*1*

   To było spokojne popołudnie w pewnym, niewielkim mieście. Ludzie wracali z pracy, inni jeździli do sklepów, lub wybierali się na spacery kożystając z pięknej pogody. Nic nie odróżniało tego miejsca od ninnych na świecie. Nic, poza jednym chłopakiem. On... Nie był stąd. Widząc go poraz pierwszy, już można było to stwierdzić. Ubrany był całkiem na czarno. Na nosie lśniły też okulary przeciwsłoneczne, za którymi skrywały się jakże nieludzkie oczy.
Szedł chodnikiem i zwracał na siebie uwagę przechodniów, którzy tylko schodzili mu z drogi.
Nagle, na przeciw wyszedł mu chłopak zapatrzony w swój zeszyt. Zderzyli się. Zeszyt szatyna upadł na chodnik, z resztą, tak samo jak on sam. Chłopak o kruczoczarnych włosach spojżał w dół i po krótkiej chwili złapał obcego za kołnież. Podniósł go i zaciągnął do bocznej uliczki.
- H-hej! Czekaj! N-nie rób mi nic ja... Ja cię nie zauważyłem! Przepraszam! - Niebieskooki szatyn próbował jakoś udobruchać większego i silniejszego od siebie, ale ten nic nie powiedział. Jedynie docisnął go do ściany i zdjął okulary. Chłopakowi ukazała się para dzikich, groźnych, lśniących, czerwonych oczu. Poczuł strach, ale jednocześnie ciekawość. Przełknął ślinę i odważył się odezwać.
- T-to jakieś soczewki..? - Napastnik znów milczał. Uśmiechnął się za to odsłaniając duże, ostre kły.
- Wow.. Ale super - Czarnowłosy tym razem okazał zdziwienie.
- Coś ty powiedział? - Spytał swoim niskim, nieco zachrypniętym głosem. Przyciśnięty do zimnej ściany chłopak chwilę na niego patrzył, po czym znów zdobył się na to, aby odpowiedzieć.
- J-ja... Ja powiedziałem.. Ż-że super te kły.. S-są... - Nastała chwila milczenia, którą przerwał niski głos.
- No, no. Muszę przyznać, że jesteś całkiem odważny.
- H-heh, dziękuję..? - Uśmiechnął się nieśmiało.
- Jak na nędznego człowieka.
- Oh... Zaraz. Jak na człowieka? A ty to niby kto? - Odpowiedział mu tylko cichy śmiech.
- Jeśli zdasz następny test, to... A sam zobaczysz.
- Test? Jaki test??? - Nie skończył nawet ostatniego słowa, a ciało wyższego chłopaka zalśniło w kilku punktach. Nagle ukazały się jego ciemno czerwone rogi, ogon tego samego koloru oraz rozłożyste, prawie czarne skrzydła. Oczy szatyna otworzyły się szeroko jak jeszcze nigdy. To samo stało się z jego ustami. Stał tak zadziwiony i przyglądał się dziwnemu stworzeniu. Nie krzyczał, nie próbował uciec. Po prostu patrzył. Kreatura za to uśmiechnęła się i odezwała.
- No. I to właśnie ciebie szukałem. - Złapał chłopaka za ramię i po chwili obaj zniknęli w chmurze dymu.

./////.

Witam wszystkich zainteresowanych!
Może komuś się takie story spodoba...
Jeśli jesteście tu ze mną od jakiegoś czasu, lub widzieliście jakieś moje rysunki, wiecie czyja to historia ;)

WillBratIdioty tylko nie spoileruj innym XDD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top