// t h i r t y //
For crying out loud, settle down! / You know I can't be found with you
Ashton wybrał sobie jedną z kanapek, kiedy siedział w biurze Michaela, czekając aż, po raz kolejny, odłoży telefon. Ash był w połowie jedzenia, gdy blondyn odłożył słuchawkę i westchnął.
- Przepraszam. Przysięgam, czasem moja sekretarka nie istnieje.
Ashton uśmiechnął się.
- W porządku.
- W każdym razie, co mówiłeś?
- Nic ważnego. Między mną a Timem się układa, to naprawdę miłe. - Ashton odchylił się w fotelu, poprawiając poduszki. - Jestem pewien, że większość ojców jest w stanie powiedzieć, że są najlepszymi przyjaciółmi ze swoimi synami, ale nasza sytuacja nie jest taka jak wszystkie.
Michel skinął głową, zaczął jeść swój lunch.
- To dobrze, naprawdę się cieszę, słysząc to. To znaczy, teraz widujecie się cały czas, więc tak jakby powinniście się dogadywać.
- Jest świetnym dzieciakiem. Mamy naprawdę fajne dziecko.
Michael uśmiechnął się i otarł usta.
- Mamy, mamy. - Lubił, gdy Ashton odwiedzał go w pracy, to sprawiało, że jego dzień był trochę lepszy. – Znowu wtykałeś swój nos w sprawy jego i mojego stażysty?
- Dlaczego nazywasz Caluma swoim stażystą? On tu zarabia, jest tu już prawie rok, prawda?
Michael wzruszył ramionami.
- Bo jest nastolatkiem i psuje moje dokumenty co najmniej dwa razy w tygodniu. Gdyby jego ojciec nie był drugim partnerem, mógłbym w tej chwili go zwolnić.
- Wow, bardzo się cieszę, że jestem z tak miłosiernym mężczyzną. - Ashton przewrócił oczami i dokończył posiłek. - Tak czy inaczej, nie, nie mam pojęcia czym są.
- Myślisz, że się wymykają? Jak ty i ja kiedyś?
Ash przełknął gulę w gardle. Obiecał, że dokona zmian w swoim życiu, a to musiałby być początek.
- Nie, nie sądzę. - Okłamywanie Michaela nie było nowością, ale okłamywanie go w celu zatrzymania zaufania Tima już tak.
- Mam go przesłuchać? - Mike odchylił się o kilka cali, patrząc przez szybę swojego biura na Caluma podrzucającego piłkę z gumek.
- Przez ciebie zesra się w spodnie.
- To ta zabawna część.
Ashton wstał i wrzucił worek po kanapkach do kosza.
- Proszę, nie torturuj studentów. Nie chcę tu być, kiedy będziesz to robić.
Mike jęknął.
- A od kiedy ty jesteś taki miłosierny?
Ash wzruszył ramionami.
- Dorosłem, jak prosiłeś. – Chwycił portfel i telefon, wpychając je do kieszeni dżinsów.
- Kupię kilka rzeczy w spożywczym, a potem pojadę do domu. Zobaczymy się wieczorem?
- Tak. - Michael wstał, oblizał palce i podszedł do Ashtona. Objął go, przyciągając do uścisku i całując w policzek. – Dzięki, że przyjechałeś i przyniosłeś mi obiad, kocham, kiedy to robisz.
Ashton uśmiechnął się.
- Nie ma za co. - Zrobił krok do przodu, pochylając się raz jeszcze, by musnąć usta Michaela. Był taki zakochany, taki zauroczony. - Kocham cię.
Ashton nie chciał, by cokolwiek z tego się skończyło, ale nie wiedział, jak utrzymać to przy życiu. Bał się ponownego końca i samotności.
Wszystko zaczęło się od potrzeby uwagi, ale teraz to było czymś o wiele więcej. Ashton naprawdę chciał tutaj teraz być, w ramionach Michaela, w życiu Tima, na ziemi.
Mike odprowadził Ashtona do drzwi windy, co dało mu pretekst, by mieć oko na Caluma.
Ashton nie mógł wyrzucić z głowy obrazu swojego szlochającego na siedzeniu pasażera syna kilka nocy temu. Jego cenny skarb. Dlatego Ash pochylił się w stronę Mike'a, kiedy winda zbliżała się do dwudziestego ósmego piętra.
- Zniszcz go - wyszeptał przed wejściem do windy.
Uśmiechnęli się do siebie nawzajem. Drzwi windy się zamknęły, a Michael patrzył na swoje odbicie w metalowych drzwiach.
Poprawił swój krawat, przeczesał palcami włosy i zrobił krok do tyłu. Odwrócił się i ruszył z powrotem do swojego biura.
Kilka kroków przed drzwiami, nagle skręcił w prawo. Zrobił jeszcze kilka kroków, dopóki nie zatrzymał się przy biurku Caluma. Pochylił się, przesuwając jego tackę na korespondencję, by usiąść na drewnianej powierzchni.
- Uh, hej - powiedział Cal, patrząc na Michaela, który jeszcze się nie odezwał. To nie było normalne dla Michaela, by po prostu siedział na biurku Caluma bez zażaleń. - Wysłałem e-mail do tej złośliwej kancelarii i zaplanowałem twoje spotkanie z tym sławnym klientem.
Michael skinął głową, wciąż nic nie mówiąc. Skrzyżował ręce na piersi i patrzył w dół na swojego stażystę/asystenta/sekretarza.
- Pozwól, że cię o coś zapytam.
- Oczywiście, proszę pana.
- Pieprzysz mojego syna?
Calum uniósł brwi.
- Nie, oczywiście, że nie. Ma piętnaście lat, Michael. – Jego serce waliło jak oszalałe, a oddech stał się płytki.
- Tak, ma i zjawił się w moim życiu, kiedy ja miałem piętnaście lat. Powierzam ci go, tak? Nie spieprz tego tak, jak robisz to z moimi papierami, jasne?
- Tak, jesteśmy tylko przyjaciółmi. Przysięgam. To nigdy nie będzie niczym więcej. - Calum niekoniecznie bał się Michaela, ale też niekoniecznie się go nie bał.
Mike przygryzł dolną wargę.
- Niech ma swoje dzieciństwo, w porządku?
Calum skinął głową.
- Ale nie chcę złamać mu serca. Wiem, co chce pan powiedzieć...
- Nigdy nie miałem dzieciństwa - powiedział Michael. - Nie chcę, żeby mój syn powtórzył historię.
- Tak jest, proszę pana.
Michael wstał, poprawiając swoją schowaną w spodnie koszulę.
- I możesz sobie skombinować pieprzony krawat, proszę? - Spojrzał na chłopaka, jego koszulkę polo i czarne spodnie. - Jesteśmy firmą, a nie polem golfowym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top