25. MAKE IT RIGHT
Taehyung wsunął wytatuowane palce w ognistoczerwone włosy i przesunął po nich szybkim ruchem dłoni. Od ponad pół godziny nerwowo stukał stopą o jedną z nóg stołu, jednocześnie wlepiając wzrok w swój telefon. Jeongguk obiecał, że zadzwoni do niego, gdy wróci do domu po przyjęciu. Było już dosyć późno, a jego telefon wciąż milczał. Wiedział, że przyjęcie mogło się przeciągnąć albo brunet mógł być zmęczony i po prostu mógł zapomnieć o swojej obietnicy, ale coś z tyłu głowy nie pozwalało mu się odprężyć. Czuł się dziwnie zdenerwowany, jego dłonie pociły się, przez co pocierał nimi o swoje czarne jeansy co kilka minut. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale miał złe przeczucia i jedyne, o czym marzył, to w końcu usłyszeć melodyjny głos po drugiej stronie słuchawki, który powie mu, że wszystko z nim w porządku.
Kiedy ponownie podświetlił ekran swojego smartfona i po raz kolejny okazało się, że jego skrzynka odbiorcza jest pusta, wypuścił głośno powietrze ze swoich płuc w geście frustracji. Nie wiedział, co się z nim działo. To uczucie niepokoju było wręcz irracjonalne. Położył małego spać już dobrą godzinę temu, a od tego czasu siedział w kuchni przy stole niemal jak na szpilkach.
Nie mogąc znieść tej bezczynności i nerwowego oczekiwania, wsunął dłoń do kieszeni czarnej bluzy, którą miał na sobie i wyjął z niej paczkę czerwonych Marlboro. Chwycił w palce jednego papierosa i wstał ze swojego miejsca. Wsunął fajkę do ust, chwytając ją delikatnie wargami, a komórkę umieścił w tylnej kieszeni swoich czarnych jeansów, po czym ruszył w stronę balkonu.
Gdy wyszedł na zewnątrz, uderzył go przyjemny, rześki powiew wiatru, jednocześnie rozwiewając jego czerwone włosy. Taehyung wsunął dłoń do kieszeni spodni, wyciągnął z niej zapalniczkę i podpalił ją. Wetknął końcówkę papierosa w płomień i zaciągnął się mocno, by go podpalić. Miał nadzieję, że nikotyna złagodzi jego zdenerwowanie, chociaż wiedział, że ta nadzieja jest złudna.
Zaciągnął się mocno, po czym oparł dłonie na balustradzie i spojrzał w dół. Przez chwilę śledził wzrokiem zakochaną parę, która szła ulicą,
trzymając się za ręce. Mimo że byli na tyle daleko, że nie był w stanie ich usłyszeć, był pewien, że mężczyzna mówi coś do kobiety. Jak się domyślił, był to zapewne jakiś żart albo być może nieznajomy po prostu się z nią droczył, gdyż dziewczyna dała mu delikatnego kuksańca w bok, po czym roześmiała się. Z takiej odległości jej śmiech był jedynie cichą melodią, ale wyraźnie słyszał w nim radość.
Czy tak właśnie wyglądał Jeongguk, stojąc u boku Lisy na jej przyjęciu pożegnalnym?
Dobrze wiedział, że idąc na to przyjęcie, brunet będzie zmuszony udawać, że między nim a Lisą wszystko jest w porządku. Wiedział również, że te gesty nic dla niego nie znaczą, ale nie mógł zaprzeczyć, że czuł się zazdrosny na samą myśl o tym, że to z nią Jeongguk spędza ten wieczór, to ona stoi dumnie u jego boku, mówiąc wszystkim, że ten wysoki, przystojny mężczyzna należy do niej, to ona trzyma jego dłoń, być może nawet całuje jego miękkie wargi.
Na tę nieprzyjemną myśl, jego dłoń ponownie uniosła się odruchowo do jego ust, a wargi otoczyły bibułkę papierosa, by przyjąć kolejną dawkę trucizny. Zaciągnął się mocno, wciągając delikatnie policzki, po czym zamknął oczy, przytrzymując nikotynę w płucach. Wciąż czuł, jak po jego żyłach krąży niepokój. Nie potrafił tego wytłumaczyć, to uczucie było irracjonalne, ale niemal czuł, jak lęk pełza pod jego wytatuowaną skórą, starając się wydostać na powierzchnię.
Stał tak przez chwilę z zamkniętymi oczami, pozwalając, by wiatr delikatnie rozwiewał czerwone kosmyki. Gdy ponownie otworzył oczy, rozchylił delikatnie wargi, by dym mógł powoli wydobyć się na zewnątrz. Spojrzał na ulicę, gdzie chwilę temu widział nieznajomą parę, ale po zakochanych nie było już śladu. Jego wytatuowana dłoń uniosła się do góry, by wprowadzić do płuc kolejną dawkę nikotyny, gdy nagle poczuł, że jego telefon zaczyna wibrować w tylnej kieszeni spodni, sięgnął więc szybko po komórkę, starając się wyciągnąć ją z ciasnej kieszeni, jednocześnie przytrzymując żarzącego się papierosa między palcami.
- Ach, kurwa! - zaklął, gdy przez przypadek przypalił się papierosem, po czym wsunął fajkę do ust i ponownie sięgnął do kieszeni, by wyjąć wibrujący smartfon.
Gdy tylko udało mu się wydobyć urządzenie z kieszeni, spojrzał na wyświetlacz. Poczuł się dziwnie rozczarowany, gdy imię na ekranie nie było tym, które tak bardzo chciał zobaczyć, mimo to wcisnął zieloną słuchawkę i przystawił komórkę do ucha.
- Tak, Yoongi - rzucił już do rozmówcy, jednak odpowiedział mu jedynie głośny sygnał karetki przejeżdżającej w pobliżu. Dopiero gdy dźwięk się oddalił, był w stanie usłyszeć ciche powitanie przyjaciela. - Jezu, gdzie ty jesteś? Czemu jest tak głośno? - spytał odruchowo, wciąż czując w uszach świdrujący dźwięk pogotowia. Yoongi milczał przez krótką chwilę, ale w tej ciszy było coś takiego, że Taehyung ponownie poczuł się dziwnie zdenerwowany. - Wszystko w porządku? - zapytał, ściągając swoje brwi razem, mimo że przyjaciel nie mógł go zobaczyć.
- Tae, byłem dzisiaj z Jiminem na tym przyjęciu pożegnalnym Lisy... - zaczął w końcu Yoongi, ale mimo to Taehyung nie mógł opanować swojego zdenerwowania.
Miał chęć się zaciągnąć papierosem, ale nie był w stanie unieść dłoni do ust, zacisnął ją jedynie na poręczy balkonu. Miał cholernie złe przeczucia co do tego wieczoru. Gdy rozmawiał z Jeonggukiem, wiedział, że chłopak wcale nie chce tam iść. Widział jego zdenerwowanie i być może właśnie dlatego cały czas miał wrażenie, że coś może pójść nie tak.
- Nie wiem, co się stało... Jeongguk był zdenerwowany. Przez cały wieczór jego rodzina odstawiała szopkę, jaką to cudowną parą są z Lisą. Rozmawiałem z nim i zdawało mi się, że już jest lepiej, ale potem... Nie wiem...
- Yoongi, co ty mi mówisz? Coś się stało?
- Jeongguk... On chyba miał jeden z tych ataków, o których mi wspominałeś... Był blady... Cholernie blady... Trzymał się za klatkę piersiową i mówił, że nie może oddychać...
Taehyung poczuł, że całe wnętrzności podchodzą mu do gardła. Szybko zgasił papierosa, dociskając żarzącą się końcówkę do niewielkiej popielniczki, stojącej na parapecie i zacisnął mocno dłoń na swoim smartfonie.
- Gdzie on jest? Yoongi, gdzie jest Gguk? Czy on jest z tobą? Daj mi go do telefonu - polecił.
- Tae, Jeongguk zasłabł. Zabrało go pogotowie. Jesteśmy właśnie w szpitalu, do którego go zabrano. Powiedziałem Jiminowi, że muszę zapalić, żeby wyjść stamtąd i móc do ciebie zadzwonić. Pomyślałem, że powinieneś wiedzieć... - wyjaśnił szybko. Jego głos był nieco drżący, był wyraźnie zdenerwowany.
- O Boże, co z nim? Nic mu nie jest? - dopytywał Kim, czując, jak wnętrzności podchodzą mu do gardła.
Zrobiło mu się słabo, miał wrażenie, że świat dookoła zaczyna wirować. Wiedział, że coś jest nie tak. Czuł to w kościach, w każdej komórce swojego ciała. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale po prostu wiedział, że Jeonggukowi coś się stało, ale miał nadzieję, że to jedynie głupie, nic nieznaczące przeczucie. Gdy jednak Min potwierdził jego największe obawy, nie mógł oddychać, jakby i jemu odebrano tlen.
- Nie wiem. Gdy go zabierało pogotowie, był nieprzytomny... Lekarz jeszcze do nas nie wyszedł... Ale gdy tylko się czegoś dowiem...
- Gdzie jesteście? Do którego szpitala go zabrano? Zaraz tam przyjadę.
- Tae, tutaj są wszyscy - powiedział ostrożnie Min. - Jego rodzice, brat... Lisa.
- Mam to gdzieś, Yoongs! - warknął.
Te słowa zabrzmiały nieco zbyt ostro. Był tego w pełni świadom, ale nie potrafił się powstrzymać. Miał gdzieś to, że są tam inni, że mogą go zobaczyć i dowiedzieć się o wszystkim. On też powinien tam być...
- Przepraszam - rzucił szybko, gdy zreflektował się, że uniósł na niego swój głos. - Ja muszę tam być - powiedział cicho.
- Zabrali go do tego prywatnego szpitala Seoul Grace blisko Gangnam-gu. Jeśli się czegoś dowiem, dam ci znać - odparł Min. - Muszę wracać, bo Jimin zacznie coś podejrzewać.
- Yoongi! - zawołał szybko, by powstrzymać przyjaciela przed rozłączeniem się. Przez kilka sekund panowała między nimi całkowita cisza. - Dziękuję - powiedział w końcu Taehyung, po czym rozłączył się, zanim Min zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
Kim wsunął dłoń w swoje czerwone włosy i spojrzał na wyświetlacz. Było już dosyć późno. Jae spał w swoim łóżeczku i nie chciał go budzić, ale musiał pojechać do tego szpitala. Wiedział, że Jeongguk miewał ataki, ale nie wspominał mu, że są czasem aż tak silne, że trafiał przez to do szpitala. Wiedział, że to nie był zwykły atak. Na tym przyjęciu musiało wydarzyć się coś więcej. Coś, o czym być może nikt oprócz Jeongguka nie wie. Musiał go zobaczyć. Musiał przy nim być.
Bez wahania wszedł w listę swoich kontaktów i wybrał jeden z nich. Czekając na połączenie z rozmówcą, zaczął nerwowo poruszać swoją prawą nogą. Był tak cholernie zdenerwowany, że jego ciało zaczęło delikatnie dygotać. Najchętniej wybiegłby stąd w tej chwili, wskoczył do auta i pojechał do Seoul Grace, ale nie mógł przecież zostawić Jae samego.
- Mamo! - rzucił, gdy tylko usłyszał, że w końcu ktoś odebrał telefon. - Czy możesz przyjechać do mnie i zostać na noc z Jae? Wiem, że jest późno... Ale Jae śpi i nie chcę go budzić, a ja... - urwał na chwilę, starając się uspokoić oddech. - Jeongguk trafił do szpitala - wyznał w końcu. - Ja muszę tam pojechać... - dokończył niemal błagalnym głosem.
- Och, synku - jęknęła kobieta. - Tak mi przykro... Będę u ciebie za pół godziny.
- Dziękuję, mamo - szepnął i rozłączył się.
Skończył rozmowę tak szybko, jak to tylko było możliwe, gdyż czuł, że z każdym słowem jego gardło zaciska się nienaturalnie. Było mu niedobrze. Wsunął komórkę do kieszeni spodni i położył dłonie na balustradzie, zaciskając na niej swoje długie palce. Przez chwilę starał się oddychać wieczornym powietrzem, by chociaż trochę się uspokoić.
Czuł, że coś jest nie tak. Wiedział, że Jeongguk nie chciał iść na to przyjęcie. Powinien był go powstrzymać albo zrobić coś, by temu zapobiec. Jeśli coś mu się stanie, nie wybaczy sobie tego. Nie był nawet pewien, co tak właściwie zamierzał zrobić, gdy się już zjawi w tym szpitalu. Skoro była tam cała jego rodzina i Lisa, nie będzie mógł się im pokazać. Mimo że go nie znali, jego obecność na pewno nie pozostanie niezauważona. Ktoś może się zaciekawić, skąd zna Jeongguka i czemu przyjechał w nocy do szpitala na wieść, że mężczyzna zasłabł, ale jeśli coś by mu się stało, nie wybaczy sobie tego, że go przy nim nie było.
Przez ciągłą gonitwę myśli w głowie, czuł się cholernie zdenerwowany. Wrócił do mieszkania i usiadł na jednym z krzeseł przy stole kuchennym, kładąc komórkę przed sobą. Wpatrywał się w nią tak długo, aż w końcu usłyszał dźwięk otwierania zamka w drzwiach. Jego matka posiadała swój własny zestaw kluczy, na wypadek gdyby coś się wydarzyło i musiała się zająć Jae. Gdy jest się samotnym rodzicem, takie środki nieraz ratują tyłek, gdy życie daje ci w kość. Taehyung znał to aż zbyt dobrze.
Na dźwięk otwierania drzwi, poderwał się na równe nogi. Od dobrych piętnastu minut siedział przy stole gotowy do wyjścia. Miał na sobie buty i kurtkę, w dłoni ściskał klucze do auta i komórkę. Gdy w progu stanęła jego matka, kobieta uśmiechnęła się do niego łagodnie, jakby chciała tym dodać mu otuchy, po czym nic nie mówiąc, otoczyła go swoimi ramionami. Taehyung był od niej znacznie wyższy, ale pozwolił, by kobieta przyciągnęła go do swojego ciała.
- Tak mi przykro, synku. Wiesz, co z nim? - spytała łagodnie.
- Nie wiem nic poza tym, że zasłabł i zabrano go do szpitala - wyjaśnił szybko. - Jadę. Jae śpi, więc nie powinien się obudzić. Dam znać, gdy się czegoś dowiem.
- Jedź ostrożnie - poleciła kobieta.
Taehyung złożył na jej czole delikatny pocałunek, po czym odwrócił się na pięcie i wybiegł z mieszkania. Zbiegał po schodach tak szybko, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Czuł, jak jego serce obija się mocno o żebra, jakby próbowało się uwolnić. Już nawet gdy dotarł na dół, nie potrafił się zatrzymać i biegiem ruszył na parking, by odnaleźć swoje zniszczone auto. Wsunął się na miejsce kierowcy, zapiął pasy i odpalił silnik, który odpowiedział mu głośnym pomrukiem.
***
Jimin czuł się cały roztrzęsiony. Zdarzyło mu się być już kiedyś świadkiem ataku Jeongguka, ale było to kilka lat temu i tamten atak nie przypominał w niczym tego, czego tym razem był świadkiem. Gdy brunet osunął się na ziemię, był tak blady, że jego skóra zdawała się niemal przezroczysta, poruszał swoimi ustami, rozpaczliwie starając się wprowadzić do płuc, chociażby odrobinę niezbędnej dawki tlenu. Jimin wciąż słyszał w głowie jego słowa: "Nie mogę oddychać" i miał wrażenie, że zaraz i jego płuca odmówią mu posłuszeństwa. Każdy oddech zdawał się palić jego gardło.
Zacisnął mocniej swoje drobne dłonie na czarnej marynarce Yoongiego i wtulił się w jego pierś. Stali na szpitalnym korytarzu, czekając, aż w końcu któryś z lekarzy wyjdzie do nich i powie, co z Jeonggukiem, a tatuażysta, trzymał go w swoich ramionach, co jakiś czas sunąc po jego plecach dłonią.
- Nie stresuj się tak, Minnie - szepnął niskim, lekko zachrypniętym głosem niemal wprost do jego ucha. Jego ciepły oddech uderzał przyjemnie o policzek młodszego mężczyzny. - Wszystko będzie dobrze - dodał.
Jimin nienawidził, gdy ktoś mówił mu, że wszystko będzie dobrze. Życie nauczyło go, że zwykle to były jedynie puste słowa, wymawiane przez ludzi, którzy nie mieli nic lepszego do powiedzenia i które nie miały nic wspólnego ze szczerością, ani z prawdą.
Tym razem jednak podobało mu się, jak brzmiały te słowa, staczając się z ust Yoongiego. Zdawało mu się, że język tatuażysty jakoś czulej pieści samogłoski, zmiękczając ich brzmienie i sprawiając, że jego ciało ogarnia spokój.
Nienawidził czuć się słaby i zależny od kogokolwiek, cenił sobie swobodę, którą dawały otwarte związki i przelotne romanse, ale skłamałby, mówiąc, że nie podobało mu się to, jak znajome były ramiona mężczyzny. Chyba po raz pierwszy w swoim życiu, czuł się naprawdę dobrze, gdy ktoś się o niego troszczył i z jednej strony chciał, by ta chwila oczekiwania i niewiedzy w końcu dobiegła końca, a z drugiej pragnął, by Yoongi trzymał go w swoich ramionach po ostatni dzień tego świata.
Nie potrafił nawet wyrazić tego słowami, ale niemal namacalnie czuł, że ta chwila zmienia coś w ich relacji. Być może była to jedna z nieodwracalnych zmian, których do tej pory tak bardzo się wystrzegał, które go paraliżowały strachem i sprawiały, że uciekał, ale nie tym razem...
Tym razem nie miał zamiaru uciekać.
Zacisnął więc swoje dłonie jeszcze mocniej, dociskając swoje lekko drżące ciało do tego drugiego i wciągnął do płuc kojący zapach jego perfum, jednocześnie zamykając oczy. Stali tak jeszcze chwilę, Jimin starał się skupić na cieple ciała tatuażysty i biciu jego serca tuż przy jego uchu, gdy nagle usłyszał, że drzwi, za którymi znajdował się dotąd Jeongguk, nagle otworzyły się z impetem.
Uniósł szybko głowę i uchwycił wzrokiem, jak Seokjin oraz ojciec Jeongguka zrywają się ze swoich miejsc. Wiedział, że Lisa siedziała na miejscu obok macochy swojego narzeczonego, ale z miejsca, gdzie stał, nie mógł jej dostrzec. Lekarz zdjął ze swoich dłoni lateksowe rękawiczki, ściągnął maseczkę i spojrzał po zebranych.
- Co z nim, panie doktorze? - spytał Seokjin, zdobywając się na odwagę, by odzywać się jako pierwszy.
Jimin spojrzał na jego twarz. Wyglądał na mocno zmęczonego i zmartwionego, jakby to, co się wydarzyło, nagle dodało mu lat. Jego zwykle piękna, spokojna twarz przybrała pewnego rodzaju surowości, usta ściągnięte były w wąską linię, oczy lekko zaczerwienione.
- Pacjent jest stabilny. Wygląda na to, że to był bardzo silny atak paniki, ale dla pewności zleciłem kilka dodatkowych testów. Widziałem w historii choroby, że już wcześniej były przypadki podobnych ataków. Nie wiem, czy pacjent jest pod opieką psychiatry i zażywa regularnie zalecane leki?
- Z-zdaje się, że nie chodził ostatnio na terapię... Gdy z nim rozmawiałem, mówił, że wszystko z nim w porządku... - odpowiedział zmieszany, szukając wzrokiem Lisy, jakby ona była w stanie odpowiedzieć na zadane przez mężczyznę pytanie.
- Mój biedny Jeonggukie! Czy mogę go zobaczyć?! Tak bardzo się wystraszyłam - lamentowała blondynka, zbliżając się do obydwu mężczyzn.
- Pacjent dostał bardzo silne leki uspokajające i podajemy mu tlen, ale mogą państwo do niego na chwilę wejść. Nie można jednak go przemęczać, więc proszę, żeby to były maksymalnie dwie osoby. Myślę, że miał dosyć wrażeń na ten wieczór. Zatrzymamy go przez kilka dni na obserwacji, żeby mieć pewność, że wszystko jest w porządku - to mówiąc, skinął do Seokjina i Lisy, po czym oddalił się, kierując się w głąb korytarza.
- Yoongi, odwieziesz mnie do domu? - zapytał cicho Jimin. - I tak nie pozwolą mi do niego wejść... A z tych nerwów pęka mi głowa.
- Jasne. Chodźmy - to mówiąc, Yoongi wskazał, by blondyn ruszył przodem.
Wychodząc, spojrzał jeszcze za siebie i dostrzegł, że Lisa kieruje się w stronę pokoju, gdzie leżał Jeongguk.
***
Kiedy Jeongguk uniósł swoje ciężkie powieki, czuł się zdezorientowany. W pierwszej chwili nie wiedział, gdzie jest i co się właściwie stało. Obraz przed jego oczami wciąż był delikatnie rozmyty, dźwięki, które do niego docierały dziwnie zniekształcone. Spróbował się poruszyć i dopiero wtedy dostrzegł, że do jego lewej ręki podłączona była kroplówka, a do jego nosa kaniula, która wprowadzała do jego organizmu tlen.
I nagle wszystko do niego wróciło.
Przyjęcie Lisy, to żenujące przemówienie, a potem Minho...
Jego groźba...
Chciał się unieść, by odszukać swoją komórkę, ale czuł się skołowany, kręciło mu się w głowie, wciąż czuł palenie w płucach, jakby każdy oddech sprawiał mu ból. Nim dał radę podciągnąć się do góry, usłyszał, że drzwi jego pokoju otwierają się.
- Och, Jeonggukie! - pisnął kobiecy głos od progu i zanim Jeon odwrócił swój wzrok w kierunku drzwi, dobrze wiedział, kogo zobaczy.
Lisa wciąż miała na sobie wieczorową suknię, w której pojawiła się na swoim przyjęciu i wyglądała doskonale. Dziewczyna chwyciła w dłonie materiał swojej sukni i unosząc go delikatnie do góry, ruszyła w jego stronę.
- Kochanie! - zawołała ponownie, wyciągając dłoń, by pogładzić jego policzek. - Tak się martwiłam.
Jeongguk uniósł swoją dłoń i położył ją na tej dziewczyny, po czym delikatnie odsunął ją od swojej twarzy.
- Niepotrzebnie - powiedział. - Nic mi nie jest.
- Lekarz powiedział, że miałeś atak paniki. Co się stało? To chyba nie przez to żenujące przemówienie, które dla mnie przygotowałeś - rzuciła mimochodem i zaśmiała się krótko.
Być może miał to być żart, żeby rozluźnić tę napiętą atmosferę, ale Jeongguk wychwycił w jej głosie tę gorzką nutę, która świadczyła o tym, że nie do końca żartowała. Wiedział, że Lisa była rozczarowana jego wystąpieniem, ale nic nie powiedział, udając, że nie wyczytał uszczypliwości w jej głosie.
- To nic takiego - skłamał. - Po prostu ostatnio mam wiele na głowie i jestem trochę przemęczony. Nie martw się. Nic mi nie jest - dodał.
- Och to dobrze, bo nie mam teraz głowy do takich rzeczy - westchnęła. - W niedzielę wylatuję i muszę jeszcze spakować walizkę, a wciąż nie wiem, co mam ze sobą zabrać.
- Spokojnie, wracaj do domu. Odpocznij. Naprawdę nic mi nie jest - odparł, patrząc na nią chłodno.
Miał ochotę prychnąć pod nosem przez to, jak niedorzeczna wydała mu się ta chwila, ale powstrzymał się. Lisa wstała i ponownie pogładziła jego policzek, po czym pocałowała delikatnie jego spierzchnięte wargi.
- Przyjdę do ciebie jutro - powiedziała cicho. - Do zobaczenia, kochanie - to mówiąc, ponownie chwyciła swoją długą suknię w dłonie, unosząc ją na tyle, by nie przydeptać jej swoimi obcasami i ruszyła w stronę drzwi. Jeongguk odprowadził ją wzrokiem, czując na czubku języka gorzki smak rozczarowania.
Czy Lisa właśnie udowodniła po raz kolejny, że tak naprawdę nigdy nic dla niej nie znaczył?
Zwilżył językiem swoje spierzchnięte wargi. Był bardzo spragniony. Uniósł się z trudem na silnych przedramionach, dźwigając swoje ciało do pozycji pół siedzącej i wyciągnął dłoń w stronę szklanki z wodą, która stała na stoliku obok łóżka, ale nie mógł jej dosięgnąć. Zacisnął zęby, starając się podnieść jeszcze bardziej, ale czuł się tak cholernie wyssany z całej energii, że nawet tak proste zadanie zdawało się go przerastać. Gdy ponownie wyciągnął swoje ramię w kierunku stolika, do jego uszu ponownie wkradł się dźwięk otwierania drzwi.
- Gguk, zostaw! Ja to zrobię! - zawołał nagle znajomy głos, a po chwili do jego łóżka podbiegł wysoki, postawny mężczyzna o kruczoczarnych włosach.
Seokjin chwycił szklankę w swoje dłonie i szybko zbliżył ją w jego stronę. Jeongguk spojrzał na jego twarz. Nie lubił wyręczać się innymi i nie chciał być traktowany jak dziecko, jednak czuł się tak osłabiony, że tym razem pozwolił, by mężczyzna przystawił szklankę do jego ust. Starszy ostrożnie przechylił ją nieznacznie, pozwalając, by przezroczysty płyn po prostu wlał się do delikatnie rozchylonych warg Jeongguka. Woda była zbyt ciepła i obrzydliwa w smaku, ale mimo to wypił całą szklankę na raz. Czuł się tak spragniony, jakby nie pił nic od wielu lat.
Dopiero gdy skończył, Seokjin odstawił naczynie na stolik i przytrzymując go za ramiona, pomógł mu ponownie osunąć się na miękką poduszkę. Jeongguk uniósł swój wzrok i na chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały. Jego brat wciąż miał na sobie garnitur, w którym był na przyjęciu i wyglądał wręcz onieśmielająco pięknie. Jedynie jego krawat był rozluźniony i delikatnie przekrzywiony, jakby rozwiązywał go w pośpiechu. Miał delikatnie zaczerwienione oczy i wyglądał na wyraźnie przejętego. Przyglądając mu się z tak bliskiej odległości, dostrzegł, że jeden z kosmyków jego ciemnych włosów wygiął się i sterczał delikatnie na bok. Miał chęć wyciągnąć dłoń i zatopić palce w jego ciemnych włosach, by ponownie ułożyć je w idealną całość, ale ani drgnął.
- Cholernie nas wystraszyłeś, Gguk - wyznał w końcu Jin, przysiadając na krześle obok jego łóżka.
- Wiem. Przepraszam - szepnął.
Chciał powiedzieć, że on też się wystraszył. Że przez chwilę myślał, że naprawdę umiera i był tym cholernie przerażony. Że kiedy nie potrafił złapać oddechu, myślał tylko o tym, że być może już nigdy nie będzie w stanie zobaczyć tych, których naprawdę kocha. Rozglądał się po sali pełnej obcych ludzi i nie potrafił znaleźć nikogo, kogo mógłby prosić o pomoc.
- Gguk, głuptasie - zaczął Jin, chwytając jego dłoń. - Nie masz za co przepraszać.
- L-Lisa jest rozczarowana, że zepsułem jej przyjęcie. Najpierw to żałosne przemówienie, a potem jeszcze to...
- Gguk, to nie twoja wina. Poza tym to przyjęcie było tak nudne, że przynajmniej dostarczyłeś nam trochę atrakcji - zażartował, na co Jeongguk wywrócił oczami i prychnął delikatnie pod nosem.
- Gwiazda wieczoru.
Seokjin roześmiał się, a gdy w końcu jego śmiech ucichł, przeniósł wzrok na brata i przyjrzał mu się uważnie. Po eleganckim ubraniu nie było już śladu. Chłopak miał na sobie biały, szpitalny strój, przy którym zdawał się jeszcze bardziej blady. Jego włosy były delikatnie potargane, opadały miękkimi falami na ciemne oczy, pod którymi pojawiły się ciemniejsze cienie, jego wargi były lekko spierzchnięte.
- Co się tam wydarzyło, Gguk? - spytał nagle. - Nie widziałem, żebyś miał taki atak odkąd... Nie widziałem tego od dziesięciu lat.
Jeongguk milczał, nie wiedząc, co powiedzieć. Seokjin miał rację. Ostatni raz miał tak silny atak kilka miesięcy po śmierci ich matki. Im mijało więcej czasu od wypadku, tym ataki stawały się lżejsze i występowały coraz rzadziej, ale dzisiaj...
- Nie wiedziałem, że znowu masz ataki. Nic nie mówiłeś, że znowu się odnowiły? Dlaczego? Co się dzieje? - kontynuował mężczyzna, gdy młodszy wciąż nic nie mówił. - Gguk, jeśli coś się dzieje, możesz mi powiedzieć.
- Jin... Te ataki... - urwał, nie wiedząc, czy powinien powiedzieć bratu prawdę. Nim jednak zdążył się nad tym odpowiednio zastanowić, jego wargi rozchyliły się ponownie, pozwalając, by z jego ust stoczyły się słowa, które dotąd wstrzymywał. - Te ataki nigdy nie ustały - wyznał. - Stały się lżejsze, pojawiały się sporadycznie, ale... One nigdy nie ustały. Ostatnio... Znowu się nasiliły.
- Gguk, czemu mi nie powiedziałeś?
- A co byś zrobił?
- Nie wiem. Mógłbym ci jakoś pomóc. Zapisać cię na nowo do psychiatry lub psychologa albo... Sam nie wiem. Wtedy ta terapia ci pomogła, prawda? Teraz też mogłaby ci pomóc - tłumaczył.
- Jin, ja byłem u psychiatry i to wcale mi nie pomaga. Chcą mnie tylko szprycować lekami.
- Masz leki? Bierzesz je?
- Nie chcę ich brać. Jestem po nich senny, otumaniony. Nie potrzebuję ich - zaprotestował, podciągając się mocniej na łóżku. Czuł, że jego zdenerwowanie rośnie, co sprawiało, że ponownie odczuwał palący ból w klatce piersiowej.
- Gguk, może właśnie dlatego miałeś atak - powiedział łagodnie starszy.
- Nie potrzebuję tych leków, by zapobiec atakom, Jin. Znalazłem sposób, żeby sobie z nimi radzić i ostatnio mi się udawało.
- Jeonggukie, trafiłeś do szpitala, bo nie byłeś w stanie normalnie oddychać to...
- Ostatnio udało mi się poradzić z silnym atakiem bez leków. Nie chcę całe życie brać antydepresantów, które tylko mnie otumaniają. Chcę się z tego wyleczyć.
- Dobrze, porozmawiamy o tym na spokojnie, gdy już poczujesz się lepiej i wyjdziesz ze szpitala. Nie powinieneś się teraz dodatkowo denerwować - zgodził się Seokjin, widząc wzburzenie, jakie wywołały jego słowa.
Przez chwilę znowu uważnie studiował twarz brata. Cały w bieli i z potarganymi włosami wyglądał na jeszcze młodszego. Widząc, jak Jeongguk świetnie radzi sobie w biurze, czasem zapominał, jak młody tak naprawdę jest. Ludzie w jego wieku imprezowali, podróżowali, bawili się, a on zawsze robił to, czego od niego oczekiwano. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się, czy to nie wywiera na nim zbyt dużej presji.
- Lisa powiedziała, że widziała, jak rozmawiasz z tym... chłopakiem Jimina. Czy to on powiedział ci coś, co tak bardzo cię zdenerwowało? - spytał nagle.
- Co? Nie! Jasne, że nie - zaprotestował szybko. - Yoongi... Tak naprawdę to on jeden mnie wysłuchał.
- To, co się stało, Gguk?
- To nic takiego - skłamał. - Po prostu ostatnio mam dużo na głowie. Przejęcie firmy, ten nowy kontrakt, ślub... Być może wziąłem na siebie za dużo... - dodał, by w jakiś sposób zbyć brata.
- Och, Ggukie. Jesteś Jeonem. Ze wszystkim sobie poradzisz... Poza tym masz mnie i Lisę. Pomożemy ci w prowadzeniu firmy. To jest to, o czym tak bardzo marzyliśmy. Nie masz co się stresować.
Jeongguk jedynie skinął głową.
"Wszystko, o czym marzyliśmy" - zabrzmiało mu w głowie i nie mógł się pozbyć ciężaru tych słów ze swoich barków.
Mimo że nie to wywołało jego atak, po części było w tym ziarenko prawdy. Czuł się tym wszystkim przytłoczony. Wiedział, że wszyscy oczekiwali od niego przejęcia firmy i ślubu z Lisą, a on z każdym kolejnym dniem przekonywał się, że być może to jest coś, o czym marzyła Lisa, jego brat i ojciec, ale to również jest wszystko, czego on nie chciał.
***
Minęła już z dobra godzina od czasu, kiedy Taehyung dostał telefon od Yoongiego, do momentu kiedy w końcu jego auto zaparkowało w pobliżu Seoul Grace. Zgasił szybko silnik i wyskoczył z samochodu niemal jak poparzony. Jego serce biło mocno, czuł, że jego dłonie drżą ze zdenerwowania. W międzyczasie Min wysłał mu jeszcze krótką wiadomość z informacją, że wygląda na to, że z Jeonggukiem wszystko dobrze i że jedzie odwieźć Jimina do jego mieszkania. On jednak musiał się sam przekonać, że chłopak jest cały i zdrowy.
Musiał go zobaczyć.
Pobiegł szybko w stronę głównego wejścia i wszedł do środka budynku. Seoul Grace była to jedna z najdroższych prywatnych klinik w Seulu. Mógł się spodziewać, że rodzina Jeongguka zrobi wszystko, by to właśnie tutaj zabrano ich syna. Już od progu było dobrze widać, ile pieniędzy stoi za tą instytucją. Gdy tylko postawił nogę wewnątrz budynku, jego oczom ukazała się gustownie urządzona poczekalnia a po lewej stronie od głównego wejścia recepcja połączona z rejestracją.
Gdy spojrzał w jej stronę, napotkał zaskoczony wzrok kobiety, zajmującej miejsce za wysoką ladą. Koreanka od razu zaprzestała uderzać palcami w klawiaturę i wsunęła swoje okulary na nos, by lepiej mu się przyjrzeć. Czując jej oceniający wzrok, odruchowo przesunął palcami po swoich czerwonych włosach i zwilżył nerwowo wargi. Wiedział, że jego wygląd od razu rzuca się w oczy i z pewnością nie wyglądał jak ktoś, kto mógłby się tu leczyć. Wyglądał raczej jak ktoś, kto chciałby okraść to miejsce niż odwiedzić kogoś, na kim mu cholernie zależy. W takich sytuacjach czuł się cholernie mały i nienawidził tego uczucia.
Zmusił się jednak, by podejść bliżej i uśmiechnął się do nieznajomej. Jego uśmiech był nieco sztuczny, nerwowy, ale nie potrafił nic na to poradzić. Ponownie zwilżył wargi i odchrząknął cicho.
- Niedawno przywieziono tu mojego... przyjaciela. Zasłabł podczas uroczystości rodzinnej i... Wiem, że trafił tutaj. Chciałbym go zobaczyć... - wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. - Albo przynajmniej chciałem się upewnić, że nic mu nie jest... - dodał, widząc sceptyczny wzrok kobiety.
Koreanka westchnęła głośno, po czym odwróciła twarz w stronę monitora komputera i wpisała hasło, aby odblokować ekran.
- Nazwisko - powiedziała sucho.
- Jeon. Nazywa się Jeon Jeongguk - odparł z wyraźną nadzieją w głosie.
- A pan jest kim? Kimś z rodziny?
- N-nie... Jestem... Przyjaźnimy się i bardzo się o niego martwię.
- Faktycznie. Trafił do nas prawie dwie godziny temu, ale rodzina zastrzegła sobie, by jedynie osoby z listy mogły go odwiedzać. Poproszę pana dowód osobisty.
- T-to nie będzie konieczne. Z pewnością nie ma mnie na tej liście. A czy nie mogłaby pani zrobić wyjątku? Proszę, ten jeden raz - spytał niemal błagalnie.
- Jeśli nie ma pana na liście, jestem zmuszona prosić, żeby opuścił pan teren szpitala.
Taehyung przystąpił nerwowo z nogi na nogę, po czym oparł swoje ciało na ladzie i pochylił się mocniej w stronę kobiety, która wciąż patrzyła na niego zza swoich grubych szkieł, niewzruszona. Gdy oparł ręce na drewnianym meblu, jej wzrok na kilka sekund powędrował do jego wytatuowanych dłoni i mógł niemal przysiąc, że kąciki jej warg wygięły się w zdegustowanym grymasie. Przywykł do tego, że osądzano go za jego wygląd. To, że ma tatuaże, nie raz przysporzyło mu wielu kąśliwych uwag i osądzających spojrzeń, ale teraz to nie miało najmniejszego znaczenia. Mogła go oceniać, ile chce i jak chce, byle tylko pozwoliła mu zobaczyć Gguka.
- Proszę. Niech mi, chociaż pani powie, czy wszystko z nim w porządku.
- Proszę stąd wyjść, zanim wezwę ochronę! - odpowiedziała kobieta stanowczym głosem.
Taehyung dostrzegł, że jej prawa dłoń niemal odruchowo odnalazła drogę do telefonu stacjonarnego, który jak się domyślił, miał stałe łącze z działem ochrony. Wypuścił głośno powietrze z płuc i zrezygnowany odepchnął się od lady. Przesunął dłonią po czerwonych kosmykach i ruszył w stronę wyjścia. Gdy zrobił jednak kilka kroków, dostrzegł młodą Koreankę, stojącą pod jedną z sal w głębi korytarza. Być może normalnie nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby nie fakt, że dostrzegł, że jej długi płaszcz w kolorze butelkowej zieleni skrywa czarną elegancką suknię. To zdecydowanie nie był strój, w którym ktoś wybiera się w odwiedziny do szpitala.
Zerknął szybko w stronę kobiety na recepcji, po czym znowu przeniósł swój wzrok na nieznajomą. Jej płaszcz przypominał mu kogoś i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, gdzie wcześniej go widział. Yoo miała na sobie dokładnie taki sam płaszcz, gdy widział ją dzisiejszego popołudnia.
Czy to możliwe, że ta kobieta, to matka Yoo?
Czując na sobie baczny wzrok kobiety na recepcji, zrobił kilka powolnych kroków w stronę drzwi wyjściowych, jednocześnie zerkając w stronę eleganckiej nieznajomej. Im dłużej się jej przyglądał, tym bardziej był pewien, że to matka Yoo. Nagle usłyszał, że drzwi jednej z sal się otwierają i po chwili z pokoju wyłonił się wysoki, postawny mężczyzna. On również miał na sobie garnitur, a na szerokich ramionach czarny płaszcz. Bez problemu ocenił, że jego ubranie pochodzi z pewnością z jakiejś drogiej kolekcji.
- Proszę stąd wyjść - poleciła kobieta z recepcji, popędzając go.
Taehyung dostrzegł, że jej dłoń zaciśnięta jest na słuchawce telefonu i skinął do niej, jednocześnie unosząc dłonie w obronnym geście.
- Już idę - powiedział szybko i wycofał się na tyle, by zniknąć jej z pola widzenia, jednak wciąż zerkając w stronę pary.
Mężczyzna i kobieta z pewnością się znali. Koreanka wyciągnęła dłoń i pogładziła czule policzek mężczyzny, a ten chwycił jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.
- Jak on się ma? - spytała.
- Lepiej, ale... Sam nie wiem. Myślałem, że te ataki to przeszłość - odparł mężczyzna.
Słysząc te słowa, Taehyung był niemal przekonany, że mówią o Jeongguku. Miał chęć do nich podejść i poprosić ich, by pozwolili mu się z nim zobaczyć, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Gguk nie chciał, by jego rodzina o nich wiedziała. Nie miał prawa podejmować tej decyzji za niego. Przywarł do ściany tak, by przypadkiem kobieta z recepcji nie mogła zobaczyć, że wciąż tu jest. Jednak na tyle blisko, by móc usłyszeć rozmowę pary.
- Ja też tak myślałam. Co tam się stało?
- Nie wiem, Yeri. Gguk powiedział, że to przez ten stres związany z przejęciem firmy i ślubem, ale... Nie wiem. Myślę, że on czegoś mi nie mówi - odpowiedział.
- Może po prostu potrzebuje czasu, by się w tym wszystkim odnaleźć. On jest taki młody.
- Yerim, on cały czas ma ataki, a ja nic nie zauważyłem. Ukrywał to przed nami przez kilka lat. Jestem jego starszym bratem, powinienem wiedzieć, że coś się z nim dzieje - powiedział z wyraźnym wyrzutem.
Czuł się winny temu, że tak bardzo skupił się na sobie i swojej rodzinie, że zapomniał o Jeongguku. Gdy byli małymi dziećmi, byli niemal nierozłączni. Potem każdy z nich miał inne zainteresowania i przez to nieco się od siebie oddalili. Jeongguk interesował się sztuką, malowanie stało się jego pasją, a on miał do tego dwie lewe ręce. Widział jednak, że jego brat ma talent i kiedyś przysiągłby, że właśnie z tą dziedziną, związane będzie jego dorosłe życie, ale potem zdarzył się ten wypadek i już nic nie było takie samo.
- Jin, kochanie, nie zrobiłeś nic złego - to mówiąc, Yerim wspięła się na palce i pocałowała delikatnie jego wargi. - Teraz już wiesz, z czym Jeongguk się zmaga. Razem postaramy się mu pomóc, hm?
- Kocham cię. Jesteś najwspanialszą kobietą, najcudowniejszą żoną i matką - szepnął, po czym ponownie pocałował dłoń żony i razem ruszyli w stronę wyjścia.
Taehyung, wystraszony tym, że zaraz go zobaczą, wyszedł z kryjówki i ruszył szybko w stronę drzwi, chcąc zniknąć, zanim brat Jeongguka z żoną wyjdą z alejki, ale nagle para wyszła zza zakrętu, a on niemal się z nimi zderzył. Zatrzymał się gwałtownie, unosząc dłonie w obronnym geście, by nie wpaść na Yerim. Kobieta spojrzała na niego zaskoczonym wzrokiem i na krótką chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały.
Yerim wyglądała dokładnie tak jak Yoo. Dziewczynka z pewnością odziedziczyła urodę po matce. Obie miały takie same ciemne oczy i ten sam delikatnie zarysowany nos o lekko zaokrąglonym czubku. Yerim była piękna.
- P-przepraszam - wydusił i uśmiechnął się do niej przepraszająco.
- Nic się nie stało - odparła, przyglądając mu się uważnie.
W jej spojrzeniu było coś dziwnego. Przez chwilę patrzyła na niego tak, jakby go gdzieś wcześniej widziała albo jakby był kimś z jej przeszłości, kogo kiedyś poznała i nie mogła sobie przypomnieć gdzie i jak się nazywał, przez co poczuł się dziwnie niezręcznie. Ukłonił się i ruszył szybko do wyjścia, niemal wybiegając na zewnątrz.
Zatrzymał się w niewielkiej odległości od szpitala i wsunął dłoń do kieszeni kurtki, by odszukać paczkę czerwonych Marlboro. Wyjął jednego papierosa i podpalił go. Gdy zaciągał się nim, dostrzegł, jak brat Jeongguka wraz z żoną wychodzą z budynku i przechodzą przez parking w kierunku swojego luksusowego auta. Gdy mijali skrzydło, z którego chwilę temu wyszli, Seokjin niemal odruchowo uniósł głowę i spojrzał w jedno z okien, jakby spodziewał się, że zobaczy w oknie Jeongguka.
Taehyung zaciągnął się mocno swoim papierosem, po czym pozwolił, by łobuzerski uśmiech wkradł się na jego idealne wargi. Już był pewien, gdzie jest Jeongguk. Teraz wystarczyło jedynie wymyślić, jak się do niego dostać.
To zabawne, że jego matka zawsze powtarzała: "Gdy ktoś zamyka ci drzwi, wejdź oknem".
***
Jeongguk ponownie uniósł swoje powieki. Wciąż były ciężkie, czuł się ospały i strasznie zmęczony. Wiedział, że podano mu silne leki uspokajające, przez które co chwila zasypiał i budził się. Nie wiedział, ile czasu już minęło. Dostrzegł jedynie, że na zewnątrz zrobiło się już niemal ciemno.
Obiecał Tae, że zadzwoni do niego, gdy wróci z przyjęcia. Spojrzał na swój telefon, leżący na szafce obok łóżka. Miał chęć wyciągnąć po niego swoją dłoń i zadzwonić do niego, ale nie chciał go martwić. Wiedział, że jeśli będzie z nim rozmawiać, tatuażysta wyczuje, że coś jest nie tak.
Przekręcił się ostrożnie na bok i wsunął dłoń pod swój policzek. Zamknął oczy, starając się ponownie zasnąć, ale jego niespokojne myśli, co chwila wracały do wydarzeń z dzisiejszego wieczoru. Czuł się upokorzony i był zły sam na siebie za to, że nie postawił się Minho. Barman miał rację, był jedynie żałosnym bogaczem, który nawet nie potrafił przyznać się przed samym sobą, kim tak naprawdę jest.
Nagle z zamyślenia wyrwał go jakiś dziwny hałas. Otworzył gwałtownie oczy, ale nie potrafił zlokalizować dźwięku, który go wybudził. W pierwszej chwili pomyślał, że być może to jego odurzony lekami umysł płata mu dziwne figle, ale po chwili znowu to usłyszał. Zamrugał kilka razy i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że odgłos dobiega zza jego pleców. Gdy uświadomił sobie, że to dźwięk szarpania za okno, jego serce mimowolnie przyspieszyło. Był w pokoju sam, nikt nie mógł otwierać okna.
Dźwignął się ostrożnie na swoich przedramionach i zaczął się odwracać w stronę okna, gdy nagle do jego uszu wdarł się ten sam dźwięk, tym razem jednak bardziej intensywny. Zwrócił szybko twarz w stronę okna i dostrzegł, że okno się otwiera, a po chwili do pokoju wpadło coś dużego i czarnego. Był wciąż lekko zamroczony lekami, które mu podano, a wszystko działo się tak szybko, że nie był w stanie zarejestrować, co to takiego.
- O żesz kur-wa! - zaklął niski, głęboki głos.
I dopiero słysząc ten głos, Jeongguk zdał sobie sprawę z tego, że to nie coś wpadło do jego pokoju, ale ktoś...
Zamrugał kilka razy i poderwał się do siadu. Nagły zastrzyk adrenaliny dodał mu siły, dzięki czemu był w stanie bez problemu się unieść. Spojrzał na ziemię i dostrzegł coś, w co nie mógł uwierzyć.
Na ziemi koło jego łóżka leżał Taehyung. Tatuażysta spojrzał na niego i uśmiechnął się tym swoim pięknym, łobuzerskim uśmiechem, po czym odgarnął potargane włosy do tyłu i zaczął się podnosić z ziemi.
- Czy ty właśnie wpadłeś do mojego pokoju przez okno? - zapytał Jeongguk, starając się powstrzymać uśmiech, cisnący się na jego wargi.
- Gdy o tym myślałem, wydawało się to nieco łatwiejsze - rzucił Kim, śmiejąc się z siebie samego. - Twoja rodzina dała listę upoważnionych do odwiedzin i nie chcieli mnie do ciebie wpuścić, więc... wpuściłem się sam - wyjaśnił, wzruszając ramionami. - Dobrze, że to pierwsze piętro, bo gdybyś miał pokój na ostatnim, sam potrzebowałbym reanimacji... - zaczął mówić tatuażysta chaotycznie, podnosząc się w końcu z ziemi. - Czy mówiłem ci kiedyś, że mam lęk wysokości? To pierwsze piętro wydawało się być niżej, zanim zacząłem się wspinać. Gdy się patrzy w dół z samej góry, to wcale nie jest nisko... - zażartował, sunąc dłonią po ognistoczerwonych kosmykach.
- Tae... - rzucił Jeon, starając się go uciszyć. Wyciągnął dłoń, a Taehyung zbliżył się do jego łóżka, pozwalając mu, chwycić swoją dłoń. - Wszedłeś do mnie przez okno? - powtórzył, chociaż to wcale nie było pytanie.
Czuł jakiś dziwny ucisk w piersi, chociaż dobrze wiedział, że tym razem wcale nie było to spowodowane przebytym atakiem. Podobała mu się świadomość tego, że Taehyung zrobił dla niego coś tak szalonego, jak wspięcie się po budynku szpitala. Nikt nigdy wcześniej nie zrobił dla niego czegoś podobnego i musiał przyznać, że było w tym coś cholernie urzekającego, romantycznego wręcz.
- Musiałem cię zobaczyć - odparł tatuażysta, po czym bez wahania rzucił się w jego stronę, przysiadając na brzegu łóżka.
Chwycił twarz Jeongguka w swoje dłonie i bez pytania złączył ich wargi w czułym pocałunku. Całował go nieco chaotycznie, nieco nerwowo, pozwalając, by cały strach znalazł ujście w tej pieszczocie. Gdy jednak brunet rozchylił mocniej swoje wargi, pozwalając, by język mężczyzny wsunął się do jego ust, Taehyung wyraźnie się uspokoił.
Czerwonowłosy, przyciągając jego twarz do swoich ust, całował go powoli, czule, żarliwie, obezwładniając namiętnością wszystkie zmysły. Po chwili niemal pożerał jego usta, a potem powoli przygryzł dolną wargę i w końcu odsunął się od niego delikatnie, pozwalając, by miękka warga bruneta po prostu wysunęła się z jego ust. Oparł czoło na jego czole i pozwolił, by przez chwilę ich gorące oddechy mieszały się w jedno.
- Tak cholernie się bałem, że już nigdy cię nie zobaczę - wyznał.
- Przepraszam, Tae. Ja...
Nie zdążył nawet dokończyć słowa, a tatuażysta ponownie go pocałował, jakby czuł, że jeśli tego nie zrobi, Jeongguk rozpłynie się w jego dłoniach jak senna mara. Tym razem zrobił to powoli, smakując go delikatnie, ale dokładnie. Jeongguk odruchowo zacisnął dłonie na jego skórzanej kurtce, starając się zmniejszyć dzielący ich dystans do minimum. Czuł, że po raz pierwszy tego wieczoru może normalnie oddychać, kradnąc tlen z płuc mężczyzny, który całował go tak czułe, jakby nikt i nic oprócz nich nie istniał.
Dopiero odwzajemniając jego pocałunki, zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo go potrzebował.
- Nigdy więcej mi tego nie rób, Łobuzie. Słyszysz? Nigdy więcej... - szepnął Tae, niemal rozpaczliwym głosem, czując, że jego własne ciało lekko drży pod wpływem emocji.
Gdy Yoongi powiedział mu, że Jeongguk zasłabł i zabrało go pogotowie, myślał, że oszaleje z niepokoju. Dopiero teraz, czując jego wargi pod swoimi, trzymając jego ciało w swoich ramionach, poczuł, że jego zdenerwowanie powoli odpuszcza.
- Myślałem, że sobie poradzę... Ale nie mogłem złapać oddechu... I...
- Gguk, co się tam wydarzyło? - spytał tatuażysta, wciąż trzymając w dłoniach jego twarz. Patrzył mu prosto w oczy, a jego gorący oddech uderzał o wargi bruneta. - Czy to znowu przez Lisę? Powiedziała ci coś?
Jeongguk wpatrywał się chwilę wprost w te piękne, onyksowe tęczówki tatuażysty. Ich nieprzenikniona czerń mogłaby go pochłonąć, ale wiedział, że w jego spojrzeniu jest coś więcej. Jakaś dziwna obietnica, że nawet jeśli kiedykolwiek pochłonie go mrok, to w tym mroku odnajdzie dłoń, która go złapie i na nowo poprowadzi do światła. Dłoń z pięknymi, smukłymi palcami, które teraz z uwielbieniem obrysowywały kciukiem miękki kontur jego ust.
Przez chwilę przyszło mu do głowy, by skłamać, wymyślić jakąś wymówkę, powiedzieć, że nie wie, co wywołało jego atak, ale nie potrafił go okłamać. Mógł okłamywać wszystkich wokoło, ale nie jego. Taehyung był jego ostoją, jedyną prawdziwą rzeczą w jego życiu i chciał, by tak zostało.
- To nie przez Lisę, Tae - powiedział ostrożnie. - Całe to przyjęcie to była jedna wielka porażka. Tona nieznanych ludzi, do których musiałem się uśmiechać, udając, że wiem, kim są. Potem żenujące przemówienie, które miałem wygłosić na pożegnanie Lisy... Czułem się tym przytłoczony i zdenerwowany, ale jakoś sobie radziłem. Potem jednak wydarzyło się coś, o czym nikt nie wie...
Zamilkł na chwilę, czując, że jego oddech spłyca się pod wpływem wspomnień z tego wieczoru. Chwycił mocniej dłoń Taehyunga i zaczął się bawić jego palcami. Czując ciepło jego dłoni w swojej, uspokoił się na tyle, by móc kontynuować swoją opowieść. Tatuażysta milczał, nie naciskał na niego. Patrzył jedynie na niego uważnie, pozwalając mu decydować, co i kiedy powie. Po krótkiej chwili Jeongguk uniósł wzrok i ponownie spojrzał mu prosto w oczy.
Chłopak był wciąż blady. Pod jego oczami odznaczały się wyraźne cienie, jakby nie spał od długiego czasu. Ze stojaka obok zwisała kroplówka podłączona wciąż do jego przedramienia i zakończona wenflonem, który zabezpieczała taśma i niewielki opatrunek. Na jego twarzy umieszczona była kaniula tlenowa, która dostarczała do jego organizmu dodatkową dawkę tlenu.
- Okazało się, że jednym z barmanów na przyjęciu był Minho - wyznał Jeon po chwili milczenia, a pod wpływem jego słów, tatuażysta spiął się wyraźnie.
Wiedział, że to nie mogło wróżyć nic dobrego.
- Powiedział ci coś? - spytał, ściągając swoje idealne brwi razem.
- Dowiedział się, kim jestem. Widział mnie z Lisą i... Dowiedział się, że moja rodzina nie wie, że ja... Że my...
- Groził ci?
- Zagroził mi, że wszystko im powie. Że powie im, że sypiam z tobą, że jestem... - urwał, starając się ustabilizować oddech. - Nie wiedziałem, co mam zrobić...
- Czy ten skurwiel coś zrobił? - dopytywał Kim wyraźnie wzburzony. - Gguk, czy on komuś powiedział?
- Nie - zaprzeczył. - Ale powiedział, że jeśli nie dam mu pieniędzy, powie im, że sypiam z tobą - wyznał w końcu.
- Co za gnój - warknął pod nosem. - Nie dostanie od ciebie ani grosza. Nie martw się. On nic nikomu nie powie, Gguk. Nie pozwolę mu na to.
- Tae... - zaczął Jeon, oblizując nerwowo swoje wargi. - Ja dałem mu ten czek. On miał zamiar iść do Lisy i do mojego ojca... nie miałem wyboru... nie wiedziałem, co zrobić, a musiałem go jakoś powstrzymać...
- Och, Gguk... - jęknął Taehyung, po czym wyciągnął dłoń i pogładził delikatnie jego policzek. W tym geście było tyle czułości, że Jeongguk znowu poczuł ucisk w klatce piersiowej. - Tacy ludzie jak Minho... - zaczął czerwonowłosy, wpatrując się wprost w jego sarnie oczy o tęczówkach w kolorze gorącej czekolady.
- On nie przestanie, prawda? - spytał Jeon, kończąc jego myśl, a tatuażysta pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się smutno.
- On nie przestanie - potwierdził. - Gdy zobaczy, że się go boisz, że może żerować na twoim strachu... Zrobi to.
Jeongguk przełknął z trudem, czując, jak gula rośnie w jego gardle, zaciskając je. Jego oczy zaszkliły się, więc zamrugał szybko, by powstrzymać napływające do oczu łzy. Nie wiedział, co powinien zrobić. Czuł się jak dzikie zwierzę, zapędzone w kozi róg - osaczony i bezbronny.
- Kiedy dałem mu czek, on powiedział, że nie wie, co we mnie widzisz, bo jestem żałosny... On miał rację, Tae. Jestem... Jestem tak cholernie żałosny...
Gdy tylko te słowa stoczyły się z ust Jeongguka, Taehyung rozchylił swoje wargi, by zaprzeczyć, ale brunet go ubiegł i mówił dalej lekko drżącym głosem. Jego ciemne oczy zaszkliły się od naporu łez.
- Powinienem był powiedzieć Lisie, że nie chcę tego ślubu, powiedzieć ojcu, że nie chcę prowadzić rodzinnej firmy, powiedzieć im, że podejrzewam, że jestem gejem... A właściwie nie podejrzewam... Chyba jestem już tego pewien... Powinienem był powiedzieć im, że... Że jest ktoś, kogo naprawdę lubię i kto sprawia, że każdego dnia czuję się lepiej, kto sprawia, że moje demony gdzieś znikają, a ja znowu mogę oddychać, kto jest przy mnie, mimo że na to nie zasługuję i...
Taehyung ponownie chwycił jego twarz w swoje dłonie, przyciągnął go do siebie i złączył ich wargi, całując go czule. Czuł słony smak jego łez i drżenie jego warg, ale nie przestał go całować, dopóki nie zabrakło mu powietrza. Dopiero wtedy odsunął się delikatnie i oparł czoło na czole bruneta.
- Nie jesteś żałosny, Gguk. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak silny jesteś. Być może jeszcze tego nie widzisz, ale ja widzę i musisz mi uwierzyć, bo wdrapałem się tutaj i wpadłem przez twoje okno jak jakiś pieprzony Romeo, tylko po to, by znów cię zobaczyć i powiedzieć ci, jak cholernie niesamowity jesteś.
Jeongguk pozwolił, by z jego warg wyrwał się cichy śmiech i szybko starł z policzków wierzchem swojej dłoni, staczające się po nich łzy.
- Zawsze lubiłem historię Romeo i Julii, ale nie myślałem, że kiedykolwiek ktoś dla mnie włamie się do szpitala - odparł, śmiejąc się cicho. - Ale muszę przyznać, że to jest całkiem romantyczne - dodał, zagryzając swoją dolną wargę, by powstrzymać ją przed drżeniem.
- To nie jest śmieszne - zaprotestował tatuażysta. - Ja naprawdę mam lęk wysokości. Myślałem, że umrę ze strachu, wspinając się, a potem jeszcze poobijałem się, spadając z parapetu. Powinieneś się przesunąć i zrobić miejsce też dla mnie, bo chyba zaraz i ja będę potrzebował pomocy - droczył się.
Jeongguk przesunął się na wąskim, szpitalnym łóżku i poklepał miejsce obok siebie, a tatuażysta zaśmiał się cicho, jednak po chwili położył się obok niego. Wsunął się delikatnie pod kołdrę i wtulił się w ciało bruneta, przyciągając go do siebie i przywierając mocno do jego ciała. Otoczył go swoim ramieniem i pocałował delikatnie jego wyeksponowaną szyję. Na jego skórze wciąż mógł wyczuć delikatny zapach drogich perfum.
- Czy masz na sobie taką seksowną koszulkę, gdzie wystają ci pośladki? - spytał po chwili Kim, mrucząc mu do ucha i unosząc delikatnie kołdrę, udając, że chce spojrzeć na jego tyłek, by sprawdzić prawdziwość swojej teorii. Jeongguk zachichotał i złapał za kołdrę, powstrzymując go.
- Nie mam tyłka na wierzchu - szepnął zawstydzony.
- Szkoda, bo masz naprawdę smakowity tyłeczek - mruknął seksownie czerwonowłosy.
Jego niski głos pieścił czule każdą sylabę, a język zdawał się obracać słowa w ustach za każdym razem, gdy mężczyzna przeciągał seksownie każdą samogłoskę, pozwalając, by w końcu stoczyła się dźwięcznie z jego warg i wkradła pod postacią głębokiego barytonu do wrażliwych uszu Jeongguka.
- Tae, jestem pod tlenem - skarcił go brunet, przełykając z trudem. - Chcesz, żebym znowu nie mógł oddychać?
W odpowiedzi Taehyung ponownie przyciągnął go mocniej do siebie i wtulił się w jego ciało.
- Tak cholernie się bałem - wyznał, szepcząc mu wprost do ucha i schował twarz w zagłębieniu szyi bruneta, chłonąc do płuc zapach jego ciała. - Nie rób mi tego nigdy więcej.
- Nie zrobię. Obiecuję - szepnął Jeongguk, czując, że na nowo dopada go senność, gdy w końcu jego ciało mogło odprężyć się w bezpiecznych ramionach Tae.
Zamknął oczy i pozwolił, by Morfeusz porwał go w swoje silne objęcia, podobnie jak czerwonowłosy mężczyzna leżący za nim na wąskim, szpitalnym łóżku.
***
Gdy Jeongguk ponownie otworzył oczy, poczuł, że Taehyung już nie leży z nim na szpitalnym łóżku. Podniósł się ostrożnie, wspierając się na przedramionach i rozejrzał po pokoju, jednak nigdzie nie było śladu Tae. Okno w pokoju wciąż było delikatnie otwarte, ale był przekonany, że tatuażysta musiał się przez nie wykraść, ponownie zostawiając go samego.
Nie wiedział, ile czasu minęło, ale z pewnością było już dosyć późno, bo dostrzegł, że za oknem jest już ciemno. Wyciągnął dłoń, by sięgnąć po swoją komórkę i dostrzegł, że na poduszce obok niego leży mała karteczka. Wziął ją szybko w swoją dłoń i rozłożył ostrożnie. Pismo było staranne, litery równe, ale było w nich coś artystycznego. Nigdy wcześniej nie widział pisma Tae, ale teraz patrząc na ten bilecik, był przekonany, że to wiadomość od tatuażysty. Zwilżył wargi i rozłożył karteczkę, by przeczytać wiadomość, którą zostawił tatuażysta. W środku jednak znajdowało się jedynie jedno zdanie. Widząc jego treść, poczuł, jak wnętrzności podchodzą mu do gardła.
Dobrze wiedział, co oznaczają te słowa...
Sięgnął szybko po swój telefon i wybrał numer do Tae, ale tak jak się spodziewał, tatuażysta nie odebrał. Nie wiedział, co ma zrobić. Wsunął dłonie w swoje ciemne włosy, starając się wymyślić jakieś dobre rozwiązanie. Chciał stąd wyjść i go odszukać, ale wiedział, że jego organizm jest zbyt obciążony po ataku, by był w stanie sobie poradzić. Poza tym nie miał tutaj swojego auta. Wiedział jednak, że jest jedna osoba, na którą może liczyć. Wszedł w listę kontaktów i wcisnął numer do blond tatuażysty.
- No... Odbierz, proszę... - szepnął, nerwowo nasłuchując kolejnych głuchych sygnałów.
- Jeongguk? - rzucił nagle niski, lekko zaspany głos.
- Yoongi, błagam, musisz odnaleźć Tae.
- Czemu? Jeongguk, co się dzieje? Stało się coś? - dopytywał szybko.
- Ten atak, który miałem... To wina Minho. Był na przyjęciu Lisy i szantażował mnie, że powie o wszystkim mojej rodzinie. Tae był tutaj i powiedziałem mu o tym... Potem zasnąłem. Nie wiem, kiedy on stąd wyszedł. Yoongi, on napisał mi, że wszystko naprawi... Boję się, że może zrobić coś naprawdę głupiego. Proszę, musisz go znaleźć - prosił.
- Och, kurwa. Pewnie będzie chciał się z nim skonfrontować - rzucił Yoongi. - Spokojnie, Gguk. Pojadę do pubu, gdzie pracuje Minho. Pewnie tam pojechał Tae.
- Proszę, powstrzymaj go, zanim zrobi coś głupiego. Musisz go znaleźć... - powtórzył drżącym głosem.
Yoongi szybko się z nim pożegnał i rozłączył się, a Jeongguk jeszcze przez długą chwilę siedział na szpitalnym łóżku, ściskając w dłoni telefon, wsłuchując się w głuchy sygnał, odbijający się od białych ścian szpitalnego pokoju. W głowie wciąż słyszał słowa, które widniały na niewielkiej białej karteczce, która spoczywała w jego lewej dłoni.
"Obiecuję, że wszystko naprawię."
***
Ayashee:
I jak Wam się podobał rozdział?
Czy myślicie, że Tae odnajdzie Minho?
Co się stanie, gdy w końcu się spotkają twarzą w twarz?
Czy Yoongi powstrzyma przyjaciela przed zrobieniem czegoś naprawdę głupiego?
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top