// t w e n t y - s i x //

We get back to my house / Your hands, my mouth / Now I just stop myself around you

Ashton miał swoje usta na Michaelu, jego ręce wędrowały w górę i w dół jego ciała. Był kwadrans po północy, w wietrzną noc z środy na czwartek, światła w sypialni były zgaszone, rolety zasunięte.

Towarzyszyło im uczucie nostalgii, kiedy dotykali się nawzajem w martwej ciszy. Biodra Ashtona uciskały krocze Michaela, oddech młodego mężczyzny zaczynał przyspieszać.

Przypominało mu to o wszystkich tych nocach, kiedy skradali się po schodach domu rodziców Michaela, zabierali kluczyki i biegli do tylnych drzwi. To była miła chwila wspomnień, Michael zamknął oczy i poczuł na sobie jedyne usta, które kiedykolwiek znał, całujące jego szczękę, dół szyi i obojczyki.

Ashton ułożył Michaela na pościeli tak, by było mu wygodniej siedzieć na nim okrakiem. Jego ręce były pod spodniami dresowymi Michaela, zanim ten go powstrzymał.

Ash zdjął ręce z Michaela, nie mówiąc nic. Nie ośmieliłby się kontynuować, jeśli Michael nie czułby się wystarczająco dobrze.

- Ja... Nie mogę tego zrobić, Ashton - powiedział cicho, prawie zawstydzony.

- Co się stało? – Zszedł z Michaela, siadając u jego boku i patrząc na rozjaśnione włosy.

- Nie mogę być w tobie zakochany.

- Oh. - Ashton opadł na pościel, nie będąc w stanie wypowiedzieć więcej niż jedną sylabę.

- To znaczy, mogę i jestem. - Przyciągnął koc leżący u jego stóp do klatki piersiowej, dzieląc się nim również z Ashtonem.

Ashton dalej milczał, szybko izolował się od świata.

- Mówiłeś, że będziesz starać się bardziej, ale nie wiem, czy tak jest. Nie pozwolę historii się powtórzyć, nie zamierzam inwestować miłości i troski w człowieka, który nigdy nie będzie mnie kochał i o mnie dbał. - Mike położył się na boku, patrząc na bruneta. Wyciągnął rękę, gładząc palcami kości policzkowe Asha.

Złote oczy patrzyły na zielone, tak samo smutno. Ashton mógłby powiedzieć, że próbował, ale to byłoby kłamstwo. Mógł powiedzieć, że jest lepiej, ale to też byłoby kłamstwo. Mógłby przyznać, że wciąż jest bałaganem, ale to byłoby emocjonalne samobójstwo.

- Chcę kochać cię na zawsze, Ashton.

- Chcę, żeby ktoś o mnie dbał – odpowiedział. - Na wieki wieków i po śmierci.

Michael objął Ashtona, przyciągając go do siebie, aż ich nogi się splotły.

- W takim razie pozwól mi sobie pomóc. Nie poradzisz sobie sam.

- Wysłałeś mnie na odwyk, kiedy miałem 20 lat i już nigdy nie było tak samo - powiedział Ashton. - Nie stracę was ponownie.

Michael chciał podkreślić, że to nie odwyk oderwał ich od siebie, tylko niezdolność zaufania Ashtonowi.

- Dobrze, jesteś dorosły, możesz sam podejmować decyzje. Musisz chcieć uzyskać pomoc.

Ash przełknął gulę w gardle.

- Chcę uzyskać pomoc - wyszeptał. Nie brzmiał jak on. Głos był bezbronny, słaby i delikatny.

- Pozwól mi zabrać cię do terapeuty, tylko żeby trochę porozmawiać. Co jakiś czas chodzę do jednego faceta w centrum miasta i to mi naprawdę pomaga. Oczyszcza umysł.

Ashton wyciągnął ręce, muskając bladą skórę Michaela. Wszędzie tam, gdzie palce dotknęły skóry, Michael miał gęsią skórkę. Ash położył kciuk na kości policzkowej swojego partnera.

- Dobra, zrobię to.

- Mogę doliczyć to do mojego ubezpieczenia, mogę zawieźć cię tam i z powrotem, mogę zrobić dla ciebie wszystko.

Starszy mężczyzna posłał mu uśmiech.

- Dobrze.

Michael czuł jak jego usta pulsują, kiedy otworzył je ponownie.

- I powinieneś się wprowadzić.

- Powinienem?

- To znaczy, chcę, żebyś się wprowadził. Jeśli to nie przeszkadza prawnikom i pracownikom socjalnym i, oczywiście, Timothy'emu – powiedział Michael.

Ręka Ashtona wróciła na biodra Mike'a, wsuwając się pod jego koszulkę, aż zimna dłoń spotkała ciepłą skórę.

- Powinienem - powiedział znowu, tym razem bardziej jak oświadczenie niż pytanie. - Musimy omówić wszystko rano.

- Obiecaj mi, tym razem naprawdę, że zostaniesz na dłużej.

Ashton przytaknął, ściskając skórę na plecach Mike'a.

- Przysięgam, będę tu tak długo, jak mi pozwolisz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top