50. HOLD ME TIGHT
Gdy Jeongguk wydał polecenie, by go puszczono, pilot, który dotąd przytrzymywał jego ramiona, od razu zwolnił swój uchwyt i odsunął się od niego. Taehyung szybko poprawił swoją skórzaną kurtkę, jednak nawet na chwilę nie odwrócił wzroku od spojrzenia czekoladowych tęczówek mężczyzny stojącego na wprost niego. Młody CEO również się w niego wpatrywał, jakby również i on nie potrafił przerwać tej dziwnie intymnej chwili. Nie byli sami, ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Wszystko wokół zdawało się nieistotne, jakby na pokładzie prywatnego jeta znajdowali się tylko oni dwaj.
— Panie Jeon, czy wezwać ochronę? — zapytał pilot, ale brunet zaprzeczył szybko głową, powstrzymując go.
— Nie — odparł pewnie. — Możemy lecieć. Już mam wszystko, czego potrzebuję...
Na dźwięk jego słów serce w piersi Kima zabiło dwa razy mocniej, mimo to tatuażysta nie odezwał się, nie chcąc dać po sobie poznać, jaką moc wciąż sprawował nad nim młody CEO. Gdy obydwaj czekali, aż załoga jeta zostawi ich samych, Taehyung skradł te kilka sekund, by bezkarnie przyjrzeć się mężczyźnie, który znajdował się teraz jedynie trzy kroki od niego. Od razu dostrzegł, że brunet ma na sobie jego bluzę. Nie wiedział, czemu chłopak zdecydował się ją założyć. Szczerze mówiąc, to nawet nie był świadom tego, że Jeongguk zabrał ją, wyprowadzając się z jego mieszkania. Nie wiedział, dlaczego to zrobił i nie chciał przykładać do tego zbyt dużej wagi, by przypadkiem niepotrzebnie nie rozpalać swojej nadziei na coś, co nigdy nie nadejdzie. Być może chłopak jedynie nie miał przy sobie nic cieplejszego i, z braku innych możliwości, zabrał jedną z jego bluz.
Jego włosy nie były tak gładko zaczesane jak zazwyczaj. Mimo że ponownie krótko ostrzyżone, niesforne kosmyki opadały na jego ciemne oczy, wciąż uważnie śledzące każdy jego ruch. Chłopak nie wyglądał dzisiaj już na tak zmęczonego jak wczoraj, gdy widział go pod Kinky Heaven, ale za to mógłby przysiąc, że jego lewy policzek był nieco mocniej zaróżowiony, a pod jego okiem dostrzegł cienką różową linię, która przypominała zadrapanie. Przez moment zastanawiał się, skąd na jego twarzy mógł pojawić się ten ślad, szybko jednak przeniósł wzrok na jego ciemne tęczówki, jakby chciał z nich wyczytać, czy dobrze zrobił, że zdecydował się tu pojawić. Wciąż nie był pewny swojej decyzji, ale wiedział, że najgorsze, co mógłby zrobić, to do końca życia zastanawiać się „Co by było gdyby..."
— B-bałem się, że nie przyjdziesz — wyznał w końcu Jeongguk.
— Pojechałem rano zawieźć Jae do mojej mamy, a potem musiałem wrócić do mieszkania po swoje rzeczy. Wziąłem taksówkę, bo nie chciałem porzucać gdzieś po drodze swojego auta, ale po drodze okazało się, że jest straszny korek. W końcu wysiadłem z taksówki i ostatni odcinek pokonałem na piechotę. Chyba jeszcze w życiu nie biegłem tak szybko — wyjaśnił tatuażysta, prychając delikatne pod nosem na wspomnienie tego, co wydarzyło się chwilę temu. — Wiedziałem, że nie dam rady dotrzeć na czas i myślałem, że kiedy dotrę... Ciebie już nie będzie... — dokończył, werbalizując swoje największe obawy.
Gdy wysiadł z taksówki i, biegnąc, mijał stojące w korku auta, był niemal pewny, że nie zdąży. Do dwunastej zostało tylko kilkanaście minut, a on miał do przebycia sporą odległość. Dodatkowo nigdy wcześniej nie był na tym lotnisku i nie wiedział nawet, gdzie powinien się kierować. Jego serce biło tak mocno, że zdawało mu się, że za chwilę wypluje je wraz ze swoimi płucami, ale nie mógł się zatrzymać.
Nie teraz, kiedy był tak blisko.
Jeongguk zrobił krok do przodu, minimalizując dzielący ich dystans. Mimo to wciąż pozostawił między nimi sporą odległość, jakby chciał zostawić mu osobistą przestrzeń, by czuł się swobodnie. Tyle jednak wystarczyło, by do nozdrzy tatuażysty wkradł się znajomy zapach perfum młodego biznesmena. Odruchowo zacisnął więc dłoń na swojej czarnej, sportowej torbie, do której w pośpiechu wrzucił trochę swoich ubrań, gdy pakował się przed wyjściem z domu, jakby obawiał się, że może zrobić coś, czego nie powinien. Bliskość młodego CEO była odurzająca. Czuł niemal fizyczną potrzebę, by być blisko niego, a każdy moment, który spędzali oddzielnie, wywoływał ból. Teraz, będąc tak blisko, potrzebował niemal całej swojej silnej woli, by nie odrzucić torby na bok i nie pokonać dzielącej ich odległości tylko po to, by znowu wziąć go w swoje ramiona.
Może jednak ten wspólny wyjazd to nie był najlepszy pomysł?
— Obiecałem, że na ciebie zaczekam — odpowiedział brunet. — Nie mógłbym tego zrobić bez ciebie — dodał, chociaż wiedział, że to nie była do końca prawda.
Dałby radę ukończyć te rysunki bez niczyjej pomocy. Prawda była jednak taka, że wcale nie chciał tego robić bez niego.
Tę drugą część jednak przemilczał, wiedząc, że jeszcze sporo muszą sobie wyjaśnić, zanim będzie mógł wyjawić mu prawdziwe intencje, które kryły się za propozycją wspólnego wyjazdu. Nie chciał jednak tego schrzanić, atakując go od progu jeta swoimi wyznaniami. Tym razem chciał to zrobić tak, jak należy. Chciał go przeprosić za cały ból, który mu wyrządził. Chciał powiedzieć mu o zerwanych zaręczynach. A potem wyznać mu, jak wiele dla niego znaczy i błagać, by dał mu drugą szansę. Uśmiechnął się więc do niego nieśmiało i wyciągnął dłoń, by zabrać od niego jego bagaż. Tatuażysta, rozumiejąc jego intencje, zdjął torbę z ramienia i podał mu ją.
— Usiądź — polecił Jeon, odkładając torbę tatuażysty do niewielkiego luku bagażowego, w który był wyposażony ich jet, po czym wskazał na jeden z wygodnych foteli, który znajdował się pod oknem. — Jet już zaczyna kołować. Musimy się przygotować do startu — dodał, po czym sam ruszył do fotela, który znajdował się po przeciwnej stronie.
Taehyung nie miał do tej pory czasu, by w ogóle rozejrzeć się po wnętrzu jeta, więc dopiero teraz przesunął szybko wzrokiem po pomieszczeniu. Jet był urządzony w bardzo luksusowy i elegancki sposób. Przypominał prywatne odrzutowce, których zdjęcia ukazywały się na łamach gazet, by pokazać, w jakich luksusach pławią się najbogatsi ludzie na świecie. Ale czego innego mógłby się spodziewać, po jednej z najbogatszych rodzin w Korei? Niepewnie zbliżył się do wskazanego mu przez Jeongguka fotela i pozwolił, by jego przemęczone biegiem ciało, zatopiło się w miękkich poduszkach w kolorze latte macchiato. Czuł zapach skóry i niemal odruchowo przesunął dłonią po obiciu fotela, badając opuszkami palców jego fakturę, po czym spojrzał na młodego CEO, który właśnie zajmował miejsce na fotelu na wprost niego.
W gestach Jeongguka nie było widać tego wahania i niepewności, która towarzyszyła jego gestom. Podczas gdy Taehyung po raz pierwszy był w tak luksusowym wnętrzu, młody CEO wyglądał, jakby się tu urodził. Przez chwilę obserwował, jak jego wysportowane ciało opada na skórzany fotel, a jego dłonie od razu odszukują pasy, by owinąć je wokół wąskich bioder. Gdy brunet jednak nie zapiął pasów, a jedynie zamarł w miejscu, Kim uniósł wzrok i od razu napotkał spojrzenie czekoladowych tęczówek, wpatrzonych w niego z wyraźną troską.
— Coś nie tak? — spytał niepewnie brunet, unosząc swoją prawą brew. — Niewygodnie ci? Jeśli wolisz siedzieć na moim miejscu, możemy się zamienić... — dodał, czując się dziwnie zdenerwowanym.
Tatuażysta zaprzeczył szybko ruchem głowy, po czym wysunął język ze swoich ust i przesunął nim po dolnej wardze, zostawiając na niej delikatną warstwę śliny, która błyszczała na nich tak zachęcająco, że brunet szybko, odwrócił wzrok, przenosząc spojrzenie na ciemne tęczówki mężczyzny.
— Ja... — zaczął Kim wyraźnie zmieszany tym, co miał zamiar wyznać. — Ja nigdy wcześniej nigdzie nie leciałem — przyznał w końcu, po czym zaśmiał się nieco zawstydzony. — Tak naprawdę całe życie byłem tylko w Daegu, a potem w Seulu. Nigdy nie wyjeżdżałem, bo mojej mamy nie było na to stać i... — urwał, po czym poruszył się nerwowo na swoim fotelu. — To żenujące... — mruknął cicho, po raz kolejny zdając sobie sprawę z tego, że on i Jeongguk pochodzili z dwóch różnych światów.
— Hej, Tae... — rzucił szybko brunet, wstając ze swojego miejsca. — Nie masz się czego wstydzić — zaprotestował. — A już na pewno nie przede mną, hm? — to mówiąc, ukucnął przed nim, by zniżyć się do jego poziomu i spojrzał mu prosto w oczy. — C-czy mogę? — spytał, wskazując na pasy, które wisiały po obu stronach fotela tatuażysty.
Taehyung skinął jedynie, mimowolnie wstrzymując oddech, gdy dłonie młodego CEO odszukały drogę do pasa. Brunet ostrożnie oplótł pasem jego biodra, po czym zapiął go i ścieśnił na tyle, by odpowiednio zabezpieczał ciało tatuażysty. Mimo że do jego uszu wkradło się ciche kliknięcie, komunikujące, że pas jest zapięty, jego dłonie pozostały na nim nieco dłużej, jakby jeszcze nie chciał się od niego odsunąć. Wciągnął przez nos powietrze, wdychając ten cudownie znajomy zapach perfum tatuażysty. Od razu wyczuł też tę charakterystyczną nutę słodkich truskawek i wiedział, że to zapach szamponu do włosów, który kupił dla Jae na kilka dni przed ich rozstaniem. Uniósł wzrok i napotkał ciemne tęczówki tatuażysty wpatrzone wprost w niego. Jego spojrzenie było tak intensywne, że zdawało mu się, że za chwilę utonie w jego głębi.
— D-dziękuję — wydusił tatuażysta.
Jego ciepły oddech rozbijał się o wargi młodego CEO, zostawiając na nich ten niepowtarzalny smak, za którym Jeongguk tak bardzo tęsknił. Jego ciało niemal odruchowo poruszyło się w stronę tatuażysty, jakby jego wargi były magnesem, któremu nie mógł się oprzeć, ale zanim zdążył zrobić coś więcej, Taehyung przerwał kontakt wzrokowy i oczyścił gardło, wyrywając go z tego dziwnego transu.
— D-długo będziemy lecieć? — spytał szybko Kim, odwracając wzrok w stronę płyty lotniska, po której kołował jet, udając się na wyznaczony pas startowy.
Jeon podniósł się zmieszany tym, że tak niewiele brakowało mu, by go pocałować, po czym opadł na fotel naprzeciwko tatuażysty i szybko zapiął swoje pasy. Gdy to robił, zerknął ukradkiem na czerwonowłosego, ale ten wciąż unikał jego spojrzenia, jakby obawiał się, że wystarczy chwila i ponownie się w nim zatraci.
— Nie jestem pewien. Dawno już nie byłem na Jeju — odpowiedział więc, nie mając odwagi, by ponownie na niego spojrzeć. — Pewnie trochę ponad godzinę. To raczej krótki lot — dodał, po czym zamilkł.
Przez długą chwilę panowała między nimi całkowita cisza zagłuszona jedynie przez dźwięk startującego jeta. Jeongguk spojrzał ukradkiem na tatuażystę i dostrzegł, że ten spogląda niepewnie przez okno samolotu, wpatrując się w malejące budynki seulskich zabudowań. Jego wytatuowane dłonie były mocno zaciśnięte na bokach fotela, a całe ciało wyraźnie napięte. Jeon miał ochotę coś zrobić, by sprawić, żeby tatuażysta się rozluźnił, ale nie wiedział, co powinien zrobić, czy powiedzieć. Zamiast tego przez chwilę wpatrywał się więc w swoje dłonie naznaczone bliznami.
— Czy to bezpieczne? — spytał nagle czerwonowłosy, a brunet podniósł wzrok, w końcu odszukując w sobie odwagę, by spojrzeć wprost na tatuażystę. Taehyung wciąż wyglądał na zdenerwowanego. Mógłby nawet przysiąc, że mężczyzna wydawał się bardziej blady niż chwilę temu. — To znaczy... Wiem, że samolot to podobno najbezpieczniejszy sposób podróżowania, ale... Jae ma tylko mnie i...
— Tae, spójrz na mnie — poprosił Jeongguk, a gdy tatuażysta wykonał jego polecenie, uśmiechnął się do niego łagodnie. — Wiesz, że nigdy nie naraziłbym cię na niebezpieczeństwo. Samolot jest sprawdzany, ma wszystkie aktualne przeglądy. Ten pilot lata z naszą rodziną od wielu lat. Wszystko będzie okay. To bezpieczniejsze niż jazda autem.
— W-wiem, po prostu... Chyba jednak czuję się pewniej, wiedząc, że mam pod nogami drogę, a nie chmury... Czy cokolwiek tam się teraz pod nami znajduje... — odpowiedział szybko. — Może to przez mój lęk wysokości...
— Jeśli denerwujesz się, wyglądając przez okno, po prostu patrz na mnie. Ze mną jesteś bezpieczny — powiedział Jeon. Jego głos był łagodny, cudownie kojący jak kołysanka śpiewana do snu, ale jednocześnie na tyle mocny i pewny, że ciało tatuażysty mimowolnie się rozluźniło. — A jak Jae to zniósł? — spytał w końcu, chcąc odwrócić uwagę tatuażysty i zająć jego myśli czymś innym.
— Dobrze — odpowiedział szybko Kim. — Powiedziałbym nawet, że bardzo dobrze. On uwielbia moją mamę, a ona jego. Ucieszył się, że spędzi u niej kilka dni. Dla niego to jak wakacje — wyjaśnił, po czym zaśmiał się delikatnie, wypełniając swoim śmiechem pokład jeta. — Szczerze mówiąc, to ja gorzej to zniosłem — przyznał szczerze. Po chwili piękny uśmiech, który zdobił jego wargi, zniknął i tatuażysta od razu spoważniał. — To pierwszy raz, kiedy zostawiam go na tak długo — wyznał, patrząc mu prosto w oczy. — I wiem, że moja mama zajmie się nim świetnie. Pewnie nawet lepiej niż ja, ale... Gdy go zostawiałem u niej dzisiaj rano, czułem się niemal tak samo, jak wtedy, gdy pierwszy raz zostawiałem go samego w przedszkolu. Wiem, że to głupie... Ale... — tatuażysta zamilkł na chwilę, po czym ponownie spojrzał wprost w te piękne czekoladowe tęczówki, które spoglądały na niego nieustannie. — Jae jest całym moim światem. Mam tylko jego...
Jeongguk wiedział, jak mocno Tae kochał swojego synka, ale słysząc te słowa, poczuł dziwne ukłucie w sercu.
Jeszcze kilka tygodni temu on też mógł być częścią jego świata...
— K-kochasz go. To zrozumiałe, że się o niego martwisz — powiedział, czując, że jego gardło się zaciska. — T-twoja mama pewnie nie była zbytnio zadowolona tym wyjazdem... — dodał cicho.
Był pewny, że Taehyung powiedział swojej matce, gdzie się wybiera. Czuł wstyd, że zawiódł również i jej zaufanie. Mama Tae przyjęła go niemal jak własnego syna, wierząc, że nie skrzywdzi Tae, a on zrobił coś takiego...
— Nie. Nie była zbytnio zadowolona — przyznał. — Martwi się o mnie i nie była pewna, czy to dobry pomysł. Wie, że nasze rozstanie, nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, z którymi przyszło mi się zmierzyć, ale myślę, że mimo to rozumie, dlaczego musiałem to zrobić.
Młody CEO ponownie przeniósł wzrok na swoje dłonie. Chciał powiedzieć tak wiele, ale nie wiedział, jak zacząć. Obawiał się, że jest jeszcze za wcześnie, by mówić Tae o uczuciach, które zdawały się niemal rozrywać jego serce i duszę.
— C-czemu musiałeś to zrobić? — spytał jednak, zanim zdążył ugryźć się w język.
Wiedział, że Taehyung nigdy nie kłamał. Miał więc nadzieję, że tatuażysta powie mu coś, co sprawi, że będzie wiedział, czy wciąż ma jakiekolwiek szanse. Czerwonowłosy milczał jednak długo. Dopóty, dopóki cisza między nimi nie stała się nieznośna.
— Długo nie wiedziałem, co powinienem zrobić — wyznał. — Rozpisywałem w głowie wszystkie za i przeciw... Ale miałem jedynie coraz większy mętlik w głowie. To, co ostatnio powiedziałem, to prawda, Gguk. Nie jesteśmy razem, ale chcę, żebyś był szczęśliwy i wiem, jak ważny był dla ciebie ten konkurs. Wiem, ile znaczy dla ciebie to, że wróciłeś do swojej pasji. Pamiętam, że powiedziałeś mi kiedyś, że nie wiesz, czy zdołałbyś przeżyć utratę tej pasji drugi raz... Dlatego gdy zobaczyłem twoje prace konkursowe w swojej pracowni... To była ostatnia rzecz, jaką mogłem dla ciebie zrobić. Postarać się spełnić twoje marzenie...
Tatuażysta ponownie zamilkł, jakby chciał pozwolić, by jego słowa wybrzmiały echem, które odbije się od ścian jeta albo jakby uważnie ważył swoje słowa, by przypadkiem nie powiedzieć zbyt wiele. Opuścił wzrok i przez chwilę wpatrywał się w swoje pokryte tatuażami dłonie, dopiero po dłuższym czasie ponownie uniósł wzrok.
— Myślę, że zanim wylądujemy, powinniśmy ustalić kilka rzeczy — powiedział nagle.
Jego głos miał dziwną, nieznaną dotąd barwę. Jeongguk poczuł, że jego zdenerwowanie rośnie, i mimowolnie wyprostował się na swoim miejscu. Spojrzał na twarz tatuażysty, pragnąc z niej wyczytać to, czego nie odważą się wyznać wargi mężczyzny.
— Lecę z tobą na Jeju jako twój przyjaciel, a nie jako twój kochanek — oznajmił Kim niemal beznamiętnym głosem, odszukując spojrzenie ciemnych oczu młodego CEO. — Wiem, ile ten konkurs dla ciebie znaczy i mam zamiar pomóc ci w tym, żebyś mógł ukończyć brakujące prace i wysłać do Akademii. To, co było między nami, jest już dawno skończone. Jesteśmy teraz jedynie dwójką dobrych znajomych. Niczym więcej. Ty masz Lisę i zaraz bierzecie ślub, a ja nie chcę i nie mam więcej zamiaru mieszać się w waszą relację. To, co zaszło między nami... — Taehyung zamilkł na krótką chwilę, po czym przełknął z trudem, czując, że jego gardło się zamyka. Wiedział jednak, że tak właśnie należy zrobić, zmusił się więc, by wypowiedzieć kolejne słowa, z trudem przeciskając je przez swoje drżące wargi. — To, co między nami zaszło, to był błąd. Nie powinniśmy się angażować w coś, co od samego początku nie miało racji bytu.
Jeongguk rozchylił wargi, chcąc coś powiedzieć, ale nie był w stanie wymówić ani słowa.
Czy Taehyung naprawdę postrzegał to, co się między nimi wydarzyło w taki sposób?
Błąd.
Zabierając go na ten wyjazd, chciał udowodnić mu, że to, co ich łączyło, było prawdziwe i niezniszczalne. Chciał udowodnić mu, że go kocha i że kochał go już wtedy, gdy pozwolił mu myśleć, że jest inaczej.
Ale co, jeśli jego największe obawy, właśnie stały się prawdą? Jeśli było już za późno?
— Dlatego, żeby ułatwić nam obojgu ten wyjazd... — zaczął ponownie tatuażysta. — Myślę, że powinniśmy ustalić kilka zasad, których żaden z nas nie powinien łamać...
Taehyung ponownie zwilżył swoje wargi. Jadąc tutaj, długo zastanawiał się, co powinien zrobić i co powiedzieć. Mimo że to, co teraz mówił, nie do końca zgadzało się z prawdą, wiedział, że to najlepsze, co może zrobić, by uchronić się przed kolejną katastrofą. Przełknął więc z trudem i zaczął mówić dalej:
— Żadnego kontaktu fizycznego. Zero dotykania. Nawet przyjacielskiego poklepywania po plecach. Im większy dystans, tym lepiej. Żadnych seksownych spojrzeń, ani wspominania o tym, co robiliśmy razem. Przywoływanie wspomnień i roztrząsanie przeszłości jedynie utrudni proces leczenia ran. Co było między nami, już minęło. Żadnych słodkich słówek i nadmiernego spoufalania się... — wyliczał szybko, jakby bał się, że za chwilę może mu zabraknąć odwagi bądź determinacji, by to wszystko powiedzieć. — I na pewno nie możemy spać w jednej sypialni... — dodał, po czym wypuścił powietrze ze swoich płuc, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że wszystko powiedział niemal na jednym wdechu.
— Tae... — zaczął Jeon.
— Jeongguk, proszę — przerwał mu tatuażysta, nie pozwalając, by młody CEO powiedział coś, co sprawi, że jego głupie serce znowu zabije mocniej. — Chcę ci pomóc, bo wiem, jakie to dla ciebie ważne, ale za tydzień każdy z nas pójdzie w swoją stronę, więc... Nie komplikujmy tego. Po prostu... — Kim ponownie zamilkł, szukając odpowiednich słów. — Po prostu bądźmy dwójką przyjaciół, którzy przyjechali na Jeju ukończyć wspólny projekt, a potem... Potem ty będziesz mógł wrócić do swojego bajecznego życia, a ja do swojego.
— O-okay — zgodził się w końcu brunet niechętnie. Jego głos był jednak dziwnie cichy, zrezygnowany. Tatuażysta dostrzegł, że młody CEO rozchylił delikatnie swoje wargi, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale w końcu jedynie zamknął je ponownie i przeniósł wzrok na swoje dłonie.
Taehyung odetchnął z ulgą i ponownie oparł się o oparcie skórzanego fotela, pozwalając, by miękka poduszka niemal pochłonęła jego ciało i zwrócił twarz w stronę okna. Długo milczeli, pogrążani w myślach albo wspomnieniach, które kiedyś były ich życiem. Nie patrzyli na siebie, jakby nawet to było w tej chwili zbyt trudne.
Tatuażysta nie wiedział nawet, jak długo ich jedynym towarzyszem był szum silników jeta. Dopiero gdy wydawało mu się, że już dłużej nie wytrzyma, odważył się ponownie spojrzeć na bruneta, który siedział naprzeciw niego. Jeongguk wpatrywał się w okno nieobecnym wzrokiem, jakby był myślami gdzieś bardzo daleko, dzięki czemu mógł teraz bezkarnie podziwiać jego lewy profil. Nie potrafiąc się powstrzymać, przesunął wzrokiem po ciemnych, niemal kruczoczarnych kosmykach, które opadały miękko na jego ciemne oczy, w które wprost uwielbiał się wpatrywać. Nie widział nigdy nikogo, kto miałby piękniejsze oczy niż on. Piękne, duże, o niesamowicie pięknych tęczówkach w kolorze gorącej czekolady, w których potrafił dostrzec milion gwiazd. Przeniósł wzrok na tę niewielką bliznę, która przecinała policzek mężczyzny i przypomniał sobie, jak wiele razy całował właśnie to miejsce i mógłby przysiąc, że na wargach wciąż czuje dotyk jego mlecznej skóry. Teraz obok tej blizny, zamiast śladu swoich pocałunków, dostrzegł różowe zadrapanie i przez chwilę miał ochotę zapytać, skąd się wzięło, ale pozwolił, by słowa po raz kolejny umarły na jego języku. Zamiast tego przesunął wzrok na miękkie wargi bruneta, za których smakiem tęsknił tak bardzo, że czuł niemal fizyczny ból, by ponownie złączyć ich wargi w czułym pocałunku. Wpatrując się w jego wargi, odruchowo zwilżył własne, jakby chciał sprawdzić, czy wciąż może wyczuć na nich smak jego ust, ale jego wargi były jedynie suche i spękane z niepocałowania, jakby i one usychały z tęsknoty za smakiem jego warg.
Taehyung rozchylił wargi, chcąc coś powiedzieć, by przerwać tę bolesną ciszę między nimi, ale zanim jakiekolwiek słowa zdążyły stoczyć się z jego warg, samolot nagle zaczął się trząść dosyć gwałtownie. Jego ciało natychmiast się spięło, a twarz zwróciła w stronę okna, jakby spodziewał się zobaczyć, że samolot spada, ale nic takiego nie dostrzegł. Jego serce jednak łomotało tak mocno, że zdawało mu się, że zaraz wyskoczy z jego piersi. Jego oddech spłycił się ze zdenerwowania, a dłonie zacisnęły mocno na bokach fotela, jakby dzięki temu mógł powstrzymać nieunikniony upadek.
— Tae! Tae! — zawołał jakiś głos i dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę z tego, że to Jeongguk go woła, zanim jednak zdążył przenieść wzrok na młodego CEO, poczuł, jak czyjaś dłoń nakrywa tę jego zaciśniętą mocno na skórzanym obiciu fotela. — Tae, spokojnie. Nie bój się — powiedział łagodnie brunet, w końcu zwracając jego uwagę na siebie. Gdy Taehyung napotkał jego spojrzenie, dostrzegł, że w oczach chłopaka nie było śladu strachu, jedynie czułość i troska. — To nic takiego. Nie bój się. To zwykłe turbulencje. To za chwilę minie, okay? Za chwilę to minie — mówił Jeongguk dalej. Jego głos był nadzwyczaj głęboki, kojący wręcz, o ton niższy niż zazwyczaj. Na jego przystojnej twarzy widać było jednak zmartwienie. — To tylko turbulencje — powtórzył. — Patrz na mnie, Tae. To zaraz minie, dobrze? Nic ci się nie stanie, dopóki tu jestem — dodał, a Taehyung skinął na znak, że go słyszy. Nie był w stanie wydusić ani słowa. Jego ciało jednak zaczęło się rozluźniać. — Dobrze, bardzo dobrze... — pochwalił go Jeon, uśmiechając się delikatnie pokrzepiająco.
Taehyung dostrzegł jednak, że na kilka sekund spojrzenie mężczyzny skierowało się w dół, by po chwili znowu odszukać jego twarz. Mimowolnie i jego spojrzenie podążyło w stronę, gdzie przed chwilą spojrzał młody CEO i to, co zobaczył, sprawiło, że niemal zaklął w duszy.
Jego dłoń, która chwilę temu zaciskała się mocno na skórzanym obiciu fotela, teraz spleciona była z dłonią mężczyzny, któremu chwilę temu kazał trzymać dystans. Dobrze wiedział, że to on splótł ich dłonie razem w poszukiwaniu komfortu u jedynej osoby, która mogła mu go dać.
Cholera.
Jak miał wytrzymać z nim tydzień na Jeju, skoro starczyło pół godziny lotu, by złamał zasadę, którą sam chwilę temu ustalił?
***
Taehyung zrobił krok, przekraczając próg samolotu i wszedł na niewielkie schody, które chwilę temu do niego przymocowano, by w końcu mogli opuścić pokład jeta. Wypuścił powietrze z płuc, które od długiego czasu niemal nieświadomie wstrzymywał i rozejrzał się dookoła. Silne promienie słońca od razu ogrzały jego skórę, wkradając się nieznośnie do ciemnych tęczówek, przez co był zmuszony, by zmrużyć oczy. Delikatny wiatr rozwiewał jego czerwone kosmyki, mierzwiąc je swoimi niewidzialnymi palcami. Dopiero teraz odetchnął głęboko, wciągając do płuc haust powietrza. Mógłby przysiąc, że nawet ono pachniało tu inaczej.
Przeniósł spojrzenie na mężczyznę, który znajdował się kilka kroków przed nim i odprowadził go wzrokiem, uważnie obserwując sposób, w jaki młody CEO się porusza. Uwielbiał obserwować, jak Jeongguk delikatnie kołysze biodrami, sprawiając, że jego ruchy były niebywale zmysłowe i seksowne, ale jednocześnie silne i męskie. Miał w sobie niewymuszony seksapil i grację dzikiego kota. Sposób, w jaki się poruszał był niezwykle pociągający. Przez tę krótką chwilę pozwolił sobie podziwiać jego smukłą, ale wysportowaną sylwetkę, bezkarnie chłonąc jego widok. Nie potrafił oderwać od niego spojrzenia, dopóki stopy bruneta nie spotkały się z płytą lotniska, a on sam nie odwrócił się w jego stronę, niemal przyłapując go na podglądaniu. Zmieszany szybko odwrócił wzrok, udając, że wcale się na niego nie gapił jak wygłodniały lew na swoją zwierzynę, po czym ruszył w dół schodów, by do niego dołączyć.
— Muszę przyznać, że może jednak latanie nie jest aż tak straszne, jak początkowo myślałem, ale jednak wolę czuć grunt pod nogami — przyznał, uśmiechając się nieśmiało.
Wciąż zdawało mu się, że jego nogi są jak z waty, mięśnie ud drżały delikatnie ze zdenerwowania, a mięśnie brzucha kurczyły się nieprzyjemnie. Nie wiedział, czym było to spowodowane — lękiem wysokości, który dał o sobie znać, jak tylko samolot zaczął się wznosić, czy może faktem, że Jeongguk był tak blisko, a wszystko w nim krzyczało, że i tak dystans, który ich dzieli, jest zbyt duży.
— Muszę przyznać, że jak na pierwszy raz byłeś całkiem odważny — odpowiedział brunet, mierząc tatuażystę nieprzeniknionym wzrokiem. — Złapałeś moją rękę tylko jeden raz — dodał po chwili, drażniąc się, a jego wargi wygięły się w figlarnym uśmiechu.
Na jego słowa Taehyung prychnął głośno, po czym pozwolił, by z jego gardła wyrwał się nieco stłumiony śmiech. Przesunął dłonią po swoich ognistoczerwonych kosmykach i ponownie odszukał spojrzenie Jeongguka.
— Myślę, że dla dobra mojego ego i mojej, dotąd nienaruszonej, opinii twardego tatuażysty powinniśmy pominąć fakt, że złapałem cię za rękę raz, ale nie puszczałem do końca lotu — odparł wyraźnie rozbawiony.
— Ja uważam, że to było całkiem urocze — wyznał brunet. Z jego warg nie schodził uśmiech, przez co tatuażysta mimowolnie przeniósł wzrok na jego usta. Szybko jednak ponownie odszukał spojrzenie ciemnych tęczówek, karcąc się w myślach za to, że przez krótką chwilę miał ochotę spić ten uśmiech z jego warg. — To będzie nasz mały sekret — zgodził się Jeon. — Dawniej to ty o mnie dbałeś, przynajmniej tak mogę się odwdzięczyć.
Taehyung nie powiedział nic więcej, skinął jedynie, po czym przerzucił swoją sportową torbę przez ramię i ponownie rozejrzał się po płycie lotniska, starając się zebrać myśli. Dopiero po krótkiej chwili ponownie spojrzał w stronę młodego CEO. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i zwilżył wargi. Wciąż nie do końca wiedział, jak powinien się przy nim zachować. Starał się kontrolować swoje odruchy i to, co wydobywało się z jego ust, by przypadkiem nie powiedzieć czegoś, czego potem będzie żałować.
Przyjechał tutaj z jasno wyznaczonym celem. Ułożył w głowie listę zasad, których miał pod żadnym pozorem nie łamać, ale nie do końca wiedział, co powinien zrobić teraz, skoro chwilę temu trzymał jego rękę w swojej, splatając ich dłonie w jedno i pragnął, by ta chwila trwała wiecznie. Chwycił jego dłoń instynktownie, gdy przestraszył się, że samolot może runąć w nicość, ale nie puścił go nawet wtedy, gdy turbulencje ustały. Dobrze wiedział, że już nie trzyma jego dłoni dlatego, że powodował nim strach przed katastrofą, a dlatego, że bał się, że gdy ponownie wypuści jego dłoń ze swojej, to jego serce rozpadnie się na kawałki jak samolot, który roztrzaskał się o ziemię.
— To... — zaczął niepewnie, nie będąc pewnym swojego głosu. — To, jaki jest plan? — zapytał, starając się nie zwracać uwagi na to, jak promienie słońca grają na mlecznej skórze młodego CEO i jak załamują się na jego wilgotnych od śliny wargach. — Jedziemy jakimś autobusem? — spytał.
— Od ogłoszenia mojej prezesury moja twarz pojawiła się w tym tygodniu na pięciu okładkach magazynów branżowych. Boję się nawet myśleć, ile razy moje zdjęcia pojawiły się w plotkarskich brukowcach, więc autobus zdecydowanie odpada — odpowiedział szybko Jeongguk. — Nie po to zorganizowałem prywatny jet, by teraz pozwolić, by cały wyjazd śledzili nas paparazzi. Wolę, żeby mój pobyt tutaj był zachowany w sekrecie.
— Och, no tak — wydusił Kim, mając dziwne przeczucie, że młodemu CEO zależy przede wszystkim na tym, by to jego obecność u jego boku została utrzymana w sekrecie. — W takim razie taksówka? — spytał niepewnie.
— Nie — zaprotestował Jeon, po czym wyjął z kieszeni swoją komórkę i odblokował ekran. — Wynająłem dla nas auto na cały pobyt — wyjaśnił, po czym bez dalszych wyjaśnień wybrał na klawiaturze czyjś numer telefonu. Przystawił urządzenie do ucha i wyczekiwał, aż rozmówca odbierze połączenie. — Chodźmy — polecił i, nie czekając na odpowiedź, ruszył przed siebie, a Taehyung poszedł w jego ślady. — Już jestem — odezwał się nagle brunet, a tatuażysta spojrzał na niego zaskoczony, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że słowa nie były skierowane do niego, a do telefonu.
Młody CEO przez pewien czas słuchał tego, co jego rozmówca miał mu do powiedzenia, by po dłuższej chwili rzucić jedynie kilka krótkich słów podziękowania i rozłączyć się. Szybko wsunął telefon do tylnej kieszeni jeansów, po czym spojrzał na tatuażystę, który szedł cały czas obok, zachowując jednak odległość kilku kroków, by ich ciała nie zetknęły się ze sobą nawet przypadkiem.
— Auto już na nas czeka — oznajmił, zatrzymując się pod niewielkim budynkiem. — Poczekaj tutaj. Ja wejdę na chwilę do środka, żeby odebrać kluczyki — wyjaśnił, a tatuażysta skinął jedynie.
Gdy Jeongguk zniknął wewnątrz budynku, jego dłoń mimowolnie odszukała drogę do kieszeni spodni, w których trzymał zapalniczkę i paczkę papierosów. Chwycił jednego w swoje smukłe palce, po czym wsunął go między wargi i szybko podpalił, jakby teraz jedynie zabójcza nikotyna mogła ukoić jego nerwy. Zaciągnął się mocno i na krótką chwilę zamknął oczy, pozwalając, by promienie słońca malowały pod zmrużonymi powiekami piękne obrazy, które nigdy nie staną się prawdą. Był niemal w stanie zobaczyć, jak te duże, sarnie oczy wpatrują się w niego, błyszcząc milionem gwiazd. Mógłby przysiąc, że słyszy cichy szept, pieszczący jego uszy najcudowniejszymi wyznaniami, tylko po to, by zmienić się w cudownie melodyjny śmiech, który pragnął spić wprost z jego warg, łącząc ich usta w czułym pocałunku. Gdy obrazy te stały się jednak zbyt bolesne, uniósł gwałtownie powieki, a uśmiechnięta twarz Jeongguka rozmyła się w powietrzu tak samo jak szary dym ulatniający się z papierosa.
— Kurwa — zaklął cicho, ponownie się zaciągając. — Weź się w garść, Kim! — skarcił siebie samego.
— Coś się stało? — zapytał nagle głos za nim, a on niemal podskoczył z zaskoczenia.
— N-nie. Po prostu bardzo mi się chciało palić — skłamał, po czym ponownie się zaciągnął, mając nadzieję, że brunet odpuści i nie będzie dalej drążyć tematu. Jeongguk przyglądał mu się przez chwilę, jakby miał ochotę zapytać o coś jeszcze, ale w końcu jedynie uniósł dłoń, w której trzymał kluczyki i uśmiechnął się delikatnie.
— Mam kluczyki, więc możemy iść. Auto jest zaparkowane kilka metrów stąd — wyjaśnił.
Taehyung zaciągnął się więc szybko, po czym zgasił papierosa i wyrzucił niedopałek do pobliskiego kosza. Podniósł swoją torbę z ziemi i przewiesił ją przez prawe ramię. Unikając patrzenia na młodego CEO, ruszył w jego ślady. W duchu wciąż powtarzał jak mantrę, by trzymać się ustalonych przez siebie zasad i nie pozwolić się sobie zatracić w jego oczach. Jego mocne postanowienie poprawy szybko jednak gdzieś umknęło, gdy jego wzrok mimowolnie przesunął się ze sportowych butów mężczyzny nieco wyżej, najpierw zarysowując kształtne łydki, by wspiąć się po wyrzeźbionych udach w kierunku jędrnych pośladków osłoniętych jedynie przez ciasne jeansy w bladobłękitnym kolorze.
Wiedział, że nie powinien patrzeć na niego w ten sposób. Nie powinien go pożądać. Nie powinien pragnąć ponownie wziąć go w swoje ramiona, pragnąć znaczyć jego mlecznej skóry swoimi pocałunkami, pozostawiając na niej cienką warstwę śliny. Więc z każdym kolejnym krokiem przeklinał się w myślach za te pragnienia, powtarzając, że za miesiąc Jeongguk pobierze się z Lisą, a on jedynie wciąż będzie mógł podziwiać go z oddali, kochając złamanym sercem.
Był tak pochłonięty rozmyślaniem i zaabsorbowany tą wewnętrzną walką, że gdy nagle młody CEO zatrzymał się, on niemal na niego wpadł. Zatrzymał się gwałtownie, praktycznie w ostatniej chwili powstrzymując swoje ciało, by nie wpaść na silne plecy mężczyzny stojącego przed nim. Gdy zdał sobie sprawę z tego, że Jeon zatrzymał się, bo zapewne dotarli na miejsce, uniósł głowę i przeniósł wzrok na auto, które znajdowało się przed nimi. Zamrugał szybko kilka razy, nie wierząc własnym oczom, po czym spojrzał na bruneta.
— T-to jest... — zaczął, wciąż nie dowierzając, że to, co widzi to prawda.
— Tak, to Mustang — przyznał Jeongguk, patrząc na niego z nieodgadnionym spojrzeniem.
— Widzę, że to Mustang — powiedział szybko tatuażysta, przenosząc spojrzenie na czerwoną karoserię, która błyszczała w promieniach popołudniowego słońca, a potem na charakterystyczne logo przedstawiające galopującego konia. — Ale to ten Mustang, prawda? — zapytał, ponownie odszukując wzrok Jeongguka.
— Tak. To Ford Mustang Cabrio z sześćdziesiątego siódmego — potwierdził młody CEO.
Serce w piersi Taehyunga mimowolnie zaczęło bić mocniej, a w głowie zrodziły się możliwe wyjaśnienia, czemu to właśnie to auto młody CEO wybrał na ich pobyt. Mimo że pragnął usłyszeć odpowiedź z jego ust, nie miał odwagi zapytać wprost.
— Pamiętałeś? — szepnął jedynie, zanim zdążył się zorientować, że wymówił te słowa na głos. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to prawda.
— Jakże mógłbym zapomnieć? — odpowiedział Jeon, wpatrując się wprost w jego onyksowe tęczówki.
Dobrze pamiętał, jak jednego wieczora leżeli razem w łóżku tatuażysty i rozmawiali o swoich drobnych marzeniach. Gdy Taehyung wyznał mu, że zawsze marzył o takim aucie, nie myślał, że będzie miał kiedyś możliwość, by spełnić jego marzenie. Wtulając się w jego silne, wytatuowane ramiona, wiedział jednak, że chciałby zrobić wszystko, by był szczęśliwy.
Pragnął spełnić wszystkie jego marzenia.
— Nie musiałeś tego robić... — odpowiedział łagodnie tatuażysta, czując, że w jego brzuchu zerwało się stado motyli pod wpływem wyznania bruneta.
Nigdy nie przypuszczał, że Jeongguk mógłby zrobić coś takiego specjalnie dla niego. Tym bardziej, teraz kiedy już nie byli razem. Starał się nie nadinterpretować tego gestu, ale mimo wszystko serce w jego piersi biło dwa razy mocniej.
— Chciałem to zrobić, Tae — zaprotestował szybko brunet. — Rozstaliśmy się, a mimo to ty postanowiłeś spełnić moje marzenie i wysłałeś moje rysunki... Chociaż tyle mogę zrobić dla ciebie — przyznał Jeon. — Pomyślałem, że skoro i tak musimy wynająć auto, to równie dobrze mogę wynająć twój wymarzony model — to mówiąc, wyciągnął w jego stronę dłoń, w której trzymał kluczyki do auta. — Myślę, że to ty powinieneś prowadzić — powiedział pewnym głosem.
Taehyung spojrzał na jego dłoń, po czym ponownie odszukał spojrzenie jego ciemnych tęczówek. Przez chwilę stał niemal jak sparaliżowany, nie będąc pewnym, co powinien zrobić. W końcu jednak wyciągnął dłoń i chwycił kluczyki do auta. Gdy je zabierał, opuszki jego palców musnęły delikatnie skórę Jeongguka, wywołując dreszcze, które rozeszły się po całym jego ciele od opuszków palców, po same stopy.
— Jesteś pewny? — zapytał tatuażysta. — To cholernie drogie auto...
— Jestem pewny — potwierdził szybko brunet, po czym zbliżył się do niego i zabrał od niego torbę.
Wrzuciwszy jego torbę wraz ze swoją do bagażnika, obiegł szybko auto i wsunął się na fotel pasażera, nie pozostawiając mu innego wyboru, niż zajęcie miejsca kierowcy. Taehyung ponownie zerknął na kluczyki, które ściskał w swojej dłoni. Jego wargi wygięły się w mimowolnym uśmiechu.
Zawsze marzył o tym, by mieć taki samochód.
Nie przestając się uśmiechać, zdjął szybko swoją skórzaną kurtkę, która dotąd narzucona była na jego plecy i rzucił ją na tylne siedzenie, po czym otworzywszy drzwi, wsunął się do auta i zajął miejsce przeznaczone dla kierowcy. Szybko wyregulował odpowiednio fotel, by dostosować go do swoich długich nóg. Ustawiwszy lusterka, zapiął pasy i spojrzał na Jeongguka. Młody CEO zakładał właśnie okulary przeciwsłoneczne, ukrywając przed nim swoje oczy, mimo to mógłby przysiąc, że dostrzegł w nich żywe iskierki. Kąciki jego miękkich warg uniosły się w delikatnym uśmiechu.
— Musisz mnie poprowadzić. Wpiszesz adres do GPSa? — spytał, starając się nie skupiać zbytnio swojej uwagi na tym, że udo młodego CEO stykało się z tym jego.
— Możemy jechać główną drogą. Tak byłoby najszybciej, ale... — zaczął brunet, wyciągając swoją komórkę, by wpisać adres. — Jeśli nie masz nic przeciwko... Chciałbym, żebyśmy pojechali drogą blisko wybrzeża. Dojazd zajmie nieco więcej czasu, ale widoki są niesamowite.
— Okay — zgodził się od razu tatuażysta. — Mamy czas — dodał, po czym uruchomił silnik i ostrożnie skierował się do wyjazdu z parkingu.
Jeongguk wpisał adres i już miał ustawić swój telefon tak, by tatuażysta mógł patrzeć na mapę, gdy nagle jego komórka zaczęła wibrować w jego dłoni. Niemal odruchowo obydwaj mężczyźni spojrzeli na wyświetlacz, by zobaczyć na nim, że to ojciec młodego CEO. Ciało bruneta od razu się napięło, a dłoń zacisnęła wokół telefonu. Ku zaskoczeniu Tae chłopak jednak jednie długo wpatrywał się w migającą ikonkę, nie odbierając połączenia.
— Jeśli nie chcesz rozmawiać przy mnie... — zaczął nagle tatuażysta, zerkając na niego ukradkiem.
Brunet jednak zaprzeczył szybko ruchem głowy, po czym przerwał połączenie i ułożył telefon tak, by Taehyung mógł widzie wyznaczoną trasę.
— N-nie chcę z nim rozmawiać — powiedział cicho.
Mimo że starał się o tym zbytnio nie myśleć, domyślał się, z jakiego powodu mógł dzwonić jego ojciec. Był niemal w stu procentach przekonany, że Lisa zdążyła już z nim porozmawiać. Na samą myśl o tym było mu niedobrze. Odkąd w końcu odważył się zerwać zaręczyny, czuł się znacznie lepiej. Był spokojniejszy. Wiedział, że to była słuszna decyzja. Dodatkowo reakcja Lisy jedynie utwierdziła go w tym przekonaniu. Nie był jednak gotowy na konfrontację z ojcem. Obawiał się, że mężczyzna może stanąć po stronie Lisy, tym bardziej, jeśli dziewczyna opowie mu o jego zdradzie.
Czuł, że jego zdenerwowanie rośnie i przełknął z trudem, starając się opanować nerwy na tyle, by nie dostać ataku paniki. Nie chciał, by Taehyung widział go w takim stanie. Niemal odruchowo wytarł dłonie o spodnie, po czym wypuścił wolno powietrze przez swoje delikatnie rozchylone wargi.
— Gguk, wszystko w porządku? — zapytał nagle niski, kojący głos.
Słysząc tę cudowną barwę tuż przy swoim uchu i wiedząc, że słowa te właśnie zrodziły się w ustach mężczyzny, za którym tak bardzo tęsknił, miał ochotę się rozpłakać. Odkąd się rozstali, jedynie to krótkie nagranie było w stanie ukoić ból w jego klatce piersiowej, a teraz Taehyung był obok.
Był tak cholernie blisko.
— T-tak. Już jest w porządku — odparł więc, przenosząc na niego swój wzrok.
Przez kilka chwil wpatrywali się w siebie, mimo że oczy młodego CEO ukryte były za ciemnymi szkłami okularów. Upewniwszy się, że ciało biznesmena powoli się rozluźnia, Taehyung skinął i bez słowa przeniósł wzrok na ulicę. Droga, którą pokierował ich Jeon, była niemal pusta, mogli więc swobodnie pokonywać kolejne kilometry, jadąc wzdłuż linii brzegowej wyspy. Nie rozmawiali. Po jakimś czasie tatuażysta jedynie włączył muzykę, wypełniając przestrzeń między nimi słowami piosenek, które miękko osiadały na jego języku.
Cisza między nimi nie była jednak krępująca. Brunet jak zaczarowany wsłuchiwał się w to, jak tatuażysta wyśpiewuje kolejne wersy, otaczając je swoim ciepłym, gładkim jak aksamit głosem, kojąc i czarując jego zmysły. Starał się na niego nie patrzeć, bojąc się, że jeśli to zrobi, przepadnie, ale po kilku kilometrach mimowolnie zwrócił twarz w jego stronę i wpatrywał się w profil towarzyszącego mu mężczyzny, dziękując za to, że ciemne okulary skrywały jego oczy.
Po raz kolejny nie mógł wyjść z podziwu nad tym, jak przystojny był Taehyung. Od pierwszej chwili gdy kilka miesięcy temu chłopak zdjął maseczkę i ujawnił swoją twarz, Jeongguk nie potrafił wyjść z zachwytu. Teraz gdy tatuażysta wpatrywał się w drogę, pozwolił sobie bezkarnie podziwiać jego piękno. Ciężko było uwierzyć, że ktoś taki może naprawdę istnieć.
Ale istniał.
I siedział jedynie kilkanaście centymetrów od niego...
Jeongguk odruchowo uniósł dłoń i zdjął okulary ze swoich oczu. Być może nie powinien był tego robić. Być może lepiej było ukryć to, że się w niego wpatruje, ale nie potrafił się powstrzymać. Pragnął zobaczyć, jak cudowny kolor miała skóra tatuażysty, a ciemne szkła jego okularów nie potrafiły oddać jej sprawiedliwości. Uwielbiał patrzeć, jak jego czarne tatuaże wiją się po silnych przedramionach, a między nimi pojawia się gładka, karmelowa skóra, która tak idealnie wyglądała tuż przy jego mlecznej karnacji.
I pozwolił sobie na to.
Sunął oczami po jego dużych dłoniach zaciśniętych na kierownicy auta, silnych przedramionach pokrytych czarnym tuszem, czarnej koszulce, która opinała jego szerokie ramiona i silną klatkę piersiową. A potem przesunął wzrok wyżej, zawieszając spojrzenie na wystających obojczykach i tym seksownym kwiecie lotosu, który zdobił jego szyję. Miał ochotę wysunąć język, by przesunąć nim dokładnie w tym miejscu, które wiedział, że doprowadza tatuażystę do szału. Uwielbiał zasysać jego skórę do swoich warg i słuchać, jak z jego ust wyrywają się urywane jęki przyjemności.
Tak bardzo za tym tęsknił. Tęsknił za ich bliskością. Tęsknił za nim.
Gdy do jego uszu wkradł się niski, melodyjny głos tatuażysty wyśpiewujący kolejny wers piosenki, przeniósł wzrok wyżej, tym razem skupiając się na ruchu jego warg. Tych idealnie wykrojonych, miękkich warg. Patrząc na nie, czuł mrowienie na swoich wargach i niemal fizyczny ból, by znów go pocałować. Nie potrafił się jednak ruszyć, więc jedynie wpatrywał się w niego z silnie bijącym sercem w piersi.
A potem nagle zobaczył coś, co sprawiło, że jego serce zabiło jeszcze mocniej...
Taehyung się uśmiechnął.
Och, Boże. Cóż to był za uśmiech...
Jeongguk po raz kolejny zapomniał, jak się oddycha. Jego uśmiech był najpiękniejszą rzeczą, jaką w życiu widział i czuł, że mógłby zrobić dla niego wszystko. Zrobiłby wszystko, byleby mógł codziennie widzieć jego uśmiech.
— Było warto... — szepnął nagle, zanim zdążył zdać sobie sprawę z tego, że powiedział to na głos.
Tatuażysta przeniósł na niego spojrzenie swoich onyksowych tęczówek i uniósł pytająco prawą brew, a brunet przełknął z trudem, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć prawdę.
— Znalezienie tego modelu nie było wcale takie łatwe. Niemal w każdej wypożyczalni mieli Mustangi, ale tylko nowsze modele. Spędziłem niemal cały ranek, szukając tego rocznika i gdy już myślałem, że to się nie uda... znalazłem go — Jeongguk zamilkł na chwilę. Jego serce biło dziwnie mocno. Nie chciał już więcej ukrywać swoich uczuć. Uniósł ponownie wzrok i odszukał spojrzenie jego onyksowych tęczówek. — Widząc twój uśmiech... Wiem, że było warto... Nigdy nie widziałem piękniejszego uśmiechu. Tęskniłem za tym... — wyznał.
Za tobą — dokończył w myślach, tak bardzo pragnąc wymówić te słowa na głos.
Taehyung wpatrywał się wprost w jego oczy, jakby przez tę krótką chwilę nic innego nie miało znaczenia.
— G-gdzie go znalazłeś? — wydusił z trudem, przełykając słowa, które chciał powiedzieć i odwrócił spojrzenie na drogę przed nim. Mimo że nie patrzył na Jeongguka, czuł na sobie jego wzrok.
— Jeju to bardzo popularne miejsce wśród par, które chcą się pobrać. To piękna wyspa. Znalazłem wypożyczalnie ślubnych aut. Zwykle wynajmują je tylko na śluby, ale... Przekonałem ich, że bardzo mi zależy, żeby wynająć ten samochód na nieco dłużej.
— Chcesz mi powiedzieć, że przez nas jakaś bogata parka pójdzie do ślubu na piechotę? — zażartował tatuażysta, spoglądając na niego z ukosa, a Jeongguk roześmiał się głośno.
— Mniej więcej.
— Nie dziwię się, że pary wybierają właśnie to miejsce. Nie widziałem wiele, a już mi się podoba — przyznał czerwonowłosy, wskazując na piękną linię brzegową i lazurowe morze.
— Kiedy byłem mały, też zawsze myślałem, że to właśnie tutaj wezmę ślub — wyznał nagle Jeon, prychając delikatnie pod nosem na to nagłe wspomnienie. Jaki był wtedy głupi.
— Mówisz, że Grand Hyatt to nie do końca to, o czym marzyłeś?
— Czy to aż tak oczywiste? — zapytał brunet, nie oczekując odpowiedzi. — Nigdy nie chciałem wielkiego, wystawnego wesela. Nie lubię tłumów. To Lisie zależało na tym, żeby było... Bogato. To śmieszne, że zaproszenia dostało ponad sto osób, a ja wysłałem zaproszenia tylko do czterech z nich... Większości gości pewnie nawet nigdy nie wiedziałem na oczy.
Taehyung zamyślił się nad jego słowami. Był w stanie wyobrazić sobie Jeongguka właśnie w takim miejscu jak to. Stojącego na piasku z grupą najbliższych, czekającego z tym pięknym uśmiechem na twarzy na miłość swojego życia. Tak cholernie przystojnego i szczęśliwego. Takim właśnie go widział, gdy myślał o ich przyszłości. Jego kruczoczarne włosy rozwiane przez letnią bryzę, czarne spodnie podkreślające seksowne uda i biała koszula z podwiniętymi rękawami, by ukazać żyły, wspinające się po jego męskich, silnych przedramionach. Nie wiedział tylko, czy wolałby, żeby kilka górnych guzików koszuli zostało rozpiętych, eksponując ponętną szyję, czy raczej wolałby, żeby jego szyję zdobił krawat, będąc słodką obietnicą ich gorącej nocy poślubnej. Na samą myśl, uśmiechnął się delikatnie.
— J-jaki masz garnitur? — zapytał nagle, nie wiedząc, czemu zadaje pytania, które mogą jedynie jeszcze bardziej rozdrapać jego rany.
— Hm? — mruknął Jeon, zaskoczony jego pytaniem. — Na ślub? Boże, nie chciałbyś tego widzieć — odpowiedział zgodnie z prawdą, po czym zaśmiał się pod nosem na samą myśl, jaką Tae miałby minę, gdyby zobaczył jego garnitur.
— Dlaczego tak mówisz?
— Serio. To... — zamilkł, zastanawiając się, czy powiedzieć prawdę. — To najbrzydszy garnitur, jaki w życiu widziałem — przyznał jednak. — Jest cały złoty z bordowymi dodatkami...
— Złoty? — powtórzył tatuażysta wyraźnie zaskoczony. — To... Na pewno i tak wyglądasz w nim dobrze — dodał szybko. Uwadze Jeona jednak nie umknął delikatny uśmiech igrający na wargach mężczyzny.
— Wyglądam w nim jak wielka sztabka złota... Dosłownie.
— Jestem pewny, że będziesz najseksowniejszą sztabką złota, jaką w życiu widzieli — zażartował Kim, pozwalając, by z jego warg wyrwał się niski, melodyjny śmiech. — Ja zawsze wyobrażałem sobie ciebie raczej w mniej złotym wydaniu — przyznał, zanim zdążył się zorientować, co tak naprawdę powiedział.
— Wyobrażałeś to sobie? — powtórzył młody CEO. — Myślałeś o... naszym ślubie? — zapytał, czując, jak serce łomocze w jego piersi.
Tatuażysta wyraźnie się zawstydził, jakby zdał sobie sprawę z tego, że powiedział za dużo. Odwrócił wzrok, nie mając odwagi spojrzeć mu prosto w oczy.
Nie, teraz kiedy po raz pierwszy miał zamiar skłamać.
— R-raz. M-może dwa — skłamał, ale był niemal przekonany, że drżenie jego głosu zdradziło, że nie mówi prawdy i wiedział, że Jeongguk zna go zbyt dobrze, by tego nie zauważyć.
— Tae... — szepnął brunet, zwracając się mocniej w jego stronę. Kątem oka Kim dostrzegł, że chłopak uniósł dłoń, jakby chciał położyć ją na jego dłoni, spoczywającej na drążku zmiany biegów, ale w ostateczności powstrzymał się i położył ją na swoim udzie, wbijając mocno paznokcie w jeansową tkaninę. — N-naprawdę myślałeś o mnie w taki sposób? — spytał, dziwnie zmienionym głosem.
Nawet nie masz pojęcia, jak wiele razy — pomyślał tatuażysta, ale nie był w stanie powiedzieć tego na głos. Jedynie wrzucił kolejny bieg i przyspieszył, jakby obawiał się, że jeśli zaraz nie dojadą na miejsce i nie wysiądzie z tego auta, zwiększając dystans między nimi, wybuchnie.
— N-nie rozmawiajmy o tym, Gguk — powiedział twardo. — Mieliśmy nie wracać do tego, co było między nami. N-nie ma sensu tego roztrząsać... — wyjaśnił. — To skończone... — dodał po chwili, już nieco spokojniejszym głosem. Mimo to wiedział, że mówiąc te słowa, brzmiał tak, jakby próbował przekonać siebie samego.
— Przepraszam — odpowiedział szybko brunet, po czym ponownie opadł na oparcie fotela. Zsunął okulary z głowy, by ukryć swoje oczy i zwrócił twarz tak, by Taehyung nie mógł jej zobaczyć.
Resztę drogi pokonali w milczeniu. Jeongguk cały czas wpatrywał się w mijane widoki, nie mając odwagi spojrzeć na tatuażystę. Kim już nie śpiewał, mimo że auto wciąż wypełniała wybrana przez niego muzyka. Starał się nie myśleć o ich rozmowie i o tym, ile razy oczami wyobraźni widział, jak przystojny brunet uśmiecha się do niego, kiedy wsuwa na jego palec ślubną obrączkę. Po kilkunastu minutach nie był w stanie myśleć już o niczym innym i miał ochotę wcisnąć hamulec, zatrzymać auto i po prostu zacząć krzyczeć, wykrzykując cały ból, który coraz bardziej zamykał jego gardło i ściskał klatkę piersiową.
To było trudniejsze, niż myślał.
Bycie tak blisko, że ich uda się stykały, a jednocześnie tak daleko, jakby dzieliła ich przepaść, było nie do zniesienia. Czuł, jakby ogień trawił jego ciało i wnętrzności, wywołując prawdziwą agonię i nie wiedział, co powinien zrobić. Być może powinien się zatrzymać i uciec gdzieś daleko albo zawrócić samochód na lotnisko, wsiąść do samolotu i wrócić do Seulu, by zaszyć się gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie, ale coś nie pozwalało mu tego zrobić. Był jak ta pieprzona ćma, do której kiedyś się porównał. Wiedział, że bycie blisko niego w końcu go zabije, a mimo to wciąż lgnął do niego, pragnąc chociaż przez chwilę zaznać jego światła. Chciał móc, chociaż jeszcze przez kilka chwil czuć ciepło emanujące z jego ciała, zmysłowy zapach jego perfum, który wciąż wkradał się do jego nozdrzy z każdym drżącym oddechem. Pragnął, chociaż jeszcze raz spojrzeć w te piękne, sarnie oczy w kolorze gorącej czekolady i przepaść w głębi jego spojrzenia.
Zacisnął mocno dłonie na kierownicy, starając się za wszelką cenę stłumić targające nim emocje. Dopiero gdy Jeongguk wyprostował się nagle na fotelu obok, a jego ciało spięło się, tak mocno, jakby właśnie zobaczył ducha, spojrzał na ekran telefonu i zobaczył, że są już niemal na miejscu. Gdy ponownie uniósł wzrok, jego oczom ukazał się piętrowy dom utrzymany w raczej w nowoczesnym stylu, ale z wyraźnymi azjatyckimi akcentami. Znacząca część domu wykonana była z drewnianych elementów, co przywodziło na myśl tradycyjne Hanoki, chociaż widać było, że z pewnością osoba, która zaprojektowała tę rezydencję, znała się na rzeczy. Do domu prowadził zadbany trawnik, a zewnętrzne ściany budynku zdobiła zielona roślinność i, mimo że Taehyung nie mógł dostrzec tyłu domu, nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że tył zdobi równie piękny ogród. Dom wykończony był czerwonym dachem, który uzupełniał jasnoszare ściany zewnętrzne i drewniane ramy dużych okien, które pasowały do drewnianych drzwi garażowych.
Kim wjechał ostrożnie na teren należący do rezydencji i skierował się wąską drogą w kierunku garażu. Zatrzymał się jednak naprzeciwko drzwi wejściowych i zgasił silnik. Dopiero teraz przeniósł wzrok na Jeongguka. Młody CEO siedział na wygodnym, skórzanym fotelu auta jak na szpilkach. Całe jego ciało było wyraźnie napięte, dłonie zaciskały się mocno na silnych udach.
— To tutaj? — spytał ostrożnie, mimo że nie potrzebował potwierdzenia.
Brunet jedynie skinął głową. Wiedział, że powinien wysiąść z auta, ale nie potrafił się ruszyć. Siedział więc na miejscu, wbijając wzrok w swoje dłonie i starał się oddychać równomiernie, by wyrównać oddech.
— Nie musisz się spieszyć, Gguk — powiedział Kim łagodnym, kojącym głosem. — Mamy czas.
Jeongguk uniósł wzrok i odszukał kojące spojrzenie ciemnych oczu tatuażysty. Teraz to on czuł się tak, jakby był pasażerem samolotu, który zaraz miał runąć w czarną otchłań. Niemal odruchowo spojrzał na dłonie Kima. Zawsze uwielbiał jego dłonie: męskie i silne, ale jednocześnie smukłe z długimi palcami, które pieściły jego skórę z taką pasją, jak nikt inny. Miał chęć chwycić jego dłoń i skrzyżować ich palce razem, tak jak to zawsze robili, ale ani drgnął.
Taehyung dał mu dzisiaj jasno do zrozumienia, że nie chce jego bliskości.
— O-ostatni raz byłem tutaj na dwa tygodnie przed wypadkiem — wyznał nagle. — M-miałem czternaście lat i... Pamiętam, że moja mama chciała, żebyśmy zjedli razem rodzinną kolację. Uwielbiała to. Zawsze dbała o to, żebyśmy jedli razem przynajmniej jeden posiłek dziennie. To był taki rodzinny czas. Pamiętam, że byłem wtedy na nią zły, że zabroniła mi wyjść. Wolałem spędzić ten wieczór, grając w siatkówkę na plaży z nowymi znajomymi. Cały wieczór byłem naburmuszony, nie odzywałem się do niej ani słowem, a teraz... Teraz tak cholernie tego żałuję... Gdybym wiedział, że dwa tygodnie później, będę patrzył, jak umiera...
— Gguk, spójrz na mnie — powiedział cicho Kim. Odruchowo chwycił dłonią podbródek młodego CEO i zwrócił jego twarz ku sobie. — Nie traktuj tego wyjazdu jako coś, czym masz się zadręczać i przez co masz rozpamiętywać jej śmierć. Potraktuj to jako czas, by uhonorować jej życie. Twoja mama wiedziała, że masz ogromny talent. Byłaby z ciebie dumna. Jestem pewny, że gdziekolwiek teraz jest, widzi, jakim mężczyzną się stałeś. Narysuj brakujące prace, wygraj ten konkurs i pokaż jej, że się nie myliła.
— W-wejdziesz tam ze mną? — zapytał Jeon.
— Jasne, że wejdę — odpowiedział bez cienia wahania. — Jestem tutaj po to, żeby cię wspierać. Obiecałem, że nie zostawię cię samego.
— Dziękuję — szepnął brunet. — M-myslę, że możemy spróbować — odezwał się ponownie po dłuższej ciszy.
Tatuażysta skinął i szybko wysiadł z auta. Obiegł Mustanga i otworzył drzwi od strony pasażera, po czym czekał, aż Jeongguk zbierze w sobie tyle odwagi, by dźwignąć swoje ciało z fotela pasażera. Brunet wysiadł powoli i niepewnym krokiem ruszył w stronę drewnianych drzwi. Wsunął dłoń do kieszeni jeansów i wyjął z nich klucze. Z każdym krokiem jego serce biło coraz mocniej, a krew coraz głośniej szumiała w jego uszach. Taehyung szedł obok niego. Jego ciało oddalone było zaledwie o krok, może dwa, ale i tak zdawało mu się, że dystans między nimi jest zbyt duży. Czułby się lepiej, gdyby ich ramiona się stykały albo gdyby czuł ciepło jego ciała tuż przy swoim. Nie śmiał jednak zmniejszyć dzielącego ich dystansu.
Gdy wsunął klucz do zamka i otworzył drzwi, spojrzał niepewnie na Kima, jakby szukał zapewnienia, że naprawdę jest w stanie to zrobić albo obietnicy, że jeśli zacznie spadać, on będzie obok, żeby go złapać. Tatuażysta skinął do niego, zachęcając go, by się nie poddawał. Jeongguk wciągnął haust powietrza do płuc i niepewnie pchnął drzwi do środka, po czym przekroczył próg domu. Rozejrzał się powoli. Wszystko wewnątrz wyglądało tak znajomo, jakby był tutaj tydzień temu, a nie jakby minęło dziesięć lat, a jednocześnie zdawało mu się, jakby znajdował się we śnie. Słyszał w uszach głośne bicie własnego serce zmieszane z szumem krwi. Zdawało mu się, że ma nogi jak z waty, ale mimo to, coś kazało mu ruszyć w głąb korytarza.
Szedł więc przed siebie niemiłosiernie powoli, uważnie rozglądając się dookoła, śledząc wzrokiem rodzinne fotografie, które zdobiły ściany korytarza. Zatrzymał się dopiero gdy dostrzegł jedną z fotografii, na której był tylko on i jego matka. Miał na niej może z cztery lub pięć lat. Jego rączki i uśmiechnięta buzia ubrudzone były farbami, a za nim stała jego mama, z dumą pokazując obraz, który namalował jej farbami. Yeona Jeon wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętał — piękna i uśmiechnięta. Patrząc na tę fotografię, mógł niemal usłyszeć, jak jej melodyjny śmiech odbija się od ścian pracowni, w której razem malowali.
— To ona? — zapytał nagle głos za jego plecami, a on niemal podskoczył, uzmysławiając sobie, że Taehyung stoi tak blisko, że mógł niemal poczuć jego gorący oddech na swoim karku.
Być może powinien zwiększyć odległość między nimi, ale pchnięty jakąś dziwną siłą, zrobił pół kroku w tył, by zmniejszyć dzielący ich dystans. Taehyung jednak nie cofnął się. Dzięki temu mógł niemal wyczuć ciepło bijące z jego ciała.
— T-tak — szepnął, jakby bardziej donośny głos mógł zburzyć ulotność tej chwili.
— Już wiem, po kim odziedziczyłeś urodę. Ona była piękna... — ocenił tatuażysta, uważnie przyglądając się twarzy kobiety, spoglądającej na niego z fotografii.
Musiał przyznać, że Jeongguk był niesamowicie podobny do swojej matki. Mieli takie same, duże oczy, te same miękkie wargi, wprost stworzone do całowania i taki sam nos z tak uroczo zaokrąglonym czubkiem. Nawet mieli taki sam pieprzyk pod dolną wargą, który tak bardzo uwielbiał całować.
— Ona tak — przyznał brunet, zwracając twarz w jego stronę. — Ja to już inna historia...
— Gguk, spójrz na mnie — powiedział pewnym głosem czerwonowłosy. — Nigdy nie widziałem nikogo piękniejszego niż ty — wyznał, patrząc mu prosto w oczy. — Nawet nie wiesz, ile bym dał, żebyś mógł na siebie spojrzeć moimi oczami. Chociaż raz. Zobaczyłbyś, jak piękny jesteś zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz.
Jeongguk poruszył się nerwowo. Nigdy nie wiedział, jak reagować na komplementy. Tym bardziej na te, które wydobywały się z ust mężczyzny, który robił i znaczył dla niego tak wiele.
— Żałujesz tego? — zapytał nagle, czując dziwną potrzebę, by usłyszeć odpowiedź na pytanie, które ciągle miał z tyłu głowy.
Nawet jeśli to miałoby złamać jego serce, musiał wiedzieć.
Taehyung spojrzał na niego, ściągając razem swoje brwi, ewidentnie nie rozumiejąc, o co chłopak go pyta. Młody CEO ponownie poruszył się nerwowo, przestępując z nogi na nogę. Jego serce obijało się mocno o żebra.
— Żałujesz tego, co się między nami wydarzyło? Tego, że... że byliśmy czymś więcej niż przyjaciółmi? — wydusił, patrząc na jego twarz, niemal wstrzymując oddech.
Ku jego zaskoczeniu twarz tatuażysty złagodniała, a w jego oczach pojawiło się coś nowego. Nie potrafił jednak zinterpretować, co to za uczucie. Po chwili dostrzegł jednak, że kąciki jego warg uniosły się delikatnie, a głowa poruszyła na boki, zaprzeczając.
— Nie, Gguk — odpowiedział bez cienia wahania. — Nie tak wyobrażałem sobie nasz koniec... — zaczął, ale wymawiając te słowa, prychnął, jakby sam siebie rozbawił tym, co pojawiło się w jego głowie. — W ogólne nie chciałem, żeby to się kończyło — wyznał w końcu zgodnie z prawdą. — Ale nie żałuję ani jednej chwili, którą spędziliśmy razem.
Jeongguk zamrugał kilka razy, czując, że w jego oczach zbierają się łzy. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co czuł, gdy Taehyung był obok.
— J-ja... Ja też nie żałuję... — szepnął. — Tak wiele ci zawdzięczam, że zapewne nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć...
— Najlepszym sposobem, by to zrobić, jest wygranie tego konkursu — powiedział pewnie Kim. — Wiem, że możesz to zrobić, Gguk.
Brunet spuścił wzrok na swoje dłonie, zawstydzony. Po chwili jednak znowu odszukał jego wzrok.
— Chciałbym wejść do pracowni mojej mamy — wyznał. — To ten pokój na końcu korytarza... Pójdziesz tam ze mną?
Tatuażysta skinął, a Jeon szepnął szybkie „dziękuję", po czym ruszył dalej. Nie wiedział, czy da radę to zrobić, ale wiedział, że musi. Chciał zmierzyć się z przeszłością, by zamknąć ten rozdział i móc w końcu ruszyć naprzód. Kierując się w stronę studia, zdawało mu się, że potrafi tam wejść, ale im bliżej pracowni się znajdował, tym bardziej jego krok stawał się niepewny. Z każdym kolejnym krokiem, zdawało mu się, że jego puls przyspiesza, a oddech spłyca się niebezpiecznie. Ponownie słyszał szum własnej krwi i głośne bicie swojego serca, które zdawało się odbijać od ścian korytarza.
Gdy jakimś cudem dotarł do drzwi i z trudem wyciągnął dłoń, by nacisnąć na klamkę, zdawało mu się, że ucisk w jego klatce piersiowej jest tak duży, że za chwilę nie będzie już w stanie wziąć kolejnego wdechu. Zmusił się, by otworzyć drzwi i pchnąć je do środka. Gdy tylko to zrobił, do jego nozdrzy wkradł się zapach farb, jakby niedawno ktoś tu malował, mimo że wiedział, że minęły już lata, odkąd w tej pracowni powstał ostatni obraz. Uniósł wzrok i spojrzał na sztalugę, która zajmowała miejsce niemal na środku pracowni i przez chwilę był w stanie dostrzec sylwetkę swojej matki, siedzącą na niewielkim drewnianym stołku z uśmiechem do złudzenia przypominającym ten jego. Jej obraz jednak szybko się rozmył, ustępując miejsca czemuś, czego nie chciał widzieć...
Nagle twarz jego matki wygięła się w bólu. Mógł niemal usłyszeć jej donośny, przepełniony agonią krzyk, pisk opon i dźwięk gniecionej karoserii. Czuł metaliczny smak krwi na swoim języku i w jednej chwili atak wypompował całe powietrze z jego płuc. Wszystko wokół wirowało, ściany pracowni zdawały się kurczyć wokół niego, a on otwierał usta i je zamykał, rozpaczliwe walcząc o oddech. Gdy zrobiło mu się ciemno przed oczami i zdawało mu się, że zaraz osunie się w przepaść, ktoś złapał jego ciało, powstrzymując go przed upadkiem.
Gdy uniósł wzrok, napotkał spojrzenie onyksowych tęczówek.
Taehyung wyglądał jak anioł, mimo że jego włosy były ognistoczerwone. Był jednak tak piękny, jak wtedy gdy po raz pierwszy obudził się w jego ramionach. Eteryczny. Niemal nierealny. A mimo to jego silne ramiona przytrzymywały jego ciało, nie pozwalając mu odsunąć się na kolana.
— Koch... — zaczął tatuażysta, ale powstrzymał się, gdy zdał sobie sprawę z tego, co chciał powiedzieć. Zwilżył szybko swoje wargi. — Gguk — poprawił się. — Oddychaj. Proszę, oddychaj — powiedział wyraźnie wystraszony.
Nie widział nigdy wcześniej tak silnego ataku. Czuł, jak ciało Jeongguka drży. Chłopak poruszał wargami, jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego ust nie wydobywały się żadne słowa. Jego oddech był urywany, płytki, jakby płuca nie chciały rozkurczyć się na tyle, by przyjąć odpowiednią dawkę tlenu. Gdy tylko chwycił go w swoje ramiona, dłonie młodego CEO zacisnęły się niemal bezwarunkowo na jego przedramionach. Uchwyt jego dłoni był tak silny, że był niemal przekonany, że jego palce pozostawią na jego skórze siniaki, ale to nie było teraz ważne.
Chłopak wciąż wpatrywał się przed siebie, więc Taehyung podążył za jego wzrokiem, by zobaczyć, na co Jeon tak patrzy. Gdy jednak zorientował się, że biznesmen wpatruje się sztalugę, która znajdowała się na środku pracowni, nie musiał o nic pytać. Wiedział. Jeongguk wpatrywał się w nią tak, jakby kogoś tam widział i dobrze wiedział, kogo tam zobaczył. Niemal odruchowo złapał jego twarz w swoje dłonie, zmuszając go, by oderwał wzrok od sztalugi, a zamiast tego spojrzał na jego twarz.
— Gguk, spójrz na mnie — poprosił. — Jestem tu, słyszysz? Jestem tu — zaczął mówić, starając się zachować spokój. Wiedział, że nie może zacząć panikować, jeśli chce mu pomóc. — Jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Patrz na mnie. Tylko na mnie... — szeptał.
Ich twarze były tak blisko, że niemal stykali się czołami. Cały czas trzymał jego twarz w dłoniach, wpatrując się wprost w jego oczy, ale wzrok Jeongguka był zamglony, nieobecny, jakby wciąż zmagał się z demonami przeszłości.
— Gguk, proszę, oddychaj. Oddychaj dla mnie. Potrzebuję cię... — powtarzał jak mantrę, pozwalając, by jego oddech uderzał o drżące wargi Jeona. — Jestem tu. Patrz na mnie. Tylko na mnie.
Nie wiedział nawet, jak długo powtarzał ciągle te same słowa, trzymając twarz Jeongguka w swoich dłoniach. Dopiero gdy poczuł, że ciało chłopaka rozluźnia się nieco, a jego oddech wyrównuje, on również odetchnął z ulgą.
— Tak, dokładnie tak — zachęcił. — Oddychaj dla mnie.
Jeongguk zamrugał szybko, jakby dopiero teraz odzyskiwał wzrok i spojrzał mu prosto w oczy. Jego ciało wciąż wyraźnie drżało, ale oddech był już znacznie spokojniejszy. Taehyung ostrożnie zabrał dłonie z jego twarzy i opuścił ręce wzdłuż swojego ciała, nagle zdając sobie sprawę z tego, jak blisko siebie się znajdują.
Zbyt blisko.
Odchrząknął, wyraźnie zawstydzony tym, w jak intymnej sytuacji się znaleźli, po czym zrobił krok w tył, by ponownie zwiększyć dystans między nimi. Gdy to zrobił, dostrzegł, że Jeongguk rozchylił wargi, jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego warg wyrwał się jedynie urywany oddech. Oddech Taehyunga zamarł, bo w głębi jego oczu dostrzegł coś, co wyglądało jak tęsknota. Odzwierciedlało to uczucia, które widział we własnym spojrzeniu, patrząc w lustro przez ostatnie kilka tygodni.
Te strasznie długie tygodnie bez niego.
Zanim jednak zebrał w sobie odwagę, by powiedzieć cokolwiek. Jeongguk, pchnięty jakimś dziwnym impulsem, zminimalizował dzielący ich dystans i przyciągnął go w swoje ramiona, zaciskając mocno palce na jego czarnej koszulce, jakby bał się, że Taehyung go odepchnie.
— W-wiem, że chcesz, żebyśmy trzymali dystans... — szepnął niemal wprost w jego ucho. Jego drżące wargi delikatnie musnęły płatek ucha tatuażysty, wywołując dreszcze. — Ale, proszę... Czy możesz jeszcze przez chwilę trzymać mnie w swoich ramionach? — spytał. W jego głosie słychać było jakąś dziwną desperację, jakby od tego miało zależeć jego życie. — J-jeszcze przez krótką chwilę...
Słysząc jego cichą prośbę, Taehyung bez wahania uniósł swoje dłonie i oplótł silnie drżące ciało młodego CEO swoimi wytatuowanymi ramionami, dociskając go mocniej do swojej klatki piersiowej. Serce w jego piersi biło tak mocno, zdradzając jego prawdziwe uczucia, że był niemal pewny, że brunet może to poczuć, ale to nie miało teraz żadnego znaczenia.
— Będę cię trzymać tak długo, jak długo mi pozwolisz... — odpowiedział szeptem, po czym pochyliwszy głowę, schował ją w zagłębieniu między ramieniem a szyją bruneta, wdychając tak znajomy zapach jego perfum, pragnąc, aby ta chwila trwała wiecznie...
***
Ayashee:
Kolejny rozdział za nami. Co o nim myślicie?
Tak blisko, a jednak tak daleko...
Taehyung zdecydował się na wyjazd, ale stara się zachować dystans, by znowu nie zostać zranionym, ale czy magnesy o przeciwnych biegunach mogą zapobiec przyciąganiu?
Z pewnością Jeongguk ma sporo do wyjaśnienia. Czy zdoła się przebić przez mur Tae i odbudować ich relację? A może jest już zbyt późno, by mógł naprawić to, co było między nimi?
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top