// t w o //

Well I know when you're around cause I know the sound / I know the sound, of your heart

- Więc czym się zajmujesz? – zapytał Michael, kiedy szli z restauracji, a otaczało ich ciepłe, sierpniowe powietrze Nashville. - Nigdy nie dotarliśmy do tej części.

Ashton podążał za Mikiem, bo nie miał swojego samochodu na parkingu. Szczerze mówiąc, zamierzał pójść do baru obok po ich spotkaniu.

- Jestem menedżerem w knajpce z kanapkami w centrum - odpowiedział cicho. Ashton wprawdzie nie wstydził się swojej pracy, ale to było nic w porównaniu do pracy Michaela.

- To całkiem fajnie. - Michael włożył ręce do kieszeni, szukając kluczyków do swojego Mercedesa. - Pamiętasz promenadę obok liceum?

- The Pier? - zapytał Ashton, zatrzymując się przed kremowym samochodem.

Michael skinął głową.

- Tak – zaśmiał się – Miejsce, w którym Timothy został poczęty.

Mike wydał z siebie głośny rechot, jego perłowe zęby lśniły pod ulicznymi latarniami.

- Zapomniałem o tym. - Podrapał się po karku, jego świeżo obcięte włosy były zbyt krótkie, jak na jego gust. - Chcesz tam iść? Popatrzeć w gwiazdy czy coś.

- Ta—

- To głupie, prawda? - przerwał starszemu mężczyźnie, nie chcąc usłyszeć jego odpowiedzi. - Przepraszam, jestem głupi.

- Byłeś celującym uczniem w liceum, na studiach i na studiach doktoranckich, Mike. - Ashton zrobił krok do przodu, unosząc się na palcach stóp. - Naprawdę chciałbym się przejść na to molo*.

Michael nie przestawał się uśmiechać. Odblokował samochód, tylne światła zamigotały.

- Wsiadaj. – Tak też zrobił. Po tych wszystkich latach Michael mógłby powiedzieć słowo, by wciągnąć Ashtona w swój uścisk.

Ashton otworzył drzwi od strony pasażera, przesuwając się na białej skórze i rozsiadając wygodnie. Nie pasował do Michaela w swoich obcisłych dżinsach i luźnej koszulce. Same krawaty Michaela kosztowałyby Ashtona całą pensję.

Michaela zawsze motywowały pieniądze - nawet kiedy mieli piętnaście lat. Ashton często zmieniał pracę, akceptując wszystko, co przynosił los. Nic dziwnego, że nigdy im się nie udało.

Mike wycofał z parkingu, znając drogę do promenady na pamięć.

Noc była spokojna, kiedy opuścili zatłoczony obszar Nashville. Autostrada była cicha, Ashton wpatrywał się w lusterko i obserwował reflektory za nimi.

- Tim ma teraz czternaście lat, a za kilka miesięcy już piętnaście - powiedział Mike, niszcząc piętnastominutową ciszę.

- Wow - odpowiedział Ashton. - To wydaje się dziwne.

- Wiem. Byłem prawie w jego wieku, kiedy się urodził. To naprawdę dziwne. - Michael rozluźnił sztywne ciało, przenosząc prawą rękę na górę kierownicy i lewą na swoje udo. - To naprawdę dobry dzieciak. Zawsze robi to, co powinien i robi to dobrze.

Ash się uśmiechnął.

- Żałujesz czegokolwiek?

Potrząsnął głową.

- Kiedy dowiedziałem się, że jestem w ciąży, żałowałem, ale to było dawno. Jestem zadowolony. - Michael zjechał z autostrady, przyspieszając w dół pustej drogi, by dostać się do odludnego miejsca.

Ashton nie wiedział, czy Michael był zadowolony, że zerwali. To była jego wina. Zaczęło się od narkotyków, które doprowadziły do zbrodni, a Michael nie chciał zostać w nic wplątany. Miał karierę na głowie i czuł się w 100 procentach odpowiedzialny za dorastającego Timothy'ego.

Dlatego skończyło się tak, jak się stało. Michael dostał pełną opiekę, a Ashton nic.

Wysiedli z luksusowego samochodu, biorąc głęboki wdech świeżego powietrza. Nie było więcej niż cztery latarnie w okolicy, wszystko było raczej ciemne, kiedy szli w kierunku zatoki.

Ashton pamiętał, że Michael bał się ciemności. Zapamiętał małego, wątłego chłopaka zwijającego się w ramionach starszego chłopaka, kiedy marnowali swoje piątkowe wieczory, obserwując gwiazdy i rozmawiając o swojej przyszłości.

Wtedy nie wiedzieli, że los rzuci im kłody pod nogi.

Michael usiadł na samym końcu promenady, podkulił kolana i owinął wokół nich ramiona. Ash siedział obok niego, dzieliło ich kilka cali. Spuścił nogi znad krawędzi, jego skórzane buty odkryły niedopasowane skarpetki.

- Cieszę się, że sobie radzisz - szepnął Ashton. - Cieszę się, że Timothy też.

Mike posłał mu półuśmiech.

- Dzięki, stary. Przez jakiś czas było ciężko.

- Naprawdę?

- Pamiętasz moją mamę?

- Oczywiście. - Przytaknął Ashton. Pochylił się do tyłu, kładąc ręce za głowę i oddychając powoli.

- Po tym wszystkim co się z tobą stało, dużo nam pomogła. Czułem się jakbym znowu był w liceum, wiesz? Pracowałem w ciągu dnia, wracałem późno, a Tim spał, potem pracowałem jeszcze trochę, aż do rana. I wszystko od nowa, pięć razy w tygodniu.

- Twoja mama zawsze była wielką kobietą. Uratowała nasze tyłki. - Ashton i Michael chodzili do szkoły po narodzinach Timothy'ego, mieli piętnaście i szesnaście lat - zbyt młodzi, by rzucić szkołę. Obaj chodzili na lekcje, do pracy i wracali do domu, do ich dziecka, a potem odrabiali prace domowe i się uczyli.

Ashton zrobił sobie przerwę po ukończeniu szkoły i przeniósł się do miasta, by być z Mikiem, kiedy chłopak poszedł do college'u. Michael nigdy nie przerwał nauki. Nie miał ani jednej sekundy, by wziąć głęboki oddech.

Michael nigdy nie zrozumie, jak piękny jest.

- Zmarła kilka lat temu - powiedział cicho Mike.

- Oh, tak mi przykro - powiedział, patrząc na plecy Michaela. Nie poruszył się.

- Próbowałem się z tobą skontaktować, ale zgadnij, gdzie byłeś? - zapytał retorycznie. – Znowu na odwyku.

Ashton przewrócił oczami.

- Przynajmniej starałem się uzyskać pomoc. To lepsze niż bycie bezdomnym ćpunem, stary.

- Tak myślę, Ashton - powiedział z westchnieniem - Tim długo o ciebie pytał. Przestał kilka lat temu. - Michael położył się obok bruneta, unosząc dłonie do oczu i przecierając je. - Nie rozumiem jak cokolwiek z tego się stało.

- Cóż, nie chcieliśmy korzystać z zabezpieczenia, bo—

- Nie, nie to - zachichotał. Opuścił ręce do boków, wciąż wpatrując się w niebo. - Byliśmy parą, Ash. Przetrwaliśmy urodzenie dziecka, ten cały syf, który zaserwowała nam szkoła. Twoich rodziców, którzy wyrzucili cię z domu, wciąż byliśmy razem. Mieliśmy dać radę!

- Wiem. - Ashton przewrócił się na bok, patrząc prosto na Michaela. - Byłeś pod tak dużą presją, że ja też się pod nią znalazłem. Mieliśmy dziecko, a ty byłeś w szkole przez cały dzień, nie byłem gotowy, by dorosnąć.

- A teraz jesteś gotowy?

Ashton milczał, bo nie chciał kłamać.

Michael znowu westchnął, rozumiejąc nagłą ciszę.

- Ile miesięcy byłeś czysty?

- Czysty od czego?

Mike spojrzał na niego

- Naprawdę?

- Znaczy, to chwilę zajmie.

Michael chciał przewrócić oczami i krzyczeć. Kiedy zerwali, Mike nie sądził, że to będzie na długo. Myślał, że utrata Michaela (i wkrótce Tima) będzie wystarczająca, by go otrzeźwić.

Michael nigdy nie zrozumie uzależnienia.

- Cóż, nie byłem na kwasie od ośmiu lat – powiedział – Skończyłem z heroiną około sześć lat temu. Nie miałem nic wspólnego z kokainą w ciągu sześciu miesięcy, a teraz staram się odstawić trawkę.

- Cóż, to postęp.

- Tak - powiedział z uśmiechem – To postęp.

Michael obrócił się na bok, leżąc twarzą w twarz z Ashtonem.

- A co z piciem?

- To trudne, Mikey.

Przewrócił się z powrotem na plecy.

- Chodźmy zobaczyć się z Timem - Michael usiadł, po czym dodał - Nie zostajesz na noc, nie chcę cię przy nim widzieć dłużej, niż przez pięć minut.

Ashton westchnął.

- Nie będę się przy nim szprycować heroiną, Michael.

xxx

*Soph użyła formy The Pier, a samo pier to molo, więc idk, może mają jakieś molo, które jest lepsze od innych i dostąpiło tego zaszczytu, żeby pisać jego nazwę dużymi literami.

PS. Kocham Ashtona w tym ff

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top