45. WHATEVER HAPPENS
— Musimy porozmawiać... — powiedział mężczyzna, patrząc mu prosto w oczy.
Taehyung prychnął mimowolnie, nie mogąc uwierzyć w zuchwałość tego mężczyzny i całą niedorzeczności tej sytuacji. To brat Jeongguka był jednym z powodów, dlaczego młody CEO i on się rozstali, a teraz bez najmniejszego skrępowania mówi mu, że od tygodnia wyczekuje, aż się tu pojawi i osacza go przy jego dziecku, jak tygrys osacza bezbronną zwierzynę.
— Nie mam z panem, o czym rozmawiać — odpowiedział twardo, starając się nie dać po sobie poznać, że widok mężczyzny wyprowadził go z równowagi.
Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, wciąż trzymając Jae w swoich ramionach. Nie wiedział dlaczego, ale na widok mężczyzny ogarnął go niemal irracjonalny strach, że ktoś może chcieć mu odebrać syna, więc niemal odruchowo zgarnął go w swoje ramiona. Teraz zacisnął mocno dłonie wokół niewielkiego ciałka synka i przyspieszył kroku, chcąc się jak najszybciej stąd oddalić.
— Proszę, chciałem ci zadać tylko jedno pytanie... — zachęcił Jeon, robiąc kilka sprężystych kroków w jego stronę, by ponownie zmniejszyć dzielący ich dystans.
Taehyung zatrzymał się i ponownie na niego spojrzał. Ściągnął razem swoje wargi, zaciskając je w wąską linię, ale nic nie powiedział, jedynie zmierzył mężczyznę twardym spojrzeniem onyksowych tęczówek. Nie miał chęci z nim rozmawiać. Czuł, jak na samą myśl o tym, co powiedział mu Jeongguk, jego gniew wzbiera. Miał chęć wykrzyczeć mu wprost w jego przystojną twarz, co tak naprawdę o nim myśli, jak bardzo nim gardzi za to, co powiedział mężczyźnie, którego kochał i jak bardzo go nienawidzi za to, że przyłożył rękę do rozpadu ich związku.
— Może zatem oszczędzę nam obydwu czasu i nerwów — zaproponował po chwili, dobrze wiedząc, o czym mężczyzna chce z nim rozmawiać. Mógł się tego spodziewać, gdy tylko go zobaczył. — Nie. Nie ukradłem tego pendrive'a — to powiedziawszy, ponownie odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, przyspieszając kroku.
Nie miał najmniejszego zamiaru tłumaczyć się temu mężczyźnie. Jeśli chce, niech naśle na niego policję. Nie znajdą nic, co mogłoby go łączyć z kradzieżą tego pendrive'a. W dupie miał ich pieniądze. Jedyne, czego pragnął, to coś, czego nie były w stanie kupić żadne pieniądze tego parszywego świata. Mimowolnie zacisnął mocniej palce wokół synka, dociskając jego ciałko do swojej klatki piersiowej i ponownie przyspieszył kroku.
— Kochasz go?! — zawołał za nim Jeon, a słysząc te słowa, Taehyung mimowolnie zwolnił kroku. Jego serce zaczęło bić tak mocno, jakby za chwilę miało wyskoczyć z jego piersi. Nie miał jednak odwagi, by się odwrócić i spojrzeć mu w oczy. — Kochasz mojego brata? — powtórzył mężczyzna, a on przez chwilę nie mógł oddychać.
Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale gdy usłyszał to pytanie, w jego sercu zrodziło się coś, czego od dawna nie czuł — nadzieja.
Zatrzymał się, wyraźnie walcząc z emocjami. Być może starszy od niego o kilka lat mężczyzna jedynie go podpuszczał. Może to był sposób, w jaki chciał go zatrzymać, jedynie po to, by po chwili zdeptać go i zniszczyć, jakby był jedynie obrzydliwym robakiem, którego należy się szybko pozbyć. Być może nie powinien był się zatrzymywać, a jedynie oddalić stąd najszybciej jak to możliwe, ale coś nie pozwoliło mu odejść. Zwilżył swoje wargi i, z mocno bijącym sercem, odwrócił się ponownie w stronę mężczyzny.
Seokjin już na niego patrzył. W jego spojrzeniu jednak nie dostrzegł nic wrogiego. Wręcz przeciwnie, mężczyzna wyglądał tak, jakby niemo prosił go, by został i go wysłuchał. Jego sylwetka nie wydawała się teraz tak onieśmielająca jak chwilę wcześniej, gdy ujrzał go po raz pierwszy. Odruchowo zwilżył swoje wargi, czując, że z nerwów zaschło mu w ustach.
— Czy to w ogóle ma jeszcze jakieś znaczenie? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
Jego głos zabrzmiał nadzwyczaj pewnie, niemal beznamiętnie, mimo że wewnątrz czuł wzmagającą się burzę uczuć i emocji. Brat Jeongguka zrobił kilka kroków do przodu, zmniejszając dzielący ich dystans. Robiąc to, mimowolnie uniósł dłonie do góry, jakby chciał mu pokazać, że nie ma wrogich zamiarów. Dopiero gdy zatrzymał się na kilka kroków przed nim, opuścił ręce, pozwalając im opaść bezwładnie wzdłuż ciała.
— Dla mnie ma znaczenie — odpowiedział, patrząc mu prosto w oczy.
Taehyung przyglądał mu się w milczeniu, wciąż nie będąc pewnym, czy powinien mu zaufać. Mężczyzna wyglądał na szczerego, ale po tym, co powiedział mu Jeongguk, ciężko było uwierzyć w to, że ktoś, kto groził własnemu bratu, teraz nagle postanowił go wysłuchać. Instynkt podpowiadał mu, że powinien pozostać czujny. Odruchowo spojrzał na synka, który wciąż tulił głowę do jego klatki piersiowej, po czym znowu spojrzał na biznesmena.
— Groziłeś Ggukowi... I mnie. Czemu miałbym w ogóle chcieć z tobą rozmawiać? — zapytał. Tym razem pominął tytuły i honoryfikatywne określenia. Miał gdzieś to, czy mężczyzna poczuje się urażony jego śmiałością.
Seokjin wyraźnie się spiął na jego słowa, ale z pewnością nie było to spowodowane nieformalnym rejestrem jego wypowiedzi. Być może miał nadzieję, że Jeongguk nie powiedział mu o ich kłótni. Poruszył się nerwowo i przesunął dłonią po swoich krótkich, kruczoczarnych włosach, jakby chciał je ponownie wygładzić, mimo że każdy włos ułożony był wręcz onieśmielająco idealnie.
— Byłem przekonany, że chcesz go skrzywdzić — wyznał w końcu, stawiając na prawdę. — Gguk to mój młodszy brat. Chciałem go chronić. Myślałem, że go wykorzystujesz, zwodzisz... Nie pomyślałem, że to może być coś więcej... Dopiero moja żona otworzyła mi oczy na pewne sprawy. — To powiedziawszy, Seokjin zamilkł na chwilę, jakby czekał na jego reakcję. Tatuażysta wciąż jednak milczał, jakby wciąż nie wiedział, czy ma ochotę z nim rozmawiać. — Gguk nie chce ze mną rozmawiać, a ty jesteś jedyną osobą, która może powiedzieć mi prawdę. Mój brat pobiera się za półtora miesiąca ze swoją narzeczoną, a ja nie wiem, czy on naprawdę tego pragnie. Kocham go i nie chcę, żeby przeze mnie cierpiał. Chcę, żeby mój brat był szczęśliwy.
Taehyung odwrócił od niego swój wzrok, przenosząc spojrzenie na synka, którego wciąż trzymał w swoich ramionach. Pogładził malucha po głowie, po czym ukucnął i postawił chłopca na ziemi, zniżając się do jego poziomu.
— Pójdziesz pobawić się na placu zabaw? — zapytał łagodnie. — Pobawisz się, a tatuś porozmawia z tym miłym panem, dobrze? — dodał, odgarniając palcami grzywkę z oczu chłopca.
— A Jae może na karuzelę?
— Jasne, że możesz, Tygrysku. Tylko uważaj, żebyś nie spadł, dobrze? Trzymaj się mocno, jak będziesz się kręcić — polecił, a maluch skinął żywo główką.
Taehyung pochylił się do przodu i złożył na główce synka delikatny pocałunek, po czym uśmiechnął się do niego. Mimo że nie patrzył na starszego mężczyznę, czuł na sobie jego baczne spojrzenie, które nie opuszczało jego sylwetki nawet na ułamek sekundy.
— Leć, Tygrysku. Tatuś będzie czekać na ciebie tutaj, dobrze? — dodał, a gdy mały ponownie skinął, wyprostował się.
Jae niemal od razu rzucił się biegiem w stronę placu zabaw, gdzie znajdowała się karuzela, na którą chciał iść, gdy pojawił się Seokjin. Tatuażysta odprowadził synka wzrokiem, dopóki mały nie wgramolił się na karuzelę. Dopiero wtedy ponownie spojrzał na eleganckiego mężczyznę, który stał jedynie kilka kroków od niego. Wciąż nie był pewny, czy dobrze robi, ale skoro stracił Jeongguka, teraz nie miał już nic do stracenia.
— Może usiądziemy? — zapytał, wskazując na pobliski murek.
Seokjin podążył wzrokiem za jego ręką, ale mimo swojego eleganckiego ubrania nie protestował, skinął jedynie głową i ruszył w jego ślady. Taehyung usiadł jako pierwszy, nie przejmując się ani trochę tym, że może ubrudzić swoje ubranie. Gdy tylko posadził pośladki na murku, jego prawa dłoń wsunęła się do kieszeni skórzanej kurtki, by odszukać w niej niewielkie pudełko. Gdy on wyjmował paczkę papierosów, Seokjin zbliżył się do murku, po czym niepewnie usiadł obok niego.
Niemal od razu jego spojrzenie powędrowało w stronę wytatuowanych dłoni mężczyzny i zauważył, że te lekko drżą, jakby chłopak był zdenerwowany. Zaskoczyło go to. Do tej pory wydawało mu się, że Taehyung jest twardym sukinsynem, który zagraża ich rodzinie i nie dopuszczał do głowy innej możliwości. Dzisiaj zobaczył go z zupełnie innej strony. Najpierw zaskoczyła go opiekuńczość i czułość w stosunku do synka, a teraz to. Czyżby naprawdę tak bardzo się pomylił?
— Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli zapalę? — zapytał nagle tatuażysta, wyrywając go z tego dziwnego transu, ale zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, papieros już powędrował między lekko spierzchnięte wargi czerwonowłosego mężczyzny.
Taehyung osłonił papierosa dłońmi i podpalił go, by po chwili zaciągnąć się nim mocno. Przez długą chwilę siedzieli w całkowitym milczeniu, odsunięci od siebie jedynie o kilkanaście centymetrów. Na tyle blisko, by poczuć pewną intymność tej chwili, ale jednocześnie na tyle daleko, by przypadkiem ich ciała nie stykały się ze sobą nawet przypadkiem. Tatuażysta wpatrywał się we własne dłonie, dzierżące podpalonego papierosa, by w końcu ponownie unieść go do ust i wprowadzić do płuc kolejną dawkę nikotyny. Odezwał się, dopiero gdy z lekko rozchylonych warg zaczęła ulatniać się szara chmura dymu, zawisając na chwilę nad jego głową.
— Kiedy go pierwszy raz zobaczyłem, pomyślałem, że to pewnie jeden z tych bogatych gogusiów, który niemal sra pieniędzmi i któremu wszystko w życiu łatwo przychodzi. Wydawał się taki pewny siebie. Irytowało mnie to, ale jeśli mam być szczery... w jego spojrzeniu było coś cholernie intrygującego. Jakaś głębia. Coś, co mówiło mi, że być może jest w nim coś więcej niż tylko ładna buźka i wypchany portfel. Wtedy nie wiedziałem nawet, kim jest. Jego nazwisko nie miało znaczenia. Wystarczyło jednak, że chwilę z nim porozmawiałem i wiedziałem, że byłem w strasznym błędzie, tak go oceniając. Dostrzegłem, że pod tą całą fasadą bogatego kolesia w garniturze prosto od projektanta, jest coś znacznie lepszego. Coś, czego być może nikt wcześniej nie odkrył... I wiedziałem, że chciałbym być tym, który powoli pozbawi go tych warstw ochronnych, którymi się otacza na co dzień. Chciałem być tym, który będzie mógł go odkrywać. Warstwa po warstwie. Wystarczyła chwila z nim spędzona, żebym wiedział, że ta piękna twarz skrywa też piękne wnętrze. I mimo że od początku zdawałem sobie dobrze sprawę z tego, że jesteśmy z dwóch różnych światów, nie potrafiłem się powstrzymać. Byłem jak ta ćma, która leci do ognia, chociaż wie, że i tak spłonie. Jego światło, było warte tego ryzyka. I z każdym dniem udowadniał mi, że się nie pomyliłem.
Taehyung zamilkł na chwilę i ponownie uniósł papierosa do swoich ust. Nie spieszył się. Zaciągał się powoli, przytrzymując długo dym w płucach, by w końcu pozwolić mu prześlizgnąć się przez delikatnie rozchylone wargi, które po chwili zwilżył językiem, jakby zbierał z nich smak jego pocałunków.
— Kiedy go pocałowałem po raz pierwszy, wiedziałem, że to właśnie te wargi chciałbym całować do końca swoich dni. Świat zwolnił i wszystko inne zniknęło. Był tylko on — chłopak, który drżał w moich ramionach, odwzajemniając mój pocałunek z taką determinacją, jakby od tego zależało jego życie. A potem w jednej chwili wszystko się posypało... — to mówiąc, Taehyung prychnął delikatnie pod nosem na to wspomnienie.
Wtedy myślał, że to koniec, nie mając świadomości, że koniec dopiero nadejdzie kilka miesięcy później.
I będzie kurewsko spektakularny.
— Kiedy tamtej nocy powiedział mi, że jest zaręczony, nie mogłem w to uwierzyć. Oświadczył się Lisie kilka dni wcześniej. Nie potrafiłem zrozumieć, jak ktoś szczęśliwie zakochany, może mnie tak całować. Myślałem, że świat sobie ze mnie zakpił, stawiając go na mojej drodze kilka dni po tym, jak obiecał spędzić swoje życie z kimś innym. Dopiero po dłuższym czasie dowiedziałem się, że Gguk nigdy wcześniej nie był z żadnym mężczyzną i zrozumiałem, dlaczego wcześniej był tak cholernie zagubiony — kontynuował.
Nie wiedział, czy dobrze robi, opowiadając temu obcemu mężczyźnie to wszystko, ale wiedział, że być może Jeongguk nigdy nie zdobędzie się na odwagę, by o tym opowiedzieć, a chciał, by Seokjin zrozumiał zachowanie brata. Miał nadzieję, że może wtedy okaże mu wsparcie, którego Gguk tak bardzo potrzebował.
— Na początku staraliśmy się utrzymać naszą relację w sferze przyjaźni, ale im więcej czasu ze sobą spędzaliśmy, tym ciężej było zachować dystans. To, co nas łączyło, to znacznie więcej niż dobry seks. Chciałem, by był częścią mojego życia. Częścią mojej rodziny.
Tatuażysta ponownie zamilkł, czując, że emocje zaczynają mu zaciskać niewidzialną pętlę wokół gardła. Strzepał popiół z końcówki papierosa i uniósł go do ust. Wsunąwszy go pomiędzy swoje wargi, zaciągnął się mocno, przenosząc na chwilę spojrzenie na swojego synka. Jae siedział na karuzeli i śmiał się głośno, gdy jakaś starsza od niego dziewczynka, wprawiała karuzelę w ruch. Czuł dziwną nostalgię na myśl o tym, że jeszcze niespełna miesiąc temu tworzyli z Jeonggukiem i Jae szczęśliwą rodzinę.
— Nie wiem, w którym momencie się w nim zakochałem — wyznał, zanim zdążył się zorientować, co tak naprawdę powiedział.
Seokjin po raz pierwszy odkąd usiedli, przeniósł na niego swoje spojrzenie. On jednak nie miał odwagi, by na niego spojrzeć. Nie wiedział nawet, czemu mu o tym mówił. Nie lubił i nie potrafił kłamać, ale nie należał do osób, które łatwo się zwierzały. Rzadko kiedy tak bardzo otwierał się przed kimś obcym, szczególnie, mówiąc o swoich uczuciach.
— Po prostu któregoś dnia, gdy siedzieliśmy razem w moim mieszkaniu, w moim studio i patrzyłem, jak Gguk rysuje... Wiedziałem, że chciałbym, żeby tak wyglądał każdy mój dzień. Chciałem, móc trzymać go w swoich ramionach do końca świata i jeden dzień dłużej.
— G-guk rysuje? — zapytał zaskoczony Seokjin, odzywając się po raz pierwszy, odkąd tu usiedli.
— I to jeszcze jak. Sam jestem artystą, ale nigdy nie widziałem, żeby ktoś miał większy talent niż on — odpowiedział tatuażysta, patrząc mu prosto w oczy.
— N-nie widziałem, żeby Gguk rysował od niemal dziesięciu lat... — wyjaśnił, wciąż nie wierząc w to, czego właśnie się dowiedział. — Gguk nie rysował od kiedy... — urwał, jakby zorientował się, że być może powiedział zbyt dużo.
— Od wypadku, w którym zginęła wasza matka — dokończył za niego Kim.
Oczy biznesmena zrobiły się jeszcze większe, a usta rozchyliły się lekko w zaskoczeniu. Tego zdecydowanie się nie spodziewał. Wiedział, że Jeongguk nie rozmawiał z nikim o tym wypadku. W ich rodzinie to był niemal temat tabu. Nie rozmawiali o tym, nie wspominali, jakby fakt, że nie będą o tym mówić, mógł sprawić, żeby to się nigdy nie wydarzyło.
— Gguk powiedział ci o tym wypadku? — spytał szczerze zaskoczony.
— On wciąż się z tym nie pogodził i wciąż bardzo mocno to przeżywa. On myśli, że ten wypadek to jego wina. Czuje się winny temu, co się wydarzyło.
— Przecież on był dzieckiem. Nie miał wpływu na to, co się wtedy wydarzyło. To pijany kierowca zabił naszą matkę, a nie on. On sam ledwo uszedł z życiem z tego wypadku.
— Czy wasz ojciec też tak myśli?
— Co masz na myśli?
Taehyung zwilżył wargi, po czym ponownie się zaciągnął i szybko zgasił papierosa, dociskając rozżarzoną końcówkę do murku. Jego dłonie jednak niemal od razu sięgnęły ponownie po paczkę. Wyciągnął jednego papierosa i przez krótką chwilę obracał go w swoich długich palcach, jakby zastanawiał się, czy powinien kontynuować tę rozmowę. W końcu jednak wsunął papierosa między swoje wargi i podpalił go. Wyjął go ze swoich ust i przeniósł spojrzenie onyksowych tęczówek na siedzącego obok biznesmena.
— Jeongguk myśli, że wasz ojciec go obwinia o to, co się stało. Powiedział, że on nawet na niego nie patrzy... Myślę, że to dlatego od tylu lat robi to, czego chce wasz ojciec, nawet jeśli to nie jest to, co on chciałby zrobić. On chce mu w ten sposób wynagrodzić to, co się stało. Ale przez to wszystko zapomniał, że on też ma prawo być szczęśliwy. A ja chciałem, żeby był szczęśliwy... I przez szalenie krótką chwilę naprawdę myślałem, że to ja mogę być tym, który da mu to szczęście.
— Więc dlaczego się rozstaliście? Skoro chciałeś, żeby był szczęśliwy... Dlaczego go zostawiłeś?
Seokjin nie wiedział, dlaczego akurat taki scenariusz przyszedł mu do głowy. Gdy kłócił się z Jeonggukiem, brunet powiedział mu jedynie, że on i Taehyung się rozstali. W jego głosie jednak było coś takiego, że był niemal przekonany, że to wcale nie było to, czego jego brat chciał. Być może dlatego pomyślał, że to właśnie Kim zakończył ich relację. Teraz, jednak gdy słuchał tego, co mężczyzna mu mówił, nie rozumiał jego decyzji. Skoro kochał jego brata, czemu z niego zrezygnował?
— Jeongguk... On chciał zerwać zaręczyny i zrezygnować z pracy w TJE — wyznał, po czym szybko uniósł dłoń do ust, by po chwili zaciągnąć się papierosem.
Seokjin dostrzegł, że jego dłoń delikatnie drży, jakby to, o czym mówił, wciąż wywoływało wiele emocji. Zaintrygowany, przeniósł wzrok z jego dłoni na jego twarz. Musiał przyznać, że chłopak był naprawdę przystojny. Z bliska wydawał się jeszcze bardziej atrakcyjny. Jego skóra miała niesamowitą, delikatnie karmelową barwę, jakby słońce zakochało się w nim tak bardzo, że pragnęło pieścić jedynie jego skórę. Miękkie wargi, teraz delikatnie spierzchnięte, obejmowały papierosa, podczas gdy ciemne oczy, okolone kurtyną czarnych rzęs, wpatrywały się wprost przed siebie. Nigdy nie czuł pociągu do tej samej płci, ale był w stanie zrozumieć, czemu Kim zafascynował jego brata. Chłopak był naprawdę piękny.
— Po waszej kłótni... Po tym, co mu powiedziałeś... On stwierdził, że jeśli zwiąże się z mężczyzną, przyniesie wam wstyd, że podążając za własnym szczęściem, zniszczy wszystko, na co pracowała jego rodzina. Następnego ranka znalazłem u niego obrączki ślubne, a gdy go o to zapytałem... Powiedział, że on i Lisa pobierają się za dwa miesiące... Na początku próbowałem go przekonać, by tego nie robił. On nie kocha Lisy, więc to czyste szaleństwo, ale on wciąż stara się wynagrodzić ojcu to, co się wydarzyło dziesięć lat temu i uważa, że to jedyne słuszne rozwiązanie. Poza tym myślę, że on stara się mnie chronić...
— Chronić? — powtórzył Seokjin. — Przed czym? — zapytał, zanim zdążył się ugryźć w język.
Gdy tylko z jego warg stoczyły się te słowa, przeklął się w duchu za myśl, która wkradł się mu do głowy — pendrive.
Być może Jeongguk starał się go chronić, bo wiedział, że chłopak ukradł ten pendrive. Gdy się rozstali, a Taehyung usunął się w cień, ciężej byłoby go znaleźć. Tym bardziej że Seokjin sam zniszczył większość dowodów, która łączyła młodego mężczyznę z biurowcem ich firmy. To była jego pierwsza myśl i był niemal pewny, że taka była prawda, czerwonowłosy mężczyzna wyznał mu jednak coś, czego wcześniej nie brał pod uwagę.
— Nie ukradłem tego pendrive'a i nie miałem z tym nic wspólnego, ale gdybyś wezwał policję i zaczęliby się mną interesować... mógłbym mieć poważne problemy — wyznał bez wahania, a Seokjin ściągnął razem swoje idealne brwi, nie będąc pewnym, co to ma wspólnego z kradzieżą, do której doszło w siedzibie TJE i co innego ten chłopak może mieć na sumieniu. — Jestem tatuażystą — wyjaśnił po chwili czerwonowłosy. — Jak się możesz domyślić, nie mam wymaganego wykształcenia, więc to, co robię, w świetle naszego prawa jest nielegalne. Gdyby zaczęła się mną interesować policja, szybko by się o tym dowiedzieli. Wychowuję Jae sam. Jego matka zostawiła nas, gdy on miał kilka miesięcy. Staram się być dla niego najlepszym ojcem. Chcę, żeby miał szczęśliwe dzieciństwo, mimo tego, że ma niepełną rodzinę. Gdyby policja powiadomiła opiekę społeczną, to nie miałoby jednak żadnego znaczenia. Mogliby mi go odebrać... A Jeongguk nie zniósłby myśli, że przez związek z nim, odebrano mi syna. On myśli, że ślub z Lisą to najlepsze wyjście, by uchronić jego rodzinę i mnie. Myśli, że to jedyne słuszne wyjście. Gdybym mógł, chciałbym spędzić z nim resztę swojego życia. Chciałbym stać u jego boku i go wspierać, ale nie mogę patrzeć, jak chłopak, którego kocham, pobiera się z kimś innym, więc... — Taehyung odruchowo wzruszył ramionami, po czym uniósł drżącą dłoń do ust i zaciągnął się mocno już w połowie wypalonym papierosem, po raz kolejny zatrzymując dym w płucach tak długo, jak tylko był w stanie. — Musiałem pozwolić mu odejść... — szepnął, wypuszczając dym z płuc przez delikatnie rozchylone wargi. — Mimo że to chyba najcięższa rzecz, jaką do tej pory musiałem zrobić...
— Taehyung... Przepraszam. Gdybym wiedział... — wydusił z trudem Seokjin. — Sam jestem ojcem. Gdyby ktoś chciał odebrać mi Yoo... — urwał, nie wiedząc, jak może ubrać w słowa tak koszmarną myśl. — Nie wezwałem policji — powiedział więc, patrząc młodszemu mężczyźnie prosto w oczy. — I nieważne, czy to ty ukradłeś ten pendrive. Nikt się o tobie nie dowie. Ty i twój syn będziecie bezpieczni — zapewnił. — Poza tym wykasowałem to nagranie z biura ojca, na którym... — urwał, nieco zawstydzony faktem, że widział, jak Taehyung i jego brat uprawiają seks w gabinecie ich ojca. — Nikt nie powiąże cię z TJE.
— Dziękuję. Wiem, że to była straszna głupota... Jeongguk chciał pokazać mi widok z dachu waszego biurowca. Powinienem być mądrzejszy i nie pozwolić mu się tam wprowadzić, ale pozwoliłem się sobie w nim zatracić i na chwilę zapomniałem o tym, że należymy do dwóch różnych światów. Tak bardzo chciałem być częścią jego świata.
Taehyung ponownie zamilkł. Przez chwilę wpatrywał się w swoje znoszone trampki. Powinien był wiedzieć od samego początku, że nie należy do ich świata. Był jedynie durną ćmą, która zafascynowała się światłem nieznanego chłopca i w efekcie pozwoliła, by jego ogień ją pochłonął i zniszczył.
— Jeongguk jest jak światło, którego tak bardzo pragnąłem w swoim życiu, a ja lgnąłem do tego światła jak ćma, mimo że wiedziałem, że zapewne właśnie tak to się skończy, ale tak bardzo pragnąłem się do niego zbliżyć. Chociaż na tę krótką chwilę. I gdybym miał to powtórzyć, wiedząc to, co wiem teraz, zrobiłbym to ponownie. Bo wtedy, przez tę krótką chwilę naprawdę mi się żyć chciało. Już nic nie ma znaczenia bez niego.
— Kochasz go? — zapytał Seokjin. — To znaczy... Wciąż go kochasz?
Taehyung prychnął mimowolnie na jego pytanie, po czym, śmiejąc się delikatnie, uniósł dłoń do ust i zaciągnął się ostatni raz papierosem, jednocześnie kręcąc głową z niedowierzaniem. Zgasił papierosa, zgniatając go na murku obok siebie i przeniósł swój wzrok na mężczyznę siedzącego obok.
— Właśnie od kilkudziesięciu minut opowiadam ci o tym, co nas łączyło, a ty pytasz, czy go kocham? — spytał rozbawiony.
— To, czemu mu tego nie powiesz? Gdyby Jeongguk wiedział, na pewno...
— Jeongguk wie, co do niego czuję — wtrącił tatuażysta, przerywając mu. — Chciałem go zatrzymać, więc wyznałem mu całą prawdę. Obnażyłem przed nim całego siebie. Powiedziałem mu, że go kocham i że miałem nadzieję, że będziemy rodziną. Ja, on i Jae. Ale on... — czerwonowłosy zwilżył swoje spierzchnięte wargi, po czym odwrócił wzrok, jakby nie chciał, by Seokjin zobaczył, jak mocno to go zraniło. — N-nie jestem taki pewny, czy on też mnie kocha... — szepnął, ledwie słyszalnym głosem.
Seokjina zaskoczyły jego słowa. Był niemal pewny, że jego brat kocha tego mężczyznę. Gdy Yerim opowiadała mu o swoich obserwacjach dotyczących związku jego brata z Lisą, zdał sobie sprawę z tego, że gdy pierwszy raz zobaczył Jeongguka z tym mężczyzną, jego brat się śmiał. Nie słyszał jego dźwięcznego śmiechu od niemal dziesięciu lat. Ten chłopak sprawiał, że jego brat był szczęśliwy. Nie był jedynie pewny uczuć czerwonowłosego, ale słuchając go, wiedział — jedynym przewinieniem tego chłopaka było to, że zakochał się w jego bracie.
— Wiem jednak, że twój brat nie kocha Lisy. Jeśli się z nią pobierze, będzie nieszczęśliwy. Jeśli naprawdę ci zależy na jego szczęściu, powinieneś go powstrzymać.
— Więc chodź ze mną — zaproponował nagle Seokjin, zrywając się ze swojego miejsca. — Jeśli z nim porozmawiasz, wyznasz mu swoje uczucia...
— Ja już pokazałem mu swoje karty. On wie, co do niego czuję — to mówiąc, również i on wstał, po czym poprawił swoją skórzaną kurtkę. — Skłamałbym, mówiąc, że nie oglądam się przez ramię, ilekroć jestem w miejscu, gdzie bywaliśmy razem. Cały czas mam nadzieję, że za którymś razem, gdy się odwrócę, ponownie go ujrzę. Nie pragnę niczego bardziej, niż tego, by znowu móc trzymać go w swoich ramionach i sprawić, że w końcu będzie mógł być sobą i poczuć smak prawdziwego szczęścia, ale to już nie moja decyzja... Nie chcę, żeby Jeongguk wybrał mnie, bo czuje się do tego zmuszony... Chcę, żeby to zrobił, bo naprawdę mnie kocha. Nie można kogoś zmusić, by cię pokochał. To już nie moja decyzja...
— Jeongguk ma mi za złe, to, co zrobiłem. On nawet nie chce ze mną rozmawiać, jak mam do niego dotrzeć? — powiedział Jin wyraźnie zagubiony. Przesunął dłonią po swoich kruczoczarnych, lśniących włosach i spojrzał na czerwonowłosego mężczyznę, stojącego naprzeciwko niego. — Jak mam go powstrzymać przed popełnieniem życiowego błędu, skoro on nawet nie chce ze mną rozmawiać?
— Pokaż mu, że będziesz go wspierać niezależnie od tego, kogo zdecyduje się kochać — to mówiąc, wyciągnął przed siebie dłoń. — Miło było cię w końcu poznać, Seokjin.
Jeon spojrzał na wyciągniętą w jego stronę dłoń tatuażysty, po czym uścisnął ją pewnie. Miał nadzieję, że ich rozmowa zakończy się inaczej, ale mimo to był wdzięczny, że chłopak tak bardzo mu zaufał i opowiedział mu o swojej relacji z jego bratem.
— Mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie spotkanie, Taehyung — powiedział szczerze.
Tatuażysta uśmiechnął się delikatnie, po czym ukłonił mu się z szacunkiem i ruszył w stronę placu zabaw, gdzie bawił się jego synek. Seokjin odprowadził go wzrokiem. Mężczyzna zbliżył się do karuzeli i zawołał synka, a malec po chwili rzucił się wprost w jego opiekuńcze ramiona. Jeon stał jeszcze długo w miejscu, odprowadzając wzrokiem sylwetkę mężczyzny, który prowadził za rączkę czteroletniego chłopca, dopóki ci w końcu nie zniknęli z linii jego wzroku.
***
Yerim zaparkowała auto w garażu, po czym obeszła je i zaczęła wyjmować z bagażnika zakupy, podczas gdy Yoo kręciła się niespokojnie obok niej. Mała miała wciąż na sobie strój, który nosiła na zajęcia z baletu. Jej ciemne włosy splecione były w luźnego warkocza. Opuściwszy klapę bagażnika, Yerim położyła dłoń na główce córki i razem ruszyły do wyjścia z garażu. Kobieta obserwowała przez chwilę opuszczające się drzwi, a gdy upewniła się, że te są dobrze zamknięte, chwyciła córkę za rękę i ruszyła w stronę domu.
Na podjeździe dostrzegła auto męża, co nieco ją zdziwiło, gdyż Seokjin zwykle wracał później. Jego wcześniejsze powroty do domu były czymś nietypowym, a w ostatnich dniach nie wróżyły nic dobrego. Nic nie mówiąc, by nie denerwować córki, przeszła przez zadbany trawnik i zbliżyła się w stronę drzwi ich domu.
Gdy przekroczyła próg, przywitała ją głucha cisza, a dom pogrążony był w półmroku. Od razu skierowała się do kuchni. Zapaliwszy światło lewa ręką, ruszyła w stronę kuchennej wyspy, by postawić na jej blacie przyniesione zakupy. Rzuciwszy klucze do auta i mieszkania do niewielkiej miski, w której zwykli trzymać takie rzeczy, zwróciła się w stronę córki. Niemal odruchowo odgarnęła długi, niesforny kosmyk jej ciemnych włosów za ucho i uśmiechnęła się do niej łagodnie.
— Idź się przebrać kochanie i umyj rączki. Zaraz zrobimy coś pysznego na obiad, hm? — zaproponowała, a dziewczynka szybko przytaknęła, by po chwili wybiec z kuchni i zacząć się wdrapywać po schodach, kierując się do swojego pokoju.
Yerim doprowadziła córkę wzrokiem, po czym ruszyła w stronę salonu. Mijając hol, zsunęła ze swoich stóp czarne pantofle i wsunęła na nie miękkie kapcie, które dostała od Yoo na swoje imieniny dwa miesiące temu. Mimo że dom pogrążony był w ciszy i nigdzie nie paliło się światło, niemal odruchowo skierowała się w stronę salonu.
Gdy dostrzegła zarys sylwetki mężczyzny siedzącego na kanapie, westchnęła, przystanąwszy w progu salonu. Oparła się ramieniem o framugę drzwi i przez chwilę obserwowała profil męża. Seokjin był tak pogrążony w myślach, że nawet nie zauważył jej obecności. Dopiero gdy jej smukła dłoń odnalazła drogę do włącznika światła, zalewając salon przytulnym, żółtawym blaskiem, uniósł głowę i spojrzał na nią.
— Czemu siedzisz tu po ciemku? — spytała, wyraźnie zmartwionym głosem, po czym odepchnęła swoje drobne ciało od framugi i powoli ruszyła w jego stronę.
— Z-zamyśliłem się — odparł Seokjin. — Nawet nie zauważyłem, że już tak się ściemniło.
Yerim zbliżyła się do niego na tyle, by dzieliły ich jedynie centymetry, a do jego nozdrzy wkradł się kojący zapach jej perfum, dzięki czemu jego napięte mięśnie od razu się rozluźniły. Gdy kobieta wyciągnęła swoją dłoń, by przesunąć opuszkami palców po jego ogolonym policzku, on niemal odruchowo otoczył jej talię swoim ramieniem, przyciągając ją do siebie. Yerim pozwoliła mu na to, a on wtulił swoją twarz w jej ciało, opierając policzek na odzianym w szyfonową bluzkę brzuchu kobiety.
— Co się dzieje, kochanie? — spytała, sunąc palcami po jego ciemnych włosach.
To było tak kojące, że Seokjin na kilka chwil zamknął oczy, rozkoszując się tą pieszczotą. Dopiero po dłuższej chwili w końcu odsunął się od niej delikatnie i uniósł wzrok, odszukując spojrzenie jej bursztynowych tęczówek.
— Spotkałem go — wyznał. — Byłem dzisiaj w tym parku i w końcu go spotkałem.
— Tae? — zapytała szybko, po czym przysiadła na kanapie obok męża. Przyjrzała się jego twarzy, spodziewając się zobaczyć na niej radość, albo chociaż ulgę, ale nic takiego nie dostrzegła. Ściągnęła więc razem swoje brwi, nie wiedząc, co myśleć. — To... To chyba dobrze, czyż nie? Rozmawiałeś z nim?
— Miałaś rację, Yeri. Od samego początku. Miałaś rację... — przyznał smutno. — Ten chłopak naprawdę kocha Jeongguka. Gdybyś słyszała, jak on o nim mówi...
— Powiedział ci, dlaczego się rozstali? Skoro się kochają...
— To moja wina. Nas wszystkich. Gguk... Myślę, że on się boi, że jeśli zwiąże się z mężczyzną, wszyscy się od niego odwrócą... Powiedziałem mu tyle okropnych rzeczy. Nie wiem nawet, czy on kiedykolwiek będzie w stanie mi to wybaczyć.
— Kochanie, to twój młodszy brat. On cię kocha, tak samo jak ty jego. Musicie szczerze ze sobą porozmawiać, a wtedy wszystko się jakoś ułoży.
— Mam tylko nadzieję, że jeszcze nie jest za późno, żeby to wszystko naprawić — wyznał po chwili milczenia, wyginając wargi w bladym uśmiechu.
***
Jeongguk przesunął dłonią po swoich ciemnych włosach i ponownie spojrzał na równe litery, którymi przed chwilą usłał niewielką kartkę. Z jego warg wyrwało się głośne westchnięcie, gdy uświadomił sobie, że jego lista dobiegła końca. Do ślubu zostało już niespełna pięć tygodni, a oni wciąż nie rozesłali zaproszeń, więc Lisa kazała mu wypisać listę osób, które chciał zaprosić na ten wyjątkowy dzień.
Skończył więc przeglądać dokumenty na jutrzejsze spotkanie, po czym wyjął kartkę i zaczął wypisywać nazwiska. Okazało się jednak, że jego lista skończyła się po wymienieniu czterech osób. Czterech. Tyle osób liczyło się w jego życiu oprócz jego rodziny. Na jego liście znalazły się jedynie nazwiska dwójki jego przyjaciół — Jimina i Hoseoka oraz ich partnerów życiowych.
Był żałosny. Nie miał niemal żadnych znajomych. Wszyscy, których znał, to byli znajomi Lisy, a w dodatku większości z nich nie znosił albo irytowali go do tego stopnia, że cierpiał niemal fizyczne katusze za każdym razem, gdy przyszło mu się z nimi spotkać. Chociaż z drugiej strony myślał, że może to i dobrze, że niewiele osób zobaczy, jak drżą mu dłonie, gdy wsuwa obrączkę na palec kobiety, której nigdy nie pokocha.
Wpatrywał się w niemal pustą kartkę, dopóki imiona jego przyjaciół nie zaczęły się rozmazywać przed jego oczami. A może nie powinien nikogo zapraszać? Po co zapraszać dwójkę najbliższych mu ludzi, by patrzyli, jak robi coś, od czego starają się go odwieść? Czy Yoongi będzie w ogóle chciał towarzyszyć Jiminowi i oglądać ślub mężczyzny, który złamał serce jego przyjaciela?
Odłożył gwałtownie długopis na biurko, po czym z frustracją wyrwał zapisaną kartkę z notatnika i zgniótł ją w palcach. Cisnął nią w stronę kosza, który stał obok drzwi, ale, jak na złość, ta odbiła się od jego brzegu i potoczyła po podłodze, by w rezultacie zatrzymać niemal na środku biura.
Jeongguk ponownie westchnął, po czym uniósł dłoń, by przesunąć palcami po swoich krótkich włosach. Gdy poczuł ostry ból, cofnął jednak rękę, sycząc głośno. Przeniósł wzrok na swoje dłonie. Po wydarzeniach sprzed kilku dni, jego dłonie były całe poranione. Jimin i Hoseok zajęli się nim, bandażując jego ręce, ale w końcu, gdy się nieco uspokoił, i tak zabrali go do jednej z prywatnych klinik. Mimo że jego przyjaciel nic nie powiedział, był pewny, że Jimin słono zapłacił, by ich wizyta nie została nigdzie udokumentowana. Media na pewno mogłoby zaciekawić to, że przyszły CEO The Jeon Electronics trafił na pogotowie z pociętymi rękami na kilka tygodni przed swoim ślubem.
W rezultacie ponownie opatrzono jego rany. Większość z nich okazała się być dosyć powierzchowna i raczej niegroźna. Ostre krawędzie lustra jedynie rozcięły jego naskórek, ale kilka ran wymagało szycia. Chirurg oznajmił mu, że najprawdopodobniej rany pozostawią blizny, ale to już nie miało dla niego znaczenia. Czuł, że jego wnętrze jest tak poranione, że rany cielesne nie były istotne.
Zafascynowany, wyciągnął lewą dłoń, pozwalając, by opuszki jego palców przesunęły po bandażu, który oplatał jego dłonie aż do nadgarstków. Do ślubu po tych ranach nie będzie prawie żadnego śladu, ale czy wraz z nimi zniknie tęsknota za nim? Czy jego dotyk pozostanie na jego skórze, jak blizny, które od tej pory będą znaczyć jego dłonie? Czy jego serce już zawsze będzie tak samo poszarpane, jak poszarpana była jego skóra, gdy pozwalał, by zbite lustro wrzynało się w jego skórę?
— Jeongguk, co ci się stało? — spytał nagle niski, męski głos, a on szybko cofnął dłoń i niemal odruchowo naciągnął mocniej białą koszulę na swoje dłonie, jakby chciał ukryć bandaże, mimo że wiedział, że nie jest to możliwe, po czym zwrócił twarz w stronę brata.
— To nic takiego. Byłem w zeszłym tygodniu na siłowni i przez przypadek zbiłem lustro — odpowiedział szybko, po raz kolejny zatajając prawdę. Unikał jednak jego wzroku, w obawie, że Seokjin będzie drążyć temat. Od ich kłótni, unikał pozostawania z nim sam na sam. Nie miał siły ani ochoty z nim rozmawiać. — To nic takiego. Rany zagoją się do wesela — dodał szybko, wstając od biurka. — Potrzebujesz czegoś? Chodzi o tę umowę, którą ci wysłałem? — spytał, nie chcąc skupiać uwagi brata na swojej osobie.
Seokjin niechętnie oderwał oczy od jego zabandażowanych dłoni i przeniósł je na własne. Trzymał w nich papiery, ale żadne nie były powiązane z pracą Jeongguka. Nie potrzebował jego konsultacji. Przynajmniej nie w sprawach biznesowy czy powiązanych z działalnością TJE. To był pierwszy raz, kiedy udało mu się zastać brata w biurze od jego spotkania z Tae i zostać z nim sam na sam na nieco dłużej niż kilka sekund. Chciał z nim porozmawiać, ale nie wiedział, jak sprawiać, by młodszy go wysłuchał. Spojrzał za siebie, na wciąż uchylone drzwi od biura brata, jakby zastanawiał się, czy powinien się wycofać, ale potem ponownie na niego spojrzał. Jeongguk jeszcze nie kazał mu się wynosić, być może powinien wziąć to za dobry znak? Przestąpił nerwowo z nogi na nogę, po czym znowu spojrzał na swoje dłonie.
— Tak — skłamał, odchrząkując. — Właśnie przeglądałem umowę i... Mam kilka pytań — dodał szybko.
Zacisnął mocniej dłonie na trzymanych dokumentach, mając nadzieję, że Jeongguk nie zorientuje się, że wcale nie trzyma w dłoniach przygotowanych przez niego umów i pozwoli mu powiedzieć to, co od kilku dni zalegało mu na sercu.
Ku jego zadowoleniu, Jeongguk jednak skinął, by wszedł do środka. Zrobił więc krok do przodu i ostrożnie zamknął za sobą drzwi, wypuszczając z ulgą powietrze, które dotąd wstrzymywał. Jego młodszy brat odwrócił się do niego bokiem i zaczął zbierać z biurka dokumenty, które leżały porozrzucane na jego blacie. Seokjin przez chwilę wpatrywał się w jego zabandażowane dłonie. Bandaże pokrywały jego ręce, chowając również nadgarstki. Przez chwilę zastanawiał się, czy „wypadek" z lustrem, o którym wspomniał jego brat, faktycznie był jedynie wypadkiem, ale postanowił nie poruszać z nim więcej tego tematu.
Dostrzegł, że w jego ruchach była pewna niepewność, zdenerwowanie, jakby myśli chłopaka były gdzieś daleko stąd. Jego twarz była piękna jak zawsze, ale usta zaciśnięte w wąską linię, pozbawione nawet najmniejszego uśmiechu, oczy pozbawione wyrazu, przygaszone. Mimo że ubrany był w jeden ze swoich świetnie skrojonych garniturów, kruczoczarne włosy zaczesane były gładko, wyglądał niemal, jak cień samego siebie. Wysportowane dotąd ciało, zdawało mu się nieco szczuplejsze, jakby chłopak z nerwów czy ze smutku zapominał o prawidłowym odżywianiu.
Zastanawiał się, dlaczego wcześniej nie zauważył tego, że Jeongguk nie jest szczęśliwy. Taehyung powiedział mu, że jego brat chciał zrezygnować z pracy w TJE, że chciał zerwać zaręczyny, więc jak bardzo przytłoczony musiał się czuć, teraz kiedy za niespełna pięć tygodni, stanie na ślubnym kobiercu z kobietą, której nie kocha.
— No? Powiedziałeś, że masz jakieś pytania? — ponaglił go nagle Jeongguk, spoglądając na niego z ukosa. — Za chwilę muszę iść na przymiarkę garnituru na ślub, więc nie mam wiele czasu — wyjaśnił, wkładając dokumenty do teczki.
Gdy to robił, ponownie spojrzał na swojego brata. Seokjin zrobił niepewnie kilka kroków do przodu i przez przypadek nadepnął na pomiętą kartkę, którą chwilę temu Jeongguk próbował wycelować do kosza. Starszy z braci schylił się i wziął zawiniątko w swoje dłonie. Widząc na nim kilka nazwisk, uniósł odruchowo prawą brew do góry i posłał młodszemu swoje pytające spojrzenie. Widząc jego wzrok, młodszy z braci odetchnął głośno, po czym odłożył dokumenty i oparł pośladki o swoje biurko, przysiadając na nim delikatnie.
— Lisa chce, żebym wypisał listę swoich znajomych, bo musimy podać dzisiaj liczbę zaproszeń, ale moja lista skończyła się po wypisaniu czterech nazwisk — przyznał niechętnie, po czym pozwolił, by z jego warg wyrwało się głośne prychnięcie. — Żałosne.
— Gguk, nie mów tak — zaprotestował szybko Jin. — Wcale nie trzeba mieć wielkiego grona znajomych. Ty masz świetnych przyjaciół, którzy naprawdę cię kochają. To właśnie takich ludzi powinno się mieć przy sobie w takim dniu, bo to z nimi chce się dzielić swoje szczęście.
— Co jest z tą umową? Gdzieś się pomyliłem? — spytał Jeongguk, szybko zmieniając temat.
Nie miał dzisiaj siły udawać szczęśliwego narzeczonego, kiedy na samą myśl o zbliżającym się ślubie jego wnętrzności skręcały się boleśnie.
— Nie — odpowiedział Seokjin, robiąc kilka kolejnych kroków w stronę brata. — Świetnie sobie poradziłeś. Jak zawsze zresztą. Chciałem cię zapytać o coś innego...
Seokjin zamilkł i zawiesił spojrzenie na ciemnych oczach brata. Przez chwilę obydwaj milczeli.
— A właściwie... Chciałem ci o czymś powiedzieć — wyjaśnił, wciąż nie wiedząc, jak ubrać w słowa to, co chciał mu wyznać.
Jeongguk zmarszczył swoje brwi, a jego ciało mimowolnie się napięło, przez co i Seokjin poczuł rosnące zdenerwowanie. Obawiał się, że jeśli teraz czegoś nie zrobi, jego brat ponownie każe mus się wynosić, udaremniając kolejną próbę pojednania i niwecząc być może ostatnią szansę, by móc wszystko naprawić.
— Rozmawiałem z Taehyungiem — wyznał więc szybko, zanim Jeongguk zdążył rozchylić swoje wargi, by poprosić go o opuszczenie biura.
Młodszy niemal od razu pobladł. Spojrzał na niego rozszerzonymi ze strachu źrenicami i szybko zerwał się z biurka, by pokonać dzielący ich dystans w kilku sprężystych krokach. Nim Seokjin zdążył się zorientować, zabandażowane dłonie brata zaciskały się ciasno na klapach jego czarnej marynarki.
— Przysięgam, jeśli coś mu zrobiłeś albo wezwałeś na niego policję... — warknął młodszy przez zaciśnięte zęby.
Jego oddech stał się dziwnie nierówny, a zaciśnięte na klapie marynarki dłonie zaczęły drżeć. Na samą myśl, że jego brat mógł zrobić coś takiego, było mu niedobrze. Rozstali się z Tae, bo Jeongguk chciał go chronić. Sama myśl o tym, że mimo wszystko jego brat mógł odszukać Tae i nasłać na niego policję, sprawiła, że zrobiło mu się słabo i przez chwilę zdawało mu się, że zaraz osunie się w czarną przepaść rozpaczy.
— Gguk, nic mu nie zrobiłem — powiedział jednak Seokjin, kładąc swoje dłonie na tych jego.
Jego głos brzmiał dziwnie kojąco, jakby mężczyzna chciał go zapewnić, że nie ma czego się obawiać. Przeniósł wzrok w górę, zawieszając spojrzenie na ciemnych oczach brata, jakby chciał z nich wyczytać, czy mężczyzna mówi prawdę. Jego dłonie jednak wciąż kurczowo zaciskały się na klapie jego marynarki, wywołując niemal pulsujący ból we wciąż niezagojonych ranach. Jeongguk nie był pewny, czy taki gwałtowny gest nie rozerwał szwów w którejś z jego ran, ale nie miał najmniejszego zamiaru teraz się tym przejmować.
— Gguk, nic mu nie grozi — powtórzył Jin, nie odrywając od niego swojego spojrzenia, a gdy poczuł, że uścisk dłoni brata nieco zelżał, ostrożnie odsunął jego dłonie od swojej marynarki.
Jeongguk zabrał dłonie i wyprostował się, jednak wciąż nie odrywał od niego swojego wrogiego spojrzenia. Jego oddech był dziwnie nieregularny. Seokjin poprawił marynarkę na swoich szerokich ramionach, po czym ponownie spojrzał na brata.
— Przepraszam — powiedział w końcu. — Wiem, że to nie wymaże ot tak tego, co powiedziałem i co zrobiłem... Ale... Przepraszam — wyznał ze skruchą. — Wiem, że to nie tłumaczy mojego zachowania, ale naprawdę byłem przekonany, że on chce cię wykorzystać. Nie przyszło mi nawet do głowy, że wy...
Jeongguk poruszył się nerwowo, jakby nie wiedział, co zrobić. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie wyznał mu brat. Jego serce łomotało w jego piersi tak silnie, że słyszał jego głośne bicie w uszach. Nie potrafił się poruszyć. Stał jedynie na wprost swojego brata, wpatrując się w jego szczere spojrzenie i poruszające się wargi.
— Skasowałem to nagranie i nie mam zamiaru wzywać policji. Nieważne, czy on miał coś wspólnego z tą kradzieżą, czy nie. Nic mu nie grozi.
— C-czemu się z nim spotkałeś? — wydusił w końcu Jeongguk z trudem.
Chciał wymówić jego imię, bo tak bardzo tęsknił za brzmieniem jego imienia staczającego się ze swoich warg, ale nie potrafił się do tego zmusić, jakby czuł, że tyle wystarczy, by jego serce wyskoczyło z zaciśniętej piersi i wyrwało na drugi koniec miasta do mężczyzny, którego tak bardzo pragnął znowu zobaczyć.
— Nie chciałeś ze mną rozmawiać, a musiałem się przekonać, czy on naprawdę coś do ciebie czuje. Musiałem mieć pewność, że on nie chce cię skrzywdzić.
Jeongguk pomyślał przez chwilę, że to on jest jedynym, który kogoś skrzywdził. Złamał jego serce. Wiedział to. Widział to w jego oczach, gdy Taehyung prosił go, by wybrał jego. I mimo że w tym samym momencie również i jego serce rozpadło się na milion kawałków, wiedział, że na to zasłużył.
Brunet rozchylił wargi, chcąc zapytać, czego Seokjin się dowiedział, ale powstrzymał się. Obawiał się, że jego brat może powiedzieć, że Taehyung zaczął siebie układać życie z kimś innym, że już o nim nie myśli i wcale mu go nie brakuje.
— M-muszę iść na przymiarkę garnituru — wydusił z trudem, po czym zmusił swoje ciało, by zrobić kilka kroków w stronę drzwi.
Seokjin odprowadził go wzrokiem, zaskoczony tym, że chłopak nie zapytał go o Tae. Czyżby czerwonowłosy miał rację i jego brat wcale nie odwzajemniał jego uczuć?
Jeongguk zbliżył się do drzwi i wyciągnął dłoń, by po chwili owinąć swoje palce wokół klamki. Wiedział, że powinien stąd wyjść i o nic nie pytać, jeśli nie chce, by serce w jego piersi ponownie się rozpadło.
— C-czy on... — wydusił z trudem, ale jego gardło zacisnęło się tak bardzo, że nie był w stanie dokończyć swojego pytania.
— On cię naprawdę kocha, Gguk — wyznał Seokjin, a słysząc jego słowa, Jeongguk mimowolnie uniósł zabandażowaną dłoń do swoich ust i zakrył je tak, by zagłuszyć wyrywający się z jego warg szloch. — I coś mi podpowiada, że ty też go kochasz... — dodał, ale jego brat nic nie odpowiedział. Zrobił więc ponownie kilka kroków w jego stronę i zatrzymał się na wyciągnięcie ramienia. Jeongguk wciąż stał tyłem do niego, ale bez problemu dostrzegł, że ciało jego brata drży. — Jeongguk, twoje szczęście jest dla mnie ważniejsze, niż dobre imię naszej rodziny. Jeśli naprawdę kochasz tego chłopaka, zerwij zaręczyny z Lisą. Cokolwiek się nie stanie, będę u twego boku.
***
Ayashee:
I w końcu nadszedł moment, na który większość z Was czekała: szczera rozmowa między Tae i bratem Jeongguka oraz konfrontacja braci Jeon. Jak wasze wrażenia?
Czy Taehyung ma rację, uważając, że teraz to jedynie zależy od Jeongguka, jak dalej potoczą się ich losy? Czy to prawda, że jeśli się kogoś kocha, powinno mu się pozwolić odejść?
Jeongguk wie, że Taehyung wciąż żywi do niego gorące uczucie, a teraz również wie, że ma brata po swojej stronie, czy dzięki temu zdobędzie się na odwagę, by zawalczyć o swoje szczęście?
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top