49. EVERYTHING I NEED
Będę na ciebie czekać - brzmiało mu w głowie, jeszcze nawet wtedy, gdy czarny mercedes zniknął z pola jego widzenia. Zdawało mu się, że za chwilę ziemia osunie się spod jego stóp. Wszystko wokół wirowało, a czas zdawał się zatrzymać w jednym miejscu. Słyszał jedynie głośne dudnienie własnego serca, które rwało się w ślad za wysokim brunetem, który chwilę temu zniknął we wnętrzu drogiego auta.
Spojrzał w stronę swojego SUV-a zaparkowanego po przeciwnej stronie ulicy i niemal odruchowo zrobił krok w jego stronę. Miał chęć wsunąć się na miejsce kierowcy, zapalić silnik i rzucić się w pościg za młodym CEO. Chciał go zatrzymać, wyciągnąć z auta i ponownie otoczyć jego ciało swoimi ramionami, by po chwili wpić się w jego wargi i pokazać mu, że wciąż go kocha. Że nigdy nie przestał go kochać. Czuł niemal fizyczny ból, by znów być blisko niego, powstrzymał się jednak, ponownie robiąc krok w tył, by zwiększyć swój dystans od SUV-a i, by nie zrobić nic głupiego. Zamknął na chwilę powieki, a ręce opuścił wzdłuż ciała, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że aż zbielały mu kłykcie.
Dawno nie czuł się tak rozdarty. Miał chęć za nim pojechać. Odszukać go i powiedzieć, że pojedzie z nim choćby i na koniec świata, jeśli tylko go o to poprosi. Za chwilę przeklinał sam siebie za taką naiwność i starał się ze wszystkich sił, by serce nie zagłuszyło głosu rozsądku, który podpowiadał mu, że nie powinien utrzymywać z nim żadnego kontaktu. W myślach wciąż powtarzał słowa Jeongguka. Wystarczyło, że na chwilę przymknął powieki, a zdawało mu się, że wciąż wyczuwa ciepło jego ciała tuż przy swoim. Zapach jego perfum wciąż unosił się nad jego głową, jak szary dym papierosa, który palił chwilę temu.
Gdy w końcu zdołał zapanować nad swoim ciałem na tyle, by zmusić je do jakiegokolwiek funkcjonowania, odwrócił się na pięcie i otworzył ciężkie drzwi prowadzące do wnętrza Kinky Heaven. Miał mieć dzisiaj jeszcze jednego klienta, ale nie wiedział, czy po spotkaniu z Jeonggukiem będzie w stanie skupić się na pracy i wykonać ten tatuaż.
Gdy pchnął drzwi od studia i wsunął się do środka, od razu dostrzegł Yoongiego, który siedział na recepcji. Blond tatuażysta uniósł głowę znad komputera i przez chwilę jedynie mu się przyglądał, jakby chciał z jego twarzy wyczytać, czy spotkanie z Jeonggukiem poszło dobrze, czy źle. Gdy Taehyung jednak opadł ciężko na skórzaną kanapę, która znajdowała się obok recepcji i z głośnym jękiem schował twarz w dłoniach, Min zamknął swój laptop i odepchnął się od biurka, by mieć na niego lepszy widok. Kim nie musiał nic mówić, by wiedział, że rozmowa z młodym CEO wcale nie przebiegła tak, jak młodszy się tego spodziewał.
- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytał ostrożnie, przyglądając się uważnie swojemu przyjacielowi.
Taehyung ponownie jęknął, sunąc wytatuowanymi dłońmi po swojej przystojnej twarzy, po czym uniósł wzrok na przyjaciela i oparł się o kanapę, ale wciąż milczał, nie wiedząc, jak wytłumaczyć to, co czuł.
- Czy on... - zaczął Yoongi, ale zamilkł, gdy napotkał spojrzenie onyksowych tęczówek przyjaciela.
- To nie tak, jak myślisz, Yoongs - powiedział w końcu Kim. - On... On wciąż jest zaręczony - doprecyzował, czując dziwne ukłucie w klatce piersiowej na dźwięk tych słów. - I wcale nie przyszedł tutaj, żeby mnie odzyskać. Przyszedł tu, bo... Sam nie wiem... - urwał, nie mogąc zebrać myśli.
Czuł tak wiele różnych emocji, że nie wiedział już, co tak naprawdę się wydarzyło i co powinien o tym wszystkim myśleć. Skłamałby, mówiąc, że gdy go zobaczył, nie miał nadziei, że Jeongguk powie mu, że zerwał zaręczyny i że chciałby, żeby znowu spróbowali. Jego wargi mogły powiedzieć młodemu CEO, że nie wie, czy powinien z nim pojechać, ale serce w jego piersi zdradziło, czego tak naprawdę pragnął.
Problem w tym, że nie wiedział, czy powinien pozwolić, by jego serce po raz kolejny doszło do głosu...
- Słyszałeś o konkursie, który organizuje Akademia? - zapytał w końcu, a Yoongi skinął, więc kontynuował: - Gguk marzył, żeby wysłać na niego swoje prace. Długo myślał, że nie jest wystarczająco dobry, by zmierzyć się z tak wieloma wspaniałymi artystami, ale ja widziałem, jak on rysuje, Yoongs. Nigdy nie widziałem nikogo, kto by miał większy talent niż on. On jest lepszy niż ja i ty razem wzięci. W końcu zdołałem go przekonać, że powinien spróbować i przed naszym zerwaniem, Jeongguk tworzył prace na ten konkurs, ale potem... Wszystko się posypało i rozstaliśmy się, zanim zdążył ukończyć wymaganą ilość prac. Gdy wyprowadził się z mojego mieszkania, nie zabrał ze sobą tych prac, a ja... Kiedy je znalazłem... Wysłałem je.
- I Jeongguk się o tym dowiedział? To dlatego przyjechał?
- On dostał się do finału, Yoongs - odparł z wyraźną dumą. Jego wargi mimowolnie wygięły się w uśmiechu. - Z milionów zgłoszeń, wybierali trzy osoby... A on jest jedną z nich. Wiedziałem, że go na to stać, nawet gdy on w to nie wierzył. Jestem z niego tak cholernie dumny, a nawet nie mogłem mu tego powiedzieć...
Taehyung wypuścił głośno powietrze z płuc. Czuł mrowienie w palcach i miał niemal nieodpartą chęć, by znowu sięgnąć po papierosa. Targało nim tyle emocji, że zdawało mu się, że zaraz po prostu rozpadnie się na kawałki pod ich wpływem.
- Nie miałem wystarczającej ilości jego prac, więc wysłałem tylko trzy z nadzieją, że jeśli ktoś je zobaczy, będzie wiedział, jak bardzo utalentowany jest. I oni chcą dać mu szansę, ale w ciągu tygodnia musi dosłać przynajmniej jeszcze dwa rysunki. To dlatego do mnie przyszedł. Chce, żebym mu pomógł - tatuażysta ponownie zamilkł, jakby zbierał siłę przed kolejnym wyznaniem, które po kilku sekundach stoczyło się z jego ust. - On poprosił mnie, żebym jutro poleciał z nim na Jeju.
- Och! Wow - westchnął Yoongi wyraźnie zszokowany jego słowami. - Na Jeju? - powtórzył. - Tylko wy dwaj? - zapytał nagle, ponownie przenosząc wzrok na przyjaciela. - To chyba dobrze, nie? - spytał, ale widząc spojrzenie przyjaciela, dodał niepewnie: - Moglibyście w końcu porozmawiać o tym, co się między wami wydarzyło...
- Nie wiem, Yoongs - odparł szczerze. - A co, jeśli nie ma już co wyjaśniać? - zapytał, nie licząc nawet na to, że uzyska jakakolwiek odpowiedź. - Kiedy go zobaczyłem... Przez chwilę myślałem, że być może Bóg jednak istnieje, że może wysłuchał moich modlitw i ponownie postawił go na mojej drodze. Miałem nadzieję, że przyjechał tu dla mnie. Jakkolwiek głupio to brzmi... - Taehyung ponownie wypuścił głośno powietrze z płuc, po czym przesunął palcami po ognistoczerwonych włosach, odgarniając je ze swoich ciemnych oczu. Przesunął językiem po dolnej wardze, zostawiając na niej cienką warstwę śliny. - Gdy mnie przytulił, by mi podziękować za to, że wysłałem jego prace, odruchowo zacisnąłem palce na jego marynarce, tak rozpaczliwe pragnąłem go zatrzymać. Chociaż jeszcze na krótką chwilę... Ale on wysunął się z moich objęć, a ja znowu miałem wrażenie, że umieram... I czuje się tak za każdym razem, gdy patrzę, jak on odchodzi... Życie bez niego jest cholernie ciężkie. Brakuje mi go każdego dnia. Wszystkiego, co z nim związane. Ale kiedy jestem tak blisko i wiem, że on nigdy nie będzie mój... To mnie zabija, Yoongs.
Yoongi milczał, nie wiedząc, co powinien powiedzieć. Słyszał, jak głos jego przyjaciela drży z każdym słowem i czuł się bezsilny wobec jego bólu. Gdy dostrzegł, że Taehyung ociera szybkim ruchem dłoni łzę, która zaczęła staczać się po jego policzku, coś ścisnęło jego serce. Miał chęć coś powiedzieć, ale wiedział, że nie jest w stanie znaleźć słów, które ukoiłyby ból złamanego serca.
- I chciałbym, żeby był blisko. Chciałbym go wspierać, ale nie wiem, czy potrafię. Boję się, że jeśli tam z nim pojadę, na nowo pozwolę sobie się w nim zatracić, a moje uczucia do niego wzmocnią się, o ile w ogóle to jeszcze możliwe... A potem znowu będę musiał pozwolić mu odejść... A ja nie wiem, czy jestem w stanie ponownie patrzeć, jak on znika z mojego życia...
- A co, jeśli miałeś rację? - zapytał Yoongi, czując nagle dziwną pewność, że być może myśl, która zrodziła się w jego głowie, może być prawdziwa. Gdy jednak napotkał zdezorientowane spojrzenie przyjaciela, dodał szybko: - Wtedy, gdy powiedziałeś mi, że może on do ciebie zadzwonił, bo też nie może o tobie zapomnieć. Może przyjechał tutaj, bo wciąż o tobie myśli i chce, żebyś był częścią jego życia.
- To było jedynie głupie marzenie, które nigdy nie stanie się rzeczywistością... - wtrącił szybko czerwonowłosy.
Jego głos wydał się Yoongiemu dziwnie surowy, jakby pozbawiony emocji, mimo że wiedział, że jego przyjacielem targa w tej chwili tysiąc różnych uczuć. Widział to w jego oczach, mimo że usta chciały temu zaprzeczyć.
- Nie powinienem z nim jechać. To, co było między nami, jest już skończone. Przynajmniej dla niego. Po co rozdrapywać rany? - tłumaczył, jakby chciał przekonać samego siebie, że to jedyny słuszny wybór.
Yoongi milczał przez długą chwilę. Wyglądał, jakby w głowie rozpisywał wszystkie za i przeciw albo analizował ich relację, chcąc wyciągnąć z niej jakieś logiczne wnioski. W końcu, po chwili, która zdawała się trwać wieki, blondyn uniósł głowę i odszukał spojrzenie onyksowych tęczówek przyjaciela.
- Powiedziałeś, że boisz się, że jeśli spędzicie razem ten tydzień, ty nie będziesz potrafił pozwolić mu odejść... A co, jeśli to Jeongguk nie będzie chciał cię zostawić? - spytał w końcu, pozwalając, by jego głos odbił się echem od ścian studia.
***
- Och! Dziękuję, że przyszliście. Bawiliśmy się cudownie! - zawołała Lisa, obejmując ramionami swoją przyjaciółkę.
- My też się świetnie bawiliśmy, kochana - odpowiedziała Rose, po czym wsunęła na swoje ramiona elegancki płaszcz. - Do zobaczenia, Jeonggukie! - dodała, machając w stronę młodego CEO, który wciąż znajdował się w salonie.
Brunet uniósł głowę i przeniósł na nią swój wzrok, po czym wymusił uśmiech, unosząc delikatnie kąciki swoich warg. Dziewczyna jednak szybko straciła zainteresowanie jego osobą, pogrążając się w rozmowie z jego narzeczoną. Chłopak Rose nawet na niego nie spojrzał. Być może wyczuwał, że za nim nie przepada i najwyraźniej nie przejmował się tym zbytnio, by wpłynąć na zmianę jego nastawienia. Po chwili trójka przyjaciół pogrążyła się w zbyt głośnej rozmowie, nie zwracając na niego uwagi. Tyle wystarczyło, by Jeongguk, pozostawiony sam sobie, ponownie powrócił myślami do wydarzeń sprzed dwóch godzin, kiedy to stał naprzeciw mężczyzny, którego tak dawno nie widział.
Chciał załatwić wszystko inaczej. Miał porozmawiać z Lisą, zerwać zaręczyny i dopiero wtedy do niego pojechać. Chciał wyznać mu, co do niego czuje. Gdy jednak zobaczył ten list, musiał go zobaczyć. To dzięki niemu ponownie zaczął tworzyć. To dzięki jego wsparciu się nie poddał i tylko dzięki niemu dostał tę niesamowitą szansę, by spełnić swoje marzenia.
Nie potrafił nawet wyrazić słowami tego, co czuł, gdy znowu go zobaczył...
To było jak piękny sen, z którego nigdy nie chciał się budzić. Kiedy pokonał dzielący ich dystans i otoczył go swoimi ramionami, zaciskając palce na skórzanej kurtce, obawiał się, że Taehyung poczuje, jak serce w jego piersi rwie się do niego. Schował twarz w zagłębieniu między jego ramieniem a szyją i zamknął mocno oczy, starając się zapamiętać każdy szczegół tej chwili w obawie, że być może już nigdy więcej nie będzie mógł go przytulić. Tak bardzo bał się, że tatuażysta go odepchnie, ale on jedynie przyciągnął go mocniej, jakby również i on bał się ponownie go stracić.
Obawiał się, że gdy się odsunie i spojrzy w jego oczy, zobaczy w nich jedynie obojętność, ale tatuażysta otarł kciukiem jego łzy, sunąc po jego skórze tak delikatnie, jakby obawiał się, że nawet zbyt mocny dotyk, może sprawić, że za chwilę się rozpadnie, a on nie mógł się oprzeć jego dotykowi, zaczarowany jego bliskością. Tak niewiele brakowało, by wyciągnął swoje dłonie i, zacisnąwszy je na czarnej, skórzanej kurtce, przyciągnął go ponownie do siebie, by pocałować jego miękkie wargi. Taehyung jednak odsunął się od niego i stał się taki dziwnie nieprzystępny, jakby dzieliła ich przepaść, a nie jedynie kilka kroków.
Wiedział, że to jego wina. Złamał jego serce i pozwolił mu wierzyć, że nie odwzajemnia jego uczuć. Nic dziwnego, że tatuażysta wybudował między nimi mur, chcąc się uchronić przed kolejnym ciosem. Czy zdoła się przez niego przebić? Czy tatuażysta da mu drugą szansę? Czy pojawi się jutro na lotnisku?
Jeongguk uniósł do ust kieliszek, który trzymał w dłoni i upił kilka łyków wina, krzywiąc się lekko. Było dla niego zbyt wytrawne, z mocnym owocowym bukietem. Pozostawiało na języku nieprzyjemny, cierpki smak. Niemal odruchowo spojrzał na swoje dłonie, zaciśnięte wokół szklanego naczynia i zakręcił delikatnie czerwonym płynem, wypełniającym kieliszek. Po chwili jednak przeniósł wzrok na złoty pierścionek, który wciąż lśnił na serdecznym palcu jego lewej ręki. Wpatrywał się w niego długo, czując dziwną pustkę i smutek.
- Co to miało być? - zapytała nagle Lisa, wyrywając go z zamyślenia.
Brunet uniósł głowę i napotkał spojrzenie jej orzechowych tęczówek. Dziewczyna stała przed nim, opierając swoje wypielęgnowane dłonie na biodrach, wydymając wargi, jak obrażone dziecko. Jeongguk był tak pogrążony w myślach, że nawet nie zorientował się, że goście w końcu opuścili ich penthouse, zostawiając ich jedynie we dwoje. Teraz jego narzeczona stała kilka kroków od niego, patrząc na niego nieodgadnionym wzrokiem.
- C-co? - spytał, nie wiedząc, o czym dziewczyna mówi, ale w odpowiedzi dostał jedynie jej sarkastyczny śmiech, poprzedzony cichym prychnięciem.
Lisa potrząsnęła swoją głową, po czym owinęła palce wokół butelki wina, która stała na stoliku do kawy i szybko napełniła swój kieliszek. Usiadła naprzeciw niego i umoczyła wargi w wytrawnym trunku, by upić kilka łyków. Nie spieszyła się z odpowiedzią czy żadnymi wyjaśnieniami, jakby chciała go tym dodatkowo podrażnić albo zdenerwować. Jeongguk jednak jedynie przyglądał jej się uważnie, wciąż trzymając w dłoniach własny, już niemal w połowie pusty kieliszek. Nie wypił wiele w przeciwieństwie do Lisy. Podczas gdy on był w połowie drugiego kieliszka, jego narzeczona kończyła zapewne drugą butelkę.
Blondynka założyła nogę na nogę i oparła rękę z kieliszkiem na kolanie, po czym wbiła w niego swoje spojrzenie i jeszcze przez chwilę mierzyła go swoim wyczekującym wzrokiem, jakby czekała, że chłopak nagle udzieli odpowiedzi na wszystkie niezadane jeszcze pytania. Przez ciężar jej spojrzenia, Jeongguk poczuł się nieswojo.
- Nie masz zamiaru mi się wytłumaczyć? - zapytała w końcu. - Jak mogłeś mnie tu zostawić samą i wyjść w trakcie przyjęcia, które twoja narzeczona przygotowała na twoją cześć? - dodała z wyraźnym wyrzutem w głosie.
- To było ważne - odpowiedział, odstawiając kieliszek na stolik.
- Ważne - powtórzyła Lisa i ponownie prychnęła. Uniosła kieliszek do swoich warg i upiła kilka łyków. - Co niby może być ważniejsze niż twoja narzeczona, hm? Może mi powiesz, co jest tak cholernie ważne, że postanowiłaś mnie ośmieszyć i upokorzyć na oczach moich przyjaciół?!
Dziewczyna wciąż siedziała naprzeciw niego, ale jej głos był wyraźnie podniesiony, zdradzając jej złość. Jeongguk wiedział, że oprócz złości, przemawia przez nią alkohol i nie miał zamiaru się z nią kłócić. Wstał więc z kanapy i zaczął zbierać ze stolika talerze i pałeczki, by sprzątnąć po gościach, po czym ruszył z nimi w stronę kuchni. Lisa jednak najwyraźniej nie miała zamiaru dać za wygraną, zerwała się z kanapy i szybko pobiegła w jego ślady.
- Nie myśl, że się tak łatwo wywiniesz! - krzyknęła za nim.
Brunet wstawił naczynia do zmywarki, po czym odwrócił się na pięcie i, oparłszy się o kuchenne szafki, spojrzał na Lisę.
- Lisa, nie chcę się kłócić. Sporo wypiłaś. Porozmawiamy o tym jutro rano - powiedział zrezygnowanym tonem.
- Ja sporo wypiłam?! Może nie wypiłabym tak dużo, gdyby mój pieprzony narzeczony nie upokorzył mnie przed moją najlepszą przyjaciółką i jej chłopakiem! - krzyknęła. - Może mi powiesz, co było takie ważne, co? - zapytała, szturchając go ręką w klatkę piersiową.
Jeongguk zacisnął usta w wąską linię, starając się trzymać nerwy na wodzy i nie dać się wyprowadzić z równowagi. Nie chciał się z nią kłócić. Nie chciał skrzywdzić jej bardziej, niż musiał, a wiedział, że jeśli zaczną teraz się kłócić, tak właśnie się stanie.
- Lisa, to ważne - powiedziała, zniżając głos, przedrzeźniając go i znowu wymierzyła cios dłonią w jego klatkę piersiową. - Co było ważniejsze niż ja? No, co?!
Brunet zacisnął dłonie na blacie szafki, o którą się opierał i zagryzł mocno zęby. Miał ochotę wykrzyczeć jej wszystko w twarz. Wyrzucić z siebie całą frustrację na to, jak wyglądał ich związek, szczególnie przez te ostatnie miesiące. Chciał w końcu powiedzieć na głos wszystko, co przez całe lata trzymał w ukryciu, wmawiając sobie, że tak ma być, że właśnie na to zasługuje.
Bo teraz wiedział, że zasługiwał na więcej.
- Jesteś żałosny, Gguk! - wysyczała.
Jeongguk przełknął z trudem, czując, jak jego gardło się zamyka. Jego ciało zaczęło mimowolnie drżeć, a on zacisnął dłonie tak mocno, że zdawało mu się, że zaraz po prostu oderwie kawałek blatu albo rozgniecie go w swoich palcach w drobny mak. Zmusił jednak swoje ciało do tego, by się poruszyło. Odepchnął się od blatu szafki, o którą dotąd się opierał i wsunął dłoń do kieszeni marynarki, której wciąż nie odważył się zdjąć nawet po powrocie do domu. Drżącymi dłońmi wyjął list i rozłożył go, po czym uniósł tak, by Lisa mogła zobaczyć, co trzyma w dłoniach.
- To było takie ważne! - odpowiedział, również podniesionym głosem. - Ten konkurs był dla mnie taki ważny.
- Nie ośmieszaj się, Jeonggukie - prychnęła Lisa, zorientowawszy się, co chłopak jej pokazuje i oparła się biodrem o kuchenną wyspę. Uniosła dłoń do góry i docisnęła krawędź kieliszka do wymalowanych szminką ust, upijając łyk wina.
- Przeczytałaś ten list - powiedział z wyrzutem, mimo że wcale nie potrzebował potwierdzenia. - Wiedziałaś, że jury uznało, że mam talent, że mogę dostać się do finału, ale mimo to postanowiłaś go wyrzucić i zataić to przede mną... - kontynuował. Każde słowo zdawało się sprawiać mu niemal fizyczny ból. Nie chciał wierzyć w to, że Lisa była zdolna do czegoś takiego. - Dlaczego? - zapytał, pragnąc zrozumieć jej intencje. W jego głosie słychać było ból i rozczarowanie. Czuł się zraniony. Nie podejrzewał, że Lisa mogłaby chcieć intencjonalnie go skrzywdzić.
- Przecież to jakiś durny konkurs! Ile ty masz lat, żeby rysować jakieś bohomazy?!
- Ten konkurs to spełnienie moich marzeń! - odparł szybko, podnosząc głos.
- Nie żartuj, Jeonggukie - prychnęła z pogardą. - Jakich marzeń? Właśnie zostałeś CEO The Jeon Electronics, chyba nie myślisz, że będziesz miał czas rysować jakieś bzdety?
- Więc odejdę z firmy - powiedział pewnym głosem.
Lisa ponownie się roześmiała, wypełniając salon swoim głośnym śmiechem, jakby po raz kolejny usłyszała z jego ust niebywale śmieszny żart. Gdy się uspokoiła, odszukała wzrokiem jego spojrzenie. Po jej uśmiechu nie było już śladu.
- Nie bądź śmieszny, Jeonggukie! - skarciła go, jakby był małym chłopcem. - Ile ty masz lat? Pięć? Jesteś kierownikiem generalnym TJE, a nie jakimś durnym artystą. Przecież ten konkurs to strata czasu.
- Ten konkurs jest w tej chwili jedyną rzeczą, która sprawia, że mam chęć żyć! - wykrzyczał w końcu. - Nie miałaś prawa decydować za mnie i wyrzucać tego listu. I nie obchodzi mnie, co ty o tym myślisz. Mam zamiar narysować brakujące prace i wygrać ten cholerny konkurs! Może gdyby interesowało cię coś więcej, niż mój portfel, wiedziałbyś, ile to dla mnie znaczy! Jesteś ze mną w związku od trzech lat, a nic o mnie nie wiesz. Nic.
- No jasne. Zwal teraz wszystko na mnie. Powiedz, jaka to jestem niedobra, że cały czas cię wspieram i chcę, żebyś robił karierę i zaszedł daleko, że chcę, żebyś był szczęśliwy.
- W tym właśnie problem Lisa. Ja od dawna nie jestem szczęśliwy - wyznał, już znacznie spokojniejszym głosem. - Nie chciałem, żeby to tak wyglądało. Naprawdę starałem się cię uszczęśliwić. Chciałem, żeby nam wyszło, ale to nie funkcjonuje. Nie jestem w stanie dać ci tego, czego ode mnie oczekujesz.
Jeongguk przesunął dłonią po swojej twarzy, po czym spojrzał na swoją lewą dłoń. Niemal odruchowo chwycił za złotą obrączkę, która wciąż ozdabiała jego palec i zsunął ją powoli, po czym obrócił ją w swoich palcach. Przez chwilę wpatrywał się w nią z dziwną nostalgią i smutkiem. W końcu jednak położył ją na marmurowym blacie kuchennej wyspy, o którą opierała się Lisa i przesunął ją w jej stronę.
- Nie mogę się z tobą pobrać, Lisa - powiedział pewnym głosem, patrząc jej prosto w oczy.
W jego głosie nie było żadnego wahania. Zniknął cały strach i niepokój, który czuł, gdy wracał z domu brata do swojego apartamentu, by zerwać zaręczyny. Wiedział, że to słuszna decyzja. Nigdy nie był tego bardziej pewien niż teraz.
- Chcę odwołać ślub - dodał po chwili bez cienia onieśmielenia.
Lisa prychnęła, jakby nie dowierzała w to, co przed chwilą usłyszała, po czym jakby nigdy nic wyciągnęła dłoń i chwyciła butelkę wina. Dopiero gdy ponownie napełniła swój kieliszek, odstawiła butelkę na blat i spojrzała na Jeongguka.
- Nie masz zamiaru nic powiedzieć? - spytał chłopak, zaskoczony jej reakcją.
- A co mam powiedzieć, skoro wygadujesz takie głupoty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- To nie są głupoty, Lisa. Tu chodzi o nasze życie, naszą przyszłość. Twoją i moją. A ja nie mogę dłużej udawać, że jestem szczęśliwy w tym związku i tym bardziej nie wyobrażam sobie, że mógłbym spędzić resztę życia, udając - wyznał, czując dziwną ulgę, że w końcu zdobył się na odwagę, by powiedzieć o tym na głos. Już nieważne było, jak Lisa na to zareaguje. Mogła na niego nakrzyczeć, spoliczkować go i zwyzywać. To już nie miało znaczenia.
- Do ślubu zostały trzy tygodnie. Wszystko jest już przygotowane. Moja suknia, twój garnitur, sala, obrączki... Wysłaliśmy wszystkie zaproszenia. Chyba nie myślisz, że możesz teraz się wycofać? - powiedziała w końcu, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Nie obchodzi mnie, ile czasu zostało do ślubu ani to, że już wszystko jest przygotowane. Tu chodzi o moje życie - zaprotestował, wskazując dłonią na swoją klatkę piersiową.
- A co ze mną? Co z moim życiem? - dopytywała, ponownie podnosząc głos. - Poświęciłam trzy lata, niańcząc cię jak dziecko! To dzięki mnie jesteś tym, kim jesteś teraz. Myślisz, że twój ojciec od początku był pewny, że to tobie powinien przekazać firmę? To ja powiedziałam mu, że lepiej się do tego nadajesz niż Seokjin. To dzięki mnie masz to wszystko! Tylko dzięki mnie! Beze mnie byłbyś nikim!
- To, co mam, to wszystko, czego nie chcę mieć, Lisa. Ja wcale nie chcę tych pieniędzy, na których tak bardzo ci zależy, ani tego nazwiska, które ty tak bardzo chcesz mieć. Nie chcę być CEO The Jeon Electronics, nie chcę mieszkać w tym penthousie, który już od dawna nie jest moim domem i nie chcę pobierać się z kimś, kogo nigdy nie pokocham! - wykrzyczał w końcu, pozwalając, by cały żal i ból, stoczył się z jego ust. - Chcę malować, chcę móc śmiać się pełną piersią i w końcu poczuć, co to znaczy być szczęśliwym, a to nie jest coś, co mogę znaleźć tutaj... - Jeongguk zamilkł na chwilę, zastanawiając się, czy powinien to powiedzieć, czy nie, ale czuł, że już nie może dłużej kłamać albo mówić półprawd. Musiał być szczery z Lisą i z samym sobą. - Co mogę znaleźć z tobą... - dokończył więc.
Blondynka ponownie prychnęła na jego słowa. Uniosła kieliszek i zakręciła lekko czerwonym płynem, patrząc, jak alkohol kołysze się delikatnie w szklanym naczyniu, po czym przystawiła brzeg kieliszka do swoich pomalowanych na różowo ust i upiła kilka łyków wina, pozwalając, by cierpki smak osiadł na jej języku.
- I niech zgadnę, myślisz, że to ona cię uszczęśliwi? - zapytała nagle Lisa, a Jeongguk przeniósł na nią zaskoczone spojrzenie. Nie był pewny, czy dobrze usłyszał jej słowa, czy to jego zmysły, postanowiły sobie z niego zadrwić. Oczy dziewczyny zwęziły się, a usta wydęły, układając się w dzióbek. - Myślisz, że jestem taka głupia? Myślisz, że nie wiem, że masz jakąś dupę na boku?
Jeongguk był w szoku. Nie spodziewał się, że Lisa wie o jego romansie. Odkąd pierwszy raz zdradził ją z Tae, męczyły go wyrzuty sumienia, że zrobił coś tak okropnego. Za każdym razem gdy ją oszukiwał, czuł się paskudnie, a tymczasem okazuje się, że dziewczyna wiedziała o jego niewierności i cały czas milczała. Jak długo o tym wiedziała? Czemu tolerowała jego zdradę?
- Słyszałam, jak w nocy z kimś rozmawiasz. Widziałam, jak się zmieniasz i stajesz się wobec mnie bardziej zdystansowany. Już nawet nie chciałeś się ze mną kochać. Wiem, że byłeś z nią po wyjściu ze szpitala i wiem, że pieprzyłeś się z nią, gdy ja ciężko pracowałam w Japonii, ale mimo to nic nikomu nie powiedziałam, bo cię kocham i wierzyłam, że to przetrwamy. Wiedziałam, że to tylko głupi romans, który nic nie znaczy i że po naszym ślubie, będziesz musiał zerwać z nią kontakt.
- To znaczy dla mnie znacznie więcej, niż myślisz, Lisa - przyznał.
Nie chciał jej o tym mówić, by nie dokładać dodatkowo bólu do i tak już trudnej i bolesnej sytuacji, ale nie było już sensu wypierać się romansu. Kochał Tae i chciał z nim być. Lisa nie mogła powiedzieć nic, co by zmieniło jego decyzję.
Zbyt długo zwlekał z przyznaniem, że kocha kogoś innego.
- Jesteś śmieszny, Jeonggukie. Myślisz, że jeśli jakaś panienka rozłożyła przed tobą nogi, to coś dla niej znaczysz? Ona liczy na twoje pieniądze, a ty jesteś tylko głupim naiwniakiem, który myśli, że zależy jej na czymś więcej. Jesteś przystojny i masz na nazwisko Jeon, naprawdę myślisz, że ona jest z tobą dlatego, że zależy jej na tobie? Dziewięćdziesiąt procent kobiet rozłożyłoby przed tobą nogi tylko po to, żebyś założył im na palec pierścionek! - krzyknęła, cedząc słowa z nienawiścią.
Tym razem to Jeongguk się zaśmiał. W jego śmiechu jednak nie było tej lekkości, którą miał jego śmiech, gdy był z Tae. Tym razem jego śmiech był przepełniony bólem i rozczarowaniem.
- A jak się domyślam, ty jesteś jedną z tych kobiet, czyż nie? - spytał, nie usłyszał jednak odpowiedzi.
Zamiast powiedzieć cokolwiek, Lisa wymierzyła mu siarczysty policzek.
Młody CEO zamknął na chwilę oczy, zaciskając mocno wargi, by nie powiedzieć czegoś, czego mógłby potem żałować. Skóra na jego policzku paliła z bólu, ale ten ból nie dorównywał nawet w połowie temu, co uciskało teraz jego klatkę piersiową, kiedy zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo mylił się wobec Lisy. Uniósł w końcu powieki i odszukał spojrzenie dziewczyny. Jej oczy niemal płonęły z wściekłości.
- Kiedyś myślałem, że naprawdę mnie kochasz - wyznał z wyraźną nostalgią, za tym, co myślał, że było między nimi niespełna trzy lata temu. - Urzekłaś mnie swoją skromnością i naturalnością. Chciałem dać ci to, czego nie miałaś jako dziecko - miłość, bezpieczeństwo i rodzinę. Nie myślałem, że okaże się, że tak naprawdę od początku chciałaś czegoś zupełnie innego. Wmówiłem sobie, że to, co nas łączy, to miłość, ale nie wiedziałem, co tak naprawdę znaczy kogoś kochać i być przez kogoś kochanym. Teraz gdy poznałem to uczucie... Wiem, że to, co nas łączyło, to nigdy nie była miłość. A w tej chwili jedyne uczucia, jakie wobec ciebie żywię, to żal i rozczarowanie... - to mówiąc, ruszył przed siebie, wymijając Lisę i kierując się w stronę sypialni, wykonując szybkie, sprężyste kroki.
Mimo że nie odwracał się za siebie, był przekonany, że dziewczyna odstawiła kieliszek na blat kuchennej wyspy i ruszyła w jego ślady. Słyszał za swoimi plecami stukot jej stóp o drewniane panele, ale nie miał najmniejszego zamiaru teraz się zatrzymać. Wszedł do sypialni, szybko odszukawszy dłonią włącznik światła, by zalać pokój ciepłym, żółtawym światłem i od razu skierował się w stronę garderoby. Wyciągnął z niej swoją czarną sportową torbę. Tę samą, w której ostatnio przywiózł do domu swoje rzeczy od Tae i gdzie wciąż znajdowała się bluza tatuażysty. Pchnięty jakąś niewyjaśnioną potrzebą, zdjął z siebie czarną marynarkę, po czym to samo uczynił z błękitną koszulą, którą pożyczył rano od brata. Wciągnął przez głowę zwykłą, bawełnianą koszulkę w białym kolorze i założył na siebie bluzę Tae. Tkanina wciąż pachniała jak on. Odruchowo uniósł rękę do góry i przystawił nos do rękawa, wciągając do płuc zapach jego perfum, jakby to mogło dodać mu siły, by przetrwać tę burzę.
Po chwili jednak wrzucił koszulę brata na dno torby i zaczął szybko przeglądać zawartość swojej szafy, by spakować kilka par jeansów i koszulek, których nie nosił na co dzień, a które mogły mu się przydać podczas wyjazdu na Jeju. Nie oglądał się za siebie, ale był niemal pewny, że Lisa mu się przygląda. Czuł jej obecność i jej palący wzrok, który dosłownie zdawał się wypalać dziury w tyle jego głowy.
- Co ty robisz? - zapytała w końcu, nieco przeciągając słowa, przez zbyt dużą ilość alkoholu, która krążyła w jej żyłach.
- Pakuję się - odpowiedział wprost, nawet na nią nie patrząc i kontynuował pakowanie swoich ubrań. Gdy stwierdził, że tyle ubrań musi mu wystarczyć, zbliżył się do szafki z bielizną i wrzucił do tryby kilka par bokserek oraz skarpetek.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz?!
- Nie, Lisa. Jutro wyjeżdżam, by przygotować prace na konkurs, o którym nie miałaś zamiaru mnie poinformować, a po powrocie mam zamiar się stąd wyprowadzić. Nie obchodzi mnie czy tu zostaniesz, czy nie. Ja na pewno tu nie wrócę - odpowiedział, po czym wyminął ją i ruszył w stronę łazienki. Otworzył drzwi i zgarnął z jednej z szafek kilka niezbędnych kosmetyków, swoją szczoteczkę do zębów i flakonik perfum.
- Nie możesz tego zrobić! - zaprotestowała.
- I tu się mylisz, bo właśnie to robię - odparł, odwracając się w jej stronę. Przerzucił czarną torbę przez swoje ramię i ponownie ruszył przed siebie, tym razem zmierzając w stronę korytarza. Chciał jak najszybciej stąd wyjść.
Lisa ponownie ruszyła za nim, pokonując dzielący ich dystans niemal biegiem, nie mogąc nadążyć za jego długimi, sprężystymi krokami. Gdy w końcu udało jej się go dogonić, szarpnęła go za rękę, zaciskając palce na jego przedramieniu tak mocno, że był niemal pewny, że jej paznokcie zostawią ślady na jego skórze.
- Jeśli teraz stąd wyjdziesz, możesz tu nie wracać! - warknęła. - Słyszysz?!
Jeongguk wyszarpał rękę z jej uchwytu i schylił się, by założyć na stopy swoje sportowe buty. Nie przejmował się już nawet tym, że nie będą pasować do eleganckich spodni, które wciąż miał na sobie. Wiedział, że to jedynie dodatkowo zirytuje Lisę i czuł z tego powodu dziwną satysfakcję. Gdy wsunął buty na swoje stopy, podniósł się z kolan i ponownie przerzucił swoją torbę przez ramię, po czym chwycił z wieszaka swoją skórzaną kurtkę, tę samą, którą miał na sobie na jednej z randek z Tae i przeniósł wzrok na blondynkę.
- Taki mam właśnie zamiar - powiedział w końcu, odszukując spojrzenie Lisy.
Dziewczyna wyglądała na wściekłą. Jej oczy płonęły, oddech był dziwnie nieregularny. Wyglądała tak, jakby zastanawiała się, czy ma na niego nawrzeszczeć, czy dla odmiany rzucić się na niego z pięściami. Jeongguk dobrze wiedział, że z pewnością była zdolna do obydwu tych rzeczy. Udowodniła mu to już kilka razy, gdy postanowiła go spoliczkować. Wciąż czuł piekący ból w miejscu, gdzie jej dłoń dotknęła jego policzka i, mimo że nie miał okazji przejrzeć się w lusterku, był pewny, że jej dłoń zostawiła na nim czerwony ślad. Odwrócił się na pięcie i zrobił krok, który dzielił go od drzwi wyjściowych, po czym nacisnął na klamkę i otworzył drzwi na tyle, by móc swobodnie wyjść wraz z torbą, która spoczywała na jego ramieniu.
- Powiem o wszystkim twojemu ojcu, słyszysz? - zawołała za nim dziewczyna, gdy tylko przekroczył próg mieszkania, jakby jeszcze jakiekolwiek groźby było w stanie go zatrzymać. - Powiem mu, że ci odbiło, że oszalałeś i chcesz odejść z firmy, żeby rysować jakieś bohomazy... I że to ona tak ci namieszała w głowie. Powiem mu, że mnie zdradzasz, słyszysz?
Jeongguk nawet na nią nie spojrzał. Zbliżył się do windy i nacisnął na przycisk kilka razy, jakby to mogło sprawić, że winda szybciej do niego dotrze.
- Będziesz skończony! Ty i ta mała kurwa, którą posuwasz! - krzyczała dalej Lisa, jakby tymi groźbami chciała go sprowokować do powrotu. W rzeczywistości jednak upewniając go, że podjął jedną z najlepszych decyzji w swoim życiu. - Ta suka jeszcze pożałuje, że zdecydowała się przed tobą rozłożyć nogi! Zniszczę ją, rozumiesz! Zniszczę! I zobaczysz, że ona wkrótce się na ciebie wypnie i zostaniesz sam! Jeszcze do mnie wrócisz z podkulonym ogonem, błagając, żebym przyjęła cię z powrotem!
Gdy w końcu winda zatrzymała się na ich piętrze i jej drzwi w końcu się rozsunęły, Jeongguk wsunął się do środka i po raz ostatni uniósł wzrok, by spojrzeć na Lisę, która wciąż stała w progu ich apartamentu. Spodziewał się, że może w jej oczach dostrzeże łzy, czy jakikolwiek przejaw smutku, że ich trzyletni związek rozpadł się w taki sposób, że już nawet nie było sensu zbierać szczątków ich relacji, by zbudować z niej coś nowego. W jej oczach dostrzegł jednak tylko gniew. Zanim drzwi windy zasunęły się za nim, z jej różowych warg stoczyły się jedynie trzy słowa.
- Pożałujesz tego, Gguk!
***
Yoongi pochylił się lekko do przodu, powoli zmniejszając dystans, który dzielił go od upragnionego celu i w końcu pozwolił, by jego wargi złączyły się z tymi miękkimi, delikatnymi wargami mężczyzny, który wpatrywał się w niego swoimi tęczówkami w kolorze miodu. Całował go niespiesznie, smakując słodkich ust, drażniąc jego język końcówką swojego języka w zmysłowej grze. Po chwili jednak ponownie się odsunął i odgarnął blond kosmyk za jego ucho. Na ekranie płaskiego telewizora wciąż leciał film, który mieli razem oglądać, chociaż szczerze mówiąc, Min nie zarejestrował nic, poza samym początkiem. Nie przeszkadzało mu to jednak. Miał przed sobą znacznie ciekawszy widok w postaci seksownego blondyna, który teraz wpatrywał się w niego z takim samym uwielbieniem. Od dobrych dwóch godzin po prostu leżeli z Jiminem na kanapie w jego mieszkaniu. Ich ciała odziane w wygodne dresy, wtulone w siebie. Yoongi gładził dłonią jego plecy tuż nad pośladkami, rysując na jego nagiej, mlecznej skórze misterne wzory, co jakiś czas całując jego pełne wargi.
Było cudownie. Było dokładnie tak, jak powinno być.
Jeszcze kilka miesięcy temu, nie spodziewał się, że znajdzie kogoś takiego. Kogoś, kto w końcu sprawi, że będzie chciał się ustatkować i kto sprawi, że będzie chciał stworzyć coś więcej niż związek - dom. Bo Jimin stał się jego domem. Pochylił się ponownie, by jeszcze raz złączyć ich wargi w czułym pocałunku, gdy nagle ta krótka pieszczota została zakłócona przez dzwonek do drzwi.
- Jedzenie - jęknął Jimin wprost w jego wargi, niechętnie odpychając się od jego klatki piersiowej, by podnieść się z kanapy. Zanim jednak zdążył to zrobić, Yoongi chwycił jego nadgarstek, powstrzymując go.
- Ja pójdę, kochanie - zaoferował szybko, po czym skradł z jego ust przelotnego całusa i podniósł się z kanapy.
Zmierzając w stronę drzwi, przeczesał palcami swoje włosy, mierzwiąc blond czuprynę. Niesforne kosmyki jednak szybko ponownie opadły na oczy w kolorze orzecha laskowego. Przechodząc obok szafy, gdzie powiesił swoją skórzaną kurtkę, wsunął szybko dłoń do prawej kieszeni i wyciągnął z niej czarny portfel. Otworzył drzwi i skierował spojrzenie na przybysza. Jego oczom ukazał się wysoki mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce, kaptur jego bluzy wciąż był naciągnięty na głowę, ukrywając włosy. Nieznajomy nie miał jednak ze sobą pudełek z jedzeniem, które spodziewał się zobaczyć. Zamiast tego przez jego prawe ramię przewieszona była czarna, sportowa torba, w której mężczyzna próbował coś odszukać. Yoongi oczyścił gardło, by zwrócić na niego swoją uwagę i dopiero wtedy mężczyzna odezwał się, powoli unosząc swój wzrok.
- Och, Jimin, ja... - urwał jednak szybko, gdy zamiast blond przyjaciela napotkał spojrzenie jego chłopaka. - Y-Yoongi - wydusił, czując, jak w jednej sekundzie jego puls przyspiesza.
Tatuażysta jedynie przyglądał mu się, wyraźnie zaskoczony jego widokiem. Bardziej niż jego obecność zaskoczyło go jednak to, jak Jeongguk wyglądał. Młody CEO miał na sobie czarną bluzę z czaszką, wiedział jednak, że z pewnością nie należała ona do biznesmena. Widział ją bowiem już wcześniej milion razy przez minione lata, ale u swojego najlepszego przyjaciela. Mógłby nawet przysiąc, że jest w stanie wyczuć w powietrzu delikatną woń perfum Tae.
- P-przepraszam... Nie pomyślałem, że Jimin może nie być sam... - wyjaśnił zmieszany brunet. - Wiem, że pewnie nie chcesz mnie widzieć... L-lepiej już pójdę... - dodał szybko, po czym zacisnął dłoń na pasku czarnej sportowej torby i odwrócił się na pięcie, by wycofać się w stronę windy.
- Poczekaj! - zawołał za nim Min.
Jeongguk spojrzał na niego niepewnie ponad swoim ramieniem. Yoongi wciąż stał w progu mieszkania, miał na sobie czarne spodnie dresowe i szarą koszulkę z krótkim rękawem. Jego blond włosy były lekko potargane, grzywka opadała na jego oczy. Usta tatuażysty zaciśnięte były w wąską linię, ale wbrew temu, czego spodziewał się Jeon, nie wyglądał na wkurzonego jego widokiem.
- Jimin, kochanie. Chodź tu na chwilę! - zawołał Min ponownie, tym razem, kierując swoje wołanie w głąb mieszkania, po czym ponownie przeniósł spojrzenie na młodego CEO.
Brunet spojrzał w stronę windy, która dosyć donośnym piskiem oznajmiła mu, że może już wsiadać, ale jedynie zacisnął mocniej dłonie na pasku torby, która zwisała z jego ramienia i ponownie spojrzał w stronę drzwi, w których po chwili pojawił się jego przyjaciel. Jimin również miał na sobie dresowe spodnie i zwykły T-shirt, ale mimo to wyglądał niezwykle świeżo i promiennie. Jeongguk pomyślał, że to zapewne dzięki jego udanej relacji z Yoongim. Jego przyjaciel wyglądał na szczęśliwego jak nigdy przedtem, widząc go jednak, od razu spoważniał, a promienny uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Gguk? - spytał, jakby nie wierzył własnym oczom. - Co ty tu robisz?
- Ja... - zaczął niepewnie. - To był chyba zły pomysł... Jesteś z Yoongim. Nie chcę wam przeszkadzać - dodał jednak szybko i ponownie odwrócił się w stronę windy. Wcisnął przycisk i już miała wsiąść, gdy poczuł uścisk dłoni przyjaciela na swoim ramieniu.
- Gguk, poczekaj. Co się dzieje? - zapytał Park wyraźnie zmartwiony.
Jeon zwilżył nerwowo swoje wargi, czując suchość w ustach, po czym spojrzał ukradkiem na Yoongiego, który wciąż stał w progu mieszkania, przyglądając mu się uważnie. Przełknął z trudem, zastanawiając się, czy powinien zostać.
- Jin ma pokój gościnny, ale nie chciałem tam jechać tak późno. Bałem się, że Yoo może już spać, a nie chciałem jej budzić... - wytłumaczył niepewnie, po czym zamilkł na chwilę, nie wiedząc, czy powinien powiedzieć prawdę. - B-bałem się, że mogę mieć atak i... nie chciałem być teraz sam... - wyznał jednak.
- Mieć atak? - powtórzył Jimin, wyraźnie zmartwiony. - Dlaczego? Gguk, co się dzieje?
Jeongguk przeniósł na niego swój wzrok i spojrzał mu prosto w oczy.
- Zrobiłem to, Jimin - powiedział w końcu. - W końcu to zrobiłem. Zerwałem zaręczyny z Lisą...
***
Jeongguk spojrzał na swoje dłonie, zaciśnięte teraz wokół niskiej szklanki wypełnionej złotym płynem. Na języku wciąż czuł mocny, nieco drzewny smak whiskey, którą poczęstował go przyjaciel. Nie pił zbyt często. Zazwyczaj gdy wychodził gdzieś z Lisą, prowadził auto, więc nie brał nawet łyka alkoholu do ust. Teraz jednak był wdzięczny za to, że Jimin bez pytania wciągnął go do swojego mieszkania, posadził na kanapie, by po chwili wręczyć mu szklankę pełną mocnego trunku.
Wiedział, że Jimin siedzi teraz naprzeciw niego i wbija w niego swoje tęczówki w kolorze miodu, podobnie jak Yoongi, którego wzrok zdawał się niemal wypalać dziury w jego głowie. Nie miał jednak odwagi podnieść wzroku. Wpatrywał się więc w swoje dłonie, gdzieniegdzie poprzecinane bliznami.
- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytał w końcu Jimin, nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości.
Jeongguk milczał jeszcze przez dłuższą chwilę, wciąż wpatrując się we własne dłonie.
- Czy znacie to uczucie, kiedy znajdujecie się pod wodą i wstrzymujecie oddech tak długo, że w końcu wydaje wam się, że jeśli za chwilę się nie wynurzycie, udusicie się? - zapytał w końcu, podnosząc wzrok. Nie oczekiwał jednak odpowiedzi. Czuł, że w końcu nadszedł czas, by wyrzucić z siebie to wszystko, o czym milczał przez tyle czasu. - Ja czuję się tak przez cały czas, odkąd się rozstaliśmy... Chciałem go chronić. Myślałem, że gdy go od siebie odepchnę... że tak będzie lepiej... Dla niego, Jae i dla mojej rodziny... Ale to było jak budowanie zamków z piasku. Ledwo udało mi się coś zbudować, gdy przychodziła potężna fala i zrównywała wszystko z ziemią. Zamiast iść do przodu, jedynie wpadałem coraz głębiej w czarny odmęt, walcząc o każdy oddech. Byłem przekonany, że nasze rozstanie, ślub z Lisą, przejęcie TJE... że to jedyna słuszna droga, ale okazało się, że tak bardzo się myliłem... Każdego dnia budziłem się w swoim apartamencie, wiodąc życie, którego nienawidzę, u boku kobiety, której nigdy nie będę w stanie pokochać, żyjąc cudzym życiem, cudzymi marzeniami... I coraz bardziej nienawidziłem sam siebie.
Jeongguk zamilkł i przeniósł wzrok na swoje dłonie, wbijając wzrok w jedną z długich blizn, po czym zaczął opowiadać dalej:
- Ostatnio moje ataki bardzo się nasiliły. Gdy mój ojciec mianował mnie dyrektorem generalnym TJE, miałem kolejny atak. Bardzo silny. Zdawało mi się, że już nie dam rady dłużej zmagać się z tym wszystkim sam. Tak bardzo potrzebowałem go usłyszeć. Chociaż przez krótką chwilę... I... Zadzwoniłem do niego... - wyznał, mimowolnie unosząc kąciki ust. - Mimo że nie miałem odwagi się odezwać, on z jakiegoś powodu wiedział, że to ja... Powiedział mi, że coś nie pozwala mu o mnie zapomnieć... I to, co on mówił... To było tak, jakby opisywał moje uczucia... I gdy go słuchałem, wiedziałem, że nie mogę pozwolić mu odejść... że nie mogę go stracić...
Młody CEO uniósł szklankę i upił kilka łyków złotego trunku, pozwalając, by przez chwilę mocny alkohol drażnił jego podniebienie i rozgrzewał gardło. Ani Jimin, ani Yoongi nic nie mówili, pozwalając mu wyjawić prawdę we własnym tempie, na własnych warunkach.
- Zdecydowałem więc, że muszę zerwać zaręczyny - wyjawił, po raz pierwszy od dłuższego czasu unosząc wzrok. Nie odszukał jednak spojrzenia Jimina, chciał patrzeć wprost na Yoongiego, jakby chciał tym upewnić tatuażystę, że jego zamiary wobec Tae są szczere. Wiedział, że zawalił sprawę. Zranił go, mimo że chciał go chronić, ale miał nadzieję, że jeszcze nie jest zbyt późno, by to naprawić. - Zadzwoniłem do Lisy i powiedziałem jej, że chcę z nią porozmawiać. W głowie układałem chyba milion różnych wersji tego, co powinienem jej powiedzieć, by nasze zerwanie odbyło się najdelikatniej, jak to możliwe, ale kiedy w końcu dotarłem do domu, okazało się, że Lisa zaprosiła Rose i jej chłopaka. Nie chciałem tego robić przy nich, więc postanowiłem, że zrobię to jutro, kiedy zostaniemy sami. A potem Lisa prosiła mnie, żebym otworzył wino i kiedy wyrzucałem śmieci, w koszu znalazłem to... - to mówiąc, wyjął z kieszeni bluzy list i wyciągnął go w stronę Jimina.
Blondyn wziął od niego list i szybko rozłożył go, by zajrzeć do środka. Jeongguk milczał, pozwalając Jiminowi przeczytać jego treść. Wystarczyło jednak, by chłopak przeczytał kilka zdań, a od razu spojrzał na niego z błyskiem w oku, a jego usta wygięły się w uśmiechu.
- Gguk... - westchnął z zachwytem. - To jest... O matko, to jest niesamowite! Nie mówiłeś, że zgłosiłeś swoje prace...
- To nie ja - wtrącił szybko Jeon, a kiedy napotkał pytające spojrzenie Jimina, wyjaśnił: - To Tae wysłał moje prace. Chciałem spróbować swoich sił w tym konkursie, ale nigdy nie zdołałem ukończyć wymaganej ilości prac... - dodał, po czym przeniósł spojrzenie na Yoongiego. - Złamałem mu serce, a mimo to on postanowił spełnić moje marzenie... Gdy zobaczyłem ten list... Musiałem go zobaczyć... - wyznał. - To dlatego przyjechałem dzisiaj do waszego studia. Chciałem najpierw zerwać zaręczyny, a potem... postarać się go odzyskać, ale ten list... ten konkurs... Musiałem mu o tym powiedzieć. Tylko on jeden wie, ile tak naprawdę to dla mnie znaczy i to jedynie dzięki niemu wróciłem do rysowania... Nawet nie potrafię wyrazić słowami, jak wiele mu zawdzięczam. To wszystko dzięki niemu.
Jeongguk ponownie zamilkł, po czym wypuścił powietrze z płuc, czując dziwną ulgę, że zdołał im o tym wszystkim opowiedzieć. Wyznanie tego wszystkiego kosztowało go wiele nerwów i emocji, ale czuł, jakby ktoś w końcu zdjął niebywały ciężar z jego barków. Wiedział jednak, że to jeszcze nie koniec tego, co chciał im opowiedzieć, wziął więc duży haust powietrza i zaczął kontynuować.
- Kiedy w końcu Rose i jej chłopak wyszli od nas, Lisa zaczęła robić mi wyrzuty, że wyszedłem podczas przyjęcia, które dla mnie zorganizowała i tak od słowa do słowa... Sam nie wiem... Chyba już po prostu nie mogłem dłużej milczeć... Pokazałem jej ten list i zapytałem, czemu go wyrzuciła, czemu próbowała przede mną zataić coś tak ważnego... po chwili już się kłóciliśmy i nie wytrzymałem... Powiedziałem jej, że nie możemy się pobrać, że zrywam zaręczyny. Nie chciałem tego robić w taki sposób. Nie chciałem, żebyśmy skakali sobie do oczu i ranili siebie bardziej, niż jest to konieczne, ale... już nie mogłem dłużej kłamać. Nie mogłem udawać, że nie kocham kogoś innego...
- Więc to koniec? M-między tobą a Lisą? - zapytał nagle Yoongi, a Jeongguk ponownie przeniósł na niego swój wzrok.
- Kocham go - wyznał bez wahania. - To, że pozwoliłem mu odejść, to był największy błąd mojego życia. Poprosiłem go, żeby poleciał jutro ze mną na Jeju, żeby udowodnić mu, ile dla mnie znaczy... - wyjaśnił, wciąż patrząc na Yoongiego, jakby chciał znaleźć w jego oczach jakiekolwiek potwierdzenie, że wciąż ma szansę, by wszystko naprawić. - Tak cholernie się boję, że być może już nie dostanę drugiej szansy... - dodał po chwili, werbalizując swoje największe obawy, ale odpowiedziała mu jedynie cisza.
***
Jeongguk wpatrywał się we wskazówki zegara, który okrutnie wymierzał kolejne długie minuty. Do dwunastej zostało jedynie piętnaście minut, a on wciąż był sam. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego propozycja zaskoczyła Taehyunga. Tatuażysta nie spodziewał się go zobaczyć, a już tym bardziej nie spodziewał się usłyszeć z jego ust takich słów. Wiedział, że czerwonowłosy czuł się zagubiony i widział wahanie w jego spojrzeniu, gdy wczoraj poprosił go o wspólny wyjazd. Chłopak nie odmówił jednak od razu, co przyjął za dobry znak i miał nadzieję, że mimo tego, jak aktualnie wyglądała ich relacja, tatuażysta zdecyduje się z nim wyjechać. Z każdą kolejną minutą jednak jego entuzjazm malał, podobnie jak nadzieja, która powoli zaczynała wygasać.
A co zrobi, jeśli Tae jednak się nie pojawi?
To śmieszne, ale do tej pory w ogóle nie przyszło mu do głowy, by się nad tym zastanowić. Być może dlatego, że myślenie o tym, wywoływało nieprzyjemny ból w jego klatce piersiowej. Wiedział, że tatuażysta nie miał pojęcia o tym, że zerwał zaręczyny, ale mimo to miał nadzieję, że to, co powiedział mu ostatnio przez telefon, to prawda.
Miał nadzieję, że jeszcze z niego nie zrezygnował.
Wypuścił głośno powietrze przez lekko rozchylone wargi i opadł na miękkie oparcie fotela obitego skórą w kolorze latte macchiato, pozwalając, by jego ciało zapadło się delikatnie, po czym przesunął po swoich udach, opiętych w jasne jeansy, wycierając w nie swoje lekko spocone dłonie. Czuł się coraz bardziej zdenerwowany. Jego żołądek kurczył się boleśnie za każdym razem, gdy wskazówka zegara przekraczała dwunastkę, sygnalizując, że właśnie minęła kolejna cenna minuta.
Po chwili jego prawa noga zaczęła mimowolnie drgać, a oddech spłycił się, sprawiając, że było mu ciężej oddychać. Poruszył się więc nerwowo, chwytając w palce czarną bluzę, którą miał na sobie, jakby chciał odciągnąć tkaninę od swojej klatki piersiowej, po czym poprawił kaptur, jakby to miało sprawić, że jego oddech się wyrówna. Gdy poruszył bluzą, do jego nozdrzy wkradł się zapach perfum tatuażysty, na krótką chwilę kojąc jego zszargane nerwy. Odruchowo zmrużył oczy, wciągając do płuc ten cudowny zapach. Być może nie powinien był zakładać na siebie tej bluzy, ale czuł się pewniej, mając na sobie coś, co należało do niego.
Nagle do jego uszu wkradł się dźwięk cichego chrząknięcia i w jednej chwili jego serce zaczęło bić tak mocno, jakby miało wyskoczyć z jego piersi. Uniósł powieki i zerwał się na równe nogi, by odwrócić się gwałtownie za siebie, skąd chwilę temu dobiegł go ten dźwięk. Jego oczom ukazał się jednak pan Kwang, który był pilotem, pracującym dla ich rodziny już od kilku lat. Jego serce ścisnęło się boleśnie na ten widok, a na języku poczuł gorzki smak rozczarowania.
- Przepraszam, nie chciałem pana przestraszyć - odezwał się w końcu mężczyzna, zdejmując z głowy granatową czapkę pilota, by po chwili docisnąć ją do swojej piersi i ukłonić mu się delikatnie.
- Nic się nie stało - odparł szybko Jeon, zawstydzony tym, jak bardzo był rozczarowany faktem, że to nie Taehyung. Wymusił uśmiech, by nie pokazać po sobie, że coś go martwi.
- Chciałem tylko powiedzieć, że wszystko jest przygotowane. Za dziesięć minut możemy ruszać - wyjaśnił mężczyzna.
Na jego słowa wnętrzności Jeongguka skręciły się boleśnie, a wzrok mimowolnie odszukał tarczę zegara. Faktycznie do dwunastej zostało już tylko dziesięć minut.
- D-dobrze - wydusił z trudem. - Dziękuję - dodał, a pilot ponownie skinął, po czym odwróciwszy się na pięcie, ruszył przed siebie, zostawiając go samego.
Jeongguk wypuścił powietrze, dopiero teraz uświadamiając sobie, że tyle czasu niemal wstrzymywał oddech. Uniósł dłoń i przesunął palcami po swoich kruczoczarnych włosach, po czym z utęsknieniem spojrzał za okno. Przez długą chwilę obserwował płytę lotniska, jakby za chwilę miał tam zobaczyć mężczyznę, za którym tęsknił tak bardzo, że aż bolało go całe ciało.
Co zrobi, jeśli Tae nie przyjdzie?
Cały czas żył nadzieją, że tatuażysta przyjmie jego ofertę, że uda mu się naprawić to, co tak brutalnie zepsuł, ale teraz czuł, jak po jego silnych udach wspina się strach, wpełzając po kręgosłupie i wkradając się do ściśniętych z nerwów płuc, by po chwili zacisnąć swoją niewidzialną pięść wokół jego połamanego serca. Zegar odmierzał kolejne sekundy i minuty, a on coraz bardziej się denerwował. Gdy do dwunastej brakowało jedynie kilka minut, był już chodzącym kłębkiem nerwów. Chodził w kółko po pokładzie, obejmując swoją klatkę piersiową ramionami. Obawiał się, że jeśli zaraz go nie zobaczy, osunie się w nicość i już nigdy nie zdoła się pozbierać. Znowu nie mógł oddychać.
Gdy po raz enty przemierzał pokład, wykonując długie, nerwowe kroki, do jego uszu wkradł się dźwięk jego telefonu. Od razu rzucił się w stronę niewielkiego stolika, który znajdował się pod jednym z okien i złapał telefon w drżące dłonie, by po chwili przenieść wzrok na rozświetlony wyświetlacz z mocno bijącym sercem.
- Kurrr-wa! - zaklął cicho, widząc na ekranie imię Lisy.
Przez chwilę wpatrywał się w migający ekran, pozwalając, by telefon wibrował w jego dłoni. Zaciskał swoje palce wokół urządzenia tak mocno, że aż zbielały mu kostki, ale czuł, że jeśli tego nie zrobi, zaraz po prostu ciśnie swoim telefonem przez okno z frustracją, która zdawała się sięgać zenitu. Lisa dzwoniła do niego już chyba z pięćdziesiąt razy i niemal zapchała mu skrzynkę SMS-ami. Nie czytał ich nawet, ale dzięki temu, co uchwycił, kiedy kilka z nich wyświetlił przypadkiem, wiedział, że większość z nich to groźby bądź obelgi pod jego adresem lub jego domniemanej kochanki, którą - zdaniem Lisy - zapewne teraz posuwał. Zirytowany, rozłączył przychodzące połączenie i szybko zablokował jej numer, po czym odrzucił telefon na stolik, czując dziwną ulgę, że w końcu miał na tyle siły i odwagi, by się od niej odciąć. Wziął do płuc haust powietrza, zbierając w sobie odwagę, by spojrzeć ponownie na zegar.
Mimo że na niego nie patrzył, wiedział, że czas już minął.
- Panie Jeon - odezwał się nagle głos za jego plecami, a zanim kolejne słowa stoczyły się z ust mężczyzny, Jeongguk dobrze wiedział, co usłyszy. Czuł, że jego gardło się zaciska, a oczy zaczynają piec od naporu łez, które powoli zaczynały się w nich gromadzić. - M-musimy już kołować... - powiedział pilot, a brunet w końcu przeniósł na niego swój wzrok.
- C-czy możemy... - zaczął niepewnie. - Czy możemy poczekać jeszcze chwilę? - spytał, czując, że jego ciało zaczyna drżeć. Miał chęć się rozpłakać, zacisnął więc mocno własne ramiona wokół klatki piersiowej, starając się w ten sposób powstrzymać się przed pogrążeniem się w rozpaczy. - J-jeszcze chociaż krótką chwilę... - dodał niemal błagalnie.
- Pięć minut - powiedział twardo pilot. - Tylko tyle mogę panu dać. Inaczej stracimy slot - wyjaśnił, a Jeongguk jedynie skinął, nie będąc w stanie wymówić ani słowa więcej. - Pięć minut - powtórzył pan Kwang, po czym znowu zniknął w kokpicie, zostawiając go samego.
Jeongguk rozchylił wargi, pozwalając, by drżący, urywany oddech prześlizgnął się przez nie, powodując ból w klatce piersiowej. Gdy prosił go o ten wyjazd, wiedział, że istnieje duże ryzyko, że tatuażysta odmówi, ale nie myślał, że to będzie aż tak bardzo bolało. Czuł się niemal tak, jak wtedy, gdy patrzył, jak Tae wybiega ze swojego mieszkania, zostawiając go z tą cholerną pustką w duszy i złamanym sercem w piersi.
Teraz stał jak sparaliżowany na środku pokładu między skórzanymi fotelami. Wszystko wokół wirowało i zdawało mu się, że nogi zaraz odmówią mu posłuszeństwa, a on osunie się na kolana, zanosząc się płaczem, jak małe dziecko.
Poruszył się delikatnie dopiero wtedy, gdy do jego uszu wkradło się polecenie, by zabezpieczyć drzwi i przygotować samolot do kołowania, ale nie miał odwagi spojrzeć, jak załoga zamyka drzwi jeta. Wyciągnął dłoń i zacisnął mocno palce na skórzanym oparciu fotela w kolorze latte macchiato, opierając na nim ciężar swojego ciała w obawie, że może się osunąć na ziemię, gdy smutek zaciśnie swoją niewidzialną pięść wokół jego gardła jak imadło. Zrobiło mu się ciemno przed oczami i gdy zdawało mu się, że to już koniec, do jego uszu wkradł się jakiś dziwny dźwięk, a potem zawtórował mu krzyk stewardessy, która miała z nimi lecieć.
- C-co pan robi!? Nie może pan tu wejść!? Kim pan jest?! - krzyczała kobieta, próbując kogoś zatrzymać.
Jeongguk otworzył oczy i zdezorientowany odwrócił się na pięcie, by przenieść wzrok w stronę drzwi samolotu, gdzie rozgrywała się jakaś szamotanina, ale to, co zobaczył, niemal zwaliło go z nóg...
W progu jeta, przytrzymywany przez pilota mocno za ramiona, stał wysoki mężczyzna, cały ubrany na czarno. Jego skóra miała ten piękny karmelowy odcień, jakiego nigdy nie widział u nikogo innego. Chłopak oddychał szybko, jakby przez długi czas biegł, pozwalając, by urywany oddech przeciskał się przez jego rozchylone wargi, których kształt i fakturę znał na pamięć. Ognistoczerwone włosy, teraz lekko potargane przez szamotaninę z pilotem i stewardessą, opadały na onyksowe tęczówki, które wpatrywały się wprost w niego.
- P-puśćcie go! - zażądał szybko Jeon, wciąż nie będąc pewnym, czy naprawdę go widzi.
Ale mimo że jego oczy nie dowierzały, serce w jego piersi biło mocno, jak nigdy przedtem, rozpoznając swojego właściciela.
Pan Kwang i stewardessa puścili tatuażystę i odsunęli się od niego, a Taehyung poprawił szybko swoją skórzaną kurtkę i ponownie na niego spojrzał.
- Panie Jeon, czy wezwać ochronę? - zapytał pilot, ale Jeongguk zaprzeczył głową, nawet na chwilę nie odrywając oczu od onyksowych tęczówek tatuażysty.
- Nie - odparł pewnie. - Możemy lecieć. Już mam wszystko, czego potrzebuję...
***
Ayashee:
Ho ho ho!
I w końcu dobre wieści!
Jeongguk zerwał zaręczyny i w końcu zaczyna walczyć o siebie, ale czy Lisa tak łatwo odpuści? Podobno porzucona i wzgardzona kobieta jest zdolna do wszystkiego...
Taehyung zdecydował się pojechać z Jeonggukiem, ale czy zdecyduje się też na to, by dać mu drugą szansę?
Nieco spóźniony, ale proszę, potraktujcie ten rozdział jako świąteczny prezent od mnie dla Was. Mam nadzieję, że Wasze święta były udane, spędzone w ciepłym gronie najbliższych Wam osób.
Jest to również ostatni rozdział w tym roku, więc korzystając z tej okazji, chciałam Wam podziękować za ten rok.
Dziękuję Wam za wsparcie, za wszystkie gwiazdki i komentarze. Jesteście moją motywacją, by pisać dalej i by wciąż się rozwijać. Mam nadzieję, że będziecie mi towarzyszyć w dalszej podróży, bo to jeszcze nie koniec. Do końca Inka zostało jeszcze kilka rozdziałów, ale nie rozpinajcie pasów, bo mogą się jeszcze przydać!
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top