// t h i r t e e n //

Well I know when you're around cause I know the sound / I know the sound, of your heart

Michael odebrał telefon, kiedy wracał z pracy do domu. Przyłożył go do ucha, odwrócił się za lewe ramię i zmienił pas ruchu, by zjechać na inną drogę.

- Halo? - zapytał w końcu.

- Hej, to tylko ja. – W głośniku zabrzmiał głos Ashtona, a usta Michaela uformowały się w najmniejszy uśmiech.

- Oh, cześć. Jak się masz? - Michael rozsiadł się w swoim fotelu, kiedy jechał wzdłuż autostrady, siedemdziesiąt mil na godzinę. Słońce zachodziło w odcieniach pomarańczy, wszystko było spokojne. Timothy był w domu przyjaciela, wszystkie sprawy Mike'a zostały zamknięte, zimna pizza czekała na niego w domu.

- W porządku, po prostu chciałem wpaść - odpowiedział. Ashton siedział przy biurku, bawiąc się jasnozielonym długopisem, aż spadnie z zbiórka.

- Dobrze, właśnie wracam do domu. Masz około piętnaście minut, zanim wybiorę pizzę za ciebie.

Ash się zaśmiał, nic się nie zmieniło. Lubił to, że coś się zmienia, a inne rzeczy pozostają takie same.

- Moja mała randka z Timem kilka dni temu była przyjemna, to wspaniały dzieciak.

- Czyż nie jest najlepszy?

- W dużej mierze jest taki jak ty. Ten sam humor i wszystko. Jest tylko nieco głośniejszy. Wygląda na to, że nie zmieniłeś zbyt wiele.

Michael się uśmiechnął, lubił rozmawiać o swoim synu.

- Bo wszystko było bardzo dobre.

- Brzmisz jak naprawdę dobry ojciec. - Westchnął Ashton, kiedy odchylił się do tyłu na krześle. Potarł oczy, wciąż trzymając telefon w jednej ręce. – Bardzo się cieszę, że Tim cię ma.

- Cieszę się, że mam Tima.

Ash ułożył stopy na krześle, jego miękkie skarpetki ogrzewały palce.

- Przykro mi, że tak się wszystko potoczyło, Mike. Zawsze zasługiwałeś na więcej.

Michael nie mówił nic przez kilka sekund. Te sekundy były jak wieczność, kiedy jego umysł miał coś do powiedzenia.

Żałował, że nie pisali smsów, wówczas mógłby się przez chwilę zastanowić nad wiadomością, kasując ją i przepisując kilka razy.

Michael był zły na Ashtona przez długi czas, za to jaki był. Ashton i Michael byli parą, która nigdy się nie kłóciła, nigdy nie było ani jednej awantury, żadnej walki. Michael był spokojny.

Ashton był manipulantem, a Michael był słaby.

- Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, wiesz? Wróciłeś do naszego życia, więc to jest... jest w porządku.

- Mam nadzieję, że powrócę na dobre, Mike. Rozumiesz, prawda? - Ashton naciągnął rękawy swetra na palce.

Był to pierwszy piątkowy wieczór od jakiegoś czasu, kiedy został sam w domu. Sam w swoim pokoju i było do bani. Nie było grającej muzyki, telewizora, nikogo do towarzystwa. Tylko on i jego własne myśli, i wcale się nie cieszył.

Michael zjechał z autostrady, zatrzymując się na czerwonym świetle.

- Tak, rozumiem.

- Jestem czysty, Michael, tym razem przysięgam. - Ashton nie był kłamcą, po prostu nie był znany z mówienia prawdy.

- Wierzę ci - odpowiedział.

Ashton przygryzł dolną wargę.

- Jestem gotowy, by być ojcem.

- Nie jestem pewien, czy jestem gotowy, byś nim został.

Michael pomyślał, że to szkoda, że Ashton spóźnił się piętnaście lat.

xxx

Macie ochotę uderzyć Michaela w twarz?

Co mogę zrobić, żeby was uszczęśliwić?

Co chcecie, żeby się wydarzyło? Dlaczego?


Trzynasty rozdział w piątek trzynastego, który wcale nie jest taki pechowy. Więęęęc, kto jedzie na tøp???

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top