — Seokjin właśnie miał mi zdradzić wszystkie twoje sekrety.

— Ach, tak? Ja tu niemal wyzionąłem ducha, bawiąc się z dzieciakami, a ty knujesz za moimi plecami? Hmm, chyba muszę ponownie przemyśleć nasz związek... — droczył się Jeon.

— Już za późno. Teraz już ci nie pozwolę nigdzie odejść — odparł tatuażysta. — Jesteś na mnie skazany.

Jeongguk roześmiał się, po czym nie zważając na to, że jego brat stoi tuż obok, pochylił się w stronę tatuażysty i docisnął swoje wargi do jego, całując jego usta. Ich pocałunek jednak nie był długi. Żaden z nich nie pokusił się również o to, by go pogłębić. Młody CEO wciąż nie czuł się zbyt swobodnie, wymieniając czułości z Tae na oczach brata. Dopiero uczył się tego, że może w końcu przestać się ukrywać, ale Taehyung zauważył, że z każdą kolejną chwilą, Jeongguk czuł się bardziej pewnie.

— Uwielbiam być na ciebie skazany — szepnął wprost w jego wargi, po czym pogładził dłonią jego policzek, jednocześnie patrząc mu prosto w oczy, by Taehyung wiedział, że to wyznanie przeznaczone jest tylko dla niego. — Jezu, Yoo i Jae tak mnie wymęczyli, że ledwo żyję! — zawołał po chwili, wypuszczając głośno powietrze z płuc, jakby starał się uspokoić oddech. — Muszę się napić. Chcesz czegoś do picia? — spytał, patrząc na Tae.

— Zostań — polecił Kim. — Ja ci coś przyniosę — to mówiąc, uśmiechnął się do niego, po czym ruszył w stronę wejścia do domu. Zanim jednak wszedł do środka, spojrzał ponad ramieniem na starszego z braci. — Tobie też coś przynieść? Kolejne piwo? — zapytał, wskazując na niemal już pustą butelkę w dłoni Seokjina.

— Tak, dzięki — przytaknął starszy, po czym odprowadził tatuażystę wzrokiem, dopóki ten nie zniknął wewnątrz domu.

Dopiero wtedy przeniósł spojrzenie na swojego brata. Jeongguk oddychał ciężko, wciąż starając się uspokoić oddech po intensywnej zabawie z dzieciakami, ale jego wargi zdobił piękny uśmiech. Seokjin nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział u niego taki uśmiech, nie licząc tych momentów, gdy bawił się z Yoo. To było zdecydowanie coś nowego, ale podobało mu się to. Lubił widzieć go takiego szczęśliwego.

— Lubię go — powiedział nagle, zanim zdał sobie sprawę, że powiedział to na głos, a gdy Jeongguk przeniósł na niego swój wzrok, przestąpił z nogi na nogę. — Tae — wyjaśnił. — To naprawdę miły chłopak.

Jeongguk przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, jakby był w szoku, że jego brat naprawdę to powiedział, jednak kąciki jego warg uniosły się mimowolnie.

— Cieszę się, że tak myślisz — powiedział w końcu, prostując swoją sylwetkę. — Przyznam, że trochę obawiałem się tego spotkania — wyznał. — Wiem, że moja orientacja... Wiem, że to dla ciebie coś nowego.

— Najważniejsze, żebyś był szczęśliwy.

Jeongguk skinął, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Czuł tak wiele emocji, że obawiał się, że jego głos mógłby się załamać, gdyby wymówił chociaż słowo. Seokjin jednak nie oczekiwał od niego odpowiedzi. Wystarczyło jedno spojrzenie i wiedział, że jego brat czuje się poruszony tym, co przed chwilą usłyszał. Niemal odruchowo wyciągnął dłoń i położył ją na jego ramieniu.

— Dobrze sobie radzisz z Jae — powiedział. — To uroczy chłopczyk i widać, że cię uwielbia.

Tym razem na jego słowa usta bruneta wygięły się w pięknym uśmiechu.

— Ja też go uwielbiam — przyznał. — Chociaż strasznie mnie wymęczyli. Mówię ci, to lepsze niż siłownia — zażartował, po czym chwycił za bluzę, która do tej pory zakrywała jego klatkę piersiową i podciągnął ją do góry, by ściągnąć ją przez głowę.

Seokjin odruchowo przeniósł na niego swój wzrok i przez chwilę uważnie przyglądał się bratu, który próbował wyswobodzić się z czarnej bluzy. Już miał odwrócić wzrok, ale gdy Jeongguk przeciągał bluzę przez głowę, koszulka, którą miał pod spodem, podwinęła się nieznacznie, ukazując wysportowany brzuch. Coś jednak zwróciło jego uwagę. Ściągnął razem swoje brwi i przyjrzał się uważnie brzuchowi brata. Nie był w stu procentach pewny, ale mógłby przysiąc, że tuż nad linią jasnych jeansów skórę młodego CEO znaczy dosyć spore zasinienie, które znikało pod materiałem spodni.

Zaskoczony, uniósł wzrok, by spojrzeć na twarz brata, jednak gdy Jeongguk zdjął bluzę i zaczął ją przewieszać na swoich biodrach, wiążąc rękawy na węzeł, dostrzegł, że jego nadgarstki, dotąd skryte za mankietami bluzy, ponownie zdobiły czerwone szramy. Niemal takie same, jak te, które widział na jego nadgarstkach kilka tygodni temu, gdy brunet powiedział mu, że to pozostałość po owijkach bokserskich. Zanim zdążył się zorientować, jego palce zacisnęły się na dłoni brata, przyciągając ją mocniej w swoją stronę, by przyjrzał się lepiej śladom na jego dłoniach, po czym uniósł wzrok i napotkał spojrzenie ciemnych oczu młodszego mężczyzny.

— G-Gguk... — wydusił. — Co to jest?

— N-nic — odpowiedział szybko młodszy, zwilżając nerwowo swoje wargi. Jego serce mimowolnie zaczęło mocniej bić.

— Jak to nic, Gguk? Masz szramy na nadgarstkach. Chcesz mi powiedzieć, że trenowałeś boks na Jeju? — zapytał, mimo że nie oczekiwał odpowiedzi. Wtedy uwierzył w jego kłamstwo. Teraz nie da się tak łatwo nabrać.

Jeongguk przestąpił z nogi na nogę, czując na sobie uważne spojrzenie brata. Jego dłoń wciąż zaciskała się wokół jego przedramienia.

— Nie. Nie trenowałem na Jeju — odpowiedział w końcu. — Ale to naprawdę nic takiego — dodał, chcąc go uspokoić.

— To jest nic takiego? — powtórzył Jin, nieco głośniej niż miał zamiar. Na krótką chwilę pozwolił, by emocje wzięły górę. Szybko jednak zreflektował się i odruchowo spojrzał w stronę dzieciaków. Gdy dostrzegł, że dzieci nie zwracają na nich uwagi, ponownie spojrzał na Jeongguka. Puścił jego dłoń i szybkim ruchem chwycił za jego koszulkę, zadzierając ją do góry. — A to? Skąd masz te siniaki, Gguk? Czy... Czy Taehyung... Czy to on ci to zrobił?

— Nie... To znaczy... — zaczął młodszy, ale szybko zaraz urwał, jakby starał się pozbierać myśli.

Seokjin cofnął dłoń, puszczając jego koszulkę, po czym oparł dłonie na swoich biodrach. Wciąż wbijał w niego swój wzrok, jakby chciał go w ten sposób zmusić do mówienia, ale gdy młodszy wciąż milczał, z frustracją przesunął dłonią po ciemnych włosach.

— Gguk... — kontynuował w końcu, wypuszczając z ust głośne westchnienie. — Czy on stosuje wobec ciebie przemoc? — zapytał, zniżając głos niemal do szeptu. — Jeśli potrzebujesz pomocy, możesz mi powiedzieć.

— Co?! Nie. Jasne, że nie — zaprotestował szybko Jeongguk. — To naprawdę nie tak jak myślisz.

— Gguk, jeśli coś się dzieje, możesz mi powiedzieć... Nie musisz go kryć... Jeśli...

To od seksu, okay — powiedział szybko młodszy, przerywając mu, po czym zwilżył wargi, czując suchość w ustach ze zdenerwowania. — I... Tae nie zrobił nic wbrew mojej woli.

Na jego słowa źrenice Seokjina rozszerzyły się, podobnie jak jego usta, podczas gdy umysł procesował to, co przed chwilą wyznał mu brat.

— Och! — jęknął jedynie, zdając sobie sprawę z tego, co oznaczają słowa młodszego. — Och, okay... — wydusił, odwracając wzrok, wyraźnie zmieszany. — Chyba... Chyba Yerim mnie wolała... — dodał, wskazując niezręcznie w stronę domu, w którego progu ponownie pojawił się tatuażysta.

Taehyung ruszył pewnie w ich stronę, trzymając w dłoniach piwo dla Seokjina i sok dla Jeongguka. Pokonał szybko dystans między nimi i wyciągnął butelkę piwa w stronę starszego z braci.

— Proszę.

— D-Dzięki — odparł starszy, uśmiechając się nieco nienaturalnie. — Pójdę do Yerim... — wydusił. — T-tak... Pójdę... Pójdę do środka... — dodał niezręcznie, po czym obrócił się na pięcie i oddalił w stronę domu, najszybciej jak to możliwe, niemal biegnąc w jego stronę.

Zaskoczony jego zachowaniem Taehyung, odprowadził go wzrokiem, dopóki mężczyzna nie zniknął wewnątrz domu. Dopiero wtedy przeniósł spojrzenie na Jeongguka, unosząc pytająco swoją prawą brew.

— Co mu się stało? — zapytał, wyciągając szklankę z sokiem w stronę Jeongguka.

— Właśnie chyba mu powiedziałem, że lubię ostry seks — odpowiedział brunet, prychając delikatnie.

Chwycił szklankę w swoje dłonie, a Taehyung uniósł swoją brew jeszcze wyżej, wyraźnie zaskoczony jego wyznaniem.

— Widzę, że wasza relacja przeszła na kolejny poziom bliskości, hm? — odpowiedział, mimowolnie wyginając wargi w uśmiechu.

— To nie jest śmieszne. Zobaczył otarcia na moich nadgarstkach i malinki na brzuchu i myślał, że się nade mną znęcasz — to mówiąc, chwycił dłonią za mostek nosa, na chwilę mrużąc ciemne oczy, jednocześnie kręcąc głową z niedowierzaniem, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.

— Oj tak, trzeba było mu powiedzieć, że znęcam się nad tobą non stop. Ostatni raz wczoraj wieczorem, pod prysznicem — droczył się tatuażysta, wsuwając dłoń pod jego podbródek, by ponownie zwrócić jego twarz w swoją stronę. — Chociaż nie przypominam sobie, żebyś narzekał... Zdaje się, że powiedziałeś coś podobnego do: „Och, błagam, nie przerywaj" — dodał, a młody CEO uderzył dłonią w jego klatkę piersiową.

— Jesteś okropny! — skarcił go, prychając z rozbawienia. — Mój brat już pewnie nigdy nie spojrzy mi prosto w oczy — to mówiąc, wydął delikatnie wargi, by zademonstrować smutek.

Taehyung wyciągnął ręce i oplótł je wokół jego talii, jednocześnie przyciągając go mocniej do siebie. Po chwili jednak ujął jego prawą dłoń i odwrócił ją tak, by przyjrzeć się wewnętrznej stronie jego nadgarstka. Jego skóra była dosyć mocno otarta. Pasek pozostawił wyraźny czerwony ślad. Przesunął kciukiem po zaczerwienieniu, po czym pochylił się i złożył na jego nadgarstku delikatny pocałunek.

— Przepraszam. To moja wina — powiedział cicho, odszukując spojrzenie jego czekoladowych tęczówek. — Nie powinienem był krępować twoich dłoni tym paskiem. Dałem się ponieść i...

— Tae — przerwał mu młody CEO, jednocześnie kładąc dłoń na jego policzku. Gdy tatuażysta uniósł na niego swój wzrok, uśmiechnął się łagodnie. — Ten wieczór był idealny. Niczego bym nie zmienił. I... zdradzę ci pewien sekret... — to mówiąc, pochylił się mocniej w jego stronę tak, by kolejne słowa móc wymówić wprost do jego ucha. Jego miękkie wargi musnęły jego wrażliwy płatek, wysyłając dreszcze wzdłuż kręgosłupa tatuażysty. — Uwielbiam, gdy mnie pieprzysz, gdy mam skrępowane dłonie — wyznał bezwstydnie, zniżając głos do zmysłowego szeptu.

— Gguk, shit — zaklął tatuażysta, na tyle cicho, by nikt więcej nie usłyszał ich rozmowy. — Nie możesz mi mówić takich rzeczy w domu swojego brata...

Jeongguk roześmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu, po czym zacisnął dłonie na czarnej koszulce tatuażysty. Przesunął palcem wskazującym po kwiecie lotosu, który zdobił jego szyję, patrząc na niego niewinnym wzrokiem.

— Rozprasza cię to? — drażnił się.

Taehyung roześmiał się, robiąc krok do przodu, niemal doklejając swoje ciało do jego.

— Jeśli nie przestaniesz się ze mną drażnić, będę musiał cię związać, jak wrócimy do domu — zagroził pół żartem pół serio. Jego wargi wygięły się w zmysłowym uśmiechu.

— Chyba już wiem, co dostaniesz ode mnie na gwiazdkę — odpowiedział brunet, po czym odsunął się od niego i, odwróciwszy się na pięcie, ruszył w stronę Yoo i Jae.

— Co takiego? — zapytał tatuażysta, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Jego oczy uważnie skanowały sylwetkę młodego CEO.

Jeongguk odwrócił twarz w jego stronę, posyłając mu zadziorny uśmiech ponad swoim ramieniem.

Kolekcję krawatów — rzucił i, nie czekając na jego reakcję, ruszył przed siebie, kołysząc biodrami.

***

Jeongguk zszedł ostrożnie po schodach, starając się iść tak, by nie obudzić chłopca, który spał w jego ramionach. Odkąd wrócili z Jeju i odebrali wczoraj Jae od mamy Taehyunga, maluch nie odstępował go nawet na krok, jakby obawiał się, że znowu mu gdzieś zniknie. To on wczoraj utulił go do snu, przeczytał mu bajkę i trzymał go za rączkę, dopóki nie zasnął.

Również dzisiaj chłopczyk nie chciał bawić się z nikim innym, tylko z nim. W rezultacie niemal cały czas spędził z Yoo i Jae w ogrodzie, podczas gdy jego brat robił grilla. Taehyung nie wyglądał jednak na bardzo zestresowanego tym, że został porzucony na pastwę losu starszego z braci. Wręcz przeciwnie, wyglądało na to, że dobrze dogadywał się z jego bratem. Chociaż czuł się nieco lepiej, wiedząc, że Yerim nad nimi czuwa.

Kiedy w końcu po wyczerpującym i pełnym wrażeń dniu, Jae dosłownie padł, zasypiając w jego objęciach, zdecydowali, że najwyższy czas, by wracać do domu. Z chłopcem na rękach, wyszedł ostrożnie z domu brata, a teraz zmierzał powoli przez wypielęgnowany trawnik w kierunku Hyundaia, którego zaparkowali blisko domu. Idąc ostrożnie przed siebie, przeniósł spojrzenie na śpiącego chłopca i uśmiechnął się łagodnie. Instynktownie uniósł dłoń, by przesunąć opuszkami palców po jego gładkich, ciemnych włosach.

— Wziąć go od ciebie? — spytał tatuażysta, wyrównując z nim swój krok.

— Nie, ja go zaniosę. Nie chcę go budzić.

— Wymęczył cię dzisiaj — ocenił Kim.

— To nic — odpowiedział szybko młody CEO. — Uwielbiam spędzać z nim czas. Przyznam, że trochę się bałem tej wizyty, ale to był naprawdę miły dzień.

— To prawda. Cieszę się, że jednak Seokjin nie okazał się być kanibalem — zażartował, po chwili jednak przyznał: — Twój brat to całkiem fajny facet.

— Fajniejszy niż ja? — spytał Jeon, unosząc zadziornie kąciki swoich ust.

— Nikt nie jest fajniejszy niż ty, panie Jeon — odpowiedział, opierając się nonszalancko o czarnego Hyundaia.

— Jezu, będę mieć zakwasy przez te dwa małe łobuzy — zażartował biznesmen, spoglądając na mężczyznę stojącego naprzeciw niego.

— A co powiesz na to, że jak dotrzemy do domu, zrobię dla ciebie dłuuuugą, gorącą kąpiel.

— Oooch, marzę o tym — jęknął Jeon. — Powiedz jeszcze, że wejdziesz do tej wanny ze mną... — poprosił rozmarzonym głosem.

— I zrobię ci masaż — obiecał tatuażysta, uśmiechając się seksownie.

— Och, tak. Jedźmy już! — polecił, a Kim roześmiał się głośno, po czym otworzył tylne drzwi, by brunet mógł wsadzić Jae do fotelika.

— Jeongguk?! — zawołał nagle jakiś głos za ich plecami, a młody CEO dosłownie zamarł w pół kroku.

Nie musiał nawet się odwracać, by sprawdzić, kto za nim stoi. Dobrze wiedział, do kogo należy ten głos. Ciepły, ale stanowczy, wywołujący nieprzyjemne dreszcze i jakże znajomy niepokój. Taehyung spojrzał ponad jego ramieniem i dostrzegł elegancko ubranego mężczyznę. Tyle wystarczyło, by on też wiedział, kto właśnie pojawił się pod domem Seokjina — Jeon Jiseok.

Przeniósł szybko spojrzenie na Jeongguka, jakby chciał się upewnić, że chłopak nie dostanie ataku. Brunet wyraźnie pobladł, a całe jego ciało się spięło. Przełknął z trudem ślinę, po czym zrobił krok w stronę tatuażysty, zatrzymując się na centymetry od niego.

— W-weź ode mnie Jae — polecił, jakby obawiał się, że przez drżenie własnego ciała może go wypuścić ze swoich ramion. Mówił do niego szeptem, jakby nie chciał, by mężczyzna stojący za nim usłyszał jego słowa i ostrożnie podał tatuażyście śpiącego chłopca, uważając na to, by go nie obudzić. — Poczekaj na mnie w aucie — poprosił, a Taehyung skinął, na kilka sekund ściskając jego dłoń, jakby chciał mu tym przekazać, że jest w pobliżu.

Jeongguk odwrócił się powoli i, z mocno bijącym w piersi sercem, ruszył w stronę eleganckiego mężczyzny. Jiseok nie patrzył jednak na niego. Jego wzrok utkwiony był w sylwetce nieznanego czerwonowłosego mężczyzny. Taehyung ostrożnie posadził synka w foteliku, po czym wsunął się na siedzenie pasażera, zamykając za sobą drzwi auta. Dopiero wtedy pan Jeon przeniósł wzrok na swojego syna.

— Kim jest ten mężczyzna? — zapytał, ściągając razem swoje brwi, jakby nagle poczuł pulsujący ból w skroni.

— Nieważne — odpowiedział krótko młody CEO, starając się ukryć zdenerwowanie.

— Nie powinieneś się z nim zadawać. Wygląda jak jakiś łobuz — skwitował mężczyzna, ponownie spoglądając w stronę auta, gdzie chwilę temu zniknął Tae.

Z ust Jeongguka wyrwało się mimowolne prychnięcie. Słysząc to, Jiseok przeniósł na niego swój wzrok. Zmrużył oczy i zmierzył go uważnie od stóp do głów. Wyglądał na nieco zaskoczonego jego niecodziennym wyglądem. Młody CEO miał bowiem na sobie jasne jeansy i czarną bluzę, którą wyciągnął z szafy Tae. Dziękował w myślach, że zdecydował się ponownie ją założyć. Nie chciałby być zmuszonym, by tłumaczyć ojcu, skąd u niego otarcia na nadgarstkach czy malinki na dekolcie.

— Tacy ludzie chcą wykorzystać nasze nazwisko. Uwierz mi, nic dobrego nie wynika z takich znajomości.

Wybacz ojcze, ale sam będę decydować o tym, z kim będę się przyjaźnić — odpowiedział, zbierając w sobie całą odwagę, by się postawić. Nie mógł znieść tego, że ktoś mówił o Tae w taki sposób.

— Ach, tak? — spytał Jiseok, chociaż to wcale nie brzmiało jak pytanie. Kąciki jego ust uniosły się w lekko prześmiewczym uśmiechu. — Gdzie się podziewałeś przez ten tydzień? Dzwoniłem do ciebie kilka razy — powiedział nagle, zmieniając temat.

— Potrzebowałem... przemyśleć kilka spraw — wyjaśnił.

Takich jak ślub z Lisą?

Jeongguk w jednej chwili miał wrażenie, że ktoś wypompował całe powietrze. Jego gardło ścisnęło się boleśnie.

— T-to też — odpowiedział, mimo że tak naprawdę nie musiał o tym myśleć. Już od dawna był pewny, że jej nie kocha. Potrzebował jedynie dojrzeć do decyzji, by w końcu zawalczyć o własne szczęście. — Sporo się ostatnio dzieje...

Byłeś z nią? — zapytał Jiseok, a gdy źrenice Jeongguka rozszerzyły się w szoku, dodał pewnym głosem: — Więc to prawda. Zdradzasz Lisę?

— Lisa ci powiedziała? — zapytał brunet. Szybko jednak wywrócił oczami i prychnął. Mógł się tego spodziewać. — No jasne, że ci powiedziała... — rzucił bardziej sam do siebie niż do ojca.

— Nie chciałem wierzyć, że zrobiłbyś coś takiego... — przyznał. — Nie tak cię wychowałem, Gguk — skarcił go wyraźnie zawiedzionym głosem. — Co ty wyprawiasz? Za niespełna tydzień ślub, a Lisa przychodzi do mnie cała zapłakana i mówi mi coś takiego. Ona jest załamana. Powiedziała, że odkryła, że ją zdradzasz, a gdy cię skonfrontowała, powiedziałeś jej, że jeśli jej się nie podoba, to możecie jeszcze odwołać ślub... Co się z tobą dzieje? Kiedy stałeś się tak wyrachowany i okrutny?

— N-nie planowałem tego i... wiem, że to nie było w porządku, ale stało się. Czasu już nie cofnę.

— Ja i mama pokazywaliśmy ci inne wartości, Gguk. Jeonowie tak nie postępują. Ktoś namieszał ci w głowie? — zapytał. — Lisa powiedziała, że bardzo się zmieniłeś, że jesteś dla niej oziębły...

Jeongguk ponownie prychnął, nie potrafiąc się powstrzymać i złapał za mostek swojego nosa.

— No jasne, że Lisa tak to przedstawiła. Szkoda, że zapomniała ci powiedzieć, że od dawna obchodzą ją tylko moje pieniądze. Nic więcej. Jedyne, na czym jej zależy to ten cholerny różowy diament na palcu i nazwisko Jeon w dowodzie. I w dodatku nastawia moją własną rodzinę przeciwko mnie.

— Nie mów o niej w taki sposób, Gguk. Lisa od dawna jest częścią tej rodziny i zasługuje na twój szacunek. Ona nie ma nikogo oprócz nas. W każdym związku zdarzają się nieporozumienia. Trzeba o tym rozmawiać, pracować nad tym, by związek się rozwijał, a nie wyrzucać wszystko do kosza, bo pojawiło się coś łatwego. Myślałem, że jesteś na tyle dojrzały, by to zrozumieć, ale może przez takich znajomych jak ten chłopak pomieszało ci się w głowie.

— Wiedziałem, że ta rozmowa nie będzie łatwa, ale miałem nadzieję, że chociaż będziesz chciał mnie wysłuchać — wyznał Jeongguk, czując, że jego gardło zaciska się coraz bardziej.

— Przecież właśnie sam przyznałeś, że ją zdradzasz. Na to nie ma usprawiedliwienia, Gguk. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo się na tobie zawiodłem. Mam nadzieję, że w końcu pójdziesz po rozum do głowy i naprawisz to, co zniszczyłeś. Być może Lisa będzie na tyle wyrozumiała i ci wybaczy — odpowiedział mężczyzna, ponownie odszukując jego wzrok.

Spojrzenie mężczyzny było chłodne, surowe, ale Jeongguk bez problemu zobaczył w nich coś jeszcze. Coś, czego najbardziej się obawiał...

Rozczarowanie.

Rozchylił wargi, by coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydusić już ani słowa, czując jak niewidzialna pięść, zaciska się wokół jego gardła jak imadło.

— Muszę zobaczyć się z Seokjinem. Przyjechałem dać mu ważne dokumenty do podpisania — powiedział nagle Jiseok, zmieniając temat i cofając się o krok. — Napraw to, Gguk. Zanim będzie za późno — dodał, po czym nie patrząc na niego więcej, ruszył w stronę domu Seokjina.

Jeongguk stał w miejscu, nie będąc w stanie się poruszyć. Czuł ból w klatce piersiowej, który boleśnie uświadamiał mu, że wciąż żyje. Zacisnął mocno dłonie w pięści, wbijając paznokcie we wnętrza swoich dłoni i starał się wyrównać niespokojny oddech.

Mógł się spodziewać tego, że Lisa powie jego ojcu o zdradzie, przedstawiając go jako czarny charakter w tej historii. Popełnił błąd. Dobrze wiedział, że zrobił źle i wcale nie był z tego dumny. Nie starał się wybielić. Wiedział, że powinien był najpierw się z nią rozstać, a potem wiązać się z Tae, ale nie mógł już cofnąć czasu. Lisa jednak nie była bez winy. Od dawna ich związek nie układał się tak, jak powinien.

Dopiero gdy poczuł piekący ból w prawej dłoni, oprzytomniał na tyle, by być w stanie ponownie się poruszyć. Czuł, że jeśli zaraz stąd nie ucieknie, rozpadnie się na kawałki i rozsypie na bruku, który znajdował się pod jego stopami. Ruszył więc biegiem w stronę czarnego Hyundaia. Otworzył drzwi i wsunął się na siedzenie kierowcy. Czuł na sobie wzrok Taehyung, ale nie miał odwagi na niego spojrzeć. Uruchomił silnik i, zaciskając mocno dłonie na kierownicy, ruszył spod domu brata.

Jechał przed siebie dosyć szybko, ale zważając przy tym na wszelkie przepisy. Nie chciał, by jego zły stan naraził na niebezpieczeństwo dwie najważniejsze osoby w jego życiu. Jego dłonie jednak zaciskały się coraz mocniej, a oddech spłycał. Mimo że wcale tego nie chciał, nie mógł przestać powtarzać słów ojca w swojej głowie, zdawało mu się, że przed oczami widzi jego rozczarowane spojrzenie — coś, czego tak bardzo się obawiał i co tak cholernie bolało. Z każdym przejechanym odcinkiem ból w jego klatce piersiowej nasilał się do tego stopnia, że już niemal nie mógł oddychać. Zacisnął mocniej dłonie, jakby w ten sposób mógł powstrzymać atak.

— Gguk — odezwał się nagle głos obok niego i na kilka sekund przeniósł na niego swój wzrok.

Zwilżył wargi, by coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydusić nawet jednego słowa. Na swoich wargach wyczuł jednak słony smak własnych łez i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że płacze. Widząc jego napięte ciało i zapłakane oczy, Taehyung odpiął swoje pasy, pochylił się w jego stronę i, chwytając za kierownicę, skierował auto na pobocze drogi, szybko je zatrzymując. Odpiął pas Jeongguka i bez zastanowienia przyciągnął go w swoje ramiona, a młody CEO rozpłakał się na dobre.

— Wyrzuć to z siebie, kochanie — szepnął mu do ucha, gładząc palcami jego ciemne włosy. — Możesz płakać, ile tylko chcesz. Jestem tu.

***

— Jesteś pewny, że dasz radę to zrobić sam? — zapytał Taehyung, parkując Hyundaia w pobliżu apartamentowca, w którym dotąd mieszkał Jeongguk.

Zgasił silnik i spojrzał na młodego CEO, przez chwilę obserwując jego profil. Miał wracać już dzisiaj do pracy, ale Jeongguk potrzebował pojechać po swoje rzeczy, a on chciał być przy nim. Wiedział, że wczorajsza konfrontacja z ojcem wiele go kosztowała, mimo że nawet nie zdołał mu powiedzieć o swojej orientacji. Obawiał się, że kolejna konfrontacja z Lisą również może się okazać bardzo ciężka. Rano zawieźli więc razem Jae do przedszkola, a potem skierowali się do bogatej dzielnicy, w której znajdował się apartamentowiec, gdzie znajdował się penthouse, który do tej pory młody CEO dzielił ze swoją byłą już narzeczoną.

Jeongguk nie był pewny, co powinien odpowiedzieć. Miał w głowie mętlik, ale wiedział, że musi to zrobić. Chciał w końcu zamknąć ten rozdział, by móc być szczęśliwym z Tae. Wypuścił głośno powietrze z płuc i spojrzał na tatuażystę.

— Dam radę — odpowiedział, ściskając delikatnie dłoń mężczyzny. — Poza tym... Jest poniedziałek, Lisa i tak pewnie jest w biurze — uspokoił go, chociaż nie był pewny, czy bardziej stara się uspokoić Tae, czy siebie samego.

— Weź telefon. Jeśli tylko będzie się coś działo... Zadzwoń do mnie — poprosił Kim, a Jeongguk ujął delikatnie jego podbródek i złączył ich wargi.

Całował go powoli, łagodnie, a Taehyung oddawał każdą pieszczotę. Z każdym kolejnym muśnięciem ich języków, ciało młodego CEO rozluźniało się w wytatuowanych ramionach czerwonowłosego, ale Kim całował go dopóty, dopóki nie był pewny, że Jeongguk w końcu się uspokoił. Dopiero wtedy odsunęli od siebie wargi, wciąż jednak opierając czoła o siebie, pozwalając, by jeszcze przez krótką chwilę ich oddechy mieszały się w jedno.

— Dam sobie radę — powtórzył brunet, po czym ponownie złożył na wargach tatuażysty szybkiego całusa. — Postaram się szybko wrócić — to mówiąc, chwycił swoją pustą sportową torbę i otworzył drzwi auta, by po chwili wysiąść na zewnątrz.

Szedł przed siebie szybko, wykonując długie, sprężyste kroki, jakby obawiał się, że jeśli nie zrobi tego teraz, każdy kolejny krok będzie coraz trudniejszy. Wszedł do wieżowca, dziękując w duchu, że nie spotkał nikogo znajomego. Wolał uniknąć ciekawskich spojrzeń i wścibskich przesłuchań, wypełnionych pytaniami czemu tak dawno go tu nie było. Wjeżdżając na ostatnie piętro, stukał nerwowo palcami, starając się okiełznać coraz bardziej niespokojne myśli.

Gdy pojedynczy ton oznajmił przybycie na wybrane piętro, wysiadł z windy i zbliżył się do drzwi ich mieszkania. Przez chwilę stał pod nimi, wsłuchując się, jakby pragnął usłyszeć, czy ktoś jest w mieszkaniu, jednak odpowiedziała mu głucha cisza. Ścisnął więc mocniej dłoń, zaciskając palce na pęku kluczy, po czym, wyciągnąwszy do płuc haust powietrza, wsunął klucz do zamka. Przekręcił go powoli, otwierając drzwi. Gdy te ustąpiły, pchnął je ostrożnie. Nie wszedł jednak do środka. Przez chwilę znowu nasłuchiwał odgłosów z wnętrza apartamentu, ale gdy po raz kolejny przywitała go głucha cisza, w końcu ostrożnie wsunął się do wnętrza mieszkania.

Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to zapamiętał. Jedynie na blacie w kuchni dostrzegł pustą butelkę po winie, co było raczej nietypowe. Nie zastanawiał się nad tym jednak długo. Nie miał zamiaru spędzać tu więcej czasu, niż było to konieczne, skierował się więc prosto do sypialni. Z ulgą dostrzegł, że i ta jest pusta. Ruszył więc w stronę garderoby i szybko zaczął pakować część swoich ubrań. Nie miał zamiaru zabierać wszystkiego. Jedynie parę swoich koszul i eleganckich spodni, by przez kilka najbliższych dni miał w czym chodzić do pracy. Resztę garderoby najwyżej kupi.

Gdy spakował już kilka garniturów, wyciągnął z dna szafy swoje stare jeansy i kilka casualowych koszulek, w których dawno już nie chodził. Będąc w związku z Lisą, rzadko miał okazję, by ubrać się nieco mniej elegancko. Nawet gdy po pracy spotykali się ze znajomymi, zwykle jedynie zmieniał kolory koszul. Nie mógł sobie pozwolić na wyjście w zwykłych jeansach i T-shircie. Jego stare ubrania z czasów studiów, poszły więc w odstawkę i zostały upchnięte na dnie szafy, czekając na lepszy czas. Teraz nie musiał się tym przejmować. Mógł zakładać to, no co danego dnia miał ochotę. Wiedział, że dla Taehyunga i tak będzie piękny. Na tę myśl, uśmiechnął się delikatnie, po czym wrzucił do torby wyjęte chwilę temu ubrania.

— Wiedziałam, że w końcu pójdziesz po rozum do głowy i wrócisz do mnie z podkulonym ogonem — odezwał się nagle głos za jego plecami, a on zamarł w pół ruchu.

Cofnął dłoń, podniósł się z ziemi i odwrócił za siebie. W progu sypialni stała Lisa. Jak zwykle jej twarz zdobił nienaganny, piękny makijaż, który dopełniały pomalowane na malinowy róż usta. Blond włosy spięte w wysoką kitkę. Ciało zdobiła elegancka sukienka, w której od razu rozpoznał jedną z jej ulubionych pozycji z metką Balmain. Czarna tkanina opinała jej ciało jak druga skóra, kończąc się jedynie kilkanaście centymetrów za pośladkami, eksponując przy tym długie, zgrabne nogi. Wyglądała pięknie. Na jej twarzy ani w jej wyglądzie nie było śladu „rozpaczy" lub „załamania", o których wspomniał jego ojciec. Dobrze wiedział, że to był jedynie element jej wyrafinowanej gry, w której on od samego początku zajmował przegraną pozycję.

Jedynym, co mogło świadczyć o tym, że coś jest nie tak, był fakt, że dziewczyna trzymała w dłoni kieliszek, w którym zapewne znajdował się alkohol. Mógł wyczuć delikatny, cierpki zapach, ale nie potrafił określić, co to mogło być. Nie było jednak jeszcze południa, a Lisa nie piła często alkoholu, więc to był raczej nietypowy widok. Tym bardziej że zastał ją w poniedziałek, w godzinach biurowych w ich apartamencie.

— Nie wróciłem do ciebie, Lisa — odpowiedział beznamiętnym głosem. — Tak właściwie to przyjechałem tylko, żeby zabrać jeszcze trochę swoich rzeczy i nie mam zamiaru tu więcej wracać — wyjaśnił.

— Chyba sobie ze mnie żartujesz — prychnęła, jakby jego słowa ją rozbawiły. — W tę sobotę bierzemy ślub — dodała.

— Nie będzie żadnego ślubu, Lisa. Dzisiaj mam zamiar powiadomić naszych gości.

— Nie odwołasz tego ślubu! Nie możesz — odpowiedziała, patrząc na niego z determinacją. — W sobotę masz być w Grand Hyatt — dodała, głosem przypominającym rozkaz.

— Chciałem ci oszczędzić wstydu i powiadomić wszystkich zawczasu. Jeśli nie chcesz, to nic nie odwołuj, ale na mnie nie czekaj, bo nie mam zamiaru się tam pojawiać. To koniec — odpowiedział pewnym głosem, po czym, lekceważąc ją, zbliżył się do szafki z bielizną i spojrzał na zdjęcie, które ustawił na niej jakiś temu.

To była fotografia, którą zrobiła Yerim. Miał na sobie tę obrzydliwą, czarno białą marynarkę, którą dostał od Lisy w prezencie i którą założył jedynie, by zrobić jej przyjemność. Kucał, zniżając się do wzrostu Yoo, która stała obok niego w eleganckiej sukience. Trzymał jej rączkę i wpatrywał się w nią, a jego twarz zdobił piękny uśmiech. To był ten dzień, gdy ogłosił swojej rodzinie, że on i Lisa się zaręczyli, ale zapewne to była jedyna chwila, gdy tamtego dnia czuł się szczęśliwy — bawiąc się z Yoo.

Wyciągnął dłoń i podniósł ramkę. Przez chwilę przyglądał się jej. To było krótko po tym, jak poznał Tae, ale wtedy jeszcze nic ich nie łączyło. Z jednej strony wiedział, że to było tak niedawno, a zdawało mu się, jakby to wszystko wydarzyło się wieki temu. W innym życiu.

Już chciał wrzucić fotografię do sportowej torby, gdy nagle Lisa podbiegła do niego i wyszarpała ramkę z jego rąk, by po chwili cisnąć nią o podłogę. Szklana szybka roztrzaskała się na milion kawałków wokół jego stóp. Uniósł na nią swój wzrok, kierując spojrzenie na swoją byłą narzeczoną, zszokowany jej zachowaniem.

Nie pozwolę ci odwołać tego ślubu, rozumiesz?! — krzyknęła. — Myślisz, że możesz po prostu zabrać swoje rzeczy i stąd wyjść?! Że możesz pójść do tej małej zdziry, którą posuwasz i udawać, że wszystko jest cacy?! Nie pozwolę ci na to!

— Lisa, to już nie jest twój wybór. Nie kocham cię i nigdy nie będę w stanie cię pokochać... — odpowiedział, starając się zachować spokojny, zrównoważony ton, mimo tego, że czuł, jak jego ręce zaczynają drżeć.

— Dlaczego nie, co?! Jestem piękna, mądra. Co ta pizda ma, czego ja nie mam?! — dopytywała, coraz bardziej agresywnym tonem. — No, powiedz mi! — zażądała, szturchając go swoją prawą dłonią.

— Lisa, nie róbmy tego — poprosił, wiedząc, do czego zmierza ta rozmowa. Nie chciał po raz kolejny się z nią kłócić.

— Czego nie róbmy, hm? Jakaś kurwa rozkłada przed moim narzeczonym nogi, chyba mam prawo wiedzieć, dlaczego to ją wolisz pieprzyć, a nie mnie? To przez nią chcesz zniszczyć wszystko, na co tyle czasu pracowałam. Co ona ma takiego, czego ja nie mogę ci dać?! — krzyczała, wciąż go szturchając, jakby tym zachowaniem chciała wyprowadzić go z równowagi. Jeongguk zagryzł mocniej swoją szczękę, jego dłonie mimowolnie ścisnęły się w pięści. — No odpowiedz mi, ty tchórzu! Ty...

Ma penisa, okay — krzyknął w końcu, nie mogąc wytrzymać tego ataku. Gdy tylko te słowa stoczyły się z jego ust, dłoń dziewczyny, przygotowana do kolejnego uderzenia, zamarła. Lisa przeniosła na niego swoje spojrzenie, wyraźnie zaskoczona jego słowami. Jeongguk rozchylił mocniej wargi i wciągnął do płuc haust powietrza. — To nie jest kobieta. To mężczyzna — wyznał już znacznie spokojniejszym głosem.

Lisa roześmiała się głośno, zasłaniając usta w teatralnym geście i odrzucając blond ogon do tyłu. Dopiero po długiej chwili, gdy jej śmiech zamilkł, ponownie na niego spojrzała. Jej wargi wygięte były w szyderczym uśmiechu.

— Nie żartuj sobie ze mnie — powiedziała twardo. W jej głosie nie było śladu rozbawienia.

— Nie żartuję — odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy.

Lisa przestąpiła z nogi na nogę i zamrugała szybko, trzepocząc długimi rzęsami, jakby wciąż nie była w stanie uwierzyć, że to, co Jeongguk mówi, to prawda.

— Przecież nie jesteś takim zboczeńcem jak Park — sarknęła Lisa.

— Masz rację. Nie jestem. Nie jestem biseksualny jak Jimin. Jestem gejem — wyznał pewnym głosem, czując dziwną ulgę, że w końcu powiedział to na głos.

Lisa ponownie prychnęła, jakby wciąż nie dowierzała jego słowom. Kąciki jej warg uniosły się. Gdy dostrzegła jego powagę, sama szybko spoważniała.

— Chcesz... — zaczęła niepewnie, jakby nie była pewna, co właściwie powinna powiedzieć. — Chcesz mi powiedzieć, że pieprzyłeś się z jakimś facetem, a potem wracałeś do mojego łóżka? — spytała w końcu, ale zanim Jeongguk zdążył coś odpowiedzieć, Lisa zakryła dłonią usta.

— To nie tak, Lisa... To coś zupełnie innego... To, co nas łączy... — zaczął, chcąc wyjaśnić jej głębię swoich uczuć do Tae.

Zanim jednak zdążył wymówić kolejne słowo, Lisa spoliczkowała go. Mocno. Jego skóra paliła tak mocno, że był pewny, że po jej dłoni zostanie czerwony ślad. Na kilka sekund zamknął oczy, starając się zapanować nad atakiem. Gdy ponownie uniósł powieki, napotkał jej gniewne spojrzenie.

— To jest obrzydliwe! — krzyknęła. — Jak mogłeś?! Posuwałeś go w naszym łóżku? To dlatego ci nie stawał? Jak mogłeś ukrywać przede mną, że jesteś pieprzonym pedałem!? — warknęła wściekle. — Jeeezu, zaraz się zrzygam...

— Lisa... N-naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. Chciałem cię uszczęśliwić, ale okazało się, że tak naprawdę nie znałem samego siebie...

— Wtedy w Paryżu... Wiem, że już wtedy mnie zdradzałeś... Wyobrażałeś sobie jego, kiedy byliśmy razem? Wyobrażałeś sobie, że to jego posuwasz?

— N-nie. Jezu, Lisa. To nie... — zaczął, ale urwał, nie wiedząc, co więcej powiedzieć. Wsunął palce w swoje ciemne włosy, wypuszczając powietrze przez drżące wargi. — L-lepiej już stąd pójdę... — powiedział w końcu, sunąc językiem po dolnej wardze, suchej ze zdenerwowania, po czym przewiesił torbę przez ramię i, robiąc krok nad rozbitą ramką, ominął potłuczone szkło. Pochylił się nad nim i chwycił w palce fotografię z Yoo. Wsunął ją do kieszeni kurtki i spojrzał na Lisę. — Przepraszam. Nie chciałem, żeby tak to wyszło i pewnie teraz w to nie uwierzysz, ale nie chciałem cię zranić. Ja... Ja naprawdę go kocham — to mówiąc, wyminął ją i szybko wybiegł z mieszkania.

Poczuł ulgę, gdy drzwi ich apartamentu zatrzasnęły się za jego plecami. Wcisnął kilka razy guzik windy, jakby to mogło przyspieszyć jej przybycie i niecierpliwie czekał, aż do jego uszu wkradnie się znajomy sygnał, zwiastujący, że winda jest na miejscu. Gdy drzwi rozsunęły się przed nim, szybko wszedł do środka i nacisnął przycisk, kierujący go na parter. Niemal całą drogę na dół wstrzymywał powietrze w ściśniętych płucach, a jego dłonie zaciskały się boleśnie na pasku czarnej, sportowej torby. Zdawało mu się, że z każdą chwilą, ściany wokół niego kurczą się, jakby chciały go zgnieść. Odetchnął więc z ulgą, gdy w końcu mógł wysiąść. Resztę drogi pokonał niemal biegnąc, czuł, że jeśli zaraz nie zobaczy Tae, rozpadnie się na kawałki.

Gdy wybiegł na parking dla gości, gdzie zaparkowali czarnego Hyundaia, jego oczom ukazał się Taehyung. Mężczyzna stał oparty o auto, ognistoczerwone włosy powiewały na wietrze, kontrastując z jego piękną opaloną skórą w kolorze karmelu i nieco znoszoną skórzaną kurtką, zarzuconą na szerokie ramiona. Między jego miękkie usta wciśnięty był żarzący się papieros. Lekko matowe, pomarańczowe światło na końcu zapalonego papierosa odbijało się od czarnego labretu, obejmującego jego dolną wargę. Tatuażysta, jakby czując jego wzrok na sobie, uniósł głowę, przenosząc spojrzenie swoich onyksowych tęczówek wprost na niego. Widząc go, mężczyzna wyraźnie się rozluźnił, jakby do tej pory również i on wstrzymywał oddech. Jego długie, smukłe palce szybko uniosły się do ust i, chwyciwszy papierosa, wysunęły go z jego miękkich warg, pozwalając, by te wygięły się w zmysłowy łuk.

Jeongguk wypuścił głośno powietrze, zacisnął dłonie na pasku czarnej torby i pokonał ostatni dzielący ich dystans. Zdawało mu się, że jeśli zaraz nie złączy ich warg, umrze. Rzucił więc sportową torbę na ziemię, zacisnął dłonie na skórzanej kurtce tatuażysty i, jednocześnie dociskając jego ciało do czarnego Genesis, docisnął swoje wargi do jego warg. Dopiero w jego ramionach, czując jego męski, obezwładniający zapach, miękkość jego wargi i smak jego języka w swoich ustach, jego ciało rozluźniło się, a demony, które chwilę temu skradały się, chcąc go zaciągnąć w czarną otchłań, nagle gdzieś zniknęły.

Dopiero po długiej chwili przerwał pocałunek. Mimo to nie odsunął się. Oparł czoło na czole tatuażysty i pozwolił, by ich oddechy łączyły się w jedno. Taehyung czuł gorąco żarzącego się papierosa, które zaczynało parzyć jego palce, ale mimo to nie przerwał tej chwili, jakby wiedział, że to jest właśnie to, czego młody CEO w tej chwili potrzebuje.

— L-Lisa tam była — powiedział w końcu brunet. Jego głos nieco drżał, zdradzając buzujące w nim emocje.

Zwilżył swoje wargi i odsunął się na tyle, by tatuażysta nie był zmuszony niemal leżeć na samochodzie. Kim uniósł dłoń do ust i szybko zaciągnął się papierosem, by w końcu rozgnieść niedopałek pod swoim sportowym butem i ponownie odszukać spojrzenie czekoladowych tęczówek ukochanego.

— P-powiedziałem jej, że jestem gejem — wyznał. — I że cię kocham.

— Gguk, nie musiałeś tego robić, jeśli...

Musiałem — przerwał mu, potrząsając delikatnie głową. — Ona musiała poznać prawdę. Koniec z kłamstwami. Koniec z udawaniem kogoś, kim nie jestem i kim nigdy się nie stanę.

Taehyung uśmiechnął się do niego łagodnie. Chwycił jego dłoń, po czym uniósł ją do swoich ust i pocałował bliznę, która przecinała jego skórę.

Jestem z ciebie niebywale dumny, panie Jeon — powiedział, patrząc mu prosto w oczy.

Uniósł dłoń i przesunął delikatnie opuszkami swoich palców po jego policzku. Widział na jego skórze wyraźnie zaczerwienie i domyślił się, co to może oznaczać, nie powiedział jednak ani słowa, pochylił się jedynie do przodu i złożył delikatny pocałunek na niewielkiej bliźnie na lewym policzku mężczyzny.

— Gotowy? — spytał po chwili, odsuwając się od niego delikatnie.

Młody CEO skinął głową, po czym zrobił krok w tył. Pochylił się i chwycił swoją sportową torbę. Przerzuciwszy pasek przez ramię, ruszył w stronę bagażnika. Otworzył go, wrzucił torbę do środka i opuścił klapę. Po chwili ponownie stał przed tatuażystą.

— Możemy jechać — rzucił i wsunął dłoń do kieszeni kurtki, by wyjąć z niej swoją komórkę. — Co jest? — mruknął, gdy pod opuszkami palców wyczuł jedynie gładką, śliską powierzchnię zdjęcia. Wsunął dłoń głębiej, ale po jego telefonie nie było nawet śladu. Szybko sprawdził drugą kieszeń, a gdy ta okazała się pusta, namacał nerwowo rękami kieszenie swoich jeansów. Tam jednak też nic nie znalazł oprócz kluczy do mieszkania.

— Wszystko w porządku? Coś się stało? — zapytał Kim, widząc, że chłopak najwyraźniej czegoś szuka.

— N-nie mogę znaleźć swojej komórki — wyjaśnił wyraźnie zdenerwowany.

— Może przez przypadek wrzuciłeś ją do torby — zasugerował tatuażysta.

Jeongguk ruszył szybko w stronę bagażnika. Ponownie uniósł klapę i zaczął przeszukiwać boczne kieszenie torby. Tam jednak również nic nie znalazł.

— Tae, zadzwoń do mnie — poprosił, spoglądając na czerwonowłosego.

Kim wyjął własną komórkę i szybko wybrał imię ukochanego z listy kontaktów, po czym obydwaj nasłuchiwali, mając nadzieję, że za chwilę usłyszą dźwięk dzwonka komórki młodego CEO. Taehyung odruchowo przystawił telefon do ucha, a Jeongguk rozpiął torbę i dalej przeszukiwał jej zawartość. Wciąż jednak otaczała ich cisza.

— Kur-wa — zaklął biznesmen pod nosem.

Tatuażysta już miał się rozłączyć, gdy nagle usłyszał dźwięk, świadczący o tym, że ktoś właśnie odebrał przychodzące połączenie.

— Halo? — odezwał się nagle melodyjny, kobiecy głos, a Taehyung spojrzał na młodego CEO, rozszerzonymi ze strachu oczami, po czym rozłączył się.

— L-Lisa — wydusił. — Lisa właśnie odebrała twoją komórkę.

— Fuck! — zaklął ponownie brunet, wsuwając dłoń w swoje ciemne włosy.

Jeśli Lisa właśnie odebrała połączenie, to z pewnością widziała też tapetę, którą ustawił podczas pobytu na Jeju. Zdjęcie przedstawiało piękny wschód słońca, który robił za wspaniałe tło czemuś jeszcze piękniejszemu — uśmiechniętej twarzy Tae.

Zatrzasnął klapę bagażnika i znowu zbliżył się w stronę tatuażysty. Ponownie przesunął dłonią nerwowo po swoich włosach i w końcu uniósł wzrok, by spojrzeć wprost na Tae.

— Zostawiłem telefon w apartamencie — potwierdził, chociaż to było już więcej niż jasne. — M-muszę tam wrócić... — dodał, czując rosnące zdenerwowanie.

Przez chwilę jedynie wpatrywali się w siebie, jakby dzięki temu Jeongguk mógł zebrać w sobie więcej siły i odwagi, by ponownie wrócić do apartamentu, który znajdował się na dwudziestym piętrze wieżowca w pobliżu którego stali. Młody CEO wciągnął do płuc haust powietrza i rozchylił wargi, by coś powiedzieć, gdy nagle ktoś mu przerwał.

Ty skurwielu! — krzyknął kobiecy głos za jego plecami. — Jak możesz mi to robić?! Ty... — dziewczyna urwała, jakby szukała odpowiedniego epitetu.

Jeongguk odwrócił się szybko na pięcie i spojrzał na Lisę, która biegła w ich stronę z gniewną miną. Jej oczy niemal ciskały piorunami.

— Ty skurwielu! — krzyknęła ponownie.

Młody CEO rozchylił wargi, by jej odpowiedzieć, jednak słowa zamarły w jego ustach, gdy zdał sobie sprawę, że dziewczyna wcale nie krzyczy na niego...

Zanim zdążył się zorientować, Lisa pokonała ostatnie dzielące ich centymetry i bez wahania rzuciła się z rękami na Taehyunga. Tatuażysta jednak zdołał chwycić jej rękę za nadgarstek, zanim jej dłoń dotknęła jego twarzy.

— Chcesz mi zniszczyć życie?! Tego właśnie chcesz?! — krzyczała, szarpiąc się, by wymierzyć mu cios. Tatuażysta jednak był silniejszy.

— Co ty wygadujesz? — zapytał Kim, wyraźnie zaskoczony tą nagłą napaścią.

— Po co tu jesteś?! Postanowiłeś mnie zniszczyć? — syknęła, po czym zamachnęła się na niego lewą ręką, która wciąż pozostawała wolna. Zdołała jednak uderzyć go jedynie w klatkę piersiową, skrytą za delikatnym materiałem czarnej koszulki. — Ty draniu! Ty skurwysynu!

Lisa, przestań! — zawołał Jeongguk, robiąc krok w ich stronę, by odciągnąć dziewczynę od tatuażysty.

Na jego słowa jednak Taehyung uniósł gwałtownie głowę i spojrzał wprost na niego. Jego brwi były ściągnięte razem, jakby nie był pewny, czy dobrze go usłyszał, a onyksowe tęczówki dziwnie rozszerzone. Jeongguk mógłby przysiąc, że chłopak wyraźnie pobladł, chociaż nie wiedział dlaczego.

L-Lisa? — powtórzył niepewnie Kim. — Gguk, to nie jest Lisa. To Jiwon. Matka Jae.

***

Ayashee:

Czyżby Lisa wcale nie była taka idealna, jaką udaje przed innymi?

W końcu największy sekret Inka został ujawniony...

Lisa i Jiwon to jedna i ta sama osoba.

Przyznam szczerze, że bardzo czekałam na ten rozdział, więc jestem ciekawa, co o tym myślicie? Co teraz się wydarzy?

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top