15. O PÓŁNOCY W PARYŻU
Jeongguk wszedł do pokoju, ciągnąc za sobą walizkę podręczną i postawił ją obok szafy. Zsunął czarną marynarkę ze swoich szerokich ramion i rzucił ją na łóżko, po czym zbliżył się do drzwi prowadzących na taras. Uchylił je i wyszedł na zewnątrz. Taras był spory, znajdował się na nim stolik i dwa krzesła. Perfekcyjne miejsce na śniadanie z pięknym widokiem w tle.
Idealny początek dnia dla Młodej Pary - pomyślał.
Odetchnął głęboko, jakby miał nadzieję, że rześkie powietrze wieczora, złagodzi ten dziwny ból, który czuł wewnątrz. Oparł dłonie na balustradzie i spojrzał na widok, rozciągający się przed jego ciemnymi tęczówkami.
Musiał przyznać, że jego ojciec świetnie się spisał, wybierając hotel. Chociaż podejrzewał, że to raczej sprawka jego macochy. Keiko miała dobry gust i wyczucie smaku. Był przekonany, że to właśnie ona zaproponowała taki prezent.
Cudowny pokój dla nowożeńców niemal w samym sercu Paryża.
Która kobieta nie marzyłaby o tym, by wybrać się ze swoim narzeczonym na romantyczny weekend do miasta, które od lat uchodzi na metropolię romantyzmu? Spacerować wąskimi uliczkami, mijając liczne kafejki, w których siedzą Francuzi, rozmawiając o tym, jak spędzili dzień, wdychając zapach francuskiego powietrza zmieszany z zapachem wina i słodkiego cremu brulee, czy zapachem wyrazistych serów.
To było marzenie.
Szkoda tylko, że on wcale o tym nie marzył. Wręcz przeciwnie, miał chęć stąd wybiec, pojechać na lotnisko Charles'a de Gaulle'a, kupić pierwszy powrotny bilet do Korei i pojechać wprost do tej zaniedbanej dzielnicy Seulu, wbiec po schodach na trzecie piętro i zapukać do jego drzwi, czekając z mocno bijącym sercem, aż w końcu ktoś mu otworzy.
Chciał, żeby otworzył mu mężczyzna, o którym nie potrafił przestać myśleć. Chciał zobaczyć uśmiech na jego idealnie wykrojonych ustach, pragnął złapać za jego czarną koszulkę swoimi drżącymi rękami i złączyć ich wargi w pocałunku, który skradłby cały tlen z jego płuc.
Spojrzał na piękny widok, który rozciągał się z tarasu ich pokoju i - zamiast zachwytu - czuł pustkę.
Patrzył przez chwilę na znany mu dotąd jedynie ze zdjęć zarys wieży Eiffla, która znajdowała się w odległości nie większej niż trzy może cztery kilometry od ich hotelu. Budowla robiła wrażenie, była majestatyczna i delikatnie oświetlona. Wyglądała pięknie, mając za tło zachodzące słońce i niebo barwione jego gasnącymi promieniami.
Być może w innych okolicznościach cieszyłby się tym widokiem. Nie raz chciał wybrać się do Europy. Chciał podróżować po miastach, zwiedzać, podziwiać architekturę, smakować lokalnych specjałów, poznawać ludzi i ich kulturę, ale teraz nie potrafił się tym cieszyć. Przez cały, niemal dwunastogodzinny lot nawet nie zmrużył oka. Cały czas myślał o nim i im większy dystans ich dzielił, tym bardziej pragnął zawrócić.
Ale czy on mógł jeszcze zawrócić?
Wczoraj wieczorem naprawdę tego pragnął, ale patrząc na twarz Lisy, nie był w stanie powiedzieć jej o tym, co się stało. Słowa więzły mu w gardle za każdym razem, gdy rozchylił usta. Nie potrafił powiedzieć jej, że już nie jest pewien, czy powinien z nią być, a teraz żałował, że nie starczyło mu odwagi.
Może tak właśnie miało być? Może nie był w stanie tego wyznać, bo ktoś zaplanował, że tak właśnie ma się potoczyć dalej ich historia? Być może Lisa miała rację, mówiąc, że ten wyjazd ich zbliży? Być może jeśli będzie od niego daleko, jego życie wróci do normy? Być może przestanie o nim myśleć, a jego uczucia do Lisy się wzmocnią?
Przesunął dłonią po ciemnych lokach, zgarniając rozwiane przez wiatr kosmyki z czoła i spojrzał ponownie na zachodzące słońce. Przez chwilę stał w totalnym bezruchu, jedynie sunąc wzrokiem po czerwonych i pomarańczowych wstęgach, barwiących to obce niebo.
Czy Taehyung stoi właśnie na swoim balkonie, patrząc na rozgwieżdżone niebo Seulu i myśli o nim?
Obawiał się, że chłopak pewnie znienawidził go za to, że zostawił go w taki sposób i wcale by mu się nie dziwił. Pewnie pomyśli sobie teraz, że to, co się między nimi wydarzyło, nic dla niego nie znaczyło, chociaż było zupełnie na odwrót - to znaczyło dla niego zbyt dużo.
I właśnie to go przerażało.
Przy Tae czuł za dużo.
Tatuażysta pokazał mu, jak wiele do tej pory mu brakowało. Nie mógł przestać myśleć o tym, jak się czuł, gdy Taehyung był obok. Wystarczyło, że spojrzał w jego oczy i czuł coś takiego, czego nie potrafił ubrać w słowa, ale siła tego uczucia zdawała się niemal rozrywać go na kawałki. Wystarczyło, że usłyszał jego piękny, głęboki głos, by w jego brzuchu tańczyło stado motyli, a gdy ich wargi się spotykały...
Jezu.
Nigdy nikt go tak nie całował. To było coś więcej niż pocałunek, dobrze to wiedział. To było jak spotkanie dwóch części jednej duszy, która w końcu złączyła się w jedno w długim, czułym pocałunku. To było jak fala tak silna, że nie było sposobu, by się jej oprzeć.
Gdy stał teraz samotnie na tym paryskim tarasie, jego serce dosłownie rozpadało się na kawałki, a każdy z nich pragnął wrócić do niego, jakby tylko z nim mogły na nowo stworzyć całość.
Ale co, jeśli już nie miał do kogo wracać? A co, jeśli Taehyung wcale o nim nie myśli? Co, jeśli jest teraz z kimś innym? Całuje inne usta, dotyka innego ciała... Miał do tego pełne prawo i pewnie tak właśnie powinien zrobić. Powinien zapomnieć o nim i nie zaprzątać sobie nim głowy. On mógł go jedynie skrzywdzić. Był tchórzem, który nie zasługiwał na niego.
Jeongguk zamknął oczy i, pozwalając, by delikatny wiatr rozwiał jego ciemne loki, przywołał w myślach twarz tatuażysty. Jego piękne, ciemne tęczówki, wargi wykrojone dłutem najwspanialszego artysty, prosty nos z tym delikatnym pieprzykiem na czubku. Starał się wyobrazić jego piękny śmiech, niski, kojący głos, który pieścił zmysły i czarował swoją głębią. Tak bardzo pragnął go zobaczyć albo chociaż usłyszeć jego głos.
Przynajmniej jeszcze ten jeden raz...
Wyobraził sobie, że sunie opuszkami palców po jego delikatnym policzku, po linii jego szczęki, obrysowuje kształt jego idealnych warg, a potem zbliża się do niego, zatrzymując twarz jedynie na kilka milimetrów od tych cudownych ust, które mogły dać mu zbawienie. Niemal był w stanie wyobrazić sobie ciepło jego oddechu, miękkość warg, zimno czarnego kolczyka zdobiącego tę dolną, nieco większą, mógł poczuć smak jego języka, silne bicie własnego serca, które biło tak mocno jedynie dla niego...
Po chwili jednak obraz Tae rozpłynął się w nicość, a on otworzył gwałtownie swoje oczy. Zmysły chyba postanowiły mu zrobić figla, bo był niemal w stanie przysiąc, że poczuł wibracje swojego telefonu. Zdezorientowany, wsunął dłoń do kieszeni i wydobył z niej swoją komórkę. Spojrzał szybko na wyświetlacz, nie wiedząc nawet czemu, gdy to robił, jego serce zaczęło bić nienaturalnie szybko, jakby dokładnie wiedział, kto do niego dzwoni, nim dostrzegł jego imię na ekranie.
Gdy zobaczył nazwę, pod którą wpisał telefon Tae, nie mógł oddychać. Odblokował jego numer, gdy był na lotnisku. Stał na terminalu z telefonem w dłoni i tak niewiele brakowało mu, by do niego zadzwonić... Ale gdy niemal naciskał już na zieloną słuchawkę, podbiegła do niego Lisa, więc szybko schował telefon, udając, że wcale nie myślał o kimś innym.
Przez chwilę wpatrywał się z niedowierzaniem w nazwę kontaktu. W Korei była już trzecia w nocy, niemal dochodziła czwarta, ale on naprawdę do niego dzwonił. Z mocno bijącym sercem, wcisnął zielony przycisk i powoli przystawił telefon do ucha. Nie był w stanie się odezwać, jedynie zacisnął silnie swoją dłoń wokół urządzenia, niemal zgniatając je siłą nacisku.
- Gguk? - spytał nagle głos w słuchawce, a on miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze, więc odruchowo zakrył usta dłonią.
Tatuażysta wypowiedział tylko jego imię, ale tyle wystarczyło, by szloch narastał w jego gardle, niemal go dusząc. Wydawało się, że minęły wieki, odkąd ostatni raz słyszał jego głos. Tęsknił za nim. Tęsknił za nim tak bardzo, że odczuwał fizyczny ból, który przenikał przez całe jego ciało, aż do głębi duszy.
- Błagam, jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, to nic nie mów, ale po prostu mnie wysłuchaj... - dodał szybko czerwonowłosy, z wyraźną obawą, że chłopak się rozłączy, ale gdy w słuchawce wciąż słyszał jego oddech i delikatny odgłos wiatru, zebrał w sobie całą odwagę, by kontynuować.
Nie był przygotowany na to, że Jeongguk naprawdę odbierze. Próbował dzwonić do niego tyle razy w czwartek, że stracił wiarę w to, że będą mogli jeszcze kiedykolwiek porozmawiać. Miał gonitwę myśli w głowie, a jego serce biło jak szalone, ale wiedział, że musi powiedzieć prawdę.
- Przepraszam - wydusił w końcu, nie do końca wiedząc, za co tak naprawdę go przeprasza.
Za to, że zależy mu za bardzo?
Wcale nie żałował tego, że go poznał. Nie żałował tego, że się do siebie zbliżyli i że wpuścił go do swojego świata. Nie żałował nawet tego, że go pocałował, ani tego, że się kochali. Kiedy jednak myślał, że przez tę chwilę zatracenia mógł stracić go na zawsze, nie mógł oddychać. Potrzebował go. I dopóki Jeongguk nie zniknął, nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo zaczęło mu na nim zależeć.
- Nie chciałem zniszczyć tego, co się między nami utworzyło. Nie chciałem zniszczyć naszej przyjaźni - wyznał. - Wiem, że powinienem był się powstrzymać. Powinienem był... Ale sprawiasz, że czuję... Że czuję za dużo...
Tatuażysta zamilkł na chwilę, jakby potrzebował chwili, by móc na nowo mówić dalej. Jeongguk odruchowo zacisnął swoją dłoń mocniej wokół telefonu. Czuł jakieś dziwne uczucie na to wyznanie, chociaż nie był pewien, czy właściwie interpretuje jego słowa. Nie ośmielił się jednak odezwać. Obawiał się, że jeśli teraz to zrobi, rozpadnie się na tysiąc kawałków. Milczał więc, pozwalając, by Taehyung zebrał się w sobie na tyle, by mógł kontynuować.
- Jimin powiedział mi dzisiaj, że wyjechałeś z nią - wyznał w końcu, a na te słowa Jeongguk docisnął mocniej dłoń do swoich ust.
Słyszał ból w jego głosie i wiedział, że jego obawy były słuszne, mimo że tatuażysta sam nie powiedział tego na głos. Taehyung myślał, że wybrał ją, zamiast niego. Myślał, że to, co się między nimi wydarzyło, nie miało dla niego żadnego znaczenia. Że Jeongguk twierdził, że to był błąd.
- I mimo że to boli, to wciąż rozumiem, czemu to robisz. Wiele was łączy... Być może nadal ją kochasz. Jeśli tak jest, to mam nadzieję, że wam się uda wszystko naprawić. Chcę, żebyś był szczęśliwy, żebyś w końcu zaczął żyć tak, jak na to zasługujesz, bo zasługujesz na znacznie więcej, niż ci się wydaje. Zasługujesz na kogoś, kto będzie przy tobie i będzie cię wspierał i kochał, niezależnie od tego, jak postanowisz pokierować swoje życie. Zasługujesz na kogoś, kto w końcu nauczy cię, ile jesteś wart. I jeśli ona jest tym kimś, to będę cię w tym wspierać i usunę się z twojego życia, ale jeśli jesteś z nią, bo tak wypada, bo inni oczekują, że to zrobisz... Jeśli istnieje, chociaż cień szansy, że gdy mnie pocałowałeś, gdy się ze mną kochałeś, zrobiłeś to, bo czujesz do mnie coś więcej... To zanim podejmiesz dalsze decyzje, chciałem, żebyś wiedział, że... ja też cię lubię. Chyba nawet bardziej, niż chciałbym się do tego przyznać...
Taehyung zamilkł, ale Jeon wciąż mógł usłyszeć jego oddech. Miał niemal wrażenie, jakby tatuażysta stał tuż obok, chociaż dobrze wiedział, że gdyby spojrzał teraz w jego oczy, utonąłby w ich głębi i nie byłoby już powrotu. Obaj milczeli przez moment, wsłuchując się w swoje oddechy dokładnie tak, jak tamtej nocy, gdy czerwonowłosy opowiadał mu bajkę o Śnieżce.
- Ja naprawdę cię lubię, Jeongguk i nie wiem, jak przestać - powtórzył chłopak, po czym rozłączył się szybko, jakby obawiał się jego odpowiedzi.
Brunet stał jak sparaliżowany, ściskając w dłoni telefon, mimo że jedyne co teraz słyszał, to przerażająca cisza w słuchawce. Miał chęć rozpaść się na tysiąc kawałków i po prostu zniknąć. Chociaż był pewien, że nawet gdyby teraz to zrobił, każdy nawet najmniejszy kawałek, pragnąłby tego samego.
Nie wiedział nawet, jak długo stał na tarasie, wciąż z telefonem w ręce. Poruszył się, dopiero gdy usłyszał, że Lisa go woła. Wsunął komórkę do kieszeni i odwrócił się za siebie, po czym ruszył do wnętrza spokoju.
- Jeonggukie!? Gdzie jesteś, kochanie? - zawołała ponownie dziewczyna, a gdy brunet w końcu wszedł ponownie do środka, przywitała go pięknym uśmiechem.
Chłopak przyjrzał się jej uważnie. Lisa miała na sobie krótki, czarny, aksamitny szlafrok jakby była już gotowa do spania, ale jej twarz wciąż zdobił makijaż.
- Zobacz, co mam dla ciebie w prezencie - to mówiąc, blondynka pociągnęła za pasek szlafroka, odsłaniając przed nim swoje zgrabne ciało odziane jedynie w czarną, koronkową bieliznę.
Jeongguk zwilżył nerwowo swoje wargi, nie wiedząc, co powinien zrobić. Gdyby dziewczyna stanęła przed nim tak ubrana jeszcze miesiąc temu, pewnie byłby szczęśliwy, ale teraz nie wiedział, jak się zachować. Nie mógł przestać myśleć o tym, co przed chwilą wyznał mu Tae i o tym, co poczuł, gdy usłyszał te słowa.
- Lisa... - wydusił, przeczesując dłonią swoje ciemne loki.
Już sam nie wiedział, czemu tak właściwie zgodził się na ten wyjazd. Gdy dziewczyna powiedziała mu o tym i patrzyła na niego z taką nadzieją w oczach, pomyślał, że być może to dobry sposób, by sprawdzić, czy wciąż coś ich łączy. Byli tutaj sami, z daleka od rodziny, przyjaciół.
Z daleka od niego.
Myślał, że dzięki temu będzie mógł sprawdzić, co do niego czuje i co wciąż łączy go z Lisą. Odciąć się od tego wszystkiego, co się ostatnio wydarzyło i oczyścić umysł, ale to okazało się trudniejsze, niż myślał.
Dziewczyna zbliżyła się do niego i stając na palcach, pocałowała jego usta. Jej pocałunek był delikatny, zmysłowy. Jeongguk niemal odruchowo odwzajemnił jej pieszczotę, a Lisa, korzystając z jego chwilowej nieuwagi, popchnęła go w stronę łóżka. Chłopak usiadł na jego skraju, a ona wdrapała się na niego, siadając na nim okrakiem.
- Tak dawno się nie kochaliśmy - szepnęła mu do ucha. - Chcę cię poczuć w sobie - to mówiąc, zsunęła swoje wargi niżej i zaczęła całować jego szyję.
Jeongguk nie potrafił się zrelaksować. Czując usta dziewczyny, pieszczące jego szyję, cały się spiął. Zamknął oczy, starając się rozluźnić, by zacząć czerpać przyjemność z tej intymności, ale gdy to zrobił, przed oczami miał obraz onyksowych tęczówek Tae i było jeszcze gorzej.
- L-Lisa... - powiedział z trudem, kładąc swoje dłonie na jej ramionach.
Nie wiedział czemu, ale miał chęć ją odepchnąć. Nie mógł się skupić na niczym. W głowie miał chaos. Czuł się niemal tak, jakby każdy pocałunek Lisy, sprawiał mu ból, a każdy dotyk parzył nieprzyjemnie jego skórę. Poruszył się niespokojnie, ale dziewczyna najwyraźniej wzięła to za zachętę i zachichotała głośno.
- Och, taki jesteś niecierpliwy, Jeonggukie? - spytała, po czym wpiła się wargami w jego usta.
Chłopak próbował odwzajemniać jej pocałunki, ale z każdym kolejnym miał wrażenie, że brakuje mu tlenu i wcale nie dlatego, że jej pocałunki były tak fantastyczne, że dosłownie kradły tlen z płuc. Nie mógł oddychać, bo im dłużej ją całował, tym bardziej był pewien, że to nie te wargi pragnie pieścić.
Zacisnął mocno swoje dłonie na prześcieradle i całował ją z zamkniętymi oczami, jakby to, że jej nie widzi, miało mu w czymś pomóc, ale nie mógł się na niczym skupić. W głowie wciąż słyszał jego słowa:
"Ja też cię lubię. Chyba nawet bardziej, niż chciałbym się do tego przyznać..."
Miał nadzieję, że gdy straci go z oczu, jego uczucia wrócą do normy. Znowu będzie tym samym Jeonggukiem, którym był jeszcze miesiąc temu, ale już nie był taki pewny, że wciąż chce nim być. Taehyung miał rację, mówiąc, że wciąż tkwił w tym cholernym wraku. Żył tak, jak inni tego oczekiwali i zagubił się w tym tak bardzo, że w końcu zaczął przyjmować ich pragnienia jako swoje, zatracając siebie.
Chciał być z kimś, z kim każdy moment był tak ekscytujący, że pragnął czerpać garściami i uczyć się na pamięć każdej sekundy, każdego dotyku, każdego słowa. Tylko jedna osoba potrafiła sprawić, że tak właśnie się czuł. Gdy Taehyung sunął po jego ciele opuszkami swoich palców, czuł, jak przez całe jego ciało przechodzą dreszcze, pobudzając każdą, nawet najmniejszą komórkę do życia.
W jego rękach był jak glina, która dopasowywała się do kształtu dłoni rzeźbiarza, a on tworzył w nim coś niespodziewanie pięknego. I gdzieś z tyłu głowy wiedział, że jedynie on może to zrobić. W rękach Lisy byłby jedynie nic nieznaczącym kawałkiem skały.
Obawiał się jednak, że idąc za głosem serca, zrani wszystkich, na których mu zależało. Zrani Lisę, swoją rodzinę. Zawiedzie wszystkich.
Czy jego szczęście było warte tyle, by zostało obkupione takim poświęceniem?
Nie wiedząc, co zrobić i jak się zachować, pozostał bierny, ale pozwolił, by dziewczyna rozpięła guziki jego koszuli, a potem zsunęła swoje wargi na jego silną klatkę piersiową, usilnie starając się odnaleźć przyjemność w jej poczynaniach. Gdy jednak poczuł, że dłoń Lisy wsuwa się do jego bokserek i opłata wokół jego penisa, ponownie cały się spiął. Jej dotyk wcale nie był miły, nie sprawiał mu przyjemności, wręcz przeciwnie, czuł się niezręcznie. Nie potrafił się rozluźnić i nie czuł nawet odrobiny podniecenia. Jego myśli wciąż podążały do Tae, a w głowie słyszał słowa, o których nie potrafił zapomnieć.
- Jeonggukie, nie podoba ci się? - spytała nagle Lisa, patrząc na jego twarz.
- P-po prostu potrzebuje więcej czasu - powiedział, zwilżając nerwowo swoje wargi.
Lisa poruszała swoją dłonią, sunąć w górę i w dół, ale on nie czuł niemal nic. Im dłużej to trwało, tym bardziej był spięty i jedynie wzrastało jego skrępowanie. Nigdy wcześniej nie miał problemów z tym, by się podniecić, ale teraz nie zrobił się ani trochę twardy.
Musisz się skupić, Jeon - powiedział sobie. Potrząsnął głową, żeby oczyścić umysł i próbował myśleć o czymś seksownym, ale nic nie skutkowało.
- Robię ci dobrze, a ty nic? Nawet ci nie drgnął... - jęknęła rozczarowana Lisa, wciąż poruszając dłonią po jego członku.
Jeongguk zamknął oczy i starał się przywołać w myślach jakieś miłe wspomnienia z początków ich związku. Nie chciał kochać się z Lisą, a myśleć o Tae, ale nie potrafił znaleźć nic, co by go podnieciło. Wszystkie jego myśli wracały do przystojnego tatuażysty, przez co denerwował się jeszcze bardziej.
Nie mogąc znieść jej dotyku, niemal gwałtownie złapał ją za dłoń, powstrzymując ją, po czym odsunął jej rękę i wysunął się spod niej, wstając z łóżka. Zapinając swoje spodnie, spojrzał na nią zmieszany. To nigdy wcześniej mu się nie przydarzyło. Zawsze spełniał jej zachcianki i oczekiwania łóżkowe, a teraz nie był w stanie się podniecić i czuł się z tym okropnie, jakby nagle nie był w pełni wartościowym mężczyzną.
- Co jest, Jeonggukie? Myślałam, że chcesz się ze mną kochać.
- Lisa, proszę... - wydusił.
Był tak cholernie zawstydzony. Nigdy wcześniej nie przydarzyło mu się coś takiego. Zawsze stawał na wysokości zadania. To zazwyczaj on inicjował zbliżenia między nimi, ale tym razem na samą myśl, że miałby się z nią kochać, było mu słabo. Całe jego ciało było spięte do granic możliwości.
- Może spróbuję jeszcze raz i wtedy ci stanie - zaproponowała dziewczyna, kładąc swoją dłoń na pasku jego spodni i ciągnąć za niego delikatnie, ale brunet ponownie złapał ją za rękę i odepchnął ją, zwiększając dystans między nimi.
- J-jestem zmęczony po podróży... Lot trwał ponad dwanaście godzin, a ja ostatnio miałem dużo stresów... - wtrącił szybko, czując się jeszcze bardziej zawstydzonym.
Dobrze wiedział, że to nieprawda. Nieraz po nieprzespanych nocach i ciężkich godzinach spędzonych w biurze czy za kółkiem auta, potrafił się podniecić w kilka minut. To było tak, jakby zbliżenie z Tae coś w nim zablokowało, zepsuło. Nie był w stanie myśleć o nikim innym.
- P-przełóżmy to na jutro. Odpocznę i... Na pewno wszystko będzie ze mną w porządku - wydusił.
- Och! To bez sensu. To po co zakładałam dla ciebie tę bieliznę - jęknęła Lisa, wydymając swoje usta, po czym wstała i zaczęła układać poduszki po swojej stronie łóżka. - W takim razie idę spać - dodała obrażonym głosem.
Jeongguk stał wciąż w miejscu niemal jak sparaliżowany. Co się z nim działo? Czemu nie był w stanie się podniecić?
- Jutro - zaczął niepewnie. - Jutro wszystko będzie w porządku - dodał, jakby starał się tym przekonać samego siebie.
***
Jeongguk wysuszył włosy ręcznikiem, po czym zarzucił go na ramiona. Miał na sobie jedną ze swoich typowych, eleganckich koszul, zapiętą już niemal na ostatni guzik. Lisa jeszcze spała, ale on wolał nie ryzykować, że dziewczyna zobaczy tatuaż na jego plecach. Wiedział, że ten moment prędzej czy później nastąpi, ale wolał odwlec to w czasie. Tym bardziej po wydarzeniach z poprzedniego wieczoru. W jego życiu panował już wystarczający chaos i nie chciał dokładać sobie więcej stresów.
Wciąż myślał o tym, co Taehyung mu powiedział i o tym, co się między nimi wydarzyło. Czy seks z innym mężczyzną coś w nim zablokował? Nie rozumiał, czemu nie był w stanie kochać się z Lisą. Dziewczyna była piękna. Założyła dla niego koronkową, seksowną bieliznę, byli w mieście zakochanych, we wspaniałym hotelu, w wynajętym dla nich pokoju dla nowożeńców, a on nie potrafił wykrzesać nawet niewielkiej iskierki podniecenia czy ekscytacji, jakby po tym, co się wydarzyło między nim, a Tae, Lisa przestała mu wystarczać.
Nie miał dużego doświadczenia seksualnego, był jedynie z kilkoma kobietami, ale nigdy nie miał problemu z tym, żeby je zaspokoić. Nie rozumiał, czemu jego ciało przestało odpowiednio reagować. Gdy był z Tae na ringu, wystarczyło, że mężczyzna złapał go silnie, przywierając do jego ciała i wywarczał mu do ucha kilka sprośnych słówek, a on był twardy jak skała, nawet teraz gdy o tym myślał, czuł pulsowanie w splocie swoich ud, ale wczoraj, gdy Lisa go dotykała, miał chęć uciec, jakby robiła coś nieprzyjemnego.
Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi ich pokoju. Podbiegł do nich szybko, by ten natarczywy dźwięk nie zbudził Lisy. Zamówił dla nich śniadanie, ale nie chciał jej jeszcze budzić. Przyjął szybko zamówienie i zabrał od kelnera niewielki wózeczek, na którym przywieziono jego zamówienie. Dopiero czując zapach kawy i świeżych croissantów zdał sobie sprawę z tego, jak głodny jest.
Lot do Paryża trwał ponad dwanaście godzin, a on nie był w stanie nic przełknąć. Kiedy dotarli do hotelu, był już wieczór i był cholernie głodny, ale po tym, co się wydarzyło między nim a jego narzeczoną, szybko stracił apetyt.
Wyniósł wszystkie przywiezione rzeczy na taras i rozstawił je na niewielkim stoliku, po czym wrócił do środka i zbliżył się do łóżka, gdzie wciąż leżała Lisa. Jej blond włosy rozrzucone były na poduszce, ale mimo to wyglądała naprawdę pięknie.
Czemu patrząc na nią, czuł się tak dziwnie?
Patrząc na jej delikatne rysy, zastanawiał się, jakby to było obudzić się teraz u boku Tae. Gdy ostatnio spędził noc u niego, obudził się w jego silnych ramionach. Tatuażysta niemal całą noc tulił go do swojej piersi. Czuł na sobie jego zapach, delikatny oddech na karku i miał wrażenie, jakby w końcu był dokładnie tam, gdzie powinien być.
Czy kiedykolwiek czuł się podobnie, budząc się u boku Lisy?
Dotknął delikatnie jej ramienia, a dziewczyna otworzyła oczy. Widząc go, uśmiechnęła się łagodnie. Wyciągnęła dłoń i dotknęła jego policzka.
- Dzień dobry, kochanie - przywitała się wciąż lekko zaspanym głosem.
- Cześć - odparł, uśmiechając się delikatnie. - Zamówiłem nam śniadanie - wyjaśnił, podając jej dłoń, by pomóc jej wstać.
Dziewczyna zarzuciła na siebie szlafrok i pozwoliła, by Jeongguk wyprowadził ją na taras. Tak jak chłopak powiedział, na stoliku stało przygotowane śniadanie: delikatne croissanty, dżem owocowy, świeżo wyciskany sok z pomarańczy i dwie filiżanki z kawą, której aromat unosił się w powietrzu. Idealnie.
- Oooch! To wszystko dla mnie? Ależ ja mam wspaniałego narzeczonego! - zawołała. - Może powinniśmy się tu przeprowadzić? - to mówiąc, pocałowała przelotnie jego wargi.
- Chciałem zrobić ci niespodziankę - powiedział, po czym złapał jednego z croissantów i wgryzł się w miękkie ciasto. - Co chcesz dzisiaj robić? Tak sobie pomyślałem... Skoro jesteśmy w Paryżu, to może pójdziemy dzisiaj do Muzeum Luwr? Widziałem ostatnio, że do końca tego miesiąca organizowana jest piękna wystawa poświęcona włoskiej rzeźbie renesansowej od Donatello do Michała Anioła. Te prace są wyjątkowe. Chciałbym...
- Och, Jeonggukie! Przecież nie przylecieliśmy do Paryża, żeby się tu zanudzić na śmierć w jakimś tandetnym muzeum - odparła Lisa i zaniosła się głośnym, melodyjnym śmiechem. - Poza tym, skoro już jestem w Paryżu, to chcę pójść na Pola Elizejskie. Tam są wszystkie najlepsze butiki. Słyszałam, że to tam znajdują się luksusowe butiki Cartier, Christian Dior, Gucci, Fendi. Może kupię sobie coś ładnego. Och, może znajdę też gdzieś butik Louboutin i będę mogła kupić buty na nasz ślub. Widziałam ostatnio takie piękne, srebrne szpilki w nowym wydaniu Vogue. Byłyby idealne!
Jeongguk wstał od stolika i podszedł z filiżanką kawy w dłoni do balustrady. Spojrzał w stronę wieży, która widoczna była po prawej stronie. Nie mógł uwierzyć w to, że byli w Paryżu, a Lisa miała zamiar jedynie ciągać go od sklepu do sklepu, by robił za jej tragarza i taszczył za nią torby z zakupami od projektantów, od których jej szafa i tak już pękała w szwach.
- Nie chcę chodzić po butikach, Lisa. Chcę pójść zobaczyć tę wystawę. To może być jedyna, niepowtarzalna szansa, by to zrobić - odparł w końcu, nim zdążył się ugryźć w język.
Nie wiedział skąd nagle w nim tyle odwagi. Zwykle przystawał na to, czego chciała Lisa, ale nie miał zamiaru zmienić zdania. Pójdzie na tę wystawę, nawet jeśli to miało oznaczać, że zrobi to sam.
- Żartujesz? Przecież to jest strasznie nudne. Po co oglądać coś, co stworzono wieki temu? - spytała, wyraźnie zirytowana jego odmową.
- Bo to prawdziwa sztuka. Arcydzieła, które należy doceniać i podziwiać.
- Kogo to obchodzi...
- Mnie obchodzi - wtrącił szybko. - Od małego lubiłem sztukę i chcę tam pójść. Jeśli nie chcesz iść tam ze mną to w takim razie, co powiesz na to, żebyś ty poszła na zakupy, a ja pójdę na tę wystawę? - spytał ostrożnie, nie chcąc wywoływać niepotrzebnej kłótni.
- Mam tam sama chodzić? - prychnęła dziewczyna.
Jeongguk zbliżył się do niej i pogładził dłonią jej jasne włosy, jednocześnie patrząc jej prosto w oczy.
- Kochanie, przecież i tak to ty będziesz chodzić po sklepach, a ja będę się za tobą włóczyć bez sensu. Pójdziesz na zakupy, zrelaksujesz się, a wieczorem pójdziemy na romantyczną kolację. Może kupisz coś ładnego na wieczór - zaproponował. - Hmm? Zabiorę cię do tej restauracji, o której mówiłaś w samolocie.
Dziewczyna wydęła swoje wargi i zamrugała do niego, poruszając zalotnie swoimi długimi rzęsami.
- No dobrze, ale za to wieczorem jesteś cały mój - odparła po chwili, po czym pocałowała jego wargi.
***
- Och! Jezu! Wiem, że jedzenie w tej restauracji jest bardzo drogie, ale jakie to jest pyszne! - zawołała Lisa, wsuwając do ust kolejną porcję kaczki.
- To fakt. Jest naprawdę pyszne, chociaż ja z chęcią zjadłbym teraz ramen z kubka - zażartował Jeongguk.
- Jesteś niemożliwy! - skarciła go dziewczyna, wywracając oczami. - Pamiętam, jak na naszą trzecią randkę, zaprosiłeś mnie do restauracji. Ja się odstawiłam w sukienkę i szpilki, a ty zabrałeś mnie do jakiejś przydrożnej knajpy na ramen w kubkach! - rzuciła, śmiejąc się głośno.
Jeongguk również się roześmiał. Pamiętał jej minę, gdy zobaczyła, gdzie ją zabrał, a ludzie patrzyli na nich, jak na wariatów, gdy zobaczyli jej elegancką sukienkę i buty na niebotycznie wysokich obcasach.
- Ale przyznaj, że ramen był pyszny - dodał rozbawiony na to wspomnienie.
- Był. A to był naprawdę udany wieczór. Potem...
- Spacerowaliśmy wzdłuż rzeki Han - dokończył za nią, przywołując w myślach ten wieczór.
Pamiętał, jak spacerowali w nocy, trzymając się za ręce, a gdy Lisa powiedziała, że bolą ją stopy od wysokich obcasów, po prostu zdjęła je ze stóp i spacerowała boso. Do swojego mieszkania zaniósł ją na plecach, a potem kochali się na jego kanapie. Te wydarzenia miały miejsce trzy lata temu, a on miał wrażenie, jakby minęły wieki.
- Chciałbym czasem wrócić do tamtych chwil - wyznał szczerze. - Wszystko wtedy wydawało się znacznie łatwiejsze...
- Teraz też może takie być - odparła Lisa, uśmiechając się do niego uroczo.
Jeongguk wyciągnął swoją rękę i pogładził dłonią jej policzek, po czym wsunął kosmyk jej rozjaśnionych na blond włosów za ucho.
- Naprawdę myślisz, że może tak być? - spytał, patrząc jej prosto w oczy, jakby chciał z nich wyczytać, czy ona wciąż wierzy w ich związek.
Lisa wyglądała pięknie. Miała jedynie delikatny makijaż, który subtelnie podkreślał jej urodę, a jej szczupłe ciało zdobiła nowo zakupiona sukienka. Zwiewna tkanina idealnie podkreślała wszystkie atuty jej sylwetki. Jeongguk chwycił jej dłoń w swoją i pogładził kciukiem wierzch jej dłoni, jednocześnie przyglądając się różowemu pierścionkowi, który zdobił jej palec.
To miał być symbol jego miłości i oddania. Obietnica wspólnej przyszłości i tego, że będzie o nią dbał i nie zawiedzie jej zaufania, a ostatnio złamał wszystkie te obietnice i czuł się z tym okropnie.
Siedział w paryskiej restauracji, z winem krążącym w żyłach, trzymając swoją narzeczoną za dłoń i nie czuł nic poza smutkiem i bezradnością. Dawno nie czuł się tak, jak teraz. Nie wiedział dlaczego, ale uczucie smutku dusiło go tak bardzo, że miał chęć się rozpłakać. Gdy myślał o ich przeszłości, wiedział, że te chwile minęły bezpowrotnie i miał to cholerne uczucie, że cokolwiek by nie zrobił to, co ich łączyło, już nigdy nie wróci.
Czy właśnie tak czuje się ktoś, kto uświadamia sobie, że jego życie zmieniło się bezpowrotnie i już nic nie będzie takie samo?
Mógł sobie wmawiać, ile chciał, że wszystko jest tak, jak należy, że to jedynie chwilowe i wszystkie pary przez to przechodzą, ale dobrze wiedział, że to nieprawda. Już nie potrafił wrócić do tego, co było. Nie potrafił sprawić, by uczucia, które żywił do Lisy, ożyły. Nie potrafił sprawić, że to, co poczuł do Tae, nagle gdzieś zniknie, a on po prostu o nim zapomni, jakby nigdy nie pojawił się w jego życiu, jakby nigdy nie istniał.
Jego życie było jak wrak statku rzuconego między fale jak papierowy samolot. Fale oceanu wciągały go coraz mocniej w mroczną głębię, a on rozpaczliwe starał się utrzymać głowę ponad wodą, mimo że wiedział, że nie ma szans w obliczu tak potężnego żywiołu.
Chociaż cały czas gdzieś z tyłu głowy myślał sobie, że przez całe swoje życie płynął z nurtem, dokładnie tak, jak inni nim sterowali, więc być może najwyższy czas zrobić coś po swojemu? Być może, gdy to zrobi, będzie jak te słynne ryby koi płynące po Żółtej Rzece, o których słyszał tyle legend i zamiast dalej być zwykłym karpiem, który płynie bezmyślnie wraz z resztą ryb, odważy się skoczyć na szczyt wodospadu i stanie się pięknym smokiem.
Jeongguk uniósł swój kieliszek i upił kilka łyków czerwonego wina, które zamówili do obiadu. Było bogate w smaku z delikatną czekoladową nutą, ale dosyć cierpkie. Nie miało to jednak teraz większego znaczenia. Przez ostatnie dni miał taką gonitwę myśli, że chciał, by to w końcu się skończyło. Pragnął przez chwilę przestać wszystko analizować i zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło.
Umoczył usta w szkarłatnym płynie i spojrzał ponad ramieniem Lisy na parę, siedzącą przy stoliku obok nich. Dziewczyna była naprawdę piękna, śmiała się z jakiegoś żartu, który przed chwilą opowiedział jej chłopak, siedzący przed nią. Cały czas trzymali się za dłonie, podobnie, jak on trzymał dłoń Lisy w tej chwili. Patrzyli na siebie w taki sposób, że nie miał wątpliwości co do głębi i szczerości ich uczuć. Patrząc na nich, czuł się niemal jak podglądacz.
Przez chwilę zastanawiał się, czy zawsze tak na siebie patrzą. On i Lisa chyba nigdy nie mieli czegoś podobnego. Oni patrzyli na siebie w taki sposób, jakby nie było poza nimi świata, jakby byli stworzeni, by być razem, a on i Lisa już od dawna patrzyli na siebie niemal, jakby byli sobie obcy.
Być może to była wszystko jego wina. Zamiast zadbać o to, co miał z Lisą, pozwolił, by oddalali się od siebie każdego dnia coraz bardziej, aż w końcu stworzyła się między nimi taka przepaść, że nie wiedział, czy była szansa powrotu. I nie wiedział nawet, czy powinien do tego wracać i czy w ogóle jeszcze tego chce. Upił jeszcze kilka łyków, czując, jak powoli alkohol wprowadza znajomy, błogi stan do jego umysłu.
Lisa zamówiła deser, a on kolejną butelkę wina. Gdy wychodzili z restauracji, było już ciemno i zrobiło się chłodniej. Jeongguk zdjął swoją marynarkę i oddał ją Lisie, która z wdzięcznością założyła ją na siebie.
- Chcesz wziąć taksówkę czy wolisz się przespacerować? - spytał brunet. - Do hotelu jest tylko kawałek drogi.
- Chodźmy na piechotę. Będzie prawie jak na tamtej randce. Jak mnie rozbolą nogi, to mnie zaniesiesz - odparła dziewczyna, chichocząc delikatnie.
Wypili sporo wina i oboje odczuwali jego wpływ. Jeongguk zauważył, że Lisa zdecydowanie więcej się śmiała. Zachowywała się niemal tak, jak na początku ich związku. To właśnie za taką Lisą tęsknił cały ten czas. Chwycił jej dłoń i razem ruszyli przed siebie.
- Dawno nie robiliśmy takich rzeczy - powiedział Jeon. - W ogóle dawno nic razem nie robiliśmy... Czasem mam wrażenie, że żyjemy obok siebie - wyznał.
- Przecież ciągle gdzieś razem wychodzimy. Prawie codziennie jemy gdzieś na mieście ze znajomymi - odparła dziewczyna.
- Nie czujesz, że jest inaczej? - spytał. - Że... Sam nie wiem.
Lisa zaśmiała się głośno, po czym pochyliła się w jego stronę i pocałowała jego usta.
- Chyba wino namieszało ci w głowie, Jeonggukie. Nasz związek się zmienia, bo jesteśmy coraz starsi i bardziej dojrzali. Niedługo się pobierzemy i będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Zobaczysz, będzie cudownie!
- Naprawdę tak myślisz?
- No jasne, że tak! Daleko jeszcze? Bolą mnie nogi, jak tak dalej pójdzie, to będziesz musiał mnie nieść, tak jak wtedy - zażartowała.
- No nie wiem, czy dam radę. Zjadłaś cały obiad i do tego jeszcze deser - rzucił Jeongguk, drażniąc się z nią, a Lisa wymierzyła mu kuksańca w bok.
- Jesteś okropny! Sam namawiałeś mnie, żebym spróbowała tego deseru, a teraz wytykasz mi kalorie.
- Jesteś piękna niezależnie od tego czy zjadłaś sto, czy milion kalorii.
Jeon otworzył drzwi hotelu, przepuszczając Lisę, po czym ruszył za nią. Gdy wsiedli do windy, czuł na sobie jej baczny wzrok. Spojrzał na nią i na chwilę ich oczy się spotkały. Jego dłoń niemal odruchowo odgarnęła pasmo jej jasnych włosów za ucho. Spędzili naprawdę miły wieczór, było niemal tak, jak dawniej, chociaż czuł się zupełnie inaczej.
Gdy w końcu wysiedli z windy i weszli do swojego pokoju, Lisa odwróciła się w jego stronę, zrobiła krok do przodu i wspięła się na palce, po czym pocałowała go czule. Jeongguk pozwolił jej na to, niemal odruchowo oddając każdy pocałunek. Jego ciało pamiętało jej dotyk, jej smak, ale to zdawało się niewystarczające.
Czuł się niemal tak, jakby oglądał film lub czytał książkę, której każde słowo znał na pamięć, ale z czasem emocje, które odczuwał na początku, gdzieś zniknęły. Teraz były tylko puste słowa, w których nie potrafił odnaleźć sensu. I gdy całując Lisę, tak usilnie starał się go odnaleźć, ponownie wszystko zaczęło się sprowadzać do jednej osoby. Jednej osoby, która zdawała się nadawać nowy sens wszystkiemu, co do tej pory znał i w co wierzył. Przy nim czuł się jak ślepiec, który na nowo odzyskał wzrok.
- Kochaj się ze mną, Jeonggukie - mruknęła mu Lisa prosto w usta, po czym pociągnęła go w stronę łóżka.
Odwróciła się w jego stronę i, patrząc na niego zalotnie, zsunęła swoją sukienkę z ramion, po czym pozwoliła, by delikatna tkanina opadła wokół jej stóp. Dziewczyna nie miała zbyt dużych piersi, więc często chodziła bez stanika, mógł więc teraz podziwiać ją niemal nagą. Miała na sobie jedynie koronkowe figi i buty na obcasie.
Jeongguk zaklął cicho pod nosem. Tak dawno nie kochał się z nią, że już niemal nie pamiętał, jak to jest. Lisa chwyciła za jego koszulę i zaczęła ją rozpinać, ale gdy już chciała ją zdjąć z jego szerokich ramion, brunet powstrzymał ją. Nie chciał, żeby dziewczyna zobaczyła jego tatuaż.
Poprowadził ją delikatnie w stronę łóżka, a sam szybko zdjął z siebie pozostałe ubrania. Całując jej wargi, przejechał kilka razy po swoim penisie, pompując go, po czym nałożył szybko prezerwatywę. Sprawnym ruchem zsunął figi z jej bioder, po czym wstrzymał oddech i wsunął się w nią delikatnie.
Nie był pewien, czy dobrze robi, kochając się z nią, ale miał nadzieję, że być może to coś zmieni i w końcu zrozumie swoje własne uczucia. Jednak gdy zaczął się w niej poruszać, a z warg dziewczyny wyrwały się cienkie jęki, co jakiś czas zastępowane zdrobnieniem jego imienia, którego szczerze nie znosił, nie potrafił się na tym skupić. Jego początkowe podniecenie od razu gdzieś wyparowało, jakby nagle dotarło do niego, co tak naprawdę robi.
- Och, Jeonggukie! - stęknęła dziewczyna, a on na chwilę zamarł, nie będąc w stanie się poruszyć.
Zrobiło mu się niedobrze i przez chwilę znowu miał chęć ją odepchnąć, a sam uciec z tego pokoju. Co się z nim działo, do cholery? Zamknął oczy, starając się uspokoić swój nienaturalny oddech i znowu jego oczom ukazał się Tae.
Zwilżył nerwowo swoje wargi, zmuszając się, by na nowo wykonywać powolne, miarowe pchnięcia, dokładnie takie, jak lubiła Lisa, ale z każdym pchnięciem coraz bardziej myślał o Tae. Miał wrażenie, że czuje uścisk jego dłoni na swojej szyi i na swoim biodrze, zdawało mu się, że czuje jego gorący oddech na swoim karku i to ciche wyznanie staczające się z jego idealnych warg wprost do jego ucha.
„Ja też cię lubię. Chyba nawet bardziej, niż chciałbym się do tego przyznać...”
Miał wrażenie, że zaraz się udusi, wszystko zaczęło wirować i nie było już nic poza tym głosem w jego głowie.
- Och, tak! Jeonggukie! - jęknęła ponownie Lisa, a on jedynie zagryzł swoją dolną wargę.
Wiedział, że dziewczyna jest już blisko, więc zmusił się, by wykonać jeszcze kilka mocnych pchnięć, a gdy Lisa doszła, wykrzykując jego imię, niemal od razu się z niej wysunął. Nie obchodziło go to, że on sam nie doszedł, nie mógł znieść tego, że są tak blisko. Nie potrafił znieść tego, że porusza się w niej, myśląc o kimś innym i żałując, że to nie z nim się teraz kocha. Wszystko wirowało mu przed oczami i obawiał się, że zaraz dostanie kolejnego ataku. Odsunął się od niej gwałtownie, jakby jej skóra go parzyła.
- Jeonggukie, to było cudowne! - wydusiła Lisa, oddychając ciężko, po czym wsparła się na dłoniach, unosząc swoje ciało na łóżku. - Ty nie doszedłeś? - spytała zdziwiona.
- T-to nic - rzucił szybko, zdejmując zużytą prezerwatywę i wyrzucił ją do kosza.
- Jak chcesz, to mogę ci pomóc. Zrobię ci dobrze ręką, tak jak lubisz - to mówiąc, dziewczyna przysunęła się w jego stronę, ale Jeongguk powstrzymał ją.
- N-nie - zaprotestował.
Jego penis pulsował silnie, ale nie chciał, by Lisa go dotykała. Miał wrażenie, że jej dotyk pali jego skórę, sprawiając mu ból i czuł obrzydzenie do siebie samego przez to, co przed chwilą zrobił.
- Pójdę wziąć prysznic - rzucił i wyszedł z pokoju tak szybko, jak tylko mógł, kierując się do łazienki.
Gdy tylko wszedł do środka, zamknął drzwi na klucz i oparł się o nie plecami, oddychając ciężko. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Czuł się okropnie z tym, co właśnie zrobił, jakby znowu kogoś zdradził. Chociaż tym razem być może zdradził jedynie samego siebie.
Po chwili gdy jego oddech uspokoił się nieznacznie, odepchnął się od drzwi, zdjął z siebie koszulę i rzucił ją na ziemię, po czym wsunął się do kabiny prysznicowej. Odkręcił wodę i stanął pod deszczownicą, pragnąc, by chłodny strumień zmył z niego wszystkie grzechy. Nie wiedział dlaczego, ale czuł do siebie obrzydzenie. Gdy był w Lisie, jedynie był w stanie myśleć o tym, że chce już skończyć. Wcale nie chciał się z nią kochać i po raz pierwszy niemal musiał się zmusić do zbliżenia.
Zamknął oczy i pozwolił, by strumień wody sunął po jego wciąż obolałych po tatuażu plecach, staczając się wzdłuż linii kręgosłupa, a potem między wysportowanymi pośladkami. Gdy poczuł, jak ciepła ciecz spływa po jego wysportowanych udach, w jego głowie ponownie pojawił się obraz wspomnień tego, co się wydarzyło w salonie tatuażu niewiele ponad czterdzieści osiem godzin temu.
Znowu miał wrażenie, że go widzi, jakby jego obraz prześladował go jak duch.
Mógł zobaczyć tak dokładnie jego piękne, ciemne oczy patrzące na niego z taką determinacją, podczas gdy grzeszne usta oplatają się wokół jego męskości. To, co zrobił Taehyung było tak cholernie podniecające, że na samo wspomnienie czuł ucisk w dole brzucha. Nikt nigdy nie pieścił go w taki sposób. Tatuażysta bezwstydnie tańczył swoim zakolczykowanym językiem wokół jego penisa, a potem zrobił coś, czego Lisa nigdy by nie zrobiła. Pozwolił mu dojść w swoich ustach i spił z niego każdą nawet najmniejszą kroplę, wyraźnie sam czerpiąc z tego przyjemność. Na samo wspomnienie z ledwością przełknął ślinę.
Poruszył się niespokojnie i spojrzał na swojego penisa. Wczoraj wieczorem, kiedy Lisa chciała się z nim kochać, nie był w stanie się podniecić, a dzisiaj z ledwością zmusił się, by pobudzić go na tyle, by był w stanie ją zaspokoić. Teraz jednak wystarczyła jedynie myśl o Tae, by jego członek stał dumnie, błyszcząc od soków i pulsował silnie.
Jeongguk przesunął po swoich mokrych włosach z frustracją. W głowie miał totalny chaos, wszystko dookoła zdawało się sypać, a teraz jeszcze dodatkowo jego ciało sprzymierzyło się przeciwko niemu. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Czy seks z Tae coś w nim zmienił? Od tego czasu nawet najmniejsza interakcja z Lisą niemal sprawiała mu fizyczny ból, czuł się tak, jakby to Taehyunga zdradzał, będąc z nią.
A teraz stojąc samotnie pod prysznicem, mógł myśleć jedynie o nim. O jego dłoniach na swoim ciele, jego wargach na swoich ustach. Pragnął znowu poczuć to, co czuł, będąc z nim. Przeniósł swoją dłoń na pulsującego penisa i chwytając go mocno, przesunął nią w górę i w dół, jednocześnie przywołując w myślach obraz Tae, klęczącego przed nim w salonie tatuażu. Wiedział, że to było niewłaściwe, ale jego ciało pragnęło tego tak bardzo, że nie był w stanie się powstrzymać. Zagryzł swoją dolną wargę, starając się stłumić wszelkie odgłosy przyjemności.
Myśląc o nim, był tak cholernie podniecony, że wiedział, że wcale nie trzeba wiele, by osiągnął spełnienie. Zacisnął mocniej swoją dłoń, wyobrażając sobie, że to Taehyung go dotyka. Tatuażysta pieścił go w taki sposób, o jakim nigdy nawet nie ośmielił się śnić. Czasem gdy kochał się z Lisą, miał wrażenie, że dziewczyna dotykała go z obowiązku, unikała dotykania jego pleców, jakby jego blizna ją obrzydzała, a on sunął po jego ciele z uwielbieniem, jakby czcił każdy centymetr jego skóry, jakby starał się nauczyć się go na pamięć.
Podobał mu się fakt, że tatuażysta nie był nieśmiały ani w żaden sposób nie hamował się przy nim. Po prostu popchnął go na szafkę, złapał mocno jego biodro i wszedł w niego, wypełniając go niemal do granic możliwości. A potem kochał się z nim tak, jakby to był ostatni raz, kiedy dotykał mężczyzny. Jakby miał za chwilę umrzeć, a to była ostatnia rzecz, którą może zrobić, by poczuć się żywym.
I Jeongguk też czuł się żywy.
Po raz pierwszy od dziesięciu lat czuł, że żyje. Właśnie wtedy, w tym małym, ciemnym pokoju stworzonym do tatuowania, w ramionach pokrytych czarnym tuszem, umarł i narodził się na nowo, podobnie jak feniks zdobiący plecy Taehyunga.
Pragnąc znowu poczuć się jak wtedy, niemal odruchowo zsunął swoją dłoń niżej, wsuwając ją między swoje pośladki i ostrożnie zaczął naciskać na swoje wejście. Nigdy nie pieścił się sam w taki sposób. Taehyung był pierwszym, który pokazał mu, jaką przyjemność można odczuwać, gdy pieści się właśnie to miejsce. Nie bardzo wiedział, jak dokładnie powinien się dotykać, próbował więc odtworzyć ruchy dłoni tatuażysty, jednocześnie wciąż pobudzając swojego penisa.
Gdy opuszki jego palców odnalazły w końcu ten najczulszy punkt, z jego warg wyrwało się stłumione przekleństwo. Jezu. To uczucie było tak fantastyczne, że wystarczyło, by powtórzył ten ruch kilka razy, a doszedł, z trudnością powstrzymując się, by nie jęknąć głośno.
Gdy pierwsza ekstaza po przeżytym orgazmie w końcu zaczęła powoli opuszczać jego ciało, zmył spermę ze swojej dłoni i brzucha, mimo to stał jeszcze przez chwilę pod strumieniem wody, starając się wyrównać oddech.
Co się z nim działo?
Właśnie chwilę temu niemal odepchnął swoją narzeczoną, by zaspokajać się samemu pod prysznicem, wyobrażając sobie, że to inny mężczyzna go dotyka. Nie chciał tego. Nie chciał taki być. Czuł, jak jego urywany od orgazmu oddech ponownie się spłyca, ale tym razem z zupełnie innego powodu. Jego ciało zaczęło drżeć i miał wrażenie, że zaraz się udusi.
Kolejny atak przyszedł tak szybko, że nawet nie zorientował się kiedy, a po chwili siedział skulony pod prysznicem, ze strumieniem lodowatej już wody uderzającej w jego ciało jak tysiące małych igieł. Oddychał z trudem, chowając głowę między ramionami. Całe jego ciało dygotało, a on nie potrafił się uspokoić.
Nie wiedział, ile czasu minęło, gdy w końcu ból w jego klatce piersiowej zelżał, a on na nowo był w stanie się poruszyć. Podniósł się z ziemi na wciąż lekko drżących nogach i zakręcił kurek z wodą. Jego ciało było lodowate i całe odrętwiałe. Wytarł się machinalnie w miękki, hotelowy ręcznik i założył na siebie czarne dresowe spodnie oraz białą koszulkę, po czym ostrożnie wyszedł z łazienki.
W pokoju panował półmrok. Jedyne światło docierało z niewielkiej lampki, zlokalizowanej na szafce nocnej, stojącej obok łóżka, gdzie leżała Lisa. Dziewczyna już spała, jej klatka piersiowa unosiła się delikatnie w równomiernym, spokojnym oddechu.
Jak ona mogła spać tak spokojnie, podczas gdy wewnątrz niego toczyła się ciągła wojna?
Nie wiedział, jak ma poradzić sobie z tym, co się dzieje. Te uczucia go przerastały, a nie miał nikogo, z kim mógł o tym porozmawiać. Myślał, że poradził sobie z atakami, ale ostatnio miewał je coraz częściej. Jego życie było poukładane, zaplanowane niemal co do godziny, a teraz nie wiedział, co ma zrobić, co ma czuć, a to wywoływało kolejne ataki. Czuł się tak, jakby cofnął się znowu do okresu po wypadku.
Nie myśląc długo, założył skarpetki i włożył buty, po czym złapał swoją kurtkę i wyszedł z pokoju. Była już prawie jedenasta w nocy, ale potrzebował stąd wyjść, oczyścić umysł z tych wszystkich myśli, które natarczywie się do niego wdzierały. Szedł bez celu przed siebie, z dłońmi wysuniętymi do kieszeni kurtki. Na ulicach nie było wielu ludzi. Idąc w kierunku rzeki, minął jedynie kilku przechodniów, w tym grupkę nastolatków, który zapewne wracali z jakiejś imprezy. Przekrzykiwali się nawzajem i śmiali beztrosko.
Po jakimś czasie przystanął w pobliżu Sekwany i po prostu wpatrywał się w widoczną w oddali oświetloną wieżę. Nie wiedział nawet, ile czasu tu stał, gdy nagle czyjś głęboki, głośny śmiech wyrwał go z zamyślenia. Śmiech mężczyzny był naturalny i tak cudownie przepełniony radością, że niemal odruchowo odwrócił się za siebie, pragnąc zobaczyć, co wywołało u niego taką reakcję.
Jego ciemne oczy od razu odszukały parę, stojącą nieopodal niego. Z zaskoczeniem zauważył, że było to dwóch młodych mężczyzn, zapewne niewiele starszych od niego. Jeden był wyższy i zdecydowanie bardziej wysportowany. Miał ciemne włosy, opadające miękkimi falami. To z jego warg wyrwał się śmiech, zapewne wywołany przez to, co właśnie żywo opowiadał mu ten drugi chłopak. Ten był nieco niższy, szczuplejszy o blond włosach, lekko potarganych przez wiatr.
Jeongguk nie potrafił odwrócić od nich swojego wzroku. Podobało mu się, jak bez żadnego skrępowania trzymali się za ręce, jak dłoń niższego mężczyzny delikatnie sunęła po ciemnych lokach, jak ich usta połączyły się w powolnym, czułym pocałunku. Wyglądali tak, jakby nic innego się nie liczyło tylko to, że byli tutaj razem.
Czy on i Taehyung mogliby kiedyś mieć coś takiego?
Tae był piękny, silny i tak cholernie odważny. Jego życie rozpadło się na milion kawałków, gdy Jiwon zostawiła go z niespełna półrocznym Jae, a mimo to wrócił silniejszy niż kiedykolwiek. Podziwiał go za to.
Ale on?
On był słaby. Całe życie robił to, czego inni oczekiwali, miał ataki paniki, ilekroć działo się coś, co go przerastało i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić.
Czy kiedykolwiek byłby w stanie chwycić go za rękę na środku ulicy i pocałować go tak, jakby miało nie być jutra?
Oczami wyobraźni już widział te nagłówki w gazetach: „Syn Jeon Jiseoka obściskuje się na ulicy z wytatuowanym mężczyzną”, „Skandal. Nowy CEO The Joen Electronics lubi penisy”, „Skandal w TJE. Zerwał zaręczyny, a teraz obściskuje się z mężczyzną”. Na samą myśl było mu niedobrze, ale mimo to, patrząc na nich, tak cholernie im zazdrościł.
Wyższy mężczyzna pocałował blondyna, a potem gdzieś zniknął. Nieznajomy odwrócił się nagle w jego stronę i na chwilę ich spojrzenia się spotkały, a Jeongguk poczuł się zawstydzony tym, że tak bardzo im się przyglądał. Czuł się jak podglądacz. Blondyn zbliżył się w jego stronę i oparł się o murek, stając może z pół metra od niego, po czym wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wsunął jednego między swoje wargi.
Jeongguk czuł się niezręcznie. Miał dziwne wrażenie, że mężczyzna specjalnie stanął tak blisko niego. Chciał stąd odejść, ale nie mógł się ruszyć. Kątem oka spojrzał na mężczyznę, który pochylając głowę do przodu, podpalał papierosa. Jego długa, jasna grzywka zasłoniła większość twarzy. Mógł jedynie dostrzec jego wargi, przytrzymujące papierosa, podczas gdy jego dłonie zasłaniały zapałkę przed powiewem wiatru. Nieznajomy zaciągnął się nim mocno i odgarnął swoje blond włosy do tyłu, delikatnie odchylając głowę i ukazując wystającą grdykę.
Chłopak był przystojny, miał ostro zarysowaną linię szczęki i prosty nos, jego wargi były nieco zbyt wąskie, ale było w nim coś fascynującego. Wyglądał trochę jak model z wybiegu jednego z paryskich domów mody. Miał na sobie długi, musztardowy płaszcz, który pasował do jego blond włosów o odcieniu miodu, a jego szyję oplatał modny szalik, zapewne narzucony jedynie po to, by wyglądał bardziej nonszalancko.
- Widziałem, jak się nam przyglądasz - odezwał się nagle, nie patrząc na niego i ponownie zaciągnął się swoim papierosem.
Chłopak powiedział do niego po angielsku, w jego głosie słychać było delikatny francuski akcent, ale z pewnością mówił płynnie. Jeongguk poczuł, jak jego serce zaczyna silnie łomotać w piersi.
- J-ja... Przepraszam, nie chciałem się gapić, po prostu... - zaczął się tłumaczyć zmieszany.
- Jak on się nazywa? - zapytał blondyn, zwracając w jego kierunku swoją twarz.
Miał piękne, błękitne oczy, które okalały długie, gęste rzęsy. Jego brwi były niemal czarne, kontrastując z brzoskwiniową skórą i blond włosami w kolorze miodu.
- S-słucham? - wydusił Jeon, zdezorientowany pytaniem nieznajomego.
- Nie patrzyłeś na nas z niesmakiem. Patrzyłeś tak, jakbyś nam zazdrościł - wyjaśnił blondyn, po czym ponownie się zaciągnął. - Jak się nazywa twój chłopak? - spytał ponownie, wydmuchując dym przez delikatnie rozchylone wargi.
Twój chłopak - powtórzył Jeongguk w myślach. Chciał powtórzyć te słowa na głos, by sprawdzić, jaki będą miały smak, ale nie odważył się tego zrobić.
- Taehyung - powiedział w końcu, patrząc w błękitne oczy nieznajomego. - Nazywa się Taehyung - powtórzył, jakby chciał zapamiętać brzmienie jego imienia, wymówionego przez jego wargi i rozmywającego się we francuskim powietrzu. - A-ale nie jesteśmy... To skomplikowane - dodał, czując się zawstydzonym.
- Miłość wcale nie jest skomplikowana. To ludzie lubią sobie komplikować życie - odparł nieznajomy. - Jestem Jean Pierre - dodał i wyciągnął swoją dłoń w stronę bruneta.
- Jeongguk - przedstawił się, ściskając jego dłoń, a Francuz uśmiechnął się delikatnie. - Skąd ta myśl, że ja... Dlaczego...
- Dlaczego pomyślałem, że jesteś gejem? - spytał blondyn, po czym roześmiał się głośno. - Zdradziły cię twoje oczy. Gdy na nas patrzyłeś, wiedziałem, że marzysz o czyichś ustach. Skoro tak o nim marzysz, to czemu nie jesteście razem?
- Ja pochodzę z Korei. Tam temat homoseksualistów nie istnieje. Udajemy, że takich ludzi nie ma. Moja rodzina... Mój ojciec... On by nigdy tego nie zaakceptował, a ja... Nie wiem, czy jestem gotowy przyznać, że... To wszystko jest takie... - zamilkł na chwilę.
Nie wiedział, czemu mówił o tym wszystkim temu obcemu mężczyźnie. Być może łatwiej było zwierzyć się komuś, kto go nie zna. Komuś, kto jest taki sam jak on i być może kiedyś przeżywał coś podobnego. Komuś, kto go zrozumie i nie będzie oceniać.
- Ja mam kogoś - wyznał nagle. Czuł, że jeśli nie odważy się powiedzieć tego teraz, być może nigdy nie będzie w stanie tego wyznać. - Kobietę. Jesteśmy razem od trzech lat, ale... Nagle pojawił się on.
- Widziałeś tego przystojniaka, z którym się całowałem? To Mark. Pięć lat temu studiowałem i pracowałem jako kelner w jednej z paryskich kawiarni. Byłem przekonany, że w wieku trzydziestu kilku lat, będę miał żonę i gromadkę dzieci, bo tak mnie wychowano i tak chciała moja rodzina, ale pewnego dnia do kawiarni wszedł on. Piękny, wysoki i tak cholernie uroczy. Mark przyjechał tu na wymianę studencką ze Stanów Zjednoczonych. Nie mówił prawie ani słowa po francusku, a ja ledwo potrafiłem sklecić proste zdanie po angielsku, ale gdy go zobaczyłem, miałem wrażenie, że ziemia drży. I nagle nie miało znaczenia to, czego chcą inni, bo ja chciałem jego. Mark miał w Stanach chłopaka. Starszego o kilka lat i cholernie bogatego biznesmena, a ja byłem jedynie spłukanym studentem, który ledwo wiązał koniec z końcem. Byłem przekonany, że jestem na straconej pozycji. Nie miałem nic do zaoferowania. Do momentu aż zdałem sobie sprawę, że mogę mu ofiarować coś, czego nie kupią żadne pieniądze...
- Co takiego? - spytał Jeongguk.
Jean Pierre uniósł dłoń do ust i zaciągnął się papierosem, po czym spojrzał mu prosto w oczy i wygiął swoje wąskie wargi w piękny uśmiech.
- Miłość - odparł. - Ofiarowałem mu swoją miłość.
- I to wystarczyło? - spytał nieśmiało Jeon.
Mężczyzna zgasił swojego papierosa i wsunął dłoń do kieszeni musztardowego płaszcza. Wyjął z niej małe, czerwone pudełeczko, po czym otworzył je i pokazał Jeonggukowi jego zawartość.
- Jesteśmy razem od niemal pięciu lat. A dzisiaj o północy... Poproszę go, żeby spędził ze mną resztę życia - powiedział, pokazując mu pierścionek.
- Nie boisz się, że popełniasz błąd, oświadczając mu się? - zapytał Gguk, lekko drżącym głosem, przywołując w myślach wieczór, w którym to on oświadczył się Lisie.
Miał wtedy totalny chaos w głowie. Obawiał się, że popełnia błąd, którego nie będzie w stanie odwrócić i z każdym dniem był coraz bardziej przekonany, że tak właśnie jest.
- Nie - odparł Jean Pierre pewnym głosem. - Wiem, że popełniłbym błąd, gdybym pięć lat temu pozwolił mu stąd wyjechać i wrócić do Stanów. Wiem, że popełniłbym błąd, gdybym nie wyznał mu swoich uczuć na lotnisku pełnym ludzi i wiem, że popełniłbym błąd, gdybym pozwolił, by ktoś tak cudowny zniknął z mojego życia. Dlatego teraz oświadczę mu się o północy, pod tą cholerną wieżą Eiffla, bo on uważa, że to cholernie romantyczne, a ja zrobię wszystko, by zobaczyć uśmiech na jego twarzy.
- Zazdroszczę ci tej pewności. Ja już niczego nie jestem pewien... - wyznał Jeon.
- Ale to o nim pomyślałeś, patrząc na nas, czyż nie?
Jean Pierre zamilkł, jakby pozwalał, by jego słowa opadły powoli wraz z rześkim, francuskim powietrzem, po czym schował pudełeczko z pierścionkiem do kieszeni i odepchnął się od murku, na którym obaj się opierali.
- Miło było cię poznać, Jeongguk - powiedział, wyciągając do niego swoją dłoń. - Mam nadzieję, że i ty odnajdziesz drogę do swojego szczęścia, bo jego imię już znasz... - to mówiąc, uśmiechnął się i ruszył przed siebie, kierując się w stronę oświetlonej światłami wieży.
- Taehyung - szepnął Jeongguk, wpatrując się w znikającą sylwetkę Francuza. - Nazywa się Taehyung.
***
Ayashee:
Paryski weekend już niemal za nami.
Czy to, co się wydarzyło, pomoże Jeonggukowi zrozumieć, z kim tak naprawdę chce być?
Czy powie Lisie o swoich wątpliwościach?
Jestem ciekawa, co myślicie.
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top