*2*
Chłopak obudził się w nieznanym miejscu. Był to njezbyt czysty pokój. Pierwszym co zobaczył była poduszka, kołdra i... Spoglądający na niego z góry rogaty anioł. Szatyn zaskoczony cofnął się jak najbardziej pod ścianę.
- No już, już. Ogarnij się i przestań z tą dziecinadą.
- G-gdzie ja jestem???
- U mnie w domu.
- Czyli..?
- No w piekle. - Chłopaka zatkało. Ale tylko na chwilę, bo znów zaczął panikować.
- Co?! W piekle??? Czy ja nie żyję??? Zabiłeś mnie! Ale zaco do piekła??? Przecież byłem dobry! - Potwór przewrócił tylko oczami i odpowiedział.
- Nie jesteś martwy. Śmiertelnik sam do piekła nie wejdzie. No ale z niewielką pomocą to już inna sprawa. Będziesz tu gościł częściej, bo to dla mnie wygodniejsze niż ukrywanie się wśród ludzi. - Nastała chwila ciszy, bo chłopak musiał przetrawić słowa drugiego.
- Ale co ty masz namyśli? Że ja mam tu przychodzić? A raczej być porywanym??? Niby po co?
- Z ciekawości.
- .... Co?
- Chcę żebyś nauczył mnie czegoś o ludziach. Wstrętne z was robale. Ale jakimś cudem jeszcze nie wygineliście. Chcę więdziec co w was jest takiego wyjątkowego.
- A-a co jeśli się nie zgodzę?
- Mój ojciec na pewno chcętnie sprawi sobie wypchanego człowieczka. - Uśmiechnął się lekko, ale bardzo wymownie. Po tych słowach szatyn zamilkł i tylko przytaknął. Nie chciał skończyć jako ozdoba dla jakiegoś diabła. Przyglądał się chwilę swojemu porywaczowi i wkońcu coś powiedział.
- Wiesz, nie miałem pojęcia, że diabły mają skrzydła. - Odpowiedziała mu niezręczna cisza, dopiero po kilku minutach przerwana głosem stwora.
- Bo nie mają.
- Hm? Ale przecież ty masz.
- Sokole oko.
- To nie jesteś diabłem?
- Nie.
- Upadłym aniołem?
- Nie.
- To czym?
- Koniec pytań. - Powiedział poddenerwowany.
- Czemu?
- Bo tak powiedziałem! - Teraz wyglądał na tyle groźnie, że chłopak całkiem zamilkł. Obaj siedzieli w takiej ciszy dobre piętnaście minut. W końcu szatyn, nieśmiało zbrał głos.
- J-jestem Artur - Powiedział cicho.
- Ezekiel. - Rzucił krótko rogacz i gapił się w okno.
- Hm... Ciekawe imię, wiesz?
- Jakiś problem?
- N-nie, skąd... Właśnie mi się podoba. - Uśmiechnął się lekko w nadziei, że jakoś uspokoi czarnowłosego.
Artur posiedział w piekle jeszcze dobrych parę godzin. W tym czasie starał się jakoś poznać z Ezim. Już wiedział, że nie będzie się sprzeciwiał "wizytom" u niego, bo mogłoby się to źle skończyć. Pomyślał więc, że wartoby było mieć dobrą relację ze stworem. Chciał się o nim jam najwięcej dowiedzieć, ale ten nie był skory do snucia opowieści. Sam chciał się czegoś nauczyć o Arturze.
Gdy zaczęło się robić późno, Ezekiel odesłał szatyna do jego domu. Był całkiem zadowolony z tego dnia. Myślał o swoim nowym źródle informacji. Najbardziej intrygował go fakt, że człowiek nie był przerażony, tylko nadmiernie ciekawski i dociekliwy. Trochę to było męczące, ale lepszy taki informator niż żaden, prawda?
.///.
Oł je.
Drugi rozdział.
Jadę ja burza.
...
..
.
Ktoś to wgl czytać będzie? XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top