39. STIGMA
Głośna muzyka po raz kolejny wydzierała się do uszu biznesmena, wydobywając się wprost z jego najnowszych słuchawek bezprzewodowych, zaprojektowanych przez TJE specjalnie dla biegaczy. Już po kilku dźwiękach rozpoznał kultowy hit z lat osiemdziesiątych „Eye of the tiger". Gdy zaczynał trening, wybrał specjalnie listę dedykowaną dla biegaczy na Spotify z nadzieją, że dzięki temu będzie mu łatwiej trenować.
Gdy jednak przed oczami miał niezapomnianą scenę treningu wojowniczego Rockiego Balboa, jego ciało zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa. Czuł palący ból w udach, pot spływający po plecach, który sprawiał, że jego cienki T-shirt dosłownie lepił się do niego, cały mokry od potu. Miał wrażenie, że jeśli zaraz się nie zatrzyma, dosłownie wypluje swoje płuca na ścieżkę w parku i padnie obok nich bez śladu życia. Zwolnił więc, resztkami sił starając się pokonać, chociaż jeszcze kilka metrów, ale czując, że zaczyna go łapać kolka, po prostu się zatrzymał.
— Och, kurwa! — wysapał z trudem, po czym pochylił się do przodu, uginając lekko nogi i oparł dłonie na spoconych udach.
To jednak nie był dobry pomysł.
Nie wiedział, jak ludzie mogli biegać. Nigdy tego nie lubił. Zawsze mu się wydawało, że jest w całkiem niezłej formie, ale potem wystarczyło, by przebiegł kilkanaście metrów, a w głowie niemal spisywał swój testament, czując, że jeśli przebiegnie jeszcze, chociaż kilka kroków, jego serce nie wytrzyma tego wysiłku.
Być może powinien był ograniczyć się do ciężarów i krótkiego biegu na bieżni, ale chciał być ambitny. Wiedział, że Jeongguk często biegał. Jego młodszy brat zawsze chwalił ten sport. Mówił, że dzięki bieganiu dba o ciało — co można było potwierdzić, jednym rzutem oka na jego wysportowaną sylwetkę — i oczyszcza umysł. Co do tego drugiego miał pewne wątpliwości.
Jak ktoś mógł oczyszczać umysł, kiedy płuca podchodziły mu do gardła, próbując wyskoczyć przez rozchylone usta?
Ostatnie dni były dla niego bardzo stresujące, a po tym, co zobaczył wczoraj, potrzebował oczyścić umysł i chociaż na chwilę zająć myśli czymś innym. Gdy wczoraj pan Kang przyniósł mu nagrania z kamer, nie spodziewał się, że cokolwiek na nich znajdzie. Były to materiały z całego miesiąca, długie godziny nagrań. Wiedział, że ich prześledzenie zajmie mu wiele czasu. Gdy informatyk wspomniał mu jednak o tej niedzielnej nocy, jego puls mimowolnie przyspieszył. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale wiedział, że to nie mógł być zbieg okoliczności. Pytając, kto otworzył drzwi na dach, spodziewał się usłyszeć wszystko, tylko nie to.
„— Czyjego kodu użyto tamtej nocy?
— Pana młodszego brata".
Nie potrafił wymazać tych słów ze swojej pamięci, a tym bardziej obrazu jego brata, prowadzącego korytarzem TJE czerwonowłosego mężczyznę...
Wystarczyło, że wsunął pendrive i uruchomił odtwarzacz, by jego oczom ukazał się obraz z kamery, zamontowanej w głównym holu sześćdziesiątego dziewiątego piętra The Jeon Electronics. Przez chwilę wpatrywał się w pusty korytarz, pogrążony w półmroku. Gdy w końcu dostrzegł, że drzwi, do których mieli dostęp jedynie Jeonowie, nagle się otwierają, wstrzymał oddech. Po chwili jego oczom ukazał się Jeongguk, ubrany cały na czarno. W pierwszym momencie myślał, że chłopak jest sam, ale jego brat przytrzymał dla kogoś drzwi, pozwalając, by druga osoba weszła do środka.
Gdy jego oczom ukazał się znajomy mężczyzna, wypuścił głośno powietrze, które dotąd wstrzymywał. Niemal odruchowo zastopował nagranie i powiększył obraz, by się mu lepiej przyjrzeć, mimo że nie było to konieczne. Wygląd tego mężczyzny był zbyt charakterystyczny, by mógł go pomylić z kimś innym.
Pochylił się mocniej do przodu i przeniósł wzrok na twarz nieznajomego, która teraz pokrywała cały ekran jego laptopa, jakby chciał spojrzeć mu prosto w oczy. Obraz z kamery nie był najwyższej jakości, ale nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, na kogo patrzy — pieprzony hydraulik.
Nie mógł uwierzyć w to, że dał się tak oszukać. Gdy tylko zobaczył tego czerwonowłosego mężczyznę na siłowni brata, wiedział, że już gdzieś go widział, ale nie pamiętał, skąd może go znać. Być może widział go już kiedyś wcześniej? Nie przypominał sobie, by był jednym ze znajomych Jeongguka. Jego brat nie obracał się w takim towarzystwie. W sumie tak właściwie to Gguk od wielu lat przyjaźnił się jedynie z Jiminem i Hoseokiem.
Jego brat był bardzo zamknięty. Nie dopuszczał do siebie innych ludzi. Nie był najlepszy w nawiązywaniu nowych relacji. Większość jego przyjaciół, to byli znajomi Lisy. Lisa jednak lubiła otaczać się ludźmi z klasą. Ten chłopak z pewnością nie przypadłby jej do gustu. On wyglądał, jak ucieleśnienie jednego słowa — kłopoty.
Nie miał więc pojęcia, skąd Gguk może znać tego chłopaka, ani jakie relacje mogą ich łączyć. Było więcej niż jasne, że Jeongguk i ten czerwonowłosy pochodzili z dwóch kompletnie różnych światów. Tym bardziej dziwiło go to, że jego młodszy brat przyprowadził tego „hydraulika" do siedziby ich firmy, w środku nocy i to w dodatku wprowadzając go do wnętrza tajnym przejściem.
Czy to możliwe, że jego brat pomógł temu mężczyźnie ukraść pendrive ich ojca?
Skonsternowany, ponownie nacisnął przycisk, przedstawiający niewielki trójkącik, na nowo uruchamiając odtwarzacz. Po chwili patrzył, jak jego brat prowadzi mężczyznę w stronę wyjścia na dach. Dach ich biurowca nie był wyposażony ani w czujniki, ani kamery. Nikt nigdy nie przypuszczał, że mogłoby to być konieczne. Długo nic się nie działo, więc zniecierpliwiony przewijał nagranie, dopóki ponownie nie zobaczył obydwu mężczyzn na korytarzu biurowca. Tym razem Jeongguk zaprowadził czerwonowłosego do swojego biura, ale nie zabawili tam długo. Po kilku minutach znowu pojawili się w głównym holu.
Jego brat z pewnością coś mówił, ale kamery w holu nie nagrywały dźwięku, jedynie obraz, więc nie był w stanie stwierdzić, o czym mogą rozmawiać. Jeongguk jednak od razu skierował się w stronę gabinetu ojca. Otworzył drewniane drzwi, wpuścił mężczyznę do środka, a sam długo stał w progu, jakby się czegoś obawiał. Dopiero po dłuższej chwili w końcu wszedł do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
Jin, siedząc niemal jak na szpilkach, przyglądał się zamkniętym drzwiom, jakby starał się usłyszeć, co się za nimi dzieje. Myślał, że obydwaj mężczyźni wyjdą z biura ich ojca po kilku minutach, ale nie było ich chyba całe wieki. W końcu, zniecierpliwiony, przewinął nagranie, dopóki ponownie nie ujrzał swojego brata. Gdy Jeongguk wychodził z biura, wyglądał, jakby był czymś bardzo rozbawiony. Śmiał się i odrzucał głowę do tyłu, jakby czerwonowłosy powiedział mu coś bardzo zabawnego. Czerwonowłosy również się uśmiechał. Jego usta zdobił ten sam, nieco prostokątny uśmiech, który jeszcze wczoraj uznał za rozbrajający, a który teraz miał chęć zmazać z jego przystojnej twarzy. Teraz wiedział, że to tylko gra. Ten pożal się Boże hydraulik, z pewnością miał swoje za uszami.
Obserwował go uważnie i dopiero po chwili dostrzegł, że mężczyzna ściskał coś w prawej ręce. W pierwszej chwili Jin nie był pewny, co to jest. Ściągnął razem swoje brwi, czekając na to, by lepiej dostrzec to, co trzyma czerwonowłosy. Gdy w końcu dostrzegło, co to jest, z jego warg wyrwało się głośne prychnięcie.
No tak, czego mógł się spodziewać po kimś takim...
W dłoni wytatuowanego nieznajomego znajdowała się butelka Yamazaki, którą musiał wyjąć z barku ich ojca.
Pamiętał, jak jakiś czas temu ojciec pytał go, czy przypadkiem nie zabrał butelki Yamazaki z jego biura. Gdy zniknął pendrive, nie skojarzył ze sobą tych dwóch faktów. Teraz był pewny, że ten hydraulik nie wyszedł z tego biura jedynie z jedną z najdroższych japońskich whisky z kolekcji ich ojca. Wiedział, że to on stoi za kradzieżą tego pendriva. Pozostało więc jedynie pytanie...
W jakim stopniu Jeongguk pomagał temu mężczyźnie i dlaczego to robił?
Seokjin był tak pogrążony we wspomnieniach z poprzedniego wieczoru, że dopiero dzwonek roweru, wyrwał go z zamyślenia. Wystraszony, odskoczył niemal w ostatniej chwili. Rowerzysta przemknął jedynie kilka centymetrów od niego, podczas gdy on starał się wciąż uspokoić oddech.
I kto powiedział, że biegając, można się odstresować?
Uniósł dłoń i przesunął dłonią po swoich wilgotnych od potu włosach, jednocześnie zaczesując je do tyłu. Powinien się wziąć w garść i dokończyć trening. Nie przebiegł nawet połowy trasy, którą miał zamiar pokonać, a stracił już sporo czasu i jeszcze więcej sił. Miał nadzieję, że kiedy dokończy bieg, wszystko jakoś poukłada się w jego głowie i będzie wiedział, co powinien zrobić, a tymczasem miał w głowie coraz większy chaos.
Czy powinien skonfrontować Jeongguka i spytać wprost, kim jest ten mężczyzna? A co jeśli to bardziej skomplikowane, niż mu się wydaje? Jeśli ten mężczyzna szantażuje jego brata?
Miał taki mętlik w głowie, że miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Wypuścił głośno powietrze i zacisnął pięści.
Nie będzie teraz o tym myśleć.
Ruszył powoli przed siebie, zaczynając ponownie bieg od delikatnego truchtu. Zdążył jednak przebiec jedynie kilka metrów, gdy kątem oka dostrzegł coś, co zwróciło jego uwagę. Zatrzymał się gwałtownie i zwrócił głowę w prawą stronę, by dokładnie przyjrzeć się temu, co przed chwilą zauważył.
Już po kilku sekundach zorientował się, że mimo zmęczenia, jego zmysły go nie zwodziły. Zatrzymał się całkowicie i położył dłonie na biodrach, przyglądając się uważnie sylwetce mężczyzny, którego dostrzegł w odległości kilku metrów. Po przeciwnej stronie parku znajdowała się niewielka kawiarnia. Dookoła kręciło się całkiem sporo ludzi, ale jego oczy skupione były jedynie na mężczyźnie o ognistoczerwonych włosach. Chłopak stał tyłem do niego, ale był pewny, że to on.
Zwilżył wargi i rozejrzał się dookoła, jakby chciał się upewnić, że jego zmysły go nie oszukują, ale gdy po kilku szybkich mrugnięciach powiek chłopak wciąż tam był, mimowolnie ruszył w jego stronę. Nie miał zamiaru do niego podchodzić i zdradzać swojej obecności. Jeśli ten mężczyzna ukradł pendrive i groził ich rodzinie, nie mógł mu dać do zrozumienia, że go przejrzał. Chciał mu się jednak lepiej przyjrzeć, jakby dzięki temu mógł wyczytać jego zamiary.
Zatrzymał się wciąż w sporej odległości, ale tak, by widzieć jego profil. Chłopak opierał się o murek, który otaczał stoliki należące do kawiarni. Cały ubrany był na czarno. Miał koszulkę z krótkim rękawem, który eksponował jego wytatuowane przedramiona, na nogach miał czarne, obcisłe jeansy ze sporymi rozdarciami na kolanach. Wąskie biodra zrobiło kilka skórzanych pasków, bogato zdobionych ćwiekami. Na nogach miał wysokie, mocno znoszone trampki. W jakże zaskakującym kolorze — czarnym.
Czy ten chłopak nosił jedynie czarne ubrania?
Przyglądał mu się z zaciekawieniem, uważnie studiując jego sylwetkę i twarz. Chłopak wyglądał na zrelaksowanego. Opierał się nonszalancko o murek. Jego prawa noga uniesiona do góry i zgięta w kolanie, oparta była o duży kamień, który znajdował się obok niego. Czerwonowłosy uniósł prawą dłoń i dopiero wtedy dostrzegł, że trzyma między palcami podpalonego papierosa. Mężczyzna uniósł palącego się papierosa do ust i zaciągnął się mocno. Chmurka szarego dymu na chwilę przysłoniła jego twarz, by zaraz rozmyć się w powietrzu. Gdy dym w końcu rozmył się na tyle, by mógł ponownie zobaczyć jego twarz, dostrzegł, że wargi nieznajomego wyginają się w szerokim uśmiechu.
Musiał przyznać, że w jego uśmiechu było coś ujmującego, mimo że był wobec niego nieufny i raczej niezbyt dobrze nastawiony. Mężczyzna z pewnością był przystojny. Widział, jak stojąca obok niego grupka dziewczyn, zerkała na niego ukradkiem, szepcząc coś do siebie i śmiejąc się, zapewne w nadziei, że w końcu chłopak poświęci im chociaż kilka sekund swojej uwagi. On jednak nie spojrzał w ich stronę nawet jeden raz, jakby w ogóle dla niego nie istniały. Jego wzrok niemal cały czas utkwiony był w drzwiach kawiarni, jakby czekał na kogoś, kto za chwilę miał się tu pojawić.
Gdy Jin zorientował się, że jego uśmiech nie jest przypadkowy i chłopak z pewnością dostrzegł tę osobę, na którą czekał, ten zgasił szybko papierosa i odepchnął swoje smukłe ciało od murku, o który dotąd się opierał. Seokjin podążył za nim swoim wzrokiem, starając się odszukać osobę, na którą patrzył czerwonowłosy. Rozglądał się chwilę niepewnie, by w końcu utkwić spojrzenie w sylwetce jakiegoś mężczyzny, który z pewnością zbliżał się w stronę hydraulika.
Chłopak był szczupły i wysoki. On również ubrany był na czarno. Wyglądało to niemal tak, jakby podbierali sobie wzajemnie ubrania. Chociaż ten nowy miał zdecydowanie bardziej umięśnioną sylwetkę. Czarne jeansy opinały jego potężne uda tak mocno, że miał wrażenie, że zaraz się rozerwą, ukazując muskularne, wyrzeźbione uda. Nieznajomy miał niemal czarne włosy, które opadały miękkimi falami na jego twarz tak, że z miejsca, gdzie stał, nie mógł jej dostrzec, ale wydawało mu się, że jest w nim coś dziwnie znajomego. Aż korciło go, by podejść bliżej lub przesunąć się w inne miejsce, by móc zobaczyć jego twarz.
Przyglądając się mu uważnie, dostrzegł, że ciemnowłosy przyniósł ze sobą dwa kubki z kawą. Wyciągnął swoją dłoń i podał jeden z nich wytatuowanemu mężczyźnie, a ten wziął go bez wahania. Czerwonowłosy uniósł kubek z parującym płynem do ust i ostrożnie upił kilka łyków, po czym powiedział coś i po chwili jego usta zdobił ten sam, szeroki uśmiech. Mimo że nie słyszał, co mężczyzna powiedział, by przekonany, że powiedział jakiś żart albo coś zabawnego i najwyraźniej faktycznie tak było, bo drugi mężczyzna roześmiał się głośno.
Jego śmiech był melodyjny, lekki, czarujący. Było w nim coś takiego, że miał chęć usłyszeć go ponownie, jakby przywoływał w jego umyśle jakieś miłe wspomnienia. Przez chwilę Seokjin miał gonitwę myśli w głowie, bo zdawało mu się, że dzięki temu śmiechowi, w jego głowie pojawia się jakaś nowa myśl, której jeszcze nie był w stanie uchwycić.
Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale ten śmiech...
Jezu, ten śmiech był dziwnie znajomy...
Pchnięty jakąś dziwną siłą, zrobił kilka kroków w ich stronę, tak, by w końcu mógł spojrzeć na twarz bruneta, której dotąd nie mógł dostrzec. Ciemnowłosy jednak ponownie się roześmiał, tym razem jego dłoń uniósł się i delikatnie uderzyła klatkę piersiową drugiego mężczyzny. Chłopak jednak nie zabrał dłoni tak, jak to się zwykle robi. Jego dłoń została w miejscu, a palce zaczęły delikatnie wodzić po odsłoniętych obojczykach czerwonowłosego, by po chwili zaznaczyć kontur kwiatu lotosu wytatuowanego na jego skórze. Ten gest był jakiś dziwnie intymny.
W chwili gdy Seokjin stawał w miejscu, gdzie w końcu mógł go zobaczyć, z warg chłopaka wyrwał się kolejny melodyjny śmiech, a jego głowa odchyliła się do tyłu. Miał wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Przeniósł wzrok na nieznajomego i przyglądał mu się uważnie. Nim jednak chłopak zdążył dobrze unieść swoją odchyloną głowę ponownie tak, by mógł dostrzec jego twarz, dobrze wiedział, kim jest ten mężczyzna...
Jeongguk.
Gdy brunet w końcu się wyprostował, jego wargi wygięte były w szerokim uśmiechu, jakiego dawno nie widział. Nie pamiętał nawet, czy w ogóle kiedykolwiek wcześniej widział u niego taki uśmiech.
Czerwonowłosy z pewnością nie był dla niego nieznajomym i był również pewny, że nie poznali się niedawno. Jeongguk wyglądał przy nim tak swobodnie. Jego prawa dłoń wciąż spoczywała na klatce piersiowej mężczyzny i zanim Seokjin zaczął się zastanawiać, czemu ten gest wydał mu się jakiś dziwnie intymny, jego brat zrobił coś, czego w życiu by się nie spodziewał.
Jego dłoń zacisnęła się na czarnej koszulce mężczyzny tylko po to, by kilka sekund później, Jeongguk przyciągnął go do siebie i złączył ich wargi, całując go.
Nie mógł uwierzyć własnym oczom. W pierwszej chwili myślał, że to jakaś pomyłka, że może coś mu się przewidziało, że jego zmęczone treningiem ciało, postanowiło sobie z niego zakpić, że jego brat wcale nie całuje tego mężczyzny, a wszystko jest jedynie jakimś dziwnym snem. Im dłużej na nich patrzył, tym bardziej nie dowierzał temu, co widzi.
To nie mogła być prawda.
Czerwonowłosy otoczył Jeongguka swoim wytatuowanym ramieniem i docisnął jego ciało do swojego, bezwstydnie pogłębiając pocałunek. Seokjin rozejrzał się odruchowo dookoła, czując się zawstydzonym i jednocześnie wystraszonym tym, że ktoś może ich zobaczyć i rozpoznać jego brata.
Nie wiedział, co powinien zrobić. W pierwszej chwili miał chęć pokonać dzielący ich dystans, chwycić za ramię tego nieznajomego mężczyzny i odciągnąć go od jego brata. Czuł się tak, jakby patrzył, jak dzieje mu się krzywda, a on nie robił nic, by temu zapobiec. Wiedział, że to nie było właściwe. Powinien ich powstrzymać, ale coś nie pozwoliło mu się ruszyć. Był jak sparaliżowany.
Ponownie rozejrzał się dookoła i dostrzegł, że grupka dziewczyn, które jeszcze chwilę temu chichotały, spoglądając nieśmiało w stronę wytatuowanego mężczyzny, teraz przygląda im się z zaskoczeniem, wymieniając między sobą uwagi. Widok dwóch całujących się mężczyzn to zdecydowanie nie był częsty widok na ulicach Seulu. Jin poruszył się nerwowo. Miał chęć zrobić coś, by ich powstrzymać, ale nim miał odwagę wymówić jakiekolwiek słowa, czerwonowłosy odsunął się delikatnie, przerywając pocałunek. Jego dłoń niemal od razu powędrowała do policzka bruneta, a kciuk przesunął po jego dolnej wardze, jakby chciał z niej zetrzeć cienką warstwę śliny.
Obydwaj rozmawiali przez chwilę, aż w końcu ruszyli w stronę wyjścia z parku. Seokjin wiedział, że być może nie powinien za nimi iść, ale nie potrafił się powstrzymać. Musiał wiedzieć, kim jest ten mężczyzna. Nie szli jednak długo. Po krótkiej chwili zbliżyli się do niewielkiego parkingu. Jin od razu rozpoznał auto, które widział wczoraj pod siłownią brata. Niemal odruchowo wyciągnął swoją komórkę i zrobił szybko kilka zdjęć samochodu i stojącej obok niego pary.
Czerwonowłosy ruszył w stronę drzwi od strony kierowcy, ale nim zdążył je otworzyć, Jeongguk oparł się o nie, blokując wejście do auta. Wytatuowany mężczyzna zaśmiał się, ale spojrzał na bruneta z wyzywającą miną, jakby chciał go do czegoś zachęcić lub sprowokować. Zrobił krok do przodu, zmniejszając dzielący ich dystans do minimum i bezwstydnie naparł na Gguka swoim ciałem, jednocześnie opierając silne, wytatuowane przedramiona na karoserii auta, zamykając bruneta w klatce swojego ciała, po czym pochylił się w jego stronę i znowu go pocałował.
Tym razem w ich pocałunku nie było delikatności, którą widział wcześniej. Ten pocałunek był dziki, cholernie namiętny, nienasycony. Widząc go, był pewny, że to nie pierwszy raz kiedy całują się w taki sposób i na samą myśl zrobiło mu się słabo. Wczoraj, rozmawiając z Ggukiem na siłowni, pomyślał, że tak naprawdę niewiele wie o swoim bracie, teraz wiedział, że w ogóle go nie zna.
Bo ten Jeongguk był kimś zupełnie obcym.
Ile czasu Jeongguk okłamywał ich wszystkich? Ile czasu pomagał temu mężczyźnie okradać własną rodzinę? Co jeszcze przed nimi ukrywał?
Z nadmiaru emocji kręciło mu się w głowie i miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Było mu niedobrze i nie mógł pozbierać myśli. Odwróciwszy się na pięcie, nie chcąc już dłużej na nich patrzyć, ruszył przed siebie. Szedł coraz szybciej, aż w końcu mimowolnie zaczął biec, jakby chciał uciec od tego, co przed chwilą zobaczył. Miał ochotę cofnąć czas i sprawić, by to się nigdy nie wydarzyło, bo wiedział, że teraz będzie musiał stawić temu czoła, a nie wiedział, czy jest na to gotowy.
Nie wiedział nawet, ile czasu i gdzie tak naprawdę biegł. Kierował się tam, gdzie niosły go zmęczone nogi. Zatrzymał się, dopiero gdy płuca zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa. Pochylił się, opierając dłonie na spoconych udach i starał się złapać powietrze przez rozchylone szeroko usta. Miał wrażenie jednak, że każdy oddech dosłownie kaleczy jego gardło jak żyletki. Czuł kłucie w piersi i szum własnej krwi w uszach.
Dopiero po kilku głębokich oddechach, które niemal sprawiały mu fizyczny ból, ucisk w jego klatce piersiowej nieco zelżał. Czuł, że pot spływa po jego plecach, przyklejając cienką, bawełnianą bluzkę do rozgrzanej skóry. Czarne włosy kleiły mu się do czoła. Wytarł spoconą dłoń o materiał dresowych spodni, które założył do biegania i wyjął z kieszeni swoją komórkę. Wybrał szybko numer z listy kontaktów i przystawił telefon do ucha. Czekając, aż rozmówca w końcu odbierze, niemal wstrzymywał oddech.
— Halo? — odezwał się w końcu znajomy głos.
— To ja, Seokjin — wyjaśnił szybko.
— O-och, witam pana — odpowiedział mężczyzna po drugiej stronie. — C-czy coś się stało? — spytał, gdy Jin milczał.
Jeon zwilżył swoje wargi, po czym wypuścił z płuc powietrze i niemal na jednym wdechu wyznał:
— Potrzebuję pana pomocy.
— O-oczywiście. Proszę powiedzieć, co tym razem mogę dla pana zrobić.
***
Taehyung zaparkował SUV-a i zgasił silnik, po czym ruszył szybko w stronę „Kinky Heaven". Przebiegł przez ulicę i otworzył drzwi, prowadzące do salonu. Gdy szedł wąskim korytarzem, nucił cicho pod nosem. Czuł się cholernie dobrze, mimo że tak naprawdę niewiele spał tej nocy. Korzystając z tego, że Yoongi zabrał Jae do siebie i w dodatku obiecał zawieźć małego rano do przedszkola, on i Jeongguk niemal nie zmrużyli oka. Po tej niesamowitej niespodziance, którą dla niego przygotował brunet, wzięli razem długą kąpiel, sącząc wino i całując się, dokładnie tak, jak kiedyś. Było idealnie. Każda minuta spędzona z tym mężczyzną była cudowna.
— Uuu, widzę, że ktoś przyszedł mi podziękować! — zawołał znajomy głos, gdy tylko zdążył przekroczyć próg.
Kim spojrzał na przyjaciela, którego głowa wystawała znad komputera i prychnął głośno.
— Dziękuję, Yoongs — odpowiedział, uśmiechając się półgębkiem na jego słowa.
Zbliżywszy się w jego stronę, zatrzymał się obok recepcji i, pochylając się do przodu, oparł przedramiona na drewnianym blacie.
— Jak się spisał Jae? Był grzeczny? — spytał, lekceważąc tajemniczy uśmiech, który zdobił twarz przyjaciela i udając, że nie widzi jego pytającego spojrzenia.
Yoongi ściągnął razem swoje brwi, po czym zamknął laptopa i odepchnął się od kontuaru, wciąż bacznie obserwując swojego przyjaciela. Oparł się o oparcie siedzenia, sadowiąc się wygodnie w fotelu. Wyciągnął nogi i położył nonszalancko stopy na ladzie, krzyżując je ze sobą w kostkach i założył ramiona na piersi. Zmierzył Taehyunga od stóp do głów, sunąc po jego sylwetce bacznym wzrokiem, jakby oczekiwał, że pod tym spojrzeniem młodszy mężczyzna w końcu się złamie i zacznie opowiadać.
— Chyba żartujesz, prawda? — powiedział w końcu. — Jae to anioł. On zawsze jest grzeczny — wyjaśnił. — Ty mi lepiej powiedz... Jak spisał się Jeon? Bo on z pewnością nie był grzeczny, hm? Nie chcę nic mówić, ale dam sobie rękę obciąć, że z torby, którą przyniósł do domu, wystawały czarne uszy... Nie jestem specjalistą, ale to się nazywa kinky as fuck.
Taehyung roześmiał się głośno, po chwili jednak spoważniał, powracając wspomnieniami do wczorajszej nocy.
Ooo tak, to było kinky as fuck — pomyślał.
Jego życie nie było usłane różami. Wywodził się raczej z biednej rodziny. Matka wychowywała go sama i nie przelewało im się. Wiele razy musiała odmawiać mu jakiejś zabawki czy innej przyjemności po to, by mieć co dać mu jeść pod koniec dnia. Potem okazało się, że zostanie ojcem, zdecydowanie wcześniej, niż był na to gotowy, a jego związek rozpadł się, nim Jae ukończył pół roku, a on musiał zrezygnować z marzeń i rzucić studia. I gdy stracił nadzieję na to, że kiedykolwiek znajdzie kogoś, z kim mógłby dzielić swoje życie — pojawił się on.
Jeongguk był wszystkim, o czym nawet nie ośmieliłby się marzyć. Budząc się obok niego, nie mógł uwierzyć w to, jakim jest szczęściarzem. I z każdym kolejnym dniem zatracał się w nim coraz bardziej.
— To były królicze uszy — przyznał, zagryzając swoją dolną wargę. — I tylko tyle się dowiesz... — dodał, po czym odepchnął się od lady, odwrócił na pięcie i ruszył w stronę swojego studia.
Słysząc jego słowa, Yoongi niemal spadł z krzesła. Zdjął szybko nogi z blatu i zakrztusił się, kaszląc kilka razy, po czym spojrzał na przyjaciela rozszerzonymi źrenicami.
— Królicze uszy? — powtórzył. — Oooo shit, Tae, musisz mi coś powiedzieć! — jęknął błagalnie.
Kim roześmiał się głośno, wypełniając swoim melodyjnym śmiechem studio, ale nie zatrzymał się.
— Widzę, że Jimin ma na ciebie zły wpływ! — zażartował. — Baaardzo zły — dodał i zniknął za drzwiami swojego studia, zanim Yoongi zdążył o coś więcej zapytać.
***
Jeongguk uniósł delikatnie głowę, by spojrzeć na LEDowy wyświetlacz, który wskazywał, które piętro aktualnie mija. Widząc, że winda już niemal dotarła na sześćdziesiąte dziewiąte piętro biurowca TJE, zerknął na swoje odbicie w lustrze, które pokrywało jedną ze ścian i poprawił krawat, który dopiero chwilę temu wiązał pośpiesznie w swoim mercedesie, spoglądając we wsteczne lusterko. Chciał wyglądać dobrze, mimo że nie miał dzisiaj żadnego ważnego spotkania. Cieszyło go to, że będzie mieć dzisiaj spokojny dzień i nie będzie zmuszony, by biegać od spotkania do spotkania. Miał nadzieję, że uda mu się ogarnąć wszystkie umowy i dokumenty na tyle sprawnie, że będzie mógł wyjść z biura, chociaż chwilę wcześniej.
Był piętek i obydwaj z Tae mieli wolny weekend, a w dodatku mama tatuażysty zabierała dzisiaj Jae do siebie. Kochał Jae, uwielbiał spędzać z nim czas i zajmować się nim wraz z Tae, ale cieszył się również każdą chwilą, którą mogli spędzić tylko we dwoje. Miał również nadzieję, że być może uda mu się znowu namówić tatuażystę, by mu pozował. Jego ostatnie prace były naprawdę dobre i czuł, że jeśli jeszcze mocniej się postara, być może w końcu narysuje coś, co będzie się nadawało na ten konkurs. Wciąż zbytnio nie wierzył w swoje możliwości i nie był pewny, czy w ogóle ma jakieś szanse w wyścigu z tyloma utalentowanymi artystami, ale Taehyung w niego wierzył, a to musiało coś znaczyć.
Poza tym miał zamiar ugotować dla niego pyszną kolację, a potem wymasować jego napięte po pracy mięśnie. Chciał go rozpieszczać. Pokazać mu, jak cholernie ważny dla niego jest i jak bardzo docenia każdą spędzoną z nim chwilę. Na samą myśl o nim, jego oczy błyszczały żywo, a wargi ułożyły się w niewymuszony uśmiech.
Spojrzał z zaciekawieniem na swoje odbicie. Miał na sobie ciemny, markowy garnitur w kolorze grafitowym, ze wpiętymi w mankiety złotymi spinkami, które kiedyś dostał od Seokjina w prezencie i zawiązany pod szyją krawat, który Lisa kupiła mu na urodziny, ale wyglądał jakoś inaczej. Wyglądał młodziej niż zwykle. Być może dlatego, że jego usta zdobił uśmiech, a jego oczy błyszczały żywo. Nie pamiętał, nawet kiedy widział siebie takim... Szczęśliwym.
Jego ciemne włosy były już znacznie dłuższe niż zwykle, opadały na czoło miękkimi falami. Gdyby się postarał, mógłby je już pewnie upiąć w niewielkiego kucyka. Był przekonany, że Lisa uznałaby to za mało profesjonalne i nieeleganckie. Ona lubiła, gdy wszystko było nienaganne, poukładane. Niemal odruchowo uniósł dłoń do góry i wsunął palce w swoje ciemne loki, sunąc delikatnie po niemal czarnych kosmykach, mierzwiąc je tak, by nie były tak gładko uczesane i uśmiechnął się do własnego odbicia. Mógł niemal usłyszeć gładki, uwodzicielski baryton Tae, szepczący mu do ucha, jak cholernie seksownie wygląda w takich zmierzwionych włosach.
Gdy winda wydobyła z siebie wysoki, nieco piskliwy dźwięk, oznajmiając, że dotarł na wybrane piętro, oderwał wzrok od swojego odbicia i po raz ostatni wygładził marynarkę, by mieć pewność, że wygląda tak, jak przystało na następcę TJE, po czym z uniesioną brodą wyszedł z windy. Wystarczyło jednak, by wszedł do głównego holu, by podbiegła do niego ich recepcjonistka.
— Panie Jeon! — zawołała szybko, ukłoniwszy mu się na przywitanie. — Dobrze, że już pan jest — dodała, a Jeongguk ściągnął razem swoje brwi na jej słowa.
Dziewczyna wyglądała na nieco zdenerwowaną. Wydawało mu się, że jest dzisiaj nawet trochę przed czasem, więc zaskoczyły go jej słowa. Przez ostatnie dni czuł się tak szczęśliwy, że chodził z głową w chmurach. Może przez to zapomniał o jakimś ważnym spotkaniu? Odruchowo jego ciało spięło się nieco.
— Myślałem, że jestem przed czasem... — powiedział niepewnie, spoglądając na zegarek, wiszący nad recepcją.
Faktycznie przyjechał dzisiaj do biura później niż zazwyczaj, ale wszyscy wiedzieli, że będzie dopiero o tej porze. Uprzedził o tym, wiedząc, że Yoongi zabierze Jae do siebie i nie będą musieli zawozić go rano do przedszkola. Dzięki temu on i Tae mogli wybrać się razem na kawę i śniadanie na mieście. Fakt, że z ich planu niewiele wypaliło. Po tym gdy ich wspólny prysznic zajął znacznie więcej czasu, niż początkowo zakładali, nie zostało im wiele czasu, by zjeść śniadanie. W rezultacie poszli jedynie na szybką kawę, ale nie żałował ani sekundy z tego wspaniałego poranka.
— Tak. Wiem, że mówił pan, że będzie dopiero na dziesiątą, ale... — zaczęła tłumaczyć dziewczyna. Rozejrzała się szybko dookoła, jakby chciała sprawdzić, czy przypadkiem nikt ich nie podsłuchuje, po czym zaczęła mówić dalej, głosem ściszonym niemal do szeptu. — Pana ojciec już pytał o pana kilka razy. Powiedział, że mam pana przysłać do jego biura niezwłocznie, jak tylko pojawi się pan w biurze. To chyba coś ważnego.
Jeongguk poczuł dziwny ucisk w żołądku, jakby nagle jego ciało chciało mu podpowiedzieć, że dzieje się coś złego, ale przełknął formującą się w jego gardle gulę, zmuszając się do wyduszenia krótkiego „Dziękuję". Skinął i ruszył powoli w stronę biura ojca. Z każdym kolejnym krokiem jego serce waliło w piersi coraz mocniej. Początkowo cisze bicie, zmieniło się w chaotyczne kołatanie, by w końcu przerodzić się w głośne dudnienie, które wypełniało jego uszy przerażającą muzyką. Było mu niedobrze. Zdawało mu się, że dystans, który dzielił go od biura ojca, jest nie do pokonania. Każdy krok był wyzwaniem.
Gdy w końcu dotarł do ciężkich, drewnianych drzwi, wciągnął duży haust powietrza do płuc, tylko po to, by po chwili powoli wypuścić je przez delikatnie rozchylone wargi. Chciał się w ten sposób chociaż trochę uspokoić. Czuł, że jego dłonie zaczynają się pocić i odruchowo wytarł je o spodnie od garnituru, po czym wyciągnął dłoń i chwycił za klamkę, jednocześnie pukając drugą dłonią w gładką, drewnianą powierzchnię.
Usłyszawszy przyzwolenie ojca, nacisnął klamkę i pchnął drzwi do środka. Wystarczyło, że uchylił drzwi, a dostrzegł sylwetkę ojca, odzianą w szary, pięknie skrojony garnitur, w delikatne czarne prążki. Jego ojciec nie wyglądał jednak na zdenerwowanego, jak początkowo się tego obawiał. Jego twarz zdobił uśmiech. Gdy napotkał spojrzenie jego ciemnych oczu, mężczyzna skinął do niego i wskazał dłonią, by się nie wahał i wszedł do środka.
— Och, Jeonggukie! — zawołał na jego widok. — Chodź, synu. Czekamy na ciebie! — dodał, a Gguk zmarszczył swoje brwi na liczbę mnogą wymawianych słów. Pchnął jednak drzwi nieco mocniej i po krótkiej chwili dostrzegł również Seokjina i ich macochę.
Co to za rodzinne zebranie? — zapytał siebie samego w myślach, nie miał jednak odwagi wymówić tych słów na głos.
— Keiko — powiedział łagodnie i ukłonił się kobiecie, po czym skinął w stronę ojca. — Ojcze — wyprostował się i skinął delikatnie w stronę brata.
Seokjin jednak od razu odwrócił od niego wzrok, nawet nie odwzajemniając tego gestu i nie odpowiadając na jego przywitanie. To było do niego niepodobne, ale może jego brat miał gorszy dzień. Nie miał zamiaru tego kwestionować. Poza tym czuł się zbyt spięty tą sytuacją, by mieć głowę do analizowania dziwnego zachowania brata.
— A ze mną się nie przywitasz? — spytał nagle głos za jego plecami i, zanim zdążył się odwrócić, ktoś ujął jego ramię, a po chwili drobne dłonie chwyciły jego twarz, przyciągając ją do siebie, a miękkie wargi o smaku wiśniowej pomadki, przywarły do jego warg.
Jeongguk był tak zaskoczony, że dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że ktoś całuje jego wargi. Chwycił dłońmi szczupłe nadgarstki i odsunął się ostrożnie, patrząc szeroko otwartymi oczami na uśmiechniętą twarz dziewczyny, której nie spodziewał się zobaczyć.
Lisa.
Jego serce zaczęło bić tak szybko, że zdawało mu się, że zaraz po prostu wyskoczy z jego piersi. W ustach czuł słodki smak jej szminki, który smakował gorzko, jak nigdy wcześniej.
— L-Lisa — wydusił, spoglądając ukradkiem po twarzach pozostałych, jakby chciał się upewnić, że dziewczyna nie jest wytworem jego chorego umysłu. Ale gdy dziewczyna wciąż przed nim stała, z tym pięknym uśmiechem na ustach, zwilżył nerwowo swoje wargi i przestąpił z nogi na nogę. — Co ty tutaj robisz? — spytał.
Blondynka zaśmiała się głośno, po czym położyła dłoń na jego ramieniu i przesunęła po nim, znacząc kształt jego bicepsa, ukrytego pod grafitowym materiałem garnituru.
— Och, Jeonggukie! Mówisz, jakbyś się nie cieszył, że mnie widzisz — rzuciła, jakby to było dla niej coś niedorzecznego.
— N-nie. Po prostu... G-gdy rozmawialiśmy wczoraj, mówiłaś, że będziesz wracać za tydzień... może dwa... — wyjaśnił szybko, przywołując w myślach ich ostatnią rozmowę.
Gdy Seokjin powiedział mu, że projekt w Japonii zakończył się olbrzymim sukcesem, postanowił do niej oddzwonić. Ich rozmowa była dosyć krótka. Wytłumaczył, czemu nie odebrał, gdy do niego dzwoniła i pogratulował jej sukcesu, a potem pytał, czy już wie, kiedy będzie wracać do Korei. Chciał się przygotować. Chciał ułożyć sobie w głowie wszystko to, co miał zamiar jej powiedzieć, ale nie spodziewał się, że następnego dnia dziewczyna będzie stała przed nim, patrząc na niego niewinnymi oczami, z tym pięknym, promiennym uśmiechem na swoich różowych wargach.
— Chciałam ci zrobić niespodziankę! — zaszczebiotała.
— Tak. To... To jest niespodzianka... — przytaknął, nie mogąc pozbierać myśli.
— Och, Jeonggukie! Jak ja za tobą tęskniłam! — zawołała, po czym znowu uwiesiła się na jego ramieniu. Pochyliła się nieco mocniej w jego stronę, chcąc ponownie pochwycić jego wargi w pocałunku, ale Jeongguk zaśmiał się nerwowo i odsunął delikatnie od niej, zwracając twarz w stronę ojca.
— A... A co to za zebranie? Wszyscy wiedzieliście, że Lisa wraca? — spytał, chcąc jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
— Twój tata i mama wiedzieli — przyznała Lisa, a na te słowa brunet ponownie przeniósł na nią swój wzrok, mimowolnie krzywiąc się. Nie podobało mu się to, jak Lisa nazwała Keiko jego „mamą", dobrze wiedząc, że on nigdy tak do niej nie mówił i nigdy nie będzie w stanie tego zrobić. — Prosiłam, żeby ci nic nie mówili, bo chciałam, żeby to była niespodzianka. Tak bardzo za tobą tęskniłam, kochanie! Odliczałam dni do powrotu! Mam ci tyle do opowiedzenia!
— Tak, z pewnością wiele się wydarzyło przez ten czas. Ja też chcę ci powiedzieć kilka ważnych rzeczy — przyznał, znowu uśmiechając się nerwowo.
Nie wiedział, jak ma się zachować. Wciąż był w ogromnym szoku, że Lisa naprawdę wróciła. Nie spodziewał się tego wcale. Tym bardziej, po ich wczorajszej rozmowie.
— Och, i nie uwierzysz, co się stało! — zawołała nagle podekscytowanym głosem, jakby przypomniała sobie coś istotnego. — Gdy byłam w Japonii, poznałam jedną z najbardziej popularnych projektantek. Jest naprawdę świetna i wszystkie Japonki dosłownie zabijają się, by chociaż dorwać chociaż jedną rzecz z jej kolekcji. Porozmawiałyśmy chwilę i ona była mną tak zauroczona, że postanowiła zaprojektować dla nie suknię ślubną! — oznajmiła z szerokim uśmiechem. — To po części dlatego zostałam dłużej w Japonii — dodała. — Wiesz, musiała wszystko wymierzyć, trzeba było ustalić długość, krój, materiał... Wszystko! Ale suknia będzie gotowa najpóźniej za dwa tygodnie, czy to nie wspaniale?! — zapytała, a Jeongguk zamrugał kilka razy, nie wiedząc, co powiedzieć. — Będziesz nią zachwycony!
Czemu Lisa zachowywała się tak, jakby przed wyjazdem nie powiedział jej, że chce, by zrobili sobie przerwę?
— To wspaniale — wydusił, czując na sobie palący wzrok ojca i macochy.
Nie chciał na nich patrzeć, więc spojrzał ukradkiem na Seokjina, jakby chciał znaleźć w nim oparcie, mimo że jego brat nie zdawał sobie sprawy z tego, jak aktualnie wygląda relacja jego i Lisy. Gdy przeniósł na niego swój wzrok, dostrzegł, że jego brat już na niego patrzył. W spojrzeniu jego ciemnych oczu nie znalazł jednak nic kojącego. Jin patrzył na niego tak, jakby swoim wzrokiem karcił go za jakieś przewinienia. Wyglądał, jakby był na niego zły. Widząc to karcące, wrogie spojrzenie starszego brata, poczuł się jeszcze gorzej.
— Och, tak, synu, to naprawdę wspaniała wiadomość. Tym bardziej że ja też ma dla was cudowne wieści! — wtrącił nagle jego ojciec.
Jeongguk przeniósł na mężczyznę swój wzrok. Jego twarz wciąż zdobił ten szeroki uśmiech, który miał na ustach, gdy Gguk wszedł do biura, ale to jedynie napawało go niepokojem. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale niemal czuł, jak strach powoli zaczyna pełzać pod jego skórą.
— Wiemy o tym z Keiko już od jakiegoś czasu, ale chcieliśmy poczekać, że Lisa wróci, a skoro już jesteśmy tutaj razem i w dodatku Lisa wspomniała o sukni, to chyba najlepszy moment, by wam o tym powiedzieć — zaczął Jiseok. — Dwa tygodnie temu odezwał się do mnie mój znajomy, który ma dojścia do hotelu Grand Hyatt w Seulu i wyobraźcie sobie, że okazało się, że jedna z par, która miała wyprawiać u nich wesele, właśnie zrezygnowała. Wiem, że Lisa marzyła o tym, żebyście to właśnie tam urządzili swoje wesele, ale terminy u nich trzeba bookować na kilka lat do przodu, więc to wielkie szczęście i zarazem niebywała okazja. Dodatkowo okazało się, że ta para miała się pobierać w tym roku, a skoro ich termin się zwolnił...
Jiseok zamilkł, a Jeongguk miał wrażenie, że zaraz się udusi. Ściany gabinetu zdawały się kurczyć wokół niego. Słyszał szum własnej krwi w uszach i miał ochotę zakryć je dłońmi, by nie słyszeć kolejnych słów ojca, ale te nieubłaganie stoczyły się z jego wykrzywionych w delikatny łuk warg.
— Zarezerwowałem ten termin dla was — wyznał mężczyzna.
Jiseok mówił coś jeszcze, ale Gguk nie był w stanie zarejestrować jego słów. Jego oddech spłycił się mimowolnie i zdawało mu się, że każdy kolejny oddech, będzie jego ostatnim. Po chwili poczuł, że Lisa znowu uwiesiła się na jego ramieniu, gładząc dłonią jego policzek i zmusił się, by wygiąć wargi w wymuszony uśmiech i skinął głową, nie będąc w stanie wydobyć słów. Gdy dziewczyna składała na jego wargach kolejny słodki pocałunek, on miał wrażenie, że nogi za chwilę odmówią mu posłuszeństwa, a on osunie się w czarną otchłań.
— Gguk, synu — powiedział ponownie jego ojciec, robiąc kilka kroków w jego stronę. Jeongguk spojrzał mu prosto w oczy, a mężczyzna uśmiechnął się do niego łagodnie, po czym zrobił coś, czego w ogóle się nie spodziewał. Jiseok otoczył go szczelnie swoimi ramionami i przyciągnął jego ciało do swojej klatki piersiowej, obejmując go mocno. — Synku, jestem z ciebie taki dumny — wyznał pewnym głosem, a Gguk miał wrażenie, że zaraz rozpadnie się na milion kawałków i już nigdy nie pozbiera.
Tyle lat marzył, by w końcu usłyszeć te słowa z jego ust...
Ale gdy w końcu je usłyszał...
Chciał zniknąć.
Czuł się okropnie, bo wiedział, że wcale nie zasługiwał na jego podziw i szacunek. Zawodził go w każdy możliwy sposób. Zdradzał swoją narzeczoną, okłamywał rodzinę i bliskich. Reprezentował sobą wszystko, czym Jeonowie gardzili.
Po chwili ojciec odsunął się od niego i spojrzał mu prosto w oczy. W jego ciemnych tęczówkach widać było prawdziwą dumę, a Jeongguk nie mógł znieść myśli, że być może widzi coś takiego w jego oczach pierwszy i zarazem ostatni raz.
Wiedział, że jeśli wyzna mu prawdę o sobie, ojciec już nigdy nie spojrzy na niego w ten sposób.
Czuł, jak niewidzialna dłoń zaciska się wokół jego gardła jak imadło, utrudniając mu każdy oddech. Chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydusić z siebie nawet jednego słowa. Wiedział, że wszystkich zawiódł. Zawiódł swoją rodzinę, zawiódł Lisę i zawiódł Tae.
Jiseok zrobił krok w tył, po czym wsunął dłoń do kieszeni swojej marynarki i wyjął z niej małe, czarne pudełeczko, po czym spojrzał na syna, uśmiechając się delikatnie. Wziął pudełko w swoje dłonie, wyciągając je w stronę Jeongguka i ponownie odszukał spojrzenie ciemnych oczu syna.
— Mam dla ciebie wyjątkowy prezent — wyznał. — To coś, co twoja matka chciała ci dać, kiedy skończysz osiemnaście lat, ale nigdy nie miała okazji, by to zrobić. Nie dałem ci tego wcześniej, bo pomyślałem, że skoro nie ma jej z nami, to lepiej poczekać na wyjątkową chwilę. Na taką chwilę, jak ta — to mówiąc, uniósł wieko pudełka, pozwalając, by Jeongguk zobaczył, co kryje się w środku.
Wewnątrz pudełka, na niewielkiej, miękkiej poduszeczce leżały dwa pierścionki. Wystarczyło jedno spojrzenie, by brunet wiedział dobrze, na co w tej chwili patrzy — obrączki.
— Przerobiłem te obrączki tak, by pasowały dla ciebie i Lisy. Pozwoliłem sobie też wygrawerować dla was specjalną inskrypcję. Wiem, że twoja mama byłaby bardzo szczęśliwa, widząc, jak wymieniacie się tymi obrączkami w dniu waszego ślubu, dlatego mam nadzieję, że przyjmiesz ode mnie ten prezent i to właśnie będą wasze ślubne obrączki — Jiseok wyciągnął mocniej dłonie, podając synowi pudełeczko.
Jeongguk wziął je od niego drżącymi dłońmi. Nie potrafił oderwać oczu od błyszczącej powierzchni biżuterii, którą trzymał rękach. Obrączki były naprawdę piękne. Być może zdaniem Lisy były nawet nieco zbyt skromne, ale gdyby on miał je oceniać, wyglądały idealnie. Odruchowo wyciągnął dłoń i wziął w palce tę nieco mniejszą, przeznaczoną dla jego przyszłej żony i obrócił ją ostrożnie w palcach.
Forever Yours.
To właśnie jego ojciec wygrawerował wewnątrz każdej z nich — obietnicę wiecznej miłości, szacunku i oddania. Obietnicę wszystkiego, co w ostatnich tygodniach zniszczył i zniweczył.
Jeongguk miał wrażenie, że platynowa obrączka pali jego skórę, a jej ciężar jest dosłownie nie do udźwignięcia. Odłożył ją więc na miejsce i szybko zamknął wieko, jakby dzięki temu mógł zapomnieć o tym, czego oczekuje od niego rodzina, ale ta myśl wciąż siedziała z tyłu jego głowy. Wiedział, że może mówić, ile chce, że to go nie obchodzi, ale jego rodzina, była dla niego wszystkim. Jak miał się teraz od nich odwrócić?
— Podobają ci się, synu? — spytał Jiseok, a Jeongguk skinął, nie będąc w stanie wymówić, chociażby jednego słowa.
Jego ojciec uśmiechnął się z satysfakcją, po czym wyciągnął dłoń i pogładził jego ramię.
— Cieszę się bardzo — odparł mężczyzna. — To może usiądziemy na chwilę i napijemy się razem kawy? Zaraz poproszę recepcjonistkę, żeby przyniosła nam kawę. Jestem pewny, że Lisa ma nam sporo do opowiedzenia.
***
Jeongguk otworzył drzwi ubikacji i od razu odetchnął z ulgą, widząc, że pomieszczenie jest puste. Wszedł pospiesznie do środka i od razu zbliżył się do marmurowej umywalki. Oparł dłonie na zimnym blacie i przez chwilę starał się oddychać głęboko, spuszczając głowę między ramionami. Cały czas czuł ból w klatce piersiowej, a jego oddech był niespokojny. Czuł, że jeśli zaraz nie opanuje krążących w jego głowie wspomnień i myśli, dostanie kolejnego ataku. Nie mógł tego robić tutaj. Nie w biurze, gdzie wszyscy mogli go zobaczyć.
Nie chciał, by ktokolwiek widział jego słabość.
Dlatego skorzystał z pierwszej możliwej okazji, by w końcu wyjść z biura ojca. Gdy jego ojciec wraz z macochą zaproponowali wspólny obiad, on wymigał się pilnym raportem, chociaż wiedział, że i tak już dzisiaj nic nie zdoła zrobić. Był zbyt zdenerwowany i rozbity, by móc się na tym skupić.
Przez długi czas stał w miejscu, zaciskając palce na marmurze. Nie był w stanie się poruszyć. Miał wrażenie, że gdy to zrobi, nogi odmówią mu posłuszeństwa. Słyszał szum własnej krwi w uszach, który zdawał się nasilać z każdą mijającą minutą. Powtarzał w myślach słowa ojca.
„Synku, jestem z ciebie taki dumny..."
Duma. To słowo sprawiało, że cała zawartość żołądka dosłownie podchodziła mu do gardła. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Niepewnie wsunął dłoń do kieszeni marynarki i zacisnął palce wokół aksamitnego pudełeczka, które zdawało ważyć tonę, po czym wyjął je powoli. Uniósł wieczko i spojrzał na dwie obrączki, które leżały na miękkiej poduszeczce. Wyjął tę mniejszą, która wkrótce miała należeć do wybranki jego życia i obrócił ją w swoich palcach.
Nie wiedział, co powinien zrobić. Jak miał wybrać? Jak miał zdecydować, co jest właściwe?
Nie chciał być z Lisą. Był pewny, że to nie ją kocha. Taehyung był najlepszym, co go spotkało w całym jego dotychczasowym życiu. Nie chciał go stracić. Ale jak miał podjąć decyzję, która zniszczy całą jego rodzinę?
Wiedział, że musi wybrać. Nie było już odwrotu.
I mimo że rozsądek zdawał się podpowiadać właściwe rozwiązanie, jego serce biło mocniej, za każdym razem, gdy przed jego oczami pojawiał się obraz Tae.
Uniósł obrączkę do oczu i przesunął palcem po wygrawerowanym napisie.
Na zawsze twój.
Jak mógłby dać tę obrączkę Lisie, skoro nigdy nie należał do niej?
Kiedy niewidzialna pięść ponownie zaczęła łapać go za gardło, rozchylił mocniej wargi, starając się załapać niezbędny tlen. Szybko schował obrączkę, zamknął pudełeczko i wrzucił je do kieszeni, starając się uspokoić oddech. Kręciło mu się w głowie i zdawało mu się, że jeśli zaraz się czegoś nie przytrzyma, osunie się na ziemię.
Atak przyszedł tak szybko, że nawet nie zdążył się zorientować, a jego drżące dłonie, rozpaczliwie odciągały krawat, krępujący jego szyję. W obawie, że zaraz osunie się na ziemię, ruszył niemal na oślep, by po chwili wbiec do jednej z kabin. Oparł dłonie na ścianie, by nie stracić równowagi i starał się uspokoić oddech. Niemal odruchowo wyjął swój telefon i zaczął wybierać numer do Tae, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Nie chciał go wystraszyć, a wiedział, że nie zdoła zataić przed nim prawdy. Taehyung był jedyną osobą, której nie potrafił i nie chciał okłamywać.
Był jego prawdą, jego remedium, jego wybawieniem.
Czuł jednak, że jedynie jego aksamitny głos, może sprowadzić go z powrotem.
Wszedł do folderu, gdzie trzymał kilka nagrań, które zostawił mu Tae, gdy nie odebrał od niego telefonu, będąc na spotkaniu biznesowym i odszukał to, które niemal znał już na pamięć. Wcisnął przycisk play, po czym przystawił telefon do ucha. Oparł czoło o zimne kafelki, które pokrywały jedną ze ścian kabiny i zamknął oczy, starając się oddychać, kiedy do jego uszu wkradł się kojący dźwięk barytonu, który tak uwielbiał.
„To ja. Taehyung. To pewnie głupie tak się przedstawiać, skoro masz mój numer w komórce i dobrze wiesz, że to ja, prawda? Mam przerwę na papierosa i... Po prostu chciałem usłyszeć twój głos... Wiem, że masz dzisiaj ciężki dzień w pracy. Wyszedłeś z domu, zanim zdążyłem się obudzić, więc po prostu chciałem ci powiedzieć, że już za tobą tęsknię. Nie mogę się doczekać, żeby znów zasnąć, trzymając cię w ramionach. I... Okay. T-to tyle. Pa".
Po tym nagranie się urywało, ale Jeongguk wyraźnie słyszał wahanie w głosie Tae. Wiedział, że tatuażysta chciał powiedzieć coś jeszcze, zanim zdecydował się rozłączyć. Uwielbiał słuchać tego nagrania. Znał każdą sekundę na pamięć. Był w stanie odtworzyć w myślach to, w jaki sposób Taehyung wymawia każdą sylabę. Oczami wyobraźni widział jego piękny uśmiech, gdy mężczyzna zaśmiał się cicho na początku nagrania. Potrafił sobie wyobrazić to, w jaki sposób poruszają się jego wargi i język, gdy wymawia każde słowo. Nie zliczyłby nawet, ile razy wyobrażał sobie, że tatuażysta wcale nie skończył na tych słowach, że w końcu zebrał w sobie odwagę i powiedział to, co tak naprawdę chciał wtedy wyznać.
Mimowolnie przywołał w pamięci ten moment sprzed kilku dni, gdy leżeli razem w łóżku w rocznicę śmierci jego matki. Taehyung oplatał go swoimi silnymi ramionami i patrzył na niego tak, jakby trzymał w ramionach cały świat, a potem powiedział coś, czego zapewne nigdy nie zapomni:
„— To wszystko przez ciebie... i dla ciebie...
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Myślę, że wiesz, Gguk. Chcę być pierwszym i ostatnim mężczyzną, któremu dane będzie zbliżyć się do ciebie w taki sposób. Chcę móc codziennie podziwiać twój piękny uśmiech, słuchać twojego śmiechu i podziwiać, jak rysujesz. Chcę się z tobą kochać, pływać między twoimi udami, a potem pieprzyć cię mocno, dopóki nie zaczniesz krzyczeć z rozkoszy. Chcę cię trzymać w ramionach i obronić przed całym światem, który będzie próbował cię zranić lub zniszczyć".
Dobrze wiedział, co Tae chciał mu wtedy wyznać, mimo że nie użył w tym celu tych najbardziej popularnych słów. Widział to w jego spojrzeniu i tak bardzo pragnął to usłyszeć, ale wiedział, że wtedy wszystko stanie się bardziej realne, namacalne. Tamtej nocy chciał mu powiedzieć, że czuje do niego to samo, że chwilami te uczucia go przerastają, bo są tak silne, że zdaje mu się, że jego serce tego nie wytrzyma i po prostu któregoś dnia rozpadnie się na drobne kawałki. Uczucia, które żywił do tego mężczyzny, były jak potężny żywioł, którego nie potrafił powstrzymać.
Zacisnął powieki i ponownie wsłuchał się w wiadomość od Tae, którą odtwarzał już chyba piąty lub szósty raz. Głos tatuażysty był kojący, gładki i tak cudownie głęboki. Mógłby go słuchać godzinami. Dzięki niemu ucisk w jego klatce piersiowej powoli zelżał i było mu łatwiej oddychać.
„Po prostu chciałem usłyszeć twój głos... Wiem, że masz dzisiaj ciężki dzień w pracy. Wyszedłeś z domu, zanim zdążyłem się obudzić, więc po prostu chciałem ci powiedzieć, że już za tobą tęsknię. Nie mogę się doczekać, żeby znów zasnąć, trzymając cię w ramionach. I..."
Jeongguk zastopował w końcu nagranie i wyobraził sobie, jak niski głos tatuażysty wymawia te dwa magiczne słowa, które tak bardzo pragnął usłyszeć z tych pięknych, idealnie wykrojonych warg...
Kocham cię.
Jeszcze przez kilka minut stał w kabinie w kompletnej ciszy, wciąż zaciskając palce wokół telefonu i opierając czoło na zimnych płytkach, dziękując w myślach, że nikt nie wszedł do toalety. Nie chciał, by ktoś widział go w takiej rozsypce. Nie wiedział nawet, ile czasu minęło, gdy w końcu poczuł, że jest w stanie znowu się poruszyć. Wsunął ostrożnie telefon do kieszeni spodni i przez chwilę nasłuchiwał odgłosów docierających zza drzwi kabiny, by upewnić się, że wciąż jest sam. Dopiero gdy był pewny, że nikogo nie ma w pobliżu, popchnął drzwi i ostrożnie wyszedł z kabiny. Szedł dosyć niepewnie, jakby wciąż nie ufał własnemu ciału. Zdradziło go już tak wiele razy, że nie chciał ryzykować, że coś podobnego przydarzy się i tym razem.
Ponownie zbliżył się do umywalki i odkręcił kran. Wsunął wciąż lekko drżące dłonie pod strumień zimnej wody, jednocześnie pochyliwszy się do przodu, po czym ochlapał twarz wodą. Nie przejmował się nawet tym, że krople ściekają po jego szyi, mocząc kołnierzyk białej, eleganckiej koszuli. Unikał patrzenia na swoje odbicie. Nie był w stanie spojrzeć sobie w twarz. Był jedynie obrzydliwym kłamcą, który nie był nawet w stanie znieść ciężaru własnych kłamstw.
Wytarł szybko dłonie w papierowy ręcznik i wyrzucił go do kosza, po czym wyszedł z łazienki, nawet nie poprawiając krawatu, który wciąż wisiał luźno wokół jego szyi. Miał wrażenie, że jeśli zwiąże go chociaż trochę mocniej, udusi się. Jego oddech wciąż był nieregularny i urywany, jakby płuca nie chciały z nim współpracować. Przemknął szybko korytarzem, starając się pokonać dystans, który oddzielał go od jego biura najszybciej, jak to możliwe. Chciał zamknąć za sobą drzwi i ukryć się tam przez resztę dnia, by w końcu wyjść stąd i wrócić do mieszkania Tae, które odkąd wyjechała Lisa, stało się jego domem.
Do mężczyzny, który stał się jego domem.
Gdy w końcu udało mu się minąć główny hol i przemknąć niezauważonym do swojego biura, otworzył ostrożnie drzwi, wsunął się szybko do środka i zamknął je za sobą. Dopiero gdy był pewny, że drzwi się zamknęły, oparł o drewnianą powierzchnię swoją głowę i, zamknąwszy oczy, wypuścił głośno powietrze ze ściśniętych płuc.
— Masz to natychmiast zakończyć, Gguk! — odezwał się nagle głos za jego plecami.
Serce Jeongguka zaczęło mimowolnie obijać się o jego żebra w gwałtownym, chaotycznym tańcu. Odwrócił się za siebie i dostrzegł Seokjina, stojącego w głębi jego biura. Nie spodziewał się, że ktoś tu jest. Mężczyzna wyglądał świetnie. Jego ciemny, idealnie skrojony garnitur podkreślał atuty sylwetki. Ciemne, niemal czarne włosy, zaczesane były gładko do tyłu, błyszczały delikatnie. Jego przystojna twarz pozostawała jednak niewzruszona, pełne usta ściągnięte teraz z wąską linię, spojrzenie surowe. Jin patrzył na niego z tym samym wyrazem twarzy, z którym przywitał go dzisiaj rano w biurze ojca. Jednak w jego spojrzeniu było coś, czego nigdy wcześniej nie widział — Gniew? Rozczarowanie?
Jeongguk ściągnął razem swoje brwi, nie rozumiejąc słów brata, ale najwyraźniej Jin był przekonany, że dobrze wie, o czym mówi, gdyż nie miał zamiaru nic wyjaśniać. Milczał, wciąż nie odrywając od niego swojego wzroku, pozwalając, by w głowie młodszego brata rozpętał się prawdziwy chaos.
— S-słucham? — wydusił w końcu młodszy, wciąż nie będąc pewnym, co Seokjin ma na myśli.
— Masz zakończyć to, cokolwiek to jest. Ta chora relacja z tym... hydraulikiem... Czy kimkolwiek naprawdę jest ten mężczyzna.
Gguk poczuł, że jego wnętrzności na nowo podchodzą mu do gardła. Całe wcześniejsze zdenerwowanie ponownie zaczęło zdradzać się w jego brzuchu, by powoli sparaliżować jego ciało, łapiąc go za gardło w żelaznym uścisku.
Seokjin wiedział.
— S-słucham? — powtórzył, z trudem przeciskając słowa przez zaciśnięte gardło. Z narwów jego dłonie zaczęły się pocić. Miał chęć wytrzeć je o swoje eleganckie spodnie, ale nie potrafił się ruszyć nawet o milimetr. — Nie wiem, o czym mówisz — skłamał, chociaż w oczach brata widział, że starszy jest przekonany o prawdziwości swoich słów.
— Nie kłam, Gguk! — wycedził Jin, unosząc dłoń do góry, po czym wymierzył w niego swoim palcem. — Po prostu... Skończ już z tymi kłamstwami — dodał, krzywiąc się, jakby te słowa go obrzydziły. — Wiem o wszystkim — powiedział ostro, po czym nie czekając na jego reakcję, zaczął dalej tłumaczyć: — Dowiedziałem się wczoraj czegoś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Potrzebowałem oczyścić umysł, przez chwilę pomyśleć o czymś innym... więc korzystając z tego, że mogłem przyjechać dzisiaj do biura później, wybrałem się na trening. Pomyślałem, że pobiegam. Skoro ty zawsze tak zachwalasz bieganie, pomyślałem, że może i mi to pomoże. Biegałem w parku, gdy nagle zobaczyłem coś, czego wolałbym nigdy nie widzieć... — Jin zamilkł i zmarszczył brwi, jakby czuł ból w skroni. Po chwili jednak ponownie odszukał jego wzrok. — Mój młodszy brat obściskujący się na środku parku z jakimś mężczyzną... — Seokjin niemal wypluwał każde słowo z wyraźną odrazą. Jego głos był podniesiony na tyle, że Jeongguk odruchowo rozejrzał się dookoła, jakby chciał się upewnić, że nikt inny ich nie słyszy.
Zrobił kilka kroków w stronę starszego brata, unosząc dłonie, jakby chciał go złapać za ramię, ale powstrzymał się, jakby obawiał się, że gdy spróbuje go dotknąć, Jin go odtrąci. A tego właśnie obawiał się najbardziej — odtrącenia. Zatrzymał się więc na kilka kroków od niego i ponownie opuścił ręce. Jego dłonie jednak niemal odruchowo zacisnęły się w pięści, a paznokcie niemal boleśnie zaczęły się wrzynać w skórę. Zwilżył wargi, które teraz zdawały się wysuszone i poszarpane z nerwów. Gdy ponownie zebrał w sobie odwagę, by spojrzeć bratu w oczy, z jego drżących warg wydobył się nerwowy śmiech.
— M-musiało ci się coś pomylić... — zaprzeczył, przeklinając siebie samego za to, jak niepewnie zabrzmiał jego głos. — P-pewnie...
— Przestań w końcu kłamać, Gguk! — warknął Jin. — Widziałem was! — to mówiąc, wyciągnął z kieszeni marynarki niewielki plik i rzucił go na biurko znajdujące się obok nich.
Jeongguk odruchowo spojrzał na mahoniowy blat, który teraz usłany był w kilku fotografiach. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie, by wiedział, że zdjęcia przedstawiają jego i Tae, całujących się przy czarnym SUV-ie. Spojrzał na brata, przerażonym wzrokiem.
Już nie było możliwości, by wyparł się czegokolwiek.
To był koniec.
— Co ty do cholery wyrabiasz, Gguk? — zapytał Seokjin, wyraźnie akcentując każde słowo, jakby chciał, by zabrzmiało bardziej ostro, karcąco. — Znudziło ci się twoje idealne życie? Jest ci zbyt dobrze? Masz za ładną, zbyt mądrą i zbyt kochającą narzeczoną? Całe życie byłeś grzeczny, to teraz zachciało ci się zaszaleć przed ślubem? Postanowiłeś poeksperymentować, zanim założysz na palec obrączkę? Tego chcesz? — atakował, wypluwając słowa tak szybko, że Jeongguk nawet nie mógł odpowiedzieć, a każde kolejne słowo cięło precyzyjnie jak nóż. — Czy może jedynie dla zabawy chcesz zniszczyć swój związek i naszą rodzinę?
— T-to nie tak... — zaczął młodszy.
Jego głos drżał i nienawidził siebie samego za to, jak żałośnie brzmiał, ale nie wiedział, jak się bronić. Co powiedzieć, by jego brat zrozumiał, co tak naprawdę przeżywał przez ostatnie dziesięć lat? Co przeżywał teraz.
— A jak, Gguk? Obściskujesz się z tym... tym... — starszy urwał, jakby brakowało mu odpowiednich słów na to, by jakoś nazwać Tae, ale Jeongguk dostrzegł grymas na jego pięknej twarzy. — Obściskujesz się z nim niemal w samym centrum miasta, wśród ludzi. A co by było, gdyby ktoś cię rozpoznał? Gdyby to jakiś dziennikarz zrobił wam te zdjęcia? Chcesz zniszczyć naszą rodzinę, naszą firmę? Chcesz, żeby nasza rodzina była wytykana palcami i wyśmiewana przez taki skandal? Tego chcesz? I po co to wszystko? Żeby się zabawić? Żeby poczuć trochę adrenaliny przed ślubem? — kontynuował Jin, wciąż unosząc głos. — Przed chwilą patrzyłem, jak całujesz swoją narzeczoną. Słuchałem, jak ustalacie datę ślubu i obserwowałem, jak przyjmujesz od ojca te cholerne obrączki, które tyle lat dla ciebie chował, a ty chcesz to wszystko zniweczyć dla chwili... — urwał i pozwolił, by z jego warg wyrwało się głośne westchnienie, wyrażające frustrację. Silne dłonie odruchowo odnalazły drogę do kruczoczarnych włosów, sunąc po nich palcami. — Jak możesz robić coś takiego? Nasza matka pewnie przewraca się w grobie, widząc, kim się stałeś. Jeonowie nie kłamią, nie zdradzają i nie okradają własnej rodziny! Przynosisz wstyd swojej rodzinie!
Jeongguk chciał coś powiedzieć, by jakoś się obronić przed tym atakiem, ale samo wspomnienie ich matki i słowa, które staczały się z warg jego brata, sprawiły, że nie był w stanie wydusić nawet jednego słowa.
Seokjin miał rację.
Reprezentował sobą wszystko, czym zawsze gardził. Zapętlił się w swoich własnych kłamstwach tak bardzo, że już nie wiedział, co ma zrobić, a te teraz one napluły mu prosto w twarz.
— Powiedz mi jedno... Wiedziałeś, że on ma zamiar ukraść ten pendrive? — spytał nagle Jin.
Jego głos był nieco spokojniejszy, ale słychać było w nim wyraźne rozczarowanie. Podobnie, jak w spojrzeniu jego ciemnych oczu, które wciąż mierzyły chłodno sylwetkę młodszego brata.
— C-co? O czym ty mówisz? — wydusił w końcu Gguk, wyraźnie zaskoczony jego pytaniem.
— Widziałem nagrania z kamer. Wiem, że wprowadziłeś do biura tego mężczyznę, używając do tego tajnego przejścia. Widziałem, że weszliście razem do biura ojca. Przecież to jasne, że to on ukradł ten pendrive — wyjaśnił pewnym głosem.
Jeongguk zaśmiał się mimowolnie, patrząc na brata z niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
— Tae nic nie ukradł — zaprotestował szybko.
Sam był zaskoczony tym, jak pewnie zabrzmiał jego głos, zważywszy na to, że miał wrażenie, że cały pokój wiruje, a jego nogi są jak z waty. Nie miał jednak najmniejszych wątpliwości co do prawdziwości swoich słów. Gdy Seokjin powiedział mu o zaginięciu pendrive'a, ani przez chwilę nie pomyślał, że to Taehyung mógłby stać za jego zniknięciem. Mimo że byli razem w biurze ich ojca, a tatuażysta wyjmował krawat z szuflady, w której rzekomo znajdował się ten dysk, wiedział, że on nie miał z tym nic wspólnego.
Ufał mu, jak nikomu innemu.
— Gguk, przestań go kryć! — skarcił go Jin szybko. — Wiedziałeś o tym? To dlatego go tu przyprowadziłeś? Żeby mógł go ukraść? Pomagasz mu? A może on cię czymś szantażuje?
— Jin, czy ty w ogóle słyszysz, co ty wygadujesz? — spytał Jeongguk. — To niedorzeczne. Taehyung był tutaj, bo to ja go zaprosiłem. Nie włamał się tutaj i z pewnością nic nie ukradł.
Seokjin roześmiał się głośno na jego słowa, jakby to, co przed chwilą powiedział, było jakimś zabawnym żartem, po czym ponownie przeniósł na niego swój wzrok.
— To zaskakujące, co mówisz, bo mógłbym przysiąc, że wychodząc z biura ojca, ten twój Taehyung miał w dłoni Yamazaki ojca, które jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności zniknęło z jego barku...
— To ja zabrałem to Yamazaki i ojciec o tym wie, bo sam mu o tym powiedziałem — wyjaśnił chłodno. — Tae ma gdzieś moje pieniądze.
Starszy ponownie prychnął, kręcąc głową, po czym wyjął z kieszeni marynarki kartkę i rozłożył ją. Jego gesty były powolne, nieco teatralne, jakby chciał wywołać tym jeszcze lepszy efekt. Chwilę studiował to, co było wydrukowane na białej kartce papieru, by ponownie przenieść wzrok na brata.
— Skoro tak mu nie zależy na twoich pieniądzach, to jak wytłumaczysz mi to, że ostatnio zapłaciłeś blisko sześćdziesiąt siedem milionów won za najnowszy model Hyundaia Genesis GV80? Jakoś nie widziałem, żebyś zamienił swojego mercedesa na inne auto, a dziwnym zbiegiem okoliczności... Twój hydraulik ma dokładnie takie auto.
— Sprawdziłeś moje wyciągi? — zapytał Jeongguk z niedowierzaniem.
— Jak to wyjaśnisz, hm? — kontynuował Seokjin, lekceważąc słowa brata.
Wiedział, że to, co zlecił informatykowi, było nielegalne i mocno wątpliwe pod względem moralnym, ale tutaj chodziło o bezpieczeństwo ich rodziny. Musiał sprawdzić tego mężczyznę i ochronić przed nim ich rodzinę. Jeongguk mógł być w niego zapatrzony i ufać jego uśmiechom, ale on wiedział, że ten wytatuowany chłopak miał wobec nich ukryte zamiary.
— A jak wyjaśnisz to, że tydzień temu ktoś zrealizował czek na dziesięć milionów won, wystawiony na twoje nazwisko?
Jeongguk spojrzał na niego zaskoczony. W pierwszej chwili nie wiedział, o jakim czeku mówi jego brat, ale po chwili zorientował się, kto zrealizował tę wypłatę — Minho.
Kurwa.
— To nie tak, jak myślisz. To ja chciałem kupić mu to auto. On go potrzebuje... — odpowiedział w końcu, ostrożnie dobierając słowa, by nie pogorszyć i tak już trudnej sytuacji.
— No jasne, że ty... Nie widzisz, że on cię wykorzystuje? Że manipuluje tobą tak, by dostać to, co chce? Tacy, jak oni zawsze chcą wykorzystać takich, jak my. Jesteś młody, naiwny i cholernie bogaty. Wydaje ci się, że dobrze się bawisz, ale tak naprawdę pomagasz mu niszczyć naszą rodzinę. Ale ja na to nie pozwolę — powiedział Jin, patrząc mu prosto w oczy, po czym odwrócił się na pięcie i zbliżył w stronę biurka, po czym chwycił za telefon stacjonarny, który stał w rogu.
— Co masz przez to na myśli? — zapytał Jeongguk, czując rosnącą panikę.
— Jak to co? Zadzwonię na policję i zawiadomię ich, że ten mężczyzna dostał się podstępem do naszego biurowca i ukradł pendrive z projektem wartym miliony — odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz i zaczął wbijać numer na klawiaturze, jednocześnie przystawiając słuchawkę do ucha.
Jeongguk szybko podbiegł w jego stronę, pokonując dzielący ich dystans w kilku krokach i wcisnął przycisk, przerywający połączenie. Seokjin uniósł wzrok i spojrzał mu prosto w oczy. Młodszy zwilżył swoje wargi i przestąpił z nogi na nogę, po czym przesunął dłonią po swoich ciemnych lokach, które po chwili nieposłusznie opadły na ciemne oczy.
— Nie rób tego. On naprawdę nie ma z tym nic wspólnego — szepnął.
Jin przez chwilę mierzył go swoim wzrokiem, w końcu jednak zaczął powoli obniżać dłoń, by w rezultacie odłożyć słuchawkę na widełki.
— Może w takim razie, skoro jesteś taki pewny, że to nie on ukradł ten pendrive, obejrzymy sobie razem nagranie z biura ojca z tej nocy? — spytał, a Jeongguk spojrzał na niego z nieukrywanym strachem w oczach.
Widząc jego przerażenie, Seokjin uśmiechnął się zwycięsko. Był przekonany, że Jeongguk go okłamuje, chcąc chronić tego mężczyznę.
— Ooooch! Czyżbyś nie wiedział, że w biurze ojca zamontowane są kamery? — zapytał, mimo że dobrze znał odpowiedź.
Nikt oprócz niego i ojca nie wiedział o tych kamerach. Zostały zamontowane na wszelki wypadek, na długo przed tym jak jego brat zaczął w ogóle pracować w firmie. Nikt nigdy nie sprawdzał tych nagrań. Podobnie z resztą, jak i tych z kamer, które znajdowały się na korytarzu. Nigdy wcześniej nie było takiej potrzeby. Nikt nigdy nie ośmielił się okraść ich firmy. Biurowiec był świetnie zabezpieczony. Dostanie się do środka niezauważonym, niemal graniczyło z cudem. Nikt nie przypuszczał jednak, że to któryś z Jeonów wpuści wroga do środka.
Seokjin zaśmiał się delikatnie, widząc minę brata, który uświadomił sobie, że to wcale nie jest żart, po czym powoli obszedł biurko i usiadł na skórzanym fotelu. Czuł na sobie uważny wzrok Jeongguka. Jego ciemne źrenice wciąż były rozszerzone, chłopak wyraźnie pobladł, wiedząc, że kolejne jego kłamstwo zaraz wyjdzie na jaw. Starszy z braci wsunął dłoń do kieszeni marynarki i wyjął z niej niewielki przedmiot, po czym uniósł go tak, by brunet mógł zobaczyć co to.
— Na tym pendrive zapisane jest nagranie z biura ojca z tej nocy, kiedy przyprowadziłeś tutaj tego złodzieja... Jeszcze go nie oglądałem, ale chyba nadszedł najwyższy czas, by to zrobić — wyjaśnił. — Chcesz mi coś powiedzieć, zanim to zrobię, czy dalej będziesz go kryć?
Jeongguk milczał, jednak jego wzrok utkwiony był w czarnym pendrivie, który spoczywał w dłoni brata. Wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć albo zwymiotować. Był cholernie blady, jego oddech był dziwnie nieregularny i przez chwilę Seokjin pomyślał, że być może powinien odpuścić, ale nie mógł się teraz wycofać. Nie kiedy był tak blisko poznania prawdy. Ten czerwonowłosy mógł omamić jego młodszego brata, ale jego nie oszuka. Znał takich ludzi. Ludzi, którzy jedynie czekali na możliwość, by ich okraść albo wyłudzić pieniądze w inny sposób. A ci, który robili to, udając, że im zależy, byli najgorsi z nich wszystkich.
Gdy Gguk wciąż milczał, wyciągnął dłoń i wsunął USB do wejścia. Położył dłoń na myszce bezprzewodowej i spojrzał ukradkiem na brata. Zdawało mu się, że chłopak praktycznie nie oddycha. Kliknął przycisk „Mój komputer" i już miał kliknąć dysk, by otworzyć jego zawartość, gdy Jeongguk zawołał jego imię. Jego głos był dziwnie zmieniony, jakiś drżący, niepewny, niemal błagalny.
— Proszę, nie rób tego...
— Gguk, on namieszał ci w głowie. Zobacz, co teraz robisz. Chronisz przestępcę, który okradł twoją własną rodzinę — odpowiedział mu Seokjin, dużo łagodniejszym głosem. — To się musi skończyć. Musisz zakończyć relację z tym mężczyzną, zanim będzie za późno. Jeśli ty tego nie zrobisz, ja to zrobię — dodał twardo.
— Nie rozumiesz... Ja...
— Wszystko świetnie rozumem, Gguk — przerwał mu Jin. Jego głos znowu zrobił się twardszy, bardziej nieustępliwy. — Masz czas do poniedziałku.
— Czas na co? — wydusił młodszy.
— Jeśli nie zakończysz tej chorej relacji... Powiem o wszystkim Lisie i ojcu. A potem wezwę policję i powiem im wszystko, co wiem o tym mężczyźnie. Nie pozwolę na to, żebyś zniszczył naszą rodzinę i firmę ojca — zagroził, patrząc mu prosto w oczy.
— Nie zrobię tego, Jin — zaprotestował. — Nie znasz go. Nic o nim nie wiesz i mnie też nie znasz... Wydaje ci się, że o wszystkim wiesz, ale nic nie wiesz. Jedyną osobą, która od dawna mnie wykorzystuje, jest Lisa. To ona wydaje moje pieniądze na prawo i lewo. Skoro sprawdzałeś moje wyciągi, to z pewnością widziałeś na liście zestaw biżuterii od Tiffany'ego albo kieckę z nowej kolekcji Versace za niemal pół miliona. Myślisz, że to ja przebieram się w damskie ciuszki po godzinach? Tae jest inny niż oni wszyscy. Jako jedyny widzi to, co kryje się za maską młodego biznesmena. Widzi to, co kryje się pod tym cholernym garniturem. On nie patrzy przeze mnie albo na mnie tak jak wy. On patrzy głębiej. Widzi to, co dla was jest niewidoczne i być może nigdy nie będzie. On jedyny widzi prawdziwego mnie — teraz i on niemal krzyczał, czując, że żal i rozpacz ściskają jego gardło, niemal pozbawiając go tchu.
Seokjin wstał z fotela i zrobił kilka kroków w jego stronę. Wyglądał na mocno zdenerwowanego jego słowami, ale w jego oczach widać było gniew i pogardę.
— Czy ty w ogóle siebie słyszysz, Gguk? Naprawdę masz zamiar wybrać jakiegoś wytatuowanego kolesia, którego ledwo co poznałeś ponad swoją rodzinę?! Ponad ojca, który całe życie harował, żebyś miał wszystko, co najlepsze? Ponad swoją narzeczoną, kobietę, która oddała ci ponad trzy lata ze swojego życia i wiernie stoi u twojego boku, kocha cię i wspiera? Masz zamiar zniszczyć to wszystko dla tego... tego...
— No, śmiało — zachęcił Jeon. — Dokończ, to co chciałeś powiedzieć... — dodał, po czym roześmiał się gorzko. — Dla tego pedała? — spytał smutno. — To chciałeś powiedzieć, prawda? Jasne, że tak. Gdyby to była kobieta, nie byłbyś tak wściekły. Boli cię to, że ktoś mógłby zobaczyć, że twój młodszy brat obściskiwał się w parku z innym mężczyzną, bo to obrzydliwe, prawda? Bo to nie jest normalne. Bo przyszły CEO takiej wspaniałej firmy jak The Jeon Electronics nie może być pedałem.
— Przecież to jest niedorzeczne. Ty taki nie jesteś, Gguk. On ci namieszał w głowie — odpowiedział Jin.
— Wiesz co? Jak chcesz, to włącz ten cholerny pendrive i odpal to nagranie. Zobacz, co naprawdę robił twój młodszy brat tamtej nocy. A może wolisz, żebym ja ci powiedział, bo nie wiem, czy będziesz w stanie znieść taki okropny widok. Chcesz wiedzieć, co tak naprawdę robił tam Tae? — pytał, niemal krzycząc. — Nie, nie kradł tego cholernego pendrive'a. Kochał się ze mną — wyznał. — A może nie. To złe słowo. On się ze mną nie kochał. On mnie pieprzył. Pieprzył mnie na biurku naszego ojca dokładnie tak, jak lubię najbardziej. Mocno i szybko. Nie wierzysz mi, to odpal to cholerne nagranie. Zobacz, jakim pedałem jest twój młodszy brat.
— Gguk! — upomniał go Seokjin, jakby nagle zdał sobie sprawę z tego, że ich głosy są na tyle podniesione, że ktoś mógłby usłyszeć tę rozmowę.
Jeongguk roześmiał się jedynie smutno, po czym uniósł dłoń i wsunął ją w swoje ciemne loki, odgarniając je do tyłu. Spojrzał bratu prosto w oczy, czując, że jego ciemne tęczówki w kolorze gorącej czekolady zachodzą łzami.
— No tak, jedyne, o co się teraz martwisz, to że ktoś mógłby usłyszeć, jaki obrzydliwy jestem... — prychnął, po czym odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł z biura, trzaskając za sobą drzwiami.
***
Ayashee:
Hej hej, a może raczej "kalispera", bo rozdział ten wrzucam w nieco innych okolicznościach niż zwykle.
Właśnie zaczynam urlop i jestem w Grecji, ale nie mogłam zostawiać Was bez rozdziału przez taki długi czas.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Przechodzimy do tych najważniejszych wydarzeń i zapewne już do końca tej książki, będzie bardzo dużo emocji, więc zapnijcie pasy.
Jak myślicie, co się teraz wydarzy?
Z przyjemnością czytam wszystkie Wasze komentarze i jestem bardzo ciekawa, co myślicie oraz jakie są Wasze teorie.
Dodatkowo chciałam Was uprzedzić, że w związku z moim wyjazdem, kolejny rozdział z pewnością pojawi się dopiero we wrześniu. Nie będę pisać podczas urlopu, więc ciężko mi powiedzieć, kiedy dokładnie uda mi się go skończyć i kiedy pojawi się nowy rozdział. Postaram się wrzucić go najszybciej, jak to możliwe.
Na osłodę takiego długiego oczekiwania mam dla Was małą niespodziankę.
Filakia ❤️
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top